środa, 29 lipca 2015

Grzegorz Bierecki Oligarcha Kaczyńskie



Waldemar Kuchanny

Senator PiS Grzegorz Bierecki w poprzednim roku zarobił:
- 1 635 000 zł w swoim miejscu pra­cy (jako prezes zarządu fundacji Sanitas oraz doradca zarządu Towarzystwa Zarządzającego SKOK sp. z o.o.);
- 5 948 000 zł z tytułu posiadanych udziałów w trzech spółkach jawnych (Arenda, MP 59, SIN);
- 4 076 000 zł jako dochód z tytułu bycia członkiem zarządu (SKOK Hol­ding) oraz zasiadania w kilkunastu ra­dach nadzorczych.
Razem: 11 659 000 zł.

To oczywiście nie wszystko, ale drobnych na waciki, czyli senatorskiej diety, nie warto wymieniać i mu doli­czać.
Dla porównania: najlepiej zarabia­jącym prezesem banku w Polsce jest Luigi Lovaglio, prezes banku Pekao SA. Jego pensja plus różnego ro­dzaju premie to w sumie 8,3 min zł za 2014 r. Przy czym Pekao SA jest bankiem o aktywach 10 razy więk­szych niż kasy oszczędnościowo-kre­dytowe.
Roczne dochody na takim poziomie senator Bierecki odnotowuje rok w rok, przynajmniej od czasu, gdy musi składać oświadczenie majątko­we. Warto przy tym zwrócić uwagę nie tyle na ich wysokość, ile na źródła. Najwięcej Bierecki zarobił jako wła­ściciel spółek, o których jego służby medialne twierdzą, że nie są podmio­tami związanymi z systemem SKOK.

Honory
Na dorocznej konferencji Świato­wej Rady Unii Kredytowych (WOCCU) w amerykańskim Denver senator Grzegorz Bierecki zakończył w poło­wie lipca kadencję przewodniczącego tej organizacji. Podobno otrzymał „setki podziękowań z całego świata, owacje na stojąco i słowa najwyższego uznania od liderów spółdzielczości finansowej”.
Media bezpośrednio związane z Biereckim, sympatyzujące z PiS oraz związane Kościołem - którego senator jest hojnym donatorem - wykonują la­mentację: w Polsce Bierecki jest post­ponowany, a nawet znieważany. Ko­misja Nadzoru Finansowego szuka na niego haków. Platforma wykorzy­stuje SKOK-i do walki wyborczej z PiS i prezydentem elektem Andrze­jem Dudą. SKOK-i zaś to polskie do­bro narodowe: krzewią patriotyzm, pomagają rodzinie, wspierają Kościół.
Formalnie Bierecki to zaledwie - nienależący do partii, choć sympaty­zujący z prawicą - senator wybrany z li­sty PiS w regionie, gdzie psy dupami szczekają, czyli w Białej Podlaskiej. Praktycznie - jeden z najpotężniej­szych graczy na prawicy. Siła pienię­dzy. Nie tylko twórca wielkiej instytu­cji finansowej, jaką jest sieć SKOK-ów, ale także architekt budowanego impe­rium medialnego prawicy.

Sieć smakołyków
Precyzyjne prześledzenie powiązań kapitałowych i personalnych spółek związanych bezpośrednio lub pośred­nio z senatorem Biereckim i ze SKOK-ami jest bardzo trudne, jeśli w ogóle możliwe. Wymagałoby dłu­giej pracy zespołu ludzi. A i to bez gwarancji sukcesu. To prawdziwa sieć kilkudziesięciu spółek jawnych, ak­cyjnych, komandytowych, z ograni­czoną odpowiedzialnością, towa­rzystw, fundacji. Niektóre są likwido­wane, powstają nowe, niektóre się łą­czą, inne przekształcają się z podmio­tu w podmiot o innym numerze KRS: spółka komandytowa w spółkę ko­mandytowo-akcyjną, a ta w spółkę jawną. Niektóre podmioty zostały przeniesione do założonej w Luksem­burgu spółki SKOK Holding. Już nie mówiąc o prześledzeniu przepływów pieniędzy ze spółki do spółki, bo prze­cież dokumentów na ten temat nikt nikomu nie udostępni. Tajemnica handlowa. Nawet KNF nie poradziła sobie ze zbadaniem zależności, pre­zentując kilka miesięcy temu infor­mację na temat SKOK-ów, dzięki cze­mu ludzie związani z Biereckim mogli ogłosić: KNF wypuścił bubla, pełno w nim nieścisłości, a tyle natworzonych przez nas spółek ma służyć roz­wojowi kas, wysokim standardom oraz obniżyć koszty. Poza tym wszyscy tak robią.
Tą rozbudowaną siecią kilkudzie­sięciu firm zarządza bardzo wąski krąg osób. Najważniejsze z nich to se­nator Grzegorz Bierecki, jego starszy brat Jarosław, prawnik Adam Jedliń­ski (przyjaciel Lecha Kaczyńskiego z czasów wspólnej pracy na Uniwersy­tecie Gdańskim, współwłaściciel zna­nej kancelarii adwokackiej, jeden z akuszerów systemu SKOK), Lech Lamenta, Wiktor Kamiński, Grze­gorz Buczkowski (współpracownicy Biereckiego z początków powstawania systemu), Andrzej Sosnowski (kolega Biereckiego jeszcze z czasów Niezależ­nego Zrzeszenia Studentów).

Arendarze
Arenda to spółka, której właścicie­lami są Grzegorz Bierecki i Andrzej Sosnowski, jeden z najważniejszych po Biereckim ludzi w systemie. Był wieloletnim prezesem Kasy im. Fran­ciszka Stefczyka, dopóki - po wejściu w 2012 r. ustawy o kasach oszczędno­ściowo-kredytowych - KNF nie zapa­liła mu czerwonego światła do spra­wowania tej funkcji ze względu na „brak rękojmi ostrożnego i stabil­nego zarządzania kasą”. Z Biereckim znają się jeszcze z czasów działalności w Niezależnym Zrzeszeniu Studen­tów. Arenda zajmuje się dzierżawą nieruchomości i jest przedsięwzię­ciem prowadzonym wyłącznie na pry­watny rachunek obu wspólników. Po­zostałe osoby z najbliższego otoczenia Biereckiego (jego brat, mecenas Je­dliński, Lamenta, Kamiński) także były lub są właścicielami spółek zaj­mujących się dzierżawą nieruchomo­ści. Stworzyli patent na zarabianie.
Założone przez decydentów SKOK-ów spółki brały kredyty w SKOK-ach i kupowały nieruchomości w atrakcyj­nych miejscach w centrach dużych miast (Gdyni, Sopocie, Warszawie, Wrocławiu, Zabrzu, Łodzi etc.). Nie­ruchomości te były następnie wynaj­mowane podmiotom związanym ze SKOK-ami, które lokowały tam swoje siedziby. W umowach najmu wpisy­wano, że SKOK-om przysługuje pra­wo pierwokupu wynajmowanych lo­kali po kilku latach, kiedy kredyt zo­stanie spłacony pieniędzmi najmu i wartość nieruchomości wzrośnie. Proste? Proste. Rzecznik SKOK An­drzej Dunajski, pytany niegdyś o ten mechanizm, odpowiedział prosto: „Dla maksymalnego zabezpieczenia interesów kasy zasadne było zatem za­wieranie umów najmu z osobami gwa­rantującymi najbardziej korzystne dla kasy warunki. Takimi partnerami mo­gły być osoby fizyczne związane z ru­chem SKOK. (...) Wymierny dla kasy był również efekt ekonomiczny. Za­kup lokali na prowadzenie działalno­ści statutowej powodowałby wzrost wartości majątku trwałego, czyli akty­wów niedochodowych - niepracują­cych. Natomiast udzielone przez kasę kredyty na zakup lokali stanowią ak­tywa dochodowe. W ten sposób kasa osiągnęła wymierny przychód z odse­tek od kredytów udzielonych wynaj­mującym na zakup lokali oraz z tytu­łu prowizji od kredytów”. Czyli to ka­sy zyskały. Zyskuje też Bierecki, jeśli wierzyć jego oświadczeniom majątko­wym.

Centrala ich ocala
Dotychczasowa czapka wszystkich kas oszczędnościowo-kredytowych. Jej prezesem do 2012 r. był Bierecki. W 2014 r. należały do niej 52 kasy re­gionalne. To jest ponad 1500 placówek w Polsce, w których można wziąć kredyt albo założyć konto. 2,2 miliona klientów. Każdy z działa­jących SKOK-ów musi odprowadzać do centrali różne składki. Fundusz stabilizacyjny, składka na reklamę, na ubezpieczenie w TU W SKOK, na wydatki związane z nadzorem i kontrolą nad kasami - to tylko nie­które z nich. Bierecki tłumaczył wie­lokrotnie, że opłaty są konieczne, bo głównym zadaniem Kasy Krajowej jest „zapewnienie stabilności finan­sowej kas” oraz „zapewnienie bez­pieczeństwa zgromadzonych w nich oszczędności”. Pieniądze płyną też do systemu różnych spółek powiąza­nych ze SKOK-ami. Zarząd Kasy Krajowej wprowadził np. obowiązek korzystania przez kasy z programów komputerowych opracowanych przez jedną z nich. Członkowie władz wszystkich SKOK-ów podlegają też systemowi obowiązkowych szkoleń. Kandydaci na członków zarządów kas, rad nadzorczych, a nawet księ­gowi musieli ukończyć studium pro­wadzone przez należącą do Kasy Krajowej fundację na rzecz Polskich Związków Kredytowych (już zlikwi­dowaną), której prezesem był Bierecki. I żeby postawić kropkę nad i: wszyst­kie SKOK-i muszą obowiązkowo na­leżeć do Kasy Krajowej.
To samo, choć w nieco innym i mniejszym wymiarze dotyczy każde­go, kto przyjdzie do kasy po kredyt, chwilówkę, kartę czy chce założyć konto: musi zostać członkiem Spół­dzielczej Kasy Oszczędnościowo- -Kredytowej. Jak? Trzeba opłacić wpi­sowe, wykupić udział w kasie, wnieść wkład członkowski.
Po wprowadzeniu ustawowego nad­zoru nad SKOK-ami przez KNF zna­czenie Kasy Krajowej zaczęło słabnąć, a jej rolę przejmował powoli SKOK Holding zarejestrowany w Luksem­burgu.

 Kliknij aby powiększyć

Skok w bok
SKOK Holding zarejestrowano w 2007 r. w słynącym z niskich podat­ków Luksemburgu. Dlaczego? Hol­ding powstał, gdy Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo - Kredytowe straci­ły zwolnienie podatkowe, którym by­ły objęte przez wiele lat. Wniesiono do niego udziały i akcje kilkunastu spółek systemu SKOK. Bierecki tłu­maczył wówczas, że celem jest „optymalizacja zobowiązań podatko­wych”. „Spółka, ze względu na rodzaj umów, które wiążą Rzeczpospolitą z Wielkim Księstwem Luksemburga, nie będzie musiała płacić podatku od otrzymanej dywidendy” - mówił. W języku poborców podatkowych na­zywa się to unikaniem płacenia po­datków w Polsce. Wywóz pieniędzy kłóci się z lansowanym od lat wize­runkiem SKOK, który wyrósł z pol­skich korzeni, i który rzekomo na oj­czystej ziemi pomaga rozwijać się oj­czystej gospodarce.
Pierwotnie w układzie powiązań SKOK-ów i sieci spółek dominowała Kasa Krajowa. Bierecki był jej preze­sem. Gdy uchwalono ostatecznie w 2009 r. ustawę o kasach oszczędno­ściowo-kredytowych (weszła w życie w 2012 r.) stało się jasne, że przynaj­mniej część kontroli nad SKOK-ami przejmie Komisja Nadzoru Finanso­wego. Bierecki z przewodzenia w Kasie Krajowej zrezygnował. Nie chciał, aby spotkało go to samo, co kolegę: czerwo­ne światło z KNF ze względu na „brak rękojmi ostrożnego i stabilnego zarzą­dzania kasą”. Holding przejmuje więc powoli rolę podmiotu dominującego w systemie. SKOK Holding działa w Luksemburgu jedynie formalnie, to po prostu adres w Luksemburgu, spół­ka nie zatrudnia pracowników. Zarzą­dzany jest dwuosobowo przez Bierec­kiego i Buczkowskiego.
Na pytanie, ile pieniędzy przetrans­ferowały SKOK-i do Luksemburga, nie da się odpowiedzieć. Człowiek gubi się w tych wszystkich wynagro­dzeniach, zyskach, dywidendach, udziałach, wpłatach na fundusze sta­bilizacyjne, wzajemnych pomocach. Według informacji KNF tylko w 2013 r. zakumulowane zyski SKOK Holding to 33,8 min euro (ok. 141 min zł). KNF przyznaje jednak, że ma ograni­czony dostęp do dokumentacji spółek skupionych w SKOK Holding. Lu­dzie Biereckiego twierdzą, że to nie­prawda i w 2013 r. zyski zatrzymane w SKOK Holding to 25,5 min euro (ok. 105 min zł).
Można to w uproszczeniu przedsta­wić w postaci symbolicznego dialogu:
KNF: - Pokażcie kwity ze swojej działalności.
SKOK Holding: - Walcie się, nie pokażemy.
KNF: - Podobno przycięliście 100 baniek.
Skok Holding: - Kłamstwo. Tylko 90.

Skoczył, bo mu kazali
Fundacja na rzecz Polskich Związ­ków Kredytowych powstała w 1990 r. Pieniądze na fundację dali Amerykanie ze Światowej Rady Unii Kredytowych (WOCCU). Było to, z dzisiejszej per­spektywy patrząc, niewiele - 70 tys. do­larów. 25 lat temu miało to jednak inną, większą wartość. Były to pierwsze pie­niądze, które Biereckiemu pozwoliły na założenie i rozwijanie pierwszych kas oszczędnościowo-kredytowych.
W 2010 r. fundacja kontrolowa­ła 75 proc. udziałów w Kasie Kra­jowej SKOK, czyli centrali, która narzucała wszystkim SKOK-om reguły działania. Prezesem fun­dacji był Bierecki. Na ko­niec 2010 r. majątek fundacji wynosił ponad 77 min zł.
W grudniu 2010 r. w Sopo­cie powstała spółdzielnia pracy o nazwie Spółdziel­czy Instytut Naukowy (SIN). Wśród założycieli by­li m.in. Bierecki, jego brat Ja­rosław i mecenas Jedliński. Za­ledwie tydzień później na biurko Biereckiego jako pre­zesa fundacji trafiło pismo z WOCCU, w którym znalazła się informacja, iż misja funda­cji się wyczerpała, więc ma być ona zlikwidowana, jej majątek zaś przekazany do SIN. Decyzja o przekaza­niu majątku fundacji powstałe­mu całkiem niedawno podmio­towi była jednoosobowa. Likwi­datorem fundacji został jej zarząd z Biereckim na czele. Rok później spółdzielnia SIN została przekształco­na w spółkę z o.o. a jeszcze później w spółkę jawną. Jej właścicielami byli Bierecki, jego brat i mecenas Jedliński. Przy każdym z tych przekształceń udziałowcy otrzymali dywidendę z zy­sków. Komentarz Biereckiego do tej sprawy był jeden: środki fundacji na rzecz Polskich Związków Kredyto­wych nigdy nie były środkami publicz­nymi ani środkami spółdzielców. Czyli ich prywatnymi. Poza tym co on wi­nien; wykonuje to, co mu WOCCU ka­że. Przypomnijmy, że w tym czasie Bie­recki był przewodniczącym WOCCU

Skoki Dudy
Dzisiaj prezydent elekt z ramienia PiS, wcześniej m.in. podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Ka­czyńskiego. Andrzej Duda dwukrot­nie pilotował skargi do Trybunału Kon­stytucyjnego na przygotowywaną od 2009 r. ustawę o kasach oszczędnościo­wo-kredytowych. Pierwszy raz skiero­wał ją do trybunału Lech Kaczyński za­raz po jej uchwaleniu. W 2012 r. na krót­ko przed wejściem jej w życie ustawę za­skarżyła grupa posłów PiS. Reprezento­wał ich Duda. Oba wnioski były bliź­niacze. Kwestionowano w nich m.in.
zapis mówiący o tym, że prezesem Kra­jowej Kasy powinna być osoba „dająca rękojmię ostrożnego i stabilnego zarzą­dzania”. Decydować o tym, kto taką rękojmię daje, miała Komisja Nadzoru Finansowego. Bierecki mógł podejrze­wać, że KNF jego osobę - jako prezesa Kasy Krajowej - odrzuci ze względu na jego wcześniejszą działalność w Wielkopolskim Banku Rolniczym. Już raz tak się stało. Gdy w 2008 r. Bier­nacki wystąpił do KNF o zgodę na zało­żenie powiązanego ze SKOK-ami ban­ku, komisja odmówiła, powołując się właśnie na jego naganne funkcjonowa­nie z WBR.

Na bank
Wielkopolski Bank Rolniczy. To w związku z nim Bierecki miał posta­wiony zarzut karny dotyczący działa­nia na szkodę spółki. WBR, jeden z najmniejszych polskich banków, w 2000 r. popadł w tarapaty i szukał inwestora. Kontrolę nad bankiem przejęli ludzie Biereckiego. On sam za­siadł w radzie nadzor­czej banku. Zamiast otrzymać dokapitalizo­wanie i ratunek, bank podpisał kilka umów ze spółkami związanymi z siecią SKOK. Jeśli bank się wycofa lub nie wywiąże - zapłaci gi­gantyczne kary. Jeśli za­wini SKOK - pozostanie to bez konsekwencji. Sprawa trafiła do prokura­tury w Kaliszu. Ta prowadziła docho­dzenie i w końcu postawiła zarzuty o niegospodarność czterem osobom, w tym Biereckiemu (pozostałe to jego najbliżsi współpracownicy: Buczkow­ski, Lamenta i Kamiński). Groziło mu do 5 lat więzienia za działanie na szkodę spółki. Śledztwo ciągnęło się kilka lat, aż do momentu, gdy wła­dzę zdobyło PiS, a ministrem sprawiedliwości został Zbigniew Ziobro. Śledczy zostali odsunięci, a sprawę przeniesiono do Łodzi. Tam znowu się ciągnęła, aż w końcu została umo­rzona. Na marginesie powiedzmy, że w imperium Biereckiego - w Apelli, agencji reklamowej obsługującej SKOK-i, będącej zarazem wydaw­nictwem - znalazła zatrudnienie Pa­trycja Kotecka, żona Ziobry.

ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz