Czas pogardy
Najważniejszą
cechą epoki rządów PiS jest zainfekowanie Polski pogardą. I dlatego
największym wyzwaniem dla Polski, gdy ta epoka dobiegnie końca, będzie właśnie
uwolnienie kraju od pogardy.
Cech charakterystycznych tej władzy jest wiele. Arogancja, buta,
ostentacja, bezceremonialność. Ale przebija je wszystkie pogarda. Pogarda dla
prawa. Pogarda dla wszelkich oponentów, ale także - co manifestuje lider PiS -
dla formalnie najważniejszych osób w państwie. Pogarda dla prawdy, dla faktów,
dla logiki, dla przyzwoitości i dla estetyki. W najnowszej historii Polski
chwil aż takiej erupcji pogardy było tylko kilka. Lata 1946-1947, gdy władza
ludowa zaprowadzała nowe porządki. Rok 1968 r., gdy władza zorganizowała
antysemicką nagonkę i antyinteligencką kampanię. I czas po wprowadzeniu stanu
wojennego, gdy pognębiono Solidarność. Teraz, tak jak wtedy, słychać rechot
triumfatorów, przekonanych, że po ich stronie jest historia. Że jest i będzie.
Perwersyjność tej sytuacji polega na tym, że czas pogardy nastał w państwie
demokratycznym, z „woli suwerena”.
Katalog ekscesów obecnej władzy, jej występków przeciw prawu, moralności
i zwykłej przyzwoitości jest długi i zawstydzający, ale także różnorodny.
Wszystkie one mają jednak rys wspólny - pogardę. Trudno byłoby w tym katalogu
ustanowić jakąś hierarchię. Czy większy eksces to zdeptanie konstytucji, czy
personalne czystki? Czy poważniejszym występkiem jest doprowadzenie do izolacji
Polski, czy też do dramatycznego pogorszenia jej reputacji? Czy inteligencję
bardziej obraża uczynienie szefem publicznej telewizji naczelnego
propagandysty, czy uczynienie ze spółek skarbu państwa eldorado dla członków
„grupy madryckiej”? Czy bardziej dojmującą manifestacją pogardy dla prawa,
przyzwoitości i ludzi jest skandowanie „demokracja”, gdy właśnie uchwaliło się
ustawę paraliżującą Trybunał Konstytucyjny, czy skandowanie „wolność słowa”,
gdy właśnie ustawowo demoluje się publiczne media? A może jednak wywrzaskiwanie
słowa „targowica” pod adresem tych, którzy chcą bronić demokracji i rządów
prawa.
Demonstrowanie przez rządzących pogardy nie jest jednak wyłącznie
dawaniem upustu złym emocjom i małostkowym okazywaniem wyższości pokonanym. To
dużo więcej - narzędzie do mobilizowania własnego elektoratu, deprawowania
własnych kadr i miażdżenia oponentów oraz ich prestiżu.
Gdy lider PiS z lekceważeniem traktuje nawet najważniejszych
funkcjonariuszy tego państwa, prezydentowi podając rękę z niejakim
obrzydzeniem, a panią premier nazywając w rozmowach z towarzyszami partyjnymi
powiatową, nie jest to tylko manifestacja pogardy, lecz także dominacji i
swoiste ostrzeżenie: każdy akt niezależności i wierności prawu, a nie
prezesowi, spotka się z karą.
Gdy z pogardą dla kompetencji i profesjonalizmu toleruje się inwazję
miernot na najważniejsze i mniej ważne stanowiska, nie jest to tylko
dzieleniem łupów wśród zwycięzców. Jest to tworzenie armii ludzi, którzy są
skazani na łaskę i niełaskę wodza i zawsze będą partyjnymi żołnierzami,
wierność partii i wodzowi jest bowiem ich raison d’etre. Gdy
maltretując odruchy przyzwoitości, wrzuca się Sejmowi kolejne pomysły i
kandydatury obrażające rozsądek, nie jest to tylko manifestacja wszechmocy.
Jest to fundowanie publiczności pokazu niemocy opozycji. Gdy wszelkich
oponentów odsądza się od czci i wiary, wyzywając ich od najgorszych, nie jest
to tylko deptanie godności ludzi. To wskazywanie swym zwolennikom wrogów, z
którymi nie można rozmawiać, trzeba ich zdominować, a najlepiej zniszczyć.
Odbudowa „Polski w minie” po latach rządów tej partii będzie trudnym
zadaniem. Odbudowa instytucji metodycznie demolowanych przez PiS potrwa długo,
bo budowa zawsze jest trudniejsza niż demolka. Odbudowa etosu wśród
urzędników, prokuratorów i pracowników publicznych mediów traktowanych jak
śmieci - jak nie nasi, to won - potrwa jeszcze dłużej. Odbudowa wizerunku
Polski będzie jeszcze bardziej skomplikowana. Przez dziesięciolecia nasi sojusznicy
będą się zastanawiać, czy naród nad Wisłą znowu nie zafunduje sobie autorytaryzmu.
Ale najtrudniejsze będzie poradzenie sobie z dziedzictwem czasu pogardy, która
rozlała się po Polsce. Pogardy dla prawa, odmienności, tolerancji, dialogu,
kompromisu.
Walka z tym dziedzictwem będzie w istocie walką o duszę narodu. O to,
by już nigdy nie triumfowała w Polsce gra na najniższych emocjach i najgorszych
instynktach, by nigdy nie było już skuteczne odwoływanie się do tego, co w nas
małe i niegodziwe. I by naprawdę, w codziennej praktyce, odwołać się do
chrześcijańskiego dziedzictwa Polski, o którym tyle w ostatnich dniach, w
słowach pełnych patosu, mówili funkcjonariusze władzy, w praktyce swego
funkcjonowania odwołującej się do zupełnie innego dziedzictwa.
Tomasz Lis
Wiesław! Wiesław!
Bidule moje! Tak
harują w tej Kancelarii Premiera, by nam się Ojczyzna z kolan podniosła, że
aż z datą chrztu Polski walnęli się o 30 lat.
Ale dziwicie się państwo? Jakbyście tak walcowali ten cały Ubekistan non stop
Dobrą Zmianą, dzień czy noc, ze wskazaniem na noce, to pewnie nie pamiętalibyście
nawet, czy zabory już się skończyły. Pokażcie mi drugich takich tytanów walki i
pracy, którzy raptem w kilka miesięcy dzięki wierze, pasji i nadludzkiemu wysiłkowi
potrafili szarpnąć kondominium za cugle i sprawić, że z nudnego europejskiego
prymuska zamieniło się w gorący towar i temat międzynarodowych dyskusji, tak
obok Białorusi, Iranu, Nigerii i Kuwejtu. Słabo?
Ale jako czułemu sympatykowi
Dobrej Zmiany serce mi krwawi, gdy widzę, jak ci wielcy ludzie, którzy wzięli
los Ojczyzny na swe genetycznie patriotyczne barki, chwieją się niekiedy pod
ciężarem wrogiego, antypolskiego świata. Więc zastanawiając się, jakbym mógł
pomóc najlepszym córkom i synom tej ziemi, pomyślałem, że skoro rzeźbię w
słowie, to może tak po tej linii podsunę tekst przemówienia, które można by
wygłosić w dowolnym momencie. Sięgnąłem po najlepsze wzory, a konkretnie po
mowę I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki na spotkaniu z aktywem partyjnym
w czasie wydarzeń marcowych 1968 roku. Towarzysz Wiesław, choć słusznie i
narodowo, to gadał niemiłosiernie długo, więc tutaj tylko esencja
przystosowana do czasów Dobrej Zmiany.
„Rodacy! W ciągu ostatnich tygodni zaszły w kraju ważne wydarzenia.
Niemała część mieszkańców miast została oszukana i sprowadzona przez wrogie
Dobrej Zmianie siły na fałszywą drogę. Siły te zasiały ziarna awanturniczej
anarchii, łamania prawa. Posługując się metodą prowokacji, wzburzyły umysły
części obywateli, parły do wywołania starć ulicznych.
Wszystko to wzburzyło do głębi społeczeństwo. Szczególnie ostro
przeciwko mącicielom porządku społecznego, przeciwko inspiratorom i
organizatorom marszów KOD wystąpili zwyczajni Polacy. Donośnym głosem rozlega
się żądanie pokazania społeczeństwu faktycznych sprawców zaistniałego stanu
rzeczy i surowego ukarania winowajców.
Linia podziału przebiega między Dobrą Zmianą a gorszym sortem wszelkiej
maści, między polityką zapewniającą wszechstronny rozwój a usiłowaniem zepchnięcia
Polski na drogę zguby. Przeciwko Dobrej
Zmianie występują artyści ziejący
jadem nienawiści do naszej partii i do organów władzy państwowej. To tkwiący w
zgniliźnie rynsztoka ludzie o moralności alfonsów.
Głównym zadaniem naszej partii w chwili obecnej jest uświadomienie
całemu narodowi, o co toczy się walka, w imię jakich celów politycznych
zakłócono spokojną pracę i normalne życie naszych miast. Dla odpowiedzi na to
pytanie nie wystarczy analiza haseł, w imię których wzywano ludzi na wiece. Dla
każdego, kto rozumie prawa walki politycznej, jest już oczywiste, że problem
Trybunału Konstytucyjnego stanowi jedynie dymną zasłonę, za którą inspiratorzy
ostatnich zajść usiłują ukryć swoje rzeczywiste cele. Liczą oni na to, że czad
tych pozornie niewinnych haseł oszołomi młodzież, zdezorientuje kadrę naukową
i wprowadzi zamęt do świadomości części społeczeństwa.
Partia nasza, aktyw narodowy, organy władzy państwowej powinny działać
stanowczo, lecz spokojnie i jednocześnie utrzymywać wzmożoną czujność. Wróg nie
śpi, zarówno ten, który działa bezpośrednio w naszym kraju, jak zwłaszcza ten,
który usiłuje szkodzić Polsce od zewnątrz, z zagranicznych ośrodków propagandy
i dywersji.
Łatwo sobie wyobrazić, jaki byłby los narodu polskiego, jeśliby zamiast
„ciemniaków”, jak nas nazywają ludzie drugiej kategorii, doszli ponownie do
władzy jaśnie oświeceni. Byłaby to Polska na kolanach biedna i zacofana,
zależna od Niemiec, od mocarstw imperialistycznych, byłaby pionkiem w ich
grze. Zdają sobie z tego sprawę również dyrygenci międzynarodowego chóru
antypolskiego.
Każdy, kto podejmuje walkę przeciw naszej partii i Dobrej Zmianie - obiektywnie, czy zdaje sobie z tego
sprawę, czy też nie - podrywa fundamenty bytu narodowego Polski. Ci, którzy
dziś wzywają do walki z naszą partią, nie są jedynie wrogami Prawa i
Sprawiedliwości. Są oni wrogami Polski jako takiej. Gdyby zdołali osiągnąć swe
cele, staliby się grabarzami niepodległości narodu, zgotowaliby mu ten sam
los, co magnateria w 1794 roku”.
Marcin
Meller
Zapach prochu
Coraz
głośniej nad tą trumną. To jest cały program polityczny naszych tytanów i
nasza przyszłość, niestety. Jeszcze trochę, a „Marsz żałobny” Chopina stanie
się hymnem narodowym. Oto posłanka PiS rozsyła na Twitterze zaproszenie na
miłą uroczystość 6. rocznicy pogrzebu Lecha i Marii Kaczyńskich na Wawelu. W
programie oczywiście okolicznościowy monolog prezesa PiS i msza święta. Tak
się Polska będzie w tym kadzidlanym dymie wędzić, aż się cała uwędzi na amen.
Jakby tego było mało, zastępca Zbigniewa Ziobry zapowiada ekshumacje
wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej, gdyż „w obecnej sytuacji nie ma innej
możliwości”. Moim zdaniem panowie z Prokuratury Generalnej z ich szefem na
czele bardzo się mylą. Jest inna możliwość. Nie robić ekshumacji, bo z góry
wiadomo, że one niczego nie rozstrzygną. Nie pojawiły się przecież konkretne dowody,
które skłaniają śledczych Antoniego Macierewicza do takiej operacji. Potwierdza
to idiotyczna, delikatnie mówiąc, wypowiedź wiceprokuratora Pasionka: „Ukazały
się liczne nieprawidłowości, a jeżeli takie są w kilkunastu przypadkach, nie
możemy pozostać obojętni wobec wszystkich pozostałych". A okrucieństwo
tego pomysłu wobec rodzin jest, rzekłbym, bolszewickie. Zwłaszcza że
dowiedziały się o tym z gazet i telewizji.
Nekrolog dla wolności, odpowiedzialności i rozumu zawisł nad kawałkiem
Podlasia. W Białymstoku 16 kwietnia Obóz Narodowo-Radykalny obchodził swoje
82-lecie. Jubilatów ugościła katedra - z pewnością za zgodą władz kościelnych -
oraz ks. Jacek Międlar, który podczas mszy przemawiał do swoich owieczek: Zero
tolerancji dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski i Polaków. Ten nowotwór
wymaga chemioterapii, a jest nią „bezkompromisowy narodowo-katolicki
radykalizm”. Marsz ONR zahaczył też o Teatr Dramatyczny, gdzie oprotestował
premierę spektaklu „Biała siła, czarna pamięć”, ostrą diatrybę przeciwko
rasizmowi na Podlasiu.
Na wszelki wypadek władze Politechniki Białostockiej „zarekomendowały”
swoim zagranicznym studentom, by podczas ogólnopolskiego święta ONR nie ruszali
się z akademików. A przecież ci młodzi ludzie są wolni. Myśleli, że przyjeżdżają
kształcić się w wolnym europejskim kraju, a tu zaleciało brunatnym kolorem. I
nikt na to nie zareagował - ani Kościół, ani
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych dowodzone (?) przez Mariusza Błaszczaka.
Właśnie trwa w internecie pierwsza zbiórka pieniędzy na ostrą broń dla
brygad obrony terytorialnej na Pomorzu. Mają nawet magazyn i kłódkę do niego.
Te oddziały to oczko w głowie ministra Macierewicza. Oby nie okazały się
czyrakiem gdzie indziej. Wszak już Antoni Czechow powiedział, że jeśli w
pierwszym akcie sztuki teatralnej broń wisi na ścianie, to w ostatnim musi
wystrzelić. I nawet kogoś zabić. Macierewicz co prawda też Antoni, ale takich
obaw nie ma. Po to są karabiny, żeby z nich walić. Tylko na wschodniej flance
umieści trzy brygady takich chojraków. Putin nie śpi już
od miesiąca.
Aby
nie było wątpliwości, że się wszyscy wzajemnie wystrzelamy w ciągu dwóch lat i
nie dokończymy wyrębu Puszczy Białowieskiej, inicjatywę „Karabin w każdym
domu” wsparł poseł Paweł Kukiz. Ostra broń palna mogłaby być „pewnego rodzaju
nagrodą” za uczestnictwo w jednostkach obrony terytorialnej - powiedział.
Brawo! Proponuję też specjalne nagrody dla rodzin wielodzietnych, na przykład
pojazd opancerzony lub czołg w leasingu na bardzo korzystnych warunkach. A dla
Kościoła wyrzutnie rakiet średniego zasięgu w każdej plebanii, jako wzmocnienie
chemioterapii zaordynowanej w Białymstoku przez katolickiego duszpasterza.
Stanisław Tym
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz