poniedziałek, 20 lipca 2015

TRIUMWIRAT PREZESA



W sumie to Beata Szydło może się okazać bardziej samodzielna niż Andrzej Duda. Prezydent elekt na razie uzgadnia z Jarosławem Kaczyńskim nawet skład swojej kancelarii.

MICHAŁ KRZYMOWSKI

Reduta Banku Polskiego, 24 maja, wieczór wyborczy Andrzeja Dudy. W VIP-roomie, przez który przewinie się tej nocy kilkadziesiąt osób, wszyscy dopytują, gdzie prezes.
- W drodze, zaraz będzie - odpowiada jeden z kierowców.
Mija pół godziny i padają kolejne pytania: Jeszcze go nie ma?
- Spokojnie, już jedzie.
Gdy sala fetuje zwycięskiego kandydata, Kaczyński modli się na Jasnej Górze i zawierza prezydenturę Dudy Matce Bożej. Do Warszawy dotrze po północy, na wieczorze wyborczym będzie już pusto.
- Dziwne to było. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego Jarosław nie świętował takiego sukcesu - mówi polityk PiS. - Dopiero potem, po kilku spotkaniach i rozmowach z nim dotarło do mnie, w czym rzecz. Wygląda, jakby walczyły w nim dwa uczucia. Z jednej strony to wielka i mimo wszystko nieoczekiwana radość. Pałac prezydencki został odbity, Komorowski - upokorzony, a brat - pomszczony. A z drugiej to przeświadczenie, że sukces był możliwy dzięki temu, że on sam się usunął w cień.
To przeświadczenie zapewne jest bolesne, ale Kaczyński musi być z nim pogodzony. Dwa tygodnie po wygranej Dudy prezes wystąpi w warszawskim Klubie Ronina. Gdy padnie pytań i e o to, czy zostanie kandydatem na premiera, szczerze wyzna:
- Chciałaby dusza do raju, ale grzechy nie pozwalają.
Jeśli PiS wygra jesienne wybory parlamentarne, to z tych grzechów zrodzi się nowy triumwirat: Jarosław Kaczyński
- Andrzej Duda - Beata Szydło. Jakie będą panowały w nim relacje?

          
Presja emocjonalna
Politycy PiS, których pytam, kto będzie bardziej samodzielny, Duda czy Szydło, zgodnie wskazują na kandydatkę na premiera.
- Z konstytucyjnego punktu widzenia prezydent ma znacznie silniejszą pozycję niż szef rządu. Prezes w gruncie rzeczy nie będzie mieć instrumentów, by wpływać na Dudę. Ale wszystko wskazuje na to, że Beata ma większy potencjał samodzielności od Andrzeja, który z natury jest uległy. Jest od niego starsza i ma zdecydowany charakter. Jej stosunki z prezesem są bardziej partnerskie - twierdzi poseł, który zna relacje obojga polityków z Kaczyńskim.
Drugi rozmówca dodaje: - Prędzej czy później Duda poczuje siłę swojego urzędu i przestanie się oglądać na Jarosława. Jak się czyta, że jest się najmłodszym prezydentem na świecie, to nie ma możliwości, żeby nie odbiła woda sodowa. Ale na razie Andrzej zachowuje się bardzo lojalnie i słucha prezesa.
Inny: - Jarosław wywiera na Dudę emocjonalną presję. Powołuje się na pamięć o Lechu i oczekuje wdzięczności za szansę, jaką dała mu partia.
Z naszych ustaleń wynika, że Kaczyński i Duda mieli po wyborach prezydenckich ograniczony kontakt. Osobiście spotkali się tylko trzy razy, za każdym razem na neutralnym gruncie, poza Nowogrodzką, gdzie mieści się biuro PiS, i kilkakrotnie rozmawiali przez telefon. Mimo to, dobierając sobie współpracowników, prezydent elekt ulegał sugestiom prezesa.
Duda początkowo chciał, żeby szefem Kancelarii Prezydenta został 43-letni poseł Adam Kwiatkowski. Jego kandydatura została jednak zablokowana i ostatecznie stanowisko ma objąć Małgorzata Sadurska, posłanka zaprzyjaźniona z Szydło i ciesząca się zaufaniem Kaczyńskiego. Sam prezydent elekt nie miał z nią do tej pory bliskich relacji. Znał ją z klubu parlamentarnego PiS i był z nią po imieniu, ale to wszystko.
- Andrzej w gronie współpracowników zapowiedział, że szefem kancelarii zostanie Kwiatek, ale pomysł wywołał opór w partii - opowiada poseł PiS. - Kwiatkowski podobnie jak Duda w przeszłości był działaczem Unii Wolności i na dodatek ma złe relacje z wiceprezesem Mariuszem Kamińskim. Rozstrzygająca była opinia Jarosława, który uważał, że szefem kancelarii powinien zostać ktoś mocniej związany z partią.
Z naszych informacji wynika, że pomysł z Sadurską podsunęła Dudzie Szydło, ale zrobiła to po uzgodnieniu z Jarosławem. Prezes bliżej poznał ją jeszcze za rządów PiS. Z polecenia Przemysława Gosiewskiego Sadurska została wówczas ministrem w Kancelarii Premiera. Dziś pełni funkcję sekretarza klubu parlamentarnego PiS i ma z Kaczyńskim bardzo dobre relacje.
Sadurska ma jeszcze jeden atut: to jedna z ulubienic Radia Maryja. Dla prezesa PiS było to istotne, bo Andrzej Duda dla odmiany nigdy nie cieszył się sympatią ojca Tadeusza Rydzyka.
Z naszych informacji wynika, że Kaczyński zablokował jeszcze jedną nominację. Duda chciał, żeby sekretarzem stanu do spraw prawnych w jego administracji został Michał Królikowski. Były wiceminister sprawiedliwości w rządzie PO zdążył już się nawet przyznać w „Ga¬zecie Wyborczej”, że było „wstępne zainteresowanie” i że jest gotów wrócić do działalności publicznej. Według naszych ustaleń Duda rozmawiał z Królikowskim zaraz po wyborach, ale później sprawa przycichła i oferty nie skonkretyzowano. Dlaczego?
- Jarosław był bardzo niezadowolony z tej kandydatury. Negatywnie ocenia Królikowskiego i jego reformę kodeksu postępowania karnego. Twierdzi, że zmiany doprowadzą do osłabienia prokuratury i skorzystają na nich przestępcy i bogacze, których stać na wynajęcie najlepszych adwokatów. Jarosław krytykował Królikowskiego przy wielu okazjach i Duda uznał, że nie ma sensu upierać się przy nazwisku, które budzi tak ostry sprzeciw. Dlatego ustąpił - opowiada jeden z moich rozmówców.
Podobnie wyglądało poszukiwanie kandydata na szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Duda zaraz po wyborach zapowiedział współpracownikom, że funkcję obejmie szerzej nieznany ekspert spoza polityki, młody i z tytułem naukowym. Nazwisko jednak nie padło. W tym czasie Kaczyński niezależnie od niego zapowiedział w partii, że na czele BBN stanie dr hab. Przemysław Żurawski vel Grajewski, członek rady programowej PiS i komentator „Gazety Polskiej Codziennie”.
- Prezes ceni jego analizy, zna go osobiście i czyta jego artykuły. I wydaje się, że to współpracownik prezesa Kaczyńskiego właśnie Żurawski vel Grajewski jest dziś faworytem. Duda już więcej nie wracał do koncepcji ze swoim ekspertem - twierdzi członek władz PiS.
Na wysoką funkcję w prezydenckiej administracji liczył też Maciej Łopiński, wieloletni przyjaciel Lecha Kaczyńskiego. Co znamienne, o nominację zabiegał nie tylko u Dudy, ale przede wszystkim u prezesa, który miał mu nawet obiecać stanowisko szefa gabinetu politycznego prezydenta, jakie pełnił za czasów jego brata. W tej sprawie Duda postawił jednak na swoim i zdecydował, że Kwiatkowski zostanie przynajmniej szefem gabinetu. Nie oznacza to jednak, że rekomendacja prezesa została całkowicie zignorowana. Łopiński trafi do Kancelarii Prezydenta, tyle że na mniej eksponowane stanowisko.

Szydło ma ambicje
20 czerwca, konwencja PiS na Torwarze. Gdy na scenę wkracza prezes, zrywa się burza braw. Kiedy pojawia się Duda, sala wiwatuje, ale już nie tak głośno. Na widok Szydło oklaski są najsłabsze.
Mówi uczestnik imprezy: - To był znamienny obrazek. Zanim Beata przeszła przez scenę, goście w pierwszych rzędach już zdążyli usiąść. Nie była to żadna demonstracja niechęci, bo Szydło jest łubiana. Ona po prostu nie budzi emocji. Ludzie chyba jej nie doceniają, a w rzeczywistości to sprytna babka. Ma ambicje, ale umiejętnie je maskuje.
Poseł kojarzony z Szydło: - Jeśli Beata zostanie premierem, to oczywiście będzie się konsultować z Kaczyńskim, ale nie sądzę, by dała sobie podyktować skład gabinetu. Jej założenie jest takie, że w rządzie ma nie być polityków znanych z radykalizmu ani silnych osobowości, które mogłyby ją przyćmić.
Rozbieżności między Kaczyńskim a Szydło - twierdzą moi rozmówcy - będą dotyczyć kilku kwestii. Jeśli PiS jesienią stworzy rząd, to problemem będzie na pewno obsada Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Po odejściu Krzysztofa Szczerskiego do Kancelarii Prezydenta kandydatem prezesa do objęcia funkcji szefa dyplomacji wydaje się europoseł Kazimierz Ujazdowski. Nie bez szans byłby w jego oczach także inny deputowany, Ryszard Czarnecki, który ma ochotę na Ministerstwo Obrony Narodowej.
Tyle że Szydło podchodzi sceptycznie do obu nazwisk. Wolałaby polityka o większym dorobku w tej dziedzinie. Może byłego europosła Konrada Szymańskiego, który prowadził panel poświęcony polityce zagranicznej na niedawnym kongresie programowym PiS? Ale ten z kolei nie cieszy się zaufaniem prezesa.
Drugi kłopot to Antoni Macierewicz, który w gabinecie Jarosława Kaczyńskiego, gdyby taki jednak miał powstać, chciałby objąć funkcję szefa MON, MSW lub koordynatora do spraw służb specjalnych. Przy Beacie Szydło jego szanse na wejście do rządu będą znacznie mniejsze.
A kim w przypadku zwycięstwa PiS zostanie Kaczyński? Na pewno zasiądzie w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, żeby mieć wgląd do dokumentów klauzulowanych (tajnych lub poufnych). Jak słyszę na Nowogrodzkiej, dla prezesa jest to szczególnie ważne, bo dawałoby mu dostęp do rządowych materiałów dotyczących katastrofy smoleńskiej.
Moi rozmówcy twierdzą też, że gdyby wokół nowego gabinetu udało się zgromadzić większość konstytucyjną, to prezes dodatkowo stanąłby na czele specjalnej komisji parlamentarnej. - Mało kto pamięta, że Jarosław jako prawnik specjalizuje się w kwestiach ustrojowych. To jeden z jego koników i wiem, że chciałby zostawić po sobie nową konstytucję - twierdzi jeden ze współpracowników Kaczyńskiego. Jak mówi, objęcie tej funkcji pociągnęłoby za sobą polityczne konsekwencje. Kierując pracami nad nową konstytucją, prezes musiałby zrezygnować z radykalnej retoryki i szukać porozumienia z pozostałymi partiami. Trudniej byłoby mu też podnosić temat Smoleńska. Z drugiej strony na takiej metamorfozie zyskałby zapewne jego wizerunek.
Jeśli jednak PiS wygra wybory, ale nie zdobędzie większości konstytucyjnej, to niewykluczone - mówią ludzie z Nowogrodzkiej - że prezes stanie na czele rady strategicznej przy szefowej rządu. Byłby wtedy kimś w rodzaju nadpremiera.

Pułapka
W obu wariantach głównym zajęciem Kaczyńskiego będzie jednak kierowanie partią i czuwanie nad koalicją. A ta (cały czas zakładając wygraną PiS) zapewne nie będzie zbyt stabilna. Politycy Prawa i Sprawiedliwości przewidują, że notowania Pawła Kukiza do jesieni spadną poniżej 10 procent. Nie brakuje takich, którzy uważają, że wynik muzyka wyniesie 5-7 procent. A to oznaczałoby, że koalicji daleko będzie do większości konstytucyjnej.
Współpracownicy prezesa boją się też, jak po wyborach zachowają się Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro. Jeśli będą chcieli utrzymać własny klub parlamentarny, to sojusz będzie się składać nie z dwóch podmiotów, lecz z trzech. A to może sprawić, że koalicja zamiast uchwalać ustawy, ugrzęźnie w niekończących się pertraktacjach i sporach.
Problemem może też być frustracja części polityków PiS. W ocenie rozmówców „Newsweeka” najwięcej na decyzji - powierzeniu premierostwa Beacie Szydło straci Joachim Brudziński. - Gdyby na czele rządu stanął Kaczyński, to partia sama wpadłaby mu w ręce. Prezesem nadal byłby Jarosław, ale w rzeczywistości wszystkim zarządzałby on. A tak szef zostaje na Nowogrodzkiej i Joachim musi obejść się smakiem. Jego lojalności wobec Kaczyńskiego nikt nie kwestionuje, ale wiadomo, każdy ma swoje ambicje - twierdzi jeden z posłów.
Ryzykowna może okazać się też sama konstrukcja PiS-owskiego triumwiratu. Dziś Kaczyński sprawuje pełną kontrolę zarówno nad prezydentem elektem, jak - nad kandydatką na premiera, ale nie ma gwarancji, że tak będzie zawsze. Tym bardziej że Duda i Szydło mają bardzo dobre osobiste relacje. Dziś są wobec swojego promotora lojalni, ale gdyby w przyszłości zdecydowali się zagrać wspólnie przeciwko niemu, to prezes znalazłby się w pułapce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz