niedziela, 6 maja 2018

Szmalu nie żal



Największe państwowe spółki pompują rekordowe sumy do mediów wspierających „dobrą zmianę".

PiS nie skąpi grosza na nagrody dla swych działaczy, na dotacje dla zaprzyjaźnionych organizacji i firm z holdingiem ojca Rydzyka na czele. Daje też zarobić przy­chylnym mediom. Od wygranych wyborów w 2015 r. do takich tytułów, jak „Gazeta Pol­ska”, „Gazeta Polska Codziennie”, „Sieci”, „Do Rzeczy” czy „Nasz Dziennik”, szero­kim strumieniem zaczęły płynąć pieniądze od spółek Skarbu Państwa.
   Jak wynika z danych firmy Kantar Media, tylko w 2017 r. tych pięć gazet mogło zostać zasilonych sumą 36 mln zł. Dla porówna­nia - w 2015 r., gdy podlegającymi pań­stwu spółkami kierowały jeszcze zarządy wybrane za rządów PO-PSL (choć niektóre już przekierowujące finansowy strumień w kierunku „dobrozmianowym”), było to niespełna 2,5 mln zł. Różnica jest więc prawie 15-krotna.

„Rząd kupuje propagandę"
To dane cennikowe, nieuwzględniające indywidualnie negocjowanych rabatów, ale również nieobejmujące różnych akcji promocyjnych, które prawicowe media realizują we współpracy z państwowymi gigantami. Sztandarowym przykładem jest nagroda Człowieka Wolności wrę­czana dorocznie przez tygodnik „Sieci” (wcześniej „Sieci Prawdy”), na którego czele stoi Jacek Karnowski (wśród laure­atów z lat ubiegłych są Jarosław Kaczyński i Andrzej Duda). Tegoroczną edycję, w któ­rej nagrodzona została prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska, wspierał korowód państwowych, specjalnie honoro­wanych spółek.
   Złotym partnerem był Orlen, partnerami strategicznymi Alior Bank, Bank Pekao SA oraz PZU. Partnerami głównymi - Energa, Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, PKO Bank Polski i Tauron. Partnerem wy­darzenia były PKP SA, a partnerami wspie­rającymi m.in. PERN oraz Poczta Polska. W sumie 11 firm państwowych, z których każda, w zamian za promocję swego brandu, musiała wesprzeć organizatorów.
Właściwie żadne przedsięwzięcie „nie­pokornych” nie może się obyć bez wspar­cia nadzorowanych przez rząd spółek. Dodatek specjalny do „Gazety Polskiej” o „Żołnierzach Wyklętych”? Partnerzy: Alior, Orlen, PWPW, PZU. Mapa samo­chodowa Polski z 1939 r. tygodnika „Sie­ci”? Partner: Lotos. Takich przykładów jest mnóstwo.
   Jednak tego typu wydatki, jako finanso­wane z innej puli, nie podlegają monitorin­gowi. Te, które on obejmuje, pokazują, że w latach 2016-17, a więc już po przejęciu władzy w spółkach Skarbu Państwa przez ludzi PiS, same tylko wpływy reklamowe czołowych gazet „niepokornych” z 22 naj­większych firm państwowych sięgnęły we­dług cenników 64 mln zł.
    „Rząd kupuje sobie w ten sposób pro­pagandę” - pisały w lutym 2014 r. serwisy sdp.pl i wPolityce.pl, oburzając się, że pieniądze za ogłoszenia spółek Skar­bu Państwa „idą nie tam, gdzie je czytają czytelnicy”. Dziś żaden z prawicowych wydawców nie chwali się tym, że już idą we właściwe miejsca. Jedynie Fratria (wydawca „Sieci”) tak jakby półgębkiem wspomniała w sprawozdaniu zarządu za 2016 r., że „po raz pierwszy zrealizo­wała projekt finansowy z funduszy Unii Europejskiej, przyznanych przez Mini­sterstwo Rozwoju”. Z kolei współwłaści­ciel Fratrii, czyli firma Apella, przyznała, że podpisała umowy także ze spółkami Skarbu Państwa, m.in. z PGNiG i Totali­zatorem Sportowym. O zamówieniach na publikację reklam spółek Skarbu Pań­stwa ani słowa. „W 2016 roku zgodnie z planami Spółka skupiła się na posze­rzaniu prac działu marketingu, reklamy i PR” - tak wzrost dochodów tłumaczył zarząd Niezależnego Wydawnictwa Polskiego, wydawcy „Gazety Polskiej”.
   Kierując strumień zamówień w kierunku mediów „niepokornych”, państwowi gi­ganci właściwie wycofali reklamy z gazet uznawanych za opozycyjne wobec rzą­du. Trzy tytuły, czyli „Gazeta Wyborcza”, „Newsweek” oraz POLITYKA (jednocześnie w swoich segmentach największe na ryn­ku, zasięgiem wielokrotnie przekraczające prasę prawicową), jeszcze w 2015 r. zaro­biły według cenników 19 mln zł. Realnie, ledwie niewielką część tej kwoty, gdyż obowiązywały w tych kontraktach nawet kilkudziesięcioprocentowe rabaty.
   Rzecz w tym, że przed 2015 r. zlecenia reklamowe, rozdzielane przez profesjonal­ne domy mediowe, podlegały kryteriom rynkowym: zasięgu, czytelnictwa, oglą­dalności, teraz te kryteria są zastępowane politycznymi. Już w ubiegłym roku te trzy tytuły zarobiły (cennikowo) tylko 1,1 mln zł. Czyli 17 razy mniej niż w 2015 r. Właściwie trudno się dziwić, bo we władzach niektó­rych firm wydających prawicowe gazety zasiadają ich partyjni koledzy, a wśród wspólników są spółki silnie związane z PiS.
   Weźmy Fratrię, właściciela „Sieci”, któ­rą z różnych stron nadzoruje Grzegorz Bierecki, senator PiS i założyciel SKOK - przede wszystkim zasiadając w jej radzie nadzorczej, ostatnio jako jej przewodni­czący. Ale Biereckiego znajdziemy również w firmach, które są udziałowcami Fratrii. W należącej do zarejestrowanej w Luksem­burgu firmy SKOK Holding Apelli również przewodniczy radzie nadzorczej, zresztą razem z bratem Jarosławem, pomorskim radnym PiS. Najważniejszy jest jednak Spółdzielczy Instytut Naukowy G. Bierecki spółka jawna, który posiada większość akcji wydawcy „Sieci” (około jednej piątej mają bracia Jacek i Michał Karnowscy). Udzia­łowcami SIN, który posiada prawo do wy­rażenia aprobaty dla wyboru redaktorów naczelnych tytułów wydawanych przez Fratrię (a więc m.in. „Sieci” i wPolityce.pl), są Grzegorz Bierecki i jego brat.
   Według danych Kantar Media tylko w 2017 r. cennikowe wpływy „Sieci” z re­klam państwowych spółek wyniosły 17,4 mln zł. To prawie 14 razy więcej niż w 2015 i niemal dwa razy tyle co w 2016 r. Warto też zwrócić uwagę, że w czasach przedpisowskich udział 22 największych spółek Skarbu Państwa w przychodach re­klamowych analizowanych ośmiu tytułów był stosunkowo niewielki, nieprzekraczający 8 proc. Obecnie w tytułach prawi­cowych wydatki spółek Skarbu Państwa to nawet blisko jedna trzecia wszystkich wpływów reklamowych.

Hojność bez granic
Ciekawy skład właścicielski znajdzie­my także w spółkach Forum SA i Słowo Niezależne. Pierwsza wydaje dziennik „Gazeta Polska Codziennie”, którym kie­ruje Tomasz Sakiewicz, druga jest wydaw­cą serwisu niezalezna.pl i miesięcznika „Nowe Państwo”. Do początku 2016 r. jej prezesem był Michał Rachoń, jedna z naj­ważniejszych dziś twarzy mediów narodo­wych. Około jednej trzeciej udziałów dzier­ży w niej Srebrna, spółka założona przez polityków PiS, która na początku lat 90. uwłaszczyła się na części majątku nale­żącym w PRL do państwowego koncernu RSW Prasa Książka Ruch. Spółka, do której należy m.in. nieruchomość na warszaw­skiej Woli, gdzie chce zbudować 36-piętrowy wieżowiec, należy z kolei do Instytutu Lecha Kaczyńskiego. We władzach obu podmiotów aż roi się od zaufanych ludzi Jarosława Kaczyńskiego.
   Wśród członków rady nadzorczej Srebr­nej znajdziemy m.in. słynną z „Ucha Pre­zesa” panią Basię, czyli wierną sekretarkę prezesa PiS Barbarę Skrzypek, żonę rów­nie wiernego ministra Adama Lipińskiego Halinę Wojnarską oraz Jacka Rudzińskiego, czyli kierowcę, asystenta i przybocznego w jednej osobie. W zarządzie Srebrnej za­siadają z kolei Janina Goss, czyli ucho i oko Kaczyńskiego w spółkach Skarbu Państwa (obecnie w radach Polskiej Grupy Energe­tycznej i Banku Ochrony Środowiska), oraz były asystent prezesa, dziś stołeczny radny PiS i członek sądu koleżeńskiego partii Ja­cek Cieślikowski.
   A Instytut Lecha Kaczyńskiego? W jego władzach również same dobrze znane nazwiska. W radzie instytutu zasiada sam prezes Kaczyński. Obok niego zaś szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański, a w zarządzie jego była żona Barbara oraz Adam Lipiński. Ci sami ludzie pojawiają się we władzach Forum SA („Gazeta Pol­ska Codziennie”), której większościowym udziałowcem jest Srebrna razem z kiero­waną przez Cieślikowskiego spółką za­leżną Geranium. Rada nadzorcza Forum składa się już z samych ludzi Kaczyńskiego. Oprócz Barbary Skrzypek i Jacka Rudziń­skiego są w niej europoseł PiS Ryszard Czarnecki - m.in. jako przewodniczący rady nadzorczej - oraz radna PiS z Woło­mina, etatowa pracownica centrali PiS przy Nowogrodzkiej Katarzyna Lubiak.
   Podobnie jest z najważniejszą spółką związaną z Tomaszem Sakiewiczem, czyli wydającym „Gazetę Polską” Niezależnym Wydawnictwem Polskim, które w części należy do niego. Wśród innych udziałow­ców znaleźć można Słowo Niezależne, posła PiS Andrzeja Sośnierza czy żonę członka podkomisji smoleńskiej Wiesława Biniendy Marię Szonert-Biniendę, byłą wi­ceprezes Kongresu Polonii Amerykańskiej i konsul honorową RP w Ohio, zawieszoną po tym, gdy opublikowała w internecie zdjęcie Donalda Tuska w mundurze SS. Jeszcze wiosną 2014 r. udziały w NWP miała także Srebrna. Tę podkreślaną nie­ustannie przez Sakiewicza „niezależność” można więc uznać za żart.

Strategia antymarketingowa
Dysproporcje pod względem wpływów reklamowych ze strony spółek Skarbu Pań­stwa pogłębiają się jeszcze bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę, że „GW”, „New­sweek” i POLITYKA w rankingach sprze­daży wciąż sytuują się wyżej niż ich kon­kurenci o prawicowym profilu. W 2015 r. „GW” średnio sprzedawała 158 tys. egzem­plarzy, czyli osiem razy więcej niż „Gaze­ta Polska Codziennie” (19,1 tys. egz.), i zajmowała drugie miejsce w segmencie dzienników, podczas gdy „GPC” siódme (wydawca „Naszego Dziennika” nie nale­ży do Związku Kontroli Dystrybucji Prasy i nie udostępnia danych o sprzedaży gaze­ty). W ubiegłym roku „GW” ze sprzedażą średnio 110 tys. egzemplarzy była na trze­cim miejscu, zaś „GPC” z 19,5 tys. na pią­tym. Mimo to spółki Skarbu Państwa wy­dały w „GPC” według cenników prawie 5 mln zł, zaś w „GW” - 10 razy mniej.
   Jeszcze większy rozjazd jest wśród tygo­dników. W 2017 r. POLITYKA sprzedawała średnio 110 tys. egzemplarzy na wydanie, „Newsweek” 97, a tygodniki „niepokorne” - „Sieci” ok. 62 tys., „Do Rzeczy” 43, „Ga­zeta Polska” 34 tys.
   Ale ci, którzy decydują, gdzie kiero­wać strumień zamówień reklamowych ze spółek Skarbu Państwa, widocznie ta­kimi szczegółami się nie przejmują. Przy­pomnijmy: w 2017 r. cennikowe wpływy z reklam gazety Karnowskich, która w styczniu tego roku zanotowała najwięk­szy spadek sprzedaży wśród tygodników opinii (aż o 24 proc.), wyniosły z tego źró­dła 17,4 mln zł i były prawie 14 razy wyższe niż w 2015 r. Ale do rekordu „Gazety Pol­skiej” i tak im daleko. Tygodnik Sakiewicza zarobił 4,1 mln wobec 39 tys. zł w 2015 r., co oznacza przeszło stukrotny wzrost.
   W przypadku „Do Rzeczy” analiza Kantar Media mówi o 9,3 mln wobec 872 tys. zł w 2015 r. (wzrost ponad 10-krotny), zaś „Naszego Dziennika” 699 tys. wo­bec 60,8 tys. zł (ponad 11 razy więcej).
   Największy gest miało Polskie Górnic­two Naftowe i Gazownictwo, czyli mo­nopolista na polskim rynku gazowym, na którego zysk składają się wszyscy Po­lacy płacący rachunki za to paliwo. Preze­sem PGNiG jest Piotr Woźniak, były mini­ster gospodarki w rządach Marcinkiewicza i Kaczyńskiego oraz wiceminister środo­wiska w rządzie Donalda Tuska. W ciągu dwóch lat (2016-17) wydatki spółki na re­klamę w „niepokornych” mediach eksper­ci Kantar Media wycenili na 11,6 mln zł. Dalej jest Orlen za czasów prezesa Wojcie­cha Jasińskiego (byłego posła PiS), który wyłożył 8,5 mln zł. 7,1 mln zł to wydatki PKO BP, w którym roi się od osób związa­nych z PiS i jego prezesem. Na czele tego banku stoi Zbigniew Jagiełło, kolega Mate­usza Morawieckiego, ale w zarządzie znajdziemy również byłego posła PiS Maksa Kraczkowskiego i byłego stołecznego rad­nego PiS Mieczysława Króla. Z kolei w ra­dzie nadzorczej zasiada Wojciech Jasiński. Głęboko sięgała do kieszeni także Energa, szczególnie w minionym roku, gdy stery dzierżył w niej były wójt Pcimia z PiS Da­niel Obajtek (od niedawna prezes Orlenu). To za jego kadencji firma wydała większość z 5 mln zł, które pochłonęła promocja w prawicowej prasie w ostatnich dwóch latach (najwięcej przypadło „Sieciom”).

Wszystko we właściwe ręce
Patrząc na wyniki finansowe prawico­wych spółek medialnych, widać, jak wiele znaczy dla nich szczodrość państwowych firm. Mimo spadającej sprzedaży wszyst­kie poprawiły swoją sytuację ekono­miczną. Tak przynajmniej wynika z ich sprawozdań za lata 2014-16 złożonych
w Krajowym Rejestrze Sądowym. To zapewne wpłynęło na kolejny fenomen wyróżniający media prawicowe od reszty rynku, na którym wydawcy, mierząc się ze spadkami sprzedaży i malejącymi przy­chodami reklamowymi, przede wszystkim tną koszty płac. Tymczasem u wydawców wspierających rząd koszty wynagrodzeń rosną z każdym rokiem. W „GPC” między 2015 a 2016 r. aż o 800 tys. zł, w „Gazecie Polskiej” o 780 tys., u braci Karnowskich o 500 tys., zaś w „Naszym Dzienniku” o 400 tys. zł.
   Ten tytuł inwestuje zresztą nie tylko w ludzi. Gdy nastały rządy PiS, wydająca „Nasz Dziennik” spółka Spes, którą rządzą ludzie ojca Rydzyka, zaczęła dynamicznie rozbudowywać swoją flotę. Choć w spra­wozdaniu zarządu można wyczytać, że specyfika rynku medialnego w Polsce „implikuje duże ryzyko funkcjonowania spółki”, a w niej samej obowiązuje zasada „dbania o oszczędności”, to najwidoczniej optymistyczne spojrzenie w przyszłość zwyciężyło. Od listopada 2015 r. do grud­nia 2016 Spes, która do tej pory dyspo­nowała jednym samochodem, wzięła w leasing cztery nowe peugeoty o łącznej wartości ponad 200 tys. zł, na czele z wartą prawie 80 tys. zł wersją 5008 Style.
   Inni wydawcy mediów popierających rządy PiS również z optymizmem patrzą w przyszłość, przewidując wzrost przy­chodów w kolejnym roku. Nie znaczy to jednak, że nie dostrzegają zagrożeń. Tomasza Sakiewicza na przykład szcze­gólnie mocno niepokoi konkurencja me­diów Biereckiego i Karnowskich. „Głów­nym zagrożeniem dla rozwoju spółki jest działalność konkurencji, swoisty holding TVP i portalu wpolityce.pl, w którym TVP nieustannie, z przyczyn poza bizneso­wych promuje konkurencje” [pisownia oryginalna - red.] - pisał w sprawozdaniu z działalności zarządu Słowa Niezależne­go za 2015 r. Nie bez satysfakcji przy tym dorzucając, że „mimo to portal wpolityce.pl przeżywa spowolnienie wynikające z kanibalizacji rynku przez TVP”.
   Sakiewicz w ogóle należy chyba do największych malkontentów, uważa­jąc, że jego media mogłyby sprzedawać się jeszcze lepiej, choćby w prenumeracie. Można go w sumie zrozumieć, bo zaledwie 0,76 proc. przychodów wydawcy „Gazety Polskiej” pochodziło z tego źródła. W jed­nym z ostatnich wydań „Gazety Polskiej” zagrzmiał: „Zdecydowana większość in­stytucji państwowych nie była w stanie zamówić nawet jednego egzemplarza gazety. Widać, jaki sort ludzi tam siedzi i po co przyszli po stołki”. Na szczęście stołki w państwowych spółkach dawno trafiły we właściwe ręce.
Grzegorz Rzeczkowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz