Niby
to Konwencja Programowa, ale program zostaje stary. Niby Beata Szydło
przedstawiła swoją drużynę, ale to nie ministrowie. Niby Jarosław Kaczyński
tylko otworzył imprezę, ale to on jest wciąż najważniejszy. Wszystko w tych
Katowicach było na niby. A naprawdę będzie potem.
Anna
Dąbrowska
Piotr
Marek, czterdziestoparolatek z Warszawy, przyjechał do Katowic, aby przeprosić
się z PiS. Wyszedł kiedyś z partii, bo, jak mówi, „wszystko, co robili, było
spowite smoleńską mgłą”. - Nie można podporządkowywać wszystkiego jednej
tragedii i tylko szukać zemsty, ale trzeba zająć się sprawami, które na serio
obchodzą Polaków. Chciałem rozmawiać o pracy, podatkach i wreszcie PiS
pokazało, że ma coś na ten temat do powiedzenia. Przysłuchujący się temu
sześćdziesięciolatek, też z Warszawy, w PiS od kilku lat, „oszukany przez
państwo, z 500 zł emerytury”, przekonany, że w Smoleńsku „naszego prezydenta
nam zabili”, dopytuje, czy pan Piotr wierzy w zamach. - Nie? To nie masz
tu czego szukać, nie wiesz, co czuje prawdziwy Polak - kończy rozmowę i
odchodzi od stolika, przy którym serwowano sobotni zjazdowy obiad.
Trzydniowa Konwencja Programowa
PiS była pomyślana właśnie dla takich jak Piotr Marek, ale wrażenie merytorycznej,
stabilnej i przygotowanej do rządzenia partii psuli tacy jak przekonany o
zamachu działacz z Warszawy. Właściwie miało ich tu nie być, bo impreza nie dla
nich była pomyślana. Ich obsługują inni
politycy PiS, którzy na razie są schowani albo kameralnie operują w terenie, w
pisowskich regionach.
Przed katowicką halą kongresową
stał tylko szydłobus, bo Joachim Brudziński nie wydał polecania, by posłowie
zwozili autokarami działaczy. Zresztą jego samego też nikt w ostatni weekend w
stolicy Śląska nie uświadczył. - Jak są jacyś szeregowi działacze, to
przyjechali na własną rękę. Góra nie oczekiwała, że się tu zjawią, liczyła
raczej na posłów, radnych, przedsiębiorców, właścicieli firm, na ludzi
związanych ze spółkami Skarbu Państwa i zainteresowanych bardziej gospodarką n
iż życiem partyjnym - mówi j eden z p o - słów. Przyjechało sporo
parlamentarzystów PiS, choć nie wszyscy; koalicjanci zjednoczonej prawicy:
Polska Razem Gowina i Solidarna Polska, ale tylko pierwszy garnitur;
samorządowcy, ale przede wszystkim ci młodsi, dobrze ubrani, w niebieskich
koszulach.
Miotła
zmiecie
Uczestników Kongresu
przyporządkowano do czterech kategorii: parlamentarzysta, ekspert (w
większości to ci, którzy występowali w panelach), gość i media. Każdy nosił
plakietkę
na smyczy z logo PiS. - Zażartowałem
do jednego z bankowców, wskazując na naszą partyjną smycz na jego szyi,
żejużjest z nami, ale chyba nie zrozumiał żartu, bo bardzo zesztywniał-
opowiada w kongresowych kuluarach poseł z Komitetu Politycznego PiS. Do
kuluarowych rozmów z politykami prawicy garnęli się kandydaci gotowi do
objęcia stanowisk w spółkach Skarbu Państwa.
- Wielu z nich pracowało w
zarządach tych spółek, ale wymiotła ich platformerska miotła, widzę tu i
takich, którzy zmienili front, bo poczuli wiatr zmian, który zmiecie ten rząd jesienią,
i chcą się już teraz z nami układać - mówi
poseł PiS.
PiS bardzo zależało na
podkreślaniu eksperckiego charakteru tego wydarzenia. To miała być impreza
programowa, a nie partyjna, na dowód czego tym razem nie rozwinięto ani jednego
sztandaru PiS. Do Katowic zawitał nawet były szef kancelarii Aleksandra
Kwaśniewskiego Waldemar Dubaniowski. Niektórzy dali wiarę krążącej plotce, że
Dubaniowski ma obiecane Ministerstwo Sportu w zamian za załatwienie dla PiS
jakiejś formy poparcia ze strony Kwaśniewskiego.
Przez trzy dni na 36 panelach
pobocznych i 13 głównych głos zabrało ponad 200, jak tu się mówiło, ekspertów,
tak naprawdę w większości działaczy PiS (samorządowcowi posłów), wykładowców
od dawna związanych z partią, bankowców, ale też kilku odległych od tej partii
panelistów, jak dr Jarosław Flis, ekspert od ordynacji wyborczej. - Muszę
przyznać, że byli tacy eksperci, którzy z obawy przed tym, aby nie zostać
zaszufladkowanymi partyjnie, niestety odmówili przyjazdu - mówi Adam
Bielan (Polska Razem).
Zgodnie ze statutem PiS, przyjętym
dwa lata temu, tylko Kongres (formalnie najwyższa władza) może uchwalić
program partii. - To, co tu robimy, to jest kontynuacja uaktualniania
programu, taka dyskusja, ale to wszystko jest zgodne z naszym programem z 2005
r. - mówi Marek Kuchciński (PiS), wicemarszałek Sejmu. Dodaje, że
przed wyborami parlamentarnymi nie będzie już żadnego programowego Kongresu.
Programowo wszystko więc zostaje po staremu, również cała idea IV RP.
Na pierwszy rzut oka PiS udała się
ta katowicka przebieranka. Niektórzy komentatorzy, którzy oglądali Konwencję
tylko w telewizji, przestrzegają, że to, jakie PiS jest naprawdę, wyjdzie na
jaw po wyborach. Ale wystarczyło przejść się po panelach pobocznych, aby
zobaczyć, że naprawdę wszystko zostaje po staremu. Na te dyskusje kamery
telewizyjne i inne dziennikarskie sprzęty nagrywające nie miały wstępu.
Wkrótce porozmawiamy inaczej
Już w piątek wieczorem Zbigniew
Ziobro (kiedy dojechał do Katowic) i jego goście panelu „System sprawiedliwości”
skutecznie przypomnieli, jak w IV RP było sprawiedliwie i jak jeszcze będzie.
Dr Jacek Czabański (z programu
Konwencji: „doktor nauk prawnych, adwokat, specjalista ekonomicznej analizy
prawa, a także zagadnień polityki karnej”), doradca ministra sprawiedliwości
Zbigniewa Ziobry, zapowiedział, że po wyborach dokonają następującej zmiany: -
Ustawowo ustalimy prawo do prowokacji.
W naszym interesie jest to,
by policja i służby mogły przedstawiać propozycje korupcyjne. Chodzi o to, by
wyeliminować sprowokowanych z życia publicznego. Na to Ziobro, że „ci, co dali się nagrać w restauracji
Sowa i Przyjaciele, jeśli usłyszeliby to, co my chcemy zrealizować, nie będą
mieli spokojnych nocy”.
Skarżąc się na sędziów, którzy
przez PO nie dają mu żyć, Ziobro zapowiada: - Musimy znaleźć sposób, aby
z niektórymi z nich porozmawiać inaczej, za ich chamstwo i butę. I wymienił
kilku z nazwiska: Igor Tuleja (porównał działania CBA za czasów Mariusza
Kamińskiego do praktyk z czasów stalinizmu), Agnieszka Pilarczyk (według
Ziobry źle prowadzi proces w sprawie śmierci jego ojca) oraz wszyscy sędziowie,
którzy skazali „nieskazitelnego człowieka Mariusza Kamińskiego”.
Wtórował im Bogdan Święczkowski
(były szef ABW za czasów PiS): - Trzeba wprowadzić okresowe badania
wariografem i badania próbek moczu dla sędziów i prokuratorów. Ponad
200 osób, mimo dość późnej pory (panel skończył się po godz. 21), w sali
wypełnionej po brzegi brawami dawało znać, że tego właśnie oczekuje. A jak się
władza nie zmieni, to jak zapowiedział do mikrofonu jeden ze słuchaczy: „będzie
trzeba za sędziami z kijami bejsbolowymi jeździć”.
Panele gospodarcze nie zebrały tak
licznej publiczności jak te, które były zapowiedzią dalszego ciągu tzw.
rewolucji moralnej, którą planuje PiS. - To w jakiś sposób naturalne, że
sprawy gospodarcze mniej ludzi interesują - mówi poseł Andrzej
Jaworski (PiS), na którego panel o gospodarce morskiej przyszło tylko 30 osób.
Na tych o zamówieniach
publicznych, o małych i średnich przedsiębiorcach czy o przyszłości polskich
rynków kapitałowych frekwencja też nie robiła wrażenia. Widać, że ta ciepła
woda w kranie jakoś płynie i nie ma się czym ekscytować. Po ośmiu latach
rządów Platformy jest silna potrzeba porachunków i-jak mówią niektórzy dyskutanci
- rewolucji aksjologicznej.
Kto zdrajcą, kto bohaterem
Na przykład w edukacji, o czym
gorąco dyskutowano podczas panelu „Polityka historyczna”. Tu sala pękała w
szwach.
- To sprawa priorytetowa,
aby dzieci wiedziały, kto jest w Polsce zdrajcą, a kto bohaterem. Dlatego naukę
historii trzeba zaczynać od współczesności-mówił Tadeusz Płużański (prezes Fundacji Łączka). Dodał, że
trzeba też wprowadzić wychowanie obywatelskie i wrócić do najważniejszych
polskich wartości „Bóg, honor i ojczyzna", bo dziś w szkole najważniejszą
trójcą jest „UE, Komisja Europejska i euroland”. Liczy,
że w Pałacu Prezydenckim będzie powołana specjalna komórka, która zajmie się
polityką historyczną.
Prof. Zdzisław Krasnodębski (europoseł PiS) wzywał do takiej
polityki historycznej, która „pomoże" Niemcom zweryfikować swoją pozycję w
Europie, bo do tej pory my Polacy „byliśmy brzydką panną na wydaniu i baliśmy
się naruszyć niemiecką wrażliwość”. Widać było wielkie oczekiwania kierowane
do Andrzeja Dudy. Krzysztof Szczerski, obecny na tym panelu, napisał tylko na Twitterze: „Ciekawy panel o polityce
historycznej. Przemyślany program. Andrzej Duda będzie go realizował? - pytamy
Szczerskiego. - To jest Konwencja PiS, prezydent nie jest w partii, nie
mogę dziś nic obiecywać.
Na dyskusji o cyberbezpieczeństwie
słuchacze dali upust emocjom związanym z układem, służbami i niewidzialną, ale
niebezpieczną siecią. Prof. Andrzej Zybertowicz uznał za konieczne
„powołanie intelektualnych oddziałów specjalnych”, bo nie będziemy wstanie przeciwstawić
się zhakowaniu przez wrogie siły „na wszystkich poziomach". A Przemysław Żurawski
vel Grajewski, związany z PiS (z programu Konwencji: „polski politolog,
pracownik badawczy Centrum Europejskiego Natolin, wykładowca KSAP”),
przestrzegał, że wielu zależy na tym, aby „państwo zredukowało swoje
niepodległościowe ambicje”. W przywracaniu właściwego porządku ma też pomóc,
jak usłyszeliśmy podczas panelu „Wizerunek Polski za granicą”, wymiana
wszystkich polskich ambasadorów.
Sprawy ważne i ważniejsze
Ale w sali głównej, tej, do której
wpuszczano kamery, prawie nie mówiono o „nadbudowie”, a wyłącznie o „bazie”,
czyli o gospodarce i oczekiwaniach społecznych. Nie można było zadawać
publicznie pytań. Nie było też nic o Smoleńsku, a Antoniego Macierewicza nie
zaproszono do żadnego panelu. Przechadzał się tylko po foyer (tu też kamerom
wstęp wzbroniony) i rozdawał autografy. Można się było zaopatrzyć w „Gazetę
Polską”, znaczki z wizerunkiem Beaty Szydło i napisem: „Najlepsze Szydło na balon
Platformy” albo wizerunkiem Piłsudskiego i Dudy z napisem: „6 sierpnia dzień dobrego
początku" (dzień zaprzysiężenia prezydenta elekta). Były książki
Sławomira Cenckiewicza oWałęsie.
- Nie zapominamy o ważnych sprawach, ale nie czas, by o tym
teraz rozmawiać. To jest Konwencja gospodarcza i to nas dziś zajmuje - mówi POLITYCE prof. Piotr Gliński, który tylko raz wspomniał ze sceny, że „IV
RP oznacza Polskę wolną”. Ci, którzy tu przyjechali, już wiedzą, co trzeba
zrobić, by wygrać. Teraz tylko to się liczy.
- Jak dojdziemy do władzy, to się o wszystkim opowie. Wiemy,
że o niektórych sprawach nie czas teraz mówić. A jak pani Beata Szydło zapomni o tym,,
bo skupi się tylko na gospodarce, to po to jest prezes PiS, aby jej o tym
przypomnieć - mówi działacz PiS z
Żywca, jak mówi - związany z Solidarnością, ale zdradzony przez Wałęsę przy
Okrągłym Stole.
A jak czują się z tym, że to
Szydło będzie premierem, a Jarosław Kaczyński tylko prezesem PiS: - Tylko? To bardzo ważna funkcja być prezesem
partii rządzącej, który ma ogromną wiedzę o funkcjonowaniu państwa i będzie
wyznaczał nam kierunki - mówi trzydziestolatek Sławomir Batko,
szef klubu radnych PiS w Opolu. Inni ufają w mądrość prezesa, jak radny PiS z
warszawskiej Woli Maciej Binkowski: - Jeśli
prezes tak zdecydował, to znaczy, że to najlepsze dla nas rozwiązanie.
Jeden z ważnych polityków PiS mówi, że poza tym prezes już nie ma sił, by
zakopywać się w dokumentach rządowych. On zajmie się tym, co go rzeczywiście
interesuje - nadzorowaniem naszej rewolucjii „redystrybucją prestiżu”. - Plan zmiany, łagodzenia wizerunku się
powiódł, mamy prezydenta, więc trzeba się tego planu trzymać jak najdłużej.
Inny zwraca uwagę, że za kilka lat
Jarosław Kaczyński może oddać swoją funkcję i przyjąć nieobsadzoną, ale
przewidzianą w statucie rolę „prezesa honorowego”, który jest pomyślany jako
taki nadprezes. Jarosław Kaczyński nazywany jest w prawicowym obozie: Liderem,
Patronem, Pierwszym. Choć dziś na pierwszym planie jest Beata Szydło.
Politolog przyglądający się Konwencji
nazywają inscenizacją. Szydło jest dla centrowych wyborców, a Kaczyński dla starej
dobrej drużyny koneserów, którym kandydatka na premiera ma umościć drogę do
zwycięstwa. Na razie trwa największa operacja marketingowa dekady. A może i
ćwierćwiecza.
Anna Dąbrowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz