środa, 24 kwietnia 2019

Żona męża, mąż żony



Zaczynała od błahych artykułów w tabloidzie, potem była wpływową szefową w TVP. Dziś kieruje marketingiem wielkiej firmy ubezpieczeniowej. Nazywa się Patrycja Kotecka. Kotecka-Ziobro.

Jak trzeba będzie, to zmienię branżę - mówiła w 2008 r. dziennikarzom „Polska The Times” Pa­trycja Kotecka (rocznik 1978), atakowana za to, że w TVP pełni funkcję komisarza politycznego. Do­dawała „Można np. otworzyć budkę z zapiekanka­mi. Jak się ciężko pracuje, to po dwóch latach będą dwie i starczy do końca miesiąca. Najważniejsze, by żyć uczciwie i w zgodzie z własnym sumieniem”. Nie rozkręciła biznesu z zapiekankami. Osiem lat od tamtej rozmowy, w marcu 2016 r., została dyrektorką marketingu Towarzystwa Ubezpieczeń Link4, zależnego od PZU. Według zgodnej oceny politycznych obserwatorów spółka ta należy (obok prokuratury i części mediów) do imperium ministra sprawiedliwości, prywatnie męża Patrycji Koteckiej-Ziobro, starszego od niej o osiem lat. W 2017 r. ekipa Morawieckiego na chwilę odebrała z rąk przyjaciela Ziobry PZU. Ale szybko, dzięki poparciu Beaty Szydło, minister sprawiedliwości od­zyskał swoje pozycje w największej spółce ubezpieczeniowej. Szefem PZU został, także kojarzony z Ziobrą, Paweł Surówka. W PiS można usłyszeć, że Kotecka ciągnie dwa etaty marketingowca - w Link4 i w domu, dla swojego męża.
   O ważne dyrektorskie stanowisko nie musiała zabiegać w kon­kursie. „Wpływ na decyzję o zatrudnieniu p. Koteckiej miały prze­słanki merytoryczne. Pani Kotecka ukończyła studia MBA w Pol­skiej Akademii Nauk. Jest też absolwentką dziennikarstwa na UW i Public Relations w SGH” - odpowiedziało nam biuro prasowe spółki. I chwaliło, że Kotecka „posiada unikatową wiedzę o rynku mediów. Przez wiele lat kreowała z sukcesem kampanie medialne dużej instytucji finansowej w agencji reklamowej”. Tą instytucją finansową są SKOK-i. Kiedy w 2009 r. odchodziła z TVP znalazła przystań w firmie Apella założonej przez Media SKOK. Apella jest też głównym udziałowcem Fratrii, która wydaje tygodnik „Sieci” i portal wPolityce.pl założony przez braci Jacka i Micha­ła Karnowskich.

Nie popsuła
W maju rok temu portal niezależna.pl Tomasza Sakiewicza ogłosił: „Prestiżowa nagroda dla Patrycji Koteckiej, szefowej mar­ketingu Link4”. Sukces, i to drugi rok z rzędu - odnotowuje też „Do Rzeczy”. Pomysł zaangażowania do reklam uczestników tele­wizyjnych talent show powstał w 2014 r. Link4 znany jest z reklam w stylistyce największych przebojów muzycznych, które w specjal­nej aranżacji wyśpiewuje Kasia Moś i za tę kreację spółka zgarnia nagrody. Platformę komunikacji stworzyła agencja Brasil, z którą Link4, już za rządów Koteckiej, zakończył współpracę. Nowa agen­cja kontynuowała tę strategię. - To faktycznie sukces, ale marka nie zawdzięcza go Koteckiej, która przyszła na gotowe - opowiada specjalista od marketingu. Za największą zasługę Koteckiej uznaje, że nie zrobiła w zespole czystki. Zostawiła w Link4 ekipę, którą zastała, i pozwoliła kontynuować wcześniejszą strategię.
   - Kiedy przyszła do Link, nie wiedziała nawet za bardzo, jakie produkty sprzedaje firma. Trzeba jej oddać, że nie udaje, że się ja­koś szczególnie na tym zna; zespół ją polubił. Może to za mało jak na pensję, podobno, około 30 tys. zł, ale daje ludziom robić swoje. Ma potencjał, jednak za szybko awansowała na dyrektorkę - rela­cjonuje osoba z branży.
   Zirytowała branżę wywiadem, którego udzieliła na początku stycznia 2018 r. serwisowi money.pl. „Kiedy półtora roku temu trafiłam do Link4, suma wszystkich sprzedanych ubezpieczeń wynosiła około 460 mln zł rocznie. Potrzebna była nowa strategia marketingowa. Zdecydowałam radykalnie zmienić dotychczaso­we kampanie, wykorzystując swoje doświadczenie telewizyjne i dziennikarskie. Postawiłam na emisję reklam przy hitach ramó­wek telewizyjnych, sprzedaż polis przez Internet i współpracę z amerykańskim gigantem Google” - chwaliła się Kotecka. I do­dała: „Nowe podejście do marketingu, zaangażowanie i wsparcie zarządu przyniosło efekty”. Tylko że, jak twierdzą nasi rozmówcy, doświadczenie dziennikarskie przydaje się bardziej w piarze, a jej brakowało kluczowych kompetencji marketingowych. - Podwoje­nie sumy przypisu składki to efekt: wzrostu cen ubezpieczeń, wzro­stu rynku internetowego, w którym Link sprzedaje ubezpieczenia i rozwoju sieci agentów. I oczywiście strategia marketingowa marki, której Kotecka z pewnością radykalnie nie zmieniła, tylko pozwoliła kontynuować - mówi ekspert z branży.
   Trochę zmian jednak wprowadziła. Jak sprawdził Kantar dla POLITYKI, w 2014 r. Link4 sporo inwestował w reklamy w TVN, w 2018 r. już nie. Choć jak twierdzą znawcy branży, to właśnie wśród widowni TVN Link4 powinien szukać klientów. Wycięcie reklam z tej stacji niektórzy nazywają wprost działaniem na szkodę Link4. Za to bardzo dobrze układa się współpraca z TVP (rynkowa wartość reklam w 2018 r. ponad 7,5 mln) i Polsatem (prawie 10 mln zł), który ostatnimi czasy skręcił w stronę władzy. Te dwa kanały telewizyjne zgarniają lwią część budżetu reklamowego Link4.
   Jeden z naszych rozmówców zwraca uwagę, jak bardzo łaskawy jest dla Zbigniewa Ziobry tabloid „Fakt”. - Morawieckiemu co rusz się tu obrywa, a jego główny konkurent wewnątrz PiS ma taryfę ulgową, i to zdecydowanie większą niż w „Super Expressie”. Cie­kawe, jak Link4 inwestuje w reklamy w tych tabloidach? Agencja Publicis Media Poland przygotowała na naszą prośbę takie zesta­wienie: rynkowa wartość promocji ubezpieczyciela w „Fakcie” wy­niosła w 2018 r. 734 tys. zł, a u wydawcy „SE” 144 tys. zł. Różnica w rozdziale funduszy jest więc ogromna.

Szpilki i bojówki
Kotecka i Ziobro wyrośli na aferze Rywina. Choć Leszek Miller przed komisją śledczą mówił do Ziobry „Pan jest zerem”, ten wykreował się podczas tych przesłuchań na jednego z czołowych polityków PiS. Kotecka zaś wyrosła na dziennikarkę śledczą. Wte­dy też zaczęła się ich zażyłość. - Dość szybko zorientowaliśmy się, że źródłem rewelacji, które przynosiła Kotecka, był Ziobro, ale jesz­cze wtedy nie wiedzieliśmy, że są parą - słyszymy od dziennikarki. Była uparta, pracowita i chętnie korzystała z niekonwencjonal­nych metod. W 2003 r. prokuratura postawiła Koteckiej zarzut podżegania do ujawnienia tajemnicy służbowej. Miała oferować pracownikowi sieci komórkowej Plus GSM pieniądze w zamian za billingi Lwa Rywina. Ona wypiera się, że chciała za nie za­płacić. Ostatecznie sąd umorzył sprawę ze względu na znikomą szkodliwość czynu. Ziobro twierdził, że to absurdalne oskarżenie to zemsta „grupy trzymającej władzę”. W „Życiu Warszawy” (tam wtedy pracowała) mówili, że gdzie redaktor nie może, tam Patry­cję pośle. Bo kto inny, aby dostać się w szpitalu do sali, w której leżał Rywin, przebrałby siebie i fotoreportera w fartuch lekarski?
   Choć niechętnie dzieliła się w redakcji swoimi prywatnymi sprawami, nie ukrywała, że najbardziej chciałaby pracować w te­lewizji. Pierwsze szlify miała już za sobą. Jeszcze na studiach była researcherką w „Sensacjach XX wieku” - programie Bogusława Wołoszańskiego. W2005 r. Paweł Kwaśniewski szukał prowadzącej do interwencyjnego programu „Detektor” w TV4. - Szukaliśmy dziennikarki ze śledczym zacięciem. Kiedy przyszła na spotkanie w szpilkach i falbankach, pomyślałem, że nie czuje tematu. Szybko jednak wymieniła te ciuchy na bojówki, ruszyła w teren, by z kame­rą rozbijać lokalne układy - mówi Kwaśniewski. Dodaje, że praco­wała z bardzo doświadczonym redaktorem, słuchała, szybko się uczyła, zawsze dotrzymywała terminów. Program zdobył publikę.
- Współpracowaliśmy przez mniej więcej dwa lata i nieraz prze­cierałem oczy ze zdziwienia, jakie papiery przynosi do redakcji. Wiele z nich było poza zasięgiem doświadczonych dziennikarzy śledczych. Kiedy ktoś zauważył ją na placu Konstytucji w towarzy­stwie Ziobry, sprawa stała się dla nas jasna - wspomina Kwaśniew­ski. W tamtym czasie blisko współpracowała też z Krzysztofem Rutkowskim. Kontrowersyjny detektyw zabrał ją nawet do Egiptu na zdjęcia do serialu „Detektyw”. Według Rutkowskiego Ziobro był o nią zazdrosny. Żali się, że go znienawidził, a kiedy pierwszy raz został ministrem, postanowił upokorzyć i wsadził do aresztu pod zarzutem prania brudnych pieniędzy.
   W 2005 r. PiS pierwszy raz przejął władzę, Ziobro został mi­nistrem sprawiedliwości. Kariera Koteckiej nabrała zawrotnego tempa. Kiedy prezesem telewizji został Andrzej Urbański, wcze­śniej szef kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, awansowała na zastępcę dyrektora Agencji Informacji TVP. W ciągu sześciu lat z początkującej dziennikarki tabloidu wyrosła na wiceszefową AI, która tworzy wszystkie programy informacyjne dla telewizji publicznej. W tym też czasie zaczęto nazywać ją Pati Koti.

Silna osobowość
Janusz Kaczmarek, były minister spraw wewnętrznych w rzą­dzie PiS, w swojej książce relacjonował, jak Ziobro przekony­wał Urbańskiego do Koteckiej. „Będzie pan potrzebował ludzi, ja mam taką osobę, jest nią redaktor, za którą mogę poręczyć, Patrycja Kotecka. To osoba, która będzie działała na naszą rzecz”. Ona wywiązywała się z zadania. Podobno mawiała - jak twier­dzili reporterzy „Wiadomości” - że coś nie będzie pokazane, „bo może zaszkodzić PiS-owi”. Miała przynieść do newsroomu zeznania świadków w sprawie doktora Garlickiego, którego Zio­bro oskarżył o uśmiercanie pacjentów. W dzień przed tragiczną akcją ABW w domu Barbary Blidy flagowy program TVP pokazał materiał o mafii węglowej. Blida miała być zatrzymana właśnie za przekręty w handlu węglem.
   Dziennikarzom „Polski Press” Kotecka żaliła się, że jest ata­kowana: „Mam silną osobowość. Angażuję się w to, co robię. To może się wielu osobom nie podobać”. - Problem w tym, że nie angażowała się w pracę dziennikarską, tylko w promocję polityka, a prywatnie swojego partnera - mówi jej były współ­pracownik. Roman Kurkiewicz wspomina rozmowę z nią na te­mat jej awansu: - Ona szczerze wierzyła, że ciężko zapracowała na to stanowisko. Chyba zabrakło jej doświadczenia życiowego, by obiektywnie spojrzeć na to, że nie był to awans dziennikarski, tylko polityczny. Kotecka nie zaprzeczała, kiedy wyszło na jaw, że scenariusze telewizyjnych programów o sprawie dr. Garlic­kiego pisała na służbowym laptopie ministra sprawiedliwości, bo „są dobrymi znajomymi”. Kiedy po jej spektakularnym awan­sie w sieci wylały się złośliwe komentarze, na pomoc przyszli... pracownicy Ministerstwa Sprawiedliwości. Na forum „Press” z ministerialnych komputerów, ale jak tłumaczyli, „poza godzi­nami pracy, wyrazili swój osobisty pogląd”, że Kotecka to „naj­lepszy człowiek na to stanowisko. Profesjonalna dziennikarka, niezależna od komuszych układów”. Kiedy PiS przegrał w 2007 r. wybory, Ziobro przestał być ministrem sprawiedliwości. Kotecka przetrwała w TVP jeszcze do początku 2009 r., kiedy PiS stracił wpływy w telewizji.
   Karierę zaczynała w 2001 r. W wieku 22 lat zapukała do drzwi „Super Expressu”. Została reporterką warszawskiego oddziału. Kiedy w 2007 r. za sprawą dyrektor­skiego awansu zrobiło się o niej głośno, tabloid tak opisywał jej pracę: „W naszym archiwum zostało po niej kilkadziesiąt tekstów w stylu »Narodziny małpki«. Patrycja nie zagrzała u nas długo miejsca”. Dziesięć lat temu żaliła się w „Przekroju”, że „SE” spłycił jej dorobek tylko do narodzin małpki. Potem znalazła etat w „Życiu Warsza­wy”. - Była młodą, ambitną dziennikarką, bardzo jej zależało i ciężko pracowała. Jej teksty często trafiały na czołówkę. Miała predyspozycje do śledczo-policyjnego dziennikarstwa - wspomina Roman Kurkiewicz, jej były szef, ówczesny wicenaczelny „ŻW”. - Materiały Patrycji były porządnie udokumentowane i nie mieliśmy z ich wiarygodnością takich problemów jak z materiałami Doroty Kani. Chętnie pisała w duecie z doświadczonym dziennikarzem, bo choć przynosiła gorące newsy, to nie wyrobiła pióra. - Miała newsy i świadomość kobiecych atutów, które chętnie podkreślała strojami. To też wspierało ją w zdobywaniu informatorów - dodaje dziennikarz, który kiedyś z nią pracował.
   Dziś niewielu chce mówić o niej pod nazwiskiem. Tych, którzy wypowiadali się na jej temat i autorów publikacji z uporem ciągała po sądach. W „Gazecie Polskiej” pod koniec 2007 r. dała ostrzeżenie: „Chwilami naprawdę mam już dość. Piszę dzie­siątki sprostowań, mam przed sobą kilka procesów, które wytoczę o naruszenie dóbr osobistych”. Wygrała proces z „Dziennikiem”, który opublikował relację byłego dziennikarza „Wiadomości” Łukasza Słapka o tym, że Kotecka godnie zapłaci mu za materiały szkalujące polityków PO. Wygrała też proces z „Super Expressem”. Wydawca musiał zapłacić Koteckiej 50 tys. zł odszkodowania za to, że na pierw­szej stronie opublikował jej zdjęcie, na którym widać wkłuwaną w nagą pierś igłę strzykawki. Fotografia była opatrzona tytułami: „Naga prawda o Koteckiej”. Zdjęcie zostało opublikowane bez kontekstu - jako modelka włączyła się w akcję profilaktyki raka. Wygrała też z tabloidem, kiedy napisał, że „taszczy” plakaty eurowyborcze za Ziobrą. Nie kryła satysfakcji z wyroku: „Jako dziennikarka z wieloletnim stażem uważam, że należy walczyć z patologiami w świecie mediów. Publikowanie infor­macji bez rozmowy z bohaterem tekstu nie może być normą, a w tak nierzetelny sposób postąpili wobec mnie reporterzy Super Expressu”. - Te procesy można inter­pretować jako przestrogę, aby się nie interesować i nie opisywać życia zawodowego i prywatnego państwa Ziobrów - uważa nasz rozmówca, radca prawny. POLITYKA poprosiła Patrycję Kotecką o spotkanie, a z biura prasowego Link4 przyszła odpo­wiedź, że „niestety, ale nie będzie mogła się w najbliższym czasie spotkać”.

Państwo Ziobrowie
W 2011 r. „Fakt” opublikował zdjęcia z cywilnego ślubu Ziobrów. Kilka miesięcy wcześniej Ziobro stanął na czele Solidarnej Polski. - Zbyszek przez wiele lat przekony­wał prezesa, że on też nie zakłada rodziny, bo chce się poświęcić Polsce. Ale po rozsta­niu z nami chciał na kontrze do prezesa budować wizerunek odpowiedzialnego męża i ojca - mówi osoba z Nowogrodzkiej. Dodaje, że to był sprytnie wyreżyserowany spektakl na potrzeby czytelników tabloidów.
   Kotecka nie tylko uzupełniła rodzinny obrazek Ziobry, ale małżeństwo z nią miało uciąć intensywne spekulacje na temat jego orientacji seksualnej.
   Wśród znajomych nie ma zgody co do charakteru ich związku: niektórzy mówią, że to układ czysto polityczny, inni, że darzą się szczerym uczuciem. Mają dwóch synów, siedmioletniego Jana i trzylatka Andrzeja. Ziobro twierdzi, że ślub kościel­ny wzięli kilka miesięcy przed cywilnym. Tłumaczył, że kościelny był dla obojga ważniejszy niż cywilny. Podobno wiedziało o nim tylko kilka osób. Niektórzy w ten sakramentalny związek powątpiewają, nikt nie widział z tej ceremonii ani jednego zdjęcia. Kościół dopuszcza zawarcie małżeństwa bez skutków cywilnych, ale trzeba mieć na to zgodę ordynariusza diecezji. Jest udzielana w wyjątkowych przypadkach.
   - To małżeństwo bardzo Zbyszka wzmocniło. Pani Kotecka jest dobrze zorien­towana w polityce, doradza mężowi. Na pewno jest dla niego wielkim wsparciem, dba o niego - mówi Tadeusz Cymański. Podobno Kotecka chciała, aby Ziobro został prezydentem, a ona pierwszą damą, jak Claire Underwood z „House of Cards”. Chy­ba już pożegnała się z tymi marzeniami. Jest jednak bardzo czujna, błyskawicznie reaguje na sytuacje kryzysowe. W listopadzie minionego roku w przerwie programu „Kawa na ławę” zadzwoniła do TVN24 i zaprzeczyła, że jej mąż zna radcę prawnego zamieszanego w aferę z KNF. Teraz wspólnie przeszli do realizacji planu - przejęcia schedy po Kaczyńskim, który za chwilę skończy 70 lat. Kiedyś Andrzej Rosiewicz śpiewał, że wystarczą Cztery Ziobra i Polska będzie dobra. Na razie muszą wystar­czyć dwa: Państwo Ziobrowie.
Anna Dąbrowska

1 komentarz:

  1. ...a ja się pytam jakie są bądź były relacje niejakiej Pati Koti - Kosteckiej z mafią, w szczególności z Brodą? Jest to dosyć istotne mając na uwadze dobro i bezpieczeństwo naszego państwa

    OdpowiedzUsuń