Tego dnia pan
prezydent wbił Kaczyńskiemu nóż w plecy. I to go tak rozwścieczyło. A że nie
mógł mówić o zdradzieckiej mordzie do pana prezydenta, to dostało się PO –
twierdzi Ludwik Dorn
Renata Grochal
Newsweek: Czy
Kaczyński oszalał, krzycząc do opozycji z sejmowej trybuny: „Nie wycierajcie
sobie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego brata. Niszczyliście go,
zamordowaliście go, kanalie!”. Tego w polskim Sejmie jeszcze nie było.
Ludwik Dorn: Nie
wiem, czy oszalał. Na pewno strzeliły mu stabilizatory polityczno-emocjonalne.
Widać było, że mówca jest w stanie emocjonalnej gorączki i emocjonalnego
proszku. Stracił nad sobą jakąkolwiek kontrolę.
Często mu tak
strzelają stabilizatory?
- Każdy widział, jak Kaczyński, umiejętnie podpuszczony
przez przeciwników, coś chlapnie. Ale tym razem to nie było wyjście z siebie.
To było ustanowienie nowej sytuacji politycznej między PiS a opozycją. Nie
bardzo sobie wyobrażam po tej wypowiedzi porozumienie z udziałem PO i PiS co
do tego, że Ziemia jest okrągła, a u biegunów nieco spłaszczona. To, co zrobił
szef PiS i nieformalny szef państwa, wyklucza możliwość jakiejkolwiek
komunikacji.
Ale co się stało?
Nic, co się działo na sali sejmowej, nie uzasadniało takiego
wzburzenia. Ale tego dnia pan prezydent dokonał aktu zdrady, wbił Kaczyńskiemu
nóż w plecy. I to go tak rozwścieczyło. W wyniku zapowiedzianych przez Dudę
decyzji posypał się cały plan PiS i pana Kaczyńskiego. A że nie mógł mówić o
zdradzieckiej mordzie i kanalii do pana prezydenta, to dostało się PO.
Ale przecież
prezydent swoimi poprawkami nie zmienił filozofii ustawy o KRS, sędziów dalej
będą wybierać politycy.
- Filozofii nie zmienił, ale pożytki zmienił. Filozofii i
poezji, jak pisał klasyk, nikt nie zji, a korzyści i pożytki rzecz już
bardziej konkretna. Kaczyński chciał przejąć sądy tak, jak przejął Trybunał
Konstytucyjny. Sądów tak szybko w całości się przejąć nie da, ale można tu i
ówdzie zainstalować swoje jaczejki. A teraz PiS musi się podzielić z prezydentem
i innymi partiami.
Krajowa Rada Sądownictwa jest
kluczowa, jeśli chodzi o sterowanie karierami sędziów, a każdy chce zrobić
jakąś karierę. I nagle, jeśli chodzi o mianowanie sędziów do KRS, pojawia się
trudność, trzeba się dogadywać.
Będzie bardzo trudno zebrać 276
głosów w Sejmie, czyli 3/5 potrzebne, by powołać sędziów do KRS. Trzeba
włączyć w dogadywanie nie tylko klub Kukiza, ale także posłów z kół i
niezrzeszonych, co łatwe nie będzie. Gdy to było skupione w jednym ręku, tak
jak przewidywał projekt PiS, to w ramach tak skonsolidowanej władzy można było
w miarę szybko wymienić KRS. Tak by jeszcze przed wyborami w 2019 roku uzyskać
np. wyroki, które zablokowałyby niektórym posłom opozycji możliwość kandydowania
do Sejmu. Teraz to będzie o wiele trudniejsze.
Poseł Nowoczesnej Witold
Zembaczyński twierdzi, że Kaczyński powiedział mu, iż politycy PO będą
siedzieć. Też pan tak sądzi?
- Generalnie Kaczyński potrzebuje
sądów, żeby mieć narzędzie wpływu na opozycję. W 2009 roku została uchwalona
głosami PiS i PO, w pełni entuzjazmu, zmiana konstytucji. Dziewięć osób
wstrzymało się od głosu, w tym ja. W art. 99 dodano
ustęp 3, który mówi, że jak ktoś zostanie skazany na karę pozbawienia wolności
za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego, to traci bierne
prawo wyborcze, czyli nie może kandydować do Sejmu i Senatu.
Do tej pory PiS-owska władza
występowała w roli psa, który głośno szczeka, ale słabo kąsa. Jedyne wnioski o
ukaranie, które z okazji tych wszystkich puczów były kierowane, to były wnioski
z kodeksu wykroczeń. Ale one nie pozbawiają biernego prawa wyborczego. Jeżeli
się dość szybko zamontuje gdzieś jakąś jaczejkę, czyli sędziego nadgorliwego,
to w jakiejś tam sprawie - a jest jeszcze przecież zdrada dyplomatyczna Tuska
- będzie można wyrok uzyskać.
Przecież parę dni temu, gdy
opozycja zapowiadała protesty w Sejmie i przed Sejmem, pan Kaczyński
powiedział, że posłowie wchodzą w konflikt z kodeksem karnym i muszą sobie
zdawać sprawę z konsekwencji politycznych. Moim zdaniem miał na myśli właśnie
doprowadzenie do utraty biernego prawa wyborczego.
Czy mamy do czynienia z
pęknięciem w obozie władzy?
- Obóz władzy nie uległ całkowitej
dekompozycji. Prezydent Duda nie chce obalić Szydło ani pozbawić stanowiska
szefa partii Kaczyńskiego. Natomiast to już nie jest rysa, to jest bardzo
głębokie pęknięcie i uważam, że nie da się tego już sklamrować.
Czy Duda przestraszył się, że
zostanie oskarżony o autoryzowanie dyktatury w Polsce?
- Nie. W którymś momencie musiał
wysłać sygnał, że PiS musi uznać jego podmiotową i sprawczą rolę. Wiele razy
był upokarzany przez PiS i Jarosława Kaczyńskiego. Nawet przez Trybunał
Konstytucyjny, który sam zainstalował. Przecież Trybunał kompletnie zignorował
jego wniosek o prewencyjną kontrolę ustawy o zgromadzeniach, choć ta
nowelizacja w sposób jawny jest sprzeczna z konstytucją. Dalej był lekceważony
i upokarzany. Coś tam fermentował przy okazji Macierewicza, ambasadorów i nadal
był upokarzany.
Pierwszym poważniejszym ostrzeżeniem
była jego inicjatywa w sprawie referendum konstytucyjnego, bardzo niewygodna
dla PiS. Zdecydował się na złożenie weta w sprawie Regionalnych Izb
Obrachunkowych. A w sprawie ustawy o KRS kilka razy się wypowiadał, że ma
wątpliwości co do skracania kadencji sędziów.
Ale akurat tego w ustawie nie
zmienił. Nie za bardzo pan wierzy, że Adrian z „Ucha prezesa” nagle przeistoczy
się w Andrzeja?
- Mówił, że jest przeciwny
skracaniu kadencji i PiS znowu go zignorował. No to im bryknął. Już przestał
gawędzić z panią Basią i kopniakiem wyważył drzwi. I to był akt zdrady wobec
pana Kaczyńskiego. A on takich rzeczy nie zapomina.
Co teraz będzie - wojna jeszcze
bardziej totalna?
- Bardzo wiele zależy od tego, jak
zachowa się opozycja. Czy podejmie próbę doprowadzenia do faktycznej izolacji
PiS. Czy zacznie grać z prezydentem, z Kukizem?
Jeśli chodzi o sądy, to prezydent
zamienił fiolkę z cyjankiem, która zabija od razu, na porcjowany arszenik,
który zabija w dłuższym okresie. Ale opozycji dał czas. Otworzył pole do gry.
Po tej wypowiedzi o mordercach pojawiają się przesłanki do tego, by stworzyć
coś w rodzaju kordonu sanitarnego wokół PiS.
Ale przecież oni i tak mają
większość w Sejmie.
- To prawda, ale zmiany w sądownictwie
można opóźniać. Co szkodzi opozycji uznawać sprawczą i podmiotową rolę
prezydenta? Nawet może głosować przeciwko prezydenckiemu projektowi w sprawie
KRS, ale mówienie: trzy weta albo jesteś brzydka buzia, jest bez sensu. Powinni
raczej powiedzieć: uważamy, że prezydent powinien zawetować, ale jak nie, to
trudno, i tak odegrał pozytywną rolę.
Trzeba zacząć pana prezydenta
masować, tak samo jak Kukiza.
Prezydent i tak podpisze ustawy
o sądach.
- Trudno. Ale jeszcze trzeba tych
nowych członków KRS wybrać. Opozycja powinna grać na czas, jeśli chodzi o instalację
PiS-owskich jaczejek w wymiarze sprawiedliwości. Dlaczego PO czy Nowoczesna
nie ma pójść do Kukiza i powiedzieć: ojcze ojczyzny, współczesny polski
Cyceronie, my gotowi jesteśmy, jeśli wskażesz nam drogę, wznieść się ponad
nasze obrzydliwe partykularyzmy. Tylko, ojcze ojczyzny, podejmij dialog z PiS,
czy oni też są gotowi się wznieść. Pan poseł Kukiz, który aż się pali do
odgrywania takiej roli, się wzmoże i zacznie szaleć. A jak zacznie szaleć, to
bardzo dobrze, bo PiS zacznie się znajdować w izolacji. I opozycja na jakiś
czas zablokuje wybór sędziów do KRS.
Czy Kaczyński potrzebuje Sądu
Najwyższego, żeby sfałszować wybory?
- Nie wyobrażam sobie, żeby na Nowogrodzkiej
była tajna komórka do fałszowania wyborów w całym kraju. Ale na kongresie w
Przysusze pojawiła się idea stworzenia warunków do społecznego mechanizmu
oddolnego fałszowania wyborów na poziomie komisji obwodowych. Bo jak pan
Kaczyński mówi o dopuszczeniu świeżych sił do liczenia głosów, to ja już widzę
ten aktyw z klubów „Gazety Polskiej”, który siedzi w odrębnych komisjach, i
oni już sami z siebie będą modyfikować wyniki.
Sąd Najwyższy to jest swego rodzaju
wisienka na torcie. Ma zasadnicze znaczenie dla poczucia autonomii korporacji
sędziowskiej. Wzięcie SN pod but polityczny jest uderzeniem w
symboliczno-moralne podstawy autonomii korporacji sędziowskiej. Dlatego dla
Kaczyńskiego to było takie ważne.
Kilka miesięcy temu śmiał się
pan ze mnie, jak mówiłam, że jesteśmy na drodze do autorytaryzmu. A co teraz mamy?
- Moim zdaniem posunęliśmy się na
tej drodze do przodu, choć i tak, mówiąc trzeźwo, jeszcze nie jest on w Polsce
zainstalowany. Natomiast są tworzone zasoby instytucjonalne i kadrowe, by
ustrój autorytarny wprowadzić, czyli są przejmowane sądy. Ścigamy się z czasem.
Jeżeli PiS straci władzę w 2019 r. i powstanie nowy układ, który przeprowadzi
racjonalną depisyzację, to autorytaryzm uda się zatrzymać. Ale jesteśmy na tej
niemiłej i niebezpiecznej drodze.
Czy Kaczyńskiemu najbliżej do Orbana, Erdogana, czy do Putina?
- Jeśli chodzi o Erdogana i Putina, to są już ustroje autorytarne. Z kolei Orban ma mocny
mandat, bo ma większość konstytucyjną, o której Kaczyński może tylko pomarzyć.
Poza tym gdy Komisja Europejska znalazła haczyk w prawie dotyczącym wysyłania
sędziów Sądu Najwyższego w stan spoczynku, to Orban się cofnął.
Kazimierz Michał Ujazdowski użył
trafnego sformułowania, że państwo PiS jest państwem przejściowym. To nie jest
trwała konstrukcja. Natomiast niewątpliwie, jeśli PiS odnowi swój mandat, to
przestanie być tak bardzo przejściowe. Moim zdaniem państwo PiS to jest państwo
hybrydowe. Są tam elementy nowe, ale są też odziedziczone po III RP. To
wszystko nie trzyma się kupy, ma charakter takiej hybrydy, chimery. O ile
działania Orbana są konsekwentne i spójne, to pod przewodem Kaczyńskiego PiS
przekształca państwo polskie w takiego potworka; nie groźnego potwora, który
ma ostre kły i może rozszarpać, ale potworka z drobnymi, ale zatrutymi
ząbkami, od których rany będą się długo i boleśnie ślimaczyć.
Czy obserwując protesty na
ulicach polskich miast, czuje pan, że rodzi się coś nowego, jakaś nowa
Solidarność?
- Rzeczywiście. I podczas
protestów w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, i teraz kwestie z pozoru dość
abstrakcyjne, ustrojowe, stają się bliskie obywatelom. To jest nowe zjawisko.
Kaczyński tworzy nowe
społeczeństwo obywatelskie?
- Można tak powiedzieć. Jest
akcja, jest i reakcja. Ta reakcja bardzo często jest dziwaczna, przesadzona,
ale nie mam o to pretensji. Istota rzeczy jest bardzo ważna: poczucie związku z
państwem. Teraz Rzeczpospolita zaczyna mieć swoich patriotów, którzy nie chcą,
żeby to było państwo PiS-owskie. Dotąd taki patriotyzm państwowy to był rara avis [biały kruk - red.] w Polsce. Pojawia się nurt myślenia
czy przeżywania, bo to jest ważniejsze, w którym praworządne państwo jest
wartością. Oczywiście, za tym stoi koszmarna niechęć do PiS, i słusznie, ale
ważne jest, przy jakiej okazji się ona uzewnętrznia.
Będzie z tego nowa siła
polityczna?
- Partia? Nie, nie widzę żadnych
przestanek.
Nie sądzi pan, że opozycja
parlamentarna jest zbyt słaba, by pokonać PiS?
- Jestem krytykiem opozycji,
zwłaszcza PO, bo Nowoczesna się ogarnęła. A PO jest mocno gamoniowata. Ale nie
ma żadnych przesłanek na polskiego Macrona, to są rojenia. Oczywiście, ktoś
może próbować założyć nową partię, ale to pogłębi rozdrobnienie. Istniejące
partie się nie posuną, bo niby dlaczego. Jeżeli spojrzeć na wyniki wyborów we
Francji od 2002 r., kiedy wielkie partie zaczęły słabnąć, to od tamtego momentu
rosło zapotrzebowanie na kogoś takiego jak Macron. W Polsce
tego nie ma. Bo jeżeli spojrzeć na dane, to istniejące partie, także
opozycyjne, wiążą ze sobą wyborców.
Dlaczego Grzegorz Schetyna nie daje rady?
- Schetyna po prostu nie ogarnia.
Jarosław Kaczyński zawsze może liczyć na to, że w sukurs ruszy mu Grzegorz
Schetyna. Weźmy choćby to, co w pierwszej połowie tego roku PO zrobiła z 500+.
Przestraszyła wszystkich beneficjentów 500+, mówiąc, że będziemy gmerać,
będziemy zabierać, ale nie wiadomo ile i komu.
PO ze Schetyną nie wygra z PiS?
- Jeżeli oni tam nie zmądrzeją, to
mogą być z tym zasadnicze problemy. PO stawia znaczną część obywateli przed następującym
wyborem: chcesz bronić państwa prawa i niezawisłych sądów, to zapłać za to z
własnego portfela, bo my ci przytniemy 500+. To jest szkodliwe i idiotyczne. Z
PiS się nie wygra, jeśli każe się ludziom płacić z własnych portfeli za
odsunięcie ich od władzy.
Ludwik Dorn - były poseł, były marszałek sejmu,
były wiceprezes PiS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz