Słaby premier i silna frakcja jastrzębi. Do gry wracają Macierewicz, Ziobro, Kamiński. Całą operacją w roli nadpremiera steruje Jarosław Kaczyński.
Michał Krzymowski, Aleksandra Pawlicka
Człowiek z Nowogrodzkiej: – Szydło obejmuje rząd z poważnie
obciążoną hipoteką. Oczywiście wiele będzie zależało od jej sprawności, ale to
rząd raczej na rok niż całą kadencję.
Polityk PiS: - Prezes jest w swoim żywiole. Odmroził
wszystkich: Zbigniewa Ziobrę, Antoniego Macierewicza, Mariusza Kamińskiego,
Jacka Kurskiego, Adama Bielana. Słucha ich, ma pełny przegląd pola i na końcu
podejmuj e decyzję.
LISTA
JEST GOTOWA
Czwartek po południu, rzeczniczka PiS, Elżbieta Witek,
ogłasza, że składu rządu nie poznamy zgodnie z zapowiedziami do końca tygodnia.
Powód? „Przerwa techniczna” spowodowana spotkaniem Beaty Szydło z szefem
dyplomacji Ukrainy oraz pokaz nowego Bonda. A potem - jak mówi Witek -
„szanujmy weekend, każdy ma prawo odpocząć”. Czy to wystarczające powody, aby
przerywać prace nad kompletowaniem rządu?
- Lista ministrów
jest gotowa, wszystkie nazwiska klepnięte na sto procent. Teraz toczą się już
tylko rozmowy o podziale kompetencji - zapewnia w czwartkowy wieczór nasz
rozmówca. Chodzi o resorty gospodarcze. Stworzenie nowego Ministerstwa Energetyki
uszczupla kompetencje trzech innych resortów. Są też pytania o to, czy łączyć
administrację i informatyzację z MSW, jak likwidować Ministerstwo Skarbu i
komu przydzielić podległe mu spółki, a także czy wydzielać z Ministerstwa
Infrastruktury gospodarkę wodną dla Marka Gróbarczyka, który był już szefem
tego resortu w końcówce rządów PiS w 2007 r.
- Pozostaje też
najważniejsze pytanie: kto będzie ministrem gospodarki? Była mowa o kandydaturze
Pawła Szałamachy, ale pojawił się też prof. Piotr Gliński, któremu prezes
obiecywał złote góry, a skończyło się na stanowisku wicepremiera, jak na razie
bez teki. Trwa poszukiwanie czegoś dla profesora - mówi „Newsweekowi” polityk
uczestniczący w pracach na Nowogrodzkiej.
Wicepremierostwo dla
Glińskiego ogłosił Kaczyński jeszcze przed wyborami, nie konsultując tego z
kandydatką na premiera Beatą Szydło. Jej relacje z Glińskim określa się dziś w
PiS jako chłodne. W kampanii starli się w sprawie przygotowywanej przez
Glińskiego konwencji programowej.
JASTRZĄB ZA 100
MILIARDÓW
W kompletowaniu rządu kluczowa jest obsada resortów
siłowych. Wszystkie mają przypaść partyjnym jastrzębiom, sprawdzonym w bojach
z czasów IV RP. W ramach tej operacji szykuje się wielki powrót Antoniego
Macierewicza do MON, choć Szydło w kampanii zapewniała, że to niemożliwe i
najbardziej prawdopodobnym kandydatem jest Jarosław Gowin.
- W MON nie
potrzebujemy seminarium naukowego w krakowskim stylu, tylko człowieka
niezłomnego i żelaznego, jakim jest Macierewicz - mówi jeden z ministrów nowego
rządu PiS i dodaje: - MON ma do wydania w najbliższych latach ponad sto
miliardów złotych. Takie zadanie można powierzyć tylko człowiekowi, który
gwarantuje bezwzględną lojalność. Macierewicz udowodnił ją przy sprawie
Smoleńska.
Wyjaśnienie przyczyn
katastrofy będzie z pewnością jednym z priorytetów ministra Macierewicza -
uważają politycy PiS. Poświęcił temu ostatnie lata w ramach dowodzonej przez
siebie komisji sejmowej zajmującej się głównie teoriami spiskowymi. Do resortu
Macierewicz weźmie grupę młodych polityków, takich jak poseł Bartosz Kownacki
czy Tomasz Szatkowski. - Ten drugi miał nadzieję na funkcję szefa Polskiej
Grupy Zbrojeniowej, ale jeśli dostanie wiceministra, to nie odmówi - twierdzi
polityk PiS.
Ten pierwszy był pełnomocnikiem rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej
związanych z PiS i współpracował w poprzednim rządzie PiS z Macierewiczem jako
likwidatorem WSI. Przygotowany wówczas przez Macierewicza raport dotyczący
likwidacji WSI ujawniał szczegóły działania polskich służb, czym mógł zagrażać
bezpieczeństwu państwa.
Ostatnio podczas
spotkania z Polonią w Chicago Macierewicz zapowiedział publikację aneksu do
tego raportu przez prezydenta Dudę, niczego z nim wcześniej nie uzgadniając.
Andrzej Duda nie jest entuzjastą Antoniego Macierewicza, czego - jak twierdzą
nasze źródła - nie ukrywał w rozmowie z prezesem PiS na temat obsady rządu. -
W sprawach armii Duda wolałby mieć za partnera Gowina, z którym ma dobre
relacje. Obaj znają się z Krakowa. Ich środowiska wzajemnie się przenikają,
wiceszefem BBN jest Jarosław Brysiewicz, który za czasów Gowina pracował w
Ministerstwie Sprawiedliwości. Tyle że głos prezydenta nie był w sprawie
obsady MON decydujący - twierdzi osoba zbliżona do pałacu.
Ostatecznie Gowin
dostał - jak mówi polityk z Nowogrodzkiej - tekę wicepremiera
kilka ministerstw do wyboru. Nie chce zdradzić, które
wybrał.
Nominacja
Macierewicza, który jako wiceminister obrony w poprzednim rządzie PiS wsławił
się również tym, że polskich ministrów spraw zagranicznych po 1989 r. nazwał
agentami sowieckich służb specjalnych, to najlepszy dowód, kto jest głównym
rozgrywającym w tworzeniu rządu. - Mówiąc językiem prezesa: to jest oczywista
oczywistość. Nikogo, z Beatą Szydło włącznie, nie dziwi chyba, że mamy nadpremiera
- mówi jeden z tych, którzy czekają na ministerialną nominację.
JASTRZĄB
Z WYROKIEM
Na czele MSW lub połączonego MSWiA ma stanąć Mariusz
Błaszczak, prawdopodobnie zostanie też wicepremierem. To jeden z najbliższych
współpracowników Kaczyńskiego. W rządzie Marcinkiewicza prezes powierzył mu
stanowisko szefa kancelarii premiera, - Dla wszystkich było jasne, że Mariusz
był rekomendowany nie przez Marcinkiewicza, tylko przez Jarosława. Cały czas
kontaktował się z Nowogrodzką, teraz będzie tak samo. Co więcej, myślę, że
Jarosław rozważa go jako przyszłego premiera podczas kolejnego rozdania. Jeśli
Szydło się zużyje lub wypowie partii lojalność i trzeba będzie j ą wymienić,
to nazwisko Błaszczaka na pewno znajdzie się na krótkiej liście kandydatów na
jej następcę - opowiada doradca z PiS.
Kolejnym jastrzębiem
jest wiceprezes PiS Mariusz Kamiński, który najpewniej obejmie funkcję
koordynatora ds. służb specjalnych. Ludzie z jego otoczenia przyznają, że
stanowisko nie da mu konkretnej władzy, ale Kamiński ma mieć decydujący wpływ
na obsadę dwóch najważniejszych służb cywilnych: CBA (na jego czele ma stanąć
były wiceszef Biura Ernest Bej- da) i ABW (tu faworytem jest płk Grzegorz
Małecki, były oficer UOP, AW i ABW). - Powrót Kamińskiego był pewnikiem, nie podlegał
żadnym negocjacjom - mówi polityk PiS. - Prezes zrobi wszystko, aby udowodnić,
że Mariusz padł ofiarą „Polski ośmiorniczek”. Zarówno dla PiS, jak i dla samego
Kamińskiego to sprawa prestiżowa.
Wiosną tego roku
Kamiński został skazany na trzy lata więzienia i 10-letni zakaz pełnienia
funkcji publicznych za nadużycie prawa w aferze gruntowej, która doprowadziła
do upadku rządu PiS-LPR-Samoobrona. Od wyroku Kamiński odwołał się dopiero po
wygranych przez PiS wyborach.
Do gry wraca także
inny jastrząb IV RP - Zbigniew Ziobro. Ówczesny minister sprawiedliwości i
prokurator generalny zasłynął z konferencji prasowej w sprawie doktora
Garlickiego. Dwa dni po wyprowadzeniu lekarza ze szpitala w kajdankach przez
funkcjonariuszy CBA Ziobro bez żadnego procesu wyrokował o jego winie: „Już
nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”.
Na innej konferencji pokazywał dyktafon mający być
„gwoździem do trumny Leppera”. Platforma wnioskowała o postawienie Ziobry przed
Trybunałem Stanu za przekroczenie ministerialnych uprawnień i naruszenie
konstytucji. Nie udało się, bo posłowie PO nie dopisali na głosowaniu.
Po upadku rządu PiS
Ziobro odszedł z partii i wydawało się, że jako zbuntowany delfin już na zawsze
został skreślony przez prezesa. Jednak partia Ziobry - Solidarna Polska - szła
do wyborów pod sztandarami PiS, więc mówiono, że dostanie dwa stanowiska
wiceministrów dla Beaty Kempy (sprawiedliwość) i Patryka Jakiego (sport).
Tymczasem Ziobro,
startując z ostatniego miejsca na liście, otrzymał najwięcej głosów w okręgu,
a SP wprowadziła do Sejmu dziewięciu posłów (dla porównania - Polska Razem
Jarosława Gowina zdobyła osiem mandatów). - Zbyszek rozegrał to bardzo mądrze.
Nie chodził po mediach, tylko pokornie czekał. Bywał u prezesa codziennie i
szybko się odbudował. Jedyne, co może mu stanąć na drodze, to rozbudzenie obaw
prezesa, że ponowne powierzenie mu nadzoru nad prokuraturą zbytnio go wzmocni -
mówi nasz informator i dodaje: - W czasie kampanii Zbyszek nie zabiegał o nic.
Gdy pytano go w prywatnych rozmowach o ambicje i plany, odpowiadał, że jest
politycznie zaspokojony i chce się skupić na życiu rodzinnym (kilkanaście dni
temu urodził mu się drugi syn).
JASTRZĄB KACZYSTA
Pewny stanowiska jest Witold Waszczykowski - w poprzednim
rządzie PiS wiceszef MSZ, teraz ma pokierować resortem.
- Prezes obiecał mu
to stanowisko już kilka tygodni przed wyborami. Nazwiska Ujazdowskiego czy
Legutki to były tylko balony próbne. Waszczykowski to pewny człowiek, sam nazywa
siebie kaczystą - twierdzi polityk PiS znający przyszłego szefa dyplomacji.
Waszczykowski jest
jedynym jastrzębiem, o którego powołanie zabiegała także kandydatka na
premiera. Skąd biorą się ich dobre relacje? Waszczykowski od dawna towarzyszy
Szydło w spotkaniach z ambasadorami, pośredniczył też w jej niedawnej rozmowie
telefonicznej z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. Poza tym to współpracownik
Instytutu Sobieskiego stanowiącego zaplecze eksperckie Szydło. Gdy zjawił się
na kluczowych przesłuchaniach na Nowogrodzkiej, prezes Kaczyński powitał go
pytaniem: „Chyba domyśla się pan, że nie przychodzi w sprawie objęcia
Ministerstwa Rolnictwa?”.
„Ani zdrowia, ani
sportu” - odparł Waszczykowski i wraz z Kaczyńskim oraz Szydło rozpoczęli
omawianie priorytetów polityki zagranicznej. Przesłuchania kandydatów na
ministrów trwają zwykle półtorej-dwie godziny.
Frakcja jastrzębi
może także opanować Ministerstwo Finansów. To jeden z tych resortów, o który do
końca toczyły się spory. - Nie wykluczałbym, że obejmie go Zbigniew Kuźmiuk,
jeśli nie znajdzie się kandydat o mocniejszym nazwisku - twierdzi osoba z
otoczenia Kaczyńskiego.
Jego powołaniu
niechętna jest Beata Szydło, która ma z nim złe relacje jeszcze z czasów, gdy
oboje zasiadali w sejmowej komisji finansów, ale jak mówi jeden z naszych
rozmówców: - To akurat z punktu widzenia prezesa argument na jego korzyść.
Poza tym chodzi o bardziej złożoną układankę. Jeśli Kuźmiuk wejdzie do rządu,
to jego miejsce w europarlamencie zajmie Wojciech Jasiński, któremu prezes
obiecał to jakiś czas temu.
ZDERZAK NA PRÓBĘ
Pytanie, jak w tej układance Kaczyńskiego odnajdzie się
Beata Szydło? Doradca PiS: - Prezes traktuje Beatę jak zderzak. Jeśli sobie
poradzi, to dobrze. Jeśli nie, to ją wyrzuci. Pierwsze miesiące będą dla niej
ciężkim czasem, sprzątaniem pobojowiska po Platformie. Pierwszy test to bankrutująca
Kompania Węglowa i Śląsk, który zaraz zwali się nam na głowę.
Ich relacje popsuły
się jeszcze w kampanii prezydenckiej. - Pierwsze rysy pojawiły się wtedy, gdy
ruszył dudabus - opowiada polityk z Nowogrodzkiej. - Beata przez kilka tygodni
była w trasie z Andrzejem. Razem przeżywali stresy, zmęczenie, ale też emocje
związane z entuzjazmem tłumów. Towarzyszyła temu naturalna niepewność: „Jest
dobrze, oby tylko prezes niczego nie zepsuł, oby nie zorganizował konferencji
i czegoś nie palnął”. A prezes siedział na Nowogrodzkiej i widział, że kampania
bez niego idzie coraz lepiej.
Kampania
parlamentarna tę nieufność tylko pogłębiła. Doszło rozczarowanie Beatą Szydło.
- Duda rozwinął się w kampanii, ona nie - powtarzał podczas prywatnych spotkań
Kaczyński. Jego niechęć podsycali współpracownicy. W efekcie między prezesem a
kandydatką wyrósł mur. - Po raz pierwszy zobaczyłem go podczas wieczoru
wyborczego. Oboje siedzieli w kuluarach, ale osobno. Kaczyński był w
VIP-roomie otoczony wianuszkiem polityków, wszyscy bili mu pokłony. A Szydło w
oddzielnej salce z garstką najbliższych współpracowników: Krzysiem Łapińskm,
Elą Witek i Marcinem Mastalerkiem - opowiada jeden z działaczy.
Współpracownik
przyszłej szefowej rządu: - Wiedzieliśmy, w którym kierunku to zmierza, ale
mogliśmy tylko czekać. Co prawda był pomysł, żeby postawić prezesa przed faktem
dokonanym i bez konsultacji z nim ogłosić skład rządu, ale Beata nie chciała doprowadzać
do konfrontacji.
Los Szydło
ostatecznie rozstrzygnął się dwa dni po wyborach. Kaczyński odbył serię spotkań
ze współpracownikami, którą zakończyło postanowienie o wycofaniu się z
rekomendacji dla Szydło i powierzeniu misji tworzenia rządu prof. Glińskiemu.
Decyzja została jednak cofnięta podczas ponad dwugodzinnego spotkania z Szydło
w cztery oczy. Z relacji Szydło przekazanej potem zaprzyjaźnionym politykom PiS
wynika, że prezes argumentował zmianę kandydata na premiera presją, jaką mieli
na niego wywierać współpracownicy z zakonu PC. „Naciskają na mnie”
tłumaczył. Ostatecznie jednak uzgodniono kompromis, w myśl
którego Szydło zostaje premierem, ale skład jej gabinetu ustala prezes,
zapewniając frakcji jastrzębi kluczowe resorty. Współpracownicy Kaczyńskiego
takie rozwiązanie uznali za sukces.
Po wtorkowej
rozmowie Szydło wyjechała na kilkudniowy urlop. W tym czasie Kaczyński wraz ze
współpracownikami z zakonu PC spotykał się z prezydentem Dudą i kompletował
skład rządu. Kandydatka na premiera zjawiła się na Nowogrodzkiej dopiero w
kolejny wtorek. - Była uśmiechnięta i wyluzowana, wyglądała na pogodzoną z
losem - mówi polityk PiS.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz