Czy
Marek Falenta, główny podejrzany w aferze podsłuchowej, był prowadzony przez
oficera Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego? Tak wynika z dokumentów, do
których dotarł „Newsweek”.
MICHAŁ KRZYMOWSKI, WOJCIECH CIEŚLA
Jako pierwsi dziennikarze dostaliśmy wgląd
w sprawę Marka Falenty, która trafiła do sądu w Bielsku Podlaskim. Biznesmen
jest w niej oskarżony o szpiegowanie konkurencyjnych firm z branży węglowej,
ale w aktach znajdują się też materiały, które rzucają nowe światło na akcję
podsłuchową prowadzoną w warszawskich restauracjach. Wynika z nich, że w
czasie, gdy podsłuchiwano polityków, podejrzany biznesmen utrzymywał relacje z
oficerami ABW, CBA i kontaktował się z dolnośląskim posłem Platformy. Szukał
też pleców w PiS.
Proszek
na prawdomówność
Człowiekiem, który umożliwił milionerowi dojście do służb
specjalnych, jest Bogusław T., emerytowany oficer ABW. Dla znajomych „Bogdan”
albo „Bankowy”.
„Bankowy” w ABW pracował od 1999 do 2012 roku. W
prokuraturze zezna, że oskarżonego poznał dawno temu w niesprzyjających
okolicznościach: „W 2004 roku zatrzymywałem pana Marka Falentę do pierwszej
sprawy, jaką wówczas prowadziłem w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego we
Wrocławiu”. Mimo to biznesmen postanowił podtrzymać znajomość z „Bankowym” i -
jak można wnioskować - został informatorem ABW. („Nie odpowiem napytanie, czy
później miałem jeszcze kontakty służbowe z panem Falentą, ponieważ to
naruszyłoby tajemnicę państwową” - zezna „Bogdan”). Po jakimś czasie obaj
panowie nawet się zakolegowali. Ich synowie chodzili do jednej klasy w
podstawówce, więc biznesmen i oficer spotykali się podczas szkolnych
uroczystości.
Pod koniec 2012 r. „Bankowy” rozstaje się ze służbą: „Po
odejściu na emeryturę diametralnie spadła wysokość moich dochodów. Po
konsultacji z małżonką (...) podjąłem decyzję o rozpoczęciu działalności
gospodarczej”.
Wtedy rękę wyciąga do niego Falenta. W styczniu 2013 roku,
czyli pół roku przed rozpoczęciem akcji podsłuchowej, zatrudnia go w jednej z
kontrolowanych przez siebie spółek. „Do moich obowiązków należała weryfikacja
podmiotów gospodarczych i dbałość o bezpieczeństwo korporacyjne spółek pana
Falenty”. Znajomość rozwija się jak w sensacyjnym filmie: inwestor najpierw
zostaje zatrzymany przez oficera ABW, później staje się jego informatorem, a
na końcu go podkupuje.
Falenta potrzebuje człowieka ze służb do szpiegowania
konkurencji, ale nie tylko w tym celu.
W aktach sprawy znajduje się korespondencja przedsiębiorcy
z niezidentyfikowanym rozmówcą. Z kontekstu można się domyślić, że jest nim
właśnie „Bankowy”. Śledczy odkryli ją w internetowym komunikatorze Wunderlist
zainstalowanym w iPadzie biznesmena.
Z zachowanych wiadomości wynika, że w czasie, gdy kelnerzy
nagrywają polityków, rozmówca z aplikacji Wunderlist odgrywa rolę łącznika
między Falentą a służbami specjalnymi. Jego kontaktami są oficerowie
przedstawiani jako Jacek (ABW) i Jarek (CBA). Współpracownik inwestora pije z
nimi wódkę i wymienia się informacjami. A jak tylko dowie się czegoś o działalności
operacyjnej obu „firm” natychmiast zaraportuje szefowi:
„1. Każda z »firm specjalnej troski« dostała polecenie
sporządzenia raportu dot. bezpieczeństwa energetycznego i analizy rynku handlu
węglem.
Szukają kozła ofiarnego, na którego zwalą winę za to, iż
węgiel zalega na hałdach i trzeba do niego dopłacać.
Zainteresowanie twoją osobą mocno przejawili
przedstawiciele firmy Jacka [czyli ABW - przyp. red.] z Katowic, Lublina,
Bydgoszczy i Warszawy. Mają ciśnienie na ten temat (...). Jak nadal będzie zła
atmosfera wśród górników, to dla ratowania słupków służby muszą kogoś
poświęcić.
Konkurencyjne firmy Jacka i Jarka będą teraz jak
najbardziej ciebie podchodzić i żądać informacji zwrotnych, deklarując ochronę
twoich interesów. W trakcie spotkań wyraźnie odczułem, że zależy im na ugraniu
czegoś dla siebie. Zresztą inteligentnie obie firmy napuszczały mnie na
siebie, wiedząc, że pracuję dla ciebie. 5- Rząd podpisał decyzję o przejściu
ABW pod MSW (...), co oznacza, że kilku dyrektorów straci pracę, więc szukają
teraz okazji, żeby się komuś przypodobać i wskoczyć w prywatne firmy (...).
Czy możesz uruchomić Rapackiego [gen. Adam Rapacki, były wiceszef MSW - przyp.
red.] lub Tarnawskiego [Paweł Tarnawski, były oficer CBŚ - przyp. red.]?
Oboje powinni mieć dojścia wysoko w CBŚ”.
Rozmówca z Wunderlistu, zamiast
szukać proszku na prawdomówność, woli podtrzymywać kontakty ze swym źródłem w
AB W. Gdy będzie szedł na kolejne spotkanie, półżartem poprosi szefa o
podwyżkę: „Muszę na wódeczkę umówić się z Jackiem, on będzie miał te informacje
[z kontekstu nie wynika jakie - przyp. red.], a sam naciska na spotkanie.
Będziesz musiał do pensji doliczyć tzw. kacowe (hehehe)”.
Oficer ABW za 5 tysięcy zł
Jacek K. to wieloletni oficer
delegatury ABW we Wrocławiu. Z „Bankowym” przyjaźni się od dzieciństwa. Zna
także Falentę, do czego się przyzna na przesłuchaniu: „Były to tylko kontakty
służbowe. Musiałbym mieć zwolnienie z tajemnicy ze strony swoich przełożonych”.
Według prokuratury kelnerzy
zaczynają podsłuchiwać polityków latem 2013 roku. Kilka miesięcy później, w
listopadzie, Jacek K. zostaje przeniesiony przez kierownictwo ABW z Dolnego
Śląska do Warszawy. Przeprowadzka ułatwia mu zacieśnienie kontaktów z
„Bankowym” i zbliżenie się do Falenty.
Z zeznań i analiz billingów
wynika, że w kwietniu 2014 r., niedługo po nagraniu w restauracji Sowa i
Przyjaciele rozmów posła Sławomira Nowaka z byłym wiceministrem finansów
Andrzejem Parafianowiczem i ministra Pawia Grasia z prezesem Orlenu Jackiem
Krawcem, Falenta łączy się telefonicznie z Jackiem K. Z oficerem kontaktuje się
też „Bankowy”. Co ciekawe - numer K. loguje się nawet w stacji przekaźnikowej
BTS przy Wiejskiej 20, nieopodal biura Falenty.
Jacek K. zezna w prokuraturze, że
często spotykał się z „Bankowym”. Miał też regularnie wracać z nim na weekendy
na Dolny Śląsk. Jak opowie na przesłuchaniu, przed jedną z tych podróży
„Bankowy” na chwilę wstąpi! do biura Falenty. K. siedział w samochodzie i
widział, jak kolega dyskutuje z biznesmenem.
Czy w zamian za informacje o
działalności operacyjnej agencji Falenta i „Bankowy” opowiadają Jackowi K. o
nagrywanych spotkaniach polityków? Jest to prawdopodobne, bo Falenta nie robi
wielkiej tajemnicy z podsłuchów. W aktach sprawy znajdujemy zeznania jego biznesowego
partnera Marcina W., który trafił do aresztu i poszedł na współpracę z
prokuraturą: „Falenta pisał mi, że w Energo [chodzi o konkurencyjną firmę handlującą węglem - przyp. red.] jest
założony podsłuch. Pisał mi o tym na Whatsapp [kolejny komunikator internetowy
- przyp. red.]. Pisał, że założył go »Bankowy« i że słychać tam ciekawe rzeczy
(...). Po co te podsłuchy? To jest głębsze pytanie. Marek podsłuchiwał 300
osób łącznie ze mną. Zbierał informacje na wszystkich i o wszystkich, m.in. o
słabości firm, które chciał przejąć”.
W. sądzi, że to Falenta przekazał
mediom pierwsze nagrania, które rozpętały aferę: „Mówił mi, że jego
dziennikarzem jest Nisztor [autor tekstów, od których zaczęła się afera
podsłuchowa - przyp. red.]. Oni byli ze sobą poukładani. Falenta nie mówił,
jakie są warunki tego poukładania. Mnie się wydaje, że Falenta miał coś na
Nisztora”.
W. słyszy też od Falenty, że
„Bankowy” zapewnia mu parasol ochronny ze strony ABW. I że za 5-6 tys. zł inny
agent ABW będzie świadczyć podobne usługi dla W. „Że jak chcę, mogę sobie
takiego kupić w Bydgoszczy - zezna W. - Wiedziałbym, jaka służba mnie
sprawdza, po tym, jakbym został zarejestrowany w ABW. Twierdził, że najlepiej
byłoby, jakby mnie prowadził agent ABW z Bydgoszczy”.
Zeznania W. można uznać za wiarygodne,
bo w komunikatorze Wunderlist prokuratorzy znajdą ich potwierdzenie. Falenta
poprosi swego rozmówcę: „Czy masz jakiegoś dobrego kolegę z delegatury z
Bydgoszczy, który chciałby przejść do pracy tak jak ty do mojego kolegi?”.
ABW i CBA
Czy Jacek K. informował
przełożonych z agencji o kontaktach z Falentą i „Bankowym”? Czy kierownictwo
ABW wiedziało, na czym polega ich wymiana informacji? Rzecznik służby płk
Maciej Karczyński nie chce odpowiedzieć na to pytanie. Wiadomo jedynie, że
Jacek K. cztery miesiące po wybuchu afery podsłuchowej zostaje rozkazem szefa
ABW zwolniony ze służby. Powód? Tajemnica.
Rola ABW w sprawie jest dwuznaczna.
Z jednej strony agencja wykonuje dziś rozmaite czynności na zlecenie prokuratury
prowadzącej śledztwo podsłuchowe, a z drugiej - w czasie, gdy proceder trwał w
najlepsze - jej oficer utrzymywał kontakty z domniemanymi założycielami studia
nagraniowego, pracującymi dla Falenty. Wygląda to tak, jakby służba tropiła
samą siebie.
Z sądowych akt wynika, że Falenta
i „Bankowy” mieli też dojście do CBA. Wśród ich źródeł wymienia się trzech oficerów:
Jarosława W. oraz dwie osoby posługujące się pseudonimami Jarosław August
Wiśniewski i Wit Pudzianowski.
O pierwszym z nich prawdopodobnie
jest mowa w korespondencji z Wunderlistu. Rozmówca Falenty pisze o nim „Jarek”.
Z analizy billingów wynika, że „Bankowy” dzwoni do niego 9 i 10 kwietnia, cztery
razy wymienia się też z nim esemesami.
W. to kolejny znajomy z Dolnego
Śląska. Pracował kiedyś w tamtejszej delegaturze ABW i to z niej przeniósł
się do CBA. Falenta zezna w śledztwie podsłuchowym, że osobiście zna się z „
Jarkiem”. W międzyczasie do Telewizji Republika wyciekną też meldunki sprzed
wybuchu afery podsłuchowej, w których oficerowie relacjonują przebieg
nagranych rozmów z udziałem m.in. Sławomira Nowaka. Informacje zawarte w
meldunkach pochodzą od Falenty i „Bankowego”.
Obaj figurują w bazie danych CBA jako osobowe źródła informacji o kryptonimach
Prefekt i BTS.
W skrócie IV
RP
Jeszcze przed wybuchem afery taśmowej
działalnością Falenty interesowali się nie tylko czynni oficerowie, lecz także
byli funkcjonariusze, którzy po odejściu ze służby trafili do PiS. Kilkanaście
dni temu Radio Zet ujawniło korespondencję
e-mailową Martina Bożka, byłego dyrektora CBA, który razem z Mariuszem
Kamińskim trafił do pracy w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej, a potem
bezskutecznie kandydował z list tej partii do Sejmu w 2011 roku. Dziś jest doradcą
sejmowej komisji ds. służb.
Korespondencja pochodzi z kwietnia
2014 roku. Bożek nakłania w niej jednego z oficerów AB W, by spotkał się z
Markiem Falentą. Pisze, że rozmawiał już z biznesmenem, i zapewnia, że ten
„chce się otworzyć”: „Poukładany gość, nie wiem, dlaczego chce gadać, różnie
mówią (...). Podobno na nim wszyscy siedzą”. Po publikacji Radia Zet Bożek
wyda oświadczenie, że o aferze taśmowej dowiedział się z mediów. Zapewni też,
że nie spotykał się osobiście z Falentą.
Mimo to jego korespondencją
e-mailową interesowali się prokuratorzy badający aferę podsłuchową. Bożek
podczas przesłuchania był pytany między innymi o to, czy słyszał, by Falenta
przekazywał służbom specjalnym nagrania polityków przed ich wyciekiem do
mediów. W odpowiedzi padły trzy zasłyszane hipotezy. Według pierwszej za
upublicznieniem nagrań miałoby stać „środowisko aktualnych i byłych
funkcjonariuszy CBS, którzy weszli w porozumienie (...) z szefem CBA Pawłem
Wojtunikiem”. Według drugiej zleceniodawcą miałoby być „środowiska gen. Marka
Dukaczewskiego”, byłego szefa WSI. A według trzeciej - Mariusz Kamiński i jego
ludzie. Czyli w skrócie IV RP.
Na koniec Bożek zastrzegł, że
wszystkie wersje są niepotwierdzone. Najbardziej sensacyjnie brzmi ostatnia z
nich, bo przecież sam przesłuchiwany jest bliskim współpracownikiem Kamińskiego,
który w czasie IV RP zajmował wysokie stanowisko w służbach.
Co wiedział Kaczyński
Czy Falenta mógł zawczasu
poinformować starą ekipę CBA i - co za tym idzie - kierownictwo PiS o akcji podsłuchowej prowadzonej w
warszawskich restauracjach? Prezes PiS Jarosław Kaczyński kilkanaście dni
temu przyznał na konferencji prasowej, że jeszcze przed wybuchem afery
docierały do niego plotki, że „coś tam będzie”. Faktem jest też, że gdańska kancelaria
prawna Gotkowicz, Kosmus, Kuczyński, która od lat obsługuje prezesa
Kaczyńskiego w procesach sądowych, jest kojarzona z oskarżonym milionerem.
Gdy po wybuchu afery od Falenty zaczęli się odsuwać jego dotychczasowi
partnerzy, prawnik Grzegorz Kuczyński zdecydował się utrzymać stanowisko w
radzie nadzorczej Hawe, jego najważniejszej spółki. Mało tego - pojawili się w
niej także dwaj kolejni partnerzy z gdańskiej kancelarii. Zresztą Gotkowicz,
Kosmus, Kuczyński przy jednym z procesów współpracowali też z wydawcą tygodnika
„Wprost” w którym ukazały się nagrania.
Jak się wydaje, przed wybuchem
afery taśmowej Falenta szukał bezpośredniego dojścia do PiS. Mówi człowiek
pracujący na Nowogrodzkiej: - Jego nazwisko padało w rozmowach polityków z
kierownictwa partii. Falenta był na promocji biografii Lecha Kaczyńskiego
autorstwa Sławomira Cenckiewicza, widziałem go też w naszej siedzibie.
W odpowiedzi na nasze pytania Falenta
przyznaje, że był na imprezie związanej z książką, bo - jak twierdzi - lubi
czytać biografie. Nie zaprzecza też, że gościł w siedzibie PiS, chociaż
szczegółów nie pamięta: „Czasami bywałem gościem różnych wydarzeń, najczęściej
o charakterze lokalnym, na których pojawiali się też mniej lub bardziej znani
politycy różnych opcji. Korzystałem wtedy z zaproszeń znajomych z moich
rodzinnych stron. Nie jestem teraz jednak w stanie odtworzyć dokładnie dat,
miejsc i nazwisk. Nigdy nie przywiązywałem do tego zbyt dużej wagi”.
O kontaktach z politykami PiS
Falenta miał też opowiadać kelnerom, którzy podkładali politykom podsłuchy.
Jeden z nich zeznał w prokuraturze, że biznesmen przechwalał się, iż „jest
blisko” Pis i może zorganizować spotkanie z
Jarosławem Kaczyńskim.
Tyle że tych przechwałek nie
potwierdza analiza billingów Falenty i „Bankowego”, którą znajdujemy w aktach
na Podlasiu. Nie wykazała ona kontaktów biznesmena ani „Bankowego” z byłymi
funkcjonariuszami CBA związanymi z Kamińskim. Można w niej za to przeczytać co
innego - 23 i 24 kwietnia 2014 roku Falenta 12-krotnie łączył się z biurem dolnośląskiego
posła Platformy Norberta Wojnarowskiego.
Trzy śledztwa
Nazwisko Marka Falenty pada w
kontekście podsłuchów w trzech śledztwach: w Warszawie (afera taśmowa), w Bydgoszczy
(pranie pieniędzy, oszustwa, podsłuchiwanie biznesmenów) i na Podlasiu
(szpiegowanie konkurencji z branży węglowej). Według ustaleń „Newsweeka” kilka
miesięcy temu pojawił się pomysł, by trzy postępowania połączyć w jedno.
Pozwoliłoby to postawić Falencie zarzut udziału w zorganizowanej grupie
przestępczej i zamknąć go w areszcie.
Dlaczego tego nie zrobiono? - Warszawa
się nie zgodziła. Prokuratorzy badający aferę taśmową są dziwnie bierni - twierdzi
nasz rozmówca zbliżony do tych postępowań. Na razie tylko śledztwo podlaskie
zakończyło się aktami oskarżenia. Proces będzie się toczyć przed sądem w Bielsku
Podlaskim. „Bankowy” jest oskarżony w nim o założenie podsłuchu w siedzibie
jednej z tutejszych firm, a Falenta o wydanie
mu zlecenia.
Sprawa zapewne nie wyszłaby na
jaw, gdyby nie brak rozwagi oskarżonych. Podsłuch przez przypadek wykrył księgowy
podlaskiej spółki. Coś go tknęło, gdy leżąc na kanapie, oglądał w Polsacie
program „Zdrady”, w którym mężowie tropią niewierne żony za pomocą podsłuchów
zaszytych w ubraniach. Rano poszedł do pracy, rozerwał okładkę teczki
nadesłanej przez Falentę i znalazł w niej podsłuch.
A „Bankowy”? Zaraz po tej akcji
dał się nagrać kamerze przemysłowej pobliskiej stacji benzynowej. Prokuratura
trafiła bez problemu na jego trop.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz