sobota, 7 listopada 2015

Likwidator przegina pałę



Najbardziej obraźliwy komiks nowej epoki już się ukazał: „Likwidator kontra Kaczystan". Czy przekroczy granice satyry?


WOJCIECH STASZEWSKI

Beata Szydło nie zostaje jednak premierem. Jarosław Kaczyński bierze ją na rozmowę: - Nasi lu­dzie w IPN dosłownie kilka godzin temu odkryli, że twój dziadek będąc żydowskim komunizującym szewcem, witał kwiata­mi bolszewików wkraczających do Polski w trzydziestym dziewiątym.
  Szydło oświadcza więc publicznie - sie­dząc na wózku inwalidzkim - że zapad­ła na niespodziewaną i ciężką chorobę, a premierem będzie ktoś, kto może zba­wić Polskę. Na co tłum skanduje: „Jaro­sław, Jarosław”.
  Tak zaczyna się wydany właśnie naj­nowszy komiks Ryszarda Dąbrowskie­go „Likwidator kontra Kaczystan”. Dalej premier Kaczyński ogłasza budowę ka­nału w Elblągu, przyjeżdża tam tłum Po­laków z Anglii szczęśliwych, że jest dla nich praca w ojczyźnie. Przynajmniej do chwili, kiedy dowiadują się, że praca jest, ale wypłat nie będzie. Kiedy protestują, przylatuje do nich helikopterem premier Kaczyński: - Narodowo-socjalistyczno-solidarystyczna czwarta er-pe zapew­nia wam dwa posiłki dziennie, bezpłatną opiekę medyczną i duszpasterską, więc na ch... wam k... pieniądze.

  A dalej jest jeszcze ostrzej. W Naro­dowym Domu Rozrodu im. św. Jana Pawła II w Płońsku posłowie masowo zapładniają dziewice. Żołnierze Wyklę­ci z grupy rekonstrukcyjnej polują z ostrą bronią na emerytowanych komunistów. Doktor Hasan prowadzi obóz koncentra­cyjny w ramach „rządowo-kościelnego programu o nazwie Ostateczne Rozwią­zanie Kwestii In Vitro”. A na warszawskim placu Zamkowym w miejscu kolum­ny Zygmunta staje monstrualny pomnik „prezydenta Lecha Kaczorskiego zdra­dziecko zamordowanego przez Ruskich i Tuska” - z szablą w dłoni i wbitym w ple­cy samolotem.
  Wicepremier Kukisz przemawia: „Wal­czymy z przemysłem pogardy tych parszy­wych, zapijaczonych pseudointeligentów, tych pluskiew, tych karaluchów od pióra, kamery i gitary próbujących zatruwać ją­dra polskiej substancji narodowej. To k..., k...., k...!”.
- To nie jest śmiech dla śmiechu, tylko coś dużo bardziej poważnego. Polski superbohater inspirowany duchem „Charlie Hebdo” - ocenia Michał Śledziński, redak­tor komiksowego magazynu „Produkt”.

Trylogia
Ryszard Dąbrowski, autor serii o Likwi­datorze - najbardziej obrazoburczych ko­miksów wydawanych w Polsce - umawia się ze mną w Czułym Barbarzyńcy, war­szawskiej księgarnio-kawiarni przycią­gającej kulturalną alternatywę. Ale nie dają tu piwa, więc zejdziemy pół Powiśla w poszukiwaniu innej knajpki. Jest wy­soki, przyjaźnie nastawiony, przypomina dobrotliwego misia.
  Urodził się w 1968 r. w Paryżu - tam trafił po wojnie jego ojciec, a matka wy­jechała do Francji zarobkowo. Tęsk­niła jednak do swojego miasteczka na Lubelszczyźnie, więc wrócili do kra­ju. - A szkoda - mówi Ryszard. - Móg­łbym być dzisiaj francuskim rysownikiem komiksowym.
  Ojciec pracuje w MPK, mama jest pie­lęgniarką, a Rysio rysuje. W liceum robi satyryczne portrety kolegów i rysuje sce­ny masakry na polu bitwy. Jeździ do Ja­rocina, przystaje do punkowej załogi, jest nawet w zespole Amen, tyle że nie umie na niczym grać. Pisze dla kapeli tekst „Do normalnych”, który streszcza dziś jednym zdaniem: - Rzygać się chce od tej normalności.
  Buntuje się przeciwko rodzicom, pop­kulturze, Kościołowi, zostaje anarchistą:
- Nie lubiłem komunizmu, tej władczości aparatczyków. Ale Solidarności nie ufaliśmy również, czuliśmy, że wyłoni się z tego nowy system, klerykalny. Na studia, wychowanie plastyczne na UMCS w Lub­linie, poszedłem tylko po to, żeby chronić się przed wojskiem.
  Po studiach obija się. Przez dwa lata uczy plastyki w szkole, ale jako anarchista nie czuje się dobrze w roli nauczyciela, rzuca to. - Byłem próżniakiem, gniazdo­wałem jak kot. Jeździłem do Kazimierza albo nad Wisłę. Robiłem rysunki saty­ryczne w Lubelskiej Autonomicznej Gru­pie Anarchistów. Czytałem punkowe ziny, inspirował mnie Animal Liberation Front. To były bojówki, które w Anglii uwalnia­ły zwierzęta z laboratoriów albo przeszka­dzały w polowaniach. I wtedy chłopaki z LAGA powiedzieli, żebym narysował ko­miks, to mi go wydadzą.
  Tak w 1995 r. powstaje Likwidator. Po­jawia się na podwórku, gdzie babcia siłą wyciąga wrzeszczącą wnuczkę z piaskow­nicy do domu. Wkracza do akcji i zabija babcię. - Pamiętałem, jak mnie matka tak z podwórka ganiała. Stwierdziłem, że wy­myślę bohatera, który będzie wyrażał moje niechęci. Fanatycznie oddanego sprawie wolności. Ta scenka jest przegięta, ale to humorystyczne ujęcie afiraiacji wolności - tłumaczy Ryszard.
  Komiks wychodzi w tzw. trzecim obie­gu, nikt go nie zauważa, a Ryszard szyb­ko zapomina o Likwidatorze. Aż w 2000 r. znajomy - Dariusz Pała Palinowski, rów­nież ceniony w undergroundzie komiksiarz - mówi: - Słuchaj, jest w Warszawie taki gość, Jarek Składanek z Kultury Gnie­wu, szuka cię, bo chciałby wydawać twoje­go Likwidatora.
  Wtedy Likwidator wstaje z martwych. Ukazuje się pierwszy oficjalny zeszyt: „Trylogia”. Likwidator rozwala w nim śmiecących w górach turystów, myśli­wych, drwali, policjantów, zakonnicę i księdza intelektualistę Tiszerta.

Antysuperhobater
- Zwykle autorzy komiksów rysują posta­ci oparte na nich samych. Jeż Jerzy jest po­dobny do Tomka Leśniaka, mój Smutny z „Osiedla swoboda” wygląda tak jak ja, a Janusz Christa wygląda jednocześnie i jak Kajko, i jak Kokosz - opowiada Śledziński.
- A Likwidator ma tylko uśmiech Rycha. Poza tym jest jego przeciwieństwem. Rychu jest spokojny jak filozof. A Likwidator to ześwirowany anarcho-terrorysta.
  W amerykańskich komiksach występu­ją tzw. superbohaterowie. Obdarzeni nad­ludzkimi możliwościami zjawiają się, by zapobiec złu. Czynią to jednak w zgodzie z prawem, złoczyńców oddają w ręce poli­cji. Dąbrowski woli mówić o Likwidatorze „antysuperbohater”.
  - To odpowiedź na sytuację społecz­ną w Polsce, podobnie jak w latach 70. w amerykańskim komiksie pojawił się Pu­nisher, a w kinie Brudny Harry. Widząc, że w kraju dzieje się źle, biorą sprawy we własne ręce, nie zważając na obowiązują­ce prawo - wyjaśnia Śledziński.
  - Nie jestem zwolennikiem przemo­cy, ale Likwidator to postać bliska moje­mu sercu - mówi poeta Kazik Malinowski.
- Taktyka przeginania pały ma wyzwolić emocje czytelnika. Rycho próbuje zasyg­nalizować, że są tematy, które są zama­zywane poprawnościowym gadulstwem. I zgodnie z punkową manierą chce to wywrzeszczeć.

Rospuda
Kina Pokój i Syrena w Białymstoku to chy­ba dwa ostatnie miejsca w Polsce, gdzie zamiast zamawiać drukowane billboar­dy, zlecano ich malowanie. - Przez sześć lat miałem taki etat. Wydruki wielkopowierzchniowe były wtedy bardzo drogie - opowiada Dąbrowski.
  Do Białegostoku trafia za miłością. Ma na imię Ania, studiuje na UMCS, Ryszard zaczepia ją na ulicy w Lublinie, okazuje się, że też jest plastyczką. Biorą ślub i wra­cają do rodzinnego miasta Ani.
  Ryszard rysuje kolejne zeszyty Likwi­datora: - Wkurzała mnie klerykalizacja. Nauka religii  wprowadzona bocznymi drzwiami do szkół. Kościół rozpościera­jący szpony. Zgadzałem się, że kapitalizm jest lepszy niż komunizm, jest więcej swo­body. W PRL trzeba było zejść pół Lubli­na, żeby kupić piwo, a teraz jest w każdym sklepie. Jestem anarchistą, ale nie w sen­sie lewacko-syndykalistycznym, tylko indywidualistyczno-liberalnym. Nigdy nie wierzyłem w „mądrość proletariusza”, bo wiem, że on zawsze będzie indoktrynowany przez Kościół. Kiedyś uważałem, że wybory się bojkotuje, ale jakoś wtedy za­uważyłem, że to głupie, bo toruje drogę do władzy ludziom, których bardzo nie lu­bisz. A możesz wybrać tych, których nie lubisz mniej.
  Wtedy nieopodal Białegostoku wybu­chła prawdziwa bomba - Rospuda. PiS-owski rząd zaplanował przeprowadzenie obwodnicy Augustowa akurat przez rezer­wat w dolinie Rospudy. Zjechali tam eko­lodzy z całej Polski, żeby ocalić przyrodę.
  - Byłem tam około tygodnia - opowiada Dąbrowski. - Przeszedłem najpierw kurs wspinaczki na sosnę przy pomocy dwóch lin. Bo planowaliśmy, że jak przyjadą bul­dożery, to wejdziemy na drzewa, żeby nie mogli ich pościnać. To było w lutym, mróz ze 20 stopni. Spałem u miejscowego rolni­ka, który sympatyzował z ekologami, a na­zywał się Trocki.
  Wtedy po raz pierwszy w życiu Ryszard docenia policję: - Działacze Samoobrony przywieźli autobusami z 500 mieszkań­ców Augustowa, żeby nas przegonili. Bro­niła nas policja. A oni stali za kordonem i wymachiwali do nas małymi krzyżykami zrobionymi z dwóch listewek.
  Po zwycięstwie ekologów Ryszard wraca do domu i siada do komiksu „Likwidator nad Rospudą”. Likwidator wiesza w nim na sosnach kierowców TIR-ów (z kartecz­kami „Wjechałem TIR-em na Suwalszczyznę”). I osobiście topi w bagnie ministra ochrony środowiska (w komiksie: Szy­szak): „Współtworzyłeś kaczystowski re­żim, najemna k...!”.

Smoleńsk
Na całego przegina Dąbrowski trzy lata później w zeszycie „Prawda Smoleńska” Doprowadza do absurdu wszystkie mity smoleńskie. Najpierw7 z samolotu w ostat­niej chwili przed startem uciekają postaci do złudzenia przypominające prezydenta Komorowskiego i premiera Tuska (bo zo­stawili w domu włączone żelazko), potem Rosjanie pod przewodnictwem Putina gi­gantycznymi magnesami ściągają samolot na ziemię. Tupolew rozbija się, ale wszy­scy wychodzą z katastrofy cało. Jednak na miejsce katastrofy przybywa Likwidator i pojmuje wszystkich.
  Dialogi między postaciami nie nadają się do przytoczenia. Dość powiedzieć, że Putin z lufą przyłożoną do skroni prosi tyl­ko o jedno: by mógł pohańbić ostatecznie Antoniego Macierewicza. Poprzez stosu­nek homoseksualny.
  - Jak mówią mi: „No, ale z tego to już nie można się śmiać”, to działa na mnie jak czerwona płachta na byka - mówi Dą­browski. -10 kwietnia byłem u ojca, ojciec włączył telewizor i to było takie nierealne. Ze część klasy politycznej może w jednym momencie tak sama się zlikwidować.
  W tym zeszycie Dąbrowski atakuje ab­solutnie wszystkich. - Poza Marią Kaczyń­ską - prostuje. - Ona była w porządku, w sprawie obwodnicy Rospudy zajęła inne stanowisko niż partia jej męża.
  Komiks kończy prorocza wizja „Gdzieś na Podhalu ok. 2020 r.”. Przyjeżdża busik z relikwiami i sprzedaje góralom kawałek skrzydła (500 zł), śrubę z kokpitu (380 zł) i kubeczek, z którego „najświętszej pamię­ci prezydent pił wodę pół godziny przed katastrofą” (2500 zł).

Pokłosie
- Kolega Dąbrowski prezentuje poglądy, które momentami są mi bliskie - przyzna­je muzyk Tymon Tymański. - Nie popie­ram przemocy, bo jestem buddystą, ale tu przemoc jest ubrana w żart, rubaszność, sowizdrzalstwo. W swoim radykalizmie momentami przypomina Kukiza. Ale ro­zumiem frustrację ludzi, którzy nie mają jak się zemścić na parlamentarzystach, którzy mają w dupie Polskę, zajmują się tylko dupami i wciąganiem koksu. Mó­wisz, że nie wszyscy, bo niektórym chodzi o kraj ? Nie wierzę w takie ideologie, dla mnie polityka to czysty makiawelizm.
  - To prześmiewca lepszy od polskich kabaretów. Działa nie subtelnością, ale re­chotem. On ma świadomość jechania po bandzie i albo to kupujesz, albo odrzucasz - mówi pisarz Krzysztof Varga. - Mam tyl­ko zarzut do jego rysunku. Ekolodzy czy inni sojusznicy Likwidatora są narysowani ładnie, a jego wrogowie wyglądają wstrętnie. Ale może ta idealizacja postaci to druga strona publicystyki prawicowej, która swoich wynosi na diapazon święto­ści, a przeciwnikom odbiera jakikolwiek honor.
  Varga dziwi się, że Smoleńsk nie wy­wołał burzy: - Ale to nie jest film typu „Pokłosie”, który oglądają setki tysięcy, tylko komiks wydawany w małym nakła­dzie. Do pięciu tysięcy? No widzisz. Może publicystyka komiksowa nie jest uznawa­na u nas za godnego przeciwnika. Jedy­na afera wywołana w Polsce przez komiks to było przedstawienie Polaków jako świń w komiksie „Mouse” traktującym o Holokauście.

Kaczystan
- Dlaczego Kaczystan - pytam Ryszarda Dąbrowskiego.
- Bo jest tak samo konserwatywny jak Afganistan. I przez analogię do na­zwy Ubekistan, którą prawica nazywała Polskę.
- Jak będzie wyglądał?
- Zacznie się nachalna polityka histo­ryczna, Pomniki Kaczyńskiego, muzea powstania i izby pamięci Żołnierzy Wy­klętych w każdym mieście powiatowym. Nie mam nic przeciw Żołnierzom Wyklę­tym, że zabijali komunistycznych aparat­czyków. Ale zabijali też cywilów. Więc nie rozumiem, skąd ten wyolbrzymiony kult, dlaczego młodzi ludzie przypomnieli so­bie właśnie o nich. Równie dobrze mo­gliby oddawać cześć rycerzom Chrobrego albo łucznikom Jagiełły.
- Dużo w tobie nienawiści do PiS.
- Tak. Nienawidzę ludzi, którzy chcą ograniczać wolność innych, uważają się za predestynowanych do wychowywa­nia społeczeństwa i wspierają tak pazerną i opresyjną instytucję jak Kościół katolicki.
- Jesteś antychrystem.
- Tak, to termin z dumą wprowadzony przez Nietzschego.
- Nie sądzisz, że w Kościele są cenne wartości, np. miłość bliźniego.
- Nie wierzę w miłość powszechną, to postulat niezrealizowany od dwóch ty­sięcy lat. Gorliwi katolicy często żarliwie gardzą innymi. Ja też wielu ludziom ręki bym nie podał. Ale to chyba nie dyskwa­lifikuje artysty, że o kimś się pogardliwie wypowiada?
- A jeśli nawołuje do przemocy?
- Przemoc w Likwidatorze to symbo­liczny wyraz mojej niechęci. Jest niere­alistycznie przerysowana. To tak jakby Gościnnemu zarzucać, że szydzi z Wło­chów, bo w „Asteriksach” Rzymianie są nieustannie wyśmiewani.
- Nie wykręcaj się. Likwidator obraża praktycznie wszystkich polityków, a na ko­niec ich morduje.
- To dla mnie czystsze niż fałszywa zgo­da, która nie uwzględnia różnic. Nie ma szacunku dla wrogów wolności.

1 komentarz:

  1. Tyle już LIKWIDATORÓW, aż zamarzyła mi się ekranizacja. Ale umożliwiłby ją chyba tylko Kickstarter, bo na PISF w obecnej sytuacji nie ma chyba na co liczyć...

    OdpowiedzUsuń