niedziela, 3 kwietnia 2016

Nos wywraca i Wiatr został posiany



Nos wywraca

Wiosna zawsze pachnie optymizmem. W tym roku też, tylko jakimś takim, że nos wywra­ca na drugą stronę.
A tam już czeka Marek Magierowski z pewnej kancela­rii. Zapytany o bezpieczeństwo Polski, nie miał cienia wątpliwości: „Do ilu zamachów terrorystycznych doszło w ostatnich latach w Polsce? Ani jednego. Na tej podstawie uważamy, że jesteśmy bezpieczni”. Zgoda. A ja na przy­kład nie umrę. Długie dziesięciolecia mojego życia dają mi stuprocentową gwarancję, że umierają wyłącznie inni.
   Przy okazji podziwiam lwią odwagę Magierowskiego. Polska jest bezpieczna? Jego krzesłodawca, prezes zna­czy, głośne larum trąbi. Zachód na kolanach przed ter­rorystami, rosyjski niedźwiedź kły i pazury ostrzy, a KOD i opozycja brudny zamęt sieją. Co zatem mamy robić? Zaprzestańmy walk politycznych w Polsce, nie wynośmy ich na zewnątrz przynajmniej do wizyty Ojca Świętego. Facet dobrze kombinuje. Zrobi sobie parasol ochronny z papieża i pod tym parasolem dalej będzie młócił Try­bunał, konstytucję i demokrację. Pięknie za to będą wy­glądały „Wiadomości” w TV pana Kurskiego. Oto wódz narodu spokój sieje, leje oliwę na wzburzone fale, pro­szę bardzo, właśnie sierotkę przeprowadza przez jezdnię, a w tym czasie KOD za rosyjskie ruble gryzie go po no­gach. Ale to już ich ostatnie kęsy. Szykowana przez rząd PiS tzw. ustawa antyterrorystyczna zabroni demonstracji, gdy tylko któryś z duetu Mariuszów - Kamiński lub Błaszczak - uzna, że stan zagrożenia wisi w polskim powietrzu. Aż strach pomyśleć, że im więcej lampek żałobnych za­płonie na ulicach zachodniej Europy, tym więcej kolcza­stych specustaw spadnie nam na głowy.
   Pokój, pokój, to jest to, czego my, Polacy, najbardziej potrzebujemy. I pewnie dlatego do Rady Ministrów wpły­nął projekt ustawy o utworzeniu Akademii Sztuki Wojen­nej. Do tej pory mamy jeszcze Akademię Obrony Naro­dowej. Już samo słowo „obrona” mówi wszystko - to taka akademia tchórzów. Jakby coś się działo, brońmy się, panowie. Tymczasem minister Macierewicz wie, że naj­lepszą obroną jest atak. To my musimy na kogoś napaść, dlatego pan Antoni na co dzień chodzi w masce przeciwgazowej i spodniach maskujących. Praw­da jest jednak obezwładniająca.
Likwidacja starej akademii i po­wołanie nowej oczyszcza pole, pozwalając całkowicie wymienić kadry uczelni. Doświadczonych fachowców wysłać gdzieś na rubieże, a w akademii wojny zatrudnić młodych aptekarzy z podwarszawskich miejscowości. Byle tylko należeli do Klubów Gazety Polskiej. Ojczyznę dojną pobłogosław, Panie.

Jakimś potwornym cyklonem obłudy i cynizmu rząd próbuje nam urwać głowy. Niech się społeczeństwo od rządu nie odróżnia, tak będzie najbardziej demokra­tycznie. Oto pierwszy zastępca naszej premier Piotr Gliński udzielił wywiadu Monice Olejnik. Na 91 proc. pytań odpo­wiedział: nie wiem, nie widziałem, nie czytałem, nie słysza­łem, nie znam się, to nie ja decyduję, tym się nie zajmuję, to są nieprawdziwe dane i sondaże, pani się mnie czepia po prostu. Z pozostałych 9 proc. dwie rzeczy wiedział na pewno: że Jerzy Sosnowski został wyrzucony z radio­wej Trójki, bo ma lewicowo-liberalne poglądy, oraz że PiS, biorąc władzę, zastał Polskę w stanie „makabrycznym”. No i jeszcze dwie - że tylko 16 proc. społeczeństwa wie, co to jest Trybunał Konstytucyjny, a w protestach przeciw­ko władzy uczestniczy zaledwie nic nieznaczący promil.
    Nieznaczący? Ale drąży! Nie powiem, że skałę, bo nie jestem idiotą. Na wszelki wypadek to drążone już szuka pomocy. Oczywiście nie we własnym domu. Dzienni­karz „Financial Times’a” doniósł właśnie, że w rządzie Beaty Szydło gwałtownie rośnie potrzeba upiększenia swojego wizerunku. Londyńskie agencje PR są więc ci­chaczem przepytywane, jak dokonać solidnego liftingu, ale tak, by pępek nie wylądował na podbródku.
Przypomniał mi się wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, a jako że miejsca mam mało, więc samą końcówkę zacytuję: „Gdy wieje wiatr historii,/ludziom jak pięknym ptakom/rosną skrzydła, natomiast/trzęsą się portki pętakom”.
Stanisław Tym
     
Wiatr został posiany

O projektowanej ustawie antyterrorystycznej piszemy, że jest to mieszanka propozycji potrzebnych, zbęd­nych i niepokojących. i będzie wokół tego kolejna awantura - być może Komisja Wenecka po­winna się już przenieść na stałe do Polski - bo organizacje obrony praw człowieka i opozycja boją się, że broń na terrorystów może być bez trudu użyta przeciwko politycznym oponentom. Jeśli „zdarzeniami terrorystycznymi" mogą być„działania wymierzone w państwo i społeczeństwo", a o tym, co jest terrorystycznym zagrożeniem, decydować będzie szef ABW (czyli w praktyce jego zwierzchnik Mariusz Kamiński), to oczywiście można wyobrazić sobie delegalizacje demonstracji czy inwigilację podejrzanych „środowisk antypolskich" (czyli antyrządowych). Załóżmy - jak twierdzą politycy PiS - że te obawy są przesadne i histeryczne.
Czy nie powinno to jednak choć trochę dać do myślenia?

Może gdyby doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa (!) nie na­zwał demonstracji KOD putinowską „wojną hybrydową" oba­wy przed ograniczeniem wolności demonstracji byłyby mniejsze? Gdyby tzw. ustawę inwigilacyjną skontrolował Trybunał Konsty­tucyjny, dziś może nie byłoby tylu protestów przed poszerzeniem uprawnień służb specjalnych? Gdyby prokuratorem generalnym nie był Zbigniew Ziobro, a szefem tajnych służb pan Kamiński, nie lęgłyby się podejrzenia, że przed jakąś manifestacją KOD za­dzwoni anonim z informacją, że będzie podłożona bomba, a więc trzeba odwołać zgromadzenie? Takie alarmy bywały i w przeszło­ści, normalnie należałoby je traktować poważnie, ale kto uwierzy, że to nie jest prowokacja? Problem jest jeden: brak zaufania.
   Odkąd nowa ekipa objęła władzę, powtarzamy, że arogancki sposób uchwalania prawa i prowokacyjne nominacje personalne, wpisywanie do ustaw przepisów wyłączających służby specjalne czy prokuraturę spod zewnętrznej kontroli oraz przyszłej odpowiedzialności czy próba sparaliżowania Trybunału muszą rodzić niepokój co do intencji tej władzy. Widać, że ostrzą narzędzia, szykują jakieś prawne kastety i pałki - niby na razie nic się nie dzieje i może ich nie użyją, ale po co to robią?

Kiedy po upadku PRL nieoczekiwanie do władzy powrócili tzw. postkomuniści, ostrzegano ich, że będą pod szcze­gólnym nadzorem, bo „mniej im wolno". W podobnej sytuacji znalazł się PiS: po ekscesach rządów 2005-07, aktach agresji wobec różnych środowisk, licznych przypadkach nadużycia władzy (za to wszak Mariusz Kamiński został skazany, choć ułaskawiony) PiS, poza ścisłym gronem zwolenników, miał zszarganą reputację. Kampania wyborcza tamten wizerunek partii ułagodziła. Po tym jednak, co się zdarzyło od wyborów, wróciły, i to z nawiązką, wszystkie stare obawy i podejrzenia. Neo-PiS przybrał postawę pamiętnego szatniarza z „Misia" we­dług Stanisława Tyma: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?". Otóż właśnie: na pozór nic. Ale jeśli się atakuje instytucje państwa, łamie konstytucję, pomiata wielomiliono­wymi grupami obywateli, to sytuacja będzie się mścić.
   W dzisiejszym świecie i w naszym jego regionie żadne państwo nie może funkcjonować tylko w oparciu o przymus - władza musi mieć jakiś szacunek, powagę, zaufanie ze strony własnych obywateli i zewnętrznych partnerów. Brak Trybunału Konstytucyjnego jest oczywistym zagrożeniem dla wolności obywatelskich, ale także dla rządu. Niepewność prawna będzie odstraszać inwestorów (już to się dzieje), dewastując romantyczne plany ministra Morawieckiego. Brak zaufania do odpowiedzialności, rozwagi i umiaru ministra obrony będzie dla naszych sojuszników argumentem przeciwko daniu mu do ręki niebezpiecznej broni. Połajanki wobec urzędników, polityków i instytucji Unii Europejskiej rodzą po tamtej stronie nieufność wobec nowego rządu jako wiarygodnego, wartościowego partnera. Więc jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.

Każda zapowiadana zmiana, nawet jeśli sensowna, będzie rodzić opór, bo z pazerności personalnej można odczytać, że nie chodzi o sprawę, ale o swoich. Podważając zaufanie do własnych intencji, władza, jak magnes, ściąga na siebie kło­poty. W teoriach pisologicznych powraca ostatnio hipoteza, że „zaplączą się we własne sznurowadła"; pootwierają tyle frontów, że sami zaczną do siebie strzelać (jak już się dzieje w mediach); społeczna nieufność przerodzi się w masowy bierny opór, z którym lepsi od PiS nie dawali sobie rady. Fakt, rzucone przez prezesa partii propozycje jakichś rozmów z opo­zycją są odbierane tak jak można się było spodziewać-jako tzw. ścierna. Nikt nie ma zaufania do człowieka niepohamowa­nego w poniżaniu opozycji. Nawet jeśli kiedyś PiS naprawdę bę­dzie chciał się porozumieć z przeciwnikami, odbije się od muru, który zbudował.
   Jest takie porzekadło: „kto sieje wiatr, ten zbiera burzę". Są już pierwsze pomruki nadciągającej burzy, ale nie widać, aby powstrzymywało to ekipę przed radosnym robieniem wiatru.
Jerzy Baczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz