Przejęcie TVN przez
amerykański koncern Discovery zbiegło się w czasie ze spekulacjami, że PiS
spróbuje ugrać i swój interes - „odzyskać" TVN24 i przekazać tę stację w
inne, słuszniejsze ręce. Ma w tym pomóc dekoncentracja mediów.
Stałoby
się faktem to, o czym w branży medialnej mówi się od dawna, czyli przejęcie wyłuskanego
z grupy medialnej TVN24
przez jedną ze spółek Skarbu Państwa lub firmę
neutralną wobec władz. W ten sposób partia Jarosława Kaczyńskiego pozbyłaby
się z przestrzeni publicznej telewizji, która „manipuluje”, „wprowadza widza w
błąd”, „szczuje przeciwko sobie Polaków”, „rozbija narodową jedność”,
„demoralizuje” czy „zaszczuwa posłów i przedstawicieli obecnych władz”
(wszystkie cytaty za skargami polityków PiS i ich sympatyków do Krajowej Rady
Radiofonii i Telewizji). Zrealizowałaby też ogłoszony niedawno w TV Trwam plan prezesa, dla którego uchwalenie ustawy
dekoncentracyjnej to obok ponownego skoku na Sąd Najwyższy najważniejsze
wyzwanie.
Od ludzi związanych z rynkiem telewizyjnym można usłyszeć, że podchody
pod TVN24 odbyły się kilka miesięcy temu. Do amerykańskich
właścicieli TVN z koncernu Scripps Networks Interactive mieli
się zgłosić emisariusze, którzy złożyli ofertę zakupu największej polskiej
telewizji informacyjnej. Żeby transakcję uwiarygodnić biznesowo i nie sprawiać
wrażenia prostackiego przejęcia przez podporządkowaną rządowi spółkę, nowy podmiot powstały na bazie
informacyjnej części TVN miałby trafić na giełdę.
News i amerykańskie DNA
Posłańcy odeszli z kwitkiem,
podobno ze względu na zaporową cenę. Ale niedługo mogą wrócić. Gdy jesienią
wejdzie w życie zapowiadana przez PiS ustawa dekoncentracyjna, właściciel
stacji być może nie będzie miał innego wyjścia, jak przyjąć ofertę. Do ustawy
ma być wprowadzony zakaz posiadania przez zagraniczny kapitał więcej niż 20
proc. udziałów w polskich spółkach medialnych. Najłatwiej byłoby wykorzystać
ten zapis właśnie przeciwko TVN, jedynemu dużemu graczowi na tym
rynku, którego właściciel, w przeciwieństwie np. do niemiecko-szwajcarskiego
Ringier Axel Springer, w całości wywodzi się spoza ochronnego parasola
UE.
- Nie za bardzo wierzę, że ta ustawa zostanie uchwalona. PiS wykazał
się ignorancją już przy prostszych projektach, także medialnych, poza tym
będzie im jeszcze trudniej niż z sądami, bo w grę wchodzą bardzo poważne
kwestie gospodarcze skali międzynarodowej - twierdzi Jan Dworak, producent
telewizyjny, do niedawna szef KRRiT.
Zastanawiające, że spekulacje na
temat odbicia TVN24
przy pomocy ustawy dekoncentracyjnej wracają
tuż po ogłoszeniu informacji o przejęciu właściciela Grupy TVN, czyli koncernu SNI, przez inny amerykański koncern
medialny Discovery Communications. Trzy lata temu transakcja nie wzbudziłaby
zbyt wiele emocji. A jeśli już, to pewnie wyłącznie pozytywne - nie tylko
dlatego, że polska firma medialna stanie się częścią dużej międzynarodowej
korporacji, słynącej z dobrej jakości programów, znanej i uznanej również przez
polskich widzów. Również ze względu na skalę przedsięwzięcia. - To jedna z
największych, jeśli nie największa transakcja w branży audiowizualnej w
zachodnim świecie w tym roku. I jedna z najbardziej śmiałych - mówi
Izabella Wiley, dyrektor generalna na Europę Środkowo-Wschodnią A+E Networks,
nadawcy mającego w swym portfolio takie kanały jak History czy Crime+Investigation.
Obecne w naszym kraju od 17 lat Discovery to
właściciel takich kanałów jak Discovery Channel, Discovery Historia,
Animal Planet, a od niedawna także Eurosportu, który dysponuje m.in. prawami do
relacjonowania igrzysk olimpijskich na całą Europę w latach 2018-24. Po
zakupie SNI za prawie 15 mld dol. (transakcja ma być sfinalizowana na wiosnę
2018 r.) Discovery rozszerzy swoją ofertę o takie kanały jak HGTV Food Network, Travel
Channel i oczywiście te spod znaku TVN.
Jak wiele te ostatnie znaczą w tym zestawieniu? Otóż, co może
niektórych zaskakiwać, całkiem dużo. Discovery, czyli
nadawca silny od lat obecnością na rynku telewizji tematycznych dostępnych w
kablówkach, od pewnego czasu konsekwentnie inwestuje w telewizje bezpłatne,
odbierane z anten naziemnych. A to dlatego, że tzw. segment FTA (Free To Air) jest znacznie mniej nasycony niż rynek kanałów
kodowanych. To wzmacnia atrakcyjność TVN. - Od dawna
ma bardzo mocną pozycję w tym segmencie. To nadawca, który nie tylko odniósł
sukces komercyjny i wizerunkowy, ale imponuje też sztuką robienia telewizji
wysokiej jakości, z programami świetnie nagranymi i obsadzonymi, w których nie
widać wielu kompromisów - zauważa Wiley. - Po prostu dobrze mieć w portfolio taką telewizję, której nie trzeba naprawiać, ale można
sprawnie wkomponować w nową strukturę i korzystać z jej potencjału.
Warto w tym miejscu zauważyć jeszcze jedno - w obszernym portfolio Discovery/ Scripps nie znajdzie się kanałów informacyjnych typu TvN24 czy TVN24 BiS. A
to dlatego, że - jak mówi jeden z ekspertów branży audiowizualnej - „w DNA tej
firmy nie ma telewizji informacyjnej”.
Po połączeniu wartość Discovery wzrośnie do około 24 mld
dol., z czego sama Grupa TVN wyceniana jest na około 1,5 mld dol. Na polskim rynku
audiowizualnym nowy twór będzie potęgą, szczególnie w segmencie
lifestylowo-rozrywkowym. Czy mając przed sobą perspektywę świetnie
prosperującego biznesu, szefowie Discovery zaryzykują jego powodzenie dla
jednej stacji? To pytanie zadaje sobie dziś wiele osób z branży. Na razie
pozostaje bez odpowiedzi, choć jak twierdzą ci, którzy znają kuchnię tak dużych
transakcji, decyzja na temat przyszłości TVN24 mogła już
zapaść.
Podszczypywanie i karanie
Ustawa dekoncentracyjna to
niejedyna forma nacisku, którą rząd może się posłużyć dla zneutralizowania
nielubianego medium. „Nie daliśmy rady potężnemu frontowi, do którego, nie
ukrywam, zaliczam także pańską telewizję” - te słowa premier Jarosław Kaczyński
rzucił w twarz reporterowi TVN24 dziesięć lat temu, gdy stało się
jasne, że PiS przegrał wybory i będzie musiał oddać władzę PO. Wtedy szokowały
- po raz pierwszy polski premier w tak jawny i bezceremonialny sposób obarczył
przedstawiciela świata mediów winą za swoją wyborczą porażkę.
Tamta niechęć szybko przeszła w nienawiść, a TVN został obsadzony w roli jednego z głównych wrogów PiS.
Partia ustami swych polityków i sympatyków cyklicznie przypomina o tym, jaki
los spotka stację. Tuż przed ostatnimi wyborami prezydenckimi do amerykańskich
właścicieli TVN trafił list podpisany m.in. przez obecnego posła PiS i szefa Rady
Mediów Narodowych Krzysztofa Czabańskiego oraz Piotra Glińskiego, dziś szefa
resortu kultury, w którym powstaje ustawa dekoncentracyjna. „TVN całkowicie
jawnie kłamie” - napisali, ewidentnie licząc na to, że konserwatywni Amerykanie
ze SNI dokręcą śrubę w TVN.
„Po wakacjach weźmiemy się za
was” - to uwaga rzucona, podobno żartem, przez
posłankę Krystynę Pawłowicz do dziennikarza Onetu, w czasie gdy PiS przepychał
przez Sejm ustawy sądowe. Właśnie Pawłowicz przoduje dziś w wywieraniu presji
na KRRiT w sprawie TVN.
Domagała się już odebrania koncesji na
nadawanie, a nawet zakazania emisji „Faktów” jako rzekomo nierzetelnych i
stronniczych, uderzających w posłów PiS. „Jesteśmy obiektami permanentnego
»przemysłu pogardy«, aktów napadów medialnych, kłamstw, aktów nienawiści,
chamstwa i braku kultury oraz demoralizowania opinii publicznej” - napisała w
jednej ze skarg na TVN
wysłanych do KRRiT.
W ślad za wysiłkami ekscentrycznej posłanki poszli zatroskani
obywatele, którzy w 2016 r. wysłali do Rady ponad 12 tys. wniosków o
identycznej treści z żądaniem cofnięcia koncesji zarówno głównemu kanałowi,
jak i informacyjnemu flagowcowi TVN.
Podporządkowana w całości PiS
KRRiT zwykle z troską pochyla się nad gniewem ludu, od czasu do czasu
pomrukując w kierunku Wiertniczej, głównie głosem wiceszefowej Rady Teresy
Bochwic, która niedawno rozgrzała Twittera krótkim „brawo!”, komentując wpis
anonimowego twitterowicza wzywającego do wprowadzenia powszechnego abonamentu
dla „zarżnięcia Polsatu i TVN”. To Bochwic podpisała się pod
pismem KRRiT wysłanym na Wiertniczą, w którym Rada wyrażała „głębokie
zaniepokojenie” tym, że TVN24 przypisał wypowiedź przypadkowej
osoby jednemu z pilotów ze Smoleńska, który dziś wspiera teorie spiskowe
związane z katastrofą.
Teoretycznie odebranie koncesji nie jest proste, choć PiS mógłby sięgnąć
po jeden z wytrychów, które można znaleźć w ustawie o radiofonii i telewizji.
Konkretnie w artykule 38. Punkt 2. pozwala odebrać koncesję w sytuacji, gdy
„rozpowszechnianie programu powoduje zagrożenie interesów kultury narodowej,
bezpieczeństwa i obronności państwa lub narusza normy dobrego obyczaju”. Z
kolei punkt 4. tego samego artykułu mówi, że koncesja może być cofnięta, jeśli
„nastąpi przejęcie bezpośredniej lub pośredniej kontroli nad działalnością
nadawcy przez inną osobę”.
Pełna swoboda?
To byłoby oczywiście trudne do
przeprowadzenia, szczególnie z zastosowaniem ostatniego przepisu, który nigdy
nie został użyty w przypadku tak dużego nadawcy jak TVN. Ale dla PiS niemożliwe nie istnieje, przynajmniej w kwestii
zgłaszania nawet najbardziej księżycowych projektów. Poza tym nie zawsze
trzeba odpalić bombę, by osiągnąć zamierzony efekt. Czasem wystarczy zagrozić
jej użyciem. - Samo wszczęcie procedury odebrania koncesji nawet dla tak
dużego nadawcy oznacza poważne problemy, bo jak w takiej sytuacji podpisywać
np. umowy reklamowe? - mówi Juliusz Braun, prezes TVP w latach 2011-15.
Tym bardziej gdy w ręku ma się jeszcze inne narzędzia. Podszczypywanie TVN wzięły też na siebie inne organy pisow- skiego państwa. Pod koniec czerwca spółka odebrała decyzję mazowieckiej Izby
Administracji Skarbowej bezpośrednio podległej resortowi finansów, która zażądała
110 mln zł rzekomo niezapłaconego podatku z tytułu połączenia platformy
cyfrowej n z Cyfrą+. Mimo że - jak twierdzi TVN - wcześniej Ministerstwo Finansów
nie miało zastrzeżeń do rozliczenia tego projektu. Tyle że było to w 2013 r.,
czyli za rządów PO. Jak można usłyszeć na Wiertniczej, za rządów SNI i wywodzącego
się z tej firmy prezesa Jima Samplesa zarówno dziennikarze „Faktów”, jak i obu
kanałów TVN24 cieszyli się dużą swobodą - niezależnością.
- Bez przerwy dostajemy sygnały od amerykańskich właścicieli, że wykonujemy
znakomitą robotę i że w nas wierzą - mówi jeden z dziennikarzy stacji. - Oni
odkryli ku swemu zaskoczeniu, że w Polsce mogą produkować wysokiej jakości
programy za ułamek kwoty, którą wydają w Stanach. Nie chce mi się wierzyć, by
pozwolili sobie to teraz odebrać pod naciskiem politycznym. Do tej pory
stanowisko ludzi ze SNI było jasne. Jak powiedział Samples w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”: „ożywiona
dyskusja, spór z formułowaniem wyrazistych poglądów to sól demokracji. To
czasem powinno być głośne i niewygodne”. Mniej więcej to samo, wraz z
zapewnieniem o pełnej swobodzie dziennikarzy, powtarzał w innych wywiadach.
Pytanie, czy nowi właściciele będą równie stanowczy, wiedząc, że chodzi
tak naprawdę tylko o jeden kanał, i to w dodatku nie- pasujący do ich
dotychczasowego biznesu. Pojawiają się głosy, że Discovery będzie chciał się TVN24 pozbyć albo
przynajmniej złagodzić jego polityczny przekaz, tak jak zrobili to niektórzy
konkurenci. - TVN24
w tej formie nie jest Discovery do niczego potrzebny, a może tylko nastręczyć problemów.
Dlatego sądzę, że spróbują wyjść
z twarzą z tego biznesu. Pieniądze
lubią ciszę, a Amerykanie działalność w stabilnym - przewidywalnym otoczeniu
- mówi menedżer jednej z międzynarodowych korporacji medialnych.
Wola suwerena
To wyjście z twarzą mogłoby
przybrać inną formę niż wspomniana sprzedaż informacyjnej gałęzi stacji spółce
Skarbu Państwa czy bardziej strawnej dla PiS firmie. TVN 24 mogłaby przejąć np. grupa menedżerów wspartych kredytem
udzielonym na preferencyjnych warunkach przez państwowy bank. Spekulacje na
ten temat potęgują środowiskowe informacje o dobrych relacjach menedżerów Discovery z prezesem TVP Jackiem Kurskim, który niedawno
kupił od Amerykanów sublicencję na relacjonowanie olimpiad w 2018 i 2020 r.
Są jeszcze analogie z bliskiej nam coraz bardziej Rosji. Rok temu obecny
jeszcze właściciel TVN
pozbył się 80 proc. udziałów w rosyjskiej
wersji kanału Travel
Channel, sprzedając je dwóm menedżerom
związanym z tamtejszym rynkiem telekomunikacyjnym i muzycznym. SNI nie miało
wyjścia. Jak przypomniała „Gazeta Wyborcza”, w reakcji na zachodnie sankcje po
agresji na Krym w 2014 r. przyjęto w Rosji prawo, które zabrania zagranicznemu kapitałowi posiadania więcej niż
właśnie 20 proc. akcji w spółkach medialnych. Oczywiście ten lub podobny
scenariusz nie musi się zrealizować w przypadku TVN. Discovery może
chcieć zatrzymać TVN24,
który odnosi spektakularne sukcesy. Przychody
stacji rosną, a wręcz sensacyjne są ostatnie wyniki oglądalności. 24 lipca,
czyli w dniu, gdy prezydent zawetował ustawy sądowe, dostępne jedynie w
kablówkach i platformach cyfrowych TVN24 oglądało więcej widzów niż
ogólnodostępne Jedynkę i Dwójkę TVP z osobna. I nie był to jednorazowy
wybryk - 17 lipca było podobnie. Rzecz jeszcze
nie do pomyślenia dwa lata temu.
Również PiS może nie chcieć pójść na wojnę z Amerykanami i zadowoli się
złagodzeniem linii. Tym bardziej jeśli Discovery mógłby
liczyć na wsparcie rządu USA. Ale jak byłoby ono silne - nie wiadomo. - Jeszcze
za kadencji Obamy z Waszyngtonu płynęły sygnały, by Scripps się mocno w Polsce
trzymał. Jednak gdy nastał Trump, zapadła cisza - twierdzi ważna osoba na rynku telewizyjnym. Wygląda
więc na to, że podobnie jak w przypadku skoku na sądy zdecydować może wola
„suwerena”. W Polsce PiS mocny głos ulicy zatrzymał już niejeden eksces
władzy.
Grzegorz Rzeczkowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz