środa, 22 lipca 2015

Brutus dla idei



W PiS wyrzekającym się rewolucji i stawiającym na wolny rynek Jarosław Gowin poczułby się jak u siebie. Tylko skąd wziąć takie PiS?

RAFAŁ KALUKIN

Niektórzy twierdzą, że właśnie przechodzi etap fascynacji Ja­rosławem Kaczyńskim. On sam zaprzecza. Po prostu ceni u prezesa Pra­wa i Sprawiedliwości jego tradycyjny, in­teligencki etos. Owszem, z Tuskiem też zdarzało mu się prowadzić fascynują­ce rozmowy, ale głównie o socjotechnice. Głębszymi problemami przywódca PO przeważnie się nudził. A rozmowa z nim była jak intelektualna szermierka na bły­skotliwe riposty
- Z Kaczyńskim jest inaczej. Możemy godzinami rozmawiać o sprawach progra­mowych, aż do wyczerpania tematu. Mam wrażenie, że prezes ceni moją samodziel­ność myślową - opowiada Gowin.
Po okresie medialnego wyciszenia znów wszędzie go pełno. W ubiegłym tygodniu wzbudził polemiki, twierdząc, że Polska nie powinna przyjmować muzułmańskich uchodźców. Potem lekceważąco-prześmiewczym tonem krytykował Ewę Ko­pacz. Tak jak kiedyś w szeregach PO znów jest ofensywnym skrzydłowym.
Tyle że dawniej przeważnie strzelał do własnej bramki. W nowej koszulce wyraź­nie czuje się lepiej.

Arka albo języczek
Jest elastyczny, gdy chodzi o sojusze poli­tyczne, ale swym poglądom stara się być wiemy. Mówi, że „reprezentuje wrażliwość ko-librową”. Czyli konserwatywną w sferze wartości i liberalną ekonomicznie. W kra­jach anglosaskich byłby w prawicowym mainstreamie, lecz w Polsce podziały bieg­ną inaczej. U nas taki zestaw był popularny tylko w elitach. Próbowali przed Gowinem zbudować poważny konserwatywno-liberalny obóz tak znaczący politycy jak Jan Rokita, Wiesław Walendziak, Aleksander Hall, Kazimierz Ujazdowski, ostatnio Rafał Dutkiewicz. Tylko wyborców im brakowa­ło, bo polski tradycjonalizm zawsze szedł w parze z socjalną wrażliwością.
- Pozostają dwie strategie - tłumaczy Gowin. - Skrajną reprezentuje Korwin-Mikke, można ją określić jako Arkę Noe­go. Czyli odgradzamy się od świata zalewa­nego falami socjalizmu i dumnie dzierżymy sztandar wolnego rynku. Ja wybieram stra­tegię umiarkowaną, która polega na byciu mniejszością w ramach większego obozu. Aby nasycać go naszymi wartościami albo przy sprzyjających okolicznościach stać się języczkiem u wagi.
Polityk prawicy o Gowinie: - Jest w PiS ciałem obcym, ale akceptowanym. Dla wie­lu wręcz pożądanym, bo wrzuca liberalny bajpas do socjalnego programu.
Podwładny Gowina w jego partii Polska Razem: - Z badań wynika, że konserwatywno-liberalne poglądy ma 10 procent Po­laków. Niestety, tylko niewielka część z nich byłaby skłonna zagłosować na taką partię. Ale i tak dla Kaczyńskiego jesteśmy cenni, gdyż biorąc nas na pokład, likwiduje opo­zycję na prawicy.
Dla Platformy szczególnie kłopotliwe są medialne starcia z takimi politykami jak Ryszard Petru, dawnymi zwolennika­mi, którzy zarzucają jej zdradę ideałów. To demobilizuje elektorat. Oddając partiom Gowina i Ziobry kilka miejsc na listach wy­borczych, Kaczyński kupuje prawicowych dysydentów. I dobrze na tym wychodzi.
Oczywiście w szeregach „przystawek” nie brakowało obaw, że to jedynie taktyczna zagrywka prezesa na wybory prezydenckie. Długo wydawało się, że PiS nie ma do­brego kandydata. Dudę mało kto kojarzył, więc popularny w pisowskim ludzie Ziobro mógł szantażować Kaczyńskiego swo­im startem. A gdyby jeszcze do rywalizacji włączył się Gowin, wybory skończyłyby się katastrofą. Po zwycięstwie Dudy zagroże­nie minęło, ale nic nie wskazuje, aby Ka­czyński zamierzał zerwać układ.
Choć porozumienie Zjednoczonej Pra­wicy daje takie same prawda obu partiom sojuszniczym, to akcje gowinowców sto­ją o niebo wyżej. Mimo że w odróżnieniu od ziobrystów zaznaczają swą progra­mową odrębność, a Gowin - podobnie jak Ziobro - też ma w życiorysie epizod Brutusa.

Panie prezesie, tkwię w bagnie!
Pierwsze podejście wykonał dawno temu Kaczyński, W kampanii wyborczej 2007 roku, gdy po koalicji z Lepperem i Gier­tychem pozostało wspomnienie, prezes szukał wzmocnienia dla PiS. Oferta ob­myślona na rozbicie Platformy była pre­cyzyjna: Jan Rokita ma zostać premierem nowego rządu, Jacek Saryusz-Wolski - sze­fem MSZ, a Gowin - ministrem edukacji. Propozycja brzmiała poważnie, PiS prowa­dziło w sondażach i mało kto dawał Tuskowi szanse w debacie z Kaczyńskim.
Ale platformerscy konserwatyści odmó­wili. 'Rudno byłoby zresztą Gowinowi uza­sadnić taką woltę. Dopiero co krytykował: „Rządy PiS były bardzo kiepskie. (...) PiS chce zwiększyć administrację, chce ponad możliwości budżetu rozdymać świadcze­nia socjalne... A to, co dzieje się na styku Ministerstwa Sprawiedliwości i służb spe­cjalnych, stawia pod znakiem zapytania wiarygodność PiS jako partii przywiąza­nej do państwa prawa. Nie widzę szans na współpracę z takim PiS, jakim ono się stało”.
Gdy przywołuję teraz te słowa, Gowin zaperza się: - Do każdego polityka moż­na strzelać takimi cytatami, zwłaszcza jeśli padły w kampanii. Od tamtej pory w wie­lu sprawach zmieniłem zdanie. Choć na­dal bardzo mi się nie podoba to, co robiono wtedy z wymiarem sprawiedliwości.
Doktrynalnym wrogiem PiS nigdy jednak nie był. A w ideę IV RP gorąco wierzył. I nie­raz powtarzał, że jego największym politycz­nym rozczarowaniem był rozpad niedoszłej koalicji PO-PiS w 2005 r. Mówił w wywia­dzie: „Wyobrażałem sobie taki scenariusz: koalicja reformuje państwo, ma zagwaran­towaną dobrą koniunkturę gospodarczą (...), a po 8 latach PiS i Platforma stanowią dwa skrzydła tej samej partii: PiS - skrzydło socjalne, PO - skrzydło liberalne”.
Drugie podejście wykonał już sam Go­win. W marcu 2012 roku, raptem kilka miesięcy po zaprzysiężeniu nowego rządu 'łuska, w którym on sam został ministrem sprawiedliwości, złożył Kaczyńskiemu dys­kretną wizytę i oświadczył, że zamierza zbudować partię, która w przyszłości bę­dzie koalicjantem Prawa i Sprawiedliwości.
- Minister z rządu Tuska, który przychodzi powiedzieć, że siedzi w bagnie i chce to rozpieprzyć? Kaczyński był zaintrygowany - opowiada współpracownik Gowina.
Jeszcze latem 2013 roku Gowin ciągle jest w Platformie. Nawet rzuca Tuskowi rękawicę w partyjnych wyborach. Ale ze świa­domością, że za chwilę pożegna się z partią. Chodzi mu o to, aby pociągnąć za sobą jak najwięcej platformerskich konserwatystów. Ostatecznie wyjdzie jednak tylko garstka.
O kulisach swej frondy nie chce mó­wić. Pytam, kiedy stracił złudzenia do Tu­ska. Mówi: - Gdy jesienią 2011 r. zostałem ministrem sprawiedliwości, już po kilku­nastu tygodniach wiedziałem, że jego de­klaracje z expose to tylko uwodzicielska gra z wyborcami.

Ku jasnej stronie mocy
- Teraz jest pan po drugiej stronie kulturo­wego sporu? - pytam.
Odpowiada: - W pewnym sensie tak. Ale nawet będąc w PO, wiedziałem, że w woj­nie kultur jestem po stronie PiS. Wierzy­łem, że uda mi się przeciągnąć Platformę na jasną stronę mocy. Tymczasem byłem świadkiem jej przekształcania się w bez- ideowy obóz władzy. Miałem narastające poczucie obcości. Moim wielkim rozcza­rowaniem było też to, że wstępowałem do partii wolnorynkowej, a praktyka rządze­nia stawała się coraz bardziej etatystyczna.
- A PiS to niby królestwo wolnego rynku?
- Nie. Ale z Jarosławem Kaczyńskim pa­radoksalnie łatwiej jest mi się porozumieć. Zresztą jego rząd obniżał podatki, a rząd Tuska przeważnie podnosił.
- Bo Kaczyński rządził w czasie prosperi­ty, a Tusk musiał walczyć z kryzysem.
- To prawda. Ale nie zmienia to faktu, że dla Tuska liczyło się tylko utrzymanie wła­dzy. Doskonale wiedział, co robi, okradając emerytów z oszczędności w OFE. Zrobił to na zimno, kupując sobie dwa lata spokoju.
- Akurat w tej sprawie miał pełne popar­cie ze strony PiS.
- Ale intencje były inne. Prezes po prostu uznał likwidację OFE za słuszną.
- Co za różnica, skoro efekt identyczny?
- Wolę się poróżnić z kimś ideowym, niż być w jednym obozie z cynikiem.

Studzenie ortodoksji
W głównych politycznych obszarach swych zainteresowań - sprawach świato­poglądowych, wymiarze sprawiedliwo­ści i ekonomii - zbieżny jest z PiS tylko w tym pierwszym. Choć i tu bywały różni­ce, skoro zawsze deklarował dystans do lu­dowego katolicyzmu, który jest paliwem politycznym Kaczyńskiego. O sojuszu PiS z Radiem Maryja mówił przed laty, że to „ostentacyjne upolitycznienie wizerunku Kościoła”. Dziś - a rozmawiamy dwa dni po jasnogórskiej manifestacji tej symbiozy - po prostu chowa się za uwagą, że do Ra­dia Maryja nie chodzi.
O ujawnionych niedawno pomysłach ziobrystów na sanację wymiaru spra­wiedliwości (min. rozszerzenie możliwo­ści stosowania policyjnej prowokacji oraz kontrolowanie sędziów przez władzę poli­tyczną) mówi, że to w dzisiejszym PiS pod­ziemie. Ale zarazem nie ukrywa, że jeśli chodzi o stosunek do prawa, to więcej go z Kaczyńskim dzieli, niż łączy. Nie podzie­la wiary prezesa PiS w represyjne prawo karne mające pełnić funkcję odstraszającą. Za to Kaczyński nie zostawia suchej nitki na nowym kodeksie postępowania karne­go (będącym m.in. dziełem Gowina), który zdejmując z sędziego obowiązek ustalenia prawdy, zapewne obniży liczbę wyroków skazujących.
Jednak Gowina najbardziej interesuje ekonomia. - Zgadzamy się z PiS w kwestii deregulacji gospodarki, reformy systemu podatkowego, ułatwień dla przedsiębior­ców - wylicza.
Główny postulat PiS, czyli obniżenie wie­ku emerytalnego ? Kaczyński od razu za­strzegł, że to nie podlega kompromisom. Musiało to być kłopotliwe dla Gowina, któ­ry był apologetą jego podwyższenia. Teraz ucieka w dialektykę: sprawa jest drugorzęd­na, bo system w obecnym kształcie i tak nie ma przyszłości. - Wcześniej czy póź­niej wiek emerytalny w ogóle trzeba będzie znieść. Już moje pokolenie będzie musiało pracować jak najdłużej, by otrzymać eme­ryturę starczającą na więcej niż wegetację.
Inne etatystyczne obietnice PiS - takie jak finansowanie służby zdrowia z budżetu, zapowiadana obrona miejsc pracy w górni­ctwie - też stara się puszczać mimo uszu. Gdy jednak uznaje, że jego wolnorynkowa wiarygodność jest zagrożona, wtedy twar­do zaznacza odrębność. Tak było z forso­waną przez PiS trzecią stawką podatkową dla najbogatszych. Gowin przekonał Ka­czyńskiego do rezygnacji z tego postula­tu, czemu zresztą wielu polityków PiS po cichu przyklasnęło. A nazajutrz po kon­gresie programowym Zjednoczonej Pra­wicy, na którym Beata Szydło przedstawiła grubymi nićmi szyte 'wyliczenia, rzekomo pozwalające sfinansować kosztowne obiet­nice wyborcze, Gowin publicznie podważył ich prawidłowość. - Uprzedził Kaczyńskie­go, że to zrobi. Prezes nie był zachwycony, ale przyjął to spokojnie - relacjonuje poli­tyk Polski Razem.
Bardziej zirytowana była Szydło, co zresztą nikogo nie zdziwiło. Między kandy­datką na premiera a szefem Polski Razem nie ma dobrej chemii.
- W rządzie Kaczyńskiego Gowin był­by ważną osobą - słyszę w kuluarach Pol­ski Razem. - Lecz jeśli Szydło będzie miała wolną rękę w doborze ministrów, to Gowin nic nie dostanie. Podobnie zresztą z inny­mi naszymi ludźmi - Anną Streżyńską, Pa­włem Kowalem. Tyle że główny wpływ na obsadę rządu będzie miał Kaczyński, więc sprawa jest otwarta.
Za to w Platformie budzi irytację.
Posłanka PO: - Na korytarzu sejmowym zachowuje się jak typowy poseł PiS. Udaje, że nas nie poznaje.
W Sejmie nie grzeszy aktywnością. W komisjach sejmowych przeważnie pod­pisuje listę obecności i znika. Na czas prac nad ustawą o in vitro zapisał się do komisji zdrowia. - Zgłosił poprawkę przewidują­cą zastąpienie projektu rządowego projek­tem opozycyjnym. Ale tryb legislacyjny nie przewiduje tego, więc poprawka nie zosta­ła nawet poddana pod głosowanie. Strzelił wtedy focha, że blokujemy działanie opozy­cji - opowiada poseł Platformy.
Ironiczne uwagi budziły też umizgi Go­wina do Korwin-Mikkego, że cieszyłby się z takiego koalicjanta. Potem się z tych słów wycofał. Tłumaczy, że wokół JKM jest spo­ro ideowych młodych ludzi, którzy „dali się omamić szarlatanowi”. Ale warto o nich zabiegać.
Co innego Kukiz, którego Gowin poznał już kilka lat temu i szczerze szanuje jako „szczerego i bezinteresownego patriotę”.
Zwracam uwagę: - Podkreślał pan, że dla konserwatysty ważny jest styl uprawia­nia polityki. A Kukiz jest politycznym chu­liganem. Gowin: - Nie odbieram tak tego. Ale może jestem tendencyjny i sympatia dla człowieka przesłania mi jego wady.
Od współpracownika z Polski Razem do­wiem się, że ta sympatia jest autentyczna, lecz nie można też zapomnieć o politycz­nym interesie. Z badań wynika, że typo­wy wyborca Kukiza, czyli młody, wkurzony mężczyzna o poglądach wolnościowych, nie jest skłonny głosować na kobiety. Rozcza­rowanych ostatnimi poczynaniami muzyka ma więc przyciągać do PiS właśnie Gowin.

Nie roztopię się w PiS
„Po doświadczeniach z IV RP już pewnie do końca życia nie odważę się mówić o prze­budowie moralnej dokonywanej przez po­lityków” - mówił w 2007 roku. I zdania nie zmienił.
Czy duch rewolucyjny już ulotnił się z Pis? - Prezes głęboko przemyślał do­świadczenie swych rządów - zapewnia Go­win. - Zrozumiał, że nie należy otwierać zbyt wielu frontów naraz. Zmiany powinny mieć charakter bardziej organiczny, choć należy wyraźnie określić granicę, poza któ­rą zaczyna się dryf. Trzeba uniknąć pułap­ki, w którą wpadł Tusk.
Przekonuje, że zmieniło się również oto­czenie Kaczyńskiego. Młodzi radykałowie sprzed dekady dziś mają po 40 lat i lepiej rozumieją państwo oraz gospodarkę. Ma to dawać gwarancję, że IV RP w rewolu­cyjnym kształcie nie powróci. Smoleńsk? - Może pan się zdziwi, ale przegadałem z prezesem wiele godzin i tej sprawie po­święciliśmy raptem kilka minut. Po prostu zgadzamy się, że należy umiędzynarodowić śledztwo i tyle. Nadal zresztą uważam, że nie ma dowodów na zamach.
- Ale już go pan nie wyklucza, jak daw­niej - przypominam.
- Bo kiedyś nie widziałem w tym interesu Rosjan. Teraz patrząc na politykę rosyjską, mógłbym już dostrzec motyw.
Czy te modyfikacje poglądów sprawią, że wysoka pozycja Gowina na polskiej prawi­cy się utrzyma? Odpowiedź jest taka sama jak w każdym innym pytaniu o przyszłość po wyborach: to wie tylko Jarosław Kaczyń­ski . W „twardym” PiS przeważa opinia, że Gowin utrzyma pozycję tylko pod jednym warunkiem - musi wyrzec się ambicji prze­wodzenia spójnej frakcji w ramach wielkie­go obozu. Po doświadczeniach z kolejnymi frondami Kaczyński jest na to szczegól­nie uczulony. A to oznaczałoby, że wyma­rzona „ko-librowa” formacja Gowina nadal jest mrzonką. Choć on sam zarzeka się, że nie ma zamiaru roztapiać swej partii w PiS.
- Wierzę w strategiczną współpracę, ale mam świadomość, że nie będzie bezkoli­zyjna - dodaje.
Zwłaszcza że piętna Brutusa przecież nie zmył. Czy znajdzie więc nowego Cezara, który bez reszty mu zaufa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz