Jarosław Kaczyński
niepostrzeżenie stracił panowanie nad własnym obozem. Ministrowie tworzą
własne księstwa, Antoni Macierewicz ustawia się w kolejce do sukcesji, a na
zapleczu trwa szukanie haków
Michał Krzymowski, Wojciech Cieśla
Rozmówca z
Nowogrodzkiej: - Kryzys, przez który dziś przechodzimy, będzie testem dla
Szydło. Jeśli nie zapanuje nad problemami, to trzeba będzie dokonać zmian w
rządzie. Rekonstrukcja może objąć wszystkich, także panią premier. Polityk
związany z szefową rządu: - To typowe dla Jarosława. Jak coś mu nie idzie, robi
unik i patrzy, na kogo by tu zwalić winę. Jego otoczenie tylko na to czeka, bo
Beata nigdy nie cieszyła się sympatią Nowogrodzkiej, ale prawda jest taka, że
to prezes stracił panowanie nad sytuacją.
Poseł z tylnych ław: - Wpadliśmy w dołek
jesienią zeszłego roku. Opozycja tropiąca Misiewiczów, Piotrowicz twarzą
partii, zła frekwencja na PiS-owskich manifestacjach. Tyle że dostaliśmy
prezent w postaci 16 grudnia. Jarosław mądrze to rozegrał, kupując kilka
miesięcy spokoju. Dziś problemy wracają.
PROBLEM PIERWSZY: PREZYDENT
Przez pierwsze
kilkanaście miesięcy kadencji Andrzeja Dudy
relacje między biurem PiS przy Nowogrodzkiej a pałacem wyglądały tak: partia
przysyłała ustawy, prezydent je podpisywał. Łącznikiem między partią a głową
państwa był prezydencki minister Maciej Łopiński. Gdy pół roku temu odszedł z
Kancelarii, kontakty się rozluźniły.
W połowie kwietnia Kaczyński niespodziewanie
ogłosił, że przed pałacem prezydenckim nie stanie żaden z dwóch pomników
smoleńskich (jeden ma upamiętnić wszystkie ofiary, drugi - samego Lecha
Kaczyńskiego). Obie rzeźby przesunięto kilkaset metrów dalej. - Duda
dowiedział się o tym z mediów. To był gest pokazujący, że relacje między
Nowogrodzką a pałacem się ochłodziły - twierdzi osoba z otoczenia głowy
państwa.
Kilka tygodni później Duda się zrewanżował:
podczas przemówienia z okazji 3 Maja ogłosił zamiar przeprowadzenia referendum
ustrojowego. Współpracownik prezydenta mówi z satysfakcją: - Kaczor się
wściekł. Prezydent totalnie go zaskoczył, z nikim nie konsultował pomysłu
referendum. Ludzie z Nowogrodzkiej cały dzień wydzwaniali do pałacu z
pytaniami, kto to Andrzejowi podsunął i co to w ogóle oznacza. Wszyscy się
dobijali, każdy chciał się czegoś dowiedzieć, żeby błysnąć przed prezesem.
Rozmówcy z Nowogrodzkiej przyznają, że
sytuacja jest tym bardziej niekomfortowa, że partia od kilku tygodni robi uniki
w sprawie zgody na referendum na temat reformy edukacyjnej, a tu zebrano już
prawie milion podpisów. Dlaczego PiS miałoby się teraz zgadzać na głosowanie,
którego domaga się głowa państwa? Ważniejsze jest inne pytanie: czy deklaracja
Dudy to tylko incydent, czy zapowiedź usamodzielnienia? - Andrzej dojrzał do
przecięcia pępowiny. Wejście w zwarcie z Antonim Macierewiczem w sprawie zmian
w armii, pomysł referendum, powierzenie funkcji rzecznika pałacu Krzysztofowi
Łapińskiemu, najbardziej krytycznemu posłowi PiS. Andrzej wchodzi na kurs
kolizyjny z partią - twierdzi współpracownik prezydenta.
PROBLEM DRUGI: SZEF MON
Mówi człowiek z
Nowogrodzkiej: - Jarosław długo bagatelizował
sprawę Misiewicza, ale ludzie cały czas przychodzili do niego z prośbami, żeby
zrobił z tym porządek. No więc wzywał Macierewicza, a ten za każdym razem
udawał, że o niczym nie wie. Gdy chłopak został doradcą w Polskiej Grupie
Zbrojeniowej, miarka się przebrała. Prezes kazał pilnie ściągnąć Joachima
Brudzińskiego, który zdążył już wyjechać do Szczecina na święta, powołał specjalną
komisję, zawiesił Misiewicza i zapowiedział Macierewiczowi, że jeszcze jeden
taki numer i konsekwencje poniesie on. Antoni bardzo się tego przestraszył.
Czy na pewno? Choć sam Macierewicz
rzeczywiście zamilkł, to stojące za nim środowisko „Gazety Polskiej”
błyskawicznie zatrudniło Misiewicza w Telewizji Republika, podważając niejako
decyzję prezesa. W mediach związanych z „GP” pojawiła się też cała seria
tekstów wychwalających Antoniego Macierewicza. Najdalej posunął się publicysta
Piotr Lisiewicz, który wprost przyznał, że stawką w dzisiejszej przepychance
jest scheda po prezesie PiS: „Nikt, kto dziś angażuje się w osłabianie
Antoniego Macierewicza, nie ma szans na udział w przyszłej sukcesji po
Jarosławie Kaczyńskim. A każdy, kto robi to, zawierając taktyczne sojusze, z
czasem będzie musiał zniknąć z obozu niepodległościowego”. Ten tekst to nie
przypadek. Lider środowiska „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz w swoich ostatnich
komentarzach konsekwentnie stawia na równi Kaczyńskiego i Macierewicza. Zawsze
wymienia ich obok siebie, podważając jednoosobowe przywództwo prezesa PiS.
PROBLEM TRZECI: MORAWIECKI KONTRA ZIOBRO
Kilkanaście dni temu
wśród posłów PiS zaczęło krążyć anonimowe
opracowanie dotyczące ludzi Mateusza Morawieckiego. Donos dzieli
współpracowników wicepremiera na trzy grupy: harcerzy, menedżerów związanych z
rodziną nieżyjącego biznesmena Jana Kulczyka oraz ludzi wywodzących się z banku
BZ WBK. Na liście jest kilkadziesiąt nazwisk lobbystów, PR-owców i prezesów
państwowych spółek. Z opracowania można się dowiedzieć, że szef PKO BP Zbigniew
Jagiełło, prywatnie przyjaciel Morawieckiego, udzielił przed wyborami kredytu
partii Ryszarda Petru, a członek zarządu Polskiego Funduszu Rozwojowego Grzegorz
Zawada jest współpracownikiem Pawła Tamborskiego, jednego z bohaterów afery
podsłuchowej, współodpowiedzialnego za sprzedaż Ciechu rodzinie Kulczyków. Inny
ze współpracowników Morawieckiego, były dziennikarz Igor Janke, dziś PR-owiec,
jest przedstawiony jako „lobbysta powiązanej z Rosjanami firmy pożyczkowej Vivus”, a jeszcze inny - jako zaufany byłego szefa Orlenu Jacka
Krawca.
Jedną ze stron tego opracowania opublikował
na Twitterze reporter Radia Zet Mariusz Gierszewski, „Newsweek” ma dwie kolejne.
- W sumie jest tego sześć kartek, ale przy niektórych nazwiskach są dopiski o
istnieniu „osobnych raportów”. Dokument prawdopodobnie kolportowało w PiS
środowisko Zbigniewa Ziobry walczące o wpływy z grupą Morawieckiego - twierdzi
jeden z posłów. Inny dodaje: - Donos na pewno dotarł także na Nowogrodzką,
prezes lubi opracowania. Walka między Ziobrą a Morawieckim idzie na noże. Wraz
z pojawieniem się tego dokumentu zaczęła się wojna na haki i insynuacje, także
obyczajowe. Jakie? Krąży plotka, że jeden z ważnych polityków obozu rządowego
przed laty leczył się z pedofilii w niemieckiej klinice.
Pojawienie się donosu ma związek z walką o
wpływy w PZU. Spółka tuż po wyborach trafiła do tzw. grupy krakowskiej, jej prezesem
został przyjaciel ministra Ziobry Michał Krupiński, dobrze płatne posady w
grupie dostali też jego żona Patrycja Kotecka i brat Witold. Dwa miesiące temu
w PZU doszło jednak do niespodziewanego przewrotu. Morawiecki wykorzystał
wizytę prezesa PiS w Londynie i z zaskoczenia doprowadził do odwołania
Krupińskiego. Nowym szefem grupy został zaufany współpracownik wicepremiera
Marcin Chludziński, a doradcą w spółce - kolejny człowiek Morawieckiego,
Mariusz Chłopik. - Ziobro natychmiast przypuścił kontratak. Pobiegł na skargę
do Szydło, która była zaskoczona przewrotem w PZU, i zaczął wydzwaniać do
Kaczyńskiego.
Za Krupińskim wstawiły się też
inne wpływowe postaci, np. szef NBP Adam Glapiński. Jarosław dał Morawieckiemu
zgodę na przejęcie spółki, ale po akcji
Ziobry i Glapińskiego nagle zmiękł i kazał wszystko odkręcać - opowiada
rozmówca „Newsweeka”. 25 kwietnia Beata Szydło odebrała Morawieckiemu kontrolę
nad PZU i objęła spółkę osobistym nadzorem. Nowym prezesem został Paweł
Surówka, kojarzony z grupą krakowską. Według informacji „Newsweeka” do
państwowego biznesu niebawem wróci też sam Krupiński, który ma duże szanse na
objęcie stanowiska prezesa banku Pekao kupionego przez PZU.
Historia z PZU, który w ciągu kilku tygodni
przechodził z rąk Ziobry w ręce Morawieckiego, by na końcu z powrotem trafić do
Ziobry, pokazuje, że Kaczyński przestał panować nad własnym obozem. Miotając
się od ściany do ściany, pokazuje, jak łatwo manipulować jego decyzjami.
PROBLEM CZWARTY: POLITYCZNE KSIĘSTWA
Wojna frakcji w
obozie władzy trwa w wielu miejscach. Politycy wzajemnie się
zwalczają, wykorzystując służby specjalne, prokuraturę, media. - Po
rozparcelowaniu Ministerstwa Skarbu Państwa trudno dziś znaleźć liczącego się
polityka, który nie miałby swojego księstwa - zauważa jeden z posłów.
Morawiecki kontroluje bank PKO BP i Polski Fundusz Rozwojowy, Szydło do spółki
z Ziobrą mają PZU, Macierewicz obsadza Polską Grupę Zbrojeniową, szef resortu
infrastruktury Andrzej Adamczyk - PKP, a
wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński - Grupę Azoty. Nawet minister rolnictwa
Krzysztof Jurgiel dostał swój kawałek tortu w postaci spółki Polski Cukier.
Każda ze spółek to dziesiątki dobrze płatnych posad oraz kontrakty dla
lobbystów, specjalistów od czarnego PR, byłych oficerów służb, prywatnych detektywów.
I tak: dla Morawieckiego pracują firmy Bridge i
Pracownia (pierwsza, według donosu, zarabia w PFR, druga ma mieć stałe
zlecenie w PKO SA), grupę Ziobry wspiera środowisko tygodnika „wSieci” i
portalu wPolityce.pl
(PZU to sponsor gali „Człowiek Wolności”, na
której nagradzano Andrzeja Dudę i Jarosława Kaczyńskiego), a z Macierewiczem i
wspierającą go „Gazetą Polską” kojarzona jest duża agencja Art-Media (według naszych
rozmówców pracowała ona m.in. dla PGZ i Orlenu; we władzach obu do niedawna zasiadał
związany z szefem MON Arkadiusz Siwko).
Jak ten system działa w praktyce? Gdy posadę
w PZU traci Krupiński, twórca portalu wPolityce.pl Michał
Karnowski natychmiast publikuje komentarz, w którym pyta: „Za wielu takich
prezesów?”.
I pośrednio atakuje
Morawieckiego, wytykając mu forsowanie do zarządu ubezpieczyciela ekonomisty
Rafała Antczaka, „krwi z krwi i kości z kości
środowisk bliskich Platformie”. „Czy na pewno na taki zestaw głosowali wyborcy
PiS?” - dziwi się. Kilkanaście dni później na portalu ukazuje się tekst o
ludziach od czarnego PR, którzy krążą po warszawskich redakcjach i namawiają do
ataków na Ziobrę. Ma to być zemsta za walkę z mafią i przestępcami.
A gdy środowisko „Gazety Polskiej” angażuje
się w sprawę Misiewicza, Karnowski wytacza przeciw Sakiewiczowi najcięższe
działa: „To nie o nas krążą opowieści o wymuszaniu wsparcia, o potężnych transferach na dziwnych zasadach, o przejadaniu
każdego miesiąca milionów (...). Czy nie rozpoczęła się już gra na wyprowadzenie
Prawa i Sprawiedliwości na twarde skały, a następnie, po spodziewanej
katastrofie, na wymuszenie przegrupowania wewnątrz PiS, na zmuszenie do odejścia Jarosława Kaczyńskiego (...)?
Czy ktoś nie zaczął już budowy - przyjmijmy na chwilę język autorów GP - Partii
Ludu Pisowskiego?”.
PROBLEM PIĄTY: BAŁAGAN
Wrażenie chaosu
potęgują wewnętrzne przetasowania. Beata
Szydło odbiera Pawłowi Szefernakerowi kontrolę nad polityką medialną rządu i
przekazuje ją swojej współpracownicy Elżbiecie Witek. Wicemarszałek Senatu
Grzegorz Czelej niespodziewanie rezygnuje ze stanowiska, minister cyfryzacji
Anna Streżyńska przyznaje, że jest w sporze kompetencyjnym z
Macierewiczem i deklaruje, że mogłaby wejść
do rządu PO. Do dymisji podaje się rzecznik prezydenta Marek Magierowski...
O co chodzi? Szefernaker to człowiek
Brudzińskiego, ucho partii w Kancelarii Premiera. Szydło powierzyła mu nadzór
nad służbami prasowymi rządu, żeby
zneutralizować potencjalną krytykę ze strony ludzi z partii. Tyle że Szefernaker
po prostu sobie nie poradził. Sprawa dymisji wicemarszałka Senatu jest bardziej
złożona. Czelej na początku kadencji zawarł nieformalną umowę z szefem resortu
infrastruktury Andrzejem Adamczykiem: wstawił swoich ludzi do spółek
kolejowych i w zamian obiecał, że będzie wspierać ministra w Senacie. - Szybko
doszło między nimi do kłótni. Adamczyk oskarżył Czeleja o przyniesienie ustawy
napisanej przez lobbystów pracujących dla małych przewoźników autokarowych i
Ubera, a Czelej zarzucił Adamczykowi sprzyjanie dużym graczom takim jak Polski
Bus. We wszystko wmieszał się jeszcze Karczewski, który
doniósł Kaczyńskiemu, że Czelej na koszt Senatu jeździł na golfa i przyjmował
kosztowne prezenty podczas wizyty w Chinach - opowiada dobrze zorientowany
senator. Pytanie tylko, czy Kaczyński już po wymuszeniu dymisji Czeleja znów
nie uznał, że go zmanipulowano. Senator: - Kilkanaście godzin po rezygnacji
wicemarszałka Kaczyński przyjechał do Senatu i zamknął się w gabinecie Adama
Bielana, zaprzyjaźnionego z Czele- jem. Karczewski nie został wpuszczony do
środka i tylko dreptał po korytarzu.
Znajomy Streżyńskiej: - Anka zapowiedziała
wprowadzenie 50 e-usług w ciągu -roku. Minęło 11 miesięcy, a na razie mamy
jedną e-usługę. Więcej póki co nie będzie, bo ministerstwo nie ma pieniędzy. W
tej sytuacji Streżyńska woli zostać wyrzucona, niż przyznać się do porażki.
Dlatego prowokuje konflikt. Poza tym chciała kandydować na prezydenta Warszawy,
ale Kaczyński nie dał jej zgody. Czuje się urażona i prowokuje konflikt.
UCIECZKA DO PRZODU
Działacze PiS szukają
sposobu na wyjście z tego impasu. - Niektóre
pomysły są groteskowe. Na przykład ten: niech Jarosław zostanie premierem, to
urządzimy obchody stulecia niepodległości pod hasłem „Od Piłsudskiego do
Kaczyńskiego”. Albo to, co rozpowiadają ludzie służb:
„Ch. z sondażami, zaraz zaczną się aresztowania. To nam pomoże” - denerwuje się
rozmówca z PiS.
Jedną z rozważanych koncepcji jest
rekonstrukcja rządu, ale ludzie z Nowogrodzkiej zdają sobie sprawę, że każda
zmiana w rządzie i tak zostanie uznana za przyznanie się do błędów. Prawdziwym
nowym otwarciem byłaby wymiana premiera. Sęk w tym, że z punktu widzenia partii
na czele rządu mógłby stanąć tylko Kaczyński, a to raczej nie poprawiłoby
notowań PiS. Zresztą akurat Szydło nie daje powodów, by ją odwoływać.
- Chyba że Jarosław zastawi na nią pułapkę.
Każe jej zażegnać kryzys, co przy braku realnej władzy jest zadaniem niewykonalnym,
i na końcu uczyni z niej kozła ofiarnego. Bardzo możliwe, że tak to się właśnie
skończy - uważa jeden z posłów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz