Zrazu
to był podwórkowy satanizm, za cenę życia psa. Kolejną ofiarą został człowiek.
HELENA KOWALIK
Spotkali się
kilka dni po powrocie z koncertu zespołów blackmetalowych w Jarocinie. Wybrali
się tam całą klasą, 20 uczniów miejscowej szkoły zasadniczej. Już w drodze do
domu postano - wili, że odprawią na cmentarzu czarną mszę. Muszą tylko gdzieś
zdobyć czarne peleryny (Tomek J. uważał, że najlepiej ukraść karawaniarzom), na
których wymalują białą farbą odwrócony krzyż, głowę kozła i trzy szóstki (jako
skrót daty 26.06.1986). Takie symbole mieli na plecach w Jarocinie niektórzy
rockowi wokaliści. Data oznaczała rozpoczęcie panowania szatana na ziemiach
polskich.
Ich idolem był Zbigniew Zaranek, piosenkarz zespołu Test Fobii Creon.
Jego popisowy szlagier znali na pamięć:
„Nawiedził mnie czarnym snem/ Poczułem go
ciałem/ Spaliłem Biblię i krzyż/ Sutannę ubrałem/ Odkryłem prawdę jego słów/
Poczułem śmierci sen/ Wieczystą siłą pochłania mnie/ Ludzkości nadejdzie kres..
Kiedy Zaranek połamał na scenie
krzyż i rzucał kawałkami drewna w publiczność, krzyczeli razem z nim: - Precz z
Jezusem! Niech żyje szatan!
BESTIALSKI MORD PSA
17-letni Tomasz J. przechwalał
się, że już raz uczestniczył w czarnej mszy w Szczecinie i wie, jak to się
robi. Został więc ich kapelanem. Kiedy przysięgli mu bezwzględne posłuszeństwo
przypieczętowane braterstwem krwi (z nakłutego palca), podzielił ich na dwie
dziesięcioosobowe grupy: jedna miała przynieść czarnego psa na ofiarę, druga
przygotować ołtarz.
4 września 1986 r. tuż przed północą spotkali się na cmentarzu koło
grobowca najbogatszej rodziny w mieście. Łatwo było wejść do środka, bo kłódkę
od drzwiczek niedawno uszkodzili złodzieje szukający w grobie złota.
Uczniowie wyciągnęli metalową trumnę i zanieśli ją do pobliskiego
zagajnika. Po otwarciu wieka oświetlili szczątki zwłok zniczami skradzionymi z
cmentarza. Przyniesiony stamtąd krzyż wbili w ziemię ramionami w dół. - W imię
naszego boga, którym jest Lucyfer - zaczął kapelan owinięty w czarną pelerynę
- rozkazuję wam, moce piekła i nieba, abyście nam nie przeszkadzały w
spełnieniu ofiary na cześć Antychrysta, Imperatora Hadesu.
W rzuconym na ziemię worku szamotał się, skomląc, porwany z ulicy pies.
J. zirytowany przerwał modły i zacisnął zwierzęciu na szyi stułę ukradzioną z
konfesjonału. Pies
charczał, ale nadal żył. - Co tak
się gapisz, mianowałem cię ofiarnikiem, wiesz, co masz robić - Tomasz zwrócił
się do kolegi z klasy Wojciecha J. Ten wyjął psa z worka i położył go na
trumnie. Ktoś podał mu długi nóż. Pozostali uczestnicy mszy chwycili się za
ręce, krzyknęli: - Ave Lucyfer, salve Imperator Hadesu.
Tomasz klęknął, aby bić pokłony, mówiąc: - Chwała Lucyferowi, a na
ziemi pokój jego sługom. Chwalimy cię, wysławiamy cię, dzięki ci składamy, bo
wielka jest chwała twoja. Królu piekieł, zmiłuj się, wysłuchaj nas, albowiem
tylko tyś jest święty, tylko ty jesteś panem naszym, tyś jest najwyższy.
Pozostali uczestnicy seansu mamrotali to samo pod nosem. Łudząco podobne
modły - tylko że do jedynego Boga, a nie do
szatana, wnosili pod okiem swego proboszcza na niedzielnej mszy.
W tym czasie ofiarnik usiłował przebić brzuch psa. Pies wył, rzucał się,
wytrącając oprawcy nóż z ręki. - Scyzorykiem go - poradził kapłan. Wreszcie
wydarte z wnętrzności zwierzęcia pulsujące jeszcze serce upadło na trumnę. Krew
trysnęła na twarze stojących najbliżej. Kapelan ogłosił: - Idźcie w pokoju do domu. Ofiara została spełniona, Ave
Imperator Hadesu.
Po drodze umyli się w ulicznej fontannie.
Nazajutrz grzybiarze znaleźli w zagajniku splamioną krwią trumnę. I
zabitego bestialsko psa. W pobliżu leżały czarne peleryny, na nich połamany
krzyż. Proboszcz powiadomił Rejonowy Urząd Spraw Wewnętrznych o zbezczeszczeniu zwłok z cmentarza katolickiego. Kilka dni
później zatrzymano Wojciecha J., a ten wydał ukrywającego się Tomasza.
BYŁEM W SZPONACH SZATANA
Materiały z przebiegu śledztwa
prokuratura rejonowa dostarczyła do wszystkich większych zakładów pracy w
województwie szczecińskim. Odczytywano je przez radiowęzeł. Rodzice Tomasza
J., robotnicy w stoczni, też musieli wysłuchać nagranych zeznań ich syna.
- Trzeba w coś wierzyć, ja wybrałem na swojego boga Lucyfera - wyjaśniał
nastolatek. - Musiałem się z tym ukrywać, bo wokół mnie są sami katolicy,
rodzice nawet nie słyszeli o kościele szatana, który działa w Ameryce już dwa
lata. A ja widziałem w telewizji prawdziwych amerykańskich satanistów
pokazanych w filmie „Oto Ameryka”. W szkole pani mówiła, że na Zachodzie
uprawiają dekadentyzm, też tak chciałem.
Wojciech J. wyjaśniał, że odprawili mszę, aby być bliżej swego idola
Zaranka. Z psem musiał tak postąpić, żeby jego koledzy, też wyznawcy szatana,
odczuli piekielną moc.
Obaj oskarżeni (pozostałym uczestnikom czarnej mszy nie postawiono zarzutów)
zostali napiętnowani nie tylko przez proboszcza i szkołę, ale również
odwrócili się od nich rodzice. O desperackim wyrzeczeniu się własnych dzieci
ksiądz zawiadomił wiernych podczas niedzielnej mszy. Wojciech J. w wysłanym z
aresztu liście do prokuratora prosił, aby nie powiadamiano jego najbliższych
o procesie. Wyparł się swej przynależności do
satanistów. Napisał: „Nie wiem, co ze mną jest nie tak, czasem postępuję wbrew
swej woli. Nie chciałem zniszczenia krzyża, ale coś mnie do tego pchało i się
przemogłem. Teraz wiem, że byłem w szponach szatana”.
Za znieważenie zwłok sąd skazał Tomasza J. na rok więzienia. Wojciech
J., który miał na sumieniu jeszcze bestialskie znęcanie się nad psem, został za
kratami rok i sześć miesięcy.
Prokuratura Rejonowa w Jarocinie wszczęła śledztwo przeciwko Zbigniewowi
Zarankowi, który w czasie występu zespołu Test Fobii Creon w Jarocinie złamał
krzyż. Zaranek wyjaśniał: został źle zrozumiany przez publiczność. W jego
programowej piosence pod tytułem „Kapłan” są słowa: „Płonie krzyż na stosie
krzywd naszych”. W związku z tym użył jako rekwizytu odwróconego krzyża. Ale
niesłusznie wiąże się jego występy z satanizmem. Kiedy w trakcie swego występu
słyszał z widowni przeciwstawne okrzyki: „Precz z szatanem!”, „Chcemy Jezusa!
” i „Niech żyje Lucyfer!”, chciał pogodzić antagonistów metodą szokową i
dlatego wpadł na pomysł roztrzaskania symbolu wiary chrześcijańskiej. Na taką
manifestację zgodzili się towarzyszący mu podczas występu wokalista z
perkusistą, którzy są praktykującymi katolikami.
Prokurator nie znalazł w zachowaniu wokalisty Zaranka dowodów na
przestępstwo obrazy uczuć religijnych czy publicznego znieważenia przedmiotu
czci religijnej (za co Kodeks karny przewidywał do dwóch lat ograniczenia
wolności).
WASZ ZWYRODNIAŁY SYN
Skazani uczniowie wyszli przed
czasem z więzienia i w Jarocinie więcej takich procesów nie było. Jednakże
czarne msze odbywały się w innych miejscowościach. Rytuał podobny, tylko
zmieniał się gatunek umęczonego zwierzęcia; czasem zamiast psa był czarny kot
albo kura. Choć wandalizm na cmentarzach przybierał coraz groźniejsze rozmiary
(w Człuchowie w noc wigilijną czwórka nieletnich zniszczyła krzyże na 110
grobach), sądy nadal okazywały wyrozumiałość wobec nieletnich przestępców,
skazując ich najwyżej na rok więzienia - w
niewielkim zakresie na prace społeczne.
Zapewne na wysokość wyroku wpływała też postawa sądzonych. W Człuchowie
najstarszy wyznawca szatana chciał w areszcie popełnić samobójstwo. Pożegnalny
list do rodziców podpisał: „Wasz zwyrodniały syn”. A w PS: „Nie chowajcie mnie
po katolicku”.
16-letnia uczennica liceum, która jeszcze w śledztwie twierdziła, że
szatan rządzi światem, a Bóg, w którego wierzą jej rodzice, jest skamieliną,
na rozprawie sądowej uklękła w ławie oskarżonych i zaczęła się głośno modlić.
W tropieniu satanistów bardzo pomocni okazali się dziennikarze z kilku
opiniotwórczych tygodników, którzy jeździli po Polsce w poszukiwaniu materiału
do reportaży o kulcie szatana jako nowego
„zagrożenia dla młodego pokolenia”. W publikacjach, które się ukazały, więcej
było domysłów i fantazji niż faktów. Ktoś
widział znak odwróconego krzyża namalowany bezbarwnym lakierem na kurtce
ucznia w poczekalni PKS i zaraz obwieścił na łamach swego pisma, że dotarł do
kapłana czarnych mszy. Zdarzało się, że reporterzy czaili się na szkolnych
korytarzach z pytaniem do wybiegających na przerwę: - Wierzysz w szatana?
Każda odpowiedź, nawet ta, która była oczywistą zgrywą (jeden z uczniów
pochwalił się, że ma już w domu trzy czaszki, które służą mu jako rekwizyty
podczas czarnej mszy), traktowana była jako dowód obciążający rzekomych
satanistów. Również chęć nastolatków spotykania się w miejscach odosobnionych,
mrocznych, gdzie mogli bezkarnie sięgnąć po alkohol, odurzyć się klejami czy
wstrzyknąć sobie wywar z papierosów, była odczytywana przez większość
dziennikarzy jako znak przynależności do sekty.
Tak nagłośniona atmosfera podejrzeń jeszcze bardziej rozbudzała
ciekawość młodych umysłów. Uczniowie ostatniej klasy szkoły podstawowej w
Mińsku Mazowieckim zdobyli przemyconą z RFN słynną czarną biblię. Mozolnie, ze
słownikiem w ręku tłumaczyli sobie to, co najbardziej ich podniecało: rytuały
tajemnych spotkań wyznawców szatana. Instrukcja, kiedy podnieść ręce podczas
czarnej mszy,
jakie słowa wypowiadać w chwili
zabijania ofiary, jakim zaklęciem wzywać demona, krążyła od szkoły do szkoły,
aż dotarła do prokuratury w Warszawie. Wszczęto nawet śledztwo w sprawie
przemytu czarnej księgi, ale szybko zostało umorzone. Nie było na to paragrafu
w Kodeksie karnym.
ŚMIERĆ W BUNKRZE
Mijały lata. Temat satanistycznych
mszy spadł z pierwszych stron gazet. Były jeszcze próby łączenia tragicznych
śmierci z rytuałem sekty wyznawców szatana jako rzekomych sprawców. W1993 r. w
Opolu 15-letnia dziewczyna zabiła swoją babcię. Morderczynię okrzyknięto w
prasie (na podstawie informacji z policji) jako satanistkę, ponieważ ściany
jej pokoju były pomalowane na czarno, a na regale leżał zaczytany egzemplarz
pisma „Nowa Wieś” z 1986 r., gdzie zamieszczono „Ilustrowaną encyklopedię
młodego heavymetalowca”
m.in. z terminami: piekło, sadyzm, masochizm,
czarna msza. Już na rozprawie w sądzie się okazało, że morderstwo było wynikiem
ostrego konfliktu w rodzinie.
Z kolei w Legnicy w starej kuźni, która służyła rzekomo za miejsce
odprawiania czarnych mszy, znaleziono zwłoki 16-let- niego chłopca. Również w
tym przypadku tropy organów ścigania okazały się fałszywe.
A jednak doszło do rytualnego morderstwa. Trzy lata później. Dwoje
nastolatków: Karina i Kamil zostali złożeni w ofierze szatanowi przez swoich
kolegów. Stało się to w jednym z bunkrów Rudy Śląskiej.
Zarówno ofiary, jak i sprawcy znali się od czasów zabaw w piaskownicy.
Gdy dorośli, zainteresowały ich rytuały satanistyczne. Skąd czerpali tę wiedzę?
Z kaset wideo przywożonych z RFN, gdzie osiedlili się ich krewni i znajomi.
Podobną drogą napływały na Śląsk kolorowe magazyny poświęcone różnym
subkulturom na zachodzie Europy. Takie właśnie materiały przeglądało przy
świecach w oddalonym od osiedla starym bunkrze czworo przyjaciół z Rudy
Śląskiej.
Czytali też przetłumaczoną z
niemieckiego „Biblię Szatana”. Ale to było za mało, aby przeżyć coś
nadzwyczajnego.
W marcu 1999 r. do bunkra przyszli 21-letni Tomasz S. ze starszym o rok
Robertem K. Na ścianach zaznaczyli czerwoną farbą krzyż Konfucjusza i symbole
bóstw Amona i Ra. Z kartki skopiowali po niemiecku napis: „Ta podwójna ofiara
dobra jest dla miejsca dwóch żyć”.
19-letnia Karina, która dopiero co wróciła z Anglii, i 18-letni Kamil
zjawili się godzinę później na zapowiedziany seans wywoływania duchów. Tomek
S. kazał im uklęknąć. Przeczytał zdanie, które zapisał na murze.
I zaatakował Karinę nożem. Robert
K. z tym samym zamiarem doskoczył do Kamila. Był głuchy na wołanie o ratunek
dziewczyny, w której się zresztą podkochiwał.
Obaj młodzi mężczyźni przyznali się do rytualnego morderstwa.
Twierdzili, że chcieli następnie popełnić samobójstwo, aby cała czwórka
znalazła się po śmierci w królestwie Antychrysta. Ale zabrakło im odwagi.
Biegły sądowy ks. dr Andrzej Kołek z Katedry Filologii Klasycznej
Uniwersytetu Śląskiego przetłumaczył na zlecenie sądu teksty satanistycznych
formułek z kartek, które znaleziono na miejscu zbrodni. Były napisane po
łacinie, ale bez znajomości składni. W dosłownym tłumaczeniu na polski brzmiało
to tak: „Ja, Adam Wielki (taki przydomek nosił Tomasz S.) zabić moje ciało na
ofiarę, aby piekło pokazać, staję pierwszy, aby pokazać moją boskość...”. We -
dług biegłego były to wyrwane z kontekstu słowa klasycznego tekstu ślubów
zakonnych.
W ostatnim słowie Robert K. wyznał, że wierzy w Boga.
Katowicki sąd okręgowy skazał Tomasza
S. na dożywocie. Robert K. otrzymał karę 25 lat więzienia.
W tym roku Robert K. mógł skorzystać z prawa ubiegania się o
wcześniejsze zwolnienie. I tak też zrobił. Wniosek nie został jeszcze
rozpatrzony. Jeśli wyjdzie na wolność, raczej nie wróci do rodzinnej Rudy
Śląskiej. Jego najbliżsi wyprowadzili się stamtąd, nie podając adresu. Nie
mogli wytrzymać w atmosferze ogólnego potępienia.
Tomasz S. do końca swoich dni będzie siedział za kratami zakładu
karnego. Obecnie jest w Strzelcach Opolskich. Jeśli usłyszał tam o koncertach
zespołu Behemoth, nie znalazłby płaszczyzny porozumienia z celebryckim
diabelstwem Nergala.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz