Chciał prywatyzować
pamięć o Lechu Kaczyńskim i przejmować nieruchomości PiS. Prezesem jednej ze
swoich spółek zrobił kibola. Część interesów wylądowała na Seszelach. Marcin
Dubieniecki upadł, ale z przytupem.
WOJCIECH CIEŚLA
Nad
imperium Marcina Dubienieckiego słońce nie zachodzi. Jego część rozpościera się
na polu pod Mławą: farma energii słonecznej, biznesowe fiasko. Północna flanka
tego imperium to nadmorski las na pograniczu Sopotu i Gdańska - kilka
nowiutkich apartamentowców - a także posiadłości gdańskiej AWFiS, atrakcyjne
działki w Gdańsku.
Południe Polski to Kraków, biznes
na niepełnosprawnych. Tu dwie spółki Dubienieckiego dostały 13 milionów z PFRON
na zatrudnienie niewidomych i niedowidzących. Ale zięć Lecha Kaczyńskiego ma
też przyczółki na Cyprze, nad Morzem Czarnym, w Chicago i Mahe na Oceanie
Indyjskim. Wszystkie bada dziś CBA.
Pan Marcin
bada rynek
Przyczółek na Pomorzu jest jednym
z najsilniejszych. Dubieniecki jest tu udziałowcem spółki Sea Apartments. Jego biznesowy partner, Waldemar Tkacz, to postać znana w
Gdańsku: deweloper, kilka budynków postawił na gruntach odkupionych od miasta.
Luksusowe budynki Sea Apartments stoją w nadmorskim pasie zieleni, teoretycznie
podlegającym ochronie. Dzwonimy do biura sprzedaży. Miły pan zapewnia, że
wszystkie mieszkania mają po 260 metrów, każde kosztuje 5-6 min zł. Trzy kondygnacje,
garaż, prywatna winda. Jeszcze są miejsca. Sąsiedzi? - Tylko biznes. Artystów
i celebrytów na to nie stać - słyszymy.
Kolejny przyczółek to gdańska
Akademia Wychowania Fizycznego i Sportu (AWFiS). Uczelnia jest w kiepskiej
kondycji finansowej. Wyprzedaje grunty. Jedną z działek za ponad 6 min zł
kupiła niedawno spółka Dubienieckiego. Ma zbudować na niej biura i mieszkania.
AWFiS wystawia na sprzedaż sporo
działek. Na uczelni do połowy 2015 roku pracuje Karolina B. (inicjały
zmienione). Z informacji „Newsweeka” wynika, że jednocześnie dostaje przelewy
od... Dubienieckiego i od związanej z nim spółki z Cypru. Za co? Na przykład
12 tys. zł za enigmatyczne „badanie rynku”. W tym czasie kancelaria
Dubienieckiego wystawia też faktury AWFiS, w sumie na co najmniej kilkadziesiąt
tysięcy złotych. Uczelnia płaci mu m.in. za obsługę prawną.
Rzecznik uczelni początkowo chce
rozmawiać z „Newsweekiem”, po kilku dniach oświadcza, że na odpowiedzi daje
sobie dwa tygodnie.
Mówi jeden z członków władz
uczelni: - Dubieniecki kupował od nas działki. Przecież nie wiedzieliśmy, czy
ma, czy nie ma czegoś za uszami. Wokół AWFiS przez lata panowała zmowa deweloperów,
nie mogliśmy sprzedać atrakcyjnych gruntów w centrum Gdańska. Dubieniecki to
przełamał. Oczywiście po jego aresztowaniu musieliśmy zacząć sprawdzać
wszystkie transakcje, w których się pojawiał. I choć wygrał ostatnio przetarg
na 8 min zł, a nawet je zapłacił, musieliśmy go unieważnić.
Jak wynika z informacji
„Newsweeka”, transakcje Dubienieckiego z AWFiS sprawdza obecnie Prokuratura
Apelacyjna w Katowicach.
Młody książę
Marcin Dubieniecki, syn
kwidzyńskiego adwokata i polityka SLD, do niedawna ambitny prawnik i (wciąż)
mąż Marty Kaczyńskiej. Od sierpnia tymczasowo
aresztowany w aferze z wyłudzeniami dotacji z PFRON (zgodził się na podawanie
nazwiska zamiast inicjałów).
Ojciec prawnik, matka absolwentka
ekonomii. W PRL mieszkają w bloku. Marcin jest oczkiem w głowie, ma robić
karierę: uczelnia, palestra,
może polityka.
Los mu sprzyja. Zamiast do końca
życia prowadzić ojcowską kancelarię na prowincji, związuje się z Martą
Kaczyńską. Poznają się na szkoleniu dla aplikantów, on mówi, że chciałby być
premierem. Pobiorą się w 2007 r. Do premierostwa daleka droga, Dubieniecki na
początek zostaje zięciem prezydenta.
Ostatni egzamin prawniczy zdaje
dwa lata po ślubie, w 2009 r. Wkrótce wchodzi w pierwsze poważne biznesy
(oficjalnie mówi, że biznesów nie prowadzi, ale zakłada je dla klientów). Jego
koledzy do dziś dziwią się egzotycznym nazwom, które nadawał spółkom: Abudaba,
Madujamo, Seqens, Meregio. Szesnaście spółek w Polsce, od dwóch do czterech
na Cyprze. Branże: od budowy apartamentowców po handel używanymi autami.
Budowlanka i energetyka. W swoim najlepszym momencie jedna ze spółek
związanych z mecenasem podejmuje się nawet stawiania farmy słonecznej w
Bułgarii.
Były wspólnik (nie chce, żeby jego
nazwisko pojawiało się w tekście): - Między sobą mówiliśmy czasem na niego
Abudaba. Na starcie miał pozycję, o jakiej inni mogli tylko marzyć. Blisko
władzy. Zięć prezydenta. Był jak młody książę. Dziś jest gościem w niebieskiej
czapeczce, którego wlecze do sądu CBA. Po ludzku mi go szkoda.
Dubieniecki bardzo długo dba o
ciszę wokół swoich biznesów. I wokół siebie. Dopiero po katastrofie
smoleńskiej zacznie pojawiać się publicznie. I krążyć wokół polityki.
Porsche zamiast Srebrnej
Jego relacje z PiS są trudne.
Miesiąc po Smoleńsku deklaruje: może startować z list partii. Przy innej okazji
rzuca, że widzi siebie w rządzie, mógłby być specjalistą od energetyki. Ale
Jarosław Kaczyński go ignoruje.
Mówi jeden z byłych pracowników
centrali PiS przy ulicy Nowogrodzkiej: - Prezes go nie znosi. Ma nosa do takich
ludzi, wyczuł, co się święci. Demonstracyjnie go lekceważył.
Według rozmówców „Newsweeka”
jeszcze przed oficjalnym skierowaniem sprawy rozwodowej do sądu Dubieniecki
opowiada, że z Martą Kaczyńską łączą go relacje nie emocjonalne, lecz czysto
biznesowe: - Traktował ją jak jedną z inwestycji. Była kluczem do majątku PiS,
do jego nieruchomości. Po Smoleńsku wszystkie przeszły pod kontrolę Instytutu
Lecha Kaczyńskiego. Dubieniecki miał biznesplan: Instytutem będzie zarządzać
Marta, on sprzeda działki i kamienicę, zarobi, a partię wyprowadzi do jakiegoś
nowoczesnego i w miarę taniego lokalu. Dodatkowo cały biznes smoleński mógłby
przechodzić przez jego ręce. Prychał: te nadawania imion szkołom, te akademie,
to wszystko wielkie gówno. Żalił się, że kiedy chciał dać 10 milionów na film
o Lechu, to do Jarosława na wyścigi przybiegły „szczury”. Storpedowały ten pomysł.
Szczury - tak nazywał ludzi kręcących filmy o Smoleńsku. Wiedział, że póki
Marta nie będzie prezesem Instytutu, nic z jego planów nie wyjdzie.
Jedną ze spółek Dubienieckiego,
założoną na „słupa”, jest Srebrna Tower. Ma się zająć wybudowaniem wieżowca w
miejscu starego budynku PiS przy ulicy Srebrnej. Mc z tego nie wyszło.
Zamiast posady w rządzie i majątku
PiS Dubieniecki musi się zadowolić biznesami, zdjęciami w tabloidach i
luksusowym porsche, w którym pokazuje się w Warszawie.
Nóż kibola
Marek D. na zdjęciu z listu
gończego: niezbyt przenikliwe spojrzenie, zaczerwienione policzki. Kibol Cracovii. Przez trzy lata szukała go policja za udział w krwawej
ustawce pod krakowskim Multikinem, w której zasztyletowano „Dziekana”, kibola
Wisły (D. wpadnie przypadkiem na początku tego roku w Gdańsku).
Marek D. w czerwcu tego roku na
sali w krakowskim sądzie: żółta koszulka polo za kilkaset złotych, na
przegubach kajdanki. Z opuszczoną głową siedzi w klatce z pleksi dla
niebezpiecznych bandytów, słucha mowy prokurator.
Adwokat Marcin Dubieniecki, ubrany
w togę, kieruje w stronę skutego kuzyna pokrzepiające uśmiechy. Markowi D.,
oskarżonemu o udział w bójce kiboli, grozi 10 lat więzienia.
Mówi jeden z trójmiejskich
współpracowników Dubienieckiego: - Rodziny się nie wybiera, ale krakowska
odnoga familii Marcina była wyjątkowa. Poznałem obu kuzynów: starszy Wiktor,
młodszy Marek. Chłopaki z krakowskiego blokowiska. Przy młodszym nie
zostawiłbym portfela. Zwyczajny kark. Zdziwiłem się, kiedy wyszło na jaw, że
jest prezesem którejś ze spółek Marcina. Starszy, Wiktor, kilka lat temu został
prawą ręką Dubienieckiego.
W co najmniej siedmiu z
kilkudziesięciu spółek założonych przez Marcina Dubienieckiego jego 29-letni
kuzyn Wiktor jest udziałowcem, prokurentem lub prezesem.
Trójmiejski współpracownik
Dubienieckiego: - Chyba tylko raz któraś z gazet odkryła, że Wiktor kręci
jakieś lody z Marcinem. Zadzwonili do niego, a on im powiedział, że to
nieprawda. W szczycie przewału z pieniędzmi z PFRON udawał, że nie mają ze sobą
nic wspólnego.
Od sierpnia tego roku kuzyn Wiktor
- tak jak Dubieniecki - jest podejrzany o udział w gangu i pranie pieniędzy.
Chłopaki z Kwidzyna
Mówi oficer warszawskiego CBŚ: -
Kibol Marek D., choć poszukiwany, wciąż formalnie był prezesem jednej ze spółek
Marcina Dubieniecldego.
Współpracownik z Gdańska: - Marcin
czuł chemię z takimi ludźmi. Pamiętam, jak zakładał kancelarię z radcą Jackiem
M. Ten człowiek miał już wtedy zarzuty za oszustwo z działką pod egipską
ambasadę: kupił taniej nieruchomość na „słupa”, sfałszował dokumenty, za
pośrednictwem „słupa” odsprzedał ją ambasadzie za miliony, a ambasadorowi dał
w łapę za owocną współpracę. Trafi) do aresztu. W Warszawie momentalnie stał
się trędowaty, z takimi ludźmi nie można się pokazać na kawie, nie można robić
interesów. Marcinowi to nie przeszkadzało. Był już z Martą. Czuł się mocny.
Sprawa Jacka M. wlokła się latami,
dopiero w styczniu tego roku Sąd Najwyższy uchylił skargę kasacyjną - M. jest
prawomocnie skazany za oszustwo na 2 lata i 6
miesięcy więzienia. Ma zakaz wykonywania zawodu na 10 lat, musi też „naprawić
szkodę” na ponad 5 min zł.
Galeria typków spod ciemnej gwiazdy,
która pojawia się wokół Dubienieckiego, jest bogatsza. Przykłady? Tomasz M.
„Matucha” gangster z Kwidzyna - Dubieniecki zakładał mu spółkę, znają się, nie
ukrywają tego. Paparazzi
robią Dubienieckiemu zdjęcie, gdy wymyka się z
wieczoru wyborczego Jarosława Kaczyńskiego, by zjeść z „Matuchą” kolację w
modnym lokalu U Kucharzy.
Adam S., przedsiębiorca z Kwidzyna skazany za wyłudzenia, bohater
głośnego ułaskawienia przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego (wbrew stanowisku
prokuratury), też jest w tym kręgu. Kilka tygodni po ułaskawieniu został
wspólnikiem Dubienieckiego.
Tu na zawsze jest ściernisko
W tym samym roku, w którym chowa
teściów i chce startować z list PiS, Dubieniecki związuje się z Katarzyną M.,
byłą partnerką piłkarza Artura Boruca. Razem zakładają kilka biznesów, w paru
Katarzyna jest prezesem lub udziałowcem (dziś jest aresztowana w aferze z
wyłudzeniami z PFRON). Próbują wejść w luksusowy interes - remonty starych
kamienic w centrum Warszawy.
No i energetyka, prawdziwa pasja
Dubienieckiego. Robert Jeliński, wójt Dzierzgowa pod Mławą, mówi szczerze: z
biznesu pana Marcina wyszły nici. Na kilkudziesięciu hektarach miała powstać
farma fotowoltaiczna - czysta energia ze słońca. - Nic z tego nie wyszło - mówi
wójt. - A pan Dubieniecki, z tego co wiem, jest w areszcie. Hektary kupili
państwo z sąsiedniej gminy, uprawiają tam ziemię.
Ciekawostka: Dubieniecki dostał
zgodę na budowę farmy, choć nie dostarczył opinii, której żądała regionalna
dyrekcja ochrony środowiska.
W ciągu kilku lat Dubieniecki z
nieznanego mecenasa z Kwidzyna wyrósł na poważnego trójmiejsko-warszawskiego
biznesmena. Kiedy spotkaliśmy się z nim dwa lata
temu, zapewniał, że badanie zakładanych przez niego spółek to strata czasu. Po
co spółki? Żeby pomagać klientom. Zakłada się taką spółkę, ktoś w niej zostaje
prezesem, a później spółka wędruje na półkę. Czeka na swój moment.
Dziś Dubieniecki ma gorszy moment.
Ciążą na nim zarzuty oszustwa, kierowania grapą przestępczą, prania brudnych
pieniędzy oraz wyłudzenia 13 min zł dla niepełnosprawnych. Jego wspólnicy
poszli na współpracę z prokuraturą, w śledztwie zeznają dużo i chętnie.
Dubieniecki siedzi w areszcie już drugi miesiąc. Milczy.
Tymczasem prokuratura i CBA odkrywają
kolejne przyczółki jego imperium.
Ciekawi ich spółka Locus Holding & Trade Limited, która pojawia się w
jednym z biznesów. Firmę z wyspy Mahe na Seszelach reprezentuje znajomy Dubienieckiego,
Łukasz R. ze Słupska, młody człowiek zameldowany w lokalu komunalnym.
Prokuraturę ciekawi też mężczyzna z Chicago, który niedawno wszedł z
Dubienieckim w biznesy.
- To, na czym go złapaliśmy, czyli
wyłudzenia z PFRON, to ciekawa sprawa - uważa
nasz rozmówca z CBA. - Ale tylko niewielka część jego interesów. Chcemy
wiedzieć, ile ich było i czy wszystkie były legalne.
Dwa lata temu spytaliśmy mecenasa
Dubienieckiego, skąd wzięła się nazwa Abudaba Holdings, najważniejszej spółki,
z którą był związany. Tylko się uśmiechnął. Może to nazwa miasta w Emiratach?
A może imię księcia z bajki?
W rozmowach o biznesie mecenas zawsze
był bardzo zagadkowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz