ZBIGNIEW HOŁDYS
Wszystko miało być inaczej, ale
kilka godzin temu dostałem empetrójkę z Zelnikiem. Zaniemówiłem. Aktor na
pytanie rzekomego przedstawiciela nowej władzy sugeruje, kogo należy wyrzucić z
pracy, jak już PiS wygra wybory - rzuca nazwiska Olgierda Łukaszewicza i
Artura Barcisia. Opadły mi ręce. Znany człowiek, którego prawa do odmiennej
opinii broniłem w programie telewizyjnym i mimo napiętej atmosfery ani przez
moment żaden z nas nie wysłał zatrutej strzały - tu, jak na tacy, wydrukował
swoje nazwisko na nowej „liście Wildsteina”, z własnej nieprzymuszonej woli i
sam dokaligrafował przy nim własnoręcznie wielkie TW. Tak się zapełniało swoje
wstydliwe teczki parszywymi donosami za komuny, a ich treść po latach szorowała
łamy gazet od najzacniejszych po najpodlejsze. Przeraziła mnie łatwość i
ochoczość, z jaką Zelnik sypał kumpli do odstrzału. I świadomość, że sam tego
nie wygenerował - atmosferę kapusiostwa, śledzenia, wyrzucania ludzi z pracy i
karania ich za odmienne zdanie zwiastują politycy PiS od wielu dni. „TAK
BĘDZIE” - zapowiada Jarosław Sellin i Zelnik, o którym teraz krąży żart
„Pseudonim okupacyjny Aktor, tożsamość właściwa Szmalcownik”, niczym specjalnym
się nie wychylił. On się zastosował.
Wybory potęgują wszelkie zło. Ujawniają najnikczemniejsze cechy
charakterów ludzkich. Zamiast być narzędziem poprawy bytu plemienia -
sprowadzają nań najpodlejsze zachowania, donosy, oskarżenia i podziały.
Rozbijają środowiska i rodziny. Brakujący fragment w Biblii, który ktoś
chytrze usunął, brzmiał zapewnie: „I rzekł Bóg do ludu swojego: jednością
będąc, możecie uczynić więcej zła wspólnego, niźli będąc podzielonymi, dlatego
nakazuję wam dokonywać wyborów spośród siebie, a one was podzielą na wieki
głęboko, byście się nienawidzili i nigdy nie pogodzili”.
Jennifer Lawrence, jedna z najwspanialszych aktorek nowej generacji, być może
nowa Meryl Streep, ma zaledwie 25
lat i jak wiele innych wybitnych postaci świata sztuki bywa ujmująco
bezczelna. Potrafi postawić się całemu pokoleniu internetowych trolli - i
wygrywa.
Wszystko z ogromną kulturą,
mądrze, chwilami przebiegle. Od pewnego czasu została „głosem Hollywood”,
wypowiadając się na wiele tematów będących tabu. Zdanie, które wypowiedziała
na temat wyborów w USA, poraziło mnie trafnością. „Do głosu doszła generacja reality, którą najlepiej rozumie Donald Trump. On jest w stanie doprowadzić
do wybuchu wojny światowej - dla niego to
będzie wspaniałe telewizyjne widowisko, które się świetnie sprzeda”. Jennifer ma rację. Dziś upadek ludzkości sprzedaje się najlepiej.
Już nikt nie kryje się z mrocznymi zakamarkami swoich brudnych myśli, z
przypadłościami, nałogami, romansami na boku, także z kapusiostwem.
Wybory to hardcorowy potwór dla ludzi pozbawionych instynktu
samozachowawczego. To
rollercoaster. Tłum wierzących we wciskany kit
ustawia się w kolejce przed urnami, by nie posiadając żadnej rzetelnej wiedzy,
w stanie nafaszerowania omamami i włożonymi do głów kłamstwami, do tego gustem
i emocjami zadecydować o swoim losie, w tym o ewentualnej wojnie, bezrobociu,
cywilizacyjnym zacofaniu, dyktaturze, bankructwach, co tylko chcecie. „Fajny
jest” - powiedział lud i wybrał sobie niekompetentnego prezydenta, bo poprzedni
- uznał lud - był „niefajny”. Teraz ten sam sfrustrowany lud, a może tylko oczekujący
jakiejkolwiek zmiany - nie wiem, wszak kilka
milionów Polaków dopiero weszło w wiek wybierania i uczynią to po raz
pierwszy, a każdy motywy ma inne - jest w
stanie oddać głos na kobietę, która nie odpowiada na żadne pytanie, nie ma
żadnej wizji, kręci, wywija się, jąka, po prostu nie ma pojęcia o rządzeniu i
nawet nie udaje, że ma. Ale jednak lud jej pragnie. Dlaczego? Nikt nie zgadnie.
Może dlatego, że wskazał ją nieskazitelny facet, który od 25 lat robi z Polski
tatar, sieka nas, dzieli, miele, wrzuca do młynka, doprawia półsłówkami insynuacji,
obietnicą rozprawienia się ze Złymi, czyli dla każdego z kimś innym, a którego
jedyne dwa lata realnych rządów to były rządy z hasłem: „Niech nikt spokojnie nie
śpi, bo wszędzie przyjdziemy i zapukamy do wszystkich drzwi”.
Widocznie lud lubi chwile napięcia, gdy do drzwi dzwonek zadzwoni i
członkowie rodzin, patrząc po sobie, niespokojnie drżącym głosem pytają: „Kto
tam?” Widocznie lubią ten stan znikania ich ulubionych lekarzy, palcowania
swoich rzeczy w biurach, bo sądzą, że stracą pracę, lubią nowych szefów, którzy
zaprowadzą porządek, poczynając od nich samych.
Wybory to potwór. Z wygenerowanego przez nie podziału na „my” i „oni”
nie wyjdziemy nigdy. Każda kolej na kampania będzie bardziej krwawa, a Zelników
wyjdą z nor tysiące. Bo u nas też jest Trump, który dla
sukcesu jest w stanie rzucić ludzi przeciw ludziom, byleby tylko wygrać.
Zbigniew Hołdys jest
muzykiem, kompozytorem i dziennikarzem. Byt liderem grupy Perfect
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz