Jarosław Kaczyński
sam jest jak biskup pozbawiony męskich cech, poza tą jedną
- potrzebą władzy i
dominacji. Cały ten jego sztafaż, to fatalne mówienie po polsku, ta grubo
ciosana dosłowność...
Rozmawia Aleksandra Pawlicka
Do Andrzeja
Stasiuka jadę przez pół Polski. Coraz węższymi drogami Beskidu, niemal na samą
granicę ze Słowacją, dokąd wyprowadził się z Warszawy 30 lat temu. Chcę
zapytać, czy dobra zmiana dotarła i do niego.
ANDRZEJ STASIUK: To o czym rozmawiamy?
NEWSWEEK: O Polsce.
- Jasne, że o Polsce. Wolę
rozmawiać o jeżdżeniu samochodem, o książkach, o sobie... ale każda rozmowa
jest tak naprawdę o Polsce. Może nic innego na ma, tylko ta Polska?
Jesteśmy jej emanacjami - nie człowieczeństwa, tylko polskości właśnie? Polska
buzuje w podglebiu naszej świadomości, z tyłu naszego umysłu. Nie trzeba
wymieniać nawet jej nazwy, którą tak chętnie ostatnio wymienia się w każdej
sytuacji, a i tak wiadomo, o co chodzi. Zawsze ona, wszechobecna.
Nawet w moim psie, którego pani tu
widzi, jest Polska. Bo mojego psa jacyś Polacy jako malutkie szczenię w środku
mroźnej zimy wyrzucili w nocy przez płot. Polacy, bo kto inny mógł wyrzucić psa
w Polsce?
Przecież nie Niemcy ani Ruscy, ani
Żydzi go tu podrzucili. Wyrósł na cudną suczkę.
Polską oczywiście, bo od polskości
nie da się uwolnić.
Ironizuje pan.
- A co mam robić? Moją bronią jest
ironia. Nic tak nie osłabia wodzów narodu jak robienie sobie z nich jaj.
Panowie i panie od prezesa może i mają wiele fajnych cech, ale poczucia humoru
ni krztyny. A wystarczy wyobrazić sobie ich na golasa. Jarka na mównicy, jak go
pan Bóg stworzył.
Oni mają patos, pan ironię?
- Przez ostatnie 25 lat Polską
rządził Gombrowicz, nie Sienkiewicz. Patos jako składnik narracji został
zgubiony, bo to jest narzędzie dobre na czas wojny. Na czas pokoju, aby
budować pewne siebie społeczeństwo, którym wciąż, niestety, nie jesteśmy, lepszy
jest dowcip. Dowcip pokazuje, że jesteśmy na tyle mocni, aby pozwolić sobie na
robienie jaj z samych siebie. Tak samo jak przyznanie się do błędu świadczy o
sile. Po tej drugiej stronie ani siły, ani poczucia humoru, zwłaszcza na własny
temat, nie widać. Jedyne, co się przydarza, to szyderstwo. Choćby z tego powodu
jestem jako elektorat z tamtego kręgu wykluczony.
Mówi pan: od polskości nie da
się uwolnić.
- Kiedyś myślałem, że to możliwe.
Pierdolić tę historię, będę pisał o geografii i jeździł po Bałkanach.
Wymyśliłem sobie wtedy patent trochę gorszej Europy, powiedzmy - środkowej.
Myślałem, że dzięki temu uwolnię się od Polski, bo już czas najwyższy. Bo ileż
o tej Polsce można? Zawsze żyliśmy pod jej butem, pod pręgierzem, w jej dybach.
Postanowiłem więc jechać do innych skrzywdzonych. Tyle że zagranicą i tak
człowiek o tej Polsce myślał. Z pewną ulgą z niej wyjeżdżał, ale też z ulgą do
niej wracał,
że ona jest i czeka na niego. Co
więcej, z perspektywy pewnych miejsc kraj nad Wisłą okazywał się nawet cudowny.
Na przykład?
- Na przykład z perspektywy
Bałkanów. Wracałem stamtąd i myślałem: „Kurwa, Polacy nie mają pojęcia, w jakim
fajnym kraju żyją”.
Czym jest dla pana Polska?
- No właśnie, czym? Historią?
Geografią? Językiem? Kulturą? To, co nam te hominidy z telewizora próbują
wmówić, że Polska jest taka, sraka, owaka? Nie wiadomo, co ona jest. Wszyscy o
niej mówią, ale nikt jej nie widział, bo każdy ma swoją wizję i próbuje ją
narzucić innym, sprzedać, wcisnąć. Mówię im wszystkim: „To ja jestem Polska. I
co mi zrobicie?”. Od 56 lat jestem Polską. Moja tożsamość, wszystko, co
zrobiłem i co jeszcze zrobię, co spieprzyłem i co mi się udało - przecież to
jest Polska. Jestem w tej przestrzeni, mówię po polsku i obowiązki mam polskie,
od których, jak od wszystkich obowiązków, chce się uciec.
Czuje się pan Polakiem gorszego
sortu?
- Powiem pani szczerze: mam to w
dupie. Dociera czasami do mnie to mącenie, ale ja swoją Polskę ustalam sam i
nikt nie będzie mi mówił, jaka ona ma być. Chcą robić lepszą Polskę od mojej?
Niech robią, tylko niech mnie do niej przekonają!
Są w stanie?
- Niektórym wystarcza zakorzenienie
w kulturze, języku, w przeszłości, w swoich rodzicach, w miejscu, z którego
się człowiek wywodzi. Polska indywidualna - dla mnie zupełnie wystarczająca,
żeby czuć się Polakiem i być pewnym swojej polskości. Ale innym do bycia
Polakiem potrzeba władzy, żeby tę swoją zakompleksioną, niejasną i
skomplikowaną polskość utwierdzić.
I narzucać ją innym.
- Niektórzy wręcz chcą, żeby im
narzucano. „Dziękujemy ci, wodzu, wreszcie wiemy, czym jest Polska! Do tej
pory błądziliśmy jak dzieci we mgle”. Ci, którzy nie mają silnego,
zakorzenionego poczucia polskości, muszą nieustannie o niej trąbić, a przecież
gadulstwo jest oznaką słabości. Jeśli do utwierdzania własnej tożsamości
potrzeba zgiełku i harmidru, to znaczy, że jest w tym jakieś pęknięcie.
Albo pustka.
- Niepewność. Tyle że niepewność
to też ważna składowa polskości. Przecież my do końca nie wiemy, kim jesteśmy.
Między Wschodem a Zachodem, między Germanią a Słowiańszczyzną. Wciśnięci w
strasznie niewygodny zakamarek kontynentu, w dodatku peryferyjny. Francuz nie
zastanawia się nad swoją francuskością, a Polak nad swoją polskością tak.
Pytanie, kim jesteśmy, płynność tożsamości to jest istotny element polskości.
Dlaczego mamy się tego wstydzić?
W śnie o wielkiej Polsce nie ma
miejsca na pytania o to, kim jesteśmy.
-Rumuński filozof Emil Cioran
pisał wiatach 30. ubiegłego wieku o rumuńskości
jako skrzyżowaniu wielkości Francji z potencjałem Chin. Był wtedy faszystą i
tak sobie wyobrażał swoją Rumunię, która była młodym peryferyjnym państwem,
położonym na rozdrożu Wschodu i Zachodu, z tym pierdolcem romańskim i łacińskim.
Może to jest trochę podobne do tego, co teraz dzieje się w Polsce? Wielkie
wzmożenie, wielka próba odnalezienia prawdziwej i jedynej tożsamości. Żeby ona
była prawdziwa, to jeszcze OK, ale ona ma być jedyna. Taka oferta nas zubaża.
Wyrazista konstytucja słowa „polskość” potrzebna jest tylko słabym. Inni obywają
się bez niej. Pytanie, kto lepiej sprawdzi się w czasie próby?
Kto pana zdaniem?
- Na to pytanie niech każdy
odpowie sobie sam.
Czy patriotyzm prawicy jest
podszyty fałszem?
- Narzucanie jednej słusznej wizji
upokarza intelektualnie. Umysł ludzki ma zdolność produkcji większej liczby
wizji niż jedna. Dlatego jeśli próbuje się zaimplantować w wielu głowach jedną
prawdę, to odbiera się ludziom prawo do myślenia. Do intelektualnego bogactwa.
Młodych ludzi taka oferta
uwodzi.
- Bo młodzi są podatni na
uwodzicielskie zabiegi.
Liberalna wolność jest mniej
atrakcyjna niż narodowe wzmożenie?
- Wolność wcale nie jest taka
atrakcyjna Jak nam się wydaje. Wolność jest straszna, zmusza do wyboru. A
każdy wybór jest rozterką, dramatem, niepewnością, poczuciem braku
bezpieczeństwa. W tych kompletnie pochrzanionych, strasznie skomplikowanych
czasach, o których nie ma łatwej opowieści, jedna narracja wydaje się prostą
receptą. Dla wielu umysłów wręcz zbawienną. Ludzie wcale nie chcą wolności.
Wolą jasne, proste odpowiedzi. Pal sześć, czy prawdziwe, ale dające chwilowe
zakorzenienie w życiu, w egzystencji. Strasznie jest myśleć o współczesnym
świecie i nie wiedzieć, kurwa, o co w nim chodzi. Nie wiadomo, co będzie za
miesiąc, co będzie za rok. Dla umysłów nieodpornych, nie wyćwiczonych w
wątpieniu i ćwiczeniu wielu wizji świata i polskości, to dotkliwe
doświadczenie. Dlatego zamiast szukać, wolą dostawać gotowe odpowiedzi.
Zwłaszcza ludzie młodzi, którzy potrzebują natychmiastowego „tak” lub „nie”.
Chcą być potomkami bohaterów -
żołnierzy wyklętych, powstańców warszawskich.
- Strasznie mi przykro, aleja nie
miałem w rodzinie żadnego powstańca. Najbardziej heroicznym czynem był przemyt
wódki przez mojego wuja na Bugu, na granicy sowiecko-hitlerowskiej. Niemieccy
żandarmi go za to aresztowali i nawet trochę po- szturchali w Drohiczynie.
Rodzinna legenda. Okazuje się, że nie jestem zakorzeniony w heroicznym micie
Polski, a jednak przeżyłem tutaj trochę i jakoś się z tym krajem dogaduję.
Może więc tworzenie na siłę mitów wcale nie jest konieczne?
To dlaczego PiS pisze na nowo
historię, chce tworzyć własnych bohaterów i stawiać im pomniki?
- Bo ma prawo do swojego czasu.
Nie możemy im tego prawa odmawiać, tym 19 procentom, którzy na PiS głosowali.
Trzeba dać im szansę, żeby nie eksplodowali i kurwica ich nie zadusiła. Niech
ogłoszą wreszcie światu tę swoją prawdę prawdziwą i niech czas ją zweryfikuje.
Dlaczego świat ma być wolny wyłącznie na warunkach wolności, które my
dyktujemy? Proszę bardzo, niech budują sobie pomniki, niech tworzą
rzeczywistość alternatywną do dotychczasowej. PiS dało prawo głosu tym, których
wcześniej nikt nie chciał słuchać. Przygarnęło ich, a potem wykorzystało do
zdobycia władzy.
Ale na PiS nie głosowali
wyłącznie pokrzywdzeni przez transformację.
- Owszem, w Polsce jest też grupa
ludzi, którzy nigdy nie są zadowoleni z zajmowanego miejsca. Nawet jeśli
rzeczywistość zaspokaja ich potrzeby, zawsze chcą mieć więcej i inaczej. Są
też ci, którzy potrzebowali po prostu radykalnej zmiany. PiS się przytrafiło.
Nie byłoby PiS, byłoby coś innego. Mnie to nie przeszkadza, że inni mają inne
poglądy. Przeszkadza mi tylko to, że nie potrafimy o tym ze sobą rozmawiać.
Bogactwo gatunku ludzkiego polega na tym, że każdy myśli inaczej, a u nas za
wszelką cenę każdy próbuje przeforsować własny sposób myślenia. Nasz sposób,
polski.
Mamy dziś w Polsce dwa
plemiona?
- Jedno mówi drugiemu: „Bądźcie
sobie, tylko siedźcie cicho. Nie podskakujcie!”. A drugie odpowiada: „Nie
myślisz jak my? To wypierdalaj!”. I koniec pieśni. Właściwie dlaczego byliśmy
przekonani, że nasza historia skończy się na liberalnej demokracji? Że wszyscy
będziemy mówili po angielsku i golili nogi? Jak się trochę po świecie pojeździ,
to łatwo można się przekonać, że nasz pomysł na to, jak powinien wyglądać
świat, jest marginalny Rosja, Chiny Afryka, świat arabski wypinają się na
demokrację liberalną. Oczywiście, wolałbym, aby świat w nią wierzył, ale skoro
tak nie jest, to wina świata czy słabości oferty?
Słabości oferty.
- To jest cały czas pytanie o
istotę wolności. Czy ona jest nam potrzebna, czy nie? Czy to warunek rozwoju,
czy tylko kolejna fajna fikcja, za którą przelewaliśmy krew? Fikcja liberałów
z dużych miast, którzy potrafili za jej pomocą zmienić polską i europejską rzeczywistość.
Ostatnie 25 lat żyło się w
Polsce przyjemnie.
- Tak, tylko czy chodzi wyłącznie
o to, aby żyło się przyjemnie? Czy tak myślą chłopcy ze sztandarami? Może oni
wolą krwawo i heroicznie? Chłopcy mają w biologii zaprogramowaną walkę i poświęcenie.
Chcą zabijać i dać się zabić za szczytne cele. Chcą być bohaterami. Nie wszyscy
przecież pozabijają się na szybkich motocyklach albo pójdą do gangów. A starsi
chłopcy chętnie to wykorzystują dla swoich celów, najczęściej do zdobycia władzy.
Ostatnie ćwierćwiecze było w Polsce czasem wysoce nieheroicznym. Ja rozumiem to
wzmożenie biologii, sam byłem taki, żyjąc we wspólnocie, musiałem żyć na
granicy ryzyka. Zawsze chciałem zostać partyzantem.
Jakoś pan nie został.
- Ale marzyłem o tym. Zresztą, jak
to - nie zostałem? Wyłamałem się z głównego nurtu. To, co robię, jest
kompletną partyzantką. Nie mówiąc o tym, że ja jednak należę do zupełnie
innego pokolenia. Urodziłem się w cieniu wojny, ona istniała w moim dorastaniu.
Domy były rozpierdolone, ciotki opowiadały o rozstrzelaniach, o mordowaniu, o
tym, że przyszedł Niemiec i strzela! do babki, ale mu się pistolet zaciął. To
były realne opowieści, dotyczyły ludzi, których znałem. A dziś dzieciarnia nie
zna wojny nawet z drugiej ręki. Tego syfu, strachu, brudu, przerażenia
zwykłych ludzi. Ja to znałem, to była moja opowieść. Mieliśmy partyzantkę
przeciwko komunizmowi, realnym Ruskim, ograniczeniom narzuconym z zewnątrz.
Można było walczyć. Dziś jest globalizacja i Unia Europejska. Młodzi znają wojnę
z gier komputerowych i z przekazu literackiego. Czyste idee pachnące sławą, a
nie smrodem rozkładających się trupów. Młodych facetów nie da się przerobić w
pacyfistów, którzy pragną tylko ciepłej wody. Nikt o tym nie pomyślał.
Co mogłoby być w demokracji
kuszącą ofertą dla młodych facetów?
- Nie wiem. Sam sobie zadaję to
pytanie i nie znam odpowiedzi.
Teraz dostali od władzy groźne
narzędzie - język pogardy.
- Zgoda, ktoś im te hasła podsuwa
- o drzewach, na których zamiast liści wisieć będą syjoniści, albo: „raz
sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”. Te chłopaki mają przecież łaskę późnego
urodzenia i na oczy nie widzieli prawdziwego komunisty ani syjonisty. Na Kubę
by musieli pojechać, do Izraela, a tu za oknem Białystok. Tyle że hasła nie
muszą mieć sensu. Hasła mają integrować. Dlatego język jest groźny. Język budzi
demony.
Otwiera furtkę do faszyzmu?
- Do pogardy, wykluczenia,
napiętnowania. Od drugiego sortu czy elementu animalnego do podludzi krótka
droga. Jak od odmowy człowieczeństwa do pozbawiania go innych. Faszyzm, każda
wojna plemienna, każde ludobójstwo zaczyna się od języka. Ale czy Jarosław
jest rzeczywiście nieodpowiedzialny językowo? Myślę, że jemu chodzi tylko o
ugranie jakichś własnych historii, rozliczenie się z samym sobą. Owszem, używa
języka na granicy zagrożenia, ale po cichu liczy, że może nie uda się jednak
nikogo posortować. Chodzi mu tylko o stworzenie wspólnoty, która psychicznie
go zaspokoi. Wysoce terapeutyczny okres mamy w historii.
To wspólnota jednych przeciwko
drugim?
- Wspólnota zwykle jest przeciwko
czemuś, a nie za czymś. Przeciwko reszcie świata, przeciwko gorszym, przeciwko
tym, którzy dotychczas nas eliminowali. Wspólnota zawiązuje się wtedy, gdy
nadchodzi czas walki i odwetu. W innym wypadku mamy co najwyżej towarzystwo.
Odwet oznacza ofiary.
- Otwieranie starych książek, z
których w dodatku nic się nie rozumie, jest ryzykowne. Utożsamianie faszyzmu z
ideą Polski na- rodowej, gdzie ten faszyzm
miał ją, kurwa, wdeptać w ziemię, zagłodzić ludzi i zmienić w niewolników, to
pomysł co najmniej karkołomny. To pachnie wstrząsającą głupotą i niebezpieczeństwem,
ale w ideologii nie chodzi przecież o zdrowy rozsądek. W ideologii chodzi o
zdobycie terytorium duchowego i psychicznego. Gdzie w tym wszystkim jest
państwo, które ma dbać o bezpieczeństwo obywateli? Gdzie jest Kościół, który
pozwala narodowym nacjonalistom stać w głównej
nawie?
Kościół jest aktorem tej
ryzykownej gry.
- Trudno powiedzieć, czy Kościół
bardziej wykorzystuje PiS, czy odwrotnie.
Wydaje mi się, że episkopat nie wie, jak się zachować. Normalny człowiek, gdy wchodzi w jakieś środowisko, dyskretnie się rozgląda, jak należy się
zachować, a biskupi są ślepi.
Czasy ich kompletnie przerosły. Wobec potwornych wyzwań
współczesności, wobec wędrówek ludzi, przesuwu kapitału, postępu technologii,
polski Kościół potrafi odklepywać tylko XIX-wieczne
litanie.
I umacniać swoją pozycję w
państwie.
- Chwilowo. Polscy biskupi, którzy
wyglądają równie strasznie, jak mówią - nie po
polsku, schematami - nie są w stanie dostosować Kościoła do wyzwań świata. W
tym sensie są jak sekta.
Napisałem kiedyś krótki tekst o
tym, że Kościołem powinny zacząć rządzić kobiety. Starzy faceci będący
uosobieniem pragnienia władzy muszą zniknąć. Staremu facetowi, który nie ma
już przyjemności, rozkoszy i
witalności, jedyne, co pozostaje, to potrzeba dominacji.
Dlatego Kościół utrwala
patriarchalny model i próbuje ograniczyć prawa kobiet?
- Polskim Kościołem, a pewnie
Kościołem w ogóle, rządzi pragnienie władzy i seksualne obsesje starych
facetów. Opętanie dupą i brzuchem. Boże, ekskomunikują mnie za to, co mówię, zabiorą
legitymację prasową „Tygodnika Powszechnego”, ale przecież to widać gołym
okiem. Skoro władza nad rzeczywistością wymyka się biskupom z rąk, to próbują
przynajmniej zachować władzę nad kobiecą cielesnością, do której teoretycznie
nie mają dostępu. Tak, jestem feministą, choć przed polskimi feministka- mi
udaję, że szowinistyczna ze mnie Świnia. A one w to wierzą, co sprawia mi pewną
przyjemność (śmiech).
Jarosław Kaczyński mówi: „Nie
ma Polski bez Kościoła”.
- Jarosław Kaczyński sam jest jak
biskup pozbawiony męskich cech, poza tą jedną - potrzebą władzy i dominacji.
Cały ten jego sztafaż, to fatalne mówienie po polsku, ta grubo ciosana dosłowność...
Czy on wierzy w Boga? Zastanawiam się, bo ludzie wierzący trochę inaczej się
zachowują.
Wódz? Naczelnik państwa?
Demiurg?
- Postać szekspirowsko
dramatyczna.
W jakim sensie?
- Totalnej samotności. Nie ma w
Polsce bardziej samotnego człowieka niż Kaczyński. I ta jego kolosalna siła
woli. Po tym wszystkim, co go spotkało, na własne życzenie i od losu,
normalnemu człowiekowi trudno byłoby się podnieść. A jego to tylko napędza.
Zemsta?
- Odwet. I jeszcze ta jego
potworna anachroniczność. Ciągle opowiada baśń sprzed pięćdziesięciu,
sześćdziesięciu lat o suwerenności, o samostanowieniu. W dzisiejszych czasach
to jest kompletnie niemożliwe, ale na tym polega jego ponury geniusz. Zbiera
potrzeby, które tkwią gdzieś w powietrzu, te wszystkie kompleksy, urazy,
strachy, i potrafi o nich mówić jako o czymś, co jest konieczne, rzeczywiste i
potrzebne. To odwieczna więź wodza i mas. Nie obiecuje ciepłej wody, tego, że
będzie fajnie. Sięga do ciemnej podświadomości, do najgłębszych lęków, do tego,
że przestaniemy istnieć, że rzeczywistość anihiluje nas jako naród. To jest w
Kaczyńskim najgroźniejsze i najciekawsze jednocześnie.
Prowadzi Polskę na wojnę?
- Skok na Trybunał, prokuraturę,
sądownictwo to tylko chwilowy zabór tego kraju. Naprawdę groźne jest to, że
Kaczyński przeprowadza swoją rewolucję w czasach, które wymagają zaufania i
integracji w sensie europejskim i światowym. Tymczasem on skazuje Polskę na
kompletną samotność. Być może podświadomie poszukuje towarzyszki dla własnej
samotności i tą towarzyszką ma być osamotniona Polska. Wtedy zawrą jakieś
mistyczne małżeństwo? Literacko to bardzo pociągający pomysł, ale obywatelsko
nieszczególnie. A może zaczął się nasz powolny powrót na Wschód? Bo Zachód to
jednak nie dla nas? Bo jednak na wieki jesteśmy skazani na to, aby błąkać się
po jakimś pograniczu, po ziemi niczyjej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz