Waldemar Kuchanny
Senator
PiS Grzegorz Bierecki w poprzednim roku zarobił:
- 1 635 000 zł w swoim miejscu pracy
(jako prezes zarządu fundacji Sanitas oraz doradca zarządu Towarzystwa
Zarządzającego SKOK sp. z o.o.);
- 5 948 000 zł z tytułu
posiadanych udziałów w trzech spółkach jawnych (Arenda, MP 59, SIN);
- 4 076 000 zł jako dochód z
tytułu bycia członkiem zarządu (SKOK Holding) oraz zasiadania w kilkunastu radach
nadzorczych.
Razem: 11 659 000 zł.
To oczywiście nie wszystko, ale
drobnych na waciki, czyli senatorskiej diety, nie warto wymieniać i mu doliczać.
Dla porównania: najlepiej zarabiającym
prezesem banku w Polsce jest Luigi Lovaglio, prezes banku Pekao SA.
Jego pensja plus różnego rodzaju premie to w sumie 8,3 min zł za 2014 r. Przy
czym Pekao SA jest bankiem o aktywach 10 razy większych niż kasy
oszczędnościowo-kredytowe.
Roczne dochody na takim poziomie
senator Bierecki odnotowuje rok w rok, przynajmniej od czasu, gdy musi składać
oświadczenie majątkowe. Warto przy tym zwrócić uwagę nie tyle na ich wysokość,
ile na źródła. Najwięcej Bierecki zarobił jako właściciel spółek, o których
jego służby medialne twierdzą, że nie są podmiotami związanymi z systemem
SKOK.
Honory
Na dorocznej konferencji Światowej
Rady Unii Kredytowych (WOCCU) w amerykańskim Denver senator
Grzegorz Bierecki zakończył w połowie lipca kadencję przewodniczącego tej
organizacji. Podobno otrzymał „setki podziękowań z całego świata, owacje na
stojąco i słowa najwyższego uznania od liderów spółdzielczości finansowej”.
Media bezpośrednio związane z
Biereckim, sympatyzujące z PiS oraz związane Kościołem - którego senator jest
hojnym donatorem - wykonują lamentację: w Polsce Bierecki jest postponowany,
a nawet znieważany. Komisja Nadzoru Finansowego szuka na niego haków.
Platforma wykorzystuje SKOK-i do walki wyborczej z PiS i prezydentem elektem
Andrzejem Dudą. SKOK-i zaś to polskie dobro narodowe: krzewią patriotyzm,
pomagają rodzinie, wspierają Kościół.
Formalnie Bierecki to zaledwie -
nienależący do partii, choć sympatyzujący z prawicą - senator wybrany z listy
PiS w regionie, gdzie psy dupami szczekają, czyli w Białej Podlaskiej.
Praktycznie - jeden z najpotężniejszych graczy na prawicy. Siła pieniędzy.
Nie tylko twórca wielkiej instytucji finansowej, jaką jest sieć SKOK-ów, ale
także architekt budowanego imperium medialnego prawicy.
Sieć smakołyków
Precyzyjne prześledzenie powiązań
kapitałowych i personalnych spółek związanych bezpośrednio lub pośrednio z
senatorem Biereckim i ze SKOK-ami jest bardzo trudne, jeśli w ogóle możliwe.
Wymagałoby długiej pracy zespołu ludzi. A i to bez gwarancji sukcesu. To
prawdziwa sieć kilkudziesięciu spółek jawnych, akcyjnych, komandytowych, z
ograniczoną odpowiedzialnością, towarzystw, fundacji. Niektóre są likwidowane,
powstają nowe, niektóre się łączą, inne przekształcają się z podmiotu w
podmiot o innym numerze KRS: spółka komandytowa w spółkę komandytowo-akcyjną,
a ta w spółkę jawną. Niektóre podmioty zostały przeniesione do założonej w
Luksemburgu spółki SKOK Holding. Już nie mówiąc o prześledzeniu przepływów
pieniędzy ze spółki do spółki, bo przecież dokumentów na ten temat nikt nikomu
nie udostępni. Tajemnica handlowa. Nawet KNF nie poradziła sobie ze zbadaniem
zależności, prezentując kilka miesięcy temu informację na temat SKOK-ów,
dzięki czemu ludzie związani z Biereckim mogli ogłosić: KNF wypuścił bubla,
pełno w nim nieścisłości, a tyle natworzonych przez nas spółek ma służyć rozwojowi
kas, wysokim standardom oraz obniżyć koszty. Poza tym wszyscy tak robią.
Tą rozbudowaną siecią kilkudziesięciu
firm zarządza bardzo wąski krąg osób. Najważniejsze z nich to senator Grzegorz
Bierecki, jego starszy brat Jarosław, prawnik Adam Jedliński (przyjaciel Lecha
Kaczyńskiego z czasów wspólnej pracy na Uniwersytecie Gdańskim,
współwłaściciel znanej kancelarii adwokackiej, jeden z akuszerów systemu
SKOK), Lech Lamenta, Wiktor Kamiński, Grzegorz Buczkowski (współpracownicy
Biereckiego z początków powstawania systemu), Andrzej Sosnowski (kolega
Biereckiego jeszcze z czasów Niezależnego Zrzeszenia Studentów).
Arendarze
Arenda to spółka, której właścicielami
są Grzegorz Bierecki i Andrzej Sosnowski, jeden z najważniejszych po Biereckim
ludzi w systemie. Był wieloletnim prezesem Kasy im. Franciszka Stefczyka,
dopóki - po wejściu w 2012 r. ustawy o kasach oszczędnościowo-kredytowych -
KNF nie zapaliła mu czerwonego światła do sprawowania tej funkcji ze względu
na „brak rękojmi ostrożnego i stabilnego zarządzania kasą”. Z Biereckim
znają się jeszcze z czasów działalności w Niezależnym
Zrzeszeniu Studentów. Arenda zajmuje się dzierżawą nieruchomości i jest
przedsięwzięciem prowadzonym wyłącznie na prywatny rachunek obu wspólników.
Pozostałe osoby z najbliższego otoczenia Biereckiego (jego brat, mecenas Jedliński,
Lamenta, Kamiński) także były lub są właścicielami spółek zajmujących się
dzierżawą nieruchomości. Stworzyli patent na zarabianie.
Założone przez decydentów SKOK-ów
spółki brały kredyty w SKOK-ach i kupowały nieruchomości w atrakcyjnych
miejscach w centrach dużych miast (Gdyni, Sopocie, Warszawie, Wrocławiu,
Zabrzu, Łodzi etc.). Nieruchomości te były następnie wynajmowane podmiotom
związanym ze SKOK-ami, które lokowały tam swoje siedziby. W umowach najmu wpisywano,
że SKOK-om przysługuje prawo pierwokupu wynajmowanych lokali po kilku latach,
kiedy kredyt zostanie spłacony pieniędzmi najmu i wartość nieruchomości
wzrośnie. Proste? Proste. Rzecznik SKOK Andrzej Dunajski, pytany niegdyś o ten
mechanizm, odpowiedział prosto: „Dla maksymalnego zabezpieczenia interesów kasy zasadne było zatem zawieranie umów najmu z
osobami gwarantującymi najbardziej korzystne dla kasy warunki. Takimi
partnerami mogły być osoby fizyczne związane z ruchem SKOK. (...) Wymierny
dla kasy był również efekt ekonomiczny. Zakup lokali na prowadzenie działalności
statutowej powodowałby wzrost wartości majątku trwałego, czyli aktywów
niedochodowych - niepracujących. Natomiast udzielone przez kasę kredyty na
zakup lokali stanowią aktywa dochodowe. W ten sposób kasa osiągnęła wymierny
przychód z odsetek od kredytów udzielonych wynajmującym na zakup lokali oraz
z tytułu prowizji od kredytów”. Czyli to kasy zyskały. Zyskuje też Bierecki,
jeśli wierzyć jego oświadczeniom majątkowym.
Centrala ich ocala
Dotychczasowa czapka wszystkich
kas oszczędnościowo-kredytowych. Jej prezesem do 2012 r. był Bierecki. W 2014
r. należały do niej 52 kasy regionalne. To jest ponad 1500 placówek w Polsce,
w których można wziąć kredyt albo założyć konto. 2,2 miliona klientów. Każdy z
działających SKOK-ów musi odprowadzać do centrali różne składki. Fundusz
stabilizacyjny, składka na reklamę, na ubezpieczenie w TU W SKOK, na wydatki
związane z nadzorem i kontrolą nad kasami - to tylko niektóre z nich. Bierecki
tłumaczył wielokrotnie, że opłaty są konieczne, bo głównym zadaniem Kasy
Krajowej jest „zapewnienie stabilności finansowej kas” oraz „zapewnienie bezpieczeństwa
zgromadzonych w nich oszczędności”. Pieniądze płyną też do systemu różnych
spółek powiązanych ze SKOK-ami. Zarząd Kasy Krajowej wprowadził np. obowiązek
korzystania przez kasy z programów komputerowych opracowanych przez jedną z
nich. Członkowie władz wszystkich SKOK-ów podlegają też systemowi obowiązkowych
szkoleń. Kandydaci na członków zarządów kas, rad nadzorczych, a nawet księgowi
musieli ukończyć studium prowadzone przez należącą do Kasy Krajowej fundację
na rzecz Polskich Związków Kredytowych (już zlikwidowaną), której prezesem był
Bierecki. I żeby postawić kropkę nad i: wszystkie SKOK-i muszą obowiązkowo należeć
do Kasy Krajowej.
To samo, choć w nieco innym i
mniejszym wymiarze dotyczy każdego, kto przyjdzie do kasy po kredyt,
chwilówkę, kartę czy chce założyć konto: musi zostać członkiem Spółdzielczej
Kasy Oszczędnościowo- -Kredytowej. Jak? Trzeba opłacić wpisowe, wykupić udział
w kasie, wnieść wkład członkowski.
Po wprowadzeniu ustawowego nadzoru
nad SKOK-ami przez KNF znaczenie Kasy Krajowej zaczęło słabnąć, a jej rolę
przejmował powoli SKOK Holding zarejestrowany w Luksemburgu.
Kliknij aby powiększyć
Skok w bok
SKOK Holding zarejestrowano w 2007
r. w słynącym z niskich podatków Luksemburgu. Dlaczego? Holding powstał, gdy
Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo - Kredytowe straciły zwolnienie podatkowe,
którym były objęte przez wiele lat. Wniesiono do niego udziały i akcje
kilkunastu spółek systemu SKOK. Bierecki tłumaczył wówczas, że celem jest
„optymalizacja zobowiązań podatkowych”. „Spółka, ze względu na rodzaj umów,
które wiążą Rzeczpospolitą z Wielkim Księstwem Luksemburga, nie będzie musiała
płacić podatku od otrzymanej dywidendy” - mówił. W języku poborców podatkowych
nazywa się to unikaniem płacenia podatków w Polsce. Wywóz pieniędzy kłóci się
z lansowanym od lat wizerunkiem SKOK, który wyrósł z polskich korzeni, i
który rzekomo na ojczystej ziemi pomaga rozwijać się ojczystej gospodarce.
Pierwotnie w układzie powiązań
SKOK-ów i sieci spółek dominowała Kasa Krajowa. Bierecki był jej prezesem. Gdy
uchwalono ostatecznie w 2009 r. ustawę o kasach oszczędnościowo-kredytowych
(weszła w życie w 2012 r.) stało się jasne, że przynajmniej część kontroli nad
SKOK-ami przejmie Komisja Nadzoru Finansowego. Bierecki z przewodzenia w Kasie
Krajowej zrezygnował. Nie chciał, aby spotkało go to samo, co kolegę: czerwone
światło z KNF ze względu na „brak rękojmi ostrożnego i stabilnego zarządzania
kasą”. Holding przejmuje więc powoli rolę podmiotu dominującego w systemie.
SKOK Holding działa w Luksemburgu jedynie formalnie, to po prostu adres w Luksemburgu, spółka nie zatrudnia
pracowników. Zarządzany jest dwuosobowo przez Biereckiego i Buczkowskiego.
Na pytanie, ile pieniędzy
przetransferowały SKOK-i do Luksemburga, nie da się odpowiedzieć. Człowiek
gubi się w tych wszystkich wynagrodzeniach, zyskach, dywidendach, udziałach,
wpłatach na fundusze stabilizacyjne, wzajemnych pomocach. Według informacji
KNF tylko w 2013 r. zakumulowane zyski SKOK Holding to 33,8 min euro (ok. 141
min zł). KNF przyznaje jednak, że ma ograniczony dostęp do dokumentacji spółek
skupionych w SKOK Holding. Ludzie Biereckiego twierdzą, że to nieprawda i w
2013 r. zyski zatrzymane w SKOK Holding to 25,5 min euro (ok. 105 min zł).
Można to w uproszczeniu przedstawić
w postaci symbolicznego dialogu:
KNF: - Pokażcie kwity ze swojej
działalności.
SKOK Holding: - Walcie się, nie
pokażemy.
KNF: - Podobno przycięliście 100
baniek.
Skok Holding: - Kłamstwo. Tylko
90.
Skoczył, bo mu kazali
Fundacja na rzecz Polskich Związków
Kredytowych powstała w 1990 r. Pieniądze na fundację dali Amerykanie ze
Światowej Rady Unii Kredytowych (WOCCU). Było to, z dzisiejszej perspektywy
patrząc, niewiele - 70 tys. dolarów. 25 lat temu miało to jednak inną, większą
wartość. Były to pierwsze pieniądze, które Biereckiemu pozwoliły na założenie
i rozwijanie pierwszych kas oszczędnościowo-kredytowych.
W 2010 r. fundacja kontrolowała
75 proc. udziałów w Kasie Krajowej SKOK, czyli centrali, która narzucała
wszystkim SKOK-om reguły działania. Prezesem fundacji był Bierecki. Na koniec
2010 r. majątek fundacji wynosił ponad 77 min zł.
W grudniu 2010 r. w Sopocie
powstała spółdzielnia pracy o nazwie Spółdzielczy Instytut Naukowy (SIN).
Wśród założycieli byli m.in. Bierecki, jego brat Jarosław i mecenas
Jedliński. Zaledwie tydzień później na biurko Biereckiego jako prezesa
fundacji trafiło pismo z WOCCU, w którym znalazła się informacja, iż misja
fundacji się wyczerpała, więc ma być ona zlikwidowana, jej majątek zaś
przekazany do SIN. Decyzja o przekazaniu majątku fundacji powstałemu całkiem
niedawno podmiotowi była jednoosobowa. Likwidatorem fundacji został jej
zarząd z Biereckim na czele. Rok później spółdzielnia SIN została przekształcona
w spółkę z o.o. a jeszcze później w spółkę jawną. Jej właścicielami byli
Bierecki, jego brat i mecenas Jedliński. Przy każdym z tych przekształceń
udziałowcy otrzymali dywidendę z zysków. Komentarz Biereckiego do tej sprawy
był jeden: środki fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych nigdy nie
były środkami publicznymi ani środkami spółdzielców. Czyli ich prywatnymi.
Poza tym co on winien; wykonuje to, co mu WOCCU każe. Przypomnijmy, że w tym
czasie Bierecki był przewodniczącym WOCCU
Skoki Dudy
Dzisiaj prezydent elekt z ramienia
PiS, wcześniej m.in. podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Andrzej Duda dwukrotnie pilotował skargi do Trybunału Konstytucyjnego na
przygotowywaną od 2009 r. ustawę o kasach oszczędnościowo-kredytowych.
Pierwszy raz skierował ją do trybunału Lech Kaczyński zaraz po jej uchwaleniu.
W 2012 r. na krótko przed wejściem jej w życie ustawę zaskarżyła grupa posłów
PiS. Reprezentował ich Duda. Oba wnioski były bliźniacze. Kwestionowano w
nich m.in.
zapis mówiący o tym, że prezesem
Krajowej Kasy powinna być osoba „dająca rękojmię ostrożnego i stabilnego zarządzania”.
Decydować o tym, kto taką rękojmię daje, miała Komisja Nadzoru Finansowego.
Bierecki mógł podejrzewać, że KNF jego osobę - jako prezesa Kasy Krajowej -
odrzuci ze względu na jego wcześniejszą działalność w Wielkopolskim Banku
Rolniczym. Już raz tak się stało. Gdy w 2008 r. Biernacki wystąpił do KNF o
zgodę na założenie powiązanego ze SKOK-ami banku, komisja odmówiła, powołując
się właśnie na jego naganne funkcjonowanie z WBR.
Na bank
Wielkopolski Bank Rolniczy. To w
związku z nim Bierecki miał postawiony zarzut karny dotyczący działania na
szkodę spółki. WBR, jeden z najmniejszych polskich banków, w 2000 r. popadł w
tarapaty i szukał inwestora. Kontrolę nad
bankiem przejęli ludzie Biereckiego. On sam zasiadł w radzie nadzorczej
banku. Zamiast otrzymać dokapitalizowanie i ratunek, bank podpisał kilka umów
ze spółkami związanymi z siecią SKOK. Jeśli bank się wycofa lub nie wywiąże -
zapłaci gigantyczne kary. Jeśli zawini SKOK - pozostanie to bez konsekwencji.
Sprawa trafiła do prokuratury w Kaliszu. Ta prowadziła dochodzenie i w końcu
postawiła zarzuty o niegospodarność czterem osobom, w tym Biereckiemu
(pozostałe to jego najbliżsi współpracownicy: Buczkowski, Lamenta i Kamiński).
Groziło mu do 5 lat więzienia za działanie na szkodę spółki. Śledztwo ciągnęło
się kilka lat, aż do momentu, gdy władzę zdobyło PiS, a ministrem
sprawiedliwości został Zbigniew Ziobro. Śledczy zostali odsunięci, a sprawę
przeniesiono do Łodzi. Tam znowu się ciągnęła, aż w końcu została umorzona. Na
marginesie powiedzmy, że w imperium Biereckiego - w Apelli, agencji reklamowej
obsługującej SKOK-i, będącej zarazem wydawnictwem - znalazła zatrudnienie Patrycja
Kotecka, żona Ziobry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz