Przyszły ład
konstytucyjny muszą gwarantować niezależne sądy i niezawiśli sędziowie. Powinna
tu zadziałać metoda kija i marchewki
Marek Chmaj
Postępujący od
grudnia 2015 r. stan alertu konstytucyjnego, polegający na omijaniu czy wręcz
deptaniu przepisów ustawy zasadniczej, przypomina w pewien sposób PRL.
Obowiązująca wtedy konstytucja z 22 lipca 1952 r. nie mogła być stosowana
bezpośrednio. Oznaczało to, że nikt nie mógł się powoływać na jej przepisy w
postępowaniach sądowych czy przed organami administracji.
Konstytucja, zgodnie z obowiązującą wtedy doktryną, miała być konkretyzowana
przez ustawy zwykłe. W praktyce otwierało to pole do bardzo licznych nadużyć
zwłaszcza w zakresie wolności i praw obywatelskich. Przykładowo, jeżeli
konstytucja PRL gwarantowała wolność słowa i druku, to ustawa o kontroli
publikacji i widowisk wprowadzała cenzurę prewencyjną, co w istocie oznaczało
konieczność uzyskania zgody cenzora na każdą publikację, przedstawienie publiczne
czy program artystyczny Jeśli do tego dodamy brak organu stojącego na straży
zgodności aktów prawnych z konstytucją (Trybunał Konstytucyjny rozpoczął
pracę dopiero w 1986 r.), to obraz całości robi się coraz bardziej znajomy
OBEZWŁADNIENIE
Konstytucja z 2 kwietnia 1997 r. może być już stosowana bezpośrednio przed
sądami i organami administracji,
nad jej przestrzeganiem ma czuwać prezydent, zaś Trybunał Konstytucyjny ma
rozstrzygać o zgodności z nią ustaw, rozporządzeń czy umów międzynarodowych.
Do 2015 r. ten system był wystarczający do zagwarantowania ładu
konstytucyjnego, jednak dość szybko został rozmontowany.
Najpierw prezydent Andrzej Duda przestał być strażnikiem konstytucji, dopuszczając
się wielokrotnego deptania jej przepisów i podpisując niemal wszystko, co
trafiało na jego biurko. Później PiS wywołało wojnę z Trybunałem Konstytucyjnym,
zakończoną wrogim przejęciem tej instytucji, wybraniem sędziów dublerów,
odsunięciem od orzekania części „starych” sędziów i niezgodnym z prawem
wyborem Julii Przyłębskiej na prezesa. Obecnie już nie ma wątpliwości, że ręcznie
manipuluje się składami Trybunału i że często dochodzi do „ustawki”. Proste:
obóz władzy wysyła wniosek do Trybunału o zbadanie zgodności z konstytucją jakiejś
nowej ustawy, a „ręcznie” wybrany przez Przyłębską skład TK stwierdza, że
wszystko jest w porządku. W rozstrzygnięcia takiego Trybunału nie wierzą już
pewnie nawet autorzy wniosków.
Pozostaje też problem udziału dublerów. Formalnie jeżeli w orzekaniu
bierze udział osoba nieuprawniona, to nie ma orzeczenia, a wyrok czy
postanowienie muszą być uważane za nieistniejące.
Obezwładnienie Trybunału Konstytucyjnego otworzyło drogę do uchwalenia
wielu niekonstytucyjnych ustaw. Rozprawiono się w ten sposób z systemem sądownictwa
powszechnego (wymiana prezesów sądów), niezależnością prokuratury (ponowne
podporządkowanie jej ministrowi sprawiedliwości), Krajową Radą Sądownictwa.
Wrogie przejęcie Sądu Najwyższego zostało częściowo zablokowane przez Trybunał
Sprawiedliwości UE.
Do
tego należy dodać ominięcie pozycji ustrojowej Krajowej Rady Radiofonii i
Telewizji i przekazanie znacznej części jej konstytucyjnych uprawnień Radzie
Mediów Narodowych. Efektem było zupełne podporządkowanie mediów publicznych
obozowi władzy.
Niezgodna z konstytucją jest też postępująca centralizacja i osłabianie
samorządu terytorialnego, m.in. przez odebranie mu wojewódzkich funduszy
ochrony środowiska czy przymusową dekomunizację nazw ulic połączoną z
nadawaniem nowych patronów, wśród których dominuje Lech Kaczyński.
Na to nakłada się łamanie wolności i praw człowieka. Ograniczono wolność
zgromadzeń przez wprowadzenie na potrzeby miesięcznic smoleńskich uprzywilejowanych
zgromadzeń cyklicznych. Kolejnym przykładem jest tak zwana dezubekizacja
polegająca na rażącym zmniejszeniu emerytury kilkudziesięciu tysiącom
funkcjonariuszy, często też takim, którzy przepracowali w PRL kilka miesięcy,
a potem nienagannie pełnili służbę w III RP. Nie dano im nawet realnej możliwości
ochrony swoich praw przed sądem.
Złamano trójpodział władz. Obezwładniono sądy, przejęto trybunały i
władzę wykonawczą, a z władzy ustawodawczej zrobiono niemal marionetkę. Z
raportu „Barometr prawa” firmy Grant Thornton wynika,
że w 2018 r. odsetek ustaw, nad którymi nie prowadzono żadnych prac w drugim
czytaniu, wynosi aż 76 proc. ogółu ustaw (np. w 2005 r. - 51 proc.). Senat
wnosi poprawki zaledwie do co piątej ustawy, podczas gdy jeszcze pięć lat temu
do co drugiej. Na czele sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka stoi
zaś „niezłomny obrońca” tych dwóch wartości, czyli poseł Stanisław Piotrowicz.
Jak przywrócić ład konstytucyjny? Najprościej byłoby uchwalić stosowną
ustawę konstytucyjną, ale do tego trzeba mieć dwie trzecie głosów w Sejmie, a
uzyskanie jej przez obecną opozycję będzie nawet po zwycięskich wyborach
trudne. Pozostaje zatem niełatwa droga ustawy zwykłej. Andrzej Duda pozostaje
strażnikiem „ładu niekonstytucyjnego” do sierpnia 2020 r. i może każdą ustawę
przed jej podpisaniem kierować w trybie prewencyjnym do Trybunału Konstytucyjnego,
a Trybunał może nad każdą z nich procedować przez długie miesiące czy lata.
Kancelaria Prezydenta może być okopami Świętej Trójcy, czyli będzie to bastion
PiS odsuniętego od władzy.
Czy zatem grozi nam sytuacja, w której żadna ustawa nie wejdzie w życie
od listopada 2019 do sierpnia 2020 roku? Zdecydowanie nie. Jest rzeczą
powszechnie znaną, że Andrzej Duda dopuścił się wielu deliktów konstytucyjnych
i w związku z tym powinien być postawiony w stan oskarżenia przed Trybunałem
Stanu. Do tego jednak potrzebna jest większość dwóch trzecich ustawowego składu
Zgromadzenia Narodowego i takiej większości pewnie nie będzie. Należy jednak
pamiętać o instytucji referendum ogólnokrajowego, które zarządza m.in. Sejm.
W takim referendum można zadać wiele naprawdę interesujących suwerena pytań, w
tym także o model prezydentury czy związane z tym skrócenie kadencji
prezydenta.
SZABROWNICY KONSTYTUCYJNI
Trzeba powiedzieć jasno i wyraźnie, że
w obecnej kadencji parlamentu wiele ustaw było w sposób oczywisty niezgodnych
z konstytucją i że na ich podstawie opróżniono wiele stanowisk, na które
powołano nowe osoby. Takie osoby to szabrownicy konstytucyjni, bo kandydowały,
mając świadomość, że objęcie posady umożliwiło im niekonstytucyjne odwołanie
poprzednika bądź niekonstytucyjne odwołanie, a następnie powołanie organu
dokonującego wyboru. Szabrownik zatem stawał się beneficjentem łamania
konstytucji. Osiągał z tego tytułu osobistą korzyść.
Przyszły ład konstytucyjny muszą gwarantować niezależne sądy i
niezawiśli sędziowie. Powinna tu zadziałać metoda kija i marchewki. Przede
wszystkim należy przywrócić sędziowskich członków KRS, których odwołano przed
upływem gwarantowanej w konstytucji czteroletniej kadencji. Następnie należy
stworzyć absolutnie niezależny od polityków nowy model wyboru tych członków.
Najlepiej przez zgromadzenia sędziowskie w każdej z apelacji sądów
powszechnych oraz w SN, sądach administracyjnych i sądach wojskowych. Ta nowa
KRS powinna zweryfikować wszystkich sędziów powołanych przez poprzednią pod
kątem ich niezawisłości.
Nie ma wątpliwości, że w Trybunale Konstytucyjnym jest trzech dublerów.
Sejm będzie zmuszony uchylić swoje uchwały dotyczące wyboru dublerów, a
legalnie wybrani w listopadzie 2015 r. sędziowie powinni mieć wybór, czy chcą
dalej objąć mandat i złożyć ślubowanie wobec prezydenta, czy już nie.
Pozostaje jeszcze problem wyboru dwóch sędziów TK przez Sejm w grudniu
2015 r., czyli Julii Przyłębskiej i Piotra Pszczółkowskiego. Nie są dublerami,
ale zostali wybrani wbrew postanowieniu TK o zabezpieczeniu wniosku. Trybunał
wydał to postanowienie, aby mieć możliwość wydania wyroku co do legalności wyboru
pięciu sędziów TK dokonanego w listopadzie 2015 r. przez Sejm ubiegłej
kadencji. Postanowienie takie ma moc prawomocnego orzeczenia i jest wiążące
dla wszystkich. Większość PiS w Sejmie złamała je i nie czekając na wyrok TK,
wybrała nowych sędziów. Status Julii Przyłębskiej i Piotra Pszczółkowskiego
jest zatem wątpliwy.
Podobnie jak w przypadku KRS należy odpolitycznić wybór kandydatów na nowych
sędziów TK. Muszą być zgłaszani wyłącznie przez środowiska prawnicze, a wybór
będzie należeć do Sejmu, bo tak jest w konstytucji. Posłowie kandydatów
zgłaszać nie powinni.
KONIEC Z BEZKARNOŚCIĄ
Bilans rządów PiS jest przytłaczający. Dlaczego
do tego wszystkiego doszło? Bo mamy system zapewniający bezkarność! O
postawieniu w stan oskarżenia przed Trybunałem Stanu decyduje Sejm, a w
przypadku prezydenta - Zgromadzenie Narodowe. Mając większość w parlamencie,
PiS mogło podeptać konstytucję, chroniąc jednocześnie swoich polityków przed
odpowiedzialnością konstytucyjną. Jakaż to gwarancja praworządności, kiedy o
postawieniu polityka w stan oskarżenia mają decydować jego koledzy?
Wracając do kija i marchewki. Kijem będą wszystkie konieczne, bolesne,
ale i niezbędne zmiany wskazane powyżej. W tym
także odwołanie szabrowników konstytucyjnych. Marchewką - gwarancje
powodujące, że sytuacja pozwalająca na deptanie konstytucji już nigdy nie nastąpi.
Bezwzględnie należy wprowadzić zasadę, że o postawieniu w stan oskarżenia
przed Trybunałem Stanu decyduje np. cała izba karna SN, a w przypadku
prezydenta - Zgromadzenie Ogólne SN, czyli wszyscy jego sędziowie.
W przyszłości polityk łamiący konstytucję będzie w związku z tym szybko
stawiany w stan oskarżenia, a do czasu wyroku zawieszony w pełnieniu swoich
funkcji. W takiej sytuacji nawet najlepsi koledzy nie pomogą, a władza sądownicza
zyska znakomity mechanizm obronny. Tego typu rozwiązanie wymagać będzie jednak
zmiany konstytucji i może być przy okazji jednym
z pytań referendalnych.
Marek Chmaj jest profesorem nauk prawnych i
politologiem, specjalizuje się w prawie konstytucyjnym i administracyjnym
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz