poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Rozstanie



Decyzja o wetach zapadła w weekend, w tajemnicy przed partią i ludźmi z pałacu. - Jest inny ośrodek który ma wpływ na prezydenta - twierdzą jego współpracownicy

Michał Krzymowski

Piątek 21 lipca, wieczorem. PiS w pośpiechu przepycha w Senacie ustawę o Sądzie Naj­wyższym. Politycy Prawa i Sprawiedliwości już wiedzą, że w projekcie jest kompromitu­jący błąd. Artykuł 12. mówi, że prezydent wy­biera prezesa SN spośród pięciu kandydatów, a artykuł 18. - że spośród trzech. Ustawę moż­na poprawić, ale trzeba by zwołać dodatkowe posiedzenie Sejmu. Posłowie musieliby ponownie głosować, byłyby kolejne awantury, przedłużyłyby się protesty.
   Późnym wieczorem marszałek Senatu Stanisław Karczew­ski dzwoni do prezydenta. Musi go wysondować, bo jeśli Andrzej Duda miałby zawetować ustawę przez jej feler, to pośpiech nie ma sensu. Lepiej złożyć poprawkę, naprawić błąd i zwrócić projekt do Sejmu. - Duda zapewnił Karczewskiego, że weta nie będzie. Mó­wił, że może skieruje ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, ale na pewno jej nie zawetuje - opowiada człowiek z głównej siedziby PiS przy Nowogrodzkiej.
   Gdy w poniedziałek 24 lipca Duda ogłasza swoją decyzję na konferencji, politycy PiS są w szoku. Prezydent oszukał, zdradził. Współpracownik Kaczyńskiego: - Jeszcze przed wetami Krzysz­tof Szczerski, szef gabinetu prezydenta wyznaczony do kontak­tów z partią, ostrzegał nas, że jest jakiś inny ośrodek, który ma wpływ na Andrzeja.

ŻONA, OJCIEC, KRAKÓW
Czy prezydent z premedytacją okłamał Karczewskiego? A może nagle zmienił decyzję? Jeśli tak, to co takiego wydarzyło się w weekend? Czy zadziałał ów inny ośrodek?
   - W piątek Andrzej nie miał jeszcze konkretnego planu. Jest prawnikiem, więc wahał się, ale jeszcze nie wiedział, co zrobi - twierdzi polityk z otoczenia głowy państwa. Zresztą nawet gdy­by wiedział, to nie mógł odkryć się przed Karczewskim. Gdy kil­ka tygodni wcześniej wyciekło, że zamierza zawetować podwyżkę cen paliw, PiS sprytnie wycofało się z tego pomysłu, twierdząc, że to Jarosław Kaczyński wsłuchał się w głos społeczeństwa.
   Co do innego ośrodka: rozmówcy z pałacu przyznają, że Duda li­czy się ze zdaniem bliskich - szczególnie żony i ojca - oraz że czę­sto konsultuje się z krakowskimi kolegami prawnikami.
   Polityk PiS: - Wszyscy wiedzą, że pierwsza dama odgrywa w pa­łacu ważną rolę. Za jej namową Andrzej o mały włos zawetowałby likwidację gimnazjów.
   Znajomy: - Jeszcze większy wpływ ma Duda senior, konserwa­tysta, człowiek bardzo pobożny i o silnym charakterze. Andrzej radzi się go w wielu sprawach, dzwoni do niego kilka razy dzien­nie. To, że tak długo nie umiał się sprzeciwić Kaczyńskiemu, wy­nikało z tradycyjnego wychowania, według którego starszemu mężczyźnie należy się respekt. Ale Duda senior też ewoluował, z czasem spostrzegł, że Jarosław nie szanuje jego syna.
   Znaczenie krakowskiego środowiska nie jest tajemnicą dla lu­dzi z pałacu. Znajomych Dudy nie da się jednak łatwo zaszuflad­kować; to nie jest jednorodne towarzystwo przeciwników czy zwolenników PiS. W maju na biurko prezydenta trafiła kontro­wersyjna ustawa o aptekach. Duda miał wobec niej liczne zastrze­żenia. Z wizerunkowymi doradcami kalkulował też, że dokument idealnie nadaje się na pierwsze weto. Zwrócenie ustawy do Sej­mu byłoby politycznym wydarzeniem i pomogłoby prezydentowi uwolnić się od łatki partyjnego notariusza. Z drugiej strony spra­wa nie miała dla Kaczyńskiego pierwszorzędnego znaczenia i za­wetowanie jej nie wywołałoby politycznej wojny.
   Decyzja była już podjęta, ale z jej ogłoszeniem Kancelaria Pre­zydenta postanowiła się wstrzymać do kolejnego tygodnia. Opo­wiada prezydencki minister: - No, i Duda pojechał na weekend do Krakowa. Wrócił odmieniony, nakazał w tył zwrot i we wtorek podpisał ustawę. Okazało się, że spotkał się tam z jakimś znajo­mym profesorem, który przekonał go, że to jednak dobry projekt.
   Inny: - Przed zawetowaniem ustaw o Sądzie Najwyższym i Kra­jowej Radzie Sądownictwa Andrzej konsultował się ze znajomymi prawnikami z Krakowa. Nietrudno się domyślić, co od nich usły­szał. Znamienne, że decyzję o wetach poparł też historyk prof. Andrzej Nowak, bardzo ważna postać w środowisku krakowskich konserwatystów.
   Duda dostał też mocne wsparcie z Warszawy - i to od osób, któ­rych prezes PiS nie może zaatakować. Do niepodpisywania ustaw nakłaniała go współtwórczyni Biura Interwencyjnego KOR Zo­fia Romaszewska (Kaczyński pisze w swoich wspomnieniach, że w pierwszych latach działalności opozycyjnej „traktował ją jako szefa”), a także były członek Trybunału Konstytucyjnego Wie­sław Johann (prezes PiS regularnie bywa na kolacjach w jego domu na warszawskim Bemowie; ostatni raz był tam kilka ty­godni temu). - To, że Duda w swoim wystąpieniu powołał się na Zofię Romaszewską, która na dodatek osobiście znała mamę Ja­rosława, było bardzo zręczne. Kto przygotował prezydentowi ten tekst? Jego PR-owiec Piotr Agatowski - twierdzi dobrze zorien­towany polityk PiS.

WSPARCIE BISKUPA
Prezydencki „inny ośrodek” działa bardzo dyskretnie. Jesz­cze w niedzielę po południu portal wPolityce.pl donosi: „NASZ NEWS. Prezydent skłania się ku odesłaniu ustawy o Sądzie Naj­wyższym do Trybunału Konstytucyjnego. Ustawa o KRS zostanie podpisana”. „Decyzja została już właściwie podjęta” - zapewnia w tekście anonimowy rozmówca.
   Źródło tej informacji łatwo odgadnąć, bo w tym samym czasie na portalu braci Karnowskich ukazuje się wywiad z szefem gabi­netu prezydenta Krzysztofem Szczerskim, który - podobnie jak inni politycy PiS - jest przekonany, że weta nie będzie. Gdy naza­jutrz biuro prasowe Kancelarii Prezydenta zapowie konferencję, będzie wydzwaniać z urlopu w Austrii do prezydenta i jego współ­pracowników z pytaniami o to, jaka będzie decyzja.
   Kilkanaście godzin przed swym wystąpieniem Duda niespo­dziewanie pojawia się w Częstochowie, gdzie bierze udział w wie­czornym Apelu Jasnogórskim. Po mszy dostaje od ojców paulinów ryngraf z wizerunkiem Matki Bożej Jasnogórskiej i wzmocnio­ny wraca do Warszawy. - Dostałem wsparcie od swojego biskupa - zdradza znajomemu. Nie precyzuje jednak,   Poniedziałek rano. Ludzie w pałacu dowiadują się o decyzji pre­zydenta tuż przed konferencją, do której Duda przygotowuje się w towarzystwie Zofii Romaszewskiej, wiceszefa Kancelarii Pawła Muchy i rzecznika Krzysztofa Łapińskiego. Choć sprawia wraże­nie pewnego siebie, to na początku wystąpienia jest bardzo zde­nerwowany. Błądzi wzrokiem, ciężko oddycha.
   - Kogoś to dziwi? To była najważniejsza decyzja w jego poli­tycznej karierze, znał jej ciężar - twierdzi współpracownik głowy państwa.
   - A dlaczego prezydent ogłosił decyzję, której tak naprawdę jeszcze nie było? Dokumenty zostały podpisane dopiero kilka­dziesiąt godzin po konferencji.
   - Gdyby prezydent chciał zrobić wszystko po bożemu, musiał­by zawczasu zaangażować dział prawny. Nie zrobił tego, bo bał się przecieku na Nowogrodzką.
   - To znaczy, że prezydencki prawnik Andrzej Dera nie znał de­cyzji głowy państwa?
   - Oczywiście, że nie. Przecież to człowiek Ziobry, mógł mu do­nieść. Szczerski z kolei jest w kontakcie z Jarosławem, więc też nie był wtajemniczony. Mucha i Łapiński również dowiedzieli się o wszystkim rano.
   - Czyli Duda naprawdę podjął decyzję pod wpływem innego ośrodka?
   - Rodzina i znajomi na pewno mieli znaczenie. Podobnie jak wsparcie Kościoła - przecież decyzję prezydenta publicznie po­chwalili szef Konferencji Episkopatu abp Stanisław Gądecki i abp Henryk Hoser. Ale równie istotna była kalkulacja polityczna.
   Już po porannej konferencji Duda zauważy w jednej z prywat­nych rozmów: - Gdybym nie zawetował, zostałbym z tym sam. Czy ludzie chodziliby protestować pod Ministerstwo Sprawiedliwości, czy siedzibę PiS? Nie. Demonstrowaliby u mnie pod oknami!

PREMIER NA POSYŁKI
Na Nowogrodzkiej, gdzie trwa już narada prezesa PiS z partyjnymi współpracownikami, ta argumentacja raczej nie znalazłaby zrozumienia. Kaczyński jest wściekły. Jak będzie później relacjonować jeden z polityków PiS, „chodzi po ścia­nach”. - Duda jest niepoważny, łatwo nim zachwiać. Jak można podejmować tak ważne decyzje pod wpływem niepolitycznych czynników? - denerwuje się prezes.
   Bywalec Nowogrodzkiej, który uczestniczył w poniedział­kowych naradach: - Nie chcę zabrzmieć jak Jerzy Targalski [współautor książki „Resortowe dzieci”, który stwierdził, że serial „Ucho Prezesa” był prowokacją bezpieki i powstał po to, by wpły­nąć na Dudę - red.], ale ktoś mądry po drugiej stronie naprawdę musiał wytypować Dudę jako najsłabsze ogniwo. Sporządził jego portret psychologiczny i ładował w niego, aż w końcu coś pękło Przecież on jeszcze w zeszłym tygodniu machał rękami że jak uchwali my jego poprawkę o trzech piątych, to wszystko podpisze I co? Nie podpisał.
   Po kilku godzinach Kaczyński wzywa Zbigniewa Ziobrę i Jaro­sława Gowina. - To lęki typowe dla Jarosława. „Co? Kradną mi partię? Czy to już się dzieje?”. Dlatego najpierw zawsze sondu­je najbliższych współpracowników. Jeśli nikt nie pęka, sprawdza dalsze kręgi - tłumaczy doświadczy polityk PiS. Po prezydenckim wecie cień podejrzeń pada przede wszystkim na wicepremiera Ja­rosława Gowina, któremu ludzie z Nowogrodzkiej od dawna za­rzucają konszachty z Pawłem Kukizem i Andrzejem Dudą
   Kaczyński pyta Gowina wprost, czy bierze udział w antyrządo­wym spisku. - Czy to prawda, że posłowie Kukiza i Polski Razem rozważają złożenie wniosku o konstruktywne wotum nieufności? - przyciska go. Scenariusz jest o tyle nierealistyczny, że taki wnio­sek może złożyć 46 posłów, co znaczy, że musieliby się pod nim podpisać nie tylko posłowie Kukiz’15 i PR, ale też politycy opozy­cji. Według koncepcji krążącej od pewnego czasu wśród polityków PiS kandydatem na premiera rządu mniejszościowego miałby być sam Gowin, a patronem nowo powstałego obozu - Andrzej Duda Wicepremier zaprzecza, ale na wieczór zwołuje prezydium Pol­ski Razem. Chce uzgodnić treść oświadczenia wspierającego prezydenta.
   Mimo że Duda już ogłosił weto publicznie, to Kaczyński wysy­ła do niego swoich współpracowników z żądaniem zmiany decy­zji. Prezydent przyjmuje premier Beatę Szydło, marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego i marszałka Senatu Stanisława Karczew­skiego w Belwederze. Spotkanie trwa półtorej godziny, jest nie­przyjemne. Wysłannicy prezesa zarzucają Dudzie nielojalność żalą się, że wstrzymał ważną reformę. - Ale o co chodzi? Przecież zawsze byłem w porządku, niczego wam nie blokowałem - od­powiada prezydent i wskazuje na błędy w ustawie. Ultimatum w imieniu prezesa przekazuje mu Kuchciński: - Jarek daje ci go­dzinę na zmianę decyzji.
   Duda odmawia.
   Marszałkowie będą później zapewniać, że takie słowa nie pad­ły, ale informacje „Newsweeka” o ultimatum postawionym prezy­dentowi potwierdzają też „Fakty” TVN oraz dziennik „Fakt”.
   Po zakończonym spotkaniu telewizje informacyjne pokazują, jak Beata Szydło jedzie na Nowogrodzką poinformować preze­sa o fiasku swej misji. Z kolei prezydent wzburzony zrelacjonuje rozmowę swoim współpracownikom: - Ich żądania były dla mnie niewyobrażalne i obraźliwe. Jak mogę odwołać coś, co publicznie zadeklarowałem?
   Przed zebraniem władz Polski Razem do siedziby koalicjantów PiS przyjeżdża jeszcze wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka z Kukiz’15. Gowin opowiada mu o wizycie na Nowogrodzkiej i roz­mowie z Kaczyńskim. W naradzie uczestniczą dwaj wiceszefowie Polski Razem: wicemarszałek Senatu Adam Bielan i wiceminister cyfryzacji Marek Zagórski. - Potwierdzam, że takie spotkanie miało miejsce - mówi „Newsweekowi” Tyszka poproszony o od­niesienie się do naszych informacji. Kto był jego inicjatorem? - Od­mawiam komentarza.
   Wicepremier zapytany o rozmowę z Kaczyńskim i spotkanie z Tyszką milczy. Spotkanie władz PR kończy się bez jednoznacz­nej konkluzji. Za wsparciem weta jest sam Gowin, przeciw - poseł Jacek Żalek, który twardo opowiada się po stronie Kaczyńskiego. Nazajutrz partia Gowina wyda oświadczenie, w którym odniesie się do weta „ze zrozumieniem”, ale też zaapeluje o „spokój i jed­ność” , zapewniając o swym poparciu dla rządu.

PREZES OCHŁONIE W BORACH
- Czy Kaczyński ma jakiś plan, co z tym zrobić? Skoro Duda zawetował naszą reformę, musi się teraz wykazać - mówi czło­wiek z Nowogrodzkiej. - Niech przygotuje taką ustawę, która zadowoli nasz elektorat i którą będziemy mogli poprzeć w Sejmie. Nie życzę mu tego, ale jeśli nie podoła, to zostanie z głosami posłów Kukiz 15. Mimo wszystko liczę, że się opamięta. Zresztą z tego, co do nas dociera, przestraszył się krytycznej reakcji twar­dego elektoratu PiS. Jest bliski histerii.
   Człowiek prezydenta: - Dawno nie słyszałem gorszej bzdury. Czym Andrzej miałby się przejmować? Tym, że jego decyzję pochwalili hierarchowie i były premier Jan Olszewski? A może tym, ze publicznie poparli go posłowie PiS Jerzy Polaczek i Łukasz Rzepecki? Kolejni przekazują nam słowa otuchy prywatnie, skala poparcia nawet dla nas jest zaskakująca. Gdyby Duda był w pani­ce, to Łapiński nie drwiłby w mediach z Ziobry, Jakiego i Suskiego. Przecież jego wypowiedzi są uzgadniane z prezydentem.
   Inny. - Te weta były jak wyzwolenie. Andrzej odetchnął po nich z ulgą. Power, który dziś u niego widzę, przypomina mi najlepsze chwile z kampanii.
   Kalkulacja ludzi prezydenta jest prosta. Otwarta wojna PiS z prezydentem jest wbrew interesowi partii. Kaczyński musi zda­wać sobie sprawę, że jeśli zaatakuje Dudę, to ten zrewanżuje mu się kolejnymi wetami, których jego partia nie będzie w stanie od­rzucie w parlamencie. Dla PiS oznaczałoby to koniec realnych rządów. Poza tym Dudzie sprzyja kalendarz wyborczy: zanim dojdzie do walki o reelekcję, to Kaczyński najpierw będzie musiał przejść przez wybory samorządowe, europejskie i parlamentarne, i jest mało prawdopodobne, by wyszedł z tego cyklu wzmocniony. Je­śli PiS wygra wybory parlamentarne, ale nie uzyska samodziel­nej większości, to władza prezesa zostanie dotkliwie uszczuplona.
A konieczność budowy koalicji, szczególnie z Kukizem, wzmocni pozycję prezydenta, otworzy mu pole do prowadzenia własnej gry.
Współpracownik głowy Państwa: - Śmieszą mnie te pogróżki, że PiS w 2020, wystawi kandydaturę Szydło. Już widzę to star­cie par w tabloidach. Andrzej z Agatą naprzeciw Beaty z Edwardem. A tak serio, to myślę, że prezes daje sobie czas na ostudzenie emocji Za chwilę tradycyjnie jedzie na urlop w Bory Tucholskie, wszystko przemyśli i wróci ze świadomością, że musi to wszystko jakoś załagodzić. Innego wyjścia nie ma.

1 komentarz:

  1. To już wiem dlaczego wichura powaliła Bory Tucholskie - bo prezes tam jeździ. To znak od Boga. Na opamiętanie.

    OdpowiedzUsuń