Marszu Miliona nie
będzie, ale PiS nadal liczy, że obchody szóstej rocznicy katastrofy smoleńskiej
będą wielką manifestacją poparcia dla rządu. 10 kwietnia ma się narodzić
państwowy kult Lecha Kaczyńskiego.
Renata Kim
Pani
się z księżyca urwała, czy z gazety koszernej? - w głosie szefowej Klubu
Gazety Polskiej w Białymstoku słychać niedowierzanie i potępienie. - Jak może
być odwołana szósta rocznica mordu w Smoleńsku? - Janina Bożena Korzińska ciężko
wzdycha, dając do zrozumienia, jak niedorzeczne było pytanie.
Zapewnia, że wyjazd do Warszawy zostanie zorganizowany. Jest
podejrzliwa, chce wiedzieć, po co potrzebujemy takich informacji. Uspokaja się
dopiero, gdy słyszy, że to dla babci, która bardzo chciałaby wziąć udział w uroczystościach.
- Proszę mi dać telefon, zadzwonię do babuni, wszystko jej wytłumaczę -
dodaje już łagodniejszym tonem.
W parafii Miłosierdzia Bożego w
Lublinie, gdzie proboszcz w Niedzielę Wielkanocną ogłosił z ambony wyjazd na
manifestację patriotyczną, babcia zostaje wpisana na listę rezerwowych. - Mamy
komplet, przed chwilą zapisałem ostatnie pięć osób, trzeba poczekać, czy się
jakieś miejsce zwolni - mówi ksiądz, który odbiera telefon. - Koszt 10 złotych
tylko, bo nam facet ufundował - mówi tajemniczo. Nie, nie powie, jaki facet. Za
to zaczyna się martwić, czy babcia podoła trudom całodziennego wyjazdu. Bo
wyruszyć trzeba w południe, a powrót grubo po północy. A na miejscu w Warszawie
trzeba sporo stać, to forsujące będzie. - Specjalnie bym babci nie namawiał.
Ale jak czuje się na siłach, to niech jedzie. Szczęść Boże, pozdrawiam! -
rozłącza się.
ZOBACZYMY, KOGO JEST WIĘCEJ
To miał być pokaz siły. „zmobilizujcie ludzi, pomóżcie im przybyć na tę ważną dla
nas wszystkich uroczystość” - apelowała na początku
marca „Gazeta Polska” do swoich klubów rozsianych po całym kraju.
W podobnym tonie zachęcała na Facebooku posłanka PiS Krystyna Pawłowicz:
„Przybądźcie 10 kwietnia, w niedzielę, z najdalszych zakątków Polski, by
pokazać targowicy i zagranicy, że Polska ma swoich obrońców (...). Zobaczymy,
kogo jest więcej - Polaków czy na kodowskich pikietach zdrajców”.
Atmosferę podgrzał dziennikarz śledczy prawicowego tygodnika „Do
Rzeczy” Cezary Gmyz, który oznajmił na Twitterze, że PiS szykuje największą
manifestację w dziejach Warszawy. To on po raz pierwszy użył hasła „Marsz
Miliona”, ale szybko przebił go redaktor naczelny „Gazety Polskiej” Tomasz
Sakiewicz: „Marsz Miliona to dobra nazwa, ale nie powinniśmy się ograniczać” -
zaćwierkał na Twitterze.
- I wtedy zaczęło się zamieszanie, które trudno już było opanować -
opowiada w rozmowie z „Newsweekiem” poseł PiS. Kluby Gazety Polskiej i biura
posłów PiS rozpoczęły zbieranie chętnych na wyjazd do Warszawy, inni
skrzykiwali się na marsz w sieci. Pełna mobilizacja.
A potem nagle stało się coś nieoczekiwanego: poseł PiS Jarosław
Krajewski oświadczył w TVN, że jego partia nigdy nie
nawoływała zwolenników do uczestnictwa w marszu. I w ogóle nie ma z nim nic
wspólnego. Dopytywany o szczegóły wyjaśnił, że PiS organizuje obchody rocznicy
katastrofy smoleńskiej, a o inne inicjatywy trzeba pytać ich organizatorów.
A wśród organizatorów dezorientacja. Mariusz Rychlik, autor wydarzenia
na Facebooku „Wielki Wyjazd do Warszawy” zaproponował, by nie używać nazwy
„Marsz Miliona”, ale jednak nie rezygnować z inicjatywy. „Chcąc nie chcąc,
obchody 6. rocznicy katastrofy muszą być połączone z Naszym Wiecem poparcia
dla Rządu. (...) MUSIMY TAM PO PROSTU BYĆ” - wezwał.
- Marsz będzie, tylko bez tej nazwy - słyszymy w biurze senatora Przemysława
Błaszczyka (PiS) w Łęczycy. Uprzejma pani nie wie, skąd ta zmiana.
- Może się wystraszyli, że nie
będzie miliona ludzi? Żeby potem nie było zarzutów, że się nie udało? I że te
partyjne struktury nie są tak silne, jak się wszystkim wydawało? - zastanawia
się głośno. Trudno jej powiedzieć. W każdym razie Łęczyca jedzie na obchody.
Koszt to 10 złotych od osoby, część pokryje pan senator, resztę uczestnicy.
- A może na Nowogrodzkiej się przestraszyli tych ostatnich napadów
terrorystycznych? - spekuluje szef rzeszowskiego Klubu Gazety Polskiej Zbigniew
Sycz. Osobiście uważa, że warto w Warszawie być, a czy to będzie milion czy 10
tysięcy, to już nie ma znaczenia.
- Ale skoro w 10-milionowych
Węgrzech w marszu poparcia dla Orbana wzięło udział pół miliona ludzi, to w
40-milio- nowej Polsce spokojnie można by uzbierać milion patriotów - wyraża
nadzieję.
Leży akurat z grypą w łóżku, ale
wydzwania do znajomych, wysyła SMS-y, żeby ich zdopingować. - Szczerze mówiąc,
tłumów na razie nie ma, zresztą nigdy nie było - Sycz dziwi się, że ludziom
żal jest wydać 40 złotych na wyjazd patriotyczny. Ale zdaje sobie sprawę, że
niektórzy liczą każdy grosz. Dla nich się poniża i prosi o wsparcie. -
Ostatnio, jak jechaliśmy 13 grudnia do Warszawy, wsparli nas trzej posłowie
PiS. Może i tym razem się uda, bądźmy dobrej myśli.
Poseł PiS: - Za chwilę z Nowogrodzkiej pójdzie instrukcja, że każdy
poseł ma opłacić jeden autokar. W klubie jest 300 parlamentarzystów, więc to
daje 15 tysięcy ludzi. A to przecież tylko część tych, którzy przyjadą do
Warszawy. U mnie w okręgu wyborczym zawsze domagano się opłacenia dwóch
autobusów, tym razem już sześciu.
NAJWAŻNIEJSZA DATA W
HISTORII
- Mobilizacja jest - mówi specjalista ds. wizerunku
Mirosław Oczkoś ze Szkoły Głównej Handlowej. Obserwuje od początku
zamieszanie wokół Marszu Miliona i - rzeczywiście - po stronie PiS widzi próbę
przebicia Komitetu Obrony Demokracji. Na zasadzie: skoro KOD udaje się
zgromadzić od 50 do 70 tysięcy ludzi, to nam się uda znacznie więcej.
- Pewnie myśleli tak: gdyby 10 kwietnia przyjechał do Warszawy wielki
tłum, można by to pokazać jako triumf partii rządzącej. Powiedzieć: popatrzcie,
jaka po naszej stronie jest mobilizacja. A później pewnie przyszła refleksja:
tego jednak nie da się tak szybko zorganizować - tłumaczy Oczkoś.
Zaraz jednak dodaje, że ostatecznie marsz 10 kwietnia może się dla PiS
okazać sukcesem: wystarczy, że do stolicy przyjedzie więcej ludzi niż
zgłoszone w ratuszu 50 tysięcy. - Jeśli media państwowe pokażą, że to był
wielki oddolny ruch, spora część Polaków w to
uwierzy. Zwłaszcza że przez cały dzień na zmianę z relacjami z pochodów będą
oglądać filmy o życiu Lecha Kaczyńskiego, wielkiego męża stanu. Stopniowanie
napięcia jest starannie przemyślane, a opinia publiczna będzie urabiana,
przyzwyczajana do tego, że 10 kwietnia to jedna z najważniejszych dat w
historii Polski.
I o to chodzi - mówi Oczkoś.
Wygląda na to, że ta diagnoza jest trafna. - Ryszard Terlecki na
posiedzeniu klubu PiS powiedział, że to najważniejsza data w roku - potwierdza
poseł PiS. I dodaje, że nad przygotowaniami do
obchodów czuwa osobiście wicemarszałek sejmu Joachim Brudziński, a pomaga mu
Krzysztof Sobolewski, kierownik struktur partii.
Obchody będą w tym roku wyjątkowo uroczyste. Rano msza w intencji ofiar
katastrofy, o 8.41 przed Pałacem Prezydenckim odczytanie ich nazwisk. W
południe modlitwa Anioł Pański, później Koronka do Miłosierdzia Bożego, a
między nimi filmy o tematyce patriotycznej i przemówienie prezydenta Dudy. I
jeszcze odsłonięcie dwóch tablic poświęconych prezydentowi Lechowi
Kaczyńskiemu: pierwsza zawiśnie na Pałacu Prezydenckim, a druga - prawdopodobnie
z informacją, że prezydent „poległ w służbie Ojczyzny” - na stołecznym
ratuszu.
A do tego ofensywa medialna: telewizyjna Jedynka wczesnym popołudniem,
w najlepszym czasie antenowym, pokaże hagiograficzny film o Lechu Kaczyńskim
„Niosła Go Polska”, a w Dwójce nadany zostanie reportaż o Marii Kaczyńskiej „Muszka,
Marylka, Maria”.
TO BĘDZIE ŚWIĘTO
- W Szczecinie wojewoda zachodniopomorski z PiS wysłał
pismo do samorządowców, że w
rocznicę katastrofy mają włączyć syreny. Flagi zostaną opuszczone, nastrój
będzie żałobny - mówi
Dorota Sanecka, działaczka partii Razem, która prowadzi na Facebooku fanpage
„Nie dla Pomnika Lecha Kaczyńskiego w Szczecinie”. Dodaje, że PiS-owscy notable
wręcz prześcigają się w pomysłach, jak przypodobać się prezesowi partii.
- To wszystko są prywatne uroczystości prezesa Kaczyńskiego, Smoleńsk
to jego osobista krucjata - nie ma wątpliwości Mirosław Oczkoś. - Jarosław
Kaczyński próbuje zbudować wokół swojego brata kult. I nie używa już do tego
wyłącznie partii, on rocznicę katastrofy smoleńskiej postanowił upaństwowić.
Kolejnym krokiem będzie ustanowienie w przyszłym roku dnia Lecha Kaczyńskiego,
na przykład Pielgrzyma Wolności. Wszystko zmierza ku temu, by zrobić z 10
kwietnia państwowe święto.
- Po raz pierwszy obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej są organizowane
w sytuacji, gdy cała władza spoczywa w rękach PiS. Po raz pierwszy są też na
to pieniądze państwowe - dodaje politolog Marek Migalski, były
europarlamentarzysta z ramienia PiS, wykluczony z partii za krytykę prezesa
Kaczyńskiego. Mówi, że jeśli państwo wydaje pieniądze na przekonanie obywateli
do jakiegoś projektu, to w większości przypadków przynosi to oczekiwany efekt.
- O jaki efekt chodzi PiS? O przekonanie większości obywateli do tezy, że w
Smoleńsku doszło do zamachu; a jeśli nawet nie było spisku, to tragedia
wydarzyła się na skutek karygodnych zaniedbań ekipy Platformy Obywatelskiej.
Gdyby ten zamiar się powiódł, to poparcie dla partii by wzrosło. Bo jeśli w
tak fundamentalnej kwestii jak Smoleńsk spora część obywateli będzie popierać
wersję PiS, to także w innych udzieli partii poparcia.
Politolog zwraca uwagę, że efekt już widać w sondażach: jeszcze kilka
lat temu w zamach wierzyło 10 procent Polaków, a dziś już prawie 30 procent.
- Będą się zmieniały ulice, place, będą się pojawiać popiersia, pomniki,
tablice ku czci Lecha Kaczyńskiego. To jest polityczna gra w kości umarłych,
wykorzystywanie tragedii do zbijania politycznego kapitału - dodaje ekspert
ds. marketingu politycznego i wizerunku Wiesław Gałązka. Jest przekonany, że
ta - jak ją nazywa - „nekropolityka”, będzie powodować kolejne konflikty.
- Przecież Jarosław Kaczyński i jego ludzie stawiają sprawę jasno: kto
nie popiera władzy, ten jest wrogiem. Komu nie podobają się tablice ku czci
czy pomniki, jest zdrajcą.
KOŁO DOMU JARKA
O tym , że na temat budowy pomników nie ma dyskusji, Dorota Sanecka przekonała się, gdy
była pełnomocniczką uchwały obywatelskiej, która miała zablokować budowę
pomnika Lecha Kaczyńskiego w Szczecinie. - Spotkało mnie kompletne lekceważenie
drugiej strony. I pogarda. Pomysł budowy pomnika
przegłosowano w radzie miasta z zakazem dyskusji. Nie było mowy, by ktoś mógł
myśleć inaczej. Ma być pomnik i koniec - opowiada.
- Wojna smoleńsko-polska, trotyl, komisje śledcze i parówki jako dowody
w śledztwie. To nas czeka w kolejnych miesiącach - przepowiada Roksana Sobczak
ze Wschowy, która też prowadzi na Facebooku stronę „Nie dla Pomnika Lecha
Kaczyńskiego”. Kiedy wrzuciła na fejsie sondę z pytaniem: „Czy chciałbyś, aby
pomnik Lecha Kaczyńskiego powstał przed Pałacem Prezydenckim?”, większość
odpowiedziała: „Nie, ani w żadnym innym miejscu w Polsce. Nieliczni kliknęli:
„Tak, ale koło domu Jarka”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz