Łapie pierwszą lepszą
okazję i Leci. Nie wie za wiele o miejscu, w którym wylądował. Nie zwiedza, bo
je i pije, aż się nie może ruszać. Jeśli chcesz mieć równie udane wakacje,
trzymaj się głównych przykazań masowego turysty z Polski.
MAŁGORZATA ŚWIĘCH0WICZ, RAFAŁ GĘBURA
Do Tunezji na razie nie wyjedziesz. Biura turystyczne
wstrzymały sprzedaż. Do Egiptu też niektóre wstrzymały loty, ale jest jeszcze
Grecja. To nic, że grozi jej bankructwo. Im trudniejsza sytuacja w jakimś
kraju, tym tańsze oferty. Jest okazja, last minute, all-inclusive, już za 1200 złotych od osoby. Idealna sytuacja dla kogoś,
kto chce mieć wiele za niewiele.
Polski Związek Organizatorów
Turystyki spodziewa się, że tego lata będzie więcej wyjazdów niż w ubiegłym roku,
a w ubiegłym było więcej niż w poprzednim. Najpopularniejsze kierunki: Grecja,
Turcja, Egipt, Hiszpania, Włochy. Dotąd na rankingowej liście wysoko była
Tunezja, choć już od maja ubiegłego roku MSZ ostrzegało, żeby tam nie
podróżować.
- Było tanio, było fajnie - mówili
Polacy, którzy ostatnio wybrali się na wakacje do tunezyjskiego kurortu Sousse
i musieli być stamtąd ewakuowani po tym, jak na plaży zastrzelonych zostało 37
osób, a 36 zostało ciężko rannych. Wcześniej, w marcu, w Muzeum Bardo w Tunisie
zginęło 20 turystów, w tym troje z Polski. Wtedy mogło się wydawać, że do Polaków
w końcu dotrą apele MSZ. Ale skąd.
Korespondent TVN24, tuż po masakrze w Sousse, poleciał do Tunezji, próbował
uchwycić reakcje turystów z Polski. Podszedł do czekających na samolot
powrotny do Warszawy. Opaleni, radośni. Jeden, z głową ogoloną na łyso,
tatuażami na ramieniu, zaczyna tańczyć do muzyki ze smartfona. Potem następny.
Wskakują na krzesła i tak tańczą radośni Polacy nad tłumem innych rozbawionych
Polaków.
Zaskakujące. Dziesiątki ofiar,
krew na plaży. I co? Nic.
A przecież Polaka na wakacjach
potrafi wytrącić z równowagi najmniejsze głupstwo. Tymczasem ta tragedia nie
porusza. Inne rzeczy ich interesują.
Polecieć byle
gdzie
- Wśród polskich turystów jest
duże rozwarstwienie - słyszymy zarówno w biurach podróży, jak i w rozmowach z
pilotami wycieczek. Większość woli nie wypowiadać się pod nazwiskiem, bo
„klient nasz pan”, jak się klienta skrytykuje, to się obrazi. Ale prawda jest
taka, że klientela się wyraźnie podzieliła na lepszą, obytą w świecie i na
gorszą, której świat nie interesuje, choć latają to tu, to tam. W branży
turystycznej zaczyna się na takich mówić: CHAMburgery. Każdy wolałby obsługiwać
obytego niż CHAMburgera. Obyci z namysłem wybierają kraj, w którym spędzą
urlop. Dużo o nim czytają, poznają historię i bieżącą sytuację. Są gotowi dużo
wydać na zwiedzanie. Obytych, niestety, jest mniejszość.
Większości zależy głównie na tym,
żeby tanio wypocząć. Wszystko im jedno gdzie. Może być Tunezja. Albo równie
dobrze: Egipt, Bułgaria, Chorwacja.
- Nie interesuje ich nic, tylko
czy będzie basen i all-inclusive.
Dziwię się, po co w ogóle zadają sobie trud
opuszczania Polski. Taniej by było kupić kilka flaszek i upić się w kraju -
mówi o CHAMburgerowej większości Anna, pilotka wycieczek. Kiedyś pracowała
głównie w tak zwanych tanich destynacjach: Grecja, północna Afryka. Teraz, jak
może, unika jeżdżenia tam, gdzie jeździ większość. Szkoda nerwów i wysiłku. Po
co opowiadać o kraju komuś, kto ma w nosie to, gdzie wylądował? On chce
przecież tylko pobyć, popluskać się, opalić, najeść, napić.
W ostatnim roku z biurami podróży
wyjechało na urlop za granicę około 2,5 min Polaków, zdecydowana większość
wybrała all-inclusive.
W tym roku też najchętniej wybierana jest ta
opcja. Gdy ma się „wszystko w cenie”, to się chętnie je i pije. Wręcz do granic
możliwości, a nawet poza nie. I wtedy już zupełnie nie ma się ochoty ruszać
poza granicę hotelu.
- Niektórzy nie pójdą nawet nad
morze, jeśli tam nie ma baru - mówi Magda, nauczycielka z Krakowa. W ubiegłym
roku była z mężem i synem w Hiszpanii i potem była chora od patrzenia na to,
co wyczyniali Polacy do spółki z Brytyjczykami z klasy robotniczej. - Już ich
nie odróżnisz. Tak samo otyli, wytatuowani, pijący od rana. Z tą różnicą, że
Polacy przed południem głównie piwo, a Brytyjczycy już gin.
Degustować
Katarzyna, która jest animatorką w
Magaluf na Majorce, a wcześniej pracowała na Fuerteventurze, w
Turcji na Cyprze, zauważyła, że wszędzie - bez względu na kraj czy hotel -
turyści z all-inclusive
dużo piją. Gdy słyszą: „za darmo”, „gratis”
albo „degustacja”, to nawet jeśli wcześniej nie mieli za bardzo ochoty, nagle
już mają. Pamięta, jak w czasie wycieczki na Lanzarote, gdy w winiarni
częstowano winem, niektórzy tak chętnie opróżniali kieliszki, że później nie
byli w stanie wejść o własnych siłach do autokaru.
Gdyby trzeba było za wino
zapłacić, to prawdopodobnie mało komu chciałoby się pić. Byłoby marudzenie, że
wciska im się drogiego sikacza, że nie warto nawet próbować i obrażać
podniebienia. Niemal wszystko, jeśli kosztuje, to - zdaniem Polaków - za dużo.
Gdy w czasie wycieczki jest postój i okazuje się, że toaleta płatna, wielu
mówi, że nie ma potrzeby, wytrzyma. Katarzyna kiedyś widziała, jak turysta
rozpiął rozporek pod kościołem, bo go po piciu przydusiło, a żal było wydać na
WC.
- Strasznie oszczędzają - mówi o rodakach Iza, która przez
wiele lat pracowała na Krecie. Miała do czynienia z turystami z wielu krajów,
więc napatrzyła się na różnice kulturowe. Jeśli w czasie wycieczki jest
przewidziany lunch, za który trzeba zapłacić, Polacy rezygnują, wyciągają
kanapki, które zabrali z hotelu. Na koniec wycieczki, gdy inni zostawiają kierowcy
napiwek, Polak rzadko sięga do kieszeni. - Nie ma nawyku zostawiania napiwków
- zauważa Iza. Wykosztował się na all-inclusive i wystarczy, nie ma
zamiaru wydawać więcej. Za to ma zawsze uwagi i pretensje.
Nie dziękować
- Moi egipscy przyjaciele zwykli
mawiać, że gorszymi turystami od Polaków są tylko Egipcjanie - mówi Krzysztof
Matys, historyk, religioznawca i egiptolog. Gdy pracował tam jako pilot,
często zastanawiał się, czy Polacy wybrali się na urlop, czy na wojnę. Tacy
podminowani, wybuchowi, wszędzie węszący podstęp. - Narzeka się, że dużo
pijemy, nadużywamy all-inclusive, ale inne nacje pod tym
względem nie są lepsze, też dają niezłe popisy. To, co nas wyróżnia spośród
innych, to podejrzliwość, ciągła czujność - mówi Matys.
- Polakowi się wydaje, że każdy
tylko czeka, aby go oszukać, wykorzystać. Ma teorie spiskowe - przyznaje Anna,
która jest pilotem z wieloletnim stażem i widzi w tzw. masowym turyście wciąż
te same lęki. Jakby wycieczka była wyprawą na front walki o swoje.
Polak - jak twierdzi wielu rezydentów
- często zapomina, że są takie słowa jak dziękuję, proszę, przepraszam. Raczej
żąda, ma pretensje. Zdąży popsuć sobie i innym
humor, jeszcze zanim trafi do hotelu. Kwasy są już na lotnisku, wykłócanie się
o nadbagaż. Później wyścig, kto pierwszy wejdzie do samolotu, a po lądowaniu:
kto pierwszy wyjdzie. W hotelu bieg do recepcji w nadziei, że kto będzie
szybciej, ten dostanie większy pokój. A dalej: sprawdzanie, kto mieszka w jakim
skrzydle, i narzekanie, że Niemcy chyba w lepszym niż Polacy. Bo Polakom zawsze
dają wszystko gorsze.
- Jesteśmy społeczeństwem
generalnie niezadowolonym. Mamy pretensje, najczęściej do instytucji swojego
państwa. A gdy wyjeżdżamy, to niezadowolenie kierujemy na instytucje, które
tam są pod ręką, skarżymy się na obsługę w hotelu, na pracowników biura
turystycznego - tłumaczy dr Grzegorz Kaczmarek, socjolog kultury.
- Jeśli woda w morzu okazuje się
mniej turkusowa niż w folderze reklamowym, meble w hotelu trochę starsze, a
posiłki nie tak apetycznie podane jak na zdjęciach, to niektórym wystarczy,
żeby poczuć zawód, rozczarowanie - mówi Przemysław Staroń, psycholog i
kulturoznawca z Uniwersytetu SWPS w Sopocie.
- Są ludzie, którzy chyba czerpią
satysfakcję z narzekania. Punktują nawet najdrobniejsze niedociągnięcia -
zauważa Krzysztof Matys.
W egipskiej Hurghadzie ceny tak
spadły, że można spędzić tydzień w pięciogwiazdkowym hotelu już za niewiele
ponad 2 tys. zł (jest przecena z 4 tysięcy): w tym jest przelot i all-inclusive 24 godziny na dobę. W hotelu: pięć basenów, jacuzzi, spa.
Wystarczy przejrzeć opinie wrzucane po powrocie, żeby zrozumieć, jak potrafi
narzekać Polak: w holu za duże kanapy, półmrok, w restauracji kelnerzy nie prowadzą
do stolików, trzeba samemu wyszukać miejsce, z owoców podaje się zaledwie
pomarańcze, jabłka, banany i figi, z deserów jakieś leguminki i kręcone lody.
Na szczęście wódki do drinków leją dużo.
Zgłupieć
Państwo F., którzy niedawno
wypoczywali wraz z córką w tureckiej prowincji Marmaris, podejrzewają, że w
hotelu do drinków ktoś dodawał nie tylko wódkę, ale i pigułki gwałtu. Inaczej
nie potrafią wytłumaczyć, dlaczego ona chodziła nago wokół basenu, a on - jak
podały tureckie media - pobił siedem osób, w tym wezwanych do hotelu
policjantów. Pisano, że od pierwszego do ostatniego dnia para ostro piła, ale
oni zapewniają, że pili umiarkowanie i że absolutnie nie czują się sprawcami,
tylko ofiarami.
- Wystarczy w Warszawie pójść na
plażę nad Wisłą i popatrzeć, jak na niektórych Polaków działa woda, piasek,
ładna pogoda. Piją, klną, rzucają butelkami. To samo nad Morzem Śródziemnym
czy Egejskim - mówi Krzysztof Piątek, prezes Polskiego Związku Organizatorów Turystyki.
- Po alkoholu zaczyna się skakanie
do basenu na główkę. Mimo że są tablice zakazujące skoków, to co sezon to
samo: ktoś głową uderza w dno - zauważa Krzysztof Matys. Prowadzi szkolenia dla
pracowników biur podróży i porusza problem wypadków na basenach. Pijanemu
turyście nie pomoże to, że się ubezpieczył. Jeśli ulegnie wypadkowi w związku z
tym, że pił czy wziął narkotyki, ubezpieczyciel nie pokryje kosztów leczenia
ani ewentualnego przetransportowania zwłok do kraju. Wielu nie zdaje sobie z
tego sprawy, bo nie czyta warunków ubezpieczenia.
W MSZ wyliczają, że wśród
problemów, jakie zgłaszane są w związku z pobytem Polaków za granicą, poza
zgubieniem lub kradzieżą dokumentów -
najwięcej jest: wypadków, kwestii związanych z ubezpieczeniem, pobytem w
szpitalu, konfliktem z lokalnym organem sprawiedliwości.
Anna, pilotka, wzdycha ciężko: -
Turyście można po sto razy powtarzać, żeby uważał, nie robił tego czy tamtego.
A on i tak zrobi.
Ludzie ściągają na siebie kłopoty
czasami w tak absurdalny sposób, że aż trudno uwierzyć. Krzysztof Matys
pamięta, jak w czasie rejsu po Nilu jedna z pań - będąc w klapkach - poraniła
się, zrzucając sobie na stopy ciężką płytę. - Płyta była przytwierdzona do
ściany statku. Pytaliśmy: dlaczego ją wyrwała? Nie potrafiła powiedzieć.
Łamać zakazy
- Kiedyś turysta z grupy, którą
pilotowałem, próbował przemycić pistolet przez granicę z Syrią i Jordanią. Oczywiście
całą grupę zatrzymano. Z osłupieniem słuchałem, jak tłumaczył, że poprzedniej
nocy kupił sobie tę broń od kogoś na ulicy. Negocjacje, żeby nas przepuszczono
przez granicę, trwały kilka godzin - opowiada Matys.
Innym razem w Addis Abebie,
stolicy Etiopii, uczulał pilotowaną grupę z Polski, żeby absolutnie nie
fotografować amerykańskiej ambasady. - Tojestolbr2ymi budynek, otoczony
wysokim murem, jak twierdza. Powtarzałem kilka razy: nie wolno robić zdjęć.
Ale przejeżdżamy obok i co robi jedna z Polek? Wyciąga aparat, pstryka. 300 metrów dalej
blokada, wojsko zatrzymuje nasz autokar, każą wysiadać, zdać paszporty i
aparaty fotograficzne. Znów musiałem prowadzić wielogodzinne negocjacje, żeby
nas wyciągnąć z kłopotów - wspomina.
Rezydenci w hotelach narzekają, że
zakazy dla Polaków jakby nie istniały. Albo były tylko po to, żeby je łamać.
Nie wolno wynosić jedzenia z restauracji? Wyniosą. Nie wolno w nocy wchodzić do
basenu? Wejdą. Prosi się, żeby w czasie posiłków nie używać telefonów komórkowych?
Zignorują. Żeby nie przychodzić na kolację w krótkich spodenkach? Przyjdą.
- Wypoczywałem z Polakami raz, na
Synaju. I wystarczy - mówi Marek, fotoedytor z Warszawy. Biuro podróży w
pakiecie zaoferowało im wycieczkę do Kolorowego Kanionu. To formacje
wapiennych, wielobarwnych skał układających się momentami w wąskie korytarze.
Przewodniczka ostrzegała, że są przewężenia i osoby otyłe nie powinny tam
wchodzić. - Jedna z pań zrobiła awanturę, że przecież nie po to płaciła, aby
nie wejść. I weszła. Zaklinowała się - wspomina Marek. Pół wycieczki było przed
nią, więc zdążyli przejść. Ale pół za nią. Zaczęli ją przepychać. - W końcu jakoś
przepchnęli. Ale czy było jej głupio? Przepraszała? Nie. Ten typ, który
krzyczy, że zapłacił i wymaga, nigdy nie czuje się nieswojo - mówi Marek.
Wywyższyć się
- Gdziekolwiek by to było, Polaków
z tłumu wychwycę od razu - mówi Anna, pilotka wycieczek. Jest coś takiego w
postawie i wyglądzie, że trudno się pomylić. Wciąż zdarzają się skarpetki w
sandałach.
Justyna, która w ubiegłym sezonie
była animatorką na Fuerteventurze,
mówi, że tam Polak to najczęściej: ogolona
głowa, piwny brzuch, łańcuch na szyi. A Polka: włosy w kolorze platynowego
blondu, fluorescencyjne tipsy, brwi wymalowane kredką, wydęte
usta.
No i te muchy w nosie.
- Jesteśmy wychowani w kulturze,
która nie zachęca do wyrażania emocji. Od najmłodszych lat słyszymy, że nie
należy mówić o tym, co się myśli i co się czuje - Przemysław Staroń tłumaczy,
dlaczego chodzimy jak nabuzowani, jakbyśmy mieli zaraz wybuchnąć. - Emocje nie
znikają: to energia, która się gromadzi, szuka ujścia. Wakacje za granicą to
wręcz idealny moment, żeby wyrzucić z siebie to, co się nazbierało. Jedziemy
do kraju, w którym nikt nas nie zna. U siebie trzeba byłoby się przejmować,
co ludzie powiedzą. A za granicą wszystko jedno. Wylewa się więc frustracje.
Czasami na kogoś zupełnie przypadkowego, kelnera lub recepcjonistę.
Niektórzy w pogardzie mają nie
tylko tych, którzy ich obsługują. Także tych, którzy wypoczywają obok. Turyści
z Rosji to przecież nieznośni „ruscy”, z Francji - „żabojady”, z Włoch -
„makaroniarze”.
Katarzyna (pracuje na Majorce)
zauważyła, że polskie dzieci trzymają się z dala od dzieci innych nacji. Bawią
się tylko z Polakami albo same. - Nie integrują się. Są przestraszone, gdy ktoś
powie im coś miłego w innym języku.
Poszarpać dziecko
Krzysztof Piątek szacuje, że
dzieci na wakacje zabiera ze sobą 40 proc. klientów biur podróży. Maluchy do
drugiego roku życia latają za darmo, a starsze dostają wiele zniżek. W hotelach
są odpowiednie programy animacyjne, foteliki dla dzieci, brodziki, klubild.
- Rodzice oddają dziecko do
klubiku jak do przedszkola - mówi Dorota Zawadzka, słynna Superniania.
Współpracuje z kilkoma biurami podróży, edukuje animatorów, którzy pracują w
takich wakacyjnych klubikach. Skarżą jej się, że rodzice potrafią zostawić
malucha na 8 godzin i nawet nie zajrzeć, nie zabrać choćby na posiłek.
- Nie pomyślą o tym, że dziecko
powinno zjeść, więc to animatorka musi o to zadbać - mówi psycholożka. - Nie
chodzi o to, że rodzic powinien bez przerwy bawić się z dzieckiem. Ale też nie
może być tak, że nie ma go przy dziecku wcale. Albo jest, ale ubzdryngolony.
Największy grzech, jej zdaniem, to
właśnie picie. Zdarza się, że upijają się równo ojciec z matką. - Okazuje się,
że niektórzy inaczej w ogóle nie umieją odpoczywać. Nie popuszczą gumki w
majtkach.
Spotkać
rodaka
- Nigdy więcej nie pojadę tam,
gdzie będą Polacy. Nigdy - mówi Beata, dziennikarka z Wrocławia, która ostatnio
była w Egipcie i wybrała się z polską grupą na pustynię, Najpierw bała się o
dzieci, które jedna z matek zabrała na pustynię w krótkich majteczkach, bez
okularów, nakrycia głowy. Płakały, organizatorzy próbowali jakoś omotać je
swoimi szalami, żeby nie dostały udam. Później się denerwowała, bo ta matka
wsiadła na quada, chciała prowadzić, choć nigdy wcześniej nie prowadziła. Na
szczęście organizatorzy ją powstrzymali i nie zabiła siebie ani dzieci. Inni z
tej grupy nie byli aż tak szaleni, ale też męczący. - Wiecznie narzekali. Że
na pustyni jest tak gorąco, że piasek nie taki, jak im się wydawało, że
będzie, że nie ma takiej fatamorgany, jak sądzili, że będzie - wspomina Beata.
- A na koniec, gdy wróciłam do hotelu, okazało się, że zakwaterowali właśnie
ryczącą czterdziestkę z Polski, która upiła się, rozebrała, zaczęła obmacywać
chłopców z obsługi. Weszła za bar i nie chciała wyjść. Obiecałam sobie, że
następnym razem będę szukać takiego hotelu, w którym nie będzie nikogo z
naszego kraju - dodaje.
Krzysztof Piątek przyznaje, że
wielu klientów wybierając hotel, pyta, czy będą w nim Polacy. - Jedni chcą być
na wakacjach z krajanami, drudzy nie - mówi. łych, którzy nie chcą, jest coraz
więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz