Boją się, że jeśli
PiS wróci do władzy, zaczną się nagonki na Lekarzy 5 przedsiębiorców.
Że oni sami stracą
pracę, a ich dzieci będą się uczyć, że homoseksualizm da się leczyć.
Im bardziej ktoś PiS
nie lubi, tym bardziej się boi.
RENATA KIM
Zamiast
odpoczywać, Grzegorz, przedsiębiorca z Warszawy, spędził urlop, porządkując
sprawy w urzędach skarbowych oraz ZUS. Ze strachu. Jest przekonany, że
wnikliwa kontrola zawsze coś wykaże, a zanim uda się domniemane
nieprawidłowości wytłumaczyć, interesy zostaną sparaliżowane, a on sam stanie
się znacznie uboższy.
Jest przekonany, że jeśli PiS
wygra wybory i obejmie władzę, nadejdzie czas rozliczeń. Z Platformą
Obywatelską, jej zwolennikami i wszystkimi, którzy myślą inaczej. Ale też z
ludźmi, którzy odnieśli sukces.
- Każdy sukces, a szczególnie
spektakularny, w mniemaniu tych ludzi musiał mieć u podłoża jakieś nieuczciwe
działania. Nic dziwnego, że najwięksi polscy przedsiębiorcy, na przykład
świętej pamięci Jan Kulczyk czy Ryszard Krauze, w czasie poprzednich rządów
PiS przenosili swoje interesy za granicę - tłumaczy biznesmen. Ma już wszelkie
możliwe zaświadczenia, oświadczenia oraz protokoły i czuje się nieco
bezpieczniej.
Czego się właściwie boi?
Tego, że znowu zaczną się spektakularne
akcje specjalnych jednostek w towarzystwie ekip telewizyjnych. Ze wróci
niszczenie ludzi, wsadzanie ich do aresztów i przetrzymywanie latami. -
Zacznie się rozpaczliwe poszukiwanie pieniędzy na choćby częściowe spełnienie
obietnic wyborczych, a jak wiadomo, pieniądze najłatwiej wycisnąć z tych,
którzy ciężko pracują, są zdolni i przedsiębiorczy.
Grzegorz przyznaje, że tak się w
tym czarnowidztwie zapędził, że czasami wydaje mu się, że lepiej byłoby
przenieść działalność za granicę, na przykład do Dubaju. Ale zaraz zaczyna się
obawiać, że mogłoby to zostać uznane za brak patriotyzmu. Poza tym nie wie,
czy pracownicy polskich ambasad, którzy do tej pory tak chętnie mu pomagali,
po zmianie władzy będą równie życzliwi? A może w ogóle zostaną wymienieni na
innych - wybranych według klucza partyjnego i
niekompetentnych?
Doprawdy przykro mu będzie
patrzeć, jak konkurenci z innych krajów UE, często z mniej atrakcyjną ofertą,
za to ze wsparciem swojej dyplomacji, będą zabierać sprzed nosa lukratywne
kontrakty polskim przedsiębiorcom. - Boję się, że stracimy czas i pieniądze.
Świat pójdzie do przodu, a my znów będziemy musieli go gonić.
To była stypa
Działacz PO z Warszawy: - Czy się
boję? Jasne, piszę o tym regularnie na Facebooku. Niektórzy uważają, że przesadzam,
mają mnie za frustrata. A ja, cytując Stefana Bratkowskiego, wolę przesadzić w
sprawie obrony normalności, niż schować główkę pod kocyk i udawać, że problemu
nie ma.
Na ostatnie spotkanie partyjne -
opowiada - przyszło 40 osób, a przecież koło PO liczy 300 osób. - I to nawet nie był bal na Titanicu, tylko stypa.
Ludzie zastanawiali się, jaka będzie przyszłość Platformy, bo wiedzą, że
takie klęski rozwalają partie, a nie jednoczą. Animozji, żalów i pretensji jest
sporo - opowiada.
Jest prywatnym przedsiębiorcą i
też się boi, że po wyborach PiS-owcy będą się
mścić. - Co to za sztuka? Przecież to nie jest kwestia tego, że ktoś coś źle
prowadzi, tylko że jak się dobrze poszuka, zawsze można znaleźć jakieś błędy
w fakturach. A oni tylko podsycają te obawy, w ich sposobie mówienia wyczuwam,
że już są w ogródku, witają się z gąską. Są pewni, że wygrają wybory - tłumaczy.
W oczach znajomych - zwłaszcza tych pozatrudnianych na
stanowiskach obsadzanych według klucza rządowo- partyjnego - widzi panikę. Wcale
go to nie dziwi, bo przecież nikt nie ma wątpliwości, co się wydarzy po
października. Będzie nowy wojewoda mianowany przez nowego premiera, który
przyjdzie ze swoimi ludźmi i będzie czyścić - do poziomu sprzątaczek. Sam też
ma obawy, bo ludzie z PiS są na jego terenie bardzo wpływowi. - Mogą na
przykład zechcieć zlikwidować jakąś inwestycję, nad którą pracowaliśmy w
dzielnicy latami. Bardzo by mnie to zabolało.
Strach lemingów
Lemingi się boją i ja też. Boję
się o państwo - mówi prof. Radosław Marków ski z Instytutu
Studiów Politycznych PAN, dyrektor Centrum Studiów nad Demokracją na
Uniwersytecie SWPS.
- Boimy się nie tego, że nad ranem
do naszych drzwi zapukają tajne służby, tylko tego, co opisał Balint Magyar w publikacji „Viktor Orban’s Post-communist Mafia
State”: że państwo zastosuje mafijne metody wobec przedsiębiorców i kapitału
zagranicznego. Nic dziwnego, że wykształciuchy i lemingi boją się, że cały
ich dorobek zostanie zniszczony; wszystko, co udało im się zdobyć - wcale nie
dzięki PO, tylko dzięki ciężkiej pracy, dzięki temu, że byli zaradni, zdolni,
ciężko pracowali. Poprzez manipulowanie prawem, wymuszanie na
przedsiębiorcach, by oddawali udziały w ramach obsesyjnej nacjonalizacji,
mianowanie swoich ludzi od góry do dołu w instytucjach państwowych i spółkach.
Prof. Markowski uważa, że PiS przygotowuje się do tego, co
zrobił Orban na Węgrzech. Do demontażu liberalnej demokracji - tej, w której
jest poszanowanie rządów prawa, konstytucyjnych misji, poszanowanie
mniejszości. – Będziemy mieć
plemienno-nacjonalistyczny sposób myślenia o kraju - mówi.
Dlatego irytuje się, gdy
kandydatka PiS na premiera Beata Szydło mówi słodko: nie macie się czego bać.
Uważa, że powody do lęku są. I że Polacy temu ulegają. - Już widzę w różnych środowiskach,
jak się zmienia język, jak ludzie niedawno tacy odważni, teraz stają się
ostrożni.
Jakoś się ułożyć
- Szykujemy się na rzeź - wzdycha
dziennikarz publicznej TVP Info. Panika to jego zdaniem zbyt
słabe słowo, by opisać, co się dzieje w redakcjach. Tak źle jeszcze nigdy nie
było, a przecież niejedno widział, pracuje w telewizji już prawie 20 lat.
I tłumaczy: ludzie, którzy latami
grali w zespole PO i SLD, teraz, w obliczu przejęcia władzy przez PiS, tracą
grunt pod nogami. Prawa i Sprawiedliwości nikt w TYP nie lubił, a teraz wszyscy
się go boją. Co sprytniejsi próbują się więc już jakoś z PiS ułożyć, dogadać.
Niektórym się nawet udaje. Już w grafikach więcej dyżurów mają ci, którzy się
PiS nie narazili.
Zaczęło się wielkie podlizywanie
przyszłej władzy. Przykład pierwszy z brzegu: autorka jednego z programów
publicystycznych, która do tej pory opowiadała się za przyjęciem przez Polskę
syryjskich uchodźców, nagle zmieniła zdanie. Tak, by nie odbiegało zbytnio od
antyimigracyjnego stanowiska PiS. W innych programach producenci starannie wyliczają
czas antenowy wystąpień polityków, by żaden PiS-owiec nie poczuł się
dyskryminowany.
Strach zapanował też w publicznym
Polskim Radiu. - Najbardziej boją się ci, którzy zajmują się polityką. Szeregowi
reporterzy raczej obawiają się tego, że przyjdą nowi kierownicy redakcji, na
przykład
z prawicowego tygodnika „wSieci”,
i będą udawać, że znają się na radiu. Będą nam wydawać durne polecenia, psuć
programy, na które pracujemy od lat. I oczywiście przyprowadzą swoich ludzi,
a starych wymiotą - opowiada dziennikarka. Zgadza się na rozmowę, ale na
wszelki wypadek kupiła nową kartę do telefonu, żeby się nie wydało. Nie uważa,
że przesadza z ostrożnością. - Skoro Amerykanie mogli podsłuchiwać Angelę Merkel, to dlaczego informatycy Polskiego Radia nie mieliby
podsłuchiwać mnie? - przekonuje. Na razie w radiu trwa gorączkowe analizowanie
sondaży. - Wszyscy się zastanawiają, czy jest jeszcze nadzieja, że rewolucji
kulturalnej nie będzie.
Zrobią porządek
- Źródłem tych lęków jest pamięć o
tym, co przeżyliśmy za poprzednich rządów PiS. Zresztą PiS od czasu do czasu
też to przypomina: „Wrócimy i zrobimy porządek w Polsce, która dzisiaj jest w
stanie rozkładu” - tłumaczy dr Rafał Jaros, psycholog społeczny z Instytutu
Nauk Społeczno-Ekonomicznych.
Prof. Wojciech Cwalina, psycholog marketingu politycznego z
Uniwersytetu SWPS, uważa, że dokładnie taki sam strach czuli zwolennicy PiS,
gdy do władz) dochodziła Platforma Obywatelska.
- Teraz to po prostu działa w
drugą stronę - tłumaczy. Inaczej - dodaje - jest ze strachem przed
wszechobecnymi rzekomo podsłuchami: tak jak w 2005 roku zarzucano politykom
PiS, że mają paranoję i wszędzie tropią układy, tak teraz paranoja działa w
drugą stronę. - Ludzie boją się totalnej inwigilacji, sami się w tym strachu
napędzają. Wystarczy, że ktoś coś powie, ktoś sobie coś przypomni i spirala
strachu się nakręca. A gdy już wszyscy wokół się boją, to znaczy, że coś jest
na rzeczy - tłumaczy prof.
Cwalina.
Sam lęków nie miewa, za długo się
już zajmuje marketingiem politycznym. Ale wie, że w krańcowych przypadkach
strach przed zmianą władzy może wywołać silne objawy: ogólne pobudzenie, bóle
głowy, mięśni i problemy ze snem.
Ludzie będą umierać
Z rządami PiS prof. Lech Cierpka, konsultant krajowy ds. transplantologii
klinicznej, ma tylko jedno skojarzenie: sprawa doktora Mirosława Garlickiego.
Od aresztowania w 2007 r. tego znanego kardiochirurga zaczął się tzw. dołek
Ziobry, czyli gwałtowny spadek liczby przeszczepów.
- To była cała seria zatrzymań.
Wpadali cichociemni na oddział, łapali doktora, zakuwali w kajdanki i w
świetle kamer wyprowadzali. Zaufanie do lekarzy zostało wtedy podważone. Po
takich akcjach rośnie liczba ludzi, którzy nie zgadzają się na pobranie
narządów - tłumaczy prof.
Cierpka.
Z tamtych czasów pamięta spotkanie
chirurgów naczyniowych, na którym ktoś powiedział: „Wszyscy macie komórki, na
pewno jesteście na podsłuchu”.
- Ostatecznie uznaliśmy, że
wyciągniemy z telefonów baterie, wtedy będziemy bezpieczni - wspomina prof Cierpka.
Po latach dowiedział się, że w
zasadzie wszyscy, którzy zajmowali się transplantologią, byli wtedy na
podsłuchu. Uważa, że szukano haków na lekarzy. - Może chciano społeczeństwo
udobruchać, pokazać, że coś się robi z korupcją w służbie zdrowia? A że przy
okazji złamie się karierę 'wybitnego lekarza? Zniszczy mu życie? Kto by się tym
martwił!
Prof. Cierpka jest optymistą, ale czasem boi się, że wraz z
powrotem PiS wróci nagonka na lekarzy: - Jedna taka akcja mogłaby spowodować
kolejną zapaść w transplantologii. Cała nadzieja w tym, że społeczeństwo
wyedukowało się przez te lata, nie uwierzy w demagogiczne hasła. A jak nie?
Ludzie będą umierać.
Plan
Aneta Mrugała z Łodzi ma plan na
wypadek wygranej PiS: pakuje się i razem z rodziną wyjeżdża z Polski. Mają już
odłożone pieniądze. - Nie chcę znów wpaść w depresję, bulimię, nie chcę mieć
myśli samobójczych jak w 2006 roku, kiedy aresztowano moją mamę pod zarzutem
zabójstwa byłego męża - opowiada.
Z zatrzymania matki zrobiono pokazówkę.
Z kantoru w Busku-Zdroju wyprowadzono ją w kajdankach, jak przestępcę. Zabrano
torebkę, w której miała lekarstwa i mimo próśb nie oddano. Nie pozwolono na
widzenia z córkami. Aneta Mrugała - wtedy studentka SGH na praktykach w MSZ -
pamięta, jak wysyłała pisma do ministra Zbigniewa Ziobry z apelem o pomoc.
Dostawała tylko suche informacje, że sprawą zajmuje się prokuratura. Prokuratorowi
w jego gabinecie w Kielcach tłumaczyła, że to wszystko pomyłka. - Mówiłam, że
mama ma alibi. I że to jest niesprawiedliwe. - Sprawiedliwość? Po śmierci
- odpowiedział z uśmiechem prokurator.
Proroczo. Dorota Mrugała nie doczekała
się wyroku. Nieprzytomną przewieziono z aresztu do szpitala z zawałem. Po
tygodniu zmarła. Kiedy sześć lat po śmierci ją uniewinniono, córka poczuła
ulgę. Dopiero później dotarło do niej, jak zniszczono im życie. - Nigdy nie zapomnę,
jak w sklepie ludzie mówili: „To są córki tej morderczyni” - wspomina.
- Albo jak się dziwili, gdy
mówiliśmy, że nie mamy pieniędzy: „No tak, wszystkie zostały wydane na
morderców”.
Dziś nie ma wątpliwości, że jej
matka stała się ofiarą politycznego planu: PiS chciało pakować do więzień przestępców, a
potem szybko ich skazywać. - Boję się, że jeśli teraz wygrają, to wszystko wróci.
Nie chcę żyć w strachu, martwić się, czy jutro nie zostanę oskarżona o coś,
czego nie zrobiłam.
Będzie
duszno?
- Czego się boję? Dusznej i
ciężkiej atmosfery, jaką pamiętam z czasów poprzednich rządów PiS - mówi Lalka
Podobińska, wiceprezeska fundacji Trans-Fuzja, która pomaga osobom
transseksualnym. I jeszcze: zakazywania marszów i parad równości, wyrzucania z
pracy nauczycieli, którzy deklarowali, że mają orientację homoseksualną, bo
mogą molestować dzieci.
Tomasz, nauczyciel etyki w liceum,
gej: - Najbardziej boję się, że wrócimy w kwestiach światopoglądowych do epoki
kamienia łupanego. Teraz swobodnie rozmawiamy w szkole o życiu seksualnym,
homoseksualizmie, osobach transpłciowych, ale PiS-owcy będą pilnować, żeby
takie tematy się nie pojawiały. Albo zechcą narzucać tezy w stylu:
homoseksualizm można leczyć.
No i jeszcze ten plan, by
zlikwidować gimnazja, przywrócić PRL-wskie osiem klas w podstawówce. Aż włosy
mu stają dęba na głowie. - Takie eksperymenty nigdy nie kończą się dobrze.
Ucierpią uczniowie.
- Głupio byłoby zepsuć to
wszystko, co udało się w ostatnich latach zbudować - martwi się Ewa Siemińska.
Mówi o sobie: wyborca Platformy. Po wyborach prezydenckich razem z kilkoma
koleżankami założyła na Facebooku i Twitterze grupę „Polska w ruinie”. Chciały
- jak mówi - sprzeciwić się PiS-owskiej narracji, że kraj jest w zgliszczach.
Bo przecież- co widać na przysyłanych przez członków grupy zdjęciach - nie
jest; wręcz przeciwnie, nigdy nie była tak piękna jak dziś.
Martwi ją piekiełko, które
zamierza zgotować Polakom PiS: zmiany w konstytucji, poszerzenie kompetencji
prezydenta, cofnięcie konwencji o przeciwdziałaniu przemocy, zaostrzenie
ustawy antyaborcyjnej, może nawet zakaz in vitro. - To
jest przecież narzucanie wszystkim, jak mają żyć! To nie jest demokracja. Nie
o to walczyliśmy w 1980 roku! - denerwuje się.
Dla
pokrzepienia rodaków
- Będzie jatka. Znowu trzeba się
będzie wstydzić przed Anglikami, tak jak w latach 2005-2007. Mówili wtedy do
mnie: „Ty jesteś z kraju, gdzie rządzą horrible twins, straszliwe
bliźniaki” - wspomina Norbert Nowacki. Ma 46 lat, od 17 mieszka w Wielkiej
Brytanii, ale nigdy nie stracił kontaktu z krajem. I strasznie przeżywa to, co
się w nim dzieje. Boi się zamachu na demokrację.
- Wolę nie krakać, ale wszystko,
co robią PiS-owcy, do tego zmierza. A jak będą mieć władzę? Tak naprawdę
potrzebują dwóch resortów: sprawiedliwości i MSW - i mogą, tfu-tfu,
przeprowadzić zamach, taki na wzór majowego - denerwuje się Nowacki.
Na wypadek wygranej PiS ma plan:
wystartuje z internetowym radiem, wszystko jest już gotowe. Będzie muzyka, ale
też trochę satyry politycznej dla pokrzepienia rodaków. - Radio się nazywa
Opornik. Jako młody chłopak w stanie wojennym nosiłem opornik na ubraniu i
ktoś na Facebooku to przypomniał, kiedy szukałem nazwy. Taki symbol niezgody
na państwo policyjne. To będzie radio dla wszystkich ludzi, którzy boją się
PiS i się z nim nie zgadzają. Wystartuje 26 października.
Współpraca Ewelina Lis, Weronika Bruździak
ŹRÓDŁO
Chętnie włączę się w działalność tego radia
OdpowiedzUsuńPublicystyka, satyra .
Liczę na kontakt jego Twórcy!!