środa, 28 października 2015

Między polityką, Bogiem a teatrem



Koledzy mówią zgodnie: skupiony na roli, pracowity, zawsze przygotowany, perfekcjonista. Tylko brakuje ognia. Jerzy Zelnik odnalazł ten ogień w polityce.

JACEK TOMCZUK

Jurek? Miły chłopak. Ale nie chcę się wypowiadać na jego temat, bo jeszcze wyśle mnie na wcześ­niejszą emeryturę - śmieje się Kazimierz Kaczor, aktor i kolega z Teatru Powszech­nego w Warszawie.
- Często mnie irytuje to, co mówi. Jak każdej osobie, która wypowiada się pub­licznie, można Zelnikowi przypiąć łatkę głupca lub mędrca, ale nie można mu dopiąć gęby świni, bo to w ogóle do nie­go nie pasuje - poważnie mówi aktorka Joanna Szczepkowska.
   Wielu mu ją przykleiło po akcji Rock Radia. - Którego antysystemowego arty­stę, który krytykował prezydenta Dudę, moglibyśmy wysłać na wcześniejszą eme­ryturę? - zapytał Jerzego Zelnika dzienni­karz podający się za urzędnika kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy. Jako pierw­szego aktor miał wytypować prezesa ZASP Olgierda Łukaszewicza. Następnie powie­dział: - Artur Barciś! On miał takie wy­powiedzi „anty” bardziej. Bardziej był za prezydentem Komorowskim. No, fajnie, z Bogiem.
 - Cała ta akcja świadczy o jego naiw­ności. Dać się tak łatwo złapać - mówi Jan Englert. - Może byłoby lepiej, gdyby Zelnik więcej grał, niż mówił?

Popieracz
W 1980 roku grał gościnnie na Wybrzeżu. Poszedł do stoczni, przez kraty ogrodze­nia ściskał dłonie strajkującym. „Gdyby poprosili - myślę, że wystarczyłoby mi od­wagi - wszedłbym do środka. Ale nie za­prosili. Leżałem potem na plaży i miotały mną wyrzuty sumienia - ja tu się byczę,
a oni tam za mnie strajkują, walczą, cier­pią. Starałem się to potem spłacić moc­nym i jednoznacznym zaangażowaniem w Solidarność” - opisywał swoje politycz­ne korzenie w wywiadzie dla tygodnika „wSieci”.
  Inaczej jego postawę zapamiętali kole­dzy. - Spotykaliśmy się w czasach stanu wojennego. Zachowywał się w porząd­ku, jak większość z nas - mówi Joanna Szczepkowska. - To nie jest typ działacza. - mówi aktorka Joanna Szczepkowska
  Kazimierz Kaczor: - Aktywności poli­tycznej w teatrze wówczas nie zauważyłem.
21 lat później, wiosną 2001 roku, Jerzy Zelnik niewiele grał w swoim macierzy­stym Teatrze Powszechnym w Warszawie. Chętnie przyjął więc propozycję z Leg­nicy, gdzie przygotowywano widowisko plenerowe według powieści Zofii Kossak-
- Szczuckiej „Legnickie pole”. Miał w nim zagrać główną rolę, Henryka Pobożnego.
  Tymczasem w Warszawie Maciej Płażyński z AWS, Donald Tusk z Unii Wolno­ści i Andrzej Olechowski organizują ruch polityczny pod nazwą Platforma Obywa­telska. Trwa poszukiwanie znanych twa­rzy, które pojadą z politycznymi liderami w teren, pokażą się na wiecach, wystąpią w reklamach telewizyjnych. W slangu po­litycznym mówi się na nich „popieracze”.
  - Jerzy Zelnik był wcześniej w komite­cie honorowym Andrzeja Olechowskiego, kiedy ten ubiegał się o urząd prezydenta.
Nie trzeba go było namawiać na współpra­cę. Chętnie brał udział w spotkaniach, pik­nikach, wychwalał Platformę jako nadzieję dla Polski - wspomina Paweł Piskorski, ówczesny sekretarz generalny PO.
  - Był cenny, bo na początku środowi­ska artystyczne niechętnie popierały nową formację - mówi Maciej Grabowski, odpo­wiedzialny za wizerunek Platformy. - Tra­dycyjnie sympatyzowały z Unią Wolności, uznały inicjatywę Tuska za zdradę inte­ligenckiej partii, pojawiały się głosy: jak można było to zrobić profesorowi Gerem­kowi. Zelnik należał do pierwszego rzutu „popieraczy”.
  Po latach będzie wyolbrzymiał swoją rolę, reporterowi „Gazety Wyborczej” opo­wie, że brał udział w spotkaniach założy­cielskich PO, pił kawę z Tuskiem.
  - Nie pamiętam tego, chociaż przez pierwsze lata byłem na każdym takim spotkaniu Tuska, nawet sam je organizowałem - powątpiewa Grabowski.
Maciej Wojtyszko pod koniec lat 90. |wystawiał w Teatrze Powszechnym spektakl „Żelazna konstrukcja”, Zelnik grał w nim polskiego scenarzystę, który próbuje sprzedać swój tekst zagranicznym producentom. - Grał typowego inteligen­ta zagubionego w czasach transformacji - mówi Wojtyszko, reżyser i autor sztuki.
- I sam taki był, z jednej strony zafascy­nowany tempem zmian, fortunami, które pojawiały się w miejscach, gdzie jeszcze niedawno stały połowę łóżka. A z drugiej - niepewny, co z tego wyniknie.

Przemazywanie
Filmowy debiut, rola Ramzesa w „Farao­nie”, naznaczył Jerzego Zelnika na resztę życia, przyniósł mu ogromną popular­ność. Grał potem w serialach, spekta­klach telewizyjnych, fabułach. U mistrzów i reżyserów drugorzędnych.
  Przez lata mówiono, że nie lubią się z Danielem Olbrychskim, który był pe­wien roli w filmie Kawalerowicza. - Nie byli konkurentami. Nie dotyczyły ich te same role. Inna uroda. Są rówieśnikami: jeden ciemny, drugi jasny, jeden to emo­cje, drugi spokój - mówi Beata Tyszkie­wicz. - Pierwszy wyszedł ze szkoły i grał, grał, grał. A Jurek grzecznie wrócił po filmie Kawalerowicza, skończył szkołę, ożenił się, wybudował dom. Rzetelność.
  - Jurek miał i ma fantastyczne warunki sceniczne: przystojny, postawny, wysoki, jeśli zabierał się do roli amantów, to mu wychodziły - mówi Kaczor.
  - Grał dużo, ale Jerzy tak przemazuje się po ekranie, w efekcie nie potrafię nawet wymienić jego ról - opowiada znajomy ak­tora. - W „Krajobrazie po bitwie” zagrał młodego amerykańskiego żołnierza. Ład­nie po angielsku powiedział parę zdań. Na ekranie to trwa 10 sekund. Cały Zelnik.
Koledzy mówią zgodnie: skupiony na roli, pracowity, zawsze przygotowany, perfekcjonista. Rola po niemiecku? Pro­szę bardzo. W innym języku? Nie ma problemu.
  - Jak się gra z Lindą czy Gajosem, to tam coś błyszczy, coś się dzieje. Dubel nie jest podobny do dubla - mówi Beata Tyszkiewicz o wspólnej pracy z Zelnikiem. -Au Jurka wszystko perfekt. Nie można powiedzieć po tym, jak mówi „kocham”, że nie widać miłości w jego oczach. Tyle że to zawsze miłość w granicach rozsądku. Bez szaleństwa. Ale wdzięk ma.
  Dziś Zelnik jest stałym słuchaczem Ra­dia Maryja, ale nie zawsze był tak bar­dzo religijny. Chrzest przyjął dopiero w wieku 24 lat, za namową przyszłej żony Urszuli. - Ona chciała ślubu kościelnego, a ja próbowałem dowiedzieć się, co to zna­czy chrześcijaństwo. No i oczywiście póź­niej doznałem takiej strzelistości, że to ja, neofita, wiodłem ku Bogu moją żonę wy­chowaną w wierze od dziecka. No i tak mi zostało, Bogu dziękować - opowiadał w „Przewodniku Katolickim”.
  - Wiedzieliśmy, że jest osobą wierzą­cą. Ale ani on nie opowiadał, ani nikt nie pytał, bo bufet teatralny nie jest do­brym miejscem do rozwiązywania proble­mu, czy Bóg istnieje, czy nie - wspomina Kazimierz Kaczor.
  W kościołach zaczął występować w sta­nie wojennym. Przygotował spektakl na 20. rocznicę śmierci ks. Jerzego Popiełusz­ki, a na 25-lecie pontyfikatu Jana Pawła II widowisko „Dar i tajemnica”.
  - Gra się dla znacznie bardziej skupio­nych osób niż w teatrach czy salach tea­tralnych. W takim miejscu wiara i rozum współdziałają ze sobą w przekazywaniu ważnych treści. Czasami przybiera to for­mę zbliżoną do wspólnej modlitwy. Jestem wtedy rekolekcjonistą, traktuj ę to jak prze­kaz ideowy przy pomocy mojej skromnej osoby - tłumaczył w katolickim tygodniku „Niedziela”.

Aktor z wartościami
Kiedy w 2005 r. staje do konkursu na dyrektora Teatru Nowego w Lodzi, jest już uważany za kogoś, kto reprezen­tuje wartości katolicko-patriotyczne. Prezydentem miasta jest wówczas Je­rzy Kropiwnicki, działacz Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. - Nie mam wątpliwości, że wygrał konkurs, bo miał określone poglądy - mówi były reżyser Teatru Nowego w Łodzi, Andrzej Maria Marczewski.
  Zelnik już na początku deklaruje: - Jako dyrektor będę zarabiał sześć tysię­cy, ale na utrzymanie rodziny potrzebu­ję jeszcze dwóch. Dlatego muszę troszkę dorobić. Myślę, że dyrektor naczelny cza­sami w Nowym da mi wolne, żebym mógł pojechać wystąpić gdzieś z monodra­mem i w ten sposób dorobić na opłacenie rachunków.
  - Zwykle jak aktor obejmuje teatr, to zaczyna grać w spektaklach, które są tam wystawiane. To rodzaj związania się ze sceną, dania mu swojej twarzy. Zelnik bardzo długo zwlekał. Kolejna premie­ra, a on nie występował. Zdezorientowa­ni byli i widzowie, i zespól - wspomina Marczewski.
  Zelnik pracował w teatrze od wtorku do czwartku, w pozostałe dni brał wol­ne i na scenach w całym kraju pokazywał swoje monodramy. Zespołowi zapropo­nował wystawienie dramatu „Zabawy na podwórku”.
  Przyszedł na próbę generalną, a aktorzy i reżyser widzieli po jego minie, że przed­stawienie mu się nie podoba. - Wprost powiedział, że całość jest zbyt drastycz­na, odważna, główna bohaterka za skąpo ubrana - opowiada Marczewski. - A jak to ma być spokojny i pogodny spektakl, kie­dy na scenie trzeba pokazać rodzący się mechanizm przemocy i zbiorowy gwałt na dziewczynie, którego dopuszczają się jej koledzy z podwórka?
  Zelnik chciał odwołać premierę, ale okazało się, że sprzedano już bilety na kil­kanaście wieczorów. Za to po paru spekta­klach zarządził, że inny reżyser z innymi aktorami zrobi go na nowo.
  Zdaniem Kazimierza Kaczora dyrekcja w Łodzi to był przełomowy moment w bio­grafii Jerzego Zelnika. - Dotąd skromny, niezdradzający się ze swoimi poglądami kolega, zaczął głośniej wyrażać opinie, po­czuł się wreszcie ważny, zradykalizował się - wspomina.
  Po trzech latach dyrektorowania od­szedł z teatru w Łodzi.
  - Ciężka choroba żony, jej wylew i cier­pienie, w którym przecież współuczestni­czę. Także tragedia smoleńska wpłynęła na moje życie, była trudnym, dramatycz­nym przeżyciem. Wszystko to się zsumo­wało, złożyło na nowy początek, na to, że jestem teraz innym człowiekiem - mówił tygodnikowi „wSieci” dwa lata temu.
  Inny Zelnik ma sprecyzowany po­gląd na in vitro („Dla niektórych coś ta­kiego małego to nie jest człowiek. Dla mnie to jest człowiek. A my traktuje­my to jak jakiś śmieć. Rodzą się z tego in vitro liczne dzieciaki jakieś koszmar­nie chore, połamane”), sztukę („To jedna z najważniejszych wizytówek, jakie ma naród”) i Radio Maryja („Jest mi teraz niezbędne”).
  Nie widać go w poważnych filmach ani sztukach. Godzi się na udział w pro­gramie „Jak oni śpiewają”, gra główną rolę w serialu „Rezydencja”.
  - Odczuwam spore rozczarowanie teatrem współczesnym. Jest za bardzo li- zusowski w stosunku do publiczności, któ­ra ma często nie najwyższe wymagania, a do tego jest teatrem skomercjalizowanym - mówił niedawno. - Epatuje tanim sek­sem, tanią psychologią. To mnie komplet­nie nie interesuje. Mimo upływu lat ciągle nie rozstaję się z marzeniem, by być współ­twórcą teatru moich marzeń. Chodzi mi o wchodzenie na poziom metafizyczny, mistyczny.
  Inne są też jego poglądy polityczne. W 2010 roku jest w komitecie honorowym Jarosława Kaczyńskiego, który startuje w wyborach prezydenckich.

Troszkę w opozycji
- To lizusostwo i głupota - reżyserka Agnieszka Holland ostro podsumowuje wypowiedź Zelnika dla Rock Radia. - On czuje się częścią większej całości, czuje się doceniony, ważny. Jest aktorem nie do końca spełnionym i potrzebuje poczucia akceptacji. Łatwo jest obudzić w człowie­ku podłość. Znacznie łatwiej jest obudzić w człowieku zło niż dobro.
  Broni go Maciej Wojtyszko. - Akto­rzy potrafią świetnie oddzielić poglądy od rzemiosła. Tadeusz Łomnicki był wybit­nym aktorem, a jednocześnie działaczem partyjnym. Halina Mikołajska należała do KOR, a grali u mnie razem.
  - Nie wierzę, że postawa polityczna Zelnika wynika z frustracji. Zawsze był dość oryginalny w swoich poglądach, tro­szeczkę w opozycji, niezależnie od tego, po której stronie - dodaje Englert.

5 komentarzy:

  1. To zdezaktualizowane dane . Stworzono "problem Zelnika" na podstawie fałszerstwa i manipulacji Wojewódzkiego . Nawet wysyp komentarzy "kolegów" niedoinformowanych nie zgadza się z tezą Wojewódzkiego . Obraz Zelnika kompletnie do niej nie pasuje . Wystarczy posłuchać nagrań by tak jak to napisał Poniedziałek ( facet z drugiej strony barykady politycznej) " zobaczyć ordynarną , grubymi nićmi szytą manipulację Wojewódzkiego"

    OdpowiedzUsuń
  2. Żadna manipulacja!Powiedział co powiedział i tyle.czy swego czasu Wolski był kojarzony z beznadzieją?Dobrze powiedziała Holland:Znacznie łatwiej jest obudzić w człowieku zło niż dobro.I Englert:tro­szeczkę w opozycji, niezależnie od tego, po której stronie - dodaje Englert.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podłość rodzi się w człowieku wraz ze wzrostem jego władzy. Po wygranej Dudy Zelnik poczuł się dowartościowany bo jego środowisko polityczne będzie teraz rozdawać konfitury. Spełni ich każde życzenie aby część tych konfitur jemu przypadła. Zawsze był materialistą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcę Jacek Tomczuk napisać prywatną nas i poproś go.
    Mój adres do przesyłania: alexanderkhochinskiy@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Chcę Jacek Tomczuk napisać prywatną nas i poproś go.
    Mój adres do przesyłania: alexanderkhochinskiy@gmail.com

    OdpowiedzUsuń