Populista zachowuje
się jak gangster, który przychodzi do sklepikarza i mówi: „Od dzisiaj będę cię
bronić”. Sklepikarz pyta: „Przed kim?”. A gangster: „Przede mną!”. Kaczyński
jest w tej sztuce mistrzem mówi politolog prof. Jan Kubik
Rozmawia Jacek Pawlicki
NEWSWEEK: Niezależnie od tego, czym zakończy się prezydenckie weto,
opozycja ostrzega, że PiS zmierza w kierunku dyktatury. Czy już mamy w Polsce
drugą Turcję?
JAN KUBIK: Prawie. Trzeba pamiętać, że Erdogan wygrał referendum i na tej podstawie
zmienił ustrój na prezydencki, a zatem ograniczył władzę parlamentu. PiS ani
nie wygrało żadnego referendum, ani nie ma większości konstytucyjnej, a rozwala
podstawy liberalnej demokracji. Co gorsza, robi to w stylu swarliwych i
naburmuszonych bachorów z piaskownicy.
Coś złego dzieje się z
demokracją w naszej części Europy...
- Z demokracją liberalną nie jest dobrze
także na Zachodzie, ale w Europie Środkowo-Wschodniej jest najgorzej. Kluczowe
jest tu coś, co nazwałbym poczuciem utraty sensu. Przeglądałem niedawno najnowsze
badania dotyczące elektoratu Donalda Trampa. W różnych grupach społeczeństwa
amerykańskiego zaczęło dominować poczucie zagrożenia związane z utratą pozycji
społecznej. Mężczyźni zaczęli się denerwować, że stracą pozycję w stosunku do
kobiet, biali - że utracą status na korzyść kolorowych itd. W populizmie
kluczowy jest ów strach przed zmianami na gorsze, często wyimaginowany. Polska
jest niesłychanym przypadkiem, bo po 1989 r. nam się wiele rzeczy udało.
Może Polakom bliższa jest
demokratura?
- Nie sądzę. W Polsce mamy
sytuację patową, ale na Węgrzech jest znacznie gorzej. Węgrzy rozglądają się
wokół, gdy rozmawiają o polityce. Gdy byłem w Budapeszcie, część moich
rozmówców prosiła mnie, żebym zachował dla siebie to, co mówią. Instytucje są
już pod kontrolą rządzącego Fideszu, który stał się partią-państwem, tak jak
to było za czasów komunizmu. W Polsce PiS to nie zaszło jeszcze tak daleko.
Czy ostatnie protesty zmieniają
politycznie sytuację?
- Od 1989 r. Polacy często
protestowali nie wtedy, gdy obniżała im się stopa życiowa, ale kiedy nie
podobały się zmiany instytucjonalne lub polityczne posunięcia władz. Ostatnia
fala protestu potwierdza tę prawidłowość. Dobrze jednak byłoby mieć
porywającego przywódcę, który potrafi wypowiedzieć ból, żądania i oczekiwania
społeczeństwa, jest bardzo ważny W pierwszej fazie buntu.
Władysław Frasyniuk?
- Żeby być przywódcą, trzeba umieć
dotrzeć do ludzi, mówić w języku, który oni rozumieją. Potrafili to zarówno
Lech Wałęsa, jak i Jan Paweł II. Myślę, że Frasyniuk też. Ma potencjał. Pewną
nadzieję na skuteczną mobilizację budzą we mnie protesty wokół demolki Sądu
Najwyższego. Te demonstracje są dobrze zorganizowane, dość liczne, a Frasyniuk
pokazał się jako wyrazisty przywódca. Martwi mnie oczywiście, że Polska jest
tak mocno podzielona; to nie jest dobre dla demokracji. Ale nie mam
wątpliwości, że to głównie wina PiS.
Prof.
Wiktor Osiatyński powiadał, że populista to
ktoś, kto mówi społeczeństwu: „Bójcie się ich, a ja was przed nimi obronię”...
- Populista zachowuje się jak
gangster, który przychodzi do sklepikarza i mówi: „Od dzisiaj będę cię bronić”.
Sklepikarz pyta: „Przed kim?”. A gangster na to: „Przede mną!”. Kaczyński jest
w tej dziedzinie mistrzem: najpierw wywołuje poczucie zagrożenia, a potem
zapewnia, że wyzwoli nas z tego niebezpieczeństwa. Czyż nie tak było z
ostatnią podwyżką cen paliw?
Kiedy demokracja nieliberalna przechodzi w dyktaturę?
Kiedy demokracja nieliberalna przechodzi w dyktaturę?
- Czytam teraz książki o Niemczech
lat 20. i 30. XX w. i dostrzegam przerażające paralele. Dyktatura sączy się
kropelka po kropelce - kiedy nagle ktoś, kto protestował, zaprzestaje tego, bo
zaczyna się bać o awans, podwyżkę albo o dziecko w szkole, a ludzie pomału
zaczynają się wycofywać do sfery prywatnej. W Budapeszcie tak właśnie się
dzieje - mam nadzieję, że w Polsce nie dojdziemy do tego etapu.
Orban rządzi od 2010 r., więc
PiS ma jeszcze trochę czasu...
- Polityka i zmiany kulturowe mają
swój rytm. Jeśli się spojrzy na ruchy i partie populistyczne w ostatnich 30
latach, to ich popularność jest cykliczna - są mocne, a potem słabną.
Najgorzej, gdy uda im się wejść do rządu - jak w Polsce i na Węgrzech.
Przywódcy takich partii wiedzą, że nie porządzą długo, jeśli nie zadziałają
szybko. Dokonują więc dramatycznych zmian systemu.
Ponadto polska czy węgierska
demokracja jest płytsza niż te na Zachodzie...
- Też tak zawsze myślałem, ale w
takim razie skąd się wzięły brexit i zwycięstwo Trumpa? Dwa
szokujące wydarzenia w krajach o dużo dłuższej tradycji demokratycznej? Teraz
wykładam w Londynie. Gdy uczę studentów polityki porównawczej, to mówię im, że
brytyjski system polityczny jest bardzo dobrze wypracowany; ma dużo
mechanizmów wzajemnej kontroli, a kultura polityczna pozostaje umiarkowana. Ale
jak się ma do tego to, co działo się w Wielkiej Brytanii przed referendum w
sprawie wyjścia z UE? Gdybym miał włosy na głowie, to stanęły by mi dęba!
Bredzący politycy, którzy wzbudzali najgorsze emocje wyborców, strasząc
imigracją, plącząc ją zresztą z uchodźcami! Boris Johnson opowiadający głupoty
o rzece pieniędzy, która po brexicie popłynie z powrotem z
Brukseli do Wielkiej Brytanii!
Czy mamy do czynienia na świecie
z trendem odchodzenia od demokracji liberalnej, która przez większą część
społeczeństwa postrzegana jest jako projekt elitarny?
- Demokracja z założenia nie powinna
być projektem elitarnym, ale w pewnym sensie jest czymś takim, bo wymaga
namysłu i pracy. Funkcjonowania w demokracji trzeba się nauczyć, to nie jest
umiejętność dziedziczona. I trzeba przyjąć pewne wartości, z których
najważniejszymi są umiar i tolerancja dla innych, oraz założenie, że się
różnimy, więc musimy usiąść do stołu, by ze sobą porozmawiać i wypracować
wspólne rozwiązanie. To są proste zasady, ale populiści zupełnie je podmywają,
mówiąc, że dobrze wiedzą, czego lud potrzebuje, i że potrafią to ludowi
zapewnić. Historia pokazuje, że wcześniej czy później to wszystko się wali, bo
ludzie zaczynają przeglądać na oczy.
Ale populiści mogą zdążyć
zdemolować państwo i jego instytucje.
- Moja żona uczy w Stanach dzieci,
a że jest po politologii, to robi z nimi dużo ćwiczeń z wyobraźni politycznej.
Nieraz opowiadała mi, że dzieci uwielbiają poważnie rozmawiać o demokracji - o
tym, jak należy wspólnie wypracować decyzje i szanować się; bardzo chętnie
uczestniczą w ćwiczeniach na ten temat. Być może jest tak, że obecny kryzys
demokracji bierze się z zaniedbania wychowania obywatelskiego i edukacji, a
to da się naprawić.
Mówi pan, że wcześniej czy
później populizm się wypala. Jak długo to potrwa w przypadku Polski?
- Najpierw musi zmobilizować się
ta część społeczeństwa, która nie głosowała na PiS. Potrzebne są organizacja,
nośna idea, wydarzenie, które zgalwanizuje ruch protestu, i dobry przywódca,
który stanie na jego czele. Mam wrażenie, że to się zaczęło dziać. Duża część
społeczeństwa opowiedziała się na ulicach za alternatywą wobec tego, co
proponuje partia Jarosława Kaczyńskiego i w sposób przewidywany w teorii
ruchów społecznych przyczyniła się do pęknięcia w rządzącej elicie. Polska jest
w znacznie lepszej sytuacji niż Węgry, bo tam zaczyna panować poczucie, że
jest już na to za późno.
Jan Kubik (ur. 1953 r.) jest antropologiem, socjologiem, politologiem,
profesorem rutgers
university
w
New Jersey i University College London. Dyrektorem UCL
School of Slavonic and East European Studies
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz