czwartek, 11 maja 2017

Gwiazda serialu



Wysiłki komisji śledczej ds. Amber Gold budzą na razie umiarkowane zainteresowanie. To może się jeszcze zmienić, gdy przed komisję zawitają Tuskowie. Wtedy szefowa komisji Małgorzata Wassermann stanie w blasku reflektorów.

Anna Dąbrowska, Wojciech Szacki

Do szerszej publiczności prze­biło się jak dotąd grudniowe przesłuchanie sędziego Ry­szarda Milewskiego. To wte­dy Marek Suski dopytywał o nazwisko „carycy Katarzyny”, nie pojmując, że świadek miał na myśli Katarzynę Wielką. Cichą bohaterką tej sceny była klubowa koleżanka Suskiego i szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann, która nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. - Staram się nie śmiać ani nie płakać, choć czasem jest ciężko - powiedziała potem znajomemu posłanka. To ona będzie rozliczana za re­zultaty prac komisji.
   - Komisja ma wyjaśnić sprawę, od­kryć mechanizmy, usprawnić instytu­cje, by taka afera się nie powtórzyła. Ale komisja ma też pomóc w naprawieniu krzywd tysięcy poszkodowanych. I to jest naszym celem, a nie atakowanie politycz­nych przeciwników. Wciąż nie jesteśmy nawet w połowie prac, wciąż nie znamy wszystkich dowodów. Nie sądzę jednak, by Marcin P. wymyślił cały skompliko­wany proceder. On był wcześniej kara­ny za drobne przestępstwa - przekonu­je Wassermann.

Fotel szefowej komisji zaproponował jej Kaczyński. Jej ojciec - Zbigniew Was­sermann - pracował w dwóch takich ko­misjach - najpierw w sprawie PKN Orlen, a tuż przed katastrofą smoleńską w tej dotyczącej tzw. afery hazardowej. - Pre­zes bardzo go wtedy chwalił za to, że nie poszedł do komisji jak inni, aby się wypro­mować, ale żeby ciężko pracować - mówi poseł z władz PiS.
   Małgorzata Wassermann opowiadała Bogdanowi Rymanowskiemu w wywia­dzie rzece „Zamach na prawdę”, że pra­ca w hazardowej była dla „ojca harówką i tylko najbliższa rodzina wiedziała, ile go naprawdę kosztowała”. Sama wybra­ła identyczny model pracy. Z POLITYKĄ rozmawia późnym wieczorem, po wie­lu godzinach lektury akt. Narzeka, że od trzech miesięcy nosi w torebce nie­zrealizowaną receptę na okulary.
   O ile Suski jest w komisji „uchem preze­sa”, o tyle Wassermann - z zawodu adwokatka - ogarnia sprawę merytorycznie. Jeździ do gdańskiego sądu, czyta tysiące stron akt, przesiaduje w kancelarii tajnej, przygotowuje pytania. Jest bardzo dro­biazgowa. - Nakazała sprawdzić w PKW, czy małżeństwo P. nie wpłacało pieniędzy na kampanie PO. Nie znaleziono takich wpłat - mówi polityk opozycji.
   Krzysztof Brejza, który w komisji repre­zentuje PO, opowiada, że w pierwszych miesiącach przewodnicząca szanowała reguły Kodeksu postepowania karnego, nie zadawała oceniających pytań, była powściągliwa. - Później stała się bardziej nerwowa, zapiekła, a zdarza się nawet, że upokarza świadków - uważa Brejza.
   Na posiedzeniu 19 kwietnia komisja przesłuchiwała byłych dyrektorów z re­sortu infrastruktury, bo przeszła właśnie do badania lotniczego wątku afery. Gdy świadkowie zasłaniali się niepamięcią i lawirowali, to Wassermann się iryto­wała: stop!, stop! - próbowała przywo­łać jednego do porządku. „Jakim cudem pan sprawował tę funkcję?” - pytała. „Pan obraża inteligencję nas wszystkich i tych, którzy nas oglądaj ą” - stwierdziła. Poseł z komisji: - Gdy zeznawali związani z PiS były szef KNF Stanisław Kluza czy były minister sprawiedliwości w rządzie PO Jarosław Gowin, to przewodnicząca była dla nich wyrozumiała.
   We wspomnianej już książce wyra­ziła żal, że „kiedy ojciec zginął, komi­sja szybko skończyła pracę i nie doszła do konkluzji”.

Komisja ds. Amber Gold szybko pracy nie skończy. - Jesteśmy dopiero w poło­wie drogi, a może nawet jeszcze i tu nie doszliśmy - mówi Marek Suski, wiceszef komisji. Sama Wassermann mówiła w „Gościu Niedzielnym”, że chciałaby skończyć przed upływem tej kadencji. Komisyjne sceny z udziałem Donalda Tuska będą więc zapewne elementem kampanii. Ale zanim Tusk przyleci z Brukseli, to na przesłuchaniu 21 czerw­ca przed komisją stawi się Michał Tusk. Pracując w Porcie Lotniczym w Gdań­sku, współpracował z należącą do Amber Gold spółką OLT Express.
   Donald Tusk w wywiadzie dla POLITYKI w lipcu zeszłego roku mówił, że „nie ma wątpliwości, że ta komisja jest wycelowana we mnie, jej inicjato­rzy nawet tego nie ukrywają”. Dlaczego tak długo chcecie czekać na Tuska? - py­tamy Marka Suskiego. - Chcemy się do­brze przygotować na jego przesłuchanie, bo on ponosi polityczną odpowiedzialność za aferę.

Strategia PiS w komisji jest prosta, kolejne przesłuchania mają służyć gromadzeniu amunicji przeciw byłe­mu premierowi. - Jeśli Donald Tusk bę­dzie zasłaniał się niepamięcią albo powie, że instytucje działały, to my mu opowie­my, co wynika z zeznań ludzi, którzy mu podlegali. Będziemy twardo rozmawiać o faktach - zapowiada poseł PiS.
   Jeśli chodzi o Tuska, to cel jest jasny: zarzuty z art. 231 Kodeksu karnego, czyli niedopełnienie obowiązków (brak nad­zoru nad podległymi służbami i instytu­cjami), z czego wynika działanie na szko­dę interesu publicznego. Właśnie z tego paragrafu został skazany były szef CBA Mariusz Kamiński, którego ułaskawił prezydent Duda.
Raport komisji ma być podstawą do przedstawienia Tuskowi tych zarzu­tów. Dodatkowo, jeśli komisja udowod­ni ponad wszelką wątpliwość, że organy państwa - premier, służby specjalne, urzędnicy, nadzór finansowy – wiedziały o piramidzie finansowej, ale nie ostrzegły obywateli, to na tej podstawie poszkodo­wani mogliby dochodzić odszkodowań.
   Kaczyński wiąże z wątkiem Tuska w Amber Gold duże nadzieje - w jed­nym z wywiadów przed reelekcją prze­wodniczącego Rady Europejskiej mówił, że może on mieć kłopoty z wymiarem sprawiedliwości właśnie w związku z Amber Gold.
   Witold Zembaczyński w komisji repre­zentuje Nowoczesną. - Mam poczucie, że determinacja Wassermann jest mocno związana z urazą, jaką czuje do Tuska, który reprezentuje poprzednią władzę, która jej zdaniem - o czym mówi w wy­wiadach - przez swoją nieudolność do­prowadziła do katastrofy smoleńskiej, a później tak karkołomnie ją wyjaśniała.
Wassermann pięć lat swojego życia poświęciła właśnie katastrofie. W „Su­per Expressie” w styczniu 2012 r. mówi­ła: „Konieczne będzie powołanie komisji śledczej, aby opinia publiczna dowie­działa się, jak wyglądały kulisy śledz­twa”. A w RMF FM wyjaśniała, że komi­sja Jerzego Millera - i rząd, który się pod raportem komisji podpisał - „poświad­czyła nieprawdę”. Dlatego „powstaje py­tanie o odpowiedzialność karną i przed Trybunałem Stanu”. Jako pierwsza kilka lat temu mówiła, że „co do tego, że będą ekshumowane wszystkie ciała, nie ma cienia wątpliwości”.
   Przekonywała też, że „ktoś powinien ponieść odpowiedzialność polityczną za to, co się stało”. O rządzie Tuska po­wtarzała, że w zasadzie to skapitulował na samym początku wyjaśniania ka­tastrofy („Pytanie, czy bronił wówczas samego siebie, czy może absolutnie nie chciał wiedzieć, co się tam w rzeczy­wistości wydarzyło i dlatego pozwalał na coraz dalsze kroki ze strony Rosjan”).
   Ale już w kampanii wyborczej o Smo­leńsku nie mówiła. Tłumaczyła, że man­dat jest po to, by reprezentować wszyst­kich, a nie rozwiązywać swoje problemy.
   Absolwentka prawa, studentka Zbi­gniewa Ćwiąkalskiego (ministra spra­wiedliwości w pierwszym rządzie PO), którą zapamiętał jako „wzoro­wą i zawsze świetnie przygotowaną”, po wygranych wyborach nie zamknęła kancelarii. Jej zdaniem tylko prakty­cy prawa wiedzą, gdzie system kuleje, i zapowiadała, że będzie forsować roz­wiązania, które podniosą jakość życia Polaków. POLITYCE mówiła miesiąc przed wyborami w 2015 r.: - Warto otwo­rzyć dyskusję o tym, jak pomóc ludziom, których dotknęła ewidentna niesprawie­dliwość, a obecnie dostępne środki prawne są niewystarczające.
   Formalnie pozostaje bezpartyjna, choć mocne nazwisko dało jej pierw­sze miejsce na krakowskiej liście Pis i jeden z najlepszych wyników w kraju wśród posłów PiS. Suski, gdy pytamy go, dlaczego Wassermann nie zapisała się do PiS, jest szczerze zdziwiony. Ona sama żartuje, że nie znalazła wśród ko­legów z małopolskiego PiS nikogo, kto chciałby ją zarekomendować.
   Wassermann jest sympatyczną, acz trudną rozmówczynią, bo z prawniczą wprawą odpowiada na pytania, które nie padły. Co myśli o reformie sądow­nictwa w wersji Ziobry? „Obecny kształt sądownictwa pozostawia wiele do życze­nia. Są sytuacje, że sędziowie nie odpo­wiadają za popełnione wykroczenia. Co więcej, nie chcą także rozmawiać o jakichkolwiek zmianach. Reforma jest potrzebna, a Zbigniew Ziobro robi pierwszy krok w tej sprawie”. Zapewnia, że z Ziobrą - który kiedyś zwalczał jej ojca - ma dobre relacje.
   Wojna o Trybunał Konstytucyjny? „Przypomnę, że to PO w sposób skanda­liczny wybrała trzech sędziów, których powinien wskazać Sejm kolejnej kaden­cji. To oni zaczęli psuć Trybunał”.
   Ustawa o zgromadzeniach cyklicz­nych, którą Andrzej Duda wysłał do Try­bunału? „Prezydent ma prawo kierować ustawy do Trybunału, ale przypomnę, są też orzeczenia Europejskiego Trybu­nału Praw Człowieka, które w jeszcze większym stopniu pozwalają ograniczać prawo do kontrmanifestacji”.
   Prezentacja podkomisji Macierewicza o katastrofie smoleńskiej? „Nie zgadzam się z wnioskami z raportu Jerzego Mil­lera. W wielu miejscach był niepraw­dziwy. Podkomisja Macierewicza nie zakończyła prac. To, co zobaczyliśmy, to częściowe wyniki, które wciąż będą analizowane. Z oceną poczekam na koń­cowy raport”.
   Co myślała na uroczystości odsłonię­cia tablicy pamiątkowej w Kancelarii Premiera, gdzie upamiętniono Lecha Kaczyńskiego, Przemysława Gosiew­skiego i jej ojca, a pominięto pracującą także w Kancelarii wicepremier Izabelę Jarugę-Nowacką? - Ani razu przez siedem lat nie miałam żalu o to, że nie było tablicy ku czci mojego ojca.

Wassermann ucina rozmowę o swo­jej przyszłości w polityce - nie chce powiedzieć, czy chciałaby powalczyć o prezydenturę Krakowa („za wcze­śnie”), ani nawet czy myśli o reelekcji. Wzorowana na niej postać zadebiuto­wała ostatnio w najważniejszym pol­skim serialu politycznym, jakim stało się „Ucho prezesa”. Wassermann w wersji kabaretowej zdała raport z pracy komi­sji Kaczyńskiemu, rozkochała w sobie na zabój Mariusza Błaszczaka i oświad­czyła, że „nigdy nie zmieniłaby nazwiska na niemieckie”. - Uśmiałam się - mówi Wassermann. Ale żeby przerwać pyta­nia, twierdzi, że obejrzała tylko sceny ze „swoim” udziałem.
   Wassermann pozostaje w polityce w pewnym sensie niezapisaną tablicą. Nie rozprawia o strategii PiS, nie daje się wciągnąć w rozmowę o rekonstrukcji rządu, nie buduje frakcji.
   - Nie robimy w komisji politycznego show. Na nikogo nie zbieramy haków, opieramy się na dokumentach, własnych analizach oraz wnioskach z przesłuchań - zapewnia.
Trzyma się linii PiS, pilnując przy tym, by j ej własna komisja budowała jej wize­runek pracowitej profesjonalistki. Nie­którzy widzą w niej przyszłość polskiej prawicy. Ale decydujący będzie „test Tuska”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz