piątek, 12 maja 2017

Usta Prezesa



Marek Magierowski nie mógł się pogodzić z tym, że traci wpływy w Kancelarii Prezydenta. Wolał odejść, zanim zostanie kozłem ofiarnym z powodu kiepskich notowań Andrzeja Dudy

Renata Grochal

Piątkowa dymisja dyrek­tora prezydenckiego biu­ra prasowego Marka Magierowskiego zasko­czyła wszystkich. A naj­bardziej samego prezydenta i jego współpracowników. Według informa­cji „Newsweeka” pałac dowiedział się o odejściu rzecznika z prawicowego portalu wPolityce.pl. To Magierowski zadzwonił do dziennikarza portalu z in­formacją, że złożył wypowiedzenie.
   - Sposób, w jaki Magierowski rozstał się z prezydentem, najlepiej świadczy o tym, że nie nadawał się na rzecznika - mówił mi tuż po dymisji zirytowany współpracownik Andrzeja Dudy.
   Ale znajomy Magierowskiego twier­dzi, że tu chodziło o polityczną demon­strację. Sam zainteresowany nie chciał o tym rozmawiać. Esemesem wysłał mi tylko informację, że odejście z pałacu było jego decyzją.
   Chociaż Magierowski był rzeczni­kiem prezydenta prawie półtora roku, to dla współpracowników Dudy wciąż był ciałem obcym. Człowiek spoza polity­ki, były dziennikarz prawicowego tygo­dnika „Do Rzeczy”, publicysta od spraw międzynarodowych.
   Ojciec Rydzyk w Radiu Maryja wy­pomniał mu nawet, że kiedyś pracował w „Gazecie Wyborczej”, gdy odmówił za­brania w zagraniczną podróż prezydenta kilku dziennikarzy z jego mediów. Ma­gierowski tłumaczył się potem znajome­mu, że i tak zrobił gest wobec Rydzyka, bo wziął na pokład samolotu dwóch jego dziennikarzy, a inne redakcje mogły wy­słać tylko po jednym.

POLOWANIE NA WINNEGO
Kiepskie notowania prezyden­ta spowodowały, że atmosfera w pa­łacu w ostatnich tygodniach gęstniała. Współpracownicy Dudy zaczęli obwi­niać Magierowskiego o to, że media nie informują o tym, co robi prezydent. Mie­li pretensje, że rzecznik, zamiast promo­wać Dudę, promuje siebie.
   - Prezydent sporo jeździ po kraju i za granicę. Czy widziała pani jakieś infor­macje na ten temat? Nawet media PiS-owskie nic o tym nie wspominają. Pytam Marka, dlaczego? A on na to, że media nie lubią prezydenta - mówił mi tuż przed majówką bliski współpracow­nik    głowy państwa.
   W pałacu krążyła historia, jak do jedne­go z ludzi Dudy zadzwoniła dziennikar­ka z pytaniem o kalendarz prezydenta. Magierowski nie mógł z nią rozmawiać, bo - jak jej powiedział - musi się przygo­tować do spotkania z kanclerz Niemiec Angelą Merkel.
   - Oczywiście w żadnym spotkaniu nie brał udziału. Ale przy każdej zagra­nicznej wizycie główną kwestią było to, że Marek musi mieć miejsce przy stole rozmów - opowiadał mi jeden z rozmówców.
   Czarę goryczy przelała - jak twier­dzi współpracownik prezydenta - wizy­ta Andrzeja Dudy w Meksyku. W pałacu liczono, że ta podróż podbuduje wizeru­nek głowy państwa. Ale internauci ją wy­śmiali, bo pierwsze zdjęcia, jakie biuro prasowe puściło w sieci, przedstawiały rozmodlonego Dudę z żoną. - Widzia­ła pani te memy z podpisem: „Na kola­nach przez świat”? Po co to było w ogóle dawać do internetu? - zżymał się współ­pracownik prezydenta.
   Winą obarczono Magierowskiego, któ­ry był w Meksyku z Dudą. Po powrocie do kraju otoczenie prezydenta stwier­dziło, że to była ostatnia wizyta, w której rzecznik towarzyszył prezydentowi.

RZECZNIK WSADZA PREZYDENTA NA MINĘ
Magierowski czuł, że jego pozycja w pałacu słabnie. W nieoficjalnych rozmowach mówiło się o coraz silniej­szym konflikcie w otoczeniu prezy­denta. Jednym z głównych krytyków Magierowskiego był Marcin Kędryna, przyjaciel prezydenta z czasów szkol­nych. Formalnie jego rola nie jest wiel­ka, jeździ z Dudą po kraju i wrzuca filmiki z tych podróży do internetu. Ale długoletnia znajomość sprawia, że jest blisko ucha głowy państwa. Na początku kwietnia Duda wymienił szefa swojego gabinetu, mało znanego Adama Kwiat­kowskiego zastąpił Krzysztof Szczerski, minister ds. międzynarodowych. Magie­rowski, który do tej pory podlegał szefo­wej kancelarii Małgorzacie Sadurskiej, miał teraz podlegać Szczerskiemu.
   - Marek owinął sobie Sadurską wo­kół palca. Nie mogła mu nic powiedzieć - opowiadał mi jeden z ludzi prezyden­ta. Dodał, że teraz Magierowski będzie szczegółowo rozliczany przez Szczerskiego z tego, ile publikacji związanych z aktywnością głowy państwa ukaże się w mediach.
   Ale Magierowskiemu nowy szef nie bardzo się podobał. Od miesięcy rywa­lizował ze Szczerskim o to, kto będzie grał pierwsze skrzypce w kwestiach międzynarodowych.
   - Marek jest bardzo ambitny. Uznał, że skoro teraz ma podlegać Szczerskie- mu, to woli unieść się honorem i odejść - mówi osoba z pałacu.
   Współpracownicy Dudy mieli do Magierowskiego pretensje o ostatnią, mało elegancką wypowiedź pod adresem rzeczniczki PiS Beaty Mazurek. Na jej utyskiwania, że prezydent i szef MON powinni się spotykać, a nie wymie­niać listami, Magierowski odparował, że „według prezydenta pisemna for­ma kontaktu między urzędami zazwy­czaj nie odpowiada tym osobom, które mają problem z czytaniem”. - Ten brak można uzupełnić w szkole - radził. Po­litycy PiS uznali te słowa za wyjątkowo aroganckie. W pałacu komentowano, że Magierowski niepotrzebnie wsadził pre­zydenta na minę.
   - Trzeba było trochę utrzeć nosa pani Mazurek, ale Marek poszedł za daleko. Niepotrzebnie powołał się na prezyden­ta, bo prezydent nigdy nie użyłby takich słów - mówił mi jeden z ludzi Dudy.

NIEWYPAŁ KONSTYTUCYJNY
Kolejnym sygnałem słabnącej pozy­cji rzecznika była sprawa konstytucji. Magierowski nie został poinformowa­ny, że prezydent ogłosi 3 maja pomysł przeprowadzenia referendum w sprawie zmian w konstytucji.
   Współpracownik prezydenta tłumaczy, że grono wtajemniczonych było wąskie, bo Duda chciał uniknąć przecieku. Doda­je, że Magierowski odebrał to jako wotum nieufności. Nie wiedział nawet, co mówić dziennikarzom, którzy dzwonili do niego, by dopytać o szczegóły pomysłu.
   Jeśli przyjąć, że zmiany kadrowe mają być początkiem nowego otwarcia w Kan­celarii Prezydenta, to na razie wychodzi kiepsko. Pomysł z referendum konstytu­cyjnym, który miał pokazać, że Duda ma jakąkolwiek inicjatywę polityczną, oka­zał się niewypałem.
   Prezydent nie potrafił nawet określić, w jaką stronę miałyby pójść ewentualne zmiany w konstytucji. Inicjatywę zdeza­wuowali nie tylko publicyści, ale także politycy PiS. Szefowa gabinetu premie­ra Elżbieta Witek wprost powiedziała, że to stary pomysł Jarosława Kaczyńskiego.
   Dalszego ciągu nie widać też w spra­wie szefa MON Antoniego Macierewi­cza. Magierowski miał duży wpływ na to, jak Kancelaria Prezydenta rozgrywa­ła konflikt z Macierewiczem. To rzecznik stał za wyciekiem do TVN pierwszego li­stu Andrzeja Dudy do ministra obrony. Jednak po wymianie kilku listów sprawa przycichła, a polityka epistolarna obna­żyła tylko niemoc głowy państwa.
   - Magierowski uważał, że prezydent powinien odkleić się od PiS. Bez tego nie ma szans na drugą kadencję. Ale nie miał planu, jak to zrobić, bo nigdy nie zajmo­wał się krajową polityką i się na tym nie zna. Przekazanie listu TVN było tak czy­telne, że aż przeciwskuteczne - mówił mi znajomy rzecznika.
   W zaufanym gronie Magierowski pod­kreślał, że prezydent musi pamiętać o twardym elektoracie PiS, bo to jego baza. Dlatego musi balansować między centrum a wyborcami PiS. Jednak na najmniejsze nawet próby usamodziel­nienia się prezydenta prezes Kaczyński reaguje alergicznie. Duda mimo to pró­buje, ale nieśmiało. Efekt jest taki, że lu­dzie z politycznego centrum patrzą na niego z pobłażaniem, a własne środowi­sko - z krytycyzmem. Przy okazji obry­wał sam Magierowski.
   - On był trochę odgromnikiem Dudy. W PiS już się utarło, że jak Duda idzie do centrum, to musiał to wymyślić Ma­gierowski - opowiada jeden z moich rozmówców.
   Magierowskiego zastąpił poseł PiS Krzysztof Łapiński, w partii uznawa­ny za polityka centrowego. Wiele razy podkreślał, że PiS nie powinno otwie­rać aż tylu frontów, bo nie wygra kolej­nych wyborów.

WSZYSTKIE WOLTY MAGIEROWSKIEGO
Kiedy Magierowski zgodził się zo­stać rzecznikiem prezydenta, spalił za sobą mosty. Powrotu do dziennikar­stwa raczej nie ma. Paweł Lisicki, na­czelny tygodnika „Do Rzeczy”, były szef Magierowskiego, uważa, że lepiej się czuł w roli publicysty niż urzędnika. - Przy jego kompetencjach i wiedzy bardziej mu pasowała rola komentatora, który w ten sposób wpływa na rzeczywistość - mówi Lisicki. Przyjmując pracę u pre­zydenta, Magierowski wykonał woltę. Niegdyś twardy liberał i zwolennik pod­niesienia wieku emerytalnego, nagle zaczął chwalić obniżenie wieku przecho­dzenia na emeryturę, co było jedną z klu­czowych obietnic wyborczych Andrzeja Dudy. Bronił także łamania konstytucji przez prezydenta, mówiąc, że wszyscy, którzy wysyłają Dudę przed Trybunał Stanu, będą się kiedyś wstydzić.
   Ale to nie pierwsza wolta Magierowskiego. Dziennikarską karierę zaczynał w „Gazecie Poznańskiej”. Później przez sześć lat pracował w „Gazecie Wybor­czej”, czym się dzisiaj nie chwali. Póź­niej był w „Newsweeku” szefem działu zagranicznego. Część moich rozmów­ców uważa, że to wtedy prawicowe po­glądy stały mu się bliskie. W wydanej w 2013 r. książce zatytułowanej „Zmę­czona. Rzecz o kryzysie Europy Zachod­niej” Magierowski przestrzegał przed kryzysem tradycyjnej rodziny, małżeństwami homoseksualnymi, a także przed muzułmańskimi imigrantami. Pisał o konieczności obrony chrześcijaństwa w Europie, któremu, jego zdaniem, za­grażają muzułmanie.
   W 2006 r. Paweł Lisicki, wówczas na­czelny „Rzeczpospolitej”, zaproponował Magierowskiemu stanowisko swojego zastępcy.
   - Był jedynym wicenaczelnym, który zawsze chodził w eleganckim prążkowa­nym garniturze, miał idealnie wypraso­waną koszulę i modny zegarek. W jego gabinecie nie było ani jednego pyłku - opowiada jeden z dziennikarzy. Doda­je, że Magierowski był wściekłym erudytą: - Lubił na kolegiach zabłysnąć specjalistyczną wiedzą.
   Inny dziennikarz wspomina, jak Ma­gierowski dbał o to, żeby gazeta trzymała linię bliską PiS. - Lisicki z Magierowskim przyszli do „Rzepy” jako ekipa po­lityczna. Mieli zadbać o to, żeby PiS było dobrze przedstawiane na łamach. Marek siadał w sali łamań i w ostatniej chwi­li zmieniał teksty polityczne. Kiedyś py­tam go: co ty robisz? A on na to: „Pracuję nad twoim tekstem” i mnie pogonił. To był pierwszy gość w „Rzepie”, który in­gerował w teksty polityczne - opowiada były dziennikarz tej gazety.
   Magierowski odszedł z dzienni­karstwa, bo - jak mówią jego znajomi z prawicy - w publicystyce doszedł do ściany. Mówiło się, że marzy o dyploma­cji i stanowisku ambasadora w Hiszpa­nii, a rzecznikowanie u prezydenta to tylko przystanek w karierze. Jednak po­litycy PiS twierdzą, że każdego kandyda­ta na ambasadora osobiście zatwierdza Jarosław Kaczyński, który Magierow­skiego nie lubi. Nie może mu zapomnieć, że publicznie skrytykował PiS za nocny tryb prac nad zmianami w ustawie o Try­bunale Konstytucyjnym. Kaczyński oso­biście zganił prezydenckiego rzecznika w wywiadzie dla Radia Koszalin.
   W pałacu panuje opinia, że Magie­rowski jest jak ryba i nie utonie. A dzię­ki przyjaźni z szefową kancelarii Dudy Małgorzatą Sadurską szybko odnajdzie się w jakiejś spółce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz