Inspektorzy skarbówki
w pół roku położyli na łopatki firmę MGM, jednego z większych polskich
eksporterów. Nie pomogły nawet
korzystne dla spółki decyzje sądu
Radosław Omachel
Tuż
przed majówką Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie po raz drugi wydał
wyrok w sprawie spółki MGM z Marek, czołowego dystrybutora części komputerowych
w Polsce i jednego z większych eksporterów. Sąd uznał, że skarbówka w zeszłym
roku bezprawnie zajęła należące do MGM 23,5 mln zł. Na razie spółka pieniędzy
nie odzyska. Zresztą już wcześniej wystąpiła o upadłość.
KRAJOBRAZ PO BITWIE
Ulica Okólna w
Markach, przemysłowe
przedmieścia Warszawy. Na dużej działce ciemnoszary biurowiec z zapleczem magazynowym.
Na fasadzie płachta z napisem: „Do wynajęcia”. To siedziba spółki MGM. Poza
ochroniarzem i prezesem Grzegorzem Słoniewskim w budynku nikogo nie ma. Główną
działalność firma zawiesiła wiele tygodni temu.
Owszem, nadal działa studio graficzne Virtual Magic, które kiedyś wygrało konkurs producenta procesorów AMD na
animację trójwymiarową, a potem produkowało kinową wersję „Kajka i Kokosza”
oraz zrealizowało pierwszy trójwymiarowy polski film animowany „Jak odnaleźć
mamę”. Ale filmowe animacje to margines działalności MGM, hobby właściciela i
efekt znajomości z inżynierami z AMD. MGM przede wszystkim handluje
podzespołami do produkcji komputerów, głównie procesorami i twardymi dyskami.
A raczej - handlowało.
NIEMIECKI PATENT
Główną arterię Marek
niemiłosiernie korkuje 70
tysięcy samochodów, które suną tędy każdej doby. W sporej części to tiry jadące
w kierunku Białorusi. W 2006 r. Słoniewski, wówczas menedżer z doświadczeniem
w branży IT, doszedł do wniosku,
że skoro niemieckie firmy potrafią eksportować na Wschód sprowadzaną z USA i
Dalekiego Wschodu elektronikę, to przecież to samo może robić firma z Marek.
Model biznesowy jest stosunkowo prosty: wystarczy podpisać umowę dystrybucyjną
z producentem sprzętu, gwarantującą kilkuprocentową marżę. Przy odpowiednio
dużej skali można na tym sporo zarobić.
- Niemieckie firmy handlujące
podzespołami elektronicznymi wyparły konkurencję z Francji czy Włoch i prawie
całkowicie zdominowały europejski rynek. Uznaliśmy, że ze względu na położenie
geograficzne i niższe pensje pracowników możemy z nimi skutecznie konkurować -
mówi Słoniewski. Do spółki z kolegą Markiem Gabryelskim założył MGM.
Dekadę temu wydawało się, że pecety odchodzą
do lamusa, wyparte przez laptopy. MGM wbrew trendom postawiło jednak na obrót
komponentami do pecetów. Ten rynek jest olbrzymi, dominuje na nim kilkunastu
dużych graczy: procesory pochodzą od Intela i AMD, twarde dyski m.in. od
Seagate i HGST, a monitory od Samsunga i LG. W 2013 r. obroty firmy
przekroczyły 100 mln euro, MGM trafiło na listę największych polskich
eksporterów.
Próba skopiowania niemieckiego biznesu w
zasadzie się powiodła. Od początku firma Słoniewskiego i Gabryelskiego była
rentowna. MGM od 2006 r. zapłaciło 8,5 mln zł podatku CIT i podatku od
dywidend. I pewnie nadal firma przynosiłaby zyski i płaciła podatki, gdyby do
jej siedziby nie zapukali pewnego dnia inspektorzy z łomżyńskiego oddziału
Urzędu Kontroli Skarbowej w Białymstoku.
INSPEKTORZY ZMIENIAJĄ ZDANIE
Weryfikację zeznań
podatkowych MGM inspektorzy rozpoczęli w 2013
r. (dotyczyło to operacji z 2012 r.). Próbowali wydać decyzję o zabezpieczeniu
500 tys. zł z majątku spółki, bo nie spodobały im się transakcje z jednym z
cypryjskich kontrahentów. Uznali, że w 2012 r. owa firma nie była aktywnym
płatnikiem VAT w rozumieniu unijnych przepisów, co oznaczałoby, że MGM
nie mogło stosować zerowej stawki VAT w handlu z tą spółką. Potem
okazało się, że jednak cypryjski kontrahent VAT-owcem był. Urząd Skarbowy nie
zgodził się na wydanie decyzji zabezpieczającej, bo według niego MGM było
wiarygodnym podatnikiem. Pozostałe transakcje mareckiej spółki z 2012 r.
inspektorzy z Podlasia uznali za zgodne z przepisami, co potwierdzili
stosownym protokołem. Tyle że w połowie 2016 r. zmienili zdanie.
Tu konieczne jest wyjaśnienie: w styczniu
2016 r. zmieniły się przepisy regulujące postępowanie egzekucyjne w administracji.
Prawo wydawania decyzji o zabezpieczeniu otrzymali szefowie Urzędów Kontroli
Skarbowej, którzy nie muszą już zabiegać o zgodę urzędu skarbowego. Chodziło o
to, żeby skarbówka, węsząc przekręt, mogła ekspresowo zająć majątek podatnika
na poczet ewentualnych kar.
W lipcu 2016 r. (czyli już po zmianie
przepisów) UKS z Białegostoku zajął na kontach MGM 23,5 mln zł i dodatkowo
warte 4 mln zł nieruchomości (z tego drugiego zabezpieczenia inspektorzy
później zrezygnowali). Dlaczego akurat tyle? Podlaski UKS nie odpowiedział na
pytania „Newsweeka” o szczegóły kontroli w MGM. „Taka informacja objęta jest
tajemnicą skarbową” - napisał Maciej Czarnecki z wydziału prasowego Izby
Administracji Skarbowej.
TAJEMNICZE PRZESŁANKI
Z decyzji
zabezpieczającej wynika,
że inspektorzy podważyli transakcje MGM z
2012 r. z siedmioma zagranicznymi kontrahentami. Choć z deklaracji VAT wynikało, że MGM sprzedało im towar, to inspektorzy
uznali, iż tak naprawdę pozostał on w kraju. Fragment decyzji
zabezpieczającej: „W związku z powyższym stwierdzono, że towary dokumentowane
fakturami (...) zostały sprzedane na terenie kraju”. Na jakiej podstawie tak
uznano?
Dwa tygodnie po otrzymaniu decyzji
zabezpieczającej z takim właśnie pytaniem prezes MGM w towarzystwie prawników
z Business Centre
Club wybrał się do Białegostoku na rozmowę z
szefem podlaskiego UKS.
- Przez godzinę wyjaśniałem, o co w tej
sprawie chodzi. Naczelnik tłumaczył, że sprawy nie zna, notował wszystkie
uwagi w kajecie - opowiada Słoniewski. - Pożegnaliśmy się w dobrej atmosferze,
dostałem obietnicę, że wszystko zostanie zbadane - dodaje prezes MGM.
W drodze powrotnej prawnicy BCC jeszcze raz
zerknęli w dokumenty. - Okazało się, że to nasz rozmówca podpisał umowę
zabezpieczającą. Wygląda na to, że nie wiedział, co podpisuje - dodaje Grzegorz Słoniewski.
PRZESŁUCHANIE PANA X
Na początku sierpnia
2016 r. MGM zawiadomiło
prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez inspektora, który
przygotował protokół pokontrolny. Zarzuciła mu niedopełnienie obowiązków i
przekroczenie uprawnień. A także poświadczenie nieprawdy. Z zeznań inspektora
(nazwijmy go X) złożonych jesienią w prokuraturze:
Pytanie: Czy ten towar, którego dotyczyły
te transakcje, został sprzedany w kraju czy za granicą?
OdpowiedźX: Towar został wywieziony poza
terytorium kraju. Natomiast nie jestem w stanie na podstawie materiału dowodowego
ustalić, kto był rzeczywistym odbiorcą tego towaru.
Pytanie: Czy w aktach sprawy znajduje się
chociaż jedno zeznanie osoby, która wskazywałaby, że towar został sprzedany w
kraju?
Odpowiedź X: Nie.
Pytanie: Czy w aktach sprawy znajduje się
jakikolwiek dokument płatności od kontrahenta krajowego dotyczący tych siedmiu
podmiotów?
Odpowiedź X: O ile dobrze pamiętam, nie.
Pytanie: Czy w materiale dowodowym
znajduje się informacja o jakimkolwiek podmiocie, któremu sprzedaliśmy ten
towar w kraju?
Odpowiedź X: Nie.
- UKS nie dysponuje żadnymi dowodami na
nieprawidłowości w MGM. W aktach sprawy nie ma niczego, co uprawdopodobniałoby
tezę, że towar został sprzedany w kraju - mówi Słoniewski. - Na dziś jedyne
rzeczowe zarzuty to to, że nie wynajęliśmy agencji detektywistycznej do
prześwietlenia naszych kontrahentów. I że ci kontrahenci kupili towar, płacąc
za niego częściowo z góry. A to przecież w naszej branży norma. MGM ze
względów bezpieczeństwa 52 proc. towaru sprzedaje w transakcjach ubezpieczanych
przez wyspecjalizowane agencje, a pozostałe 48 proc. na przedpłaty. To ubezpieczyciel
decyduje o kwocie kredytu, nie my - mówi Grzegorz Słoniewski.
W trakcie postępowania prokuratury MGM
poskarżyło się na niecodzienne praktyki inspektorów podlaskiej skarbówki. Z
zapisu przesłuchania wynika, że w jednym z pisemnych wezwań inspektorzy
zażądali od spółki odpowiedzi na kilka tysięcy pytań. Jedno z nich polegało na
przetłumaczeniu z języków obcych korespondencji handlowej dotyczącej 400
transakcji. Na przygotowanie odpowiedzi MGM miało dostać... pięć dni.
W trakcie przesłuchania
inspektor X przyznał, że nie wiedział, czy wydanie decyzji o zabezpieczeniu
może doprowadzić MGM do upadłości. Nie zapoznał się z aktualnymi sprawozdaniami
finansowymi. Mimo że do sprawdzenia kondycji spółki zobowiązują przepisy.
To przede wszystkim z tych powodów tuż przed
majówką Wojewódzki Sąd Administracyjny unieważnił w całości decyzję o
zabezpieczeniu wydaną przez podlaski UKS. W styczniu WSA nakazał wstrzymanie
zajęcia majątku MGM. UKS pieniędzy jednak do tej pory nie zwolnił.
WSA nie oceniał, czy zarzuty podlaskiej
skarbówki mają sens, czy nie. Wytknął jej jednak błędy proceduralne. Z
orzeczenia WSA wynika, że inspektorzy przed zabezpieczeniem 23,5 mln zł powinni
sprawdzić, w jakiej sytuacji finansowej jest MGM. Czy regularnie płaci podatki.
I czy czasem uszczuplenie kapitału obrotowego o kilkadziesiąt milionów
złotych, kiedy nie ma żadnej pewności, że podejrzenia matactw podatkowych się
potwierdzą, nie doprowadzi do nieodwracalnych strat po stronie MGM. W skrajnym
przypadku do bankructwa.
DRUGA RUNDA KONTROLI
Grzegorz Słoniewski, jako członek Związku Importerów i
Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego (ZIPSEE), brał udział w konsultacjach w sprawie uszczelnienia systemu
podatkowego. Przestępstwa podatkowe, tzw. karuzele VAT-owskie, od dawna były
poważnym problemem dla uczciwych dystrybutorów. MGM brało udział w pracach
koalicji na rzecz walki z szarą strefą, w których uczestniczyli przedstawiciele
resortu finansów. W sprawie decyzji zabezpieczającej Słoniewski interweniował
w ubiegłym roku u ówczesnego ministra finansów Pawła Szałamachy. Potem chodził
na spotkania z odpowiedzialnymi za system podatkowy wiceministrami Banasiem i
Jasińskim. We wrześniu był nawet na konsultacjach u ministra sprawiedliwości
Zbigniewa Ziobry w sprawie nowelizacji kodeksu karnego przewidującej m.in. 25
lat za fałszowanie faktur VAT.
Jedno z takich spotkań, jak twierdzi prezes
MGM, przyniosło skutek. Tyle że dalece odmienny od zamierzonego.
Listopad 2016. Do siedziby MGM puka czterech
inspektorów z III Mazowieckiego Urzędu Skarbowego z Radomia. Informują, że
rusza kontrola. Jedna z pracownic MGM słyszy, że spółka powinna do tej sprawy
zatrudnić prawników. - Zanim dostali od nas dokumenty, już wiedzieli, że
będziemy mieli kłopoty - kwituje Grzegorz Słoniewski.
Kontrola obejmuje pierwsze siedem miesięcy
ubiegłego roku. W styczniu i lutym inspektorzy z Radomia wstrzymali MGM zwrot VAT za listopad i grudzień. W sumie 9 mln zł. Powód?
Konieczność wysłania za granicę pytań do jednego z klientów MGM - firmy kooperującej
z Amazonem, potentata w handlu elektronicznym. - Pani inspektor poinformowała
mojego księgowego, że w ramach postępowania zamierza skontrolować Amazona -
kręci głową Grzegorz Słoniewski.
Kiedy dwa miesiące później przedstawiciel
MGM próbował ustalić, na jakim etapie jest to postępowanie, okazało się, że pytania
do zagranicznego kooperanta MGM nie zostały jeszcze wysłane. - Niedawno
poinformowano nas, że kontrola zostanie przedłużona o trzy miesiące - dodaje
prezes MGM.
Po zajęciu 23,5 mln zł przez UKS Białystok
firma z Marek posiłkowała się kredytami. Nadal działała, choć jej rentowność
wyraźnie spadła. - Ale
zatrzymanie zwrotów VAT nas dobiło - podsumowuje prezes MGM. Na początku kwietnia spółka złożyła
wniosek o upadłość. Pracę straciło prawie 50 osób.
Urząd Skarbowy w Radomiu odmówił udzielenia
odpowiedzi na pytania w sprawie MGM, zasłaniając się tajemnicą skarbową. Także
resort finansów nie chce na razie komentować tej sprawy.
W listopadzie, kiedy do MGM przyjechali
inspektorzy z III MUS, wicepremier Mateusz Morawiecki z pompą ogłaszał w
Rzeszowie konstytucję dla biznesu - zbiór przepisów zakładający m.in. domniemanie
uczciwości przedsiębiorców, przyjazną interpretację przepisów i taką
organizację prac kontrolnych skarbówki, by była jak najmniej uciążliwa dla
firm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz