Sędziowie się boją,
ale nie tylko tego, że stracą pracę. Odkąd PiS zaczęło nagonkę na sądy, wielu
dostaje e maile z pogróżkami. Na przykład takie: „Już
naostrzyłem nóż i upier... ci łeb”
Renata Grochal
Jak
jest? - pytam rzecznika Sądu Najwyższego sędziego Michała Laskowskiego.
Przegłosowana przez Sejm ustawa pozwala przenieść wszystkich sędziów SN w stan
spoczynku. - Jeszcze się nie spakowałem. Jesteśmy rozgoryczeni. Gdy widzę w TVP,
że przedstawia się nas jako obrońców pedofilów i gwałcicieli, to ogarnia mnie
poczucie niesprawiedliwości i bezradności. To przekreślenie całej mojej
kariery. A przecież zawsze staramy się orzekać na rzecz obywateli - mówi
Laskowski.
- Będzie bunt?
- Nie wiem. My przez całe życie zajmujemy się egzekwowaniem prawa.
Ciężko się teraz przełamać i okupować gmach. Chociaż są i takie pomysły - odpowiada.
W czwartek zbierze się zgromadzenie ogólne sędziów SN i zdecyduje, co
dalej. Kilku moich rozmówców przyznaje, że pewnie skończy się na uchwale
krytycznej wobec zmian w sądownictwie, bo co więcej można zrobić? Konstytucja
za brania sędziom działalności politycznej.
Muszą więc uważać, żeby nie dać ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze
pretekstu do wszczęcia dyscyplinarek. Część sędziów z nadzieją patrzy na
instytucje międzynarodowe. Ale zanim one coś zrobią, to potrwa. Moi rozmówcy
nie mają zawodowego planu B.
- Przez całe życie orzekałem. Mam teraz, przed sześćdziesiątką, otwierać
kancelarię adwokacką? To nie jest takie proste. Większość z nas pewnie przejdzie
w stan spoczynku - mówi mi jeden z sędziów SN.
Ci bardziej bojowi chcą odwołać się od decyzji o przeniesieniu w stan
spoczynku, ale skarga i tak trafi do nowej Izby Dyscyplinarnej SN, którą obsadzi
minister Ziobro. - Już dziś można przewidzieć, jaki będzie wyrok. Ale
przynajmniej otwiera to drogę do odwołania się do Europejskiego Trybunału Praw
Człowieka w Strasburgu. W nim cała nadzieja - podkreśla jeden z moich
rozmówców.
MORDA W KUBEŁ
Sędziowie w całym kraju siedzą jak na bombie. Im
dalej od Warszawy, tym obawy są większe.
- Po czystce w Sądzie Najwyższym strach się bać, co będzie z nami.
Politycy obsadzą Krajową Radę Sądownictwa, a później będzie wymiana ludzi w sądach
apelacyjnych, okręgowych i rejonowych - mówi mi sędzia z południowo-zachodniej
Polski. Śmieje się z wypowiedzi polityków PiS, że celem zmian jest
przyspieszenie pracy sądów i odesłanie na emeryturę tych, którzy orzekali
jeszcze w PRL. O przyspieszeniu orzekania nic w ustawie nie ma, a średnia wieku
sędziów w Polsce to 38 lat.
- Mamy orzekać po myśli władzy i morda w kubeł. A jak nie, to usuną nas
ze stanu sędziowskiego albo przeniosą do Suwałk czy na drugi koniec Polski -
przewiduje mój rozmówca. Według sędziów temu ma służyć powołana w Sądzie
Najwyższym Izba Dyscyplinarna.
- Wielu sędziów, szczególnie w mniejszych ośrodkach, się boi. Mówią, że mają kredyty, rodziny na
utrzymaniu i nie chcą się narażać - przyznaje sędzia z Małopolski.
- Boi się pan? - pytam sędziego Krystiana Markiewicza ze Stowarzyszenia
Sędziów Polskich Iustitia, które krytykowało zmiany w sądownictwie.
- Pewnie, że się boję. Też mam kredyt i nie jestem ulubieńcem tej
władzy - mówi Markiewicz.
Ma 41 lat i też nie ma planu B. Na razie zamierza zostać w sądownictwie.
- Ludzie muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, jak traktują swój zawód. Czy
chcą być sędziami, czy też chcą być jak urzędnicy z Ministerstwa
Sprawiedliwości, którzy w tych złych zmianach widzą szansę dla siebie - mówi
Markiewicz.
Najważniejsze - według niego - to pokazywać ludziom, że sędziowie nie
walczą o własne profity, ale o prawa i wolności obywatelskie. - I coraz więcej
Polaków to rozumie, o czym świadczą protesty w całym kraju w obronie niezależności
sądów, w których po raz pierwszy wzięło udział tyle młodych osób - podkreśla Markiewicz.
KRĄŻY LISTA ZIOBRY
- Może nie będzie tak źle? - pytam moich rozmówców. Jednak
nikt w to nie wierzy.
- Celem tej władzy jest przede wszystkim zemsta, dlatego wszyscy,
którzy narazili się PiS, muszą liczyć się z tym, że teraz zostaną ukarani -
mówi sędzia z wieloletnim stażem z Warszawy. Przypomina, że sędziowie, którzy
nadepnęli na odcisk Ziobrze, już są gnębieni. Używa się do tego prokuratury.
W sprawie sędzi Agnieszki Pilarczyk, która uniewinniła lekarzy
oskarżonych o spowodowanie śmierci ojca Zbigniewa Ziobry, Jerzego, wszczęto
śledztwo o przekroczenie uprawnień. Według matki ministra, która złożyła
doniesienie, Pilarczyk zleciła „najdroższą w historii polskiego sądownictwa
ekspertyzę” lekarską, czym naraziła na straty skarb państwa. Prokurator, który
przyłączył się do procesu po stronie rodziny Ziobry, próbował wyłączyć sędzię z
orzekania, argumentując, że w jej sprawie wszczęto śledztwo. Jednak sąd wniosek
odrzucił. Pilarczyk nie chce o sprawie rozmawiać.
- Wydałam wyrok, jaki uważałam za słuszny. Na tym moja rola się kończy -
mówi. Jeszcze nie była przesłuchiwana przez prokuraturę, ale uważa, że jej
telefon jest na podsłuchu.
- Boi się pani? - pytam.
- To nie jest kwestia strachu. Nie mogę mówić o sprawie, w której
orzekałam. Chcę normalnie pracować - kończy rozmowę.
Inna sędzia, Justyna Koska-Janusz, która ukarała Ziobrę za niestawienie
się na rozprawę karą 2 tys. złotych, została odwołana z delegacji do sądu
okręgowego. Musiała wrócić do Sądu Rejonowego w Warszawie, gdzie orzeka.
Podstawą do odwołania sędzi z delegacji był donos wysłany do biura
jednego z senatorów PiS, choć był zaadresowany do Ziobry. Senator przesłał
donos do ministerstwa.
- To był wydruk z komputera przesłany rzekomo przez sędziów
zaniepokojonych tym, jak Koska-Janusz orzekła w jednej ze spraw. Podkreślali,
że są bardziej doświadczeni sędziowie, którzy zasługują na delegację do sądu
okręgowego - opowiada osoba znająca szczegóły sprawy.
- Mam wątpliwości, czy ten anonim
został w ogóle wysłany. Myślę, że stworzono go na potrzeby tej sprawy -
dodaje.
Koska-Janusz wytoczyła Ziobrze proces cywilny o ochronę dóbr osobistych.
Zapewnia, że nie boi się, iż teraz zostanie ukarana.
- Trzeba mieć kręgosłup, żeby się temu nie poddawać - podkreśla. Ma 46
lat, w zawodzie pracuje 23 lata, była asesorem i adwokatem. Jak każdy z moich
rozmówców ma kredyt do spłacenia.
- Bardziej się martwię o to, co
będzie na starość. Bo o ile teraz sobie poradzę, to jeśli odbiorą nam możliwość
przechodzenia w stan spoczynku, a sędziowie nie mają opłacanych składek
emerytalnych, bo mają odrębny system emerytalny, to nie będziemy mieli z czego
żyć - mówi.
Wśród sędziów krąży lista nazwisk tych, którzy będą pierwsi do
odstrzału. Oprócz Pilarczyk i Koski-Janusz są na niej sędzia Wojciech
Łączewski, który skazał Mariusza Kamińskiego, a także sędzia Waldemar Żurek,
rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa, który krytykował w mediach zmiany w
sądach.
Łączewskiego niedawno atakowali zarówno minister Ziobro, jak i premier
Beata Szydło. Powód? Zawiesił postępowanie w sprawie przedsiębiorcy, który
procesuje się z Trybunałem Konstytucyjnym. Tłumaczył, że musi poczekać na
orzeczenie Sądu Najwyższego, czy Julia Przyłębska została właściwie wybrana na
prezesa TK i czy może reprezentować Trybunał w procesie.
- Ja akurat wiem, co ze mną będzie. Będę pierwszy do rozstrzelania, jak
powiedział prof. Strzembosz, a z takim autorytetem nie śmiałbym dyskutować
- śmieje się Łączewski.
Mówi, że w jego sprawie prokuratura prowadzi dwa śledztwa: o ujawnienie
nazwisk funkcjonariuszy CBA w jawnej części uzasadnienia do wyroku na Mariusza
Kamińskiego, a także w sprawie podszywania się pod niego na Twitterze.
- Od 17 miesięcy próbują dowieść,
że naruszyłem jakieś przepisy, ale nic nie znaleźli - zaznacza. Jego zdaniem
śledztwa są wszczynane po to, by służby mogły założyć mu podsłuch na telefon.
- Prowadzenie różnego rodzaju postępowań przez prokuraturę to jest forma
presji na sędziego. Przez to moja niezawisłość jest zagrożona - podkreśla.
W KOMITECIE WOJEWÓDZKIM PIS
Według Łączewskiego po przejęciu przez władzę wykonawczą
kontroli nad sądami wrócimy do PRL. - Będzie jak
za komuny, że sędzia mógł spokojnie przeżyć swoje życie zawodowe, jeśli nie
trafił na sprawę, w której pojawiał się polityk partii rządzącej. Bo jeśli tak,
to będzie wzywany do komitetu wojewódzkiego partii i instruowany, jaki wyrok
ma wydać. A gdy się przeciwstawi, będzie miał kłopoty - przewiduje.
Łączewski nie zamierza rezygnować ze swojej niezawisłości. Odkąd jest
osobistym wrogiem PiS, dostał całą serię gróźb. Ostatnio do sądu przyszedł
taki e-mail: „Już naostrzyłem nóż i upier... ci łeb”.
Groźby dostaje także Waldemar Żurek, rzecznik KRS, który w mediach
krytykuje PiS. Prokuratura z urzędu wszczęła śledztwo w sprawie tych gróźb.
Według Żurka zrobiono to po to, żeby podsłuchiwać jego telefony i inwigilować
pocztę e-mailową. Od dziewięciu
miesięcy Żurek musi się także tłumaczyć w CBA z oświadczeń majątkowych.
- Wzywają mnie po kilka razy i szczegółowo przepytują, ile kilka lat
temu miałem pieniędzy na koncie, a ile w domu, licząc, że się pomylę i będzie
powód, żeby postawić mi zarzuty składania fałszywych zeznań - mówi Żurek.
Wielu sędziów ma dość. Jeśli zmiany wejdą w życie, chcą odejść ze stanu
sędziowskiego i przejść na przykład do adwokatury. Tak robili sędziowie w
PRL. Młodzi, którzy brali pod uwagę zostanie sędziami, przy takich przepisach
rezygnują z asesury, bo nie chcą politycznych nacisków.
W Katowicach kilku sędziów dobiega wieku emerytalnego, ale chciałoby
dalej orzekać. Jednak przejdą w stan spoczynku.
- Nie będę się płaszczył przed Ziobrą, żeby pozwolił mi pracować, ani
przedstawiał zaświadczeń lekarskich, że ze mną wszystko dobrze. Godność ludzka
jest ważniejsza od pieniędzy - mówi mi jeden z nich.
Sędzia Markiewicz z Iustitii przyznaje, że determinacja PiS w rozwalaniu
trójpodziału władzy zaskoczyła sędziów: - Spodziewaliśmy się, że zmiany będą
mocne. Ale nie tego, że to będzie brutalna czystka i to dokonywana w tak
barbarzyński sposób. Wyrzuca się sędziów pod pretekstem zmiany ustroju sądów,
a zasada nieusuwalności jest przecież zapisana w konstytucji. To tak, jakby
złodziej wyrzucił wszystkich z mieszkania i powoływał się na ochronę
własności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz