Najbardziej obraźliwy
komiks nowej epoki już się ukazał: „Likwidator kontra Kaczystan". Czy
przekroczy granice satyry?
WOJCIECH STASZEWSKI
Beata Szydło nie
zostaje jednak premierem. Jarosław Kaczyński bierze ją na rozmowę: - Nasi ludzie
w IPN dosłownie kilka godzin temu odkryli, że twój dziadek będąc żydowskim
komunizującym szewcem, witał kwiatami bolszewików wkraczających do Polski w
trzydziestym dziewiątym.
Szydło oświadcza więc publicznie - siedząc na wózku inwalidzkim - że
zapadła na niespodziewaną i ciężką chorobę, a premierem będzie ktoś, kto może
zbawić Polskę. Na co tłum skanduje: „Jarosław, Jarosław”.
Tak zaczyna się wydany właśnie najnowszy komiks Ryszarda Dąbrowskiego
„Likwidator kontra Kaczystan”. Dalej premier Kaczyński ogłasza budowę kanału w
Elblągu, przyjeżdża tam tłum Polaków z Anglii szczęśliwych, że jest dla nich
praca w ojczyźnie. Przynajmniej do chwili, kiedy dowiadują się, że praca jest,
ale wypłat nie będzie. Kiedy protestują, przylatuje do nich helikopterem
premier Kaczyński: - Narodowo-socjalistyczno-solidarystyczna czwarta er-pe
zapewnia wam dwa posiłki dziennie, bezpłatną opiekę medyczną i duszpasterską,
więc na ch... wam k... pieniądze.
A dalej jest jeszcze ostrzej. W Narodowym Domu Rozrodu im. św. Jana
Pawła II w Płońsku posłowie masowo zapładniają dziewice. Żołnierze Wyklęci z
grupy rekonstrukcyjnej polują z ostrą bronią na emerytowanych komunistów.
Doktor Hasan prowadzi obóz koncentracyjny w ramach „rządowo-kościelnego
programu o nazwie Ostateczne Rozwiązanie Kwestii In Vitro”. A na warszawskim placu Zamkowym w miejscu kolumny Zygmunta
staje monstrualny pomnik „prezydenta Lecha Kaczorskiego zdradziecko
zamordowanego przez Ruskich i Tuska” - z szablą w dłoni i wbitym w plecy samolotem.
Wicepremier Kukisz przemawia: „Walczymy z przemysłem pogardy tych
parszywych, zapijaczonych pseudointeligentów, tych pluskiew, tych karaluchów
od pióra, kamery i gitary próbujących zatruwać jądra polskiej substancji
narodowej. To k..., k...., k...!”.
- To nie jest śmiech dla śmiechu,
tylko coś dużo bardziej poważnego. Polski superbohater inspirowany duchem „Charlie Hebdo” - ocenia Michał Śledziński, redaktor komiksowego
magazynu „Produkt”.
Trylogia
Ryszard Dąbrowski, autor serii o
Likwidatorze - najbardziej obrazoburczych komiksów wydawanych w Polsce -
umawia się ze mną w Czułym Barbarzyńcy, warszawskiej księgarnio-kawiarni
przyciągającej kulturalną alternatywę. Ale nie dają tu piwa, więc zejdziemy
pół Powiśla w poszukiwaniu innej knajpki. Jest wysoki, przyjaźnie nastawiony,
przypomina dobrotliwego misia.
Urodził się w 1968 r. w Paryżu - tam trafił po wojnie jego ojciec, a
matka wyjechała do Francji zarobkowo. Tęskniła jednak do swojego miasteczka
na Lubelszczyźnie, więc wrócili do kraju. - A szkoda - mówi Ryszard. - Mógłbym
być dzisiaj francuskim rysownikiem komiksowym.
Ojciec pracuje w MPK, mama jest pielęgniarką, a Rysio rysuje. W liceum
robi satyryczne portrety kolegów i rysuje sceny masakry na polu bitwy. Jeździ
do Jarocina, przystaje do punkowej załogi, jest nawet w zespole Amen, tyle że
nie umie na niczym grać. Pisze dla kapeli tekst „Do normalnych”, który
streszcza dziś jednym zdaniem: - Rzygać się chce od tej normalności.
Buntuje się przeciwko rodzicom, popkulturze, Kościołowi, zostaje
anarchistą:
- Nie lubiłem komunizmu, tej
władczości aparatczyków. Ale Solidarności nie ufaliśmy również, czuliśmy, że
wyłoni się z tego nowy system, klerykalny. Na studia, wychowanie plastyczne na
UMCS w Lublinie, poszedłem tylko po to, żeby chronić się przed wojskiem.
Po studiach obija się. Przez dwa lata uczy plastyki w szkole, ale jako
anarchista nie czuje się dobrze w roli nauczyciela, rzuca to. - Byłem
próżniakiem, gniazdowałem jak kot. Jeździłem do Kazimierza albo nad Wisłę. Robiłem
rysunki satyryczne w Lubelskiej Autonomicznej Grupie Anarchistów. Czytałem
punkowe ziny, inspirował mnie Animal Liberation Front. To były
bojówki, które w Anglii uwalniały zwierzęta z laboratoriów albo przeszkadzały
w polowaniach. I wtedy chłopaki z LAGA powiedzieli, żebym narysował komiks, to
mi go wydadzą.
Tak w 1995 r. powstaje Likwidator. Pojawia się na podwórku, gdzie
babcia siłą wyciąga wrzeszczącą wnuczkę z piaskownicy do domu. Wkracza do
akcji i zabija babcię. - Pamiętałem, jak mnie matka tak z podwórka ganiała.
Stwierdziłem, że wymyślę bohatera, który będzie wyrażał moje niechęci.
Fanatycznie oddanego sprawie wolności. Ta scenka jest przegięta, ale to
humorystyczne ujęcie afiraiacji wolności - tłumaczy
Ryszard.
Komiks wychodzi w tzw. trzecim obiegu, nikt go nie zauważa, a Ryszard
szybko zapomina o Likwidatorze. Aż w 2000 r. znajomy - Dariusz Pała
Palinowski, również ceniony w undergroundzie komiksiarz - mówi: - Słuchaj,
jest w Warszawie taki gość, Jarek Składanek z Kultury Gniewu, szuka cię, bo
chciałby wydawać twojego Likwidatora.
Wtedy Likwidator wstaje z martwych. Ukazuje się pierwszy oficjalny
zeszyt: „Trylogia”. Likwidator rozwala w nim śmiecących w górach turystów,
myśliwych, drwali, policjantów, zakonnicę i księdza intelektualistę Tiszerta.
Antysuperhobater
- Zwykle autorzy komiksów rysują
postaci oparte na nich samych. Jeż Jerzy jest podobny do Tomka Leśniaka, mój
Smutny z „Osiedla swoboda” wygląda tak jak ja, a Janusz Christa wygląda
jednocześnie i jak Kajko, i jak Kokosz - opowiada Śledziński.
- A Likwidator ma tylko uśmiech
Rycha. Poza tym jest jego przeciwieństwem. Rychu jest spokojny jak filozof. A
Likwidator to ześwirowany anarcho-terrorysta.
W amerykańskich komiksach występują tzw. superbohaterowie. Obdarzeni
nadludzkimi możliwościami zjawiają się, by zapobiec złu. Czynią to jednak w
zgodzie z prawem, złoczyńców oddają w ręce policji. Dąbrowski woli mówić o
Likwidatorze „antysuperbohater”.
- To odpowiedź na sytuację społeczną w Polsce, podobnie jak w latach
70. w amerykańskim komiksie pojawił się Punisher, a w
kinie Brudny Harry. Widząc, że w kraju dzieje się źle, biorą sprawy we własne
ręce, nie zważając na obowiązujące prawo - wyjaśnia Śledziński.
- Nie jestem zwolennikiem przemocy, ale Likwidator to postać bliska
mojemu sercu - mówi poeta Kazik Malinowski.
- Taktyka przeginania pały ma
wyzwolić emocje czytelnika. Rycho próbuje zasygnalizować, że są tematy, które
są zamazywane poprawnościowym gadulstwem. I zgodnie z punkową manierą chce to
wywrzeszczeć.
Rospuda
Kina Pokój i Syrena w Białymstoku
to chyba dwa ostatnie miejsca w Polsce, gdzie zamiast zamawiać drukowane
billboardy, zlecano ich malowanie. - Przez sześć lat miałem taki etat. Wydruki
wielkopowierzchniowe były wtedy bardzo drogie - opowiada
Dąbrowski.
Do Białegostoku trafia za miłością. Ma na imię Ania, studiuje na UMCS,
Ryszard zaczepia ją na ulicy w Lublinie, okazuje się, że też jest plastyczką.
Biorą ślub i wracają do rodzinnego miasta Ani.
Ryszard rysuje kolejne zeszyty Likwidatora: - Wkurzała mnie
klerykalizacja. Nauka religii wprowadzona
bocznymi drzwiami do szkół. Kościół rozpościerający szpony. Zgadzałem się, że
kapitalizm jest lepszy niż komunizm, jest więcej swobody. W PRL trzeba było
zejść pół Lublina, żeby kupić piwo, a teraz jest w każdym sklepie. Jestem
anarchistą, ale nie w sensie lewacko-syndykalistycznym, tylko
indywidualistyczno-liberalnym. Nigdy nie wierzyłem w „mądrość proletariusza”,
bo wiem, że on zawsze będzie indoktrynowany przez Kościół. Kiedyś uważałem, że
wybory się bojkotuje, ale jakoś wtedy zauważyłem, że to głupie, bo toruje
drogę do władzy ludziom, których bardzo nie lubisz. A możesz wybrać tych,
których nie lubisz mniej.
Wtedy nieopodal Białegostoku wybuchła prawdziwa bomba - Rospuda.
PiS-owski rząd zaplanował przeprowadzenie obwodnicy Augustowa akurat przez
rezerwat w dolinie Rospudy. Zjechali tam ekolodzy z całej Polski, żeby ocalić
przyrodę.
- Byłem tam około tygodnia - opowiada Dąbrowski. - Przeszedłem najpierw
kurs wspinaczki na sosnę przy pomocy dwóch lin. Bo planowaliśmy, że jak
przyjadą buldożery, to wejdziemy na drzewa, żeby nie mogli ich pościnać. To
było w lutym, mróz ze 20 stopni. Spałem u miejscowego rolnika, który
sympatyzował z ekologami, a nazywał się Trocki.
Wtedy po raz pierwszy w życiu Ryszard docenia policję: - Działacze
Samoobrony przywieźli autobusami z 500 mieszkańców Augustowa, żeby nas
przegonili. Broniła nas policja. A oni stali za kordonem i wymachiwali do nas
małymi krzyżykami zrobionymi z dwóch listewek.
Po zwycięstwie ekologów Ryszard wraca do domu i siada do komiksu
„Likwidator nad Rospudą”. Likwidator wiesza w nim na sosnach kierowców TIR-ów
(z karteczkami „Wjechałem TIR-em na Suwalszczyznę”). I osobiście topi w bagnie
ministra ochrony środowiska (w komiksie: Szyszak): „Współtworzyłeś kaczystowski
reżim, najemna k...!”.
Smoleńsk
Na całego przegina Dąbrowski trzy
lata później w zeszycie „Prawda Smoleńska” Doprowadza do absurdu wszystkie mity
smoleńskie. Najpierw7 z samolotu w ostatniej chwili przed startem
uciekają postaci do złudzenia przypominające prezydenta Komorowskiego i
premiera Tuska (bo zostawili w domu włączone żelazko), potem Rosjanie pod
przewodnictwem Putina
gigantycznymi magnesami ściągają samolot na
ziemię. Tupolew rozbija się, ale wszyscy wychodzą z katastrofy cało. Jednak na
miejsce katastrofy przybywa Likwidator i pojmuje wszystkich.
Dialogi między postaciami nie nadają się do przytoczenia. Dość
powiedzieć, że Putin
z lufą przyłożoną do skroni prosi tylko o
jedno: by mógł pohańbić ostatecznie Antoniego Macierewicza. Poprzez stosunek
homoseksualny.
- Jak mówią mi: „No, ale z tego to już nie można się śmiać”, to działa
na mnie jak czerwona płachta na byka - mówi Dąbrowski. -10 kwietnia byłem u
ojca, ojciec włączył telewizor i to było takie nierealne. Ze część klasy
politycznej może w jednym momencie tak sama się zlikwidować.
W tym zeszycie Dąbrowski atakuje absolutnie wszystkich. - Poza Marią
Kaczyńską - prostuje. - Ona była w porządku, w sprawie obwodnicy Rospudy
zajęła inne stanowisko niż partia jej męża.
Komiks kończy prorocza wizja „Gdzieś na Podhalu ok. 2020 r.”. Przyjeżdża
busik z relikwiami i sprzedaje góralom kawałek skrzydła (500 zł), śrubę z
kokpitu (380 zł) i kubeczek, z którego „najświętszej pamięci prezydent pił
wodę pół godziny przed katastrofą” (2500 zł).
Pokłosie
- Kolega Dąbrowski prezentuje
poglądy, które momentami są mi bliskie - przyznaje muzyk Tymon Tymański. - Nie
popieram przemocy, bo jestem buddystą, ale tu przemoc jest ubrana w żart, rubaszność,
sowizdrzalstwo. W swoim radykalizmie momentami przypomina Kukiza. Ale rozumiem
frustrację ludzi, którzy nie mają jak się zemścić na parlamentarzystach, którzy
mają w dupie Polskę, zajmują się tylko dupami i wciąganiem koksu. Mówisz, że
nie wszyscy, bo niektórym chodzi o kraj ? Nie wierzę w takie ideologie, dla
mnie polityka to czysty makiawelizm.
- To prześmiewca lepszy od polskich kabaretów. Działa nie
subtelnością, ale rechotem. On ma świadomość jechania po bandzie i albo to
kupujesz, albo odrzucasz - mówi pisarz Krzysztof Varga. - Mam
tylko zarzut do jego rysunku. Ekolodzy czy inni sojusznicy Likwidatora są
narysowani ładnie, a jego wrogowie wyglądają wstrętnie. Ale może ta idealizacja
postaci to druga strona publicystyki prawicowej, która swoich wynosi na
diapazon świętości, a przeciwnikom odbiera jakikolwiek honor.
Varga dziwi
się, że Smoleńsk nie wywołał burzy: - Ale to nie jest film typu „Pokłosie”,
który oglądają setki tysięcy, tylko komiks wydawany w małym nakładzie. Do
pięciu tysięcy? No widzisz. Może publicystyka komiksowa nie jest uznawana u
nas za godnego przeciwnika. Jedyna afera wywołana w Polsce przez komiks to
było przedstawienie Polaków jako świń w komiksie „Mouse” traktującym o Holokauście.
Kaczystan
- Dlaczego Kaczystan - pytam
Ryszarda Dąbrowskiego.
- Bo jest tak samo konserwatywny
jak Afganistan. I przez analogię do nazwy Ubekistan, którą prawica nazywała
Polskę.
- Jak będzie wyglądał?
- Zacznie się nachalna polityka
historyczna, Pomniki Kaczyńskiego, muzea powstania i izby pamięci Żołnierzy Wyklętych
w każdym mieście powiatowym. Nie mam nic przeciw Żołnierzom Wyklętym, że
zabijali komunistycznych aparatczyków. Ale zabijali też cywilów. Więc nie
rozumiem, skąd ten wyolbrzymiony kult, dlaczego młodzi ludzie przypomnieli sobie
właśnie o nich. Równie dobrze mogliby oddawać cześć rycerzom Chrobrego albo
łucznikom Jagiełły.
- Dużo w tobie nienawiści do PiS.
- Tak. Nienawidzę ludzi, którzy
chcą ograniczać wolność innych, uważają się za predestynowanych do wychowywania
społeczeństwa i wspierają tak pazerną i opresyjną instytucję jak Kościół
katolicki.
- Jesteś antychrystem.
- Tak, to termin z dumą
wprowadzony przez Nietzschego.
- Nie sądzisz, że w Kościele są
cenne wartości, np. miłość bliźniego.
- Nie wierzę w miłość powszechną,
to postulat niezrealizowany od dwóch tysięcy lat. Gorliwi katolicy często
żarliwie gardzą innymi. Ja też wielu ludziom ręki bym nie podał. Ale to chyba
nie dyskwalifikuje artysty, że o kimś się pogardliwie wypowiada?
- A jeśli nawołuje do przemocy?
- Przemoc w Likwidatorze to symboliczny
wyraz mojej niechęci. Jest nierealistycznie przerysowana. To tak jakby
Gościnnemu zarzucać, że szydzi z Włochów, bo w „Asteriksach” Rzymianie są
nieustannie wyśmiewani.
- Nie wykręcaj się. Likwidator
obraża praktycznie wszystkich polityków, a na koniec ich morduje.
- To dla mnie czystsze niż
fałszywa zgoda, która nie uwzględnia różnic. Nie ma szacunku dla wrogów
wolności.
Tyle już LIKWIDATORÓW, aż zamarzyła mi się ekranizacja. Ale umożliwiłby ją chyba tylko Kickstarter, bo na PISF w obecnej sytuacji nie ma chyba na co liczyć...
OdpowiedzUsuń