Nad
programem PiS pracowało podobno kilkudziesięciu ekspertów, ów program wygląda
jednak tak, jakby autorów było dwóch - Święty Mikołaj i Mieczysław Moczar.
Pani Beata Szydło z upodobaniem powtarza, że w przeciwieństwie do
Platformy Obywatelskiej, która mówiła, że się nie da, „my w PiS mówimy, że się
da”. Jeśli idzie o gospodarkę, program PiS przypomina listę próśb do złotej
rybki, których spełnić się nie da, a jak się da, to rujnując państwo. Program
ten to zestaw liczb z sufitu (albo z liSzydła), wzbogacony o kłamstwa (jak
to, że banki nie płacą podatków) i oblany sosem cynizmu (banki opodatkujemy,
ale naszych SKOK-ów nie). Nie ma co zanurzać się głębiej w ten świat fikcji, bo
to nie żaden program, ale lipa.
W sferze - używając języka marksowskiego - bazy mamy więc propozycje nierealne.
Natomiast w sferze szeroko pojętej nadbudowy propozycje są realne do bólu.
Dosłownie. I tu, jak PiS mówi, że się da, to wie, co mówi. Oj, da się
wprowadzić system neobolszewicko-narodowy z kierowniczą rolą zideologizowanej
partii, pod światłym przywództwem ukochanego lidera, z błogosławieństwem Boga
Wszechmogącego, w imię którego ukochany lider i jego partia uczynią narodowi
dobro.
Kluczem do programu PiS w dziedzinie nadbudowy są słowa „narodowy”, „repolonizacja”,
„moralność” „weryfikacja” i „prowokacja”.
Zacznijmy od wymiaru sprawiedliwości, które to pojęcie, zdaje się, ma
być zamienione na wymiar kary. Na panelu poświęconym tej dziedzinie zaproponowano
weryfikację sędziów, badanie ich wariografem, a także badanie ich moczu, czy
czasem nie ma w nim śladów niemoralnego prowadzenia się. Z entuzjazmem mówiono
o niemal powszechnym stosowaniu prowokacji - władza sprawdzi, czy obywatel
jest odporny na pokusy. Znany skądinąd Zbigniew Ziobro proponował
wprowadzenie Izby Wyższej Sądu Najwyższego. Jej członków mianowałby prezydent,
a miałaby ona weryfikować „rażąco niesłuszne wyroki”. Kilka dni temu pan
Ziobro stwierdził, że to „pomysł wzorowany na USA, gdzie prezydent mianuje
sędziów Sądu Najwyższego”. Niezła manipulacja. Prezydent USA, owszem, zgłasza
kandydatów na sędziego Sądu Najwyższego, ale tylko wtedy, gdy jakiś sędzia
umrze lub zrezygnuje z pełnienia urzędu. W praktyce nawet w ciągu dwóch
kadencji żaden prezydent nie zgłasza więcej niż trzech kandydatów, a i tak
każdy kandydat musi być zaakceptowany przez Senat. Pomysł Ziobry nie jest więc
w najmniejszym stopniu amerykański. Jest bolszewicki, choć trzeba przyznać, że
tak horrendalnych pomysłów nie było nawet w PRL. Realizacja tego typu
propozycji oznaczałaby w praktyce zdemolowanie państwa prawa, skasowanie
sędziowskiej niezawisłości i przekreślenie trójpodziału władz. Są to bowiem
pomysły pasujące do reżimu Łukaszenki, a nie do państwa będącego (wciąż) w Unii
Eu- ropejskiej. A są jeszcze rzucane w swoim czasie przez prezesa Kaczyńskiego
pomysły stworzenia specjalnych sądów - np. do zbadania sprawy smoleńskiej, a
więc ukarania tych, których Kaczyński chce ukarać.
Wzięte razem owe propozycje wprowadzone w życie przyniosłyby po prostu
instytucjonalizację zamordyzmu. Pro-PiS-owski właściciel portalu Salon24,
skądinąd wielbiciel Orbana, mianowany w swoim czasie przez PiS-owską władzę szefem
PAP, nazwał program PiS „nową jakością”. Fakt, to jest absolutnie nowa jakość.
Idźmy dalej. PiS-owskie pomysły w dziedzinie mediów prezentowała,
dzieląca swą miłość między ojca - dyrektora a kawalera - prezesa, Barbara
Bubula. Cieszy się ona moim uwielbieniem, bo poświęca mi w Radiu Maryja liczne
audycje pod pięknym tytułem „Myśląc - ojczyzna”, w których mówi o „lisich
mediach” albo nazywa mnie „bestią III RP”. Pani Bubula chce „repolonizacji
mediów”. Cel?
Oddajmy głos Bubuli: „Naszym celem powinno być wzmocnienie medialnego
przebudzenia, którym są prawicowe media, bo to one dały zwycięstwo naszemu
prezydentowi”. No, to wszystko jasne.
Program PiS jest narodowy w formie i socjalistyczny w treści. Będziemy
mieć narodowe (już nie publiczne) media, narodowe kino (koniec z niesłusznym
„Pokłosiem” czy „Idą”) oraz narodowe seriale, bo narodowego ducha trzeba
krzepić. Wszystko jaku Moczara, który też, nie odchodząc od socjalizmu,
krzepił.
Repolonizacja to w gruncie rzeczy repisizacja, po której naród ustawiony
zostanie do pionu, z rączkami złożonymi do modlitwy - wszystko pod czujnym
okiem księdza Oko.
PiS pewnych rzeczy do oficjalnego
programu oczywiście nie wpisze, luźne dziś pomysły stałyby się po prostu
programem nowej władzy. Wszystko jest jednak jak na dłoni.
Do wyborów mamy sto dni. Jeszcze
jest czas, by ostrzegać. Kapitolińskie gęsi muszą gęgać. W końcu w ten sposób
ocalono Rzym, gdy zmęczony lud pogrążony był w głębokim śnie. Wszystko zależy
od nas. Może nastać dyktatura ciemniaków. Ale nie musi.
Tomasz Lis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz