wtorek, 29 maja 2018

Następca tronu



Brudziński jest jak cesarz Klaudiusz, który przetrwał bo wszyscy uważali go za mało rozgarniętego. Ale to piekielnie sprytny gość i to on weźmie partię po Kaczyńskim - mówią w PiS

Renata Grochal

Znajdzie pan dla mnie chwilę? Piszę o panu tekst - zagaduję w esemesie sze­fa MSWiA Joachima Brudzińskiego.
   - Matko Boża, znowu? Ile razy moż­na pisać o chuliganie w garniturze, szukąjącym haków na swoich przeciwników w Szczecinie? - odpisuje zaczepnie Bru­dziński, ale na spotkanie się nie zgadza. Ten 50-latek, wiel­biciel ziemi sądeckiej, gdzie się wychował, najbardziej boi się jednego: że prezes Jarosław Kaczyński zobaczy w nim delfina z ambicjami. A wtedy podzieli los Zbigniewa Ziobry, który za wcześnie poczuł się sukcesorem i wyleciał z PiS. Brudziński brał udział w pacyfikowaniu Ziobry i wyciągnął z tego lekcję, by swoich ambicji nigdy nie ujawniać.
   - W partii zawsze był ustawiony radar na pierwiastek niezależności. Jak kogoś nie da się do końca kontrolować, to wylatuje. Zostają tylko mierni albo cynicy. Brudziński wybija się na tle pisowskiej miernoty. Jest o pół szczebla wyżej od innych - mówi mi polityk PiS.
   W środowy poranek Brudziński zapewnia w TVN24, że Kaczyński czuje się bardzo dobrze. Dodaje, że „do politycz­nych delfinów ma komunikat, że muszą się uzbroić w duuużo cierpliwości”.
   - To było takie freudowskie, bo wiadomo, jak kończą del­finy w PiS. Joachim chciał powiedzieć: ja nie jestem delfi­nem i nie skończę tak jak oni - uważa doradca prezesa PiS.
   Kilka godzin później w siedzibie partii zbiera się komi­tet polityczny. Po raz pierwszy od dawna obrad nie pro­wadzi Kaczyński, bo jest w szpitalu z powodu chorego kolana. Zastępuje go Brudziński, wiceprezes PiS. Kaczyń­ski już ponad rok temu namaścił go na swojego pierwsze­go zastępcę, mówiąc, że gdyby złamał nogę, to Brudziński będzie go zastępował w partii. Obrady przebiegają spraw­nie, PiS wskazuje kolejnych kandydatów na prezydentów miast.
   - Prowadził posiedzenie bez tremy i zbędnych dysku­sji. Widać było, że czuje się jak ryba w wodzie - opowiada uczestnik partyjnej nasiadówki.
   W ciągu dwóch lat Brudziński stał się jednym z najpotężniej­szych polityków w kraju. Jako szef MSWiA nadzoruje policję, obsadza swoimi ludźmi spółki skarbu państwa. Może mieć wiel­ki wpływ na nadchodzące wybory, bo Krajowym Biurem Wybor­czym kieruje osoba wskazana przez niego.

KTO TRZYMA KASĘ
Nawet jeśli Kaczyński po kilku miesiącach rehabilitacji wróci do pełnej sprawności, to w PiS i tak coraz częściej będzie się mówiło o sukcesji, bo prezes ma już 69 lat. A ostatnie kłopoty zdrowotne uświadomiły działaczom, że moment, gdy przejdzie na polityczną emeryturę, jest coraz bliżej.
   - Ludzie myślą, że walka o sukcesję rozegra się między Ziobrą, Morawieckim i Macierewiczem. Każdy z nich chciałby mieć po swojej stronie Brudzińskiego. Ale oni nie wiedzą, że to Joa­chim szykuje się do ostatecznej rozgrywki - podkreśla ważny polityk PiS.
   Brudziński przygotowuje się do przejęcia partii od lat. Nie interesuje go stanowisko premiera, tyko szefa PiS. bo wie. że bez par­tii nie sięgnie po państwowe zaszczyty. Partią zajmuje się dziś dużo bardziej niż Kaczyński.
Prezes de facto już kilka lat temu oddał mu PiS w zarządzanie, robiąc go szefem komite­tu wykonawczego. To Brudziński decyduje o tym. co się dzieje w regionach, kto zostaje szefem lokalnych struktur, dzieli i godzi, kon­troluje także partyjne finanse. Do Kaczyńskiego można się od­wołać jako do ostatecznej instancji.
   Nawet po objęciu stanowiska szefa MSWiA Brudziński ani na chwilę nie wypuścił partii z rąk. Wychował sobie grupę zaufa­nych ludzi w strukturach, m.in. Krzysztofa Sobolewskiego, któ­ry został po nim szefem komitetu wykonawczego.
Uchodzi za mistrza partyjnych intryg, które przeprowa­dza w białych rękawiczkach. Żeby przejąć kontrolę nad partyj­ną kasą, pozbył się wieloletniego skarbnika partii Stanisława Kostrzewskiego.
   - Joachim to wytrawny gracz. Stara się nigdy nie mieć krwi na rękach - mówi ważny polityk Zjednoczonej Prawicy. Dodaje, że w tym Brudziński przypomina trochę Tuska, który wykańczał partyjnych przeciwników rękami swoich współpracowników albo tak. by powstało wrażenie, że sami się poślizgnęli na myd­le pod prysznicem.
   Kostrzewskiego Brudziński wyciął rękami kuzyna Kaczyń­skiego - Jana Marii Tomaszewskiego, któ­ry chciał zarabiać na zleceniach z PiS. Brudziński mówił, że on dałby mu pienią­dze. ale skarbnik nie chce się zgodzić. Ku­zyn skarżył się prezesowi, a zdenerwowany Kostrzewski odpowiadał, że nikt mu się nic będzie mieszał do finansów. Gdy w koń­cu zagroził dymisją. Kaczyński ją przyjął. Chciał mieć święty spokój, a Brudziński przekonał go, że ogarnie partyjne finanse.

UTRACIĆ Z10BRĘ
Brudziński potrafi czekać, co w polityce jest wielką zale­tą. Kilka lat zajęło mu pozbycie się Zbigniewa Ziobry. poważ­nego rywala do sukcesji. A gdy Ziobro wyleciał z PiS. wszelkimi sposobami utrudniał mu powrót. Kiedy w 2014 r. partia Zio­bry. Solidarna Polska, negocjowała z PiS wspólne listy na wybo­ry samorządowe, które były zalążkiem Zjednoczonej Prawicy. Brudziński uknuł intrygę przeciwko Ziobrze. Namówił Jacka Kurskiego, który zakładał z Ziobrą partię, by go zdradził i na konwencji PiS posypał głowę popiołem, wzywając do zjednocze­nia całej prawicy. To bardzo osłabiło Ziobrę w negocjacjach.
   - Kurski nie był jeszcze wtedy dopuszczany do rozmów z Ja­rosławem Kaczyńskim. Spotykał się z Brudzińskim i wspólnie knuli przeciwko Ziobrze. Zbyszek do dziś nic może lego zapo­mnieć Joachimowi - mówi mi ważny polityk z centrali PiS przy ul. Nowogrodzkiej. Brudziński powtarza Kaczyńskiemu, że sko­ro Ziobro raz zdradził, to może znowu zdradzić, i prezes nie chce ponownie przyjąć go do PiS.

INTRYGA PRZECIWKO SZYDŁO
W rządzie Brudziński trzyma z szefem MON Mariuszem Błaszczakiem. W Sejmie siadają koło siebie, zawsze w strategicz­nych momentach rozmawiają i coś ustalają. Obaj należą do tzw. zakonu PC, byli działaczami Porozumienia Centrum, pierwszej partii Kaczyńskiego.
   W PiS mówią, że Brudziński sam przeciwko Kaczyńskiemu nie wystąpi. Raczej będzie czekał, aż prezes na tyle osłabnie, że nama­ści go na sukcesora. Ale gdyby Kaczyńskiego zabrakło i Brudziń­ski musiałby walczyć o władzę w PiS z innymi konkurentami, to ma największe szanse. Poparłby go cały „zakon”, m.in. Adam Li­piński, Marek Kuchciński. Marek Suski. Stracili oni wiarę w Morawieckiego, a Ziobrę wciąż uważają za zdrajcę. Dopóki PiS będzie dysponowało dużymi pieniędzmi z budżetu, to niewykluczone, że Brudziński mógłby liczyć także na poparcie dyrektora Radia Ma­ryja Tadeusza Rydzyka, z którym dobrze żyje od lat. Jest częstym gościem jego rozgłośni i Telewizji Trwam.
   Brudziński sukcesywnie osłabia swoich rywali. To on był jed­ną z osób, które stały za odwołaniem Beaty Szydło ze stanowiska premiera. Wspólnie z Błaszczakiem i innymi członkami „zako­nu” przekonywał prezesa, żeby stanął na czele rządu, bo Szydło nie radzi sobie z konfliktami i rząd jest sparaliżowany. Kaczyń­ski chciał zostać premierem, ale w ostatniej chwili się wycofał ze względu na pogarszający się stan zdrowia. Szydło do dziś ma żal do Brudzińskiego, że przeciwko niej intrygował.
   - Joachim wiele razy krzyczał na Beatę, używając ostrego ję­zyka, jeszcze gdy zajmowała się partyjnymi finansami - opowia­da były polityk PiS.
   Chłodne są też relacje Brudzińskiego z Mateuszem Morawieckim. Premier podejrzewa, że to przez Brudzińskiego, który jest najbliżej ucha prezesa, jego akcje u Kaczyńskiego ostatnio spad­ły. Lider PiS liczył, że Morawiecki, były bankowiec, będzie wize­runkowym wzmocnieniem partii i rządu, szybko naprawi relacje z Komisją Europejską, a on popełnia kolejne gafy.
   - Brudziński widzi jego potknięcia i o wszystkim donosi pre­zesowi - uważa osoba z otoczenia szefa rządu.
Brudziński nie był zwolennikiem pomysłu, by Morawiecki sta­nął na czele rządu, bo uważał, że ma za małe doświadczenie poli­tyczne.
   - Joachim jest jednym z nielicznych polityków PiS. którzy nie podlizują się Kaczyńskiemu. Zachowuje się wobec niego po partnersku. chociaż nigdy publicznie nie kłóci się z prezesem. Jak się z nim nie zgadza, mówi mu to w cztery oczy - opowiada ważny polityk PiS.

BLISKO PREZESA
Część rozmówców uważa, że Jarosław Kaczyński nie może się obejść bez Brudzińskiego, bo zapewnia mu on komfort psychicz­ny. Od kiedy w 2005 r. Brudziński został posłem PiS i szefem biu­ra organizacyjnego partii, prawie codziennie był w biurze przy Nowogrodzkiej, gotów na każde zawołanie preze­sa. Jeździł z nim po kraju, organizował spotkania z działaczami, załatwiał hotele i obiady w restau­racjach. Po katastrofie smoleńskiej zaczęli wspól­nie spędzać nawet urlopy. A prezes lubi przebywać w towarzystwie żony Brudzińskiego oraz trój­ki jego dzieci, bo to jest namiastka rodziny, któ­rej sam nie ma. Zdjęcia ze wspólnych wyjazdów z prezesem szef MSWiA chętnie zamieszcza w internecie, pokazując, że jego pozycja w PiS jest co­raz silniejsza.
   - Gdyby Kaczyński miał syna. to chciałby, żeby był taki jak Brudziński - mówiła kiedyś „Newsweekowi” Małgorzata Jacyna-Witt. szcze­cińska radna sympatyzująca z PiS. - To jest facet z krwi i kości, potrafi go przywieźć, zabrać, za­pewnić bezpieczeństwo pod każdym względem.

ZEMSTA NA ZIMNO
Gdy tuż po wyborach Brudziński został wicemarszałkiem Sejmu, zaczął łagodzić swój wizerunek partyjnego bulteriera. Rzadziej bywa w programach telewizyjnych, gdzie wcześniej os­tro atakował politycznych przeciwników. Donalda Tuska nazwał „niemieckim popychlem”. To on na jednym z wieców PiS na sło­wa Kaczyńskiego skierowane do opozycji: „cała Polska z was się śmieje” odkrzyknął: „komuniści i złodzieje”.
   W roli wicemarszałka nieraz studził emocje na sali plenarnej. Gdy Jarosław Kaczyński z sejmowej mównicy nazwał opozycję zdradzieckimi mordami i oskarżył o zamordowanie brata, a póź­niej mówił posłowi Nowoczesnej, że politycy opozycji pójdą sie­dzieć. całe zdarzenie próbowała nagrać telefonem komórkowym posłanka PO Kinga Gajewska. Dominik Tarczyński z PiS chciał wyrwać jej z ręki aparat i zaczął ją szarpać. Brudziński ogłosił trzy minuty przerwy „na uspokojenie emocji” i sam zszedł na dół roz­dzielać posłów.
   Nie lubi ostentacji. Odkąd został szefem MSWiA. policja jest mniej brutalna podczas demonstracji Obywateli HP, najbardziej radykalnej organizacji sprzeciwiającej się polityce PiS. Paweł Kasprzak, lider Obywateli BP, mówi. że funkcjonariusze prze­stali wynosić protestujących z blokad.
   - Brudziński działa inteligentniej od Błaszczaka. W swoich wypowiedziach świadomie stawia znak równości między nami a naziolami, żeby pokazać, że walczy z dwoma ekstremistycznymi grupami. Chce przygotować Polaków na ostrzejsze akcje wobec nas - przewiduje Kasprzak. Przypomina też, że MSWiA wystą­piło do sądu z wnioskiem o wprowadzenie zarządu przymusowe­go w fundacji prowadzonej przez Obywateli BP. Chodzi o to. żeby przejąć ich lokal i pieniądze, by nie mogli działać.
   Część moich rozmówców uważa, że wyciszenie Brudzińskiego to maska, a jego prawdziwy charakter lepiej pokazują pyskówki z dziennikarzami, w które wciąż wdaje się na Twitterze.
   - On jest na zewnątrz stonowany, ale w partii zarządza kijem z taką samą brutalnością, z jaką działał w młodości - mówi po­lityk PiS. Przypomina, że „Jojo” - tak Brudziński jest nazywany w partii - wyleciał przed laty z Zespołu Szkół Ry­bołówstwa Morskiego w Świnoujściu za rozbój i kradzież. Sprawę opisał tygodnik „NIE”.
   Bartłomiej Rajchert, były dyrektor zarządzają­cy PiS. który przez wiele lat ściśle współpracował z Brudzińskim, jest jednym z nielicznych, który na jego temat zgodził się mówić pod nazwiskiem.
   - Joachim jest ambitnym i bezwzględnym po­litykiem. ale jednocześnie skutecznie zarzą­dził ludźmi i strukturami. Zapamiętałem go jako twardego negocjatora, z którym trzeba się li­czyć. Jeśli już sobie coś postanowi, to wcześniej czy później na pewno to zrealizuje - podkreśla Rajchert.
   Dobry znajomy Brudzińskiego uważa, że w ostatnich latach jedno się u niego zmieniło. Zaczął wyznawać zasadę, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Jako przykład mój rozmówca podaje Jarosława Zielińskiego, wi­ce ministra spraw wewnętrznych i administracji. To członek zako­nu PC, a zarazem człowiek, który przyczynił się do największego politycznego upokorzenia Brudzińskiego. Po przegranych wybo­rach w 2007 r. Brudziński jako jedyny został ukarany za poraż­kę - stracił stanowisko sekretarza generalnego PiS. Zastąpił go Zieliński, który zabrał mu gabinet i opowiadał w partii, że musi po nim posprzątać cały bałagan. Gdy Brudziński został szefem MSWiA. zmarginalizował Zielińskiego w resorcie i sam prowadzi rozmowy z policyjnymi związkami.
   - Cały Joachim. Potrafi czekać latami, ale w końcu się zemści - podsumowuje polityk PiS. Policjanci odetchnęli, bo nie muszą już ciąć konfetti na powitanie wiceministra Zielińskiego ani je­chać w orszaku Trzech Króli przebrani za anioły z doczepiony­mi wielkimi skrzydłami, jak to się zdarzyło kiedyś w Szczecinie, ('idy pytam Brudzińskiego o tę zmianę, odpowiada mi esemesem: „Świetna szczecińska policja konna. Spotkałem ich w Myśliborzu. Obiecali mi jej funkcjonariusze, że nie będą już więcej tak arty­stycznie i... teologicznie kreatywni”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz