W pierwszym domu działa wydawnictwo
publikujące książki na temat Lecha Kaczyńskiego. W drugim mieszka prezes. A w
trzecim jest izba pamięci brata, w której można przyjąć prezydenta.
MICHAŁ KRZYMOWSKI
Czwartek, późny wieczór. Prezydencka
kolumna wjeżdża w boczną uliczkę na Żoliborza i parkuje na tyłach domu
Jarosława Kaczyńskiego. Ochroniarz uchyla drzwi, Andrzej Duda wysiada z
limuzyny i na ponad dwie godziny znika za furtką.
„Fakt”, który opublikuje zdjęcia z tej nocnej wizyty,
napisze na swojej czołówce krótko: „Przyłapani”. Spotkanie jest niecodzienne
nie tylko ze względu na jego uczestników, ale także i miejsce: Jarosław
Kaczyński to bodaj jedyna osoba, do której głowa państwa fatyguje się
osobiście.
Szybko się jednak okaże, że prezes przyjął prezydenta nie w
swoim mieszkaniu, a w domu obok.
Względy
prestiżowe
Okolica jest kameralna i willowa. Kilkadziesiąt metrów
dalej przebiega ulica Potocka, która oddziela elegancki Stary Żoliborz od
robotniczego Marymontu. Jarosław Kaczyński ma tu do dyspozycji trzy domy.
Pierwszy wynajmuje kontrolowana przez niego spółka Srebrna. Drugi, w środku,
to jego prywatne mieszkanie. A trzeci - ten, w którym gości prezydent - od
kilku lat jest siedzibą Instytutu Lecha Kaczyńskiego (szef PiS jest jednym z jego fundatorów). Andrzej
Duda zapytany przez „Super Express” o cel nocnej wizyty na Żoliborzu,
stwierdzi, że dawno się z prezesem nie widział i że rozmowa dotyczyła m.in.
pamiątek po Lechu Kaczyńskim znajdujących się w Instytucie.
Domy stoją jeden obok drugiego. Mimo że po tej lepszej
stronie Potockiej, trudno je nazwać willami. Kształtem przypominają klocki i
odstraszają podniszczonymi elewacjami. Posesje dodatkowo szpecą odrapane ogrodzenia i daszki z falistej
blachy. Dostać się można do nich od strony ul. Mickiewicza - dużej dwupasmowej
ulicy, po której jeżdżą tramwaje - albo tak, jak zrobił to prezydent, od strony
osiedla.
Polityk PiS śmieje się ze sposobu, w jaki prezydent
tłumaczył swoją wizytę na Żoliborzu: - Rozmowa na pewno dotyczyła polityki.
Może chodziło
sprawy międzynarodowe i zbliżającą się wizytę prezydenta w
Nowym Jorku, a może o taktykę na ostatnie tygodnie kampanii. Prezes jest z Dudą
w stałym kontakcie telefonicznym, od czasu do czasu spotyka się z nim też
osobiście. Konsultują się we wszystkich najważniejszych kwestiach.
Inny dodaje: - Część ludzi z Nowogrodzkiej twierdzi, że
Jarosław ma uraz nie chce chodzić do pałacu, bo kiedyś odwiedzał tam brata.
Sądzę jednak, że chodzi o względy prestiżowe. Jestem pewien, że prezes będzie
uczestniczyć w posiedzeniach Rady Bezpieczeństwa Narodowego, do której
prezydent na pewno go powoła. A dlaczego jeszcze tego nie zrobił? Pewnie czeka,
aż skończy się kampania wyborcza.
Miejsce
godne i spokojne
Poseł: - Dom sprawia wrażenie opuszczonego, nie ma w nim
życia. Jest urządzony skromnie. Na parterze znajduje się coś w rodzaju salki
konferencyjnej, w której wisi portret Józefa Piłsudskiego. Na piętrze są dwa
ascetyczne gabinety. Biurko z krzesłem, fotele dla gości i to wszystko. Jest
za to pełno pamiątek po parze prezydenckiej. Są zdjęcia Lecha z papieżem,
Obamą, fotografie współpracowników, najważniejsze odznaczenia.
Formalnie w budynku mieści się
izba pamięci Lecha Kaczyńskiego. Ma ona nawet kustosza, którym jest łacinnik
Wojciech Stańczak. Tyle tylko że miejsce ma charakter zamknięty - dopuszczeni
do niego są tylko ci, których wskazuje prezes. W rzeczywistości żoliborski dom
stanów coś w rodzaju kolejnego stopnia wtajemniczenia. Jarosław Kaczyński -
słyszę w Pis - odbywa w nim dwa typy spotkań.
Pierwszy to seminaria z ekspertami, którzy nie są bezpośrednio związani z PiS
i których nie wypada zapraszać do biura partii. Drugi rodzaj spotkań, znacznie
ważniejszy, to dyskretne narady w cztery oczy.
Wieczorną rozmowę na Żoliborzu znacznie łatwiej utrzymać w tajemnicy niż
wizytę na Nowogrodzkiej. Prezes zazwyczaj umawia się w Instytucie około godz.
18-19, spotkania mają charakter nieformalny i zdarza się, że trwają do godz.
2,3 w nocy. Wśród jego żoliborskich gości - oprócz prezydenta - w ostatnim
czasie byli też szef Polski Razem Jarosław Gowin, przewodniczący rady
programowej PiS Piotr Gliński i Maciej Łopiński, minister w Kancelarii
Prezydenta.
Mówi ekspert, jeden z bywalców
Instytutu: - Dom na co dzień stoi pusty. Kręcą się tylko ochroniarze Jarosława
[za ich usługi płaci PiS - przyp. red.]. Na terenie posesji mają budkę
wartowniczą, z której obserwują mieszkanie prezesa. Ale gdybym miał wskazać
współgospodarza tego budynku, to byłby to Gliński. Ma klucze i czasem wpada ze
swoimi gośćmi.
Profesor potwierdza. - Teraz
jestem zajęty kampanią wyborczą, ale rzeczywiście jeszcze do niedawna bywałem
tam regularnie. To godne i spokojne miejsce. Czy prezes często organizuje tam
spotkania? Nie wiem, ja tam uczestniczyłem głównie w odczytach, spotkaniach z
ekspertami, seminariach - mówi Gliński, który na Żoliborzu przygotowywał
lipcową konwencję programową PiS.
Fizyczny dostęp do prezesa
Dostęp do domu ma także Jan Maria
Tomaszewski, kuzyn prezesa zatrudniony w TVP jeszcze od
czasów PiS. W budynku zarejestrowana jest Fundacja Misji Publicznej, którą
Tomaszewski prowadzi z Krzysztofem Lenarczykiem, kolegą z Woronicza.
- Janek czasem przyjeżdża na
Żoliborz, by napić się z prezesem whisky, ale równie często można go spotkać
na Nowogrodzkiej - opowiada współpracownik Kaczyńskiego. Fundacja działająca po
sąsiedzku z mieszkaniem prezesa została powołana, by monitorować działania
rządu w zakresie kultury i budowania wartości obywatelskich, ale to raczej twór
papierowy. W rzeczywistości Tomaszewski więcej czasu poświęcał ostatnio na
doradzanie partii w kampaniach. - Twierdził, że razem z kolegą mają
oprogramowanie mogące wykryć fałszerstwa wyborcze. Partia zapłaciła za nie
ciężkie pieniądze. Tomaszewski krytykował też to, co robili inni. Przyjeżdżał
do biura, oglądał próbne wersje spotów i mówił, co mu się nie podoba. Jarosław
kazał go słuchać. Oczywiście nie za darmo - opowiada nasz rozmówca z
Nowogrodzkiej. Dokumenty znajdujące się w PKW pokazują, że w 2014 r. PiS
zapłaciło firmie należącej do Lenarczyka, czyli wspólnika prezesowskiego
kuzyna, w sumie ponad 110 tys. zł. Z opisu znajdującego się na jednej z faktur
wynika, że było to wynagrodzenie za „usługi doradztwa biznesowego i
technicznego w zakresie marketingowej produkcji medialnej telewizyjnej”. Do
rachunku dołączono umowę, na końcu której ktoś dopisał ołówkiem „spoty
analiza”.
Rozmówca z PiS: - Instytut mimo
wszystko odgrywa ożywczą rolę, bo Nowogrodzka została zdominowana przez zakon
PC i Joachima Brudzińskiego, który w biurze partii niemal fizycznie broni
dostępu do prezesa. Znajomego posła nie dopuszczał do szefa przez kilka
tygodni. Człowiek wreszcie dotarł do szefa na własną rękę i sam umówił się z
nim na rozmowę, ale Joachim podczas ich spotkania demonstracyjnie siedział w
sekretariacie, a gdy drzwi się otworzyły, natychmiast wszedł do gabinetu.
W podobny sposób przebiegała
niedawna wizyta Jacka Kurskiego na Nowogrodzkiej. Były europoseł kilkanaście
minut po wyjściu od prezesa dostał esemesa, w którym Brudziński dał mu do
zrozumienia, że zna przebieg spotkania. Na Żoliborzu atmosfera jest znacznie
spokojniejsza. W sekretariacie nie czeka kolejka interesantów. Nie ma też
zakonu PC nastawionego konfrontacyjnie zarówno do Kancelarii Prezydenta, w
której partia rzekomo ma za małe wpływy, jak i do kandydatki na premiera Beaty
Szydło. - Jarosław od kilkunastu dni objeżdża kraj, co znacznie podkopuje
medialną pozycję Szydło - wyjaśnia jeden z posłów. - Między oboma ośrodkami nie
ma dziś żadnej komunikacji. Kilka dni temu Nowogrodzka zorganizowała prezesowi
konferencję w porze dawno planowanego spotkania wyborczego Szydło. Zrobili to
specjalnie, wiedząc, że media wybiorą występ Jarosława. Kto za to odpowiada?
Brudziński, to oczywiste. Proszę sobie przypomnieć, od jakiego miasta prezes
zaczął swój objazd kraju. Od Szczecina.
Wieś poetów
Instytut Lecha Kaczyńskiego to
przemianowana Fundacja Prasowa Solidarności, której po Smoleńsku nadano
patronat tragicznie zmarłego prezydenta. Prezes nie tylko występuje w nim jako
fundator, ale też kontroluje jego zarząd, w którym zasiada m.in. jego partyjny
zastępca Adam Lipiński. Mimo że Instytut nosi nazwisko byłej głowy państwa, to
w rzeczywistości stanowi czapę dla działalności biznesowej i ma pod sobą
plątaninę spółek.
Najważniejszą z nich jest Srebrna,
która utrzymuje się z wynajmu powierzchni w dwóch biurowcach położonych w
centrum Warszawy (1,9 min zł czystego zysku w ubiegłym roku). Spółka utrzymuje
media sprzyjające PiS - kontroluje firmy prowadzące „Gazetę Polską Codziennie”
i portal Niezalezna.pl.
Ze sprawozdań finansowych wynika, że Srebrna
zapłaciła prawie ćwierć miliona złotych za wydanie biografii Lecha
Kaczyńskiego, której współautorem jest prof. Sławomir
Cenckiewicz. Dzięki jej pieniądzom ukazała się także książka „Lech Kaczyński.
Bitwa o pamięć”.
Spółka od lat płaci też za wynajem
domów otaczających posesję należącą do prezesa PiS. W jednym z nich mieści się
Instytut (wcześniej była tam księgarnia internetowa „Gazety Polskiej” i biuro
księgowe Srebrnej), a w drugim prowadzona jest działalność wydawnicza spółki.
Drugą odnogę Instytutu stanowi firma Srebrna Media, która kilka lat temu kupiła
ziemię w sercu Puszczy Augustowskiej. Planowano tam budowę osiedla domków jednorodzinnych,
które w Srebrnej roboczo nazywano „wsią poetów”. Inwestycja od dawna leży
jednak odłogiem, a spółka istnieje tylko na papierze. Z jednym wyjątkiem -
zasiadający w jej zarządzie Krzysztof Czabański (kandyduje do Sejmu z list PiS)
i jego była żona Barbara jeszcze do niedawna pobierali tam niemałe wynagrodzenia:
w sumie 275 tys. zł w latach 2013-2014.
Wynajem domów na Starym Żoliborzu
z ekonomicznego punktu widzenia jest nieracjonalny. Po pierwsze, Srebrna jest
właścicielem dwóch dużych biurowców, w których mogłaby pomieścić Instytut, a po
drugie, budynki leżą w zalewowej części miasta. Woda już raz wdarła się do
piwnicy i zalała pamiątki po nieżyjącym prezydencie.
Politycy PiS nieoficjalnie
przyznają jednak, że powody wynajmu obu nieruchomości były inne: chodziło o
bezpieczeństwo i spokój prezesa. Jego nieżyjąca mama jeszcze w 2007 roku
wspominała w wywiadzie dla magazynu „Viva” że zarówno
ją, jak i jej syna trapi kwestia sąsiedztwa, w którym znajduje się ich dom:
„Martwi nas tylko - mnie i Jarka - że nasi bardzo dobrzy sąsiedzi chcą sprzedać
swoją połowę segmentu i wyprowadzić się”. Dziś tego problemu już nie ma -
Srebrna i Instytut mogą sąsiadować z prezesem tak długo, jak będzie chciał tego
on sam.
Okropne, ale taki Jarek.
OdpowiedzUsuń