niedziela, 10 kwietnia 2016

Naziści z Podlasia



Przez lata białostoccy skinheadzi byli bezkarni. Podpalali mieszkania cudzoziemców, bili - nikt nie reagował. Aż trafili na policjanta, któremu się chciało, i upartego prokuratora. I oni rozbili groźną organizację neonazistowską. Na razie zarzuty usłyszało 90 osób.

Mariusz Kowalewski

Znaleźliśmy przedwojenną książkę telefoniczną Białego­stoku. 70 proc. ludności, która tutaj mieszkała, stanowili Żydzi. I w takim mieście, które było tolerancyjne, rozkwitła ta zaraza. Inaczej o ludziach czczących Hessa czy Hitlera nie da się powiedzieć - opowiada osoba pracująca przy jednym z największych śledztw w Polsce dotyczącym grup neonazistowskich.
   Przez lata jednak nie reagował. Poja­wiające się na murach swastyki uznawano za przejaw młodzieńczej głupoty. Kiedy w 2011 r. ktoś pomazał swastykami pomnik ofiar mor­du w Jedwabnem i dopisał „Byli łatwopalni’; też uznano to za przejaw głupoty.
   Policja prowadziła rutynowe śledztwa, ale niewiele z nich wynikało. Do czasu. W 2013 r. w Białymstoku podpalono mieszkanie Hindusa. To zdarzenie przelało czarę goryczy.
   Śledztwo dostał jeden z najlepszych prokuratorów na Podlasiu. W wyłapanie skinów zaangażowało się warszawskie Cen­tralne Biuro Śledcze Policji i funkcjonariusz z komendy miejskiej w Białymstoku. Razem rozbili największą organizację neonazistowską w Polsce. Okazało się, że mają do czynienia ze sprawnie działającą siatką międzynarodo­wych neonazistów z Blood and Honour (Krew i Honor). Śledczy zabezpieczyli tysiące doku­mentów. W tym zdjęcia, na których utrwalano spotkania członków Blood and Honour.

ZARZĄD
Blood & Honour to międzynarodowa or­ganizacja neonazistowska. W Polsce działa przynajmniej od 2005 r. Formalnie miała zostać rozbita w 2007 r., gdy zatrzymano, jak się wtedy wydawało, głównych aktywistów neonazistowskich. Zabezpieczono setki dokumentów. W tym te, które wskazywały kolejny trop - Białystok. Ale prokuratorzy nie poukładali wówczas rozrzuconych puzzli. W ogóle nie podjęli tropu prowadzącego na
Podlasie. Mimo że od 2005 r. w Białymstoku trwała regularna wojna między a pretorianami, czyli kibicami Jagiellonii. Pierwsi chcieli za wszelką cenę przejąć władzę nad stadionem. Policja w bijatykach nie widziała jednak nic poza walkami pseudokibiców. Nawet gdy w grudniu 2005 r. przed swoim domem został zabity Adrian, szef pretorian. Sprawcami okazali się młodzi podlascy skini, których zatrzymano i osądzono. Nikt jednak nie wiązał tego zajścia z działającą na terenie Polski organizacją Blood and Honour.
   A już wtedy było wiadomo, że śledczy nie mają do czynienia ze zwykłą stadionową chuliganerią. Zatrzymani sprawcy śmier­telnego pobicia Adriana jawnie deklarowali fascynację Hitlerem i nazizmem. Ale śledczy zadowolili się złapaniem głównych sprawców morderstwa. Nie szukali zleceniodawcy, choć bilingi i zeznania wskazywały, że nie działali sami. Ze strzępów informacji można było wyczytać, że na Podlasiu funkcjonuje dobrze zorganizowana siatka neonazistów. A skinheadzi najpierw przejęli kontrolę nad stadionem Jagiellonii Białystok. Stamtąd wyszli na miasto. Stworzyli przestępczą organizację, na której czele stanęli: Adam S. ps. Staszyn, Herbert Ż. ps. Herbciak, Krzysz­tof G. ps. Litwin i Tomasz P. ps. Dragon.
   „Staszyn” to barczysty, postawny męż­czyzna. Na lewej ręce ma wytatuowany napis „Blood and Honour”. To on jest for­malnym szefem białostockich skinheadów. „Herbciak” policji i prokuraturze był znany od 2007 r., gdy prokuratura dokonywała pierwszych zatrzymań członków B&H na terenie Polski. „Litwin” jest najmłodszy z nich. Również sportowa, umięśniona syl­wetka. Na prawym przedramieniu nosi tatuaż, w którym nazistowskie symbole wymieszane są ze znakiem Polski Walczącej.
   Tomasz P. ps. Dragon - 31-letni męż­czyzna o dziecięcej twarzy. Łącznik między młodymi a tzw. starymi skinheadami, czyli „Herbciakiem” „Staszynem„ i „Litwinem”. „Dragon’ był twarzą me^dia1ną, nieforma1nym rzecznikiem prasowym skinów. Udzielał się w akcjach społecznych. Był zapraszany do białostockiego ratusza. Maszerował w pa­radach z okazji Dnia Niepodległości czy Święta Żołnierzy Wyklętych. On organizował kibiców Jagiellonii.



 





Zdjęcia zabez­pieczone przez policję. Na jednym nawet tort jest ozdobiony swastyką


OPERACJA „ANTYNAZI”
W 2013 r. CBŚP udało się wprowadzić do kierownictwa białostockich skinów dwóch policjantów pracujących pod przykryciem. Kolejnym pomocnym ogniwem w śledz­twie był policjant kryminalny z Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku, który przez lata tropił miejscowych skinów. - Skarbnica wiedzy. Bez jego pomocy nie udałaby się cała operacja - mówi policjant z warszawskiego CBŚP. Całość działań koordynował proku­rator Grzegorz Masłowski. Dzięki mrówczej pracy operacyjnej latem 2014 r. dokonano pierwszych zatrzymań. Wpadł cały zarząd białostockich skinów. Śledczy zdobyli mocne dowody na „Staszyna” „Litwina” i „Dragona'! Nie znaleziono jednak nic na „Herbciaka”. W sumie jednego dnia zatrzymano 20 osób.
    „Dragonowi„ i „Staszynowi„ prokuratura postawiła zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą handlującą narkotykami i czerpiącą korzyści z nierządu. „Litwin” ma postawione zarzuty podżegania do nienawiści na tle rasowym.
   Z akt sprawy można się dowiedzieć, że białostoccy skini stworzyli niemal idealną organizację przestępczą. Zajmowali się sutenerstwem i handlem narkotykami. Do tego ostatniego potrzebny był im stadion. To tam rekrutowali młodych, którzy wchodzili do organizacji. - Taki adept najpierw zajmował się malowaniem swastyk, a gdy był dobry, tra­fiał do tzw. ultrasów, czyli grupy wiodącej na stadionie Jagiellonii. Nad niani byli hooligans, czyli bojówki biorące udział w ustawkach pseudokibiców. Całością kierował zarząd - opowiada policjant znający akta sprawy.
    Policjant CBŚP: - Zabezpieczyliśmy setki dokumentów. W tym zdjęcia, które obrazują, z kim mieliśmy do czynienia.
   Na licznych fotografiach można zobaczyć często młodych chłopaków, dziewczyny, które nie mają ukończonych nawet 18 lat. Chętnie pozują z gestem nazistowskiego pozdrowienia. Ubrani są w koszulki ze swastykami, liczbą 88 (Heil Hitler).
   Prokuratura i policja zabezpieczyła też zdjęcia z neonazistowskiego koncertu zorganizowanego w 2012 r. w stodole pod Białymstokiem. Widać na nich heilujących młodzieńców. - Najbardziej jednak ruszyło nas to, kiedy na jednym ze zdjęć zobaczyliśmy, że na scenie wisiały banery z symbolami nazistowskimi i Polski Walczącej obok siebie. Bezmózgi - mówi osoba znająca akta.
    Kiedy prokurator Masłowski pytał skinów, dlaczego używają jednocześnie symboli polskiego podziemia, które walczyło z na­zistami, i symboli np. SS, słyszał pokrętne wyjaśnienia. Najczęściej, że „Hitler nie chciał źle”. Podczas składania wyjaśnień wyszło też, że skini nie znają podstaw historii.
   Wśród zabezpieczonych zdjęć jest fotogra­fia przedstawiająca tort ze swastyką. Ciasto zrobiono w jednej z białostockich cukierni.
   Do dziś w śledztwie dotyczącym pod­laskich skinów zarzuty usłyszało ponad 90 osób. - Śledztwo jest rozwojowe - mówi Masłowski.

HARACZE
CBŚP i prokuratura rozpracowują kolejne wątki. Wśród nich ten dotyczący wymuszania haraczy od lokalnych klubów i dyskotek. Mechanizm był prosty. Skini wprowadzali do klubów swoich ludzi, którzy stawali na bramkach. Kto się nie chciał podporządko­wać, miał problemy. - Wysyłano do takiego lokalu młodych skinów, a oni wszczynali burdy. Później przychodzili „starzy„ i mó­wili, że może być spokój. W zamian trzeba tylko wskazane przez nas osoby zatrudnić na bramce - opowiada policjant. Ale w tym wątku prokuratura i i policja natrafiły na zmo­wę milczenia. Właściciele klubów nie chcą współpracować ze śledczymi. - Może teraz, kiedy widzą, że czyścimy miasto, w końcu pójdą po rozum do głowy i zaczną mówić o tym, w jakich okolicznościach zmieniali ochronę - opowiada policjant pracujący w śledztwie. Z kolei w prokuraturze słyszymy, że niewiele już potrzeba, by wiedzę operacyjną przekuć na zarzuty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz