Fala protestów
wyniosła w górę Kamilę Gasiuk-Pihowicz i Borysa Budkę. To na nich wskazuje się
dziś w rozważaniach o zmianie generacyjnej w polityce.
Anna
Dąbrowska
Oboje
opublikowali na swoich profilach na Facebooku wspólne zdjęcie. Pod nim tysiące
lajków i komentarzy w stylu: „wielka nadzieja opozycji”, „jesteście naszym
zbawieniem”, „czas na zmianę sztafety”, a nawet zachęty do stworzenia nowej
partii, „za którą pójdą tłumy”. Niektórzy wróżą, że to zdjęcie przyszłej
premier i prezydenta, inni - że odwrotnie. Oliwy do ognia dolał Władysław
Frasyniuk, który pod Sądem Najwyższym ogłosił abdykację polityków swojego
pokolenia. Wymienił Budkę i Gasiuk-Pihowicz z nazwiska, dodając trochę w stylu
macho, że pod jej rozkazami to byłby nawet gotowy wynosić śmieci. Dziś to wizja
na wyrost, ale z pewnością daje do myślenia i Ryszardowi Petru, i Grzegorzowi
Schetynie.
Choć to Gasiuk-Pihowicz i Budka zostali najcieplej przyjęci przez tłum
na Krakowskim Przedmieściu, oboje studzą emocje, szczególnie te dotyczące
personaliów. Jakby się umówili. - To oczywiście miłe sercu, ale teraz
rozważania personalne są mało ważne. Ja widzę siłę protestu Polaków - i to jest
teraz ważna sprawa, która zaważy na polityce, a nie dyskusja o polskim
Macronie. Teraz najważniejsza jest wspólna walka o wymiar sprawiedliwości
- mówi Gasiuk-Pihowicz. - To wszystko mnie buduje i daje energię, ale staram
się podchodzić do tego na chłodno. Polityka to gra zespołowa. A gramy teraz o
najwyższe stawki, o fundamenty państwa demokratycznego - stwierdza Budka.
Akurat oni zespołowo grają już od początku kadencji. W duecie organizowali
wiele konferencji prasowych w Sejmie i tłumaczyli prostym językiem, co PiS
chce zrobić z Trybunałem Konstytucyjnym. Wzywali wspólnie prezydenta, aby nie
przyjmował ślubowania od trzech sędziów dublerów. W marcu zeszłego roku, stojąc
ramię w ramię, wzywali Polaków, by stanęli przed Trybunałem i „pokazali swoją
determinację, by żyć w państwie prawa”. Ona o Budce: - Borys jest zawsze
świetnie przygotowany do rozmowy i wystąpień w Sejmie. Zdecydowanie to z nim
spoza Nowoczesnej najwięcej w Sejmie współpracuję, nigdy się na nim nie
zawiodłam. On o Gasiuk-Pihowicz:
- Często się konsultujemy,
pokazaliśmy, że współpraca w opozycji jest możliwa. Kamila daje świeżość, a ja
doświadczenie. PiS nie może im zarzucić
obrony komunistycznego porządku. Ona, kiedy upadał komunizm, miała 6 lat, on -
11.
W polityce oboje są od
pełnoletności. Ulokowali sympatie w
okolicach Unii Wolności. Borys formalnie należał do Unii, a po rozłamie
odpłynął do Platformy. Przyszły mąż Kamili, Michał, został przy starej Unii i
razem z kolegami - w tym z Ryszardem Petru - tworzył Młode Centrum. Kamila i
Michał na długo zostali przy Geremku,
Frasyniuku, Mazowieckim. Kamila mówi, że to oni wywarli na nią, studentkę prawa
oraz zaocznie finansów, największy wpływ. Wspomina, że nie raz słyszała od
nich: nie gadaj, tylko rób, oraz że należy do pokolenia profesjonalistów,
którzy w przyszłości zmienią sposób uprawiania polityki. Młodzi uczyli się
pilności i chłonęli wartości weteranów walki o demokrację.
Jako „wypełniacz” listy 21-letnia Kamila Gasiuk wystartowała w eurowyborach.
Jej się nie udało, ale Onyszkiewicz, Kułakowski, Staniszewska i Geremek
zdobyli euromandaty. Starszy brat Gasiuk był asystentem prof. Geremka, do dziś pracuje w administracji w PE. W połowie
lat dwutysięcznych Kamila odeszła z polityki. Zdała aplikację adwokacką i
miała już w kieszeni licencjat na SGH. Zaczęła karierę w międzynarodowej
korporacji, potem przeniosła się do renomowanej kancelarii prawniczej i
wreszcie do biura rzecznika praw obywatelskich Ireny
Lipowicz. Polityczne związki małżeństwa Pihowiczów rozluźniły się i zostali
wyborcami PO. Mówią, że szybko się rozczarowali, więc kiedy Ryszard Petru
organizował Kongres Założycielski Nowoczesnej, znalazło się dla nich miejsce w
pierwszym szeregu. Kamila została posłanką, jej mąż skarbnikiem.
Budka inaczej budował swoją polityczną karierę. Bardziej klasycznie, od
szczebla lokalnego do centralnego. Z perspektywy Warszawy długo był politykiem
mało znanym. Po raz pierwszy startował do samorządu w wieku 20 lat. O miejsce w
radzie konkurował z ojcem. Juniorowi zabrakło 13 pechowych głosów. Rodzice
Gasiuk-Pihowicz: matka - lekarz pediatra, ojciec - ekonomista, nie przecierali
jej politycznych szlaków. W 1997 r. Budka senior kandydował do Sejmu z list
Unii Pracy. Po porażce wyborczej związał się z Samoobroną, a potem znalazł
miejsce w PSL. Cała rodzina była rozpolitykowana. Młodsza siostra Borysa
startowała do PE z list Ruchu Narodowego. Borys Budka w samorządzie spędził 9
lat. W 2013 r. mówił na łamach „Prawnika”, że w Sejmie skupia się bardziej na
poprawianiu prawa niż na uprawianiu polityki. Półtora roku później został
najmłodszym ministrem sprawiedliwości w historii. Zastąpił Cezarego
Grabarczyka, odwołanego po tym, jak ministrem zaczęła się interesować
prokuratura. „Kompetentny, pracowity i świetnie przygotowany” - cenił go
ówczesny poseł PiS, dziś minister w kancelarii Andrzeja Dudy Andrzej Dera. Ewa
Kopacz, ogłaszając nominację dla Budki, podkreślała, że aż 66 razy
reprezentował Sejm przed TK, głęboko siedział w sprawach prawnych i
ustrojowych. To był moment przełomowy: w 2011 r. zdobył z 11. miejsca na
liście 10 tys. głosów, a po pół roku w rządzie, w wyborach dwa lata temu, już
prawie 40 tys.
Gasiuk-Pihowicz i Budkę łączy
wykształcenie prawnicze i ekonomiczne. Oboje
już w podstawówce stwierdzili, że idą na prawo. Nauczyciele zapamiętali ich
jako klasowych kujonów. Borys Budka, doktor nauk ekonomicznych, wciąż wykłada
na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach. Ma o wiele dłuższy staż w sądowych
salach niż koleżanka z Nowoczesnej. Do momentu, kiedy został ministrem
sprawiedliwości, nie zdejmował radcowskiej togi. I to jego doświadczenie sądowe
procentuje na mównicy sejmowej. - Tego, że trzeba mówić klarownie
o skomplikowanych sprawach prawnych, nauczyli mnie
też moi studenci. Nigdy nie wychodzę z przygotowanym wystąpieniem na kartce.
Mówię z głowy i z serca. W polityce potrzeba nam więcej autentyczności - mówi Budka. Jaśniejącej gwieździe Nowoczesnej też nie
można odmówić klarowności wypowiedzi. - Z tym że Kamila wychodzi na mównicę
z papierami pod pachą, a Borys długie kwadranse może mówić z pamięci -
opowiada poseł Nowoczesnej. Dawni sędziowie TK zapamiętali, że w wystąpieniach
przed Trybunałem nie odczytywał po prostu tez zapisanych w stanowisku, ale
przedstawiał nową treść i docierał do istoty rzeczy. Gasiuk-Pihowicz, nawet jak
idzie do radia, to też kładzie przed mikrofonem notatki, wyliczenia, paragrafy.
Oboje mają moc rozdrażniania prezesa PiS. Gasiuk-Pihowicz nie demotywuje
to, że Krystyna Pawłowicz nazywa ją „myszką agresorką”. Choć kiedy jeden z
kolegów tuż przed wyjściem na scenę w gorący protestacyjny czwartek tak do niej
powiedział, to zmroziła go wzrokiem. Choć niektórzy - być może zazdrośni koledzy
klubowi - mówią, że Gasiuk-Pihowicz wchodzi czasami na zbyt wysokie rejestry
głosowe i emocjonalne, to doceniają, że jej wypowiedzi są pełne bon motów.
„Musimy przedyskutować słowa dotyczące prawdy. Bo jeżeli ktoś tu kłamie, to
pan, panie prezesie” - to do Kaczyńskiego. Sumę długów zaciągniętych przez
rząd PiS, m.in. na poczet 500+, ochrzciła „kaczorowatym”. Kiedy Sejm debatował
nad powołaniem sędziów, w tym trzech dublerów, do TK, mówiła, że można ich
wpuścić do Trybunału, „ale co najwyżej do stołówki”. Dziś powtarza obrazowo, że
PiS chce „w trzy minuty skasować demokrację”, a ona będzie walczyć „o każdy
centymetr demokracji”. To do niej prezes PiS powiedział „won” podczas sejmowych
obrad. Ale najcelniejszy cios zadał Kaczyńskiemu Borys Budka. - Dopiero
wychodząc na mównicę w obronie niezależności sądownictwa, zdecydowałem, że przypomnę
Kaczyńskiemu, że jego brat nie odważył się podnieść ręki na wymiar
sprawiedliwości. Mówiąc szczerze, nie liczyłem na taki efekt - mówi Budka. Po
jego wystąpieniu prezes PiS „bez żadnego trybu” grzmiał o mordach zdradzieckich
i kanaliach, które zamordowały mu brata. I wtedy maska opadła, Kaczyński
pokazał prawdziwe oblicze i zmobilizował ludzi do masowego wyjścia na ulice.
W N i PO, kiedy pytamy o tę
dwójkę, posłowie są zgodni. Mówią, że Budka ma o wiele większe ambicje
polityczne niż Gasiuk-Pihowicz. Borys
nigdy nie należał do żadnej platformerskiej koterii. Choć na wielką arenę
wywołała go Ewa Kopacz, to dziś gra w jednej drużynie ze Schetyną. I to mimo że
po przegranych przez PO ostatnich wyborach stanął z nim do walki o przywództwo. Mówił wtedy „Gazecie Wyborczej”, że jemu,
37-latkowi, łatwiej będzie walczyć o młodsze pokolenie, które się od partii
odwróciło, że on je czuje. I dalej, że jeśli Platforma ma zdobyć nowych
wyborców, musi postawić na nową twarz. Szybko się jednak z tego wyścigu
wycofał, a dziś jest najmłodszą osobą w zarządzie partii i jej
wiceprzewodniczącym. Ugrał swoje. Jeden z posłów PO twierdzi, że Schetyna wie,
co robi: - Budka jest mu potrzebny, by tonować posłów zakochanych w Tusku,
takich jak Pomaska, Mucha czy Nitras. Budka jest medialny i zagarnia pole, które oni chcą opanować. I tak rosną notowania Borysława. Tak mówią do niego w
partii, od kiedy Ewa Kopacz, powołując go na ministra w rządzie, przekręciła
jego imię. On sam twierdzi, że czuje się w partii doceniony, jest najmłodszym
członkiem zarządu i dba, by ego nie wzięło góry nad IQ. Jako zapalony
maratończyk wie, że to dopiero rozgrzewka przed politycznym ultramaratonem.
Jeden z posłów PO, który przetransferował się do Nowoczesnej,
mówi, że Gasiuk-Pihowicz to diament do oszlifowania, który w partii Petru jest
otoczony wrogami. Podobno też myślała o odejściu z N. Została, bo czuje
współodpowiedzialność za ten pechowy przelew, który wykonał w kampanii jej mąż,
były już skarbnik partii. Pieniądze z kredytu bankowego przelał na konto
komitetu wyborczego, omijając fundusz wyborczy. Kosztowna pomyłka - PKW
odrzuciła sprawozdanie finansowe N i odebrała jej 4,5 mln subwencji rocznie.
- Dopiero niedawno Kamila została
wiceprzewodniczącą klubu, a tak naprawdę z 10 proc. Nowoczesnej w sondażach co
najmniej 9 zawdzięcza Kamili. Ale ona nie jest typem lidera, a raczej polityka
prymusa, który buduje się na pozycji eksperta - mówi poseł Nowoczesnej. Poseł Michał Stasiński (wcześniej N, dziś PO)
dodaje, że prawie na każdym spotkaniu w terenie ludzie wciąż proszą o
przekazanie pozdrowień dla Kamili, a nie dla Ryszarda Petru. A także, że ona
nie potrafi zadbać o swoje - pierwsze miejsce w szeregu - a oni są zazdrośni o
jej popularność. Poseł Nowoczesnej: - Nie dba o kontakty z politykami swojej
partii, a ogrom czasu pochłaniają jej spotkania z prawnikami, którzy dla niej
pracują. Kamila Gasiuk-Pihowicz: - Chcę utrzymywać dobre kontakty ze
wszystkimi. Nowoczesna to dla mnie naturalny, zaufany zespół - wiem, że możemy
na sobie polegać, a każdy z nas ma swoje zadania. W tym momencie najważniejszym
motorem opozycji są ludzie, którzy wyszli na ulice w obronie sądów,
szczególnie ci w małych miastach. Dodaje, że jak będzie taka wola w partii,
to może iść rozmawiać z prezydentem o projektach dotyczących sądownictwa. Ale
szefowa klubu Katarzyna Lubnauer prostuje, że to liderzy klubu (czyli ona) lub
partii (czyli Petru) powinni reprezentować opozycję w Pałacu. - Cenię
współpracę Kamili - jest nową twarzą - z Borysem, który ma doświadczenie
- mówi Lubnauer. Sławomir Neuman, szef klubu PO, tak Budce, jak i
Gasiuk-Pihowicz radzi: - Niech się budują spokojnie i nie przeskakują o
kilka etapów. Może być z nich niezły materiał na polityków do rządu, ale nie
mają dziś mocy poprowadzić opozycji do zwycięstwa. Budka i Gasiuk-Pihowicz
zamierzają nadal działać razem, a nie przeciwko sobie. Czują, że doskonale się
politycznie uzupełniają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz