Czy politycy
opowiadający się za wprowadzeniem całkowitego zakazu aborcji byliby gotowi we
własnym życiu do heroizmu, jakiego domagają się od kobiety? –pyta Hanna
Gronkiewicz-Waltz prezydent Warszawy i
wiceprezes PO.
ALEKSANDRA PAWLICKA
Newsweek:Po której
stronie sporu o aborcję opowiada się pani?
Hanna
Gronkiewicz-Waltz: Nigdy nie ukrywałam, że jestem za maksymalną ochroną
życia, ale uważam też, że ludzie, którzy wyznają chrześcijańskie wartości, nie
mają prawa przymuszać innych do heroizmu. Państwo powinno zająć się
zapewnieniem pomocy i opieki psychologicznej kobiecie, która stoi przed dylematem,
czy dokonać aborcji. Każda z trzech sytuacji, w których obowiązujące dziś
prawo dopuszcza usunięcie ciąży, jest dramatyczna. Kobiecie, która się w takiej
sytuacji znajdzie, trzeba pomóc podjąć decyzję z pełną odpowiedzialnością, a
nie straszyć karą. Ci, którzy chcą rzucać w kobietę kamieniem, zapominają, że
to ona zostaje z problemem - zwykle sama, bez partnera, bez ojca tego nieuleczalnie
chorego czy pochodzącego z gwałtu dziecka. Czy politycy opowiadający się za
wprowadzeniem całkowitego zakazu aborcji byliby gotowi we własnym życiu do
heroizmu, jakiego domagają się od kobiety?
Podobnie jak biskupi,
którzy oczekują od polityków ustanowienia takiego prawa.
- Kościół zawsze opowiadał się za pełną ochroną życia. Jego
postawa w tej kwestii nie ulega zmianie.
Tyle że apetyt rośnie w miarę
jedzenia. Najpierw 27 milionów złotych dla Tadeusza Rydzyka, potem przywilej w
handlu ziemią, a teraz zakaz aborcyjny.
- Rzeczywiście wygląda to na
kupowanie przez Prawo i Sprawiedliwość przychylności Kościoła. Swoją drogą,
ciekawe, czy tak jak niektórzy sugerują, przyznanie Kościołowi przywileju w
obrocie ziemią było uzgodnione między episkopatem i rządem. Nie mam pojęcia.
To znaczy, czy było polityczną
łapówką za to, by Kościół jednak odpuścił aborcję?
- Projekty zaostrzające prawo
aborcyjne przygotowały ruchy pro-life. Batalia o aborcję stawia PiS w niewygodnej
sytuacji. Jarosław Kaczyński po raz pierwszy w III RP ma samodzielną większość
pozwalającą przegłosować taki projekt. Nie musi szukać koalicjanta do
wciśnięcia guzika podczas głosowań. A jednocześnie wie, że Polacy - co
pokazują badania - nie chcą zmiany istniejących rozwiązań.
Na ile, pani zdaniem, alians
PiS z Kościołem jest silny?
- Silniejszy, niż był za czasów
AWS, i zdecydowanie na większą skalę niż związek Ligi Polskich Rodzin z Radiem
Maryja. Przewodniczący episkopatu, abp Stanisław Gądecki, przyznał ostatnio,
że nigdy w demokratycznej Polsce relacje z władzą nie układały się tak dobrze
jak dziś.
Dla mnie - polityka, ale i osoby z
Kościołem związanej - wcale nie jest to dobra wiadomość. Stare porzekadło
mówi, że sojusz tronu z ołtarzem zawsze jest szkodliwy, zwłaszcza dla ołtarza.
Ma pani żal do biskupów, że nie
przeciwstawiają się demolowaniu w Polsce demokracji? Zamachowi na Trybunał
Konstytucyjny?
- Nie. Jeśli Kościół
wypowiedziałby się w sprawie Trybunału, to musiałby wypowiadać się we
wszystkich kwestiach ustrojowych. Uważam, że rozdzielność państwa i Kościoła
jest zdecydowanie lepsza. Co innego, jeśli chodzi o ochronę praw człowieka -
tu głos Kościoła powinien być zdecydowany i słyszalny. Kościół powinien brać w
obronę każdego, komu dzieje się krzywda. Dlatego uważam, że powinien bronić
Lecha Wałęsy. Choćby dlatego, że to właśnie Wałęsa już w 1981 roku wywalczył
emisję mszy w radiu.
I nosi w klapie Matkę Boską.
- To może zrobić każdy uzurpator.
Ale zaangażowanie Wałęsy w promowanie wartości chrześcijańskich było zawsze szczere.
Jako prezydent był orędownikiem Kościoła. To w znacznej mierze z jego
inicjatywy Kościół został dopuszczony do uczestnictwa w decydowaniu o państwie
po 1989 roku. Dziś, gdy dokonuje się na Wałęsie publicznego linczu, Kościół
milczy. A przecież: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”.
Dlaczego biskupi nie bronią
Lecha Wałęsy?
- Biskup Tadeusz Gocłowski broni.
To emerytowany biskup niemający
wpływu na stanowisko episkopatu.
- Jarosław Kaczyński chce zmieniać
historię. Obalać bohaterów i wstawiać na ich miejsce nowych. Im więcej czytam
o okresie międzywojennym, tym bardziej dostrzegam analogie między Piłsudskim i
Wałęsą, a nie między Piłsudskim a Kaczyńskim. To przeciwko Wałęsie pisano
konstytucję, tak jak przeciwko Piłsudskiemu. To Wałęsa musi walczyć z
umniejszaniem swojej roli - dlatego jeśli komuś bliżej do Naczelnika, to
właśnie jemu. Kaczyński pewnie liczy na to, że Kościół pomoże mu w budowie
nowego panteonu narodowego, a przynajmniej nie będzie przeszkadzał. Jeśli tak
się rzeczywiście stanie, to będzie bolesne. Podobnie jak bolesne jest
negowanie przez część hierarchów osiągnięć Okrągłego Stołu. Przecież biskupi
brali udział w jego obradach - nie dlatego, że zaprosił ich Kiszczak z
Jaruzelskim, ale dlatego, że wysłał ich tam prymas Glemp.
Jaka jest pani prognoza na
najbliższe lata? Co będzie się działo w Polsce?
- Boję się autorytaryzmu.
Niektórzy mówią, że on dopiero nadchodzi, a ja uważam, że już mamy z nim do
czynienia. Z bezwzględnymi rządami większości, która tłamsi mniejszość, odmawia
jej praw. Naruszanie konstytucji i trójpodziału władzy widać już ewidentnie.
Za chwilę zacznie się używanie policji, prokuratury i sądownictwa do
eliminowania przeciwników politycznych.
Grozi nam państwo policyjne?
- Grozi. Pod płaszczykiem walki z
terroryzmem stopień inwigilacji może być bardzo wysoki. Przecież PiS już w
latach 2005- -2007 udowodniło, że i bez takich przepisów potrafi zafundować
Polsce horror; aresztowania o świcie, pokazowe akcje służb specjalnych
niszczące i poniżające ludzi... Mamy dziś tego samego ministra sprawiedliwości
i tego samego człowieka od służb specjalnych. Do tego prezydenta, który
firmuje nierówność wobec prawa łaski, i premiera niemającego na nic wpływu, bo
krajem faktycznie rządzi osoba niepełniąca żadnej funkcji poza poselską, czyli
niebiorąca za swoje działanie żadnej odpowiedzialności. Jarosław Kaczyński
zawsze może powiedzieć: „Ja tego nie zrobiłem, to decyzja prezydenta albo
premiera”.
Dlatego wybrał słabego
prezydenta i słabego premiera?
- Z premedytacją. Andrzej Duda czy
Beata Szydło nie zbuntują się przeciwko prezesowi. Dziwię się tylko, że oni
sami nie boją się o siebie, biorąc pod uwagę ich relatywnie młody wiek - zwłaszcza
prezydenta. Na jego miejscu - mając doktorat z prawa i opinię najważniejszych
prawników w kraju, od prezesa Trybunału Konstytucyjnego począwszy, przez
prezesa Krajowej Rady Sądownictwa po pierwszego prezesa Sądu Najwyższego,
którzy zgodnie zwracają uwagę, że to jest łamanie konstytucji - zaczęłabym się
obawiać o swoją przyszłość.
Prezydent jest krótkowzroczny?
- Albo zagłusza w sobie głos
rozsądku, albo nie ma instynktu samozachowawczego. Chyba że PiS nie zamierza
już robić wyborów i szykuje nam system dyktatorski na całe dziesięciolecia. Ale
i wtedy w wypadku Dudy byłabym ostrożna, bo wiadomo, że Kaczyński lubi
wymieniać ludzi. Traktuje ich jak zderzaki. Powie więc: ten prezydent był dobry
na tamte czasu, a na nowe potrzeba nowego. I kim będzie wówczas prawnik Andrzej
Duda, który łamał prawo, będąc pierwszym obywatelem Rzeczypospolitej?
Dlaczego Jarosław Kaczyński sam
nie został premierem?
- Jak obserwuj ę od przeszło
ćwierćwiecza Jarosława Kaczyńskiego, to on zawsze wypychał innych przed
szereg. Przez dwie dekady na wszystkie funkcje wystawiał brata: na prezesa
NIK, ministra sprawiedliwości, prezydenta Warszawy i wreszcie prezydenta
Polski. To Lech Kaczyński ostatecznie zmusił Jarosława do zostania premierem,
bo uważał, że należy mu się to jako właściwemu konstruktorowi IV RP.
Co jest dziś celem
Kaczyńskiego?
- Rząd PiS nie zajmuje się
rządzeniem, aktualnymi sprawami, tylko rozliczaniem poprzedników. Zmiany
wprowadzane przez Pis - z wyjątkiem tych 500 zł - służą głównie wyposażaniu
władzy w instrumenty ułatwiające rozliczanie.
Także rozliczaniu za Smoleńsk?
- Także za Smoleńsk. Proces
Tomasza Arabskiego już ruszył. Może zresztą i dobrze, że odbywa się w sądzie,
przy otwartej kurtynie, niż gdyby miał zapaść wyrok kapturowy.
Pod warunkiem, że sądy
zachowają niezawisłość.
- To prawda. Zastraszanie sędziów
już się rozpoczęło. Ubiegłotygodniowy list Zbigniewa Ziobry do sędziów
Trybunału Konstytucyjnego to jawne naruszenie władzy sądowniczej przez
wykonawczą. Rząd PiS wysadza w powietrze ustrój budowany przez 25 lat. Zasada:
dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie, chyba znów staje się
obowiązująca. Kaczyński będzie dążył do wyroków skazujących w sprawie
Smoleńska. Co nie znaczy, że mu się to uda. Była polityk PiS - Elżbieta
Jakubiak - stwierdziła kiedyś, że Jarosław ma w sprawie Smoleńska poczucie
winy. I nie chodzi o tę ostatnią rozmowę telefoniczną z bratem, której treści
nie znamy, ale o wewnętrzne poczucie odpowiedzialności, które próbuje
zagłuszyć, zrzucając odpowiedzialność na innych.
Obawia się pani wojny
pomnikowej w Warszawie?
- Igor Mitoraj, światowej sławy
artysta, chciał na Krakowskim Przedmieściu ustawić pomnik Jana Pawła II, Była
też inicjatywa przywrócenia przedwojennego pomnika Hoovera, ostatecznie odrestaurowano tylko skwer jego imienia,
kolejni konserwatorzy zabytków jednoznacznie mówili bowiem, że na Krakowskim
Przedmieściu nie ma już miejsca na nowe pomniki.
Zawsze można zdjąć z postumentu
księcia Poniatowskiego przed pałacem prezydenckim.
- Wolne żarty. Wybrałam miejsce na
pomnik smoleński. Może nie idealne, ale optymalne. Blisko pałacu, dobrze
widoczne. Jestem gotowa kontynuować prace, tylko nie mam z kim. Dość beznamiętnie
powtarzam, że za moich czasów żaden pomnik na Krakowskim Przedmieściu nie
powstał i nie powstanie. Nie ma w tym emocji, politycznej złośliwości czy
małostkowości. Po prostu nie chcę być odpowiedzialna za popsucie
reprezentacyjnego dla stolicy traktu.
A jak wjedzie pomnik na
kółkach?
- Od 2010 roku wszystkie
miesięcznice odbywały się bez problemu. Dziś prezes przemawia, stając na
stołku, kiedyś budowano mu podesty i sceny. Jeśli zachowa się procedury, to o
wszystkim można rozmawiać. Grant to działać w granicach obowiązującego prawa.
Mówiła pani, że obecna, trzecia
kadencja pani jako prezydent Warszawy jest ostatnia, ale może trzeba będzie
startować jeszcze raz, aby bronić stolicy?
- Jeśli PiS będzie próbowało
skrócić kadencję i majstrować przy wyborach samorządowych, to stanę do walki.
Jeśli tego skoku nie zrobi - zgodnie z obietnicą uznam, że 12 lat rządzenia
stolicą jest wystarczające. Trzeba dać szansę innym i nie myślę tu o PiS, tylko
o własnej partii.
Platforma jest w stanie
otrząsnąć się z przegranej?
- Ja nazywam to „utrząsaniem”.
Musimy się odnaleźć w nowej roli, a PiS narzuciło takie tempo demontażu
państwa, że trudno złapać oddech. Jednak to Platforma jest główną przeciwwagą.
Ma struktury i jest autentycznym anty-PiS, partią opowiadającą się za wolnością
i demokracją, wartościami przez PiS gwałconymi. Może i ciepła woda się Polakom
znudziła, ale pod wrzącą czy w lodowatej trudno długo wytrzymać.
Jako wiceszefowa PO czuje pani
na plecach oddech Ryszarda Petru?
- Konkurencja, także w polityce,
jest dobra. Mobilizuje. Powinniśmy trzymać wspólny front przeciwko PiS.
Kaczyński kupił ludzi obietnicą 500 zł na każde dziecko, które w praktyce
okazuje się tylko drugim, trzecim i kolejnym dzieckiem, choć to właśnie
rodziców mających jedno dziecko trzeba najbardziej zachęcać do posiadania
dzieci. PiS kupiło wyborców kwotą wolną od podatku, której szybko nie będzie, i
obniżeniem wieku emerytalnego, na co też się nie zanosi. Musimy poczekać, aż
ludzie zrozumieją, że zostali wystawieni do wiatru.
Polacy zbiednieją za rządów
PiS?
- Niektórzy dostaną trochę
gotówki. Jak ktoś ma czwórkę dzieci, to 1500 zł na koncie jest dużą kwotą. Nasz
rząd zostawił gospodarkę w dobrym stanie, więc tego paliwa jeszcze na trochę
wystarczy. Ale jeśli PiS zostanie zmuszone do realizacji pozostałych obietnic
wyborczych, to nie ma szansy na bezbolesne ich sfinansowanie. Finanse publiczne
muszą się zawalić. Ze skutkami rządu PiS będzie jak z zadłużeniem Gierka.
Najpierw fajnie, mała stabilizacja, mały fiacik, sto dolarów na zagraniczne
wakacje po preferencyjnej cenie, a potem kilka pokoleń spłaca długi. To potrwa
jakiś czas.
Jak długo?
Pyta pani, kiedy zaczną być
widoczne skutki tego rządzenia? W trzecim roku rządów. Wtedy wszystko zacznie
się walić. Mordowanie gospodarki nie odbywa się od jednego strzału. To jest powolne
przyduszanie, wysysanie zasobów. Agonia, a nie nagły zgon. Taka jest prawdziwa
oferta rządów PiS.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz