czwartek, 19 listopada 2015

Minister wojny



Obawy, że Antoni Macierewicz wypowie wojnę Rosji, są przesadzone.
W pierwszej kolejności rozpęta ją w Polsce.

Kontakt z Antonim Macierewi­czem jest ujmujący. - Strasznie pan trzeszczy przez telefon, o zno­wu pan trzeszczy, to pewnie przez te wieloletnie tradycje POLITYKI - rzuca do słuchawki minister obrony narodo­wej. Rozmowa jest krótka, ale wygląda na to, że pan minister czerpie z niej wiele satysfakcji. Każe sobie kilka razy powtó­rzyć nazwisko. - No strasznie trzeszczy, pan ma chyba jakąś wadę genetyczną -rzuca do słuchawki i się rozłącza w wy­raźnie szampańskim humorze. Trudno mu się dziwić. Człowiek, który walnie przyczynił się do wywrócenia dwóch rządów przez siebie współtworzonych, właśnie dostał trzecią szansę.
                                
Nieopowiedziany dowcip
   Przez ostatnie 25 lat wojskowi mieli 18 szefów. Jeszcze w lipcu 1990 r. wyko­nywali rozkazy generała Floriana Siwic­kiego, który karierę wojskową zaczynał w Armii Czerwonej. A już w grudniu na­stępnego roku ich nowym przełożonym był Jan Parys, który przed spotkaniem z wojskowymi służbami informacyjnymi podobno zażyczył sobie wydania kami­zelki kuloodpornej. Co prawda z biegiem czasu merytoryczność przełożonych ro­sła wprost proporcjonalnie do długości kadencji, ale wojskowi niejedno widzieli.
   Jednak nawet dla tej formacji 19. szef jest wyzwaniem. Tym większym, że nowy minister z Prawa i Sprawiedliwości był oczekiwany z nadzieją. Wojskowi mają do­brą pamięć i wiedzą, za którego rządu najszybciej rosły im pensje. Kto hojnie rozdawał generalskie gwiazdki i awanse. Za czasów Lecha Kaczyńskiego awanse generalskie były przyznawane z okazji trzech najważniejszych świąt okołowojskowych. A i to nie wystarczało, więc niektórych awansowano na specjalnych zamkniętych uroczystościach. W efekcie w komisjach wyborczych na misjach poza granicami kraju PiS zawsze mogło liczyć na świetny wynik. W ostatniej kampanii wyborczej partia Kaczyńskiego również umiejętnie grała obietnicami i przebija­ła stawkę Platformy Obywatelskiej, która zwiększyła finansowanie armii z 1,95 proc. do 2 proc. PKB. PiS poszło na całość i za­powiedziało na armię 3 proc. PKB. Wojsko­wym musiało się to spodobać.
   Jednak wybór na ministra obrony na­rodowej Antoniego Macierewicza mocno ostudził entuzjazm armii. Zwykli żołnie­rze pamiętają, jak zostali potraktowani ich koledzy oskarżani przez Macierewicza (jak się okazało niesłusznie) o zbrodnię ludobójstwa w Nangar Khel. Służby ni­gdy nie wybaczą mu stylu, w jakim roz­wiązano Wojskowe Służby Informacyjne. A Żandarmeria Wojskowa nie zapomniała, że we wniosku o przydzielenie mu ochrony kategorycznie odrzucił ludzi z tej formacji i prosił o przyznanie funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu - i choć prawo wyraźnie wskazuje, że resortowego ministra ochra­niać mają ludzie z Żandarmerii Wojskowej. Macierewiczowi udało się jeszcze obrazić cały pion zakupów poprzez sugestie, że wy­bór śmigłowca wielozadaniowego Caracal był obciążony „moralną korupcją”.
   Ostatnie dni przed objęciem stano­wiska przez Antoniego Macierewicza w MON upływały w nastroju wyczeki­wania na tsunami. Wojskowym stępiło się nawet poczucie humoru. Kiedy jeden z oficerów próbował opowiedzieć żart, jak wariat z siekierą wpada do mięsnego, koledzy w pokoju kazali mu się zamknąć.

Ene due like fake
   Nie wiadomo, jakie plany w stosunku do Ministerstwa Obrony Narodowej ma Antoni Macierewicz, bo jeszcze nie tak dawno temu Beata Szydło zapewniała, że to nie on będzie szefem tego resortu. Macierewicz po raz kolejny został schowa­ny na czas kampanii i prawie nie udzielał wówczas wywiadów. W przeprowadzonej pod koniec września rozmowie z „Dzien­nikiem Gazetą Prawną” również zarzekał się, że wypowiada się jako członek sejmo­wej komisji obrony narodowej, a nie osoba „wysuwana do pełnienia funkcji ministra obrony narodowej ”.
   Ale już przed objęciem stanowiska nie rozczarował. Urzędowanie rozpoczął od awantury o swoje bezpieczeństwo. Ponownie odmówił ochrony ze stro­ny Żandarmerii Wojskowej. BOR też nie ufa.
   W efekcie w armii trwa wyliczanka, kto pójdzie na pierwszy ogień, bo to, że PiS będzie łamało kręgosłupy i przejmowało armię, uchodzi za pewnik. Sądząc po ru­chach kadrowych, żółtą koszulkę lidera dostały wojskowe służby, głównie Służ­ba Kontrwywiadu Wojskowego. Jej szef płk Piotr Pytel podał się do dymisji w tym samym dniu co rząd premier Ewy Kopacz. Sam zainteresowany sprawy nie komentuje. Ale wojskowi mają jasny pogląd na ten temat. - Pod byle pretekstem postawio­no by mu jakieś zarzuty, co oznaczałoby obcięcie uposażenia i to nawet o połowę. A później by go grillowali jakieś dwa, trzy lata, jak ludzi z byłego WSI- tłumaczy jeden z oficerów.
   Decyzja o odejściu nikogo specjalnie nie dziwi. Tym bardziej że praktyka ko­misji likwidacyjnej pokazała, że przej­mujący władzę opowiadają, co chcą, a oficerowie nawet nie bardzo mogą się bronić, bo ogranicza ich tajemnica pań­stwowa. Dla PiS przejęcie służb zawsze było sprawą kluczową. Taki był cel przyję­tej w czerwcu 2006 r. ustawy powołującej do życia SKW i SWW (Służby Kontrwywia­du i Wywiadu Wojskowego) oraz weryfika­cji kadr byłej WSI. Przeprowadzona w taki sposób, że ze służby można było usunąć właściwie każdego, do kogo miało się jakiekolwiek zastrzeżenia, niekoniecz­nie poparte dowodami. Komisja, choć pracowała prawie dwa lata, nie zdołała zweryfikować 774 osób, spośród prawie 2,2 tys. pracowników byłego WSI. Brak weryfikacji powodował stan prawnego zawieszenia funkcjonariusza. Choć nie był zwolniony, nie mógł wykonywać żadnych zadań. Ile kosztowało to podatnika, nikt właściwie nie policzył. Ale kwoty podawać należy w milionach.
   W wojsku nikt nie ma wątpliwości, że forsowanie kandydatury Antoniego Macierewicza na ministra obrony naro­dowej było związane z kwestią dokoń­czenia czyszczenia służb, a konkretnie z ich całkowitym przejęciem.
   Macierewicz, a także jego partyjny zwierzchnik, liczą zapewne, że mając w ręku służby, można będzie rozpocząć polityczną wendettę. Osobą numer jeden na celowniku PiS jest Donald Tusk. Ale równie cenne będzie zniszczenie Broni­sława Komorowskiego. Jego nazwisko po­jawiało się już zresztą przy okazji anek­su do Raportu z likwidacji WSI. Materiał tamtego dokumentu był tak słaby, że nie zdecydował się go opublikować nawet
Lech Kaczyński. Prezydent Duda również się opiera. Ale pytanie, jak długo?
   Kolejną osobą, na którą PiS będzie szukało haków, jest Bogdan Klich. Dla Macierewicza były szef MON to osobi­sty wróg. To on przeszkadzał mu w we­ryfikacji służb. To on rządził resortem, kiedy doszło do tragedii smoleńskiej. Z perspektywy Macierewicza czyni to już z Klicha osobę winną ciężkiej zbrodni.
   Drugą instytucją, na której szczegól­nie będzie zależało nowej władzy, jest Naczelna Prokuratura Wojskowa. PiS ma na pieńku z NPW jeszcze od czasów rapor­tu z weryfikacji WSI. Antoni Macierewicz niedwuznacznie sugerował, że wojsko­wi prokuratorzy torpedują pracę komisji i są częścią układu. Prokuratura tłumaczy­ła, że materiał przesłany z prac komisji był tak złej jakości, że zaledwie mały procent spraw nadawał się do nadania im biegu. Na 401 zawiadomień zgłoszonych przez Macierewicza, a później Jana Olszewskiego, który objął po nim funkcję przewodniczą­cego komisji weryfikacyjnej, prokuratura
odmówiła wszczęcia śledztwa w 268 spra­wach. Najczęściej powodem było niepopełnienie czynu lub brak znamion czynu zabronionego. Rzadziej przedawnienie. Według sejmowego sprawozdania naczel­nego prokuratora wojskowego w 2010 r. prokuratury wojskowe prowadziły postę­powania karne w stosunku do zaledwie 20 osób na podstawie wniosków z komisji weryfikacyjnej. Macierewicz widział w tym układ. A były szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej sugerował nieudolność Macie­rewicza. Teraz jego następcy w NPW będą musieli za to zapłacić.

Krew za krew
   Kara będzie pewnie surowa, bo w Na­czelnej Prokuraturze Wojskowej, która prowadziła śledztwo związane z katastrofą smoleńską, prezes Jarosław Kaczyński wi­dzi osoby stojące ramię w ramię z „archi­tektami zbrodni smoleńskiej”. Prokuratu­ra, która w katastrofie smoleńskiej uparcie nie dostrzega zamachu, o czym niemal prewencyjnie przypomniała w oświadcze­niu z zeszłego tygodnia, najprawdopodob­niej zostanie więc zlikwidowana.
   PiS zapowiadało to już od dawna i słowa pewnie dotrzyma. Tym bardziej że konstrukcja prawna funkcjonowania Prokuratury Wojskowej stawia ją wła­ściwie poza wpływami ministra obrony narodowej. Jedyną osobą, na której losy wpływ ma szef resortu, jest naczelny prokurator wojskowy. Pozostali proku­ratorzy już mu nie podlegają.
   Ale tak się szczęśliwie dla Antoniego Macierewicza złożyło, że płk Jerzy Artymiak już w sierpniu tego roku złożył wniosek o odejście ze służby. Jak za­pewnia, nie miało to żadnego związku ze zmianą władz, bo nie mógł jeszcze o niej wiedzieć. Do 29 lutego 2016 r. trze­ba będzie wyznaczyć nowego naczelne­go prokuratora wojskowego. I przez nie­go mieć wpływ na prokuratorów.
   Jeszcze niecały rok temu Antoni Ma­cierewicz, wtedy jako przewodniczący Zespołu Parlamentarnego ds. zbadania katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r., publicznie twierdził, że „prokuratorzy woj­skowi prowadzący śledztwo ponad wszelką wątpliwość udowodnili swoją stronniczość i brak kompetencji". Zarzucał im również prowadzenie śledztwa „pod dyktando rosyjskich interesów”. List przewrotnie zatytułował „Dość upokarzania wymiaru sprawiedliwości”. Ale w NPW dobrze wie­dzą, że prawdziwe upokarzanie dopiero się zacznie. I wiedzą nawet, w jakim stylu.
   Wątek smoleński w MON z pewnością będzie jedną z kluczowych narracji nowe­go ministra obrony narodowej. Zwłaszcza że to w gestii tego resortu leży kwestia od­zyskania wraku rozbitego w Smoleńsku rządowego samolotu. Decyzją nr 216 mi­nistra obrony narodowej z dnia 23 lipca 2012 r. został powołany nawet specjalny zespół do spraw sprowadzenia szczątków wraku. Główny ciężar spoczął na Sztabie Generalnym, a konkretnie na szefie Zarzą­du Planowania Logistyki - P4.
   Prace nad operacją logistyczną były bar­dzo zaawansowane. Operację nadzorować miała Żandarmeria Wojskowa. Ustalono, że transport odbędzie się drogą lądową. Wyliczono nawet liczbę pojazdów w ko­lumnie. Z kalkulacji wynikało, że operacja będzie kosztowała MON 14 min zł. Same koszty transportu szacowano na 3 min zł. Mimo że wraku nie udało się odzyskać, część z tych pieniędzy została wydana. W Mińsku Mazowieckim wybudowany został specjalny hangar, w którym prze­chowywane miały być szczątki Tu-154M o numerze 101. Mińsk wybrano ze wzglę­du na bliskość Warszawy i zlokalizowany tam oddział Żandarmerii Wojskowej. Osta­tecznie hangar przerobiono na podręczny magazyn dla bazy lotniczej.
   Temat wraku wrócił zaraz po wygranych wyborach. O jego odzyskaniu mówił Witold Waszczykowski, desygnowany na ministra spraw zagranicznych. Od razu włączył się również Antoni Macierewicz. Kłopot w tym, że Polska jest na słabszej pozycji, bo choć rozbity Tu- 154M znajduje się ciągle na sta­nie polskich sił zbrojnych, to wrak jest fi­zycznie 633 km od polskiej granicy. Bez zgody Rosjan można go odebrać tylko siłą.

Wojna polsko-ruska
   Na szczęście w kwestii wypowiadania woj ny minister obrony narodowej nie jest suwerenny. Art. 116. Konstytucji RP wy­raźnie mówi, że to Sejm decyduje o sta­nie wojny. A taką uchwałę może podjąć jedynie w razie zbrojnej napaści na tery­torium RP lub gdy z umów międzynaro­dowych wynika zobowiązanie do wspól­nej obrony przeciwko agresji. Minister obrony narodowej sam nie może ogłosić nawet mobilizacji. Art. 136. konstytucji ceduje to na prezydenta.
   Szef resortu obrony narodowej, jako je­dyny w całym rządzie, ma dwóch panów: premiera i prezydenta. Przy czym z praw­nego punktu widzenia to prezydent jest tym ważniejszym. To on wyznacza jego resortowi główne kierunki działania. Pre­zydent zatwierdza szefa sztabu i dowód­ców rodzajów sił. Przyznaje nominacje generalskie. Jest najwyższym zwierzch­nikiem sił zbrojnych. I to on trzyma rękę na cynglu, gdyby ktoś chciał doprowadzić do jakiejś międzynarodowej rozróby.
   W kwestii wojska prezydent Andrzej Duda postawił na Pawła Solocha, który został szefem Biura Bezpieczeństwa Naro­dowego. Soloch jest antytezą Macierewi­cza. Spokojny i zrównoważony. Stroniący od mediów. Typ intelektualisty, propaństwowca z silnym rysem patriotycznym. W wojsku liczą, że BBN będzie studziło Macierewicza. Tym bardziej że większość błędów szefa resortu spadnie również na prezydenta. A to nie poprawi jego szans na reelekcję.
   Dotychczasowa współpraca nowego pre­zydenta z wojskiem układała się dobrze. Andrzej Duda chętnie pokazuje się w to­warzystwie wojskowych i dotychczas raczej stronił od wchodzenia z nimi w konflikty. Niecałe dwa miesiące temu rozpoczęły się spotkania szefa BBN z najważniejszymi dowódcami, w czasie których m.in. son­dowano polityczne sympatie generałów, ale dalekie to było od nachalności.
   W przypadku Antoniego Macierewicza na podobną delikatność trudno będzie liczyć. Przecież Macierewicz od dawna za­powiadał, że zmienioną niedawno struk­turę dowodzenia trzeba ponownie zre­formować. Z pewnością chodzi tu o Sztab Generalny, którego „wzmocnienie” PiS za­powiadało już w 2011 r. Przy okazji zmian można będzie również wymienić kadrę dowódczą. Choć wizerunkowo i sondażowo będzie to dla partii strzał w kolano. Zarówno dowódca operacyjny i naczelny wódz na czas wojny generał Marek Toma- szycki, jak i dowódca generalny generał Mirosław Różański to młodzi dowódcy, sprawdzili się na misjach za granicą, są do­brze postrzegani przez Amerykanów. No i mają świadomość, że jakaś wojna z Rosją byłaby dla małej i słabej polskiej armii zwy­kłym samobójstwem. Trudno powiedzieć, czy to przemawia na ich korzyść w oczach nowego ministra obrony narodowej.

Obrona terytorium czy obrona terytorialna
   O tym, że PiS traktuje wojsko jako waż­ne narzędzie polityczne, będzie można się przekonać bardzo szybko. Do czego zamierza je wykorzystać, pozostanie nam poczekać trochę dłużej. Ale nie­bezpieczne tendencje już się zarysowują. Konikiem Antoniego Macierewicza jest budowanie obrony terytorialnej. Pomysł na pierwszy rzut oka neutralny. Ale po­tencjalnie groźny. PiS przymierza się do wariantu budowania organizacji pa­ramilitarnych w oderwaniu od wojska. Mają to być formacje oparte na „zdro­wym żywiole patriotycznym”. Trudno powiedzieć, kogo i przed czym tacy zdro­wi i uzbrojeni patrioci mieliby chronić.
   Wojsko od kilku miesięcy po cichu roz­budowuje strukturę brygad terytorial­nych, których zadaniem byłoby przejmo­wanie odpowiedzialności za dany obszar w czasie jego zagrożenia zewnętrznego albo klęski żywiołowej. Powołano już 18 takich brygad. Kolejne 12 ma powstać do końca roku. Brygady miałyby być for­macjami ściśle podległymi wojsku. Jeśli minister Macierewicz będzie forsował wi­zję odrębnej obrony terytorialnej, z two­rzonymi przez niego oddziałami „patrio­tów”, to trzeba będzie głośno bić na alarm.
Juliusz Ćwieluch

1 komentarz: