Propozycje gospodarcze PiS
z kampanii wyborczej przypominają garść trybików, których
nie da się złożyć w działający mechanizm.
Marek Rabij
Polska skręciła
ostro w prawo - powtarzają zagraniczne media po wygranej Prawa i Sprawiedliwości.
Prawda jest bardziej skomplikowana, bo w kwestiach gospodarczych zwycięskie
PiS od dawna reprezentuje program raczej lewicowy.
Nie wiadomo, na ile poważnie PiS
traktuje swoje obietnice z kampanii. Oto największe zagrożenia dla
gospodarki, jakie czają się w przedwyborczych obietnicach Prawa i
Sprawiedliwości.
Budżet i finanse publiczne,
czyli kosztowne obietnice
1. Na lipcowej konwencji
programowej Prawa i Sprawiedliwości w Katowicach Beata Szydło zapowiedziała
fiskalny oksymoron: obniżkę podatków połączoną ze znaczącym wzrostem wydatków
publicznych. W tym samym pakiecie obiecano między innymi po 500 zł na drugie i
każde kolejne dziecko, darmowe leki dla seniorów, podniesienie kwoty wolnej
od podatku z ok. 3,1 do 8 tys. zł oraz obniżkę VAT (do 22 proc.)
i ulgi podatkowe dla firm na dorobku.
Według PiS wszystko to ma kosztować rocznie około 36 mld zł, ale
pieniądze bez problemu się znajdą - przecież samo uszczelnienie poboru podatków
VAT i CIT przyniesie budżetowi dodatkowe 23,5 mld zł rocznie. A z
nowych podatków dla banków i hipermarketów wyciśnie się kolejne 8,5 mld zł.
Da radę.
Tyle że według szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego
uszczelnienie podatków może dać polskiemu budżetowi w najlepszym razie 5 mld
zł. Zabraknie więc co najmniej 23,7 mld zł, a wówczas rządowi pozostanie albo
wycofać się rakiem z obietnic, albo zadłużyć jeszcze bardziej. Tyle że tak dużego
pakietu obligacji skarbowych nie da się sprzedać wyłącznie polskim nabywcom. -
Ostatnie ekipy w resorcie skarbu państwa próbowały zmniejszać nasze zadłużenie
zagraniczne - podkreśla prof. Dariusz Filar, były członek Rady
Polityki
Pieniężnej. - Odwrót od tej
polityki może narazić Polskę na konsekwencje zawirowań w światowej gospodarce.
Ale są jeszcze gorsze rozwiązania; przede wszystkim dokończenie
zaczętej przez PO likwidacji OFE, które mają jeszcze ponad 100 mld zł w akcjach
giełdowych spółek, albo...
Banki centralny i inne, czyli
tam, gdzie są pieniądze
2....
albo ekonomiczna broń masowego rażenia, czyli dodruk pieniądza. Do tego PiS
potrzeba tylko jednego: kontroli nad bankiem centralnym.
- Niektórzy próbowali się z nas śmiać, kiedy dawno temu powiedzieliśmy
bilion złotych [na inwestycje - przyp. red.]. To ja w tej chwili mówię bilion i
400 miliardów zł! - obiecywał w połowie października Jarosław Kaczyński na
spotkaniu z wyborcami w Bielsku-Białej.
To nie żart. PiS serio mówi o zasileniu gospodarki kwotą równą niemal
całemu rocznemu PKB Polski! Fakt - wlicza to ponad 500 mld zł już
zaplanowanych funduszy z UE. Ale aż 350 mld zł chce „pozyskać” z Narodowego
Banku Polskiego, który miałby działać podobnie jak Europejski Bank Centralny,
pompujący gotówkę do strefy euro w nadziei na ożywienie rachitycznego wzrostu
gospodarczego. Wprawdzie konstytucja zapewnia bankowi centralnemu autonomię i
zakazuje finansowania deficytu budżetowego, ale kadencja obecnego prezesa
Marka Belki kończy się w czerwcu 2016 r. Nowego szefa NBP wyznaczy prezydent
Andrzej Duda, a wybór potwierdzi Sejm zdominowany przez PiS. Tuż po Nowym Roku
prezydent wyznaczy też dwóch nowych członków Rady Polityki Pieniężnej, a
sześciu kolejnych wskaże parlament. Słowem - programem NBP od przyszłego roku
faktycznie może się stać program PiS, które uważa, że bank centralny ma nie
tylko stać na straży stabilności waluty, ale też – jak w USA - dbać o rozwój
gospodarczy.
Na prywatne banki PiS też ma pomysł: mają wesprzeć budżet planowanym
podatkiem od aktywów i wziąć na siebie koszty rozwiązania problemu kredytów we
frankach. W partyjnej retoryce opodatkowanie banków ma zatrzymać transfer
zysków za granicę. W rzeczywistości ten transfer jest dosyć umiarkowany. - W
ciągu ostatnich 20 lat banki wypracowały w Polsce ok. 150 mld zł zysku, z
czego na podnoszenie funduszy własnych przeznaczyły ponad 135 mld zł - przypomina Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków
Polskich.
Kilka dni temu prof. Piotr Gliński, szef rady programowej PiS, zapowiedział łagodniejsze
traktowanie banków: podatek bankowy miałby dać budżetowi już nie 5, lecz tylko
2 mld zł rocznie.
Emerytury, czyli nie ruszamy
wsi i górników
3.Tuż
przed końcem kadencji Sejmu Andrzej Duda złożył projekt obniżenia wieku
emerytalnego do 65 lat dla mężczyzn i do 60 lat dla kobiet. Koszt: nawet do 10
mld zł rocznie. Sejm nie zajął się tą ustawą, bo i tak nie było kiedy, a poza
tym po co - była to jedynie przedwyborcza gra pod elektorat PiS. Czy prezydent
wróci z tą propozycją do nowego parlamentu? A jeśli tak, to czy doda kryterium
stażu pracy uprawniającego do emerytury i ograniczającego koszty?
Nie wiadomo też, co PiS zamierza zrobić z kosztownymi przywilejami emerytalnymi
- chociażby górników? I czy mając samodzielną większość w Sejmie, zdecyduje się
na reformę KRUS, torpedowaną przez kilkanaście ostatnich lat przez PSL? Raczej
wątpliwe, bo górnicze związki to sojusznicy PiS, a głosy wsi to podstawa
poparcia tej partii.
W tym roku ZUS wystarczy jeszcze pieniędzy na 70 proc. świadczeń, resztę
dopłaci budżet. Za pięć lat - jak wynika z prognoz Zakładu - państwo będzie musiało
dołożyć już niemal 40 proc. sumy wszystkich wypłacanych emerytur.
Wolny rynek, czyli politycy
wiedzą lepiej
4.
Wygrana PiS może wyhamować w Polsce inwestycje i ograniczyć wykorzystanie unijnych
dotacji. Doświadczenia poprzednich rządów tej partii każą się obawiać choćby
o przetargi publiczne, które może sparaliżować atmosfera podejrzliwości.
Z pewnością turbulencje czekają spółki skarbu państwa. Serwis Przeswietl.pl w analizie dla „Gazety Wyborczej” wyliczył niedawno, że na
każdy dzień rządów Jarosława Kaczyńskiego przypadało średnio 3,07 zmiany we
władzach spółek skarbu państwa. Pod tym względem wydajniejszy był jedynie
gabinet Leszka Millera po objęciu władzy w 2001 r. średnio 3,41 zmiany dziennie. - Politycy PiS wiele razy
dawali do zrozumienia, że gospodarka to dla nich przede wszystkim wielkie
zakłady, przemysł ciężki i górnictwo - zauważa prof Filar. -
Przetasowania kadrowe w spółkach skarbu państwa dadzą im realny wpływ na ich
funkcjonowanie. Obawiam się, że wtedy problemy małych firm czy nowoczesnego
sektora usług przestaną partię interesować.
Czym kończą się polityczne naciski na decyzje spółek skarbu, najlepiej
wiedzą w Orlenie: w 2014 r. spółka spisała na straty ponad 4 mld zł tyle kosztowała mocarstwowa decyzja z 2006 r. o zakupie rafinerii w
litewskich Możejkach.
Ciężkie czasy na pewno czekają hipermarkety, na które PiS chce już w nowym
roku nałożyć 2-proc. podatek obrotowy. Zresztą w projekcie ustawy przewidziano
opodatkowanie każdego sklepu większego niż 250 mkw. (z wyłączeniem stacji
paliw). Oczywiście koszty poniesie klient.
W partyjnej retoryce wielkie zagraniczne sieci pasożytują na polskiej
gospodarce. W swoich opracowaniach PiS szacuje, że „w 2013 roku 175 sieci
handlowych (...) wpłaciło łącznie podatki dochodowe w wysokości 440 min zł”.
Resort finansów podaje zupełnie inne dane: w 2013 r. 20 największych sieci
zapłaciło 700 min zł podatku dochodowego.
Energetyka,
kopalnie i klimat
5.
Aby nie stracić sympatii górniczych związków
zawodowych, PiS będzie podtrzymywać uzależnienie polskiej energetyki od węgla.
Ale jak sobie poradzi z nierentownymi kopalniami? Związkowi sojusznicy nie
pozwalają ich zamykać, a Bruksela nie pozwala już do nich dopłacać z
publicznej kasy. Cóż, pewnie nowa władza pójdzie w ślady starej: kontrolowane
przez państwo elektrownie kupią kontrolowane przez państwo kopalnie, a rachunek
za tę operację zapłaci Kowalski wyższym rachunkiem za prąd.
A jednocześnie na linii z Brukselą będzie iskrzyć coraz bardziej. W
pakiecie klimatycznym UE, na który rząd Ewy Kopacz przystał w ubiegłym roku,
Jarosław Kaczyński widzi kapitulację polskiej racji stanu przed interesami
lobby energetycznego Niemiec i Francji. W przedwyborczej debacie „Newsweeka”
polityk PiS Adam Bielan zapowiadał wręcz wypowiedzenie pakietu. Pierwsza salwa
w tym sporze już padła: we wtorek prezydent Duda zawetował ustawę o
ratyfikacji protokołu klimatycznego z Kioto. Kolejny
sprawdzian już w grudniu w Paryżu na klimatycznym szczycie ONZ.
daje im rok!!
OdpowiedzUsuńA ja tobie miesiac, jak cie rozjadą na placu czerwonym, hołdującego Stalinowi.
Usuń