Stratedzy
PiS są w kropce. Nie wiedzą, czy robić kampanię, która przyciągnie wyborców,
czy taką, która spodoba się prezesowi, Na razie wybierają to drugie.
MICHAŁ KRZYMOWSKI
Dariuszowi
Selidze, posłowi PiS, zamarzyło się, żeby zostać prezydentem rodzinnych
Skierniewic. Porozmawiał z kim trzeba, dostał zgodę partii, zamówił już nawet
plakaty w drukarni. I wtedy do Jarosława Kaczyńskiego przyszedł Marcin
Mastalerek, szef struktur PiS w województwie łódzkim oraz członek komitetu
politycznego, i położył na stole zdjęcie kompromitujące Seligę. Prezes kazał
wszystko odkręcać - wycofać dotychczasowego
kandydata i szukać nowego. Seliga został też zdjęty z funkcji partyjnej w
regionie.
Co takiego było na fotografii,
która przecięła orli lot posła do prezydentury Skierniewic? Dowód korupcji,
obyczajówka? Gorzej, poszło o zdjęcie zrobione podczas Święta Wojska Polskiego.
Widać na nim, jak prezydent Bronisław Komorowski wita się z posłem Seligą,
który - tu żadne wymówki nie mogły pomóc
- rzeczywiście stoi uśmiechnięty.
Historia tego uścisku dłoni stała
się na tyle drażliwa, że zdjęcie, które do
niedawna wisiało na oficjalnym portalu Wojska Polskiego, kilka dni temu zniknęło.
Tak samo jak kandydatura Seligi.
Ludzie w PiS pytani o tę sprawę
przyznają jednak z uznaniem: Antoni Macierewicz, który także posłuje z województwa
łódzkiego, przez dwa lata nie mógł sobie poradzić z Seligą, a Breivik jak nazywają Mastalerka, załatwił go jednym zdjęciem.
Cynizm, cecha nabyta
Poseł Marcin Mastalerek wyznał
kiedyś w telewizyjnym wywiadzie, że ludzie na ulicy mylą go z Maciejem Stuhrem,
ale o tym, jak mówi się o nim w partii, nie wspomniał. Breivika wymyślił rzecznik PiS Adam Hofman już dawno. Trochę ze
względu na podobieństwo fizyczne, a trochę - na brutalność, z której młody
poseł zdążył zasłynąć.
Mastalerek - rocznik 1984 - to
jeszcze postać nie aż tak znana, ale już bardzo wpływowa. Do krajowej
polityki wprowadził go Joachim Brudziński, partyjny numer dwa. Wyłowił go z
młodzieżówki, dał mu etat w warszawskim biurze przy Nowogrodzkiej, a potem
wstawił go na listę do Sejmu w 2011 roku. Chłopak w ciągu trzech lat zrobił
błyskawiczną karierę. Awansował do ścisłych władz partii, wszedł do sztabu
wyborczego i zyskał dostęp do ucha prezesa.
Kaczyński wywindował go tak
wysoko, bo zgodnie ze swoją starą zasadą chciał mieć przeciwwagę dla Hofmana,
któremu nigdy do końca nie ufał. Jeden z doradców w swojej naiwności kiedyś
nawet - to zapytał: skoro Hofman jest taki
zły, to czy nie można by się go pozbyć znaleźć
kogoś lepszego, choćby i takiego Mastalerka. Prezes odparł mu na to za Stalinem:
- Drugich pisatieliej u mienia niet [dosłownie: „Innych pisarzy nie mam”. To
jeden z ulubionych cytatów Kaczyńskiego, w oryginale była to odpowiedź na
skargi dotyczące zdegenerowanych radzieckich literatów - przyp. red.].
I tu prezes trafił w sedno. Bo
Mastalerek - słyszę w partii - nie tylko dorównuje Hofmanowi arogancją, ale
pod względem cynizmu i brutalności nawet go przewyższa.
Ludzie mówią, że to u niego nabyte,
po prostu kwestia wychowania. Mastalerek jest przecież dzieckiem Nowogrodzkiej.
Dorastał w partii, podpatrywał, jakimi metodami wykańczają się starsi
działacze, i dziś z tego korzysta. W tych wycinankach podobno jest bardzo sprawny.
Jak już złapie - ciągnie jeden z moich rozmówców - to będzie trzymać, póki nie
zadusi. Tak jak zadusił Seligę.
Wieśniacy z Nowogrodzkiej
Hofman i Mastalerek jeszcze rok
temu blisko współpracowali. Hofman jako ten starszy i bardziej wyrobiony wprowadzał
Mastalerka do Sejmu. Dawał mu polityczne wskazówki i uczył, jak przebijać się
w mediach. Jednak gdy Kaczyński powierzył Mastalerkowi funkcję zastępcy
rzecznika prasowego, przyjaźń zniknęła i zaczęła się ostra walka polityczna.
Dziś rywalizacja toczy się na wszystkich polach - idzie o dostęp do szefa, pozycję w partii i strategię w
kampanii.
W praktyce sytuacja wygląda tak:
Hofman rządzi biurem prasowym w Sejmie i decyduje, kto w imieniu PiS może
chodzić do mediów. A Mastalerek, jak przystało na syna partii, wraz ze swoimi
ludźmi okopał się w siedzibie ugrupowania. Jak mówi jeden z posłów, hejt jest
obustronny. Hofman nazywa grupę Mastalerka „wieśniakami z Nowogrodzkiej”. A w
biurze partii ludzie szydzą, że z Hofmana zrobił się straszny Europejczyk:
kawka, tenis, nowa liberalna fryzura.
Spór objawia się w sposób
dziecinny, ale wymiar ma polityczny, bo Hofman i Mastalerek razem zasiadają w
sztabie wyborczym. Choć powinni ze sobą współpracować, to wzajemnie się zwalczają
i blokują swoje pomysły, przez co kampania kuleje. Efekt tej wojny widać na
zdjęciach z samorządowych konwencji wyborczych PiS. Inauguracja kampanii w
miejscowości Kadzidło na północnym Mazowszu -
prezes wśród pań w kurpiowskich strojach ludowych. Konwencja w Krakowie -
brzydka sala na Uniwersytecie Rolniczym, ciupagi, pokaz poloneza i tancerze w
czapkach z piórkiem. Jakby ktoś parodiował wczesne lata 90.
- Hofman i Mastalerek, nasi spin
doktorzy, są zajęci sobą, więc partia realizuje linię wytyczoną przez
pozostałych członków sztabu - mówi z przekąsem jeden z polityków
rozczarowanych kampanią.
- Czyli przez kogo?
- Przez szefa sztabu Joachima
Brudzińskiego, który zawsze uważał, że PR to szarlataneria, która tylko zraża
ludzi. Jego zdaniem do zwycięstwa wystarczy to, że prawda jest po naszej
stronie. Wiele może też tłumaczyć obecność w sztabie naszego speca od
rolnictwa Krzysztofa Jurgiela.
- Prezes nie widzi, że konflikt
Hofmana z Mastalerkiem szkodzi partii?
- To sytuacja jak z kawału o bacy,
który piłuje gałąź, na której siedzi, a potem zastanawia się, dlaczego
zleciał. Kaczyński robi to samo od lat. Najpierw z obawy o to, by nikt mu nie
zagroził, napuszcza na siebie ludzi. A potem się dziwi, że w partii jest zła
atmosfera i ludzie wzajemnie sabotują swoje pomysły.
Równoważenie wpływów to jedna z
ulubionych metod Kaczyńskiego. Jej ofiarą kilka tygodni temu padł europoseł PiS
Ryszard Czarnecki, który w sierpniu pierwszy zgłosił ideę prawyborów^
prezydenckich. Kaczyński początkowo ją zaakceptował, ale szybko się okazało,
że pomysł ma zasadnicze wady. Po pierwsze, Czarnecki zaczął się lansować, wszem
i wobec rozpowiadał, że chce kandydować w prawyborach. Po drugie, do startu
zaczął się też szykować wpływowy senator i twórca SKOK Grzegorz Bierecki,
pozostający w bliskich kontaktach z
Czarneckim, i z Hofmanem. Po trzecie, prawybory jeszcze nie ruszyły, a w partii
już zaczęła się wojna frakcji.
Co zrobił Kaczyński? Wycofał się z
pomysłu prawyborów i zarządził, że od tej pory w mediach będą się pojawiać
tylko ci politycy, którzy będą mieć jego zgodę. W efekcie Czarnecki, który
wcześniej występował w TVN24 prawie codziennie, na kilka
tygodni zapadł się pod ziemię. Zniknął z mediów, przestał też pojawiać się na
Nowogrodzkiej. Kara była tym bardziej dotkliwa, że egzekucję nowej polityki
medialnej zlecono Hofmanowi, do niedawna stronnikowi Czarneckiego.
Gad i dwa płazy
Po tym zamieszaniu na partię padł
strach.
- Naszym największym błędem w
ostatnich miesiącach było przespanie zmiany premiera - przyznaje polityk
zasiadający we władzach PiS. - Przecież na początku swojego urzędowania Kopacz
ze strachu schowała się do mysiej dziury. Unikała dziennikarzy, podczas
wystąpień drżał jej głos, do tego krytykowała ją wewnętrzna opozycja. Sytuacja
wyglądałaby dziś inaczej, gdybyśmy ją wtedy zaatakowali.
- Na przykład jak?
- Wśród doradców krążyła
koncepcja, by to prezes osobiście wyszedł na mównicę po expose i nawiązał z Kopacz rzeczową polemikę.
- Ktoś mu to zaproponował?
- Nie.
Mój rozmówca twierdzi, że nie było
ku temu sprzyjającej atmosfery, bo Kaczyński od początku dawał do zrozumienia,
że Kopacz nie jest dla niego równorzędnym partnerem. Taki pomysł podziałałby
na niego jak płachta na byka: prezes tylko by się skrzywił, a współpracownicy
wyśmialiby tego, kto to przedstawił.
Z tych samych powodów nie wyciągnięto
konsekwencji wobec Hofmana, który zaraz po expose ogłosił, że
Ewa Kopacz jest trzy poziomy niżej od Kaczyńskiego.
Choćby te słowa obiektywnie miały
okazać się dla partii szkodliwe, to Hofman ze swojego punktu widzenia postąpił
racjonalnie. Zrobił dokładnie to, czego oczekiwał od niego jego najważniejszy
wyborca, czyli prezes.
Tak jak nikt nie zaproponował Kaczyńskiemu
polemiki z Kopacz, tak nie było chętnego, by podjąć dyskusję dotyczącą wyborów
prezydenckich. Na jednym z ostatnich komitetów politycznych prezes wymienił co
prawda pięć nazwisk, spośród których PiS ma wybrać swojego kandydata.
Zaznaczył, że to luźna propozycja, nawet zachęcał do debaty, ale jakoś nikt
się nie odważył.
Bo niby co można było powiedzieć?
Dalsze upieranie się przy prawyborach byłoby samobójstwem. Poprzeć którąś z
wymienionych osób - też ryzykownie. Przecież mogła to być podpucha, żeby ludzie
odkryli się ze swoimi prawdziwymi sympatiami.
Prezes już nieraz testował w ten
sposób swoje otoczenie. Kiedyś na taki numer dała się złapać Joanna Kluzik-Rostkowska,
która spośród wszystkich doradców najmniej energicznie protestowała, gdy
Kaczyński oświadczył po Smoleńsku, że rozważa rezygnację z prezesury. W partii
wszyscy pamiętają, co się później z nią stało, i nikt nie chce powtórzyć jej
losu.
W PiS rozstanie w zgodzie to zresztą
pojęcie nieznane. Kiedy dwa miesiące temu partia pożegnała się z wieloletnim skarbnikiem
Stanisławem Kostrzewskim, Brudziński jeszcze tego samego wieczoru kazał
wymienić w biurze zamki. Tak na wszelki wypadek - gdyby Kostrzewskiemu
przyszło do głowy żeby przyjść w nocy i wgnieść jakieś dokumenty.
A gdy kilka lat temu popędzono
kota Zbigniewowi Ziobrze, Jackowi Kurskiemu i Tadeuszowi Cymańskiemu, popis na
posiedzeniu klubu parlamentarnego dał sam prezes. Zapytany o rozłam, który
właśnie stał się faktem, sięgnął po cytat z „Historii Wszechzwiązkowej Komunistycznej
Partii Bolszewików”. - Chyba niedługo napiszę list do członków, który zacznie
się słowami: „Czujne organa bezpieczeństwa partii i bohaterski komitet
polityczny zapobiegły spiskowi, wyrzucając ze swoich szeregów gada oraz dwa
płazy” - powiedział z uśmiechem.
Kandydaci na Hofmana
Wskazanie kandydata na prezydenta
prezes odłożył sobie na koniec roku. Na razie wygląda na to, że prawybory, na
które tak liczyli Hofman z Czarneckim i Biereckim, się nie odbędą. Oficjalnej
decyzji jeszcze nie ma, ale większość polityków PiS przewiduje, że nominację
otrzyma europoseł Andrzej Duda. Spośród wszystkich kandydatów wymienionych
przez prezesa na komitecie politycznym - pojawiły się tam jeszcze nazwiska
profesorów Andrzeja Nowaka, Piotra Glińskiego oraz Czarneckiego i Biereckiego
- Duda ma najmniej wad. Jest w miarę rozpoznawalny, ma jakie takie doświadczenie
polityczne i nie stanowi dla prezesa zagrożenia.
Jeśli padnie na niego, to pojawi
się pytanie, kto mu zrobi kampanię.
Mówi poseł PiS: - Hofman już zapowiedział,
że mu nie pomoże. Kiedyś miał z nim dobre relacje, ale gdy Andrzejek został
szefem sztabu w kampanii europejskiej, zaczął z nim rywalizować. Dziś
przemawia przez niego zazdrość. Jest w podobnym wieku, jeszcze niedawno był na
jego poziomie, ale Duda zaczął mu odjeżdżać. Ma być kandydatem na prezydenta,
a Adam dalej jest tylko rzecznikiem.
Na razie wszystko jest jednak pod
kontrolą. Jak Hofman odmówi, to znajdą się inni. W kolejce czeka przecież
Mastalerek, są też dwaj synowie marnotrawni: Jacek Kurski i Adam Bielan. Póki
partia jest, chętni do pracy się znajdą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz