czwartek, 8 czerwca 2017

Bulterier na krótkiej smyczy



Awanturami wokół opolskiego festiwalu TVP wystawiła się na pośmiewisko. Jacek Kurski może jednak spać spokojnie, bo jego najważniejszy widz wie, że doszło do prowokacji.

Michał Krzymowski

Kilkanaście godzin po tym, jak prezydent Opola wypowiedział TVP umowę na or­ganizację festiwalu, Jacek Kurski pojawił się w wieczornym programie „Gość Wia­domości”. Ubrany w czarny krawat i ze zbolałą miną zaczął: - Jestem porażony, że w dniu śmierci takiego artysty [Zbi­gniewa Wodeckiego - red.] można coś takiego zrobić. Mogliśmy się umówić, że zorganizujemy koncert jego pamięci. To niewy­baczalny skandal, prezydent Opola okrył się hańbą.
   - Chcę powiedzieć jasno. Jedynym powodem odwołania koncertu Maryli Rodowicz była śmierć jej mamy. Ja wiem, co to jest śmierć mamy. Sam noszę żałobę po mamie, która zmar­ła kilka miesięcy temu - ciągnął Kurski, spuszczając wzrok na swój krawat.

TO PROTEST FEMINISTEK, NIE FILM PORNOGRAFICZNY
Oskarżenia o cenzurowanie artystów, odwołanie koncer­tów przez większość muzyków, wyrzu­cenie festiwalu z Opola i zadeklarowanie przeniesienia go do Kielc. Ktoś mógłby pomyśleć, że po takiej serii los Kurskiego jest przesądzony. Tymczasem Jacek Kur­ski jest pewny swego, co zresztą widać było w „Gościu Wiadomości”. Atakował w nim wszystkich dookoła. Prezydenta Opola Arkadiusza Wiśniewskiego za ze­rwanie umowy i nieuszanowanie śmierci Zbigniewa Wodeckiego, Kayah - za fał­szywe zarzuty pod adresem władz TVP i manipulacje, internautów - za pod­burzanie artystów, a na koniec także Marylę Rodowicz za uleganie środowi­skowej presji i wydanie nieprawdziwego oświadczenia.
   Poseł: - A dlaczego Kurski miałby wy­lecieć? Gdyby telewizja wyemitowała film pornograficzny, to można by speku­lować o dymisji, ale tu zaprotestowało kil­ka feministek. Za takie rzeczy nie traci się stanowisk w PiS.
   Współpracownik Kurskiego: - Praw­da o tej aferze jest banalna. Spór z prezy­dentem Opola narastał od miesięcy, bo Jacek nie chciał miastu przekazać puli 20 procent darmowych biletów, które dostawało od lat. Kiedy kilkanaście dni temu menedżer Kayah powiedział, że TVP cenzuruje festiwal, Wiśniewski wykorzystał okazję i za­deklarował, że piosenkarka jest mile widziana w jego mieście, ł konflikt eskalował.
   Kurski mógł spokojnie zaatakować prezydenta Opola, bo - idąc do studia - był już po wizycie na Nowogrodzkiej. - Jacek wyszedł z tej rozmowy bardzo wzmocniony. Dostał błogosła­wieństwo od Jarosława, usłyszał, że ma się nie cofać - mówi oso­ba z otoczenia szefa Telewizji Polskiej. Rozmówca „Newsweeka” z Nowogrodzkiej potwierdza: - Pozycja Kurskiego jest mocna. Kaczyński jest przekonany, że afera wokół Opola była prowo­kacją zaplanowaną i wymierzoną w nas. Kurski nie popełnił ni­gdzie błędu. W krótkiej perspektywie to zamieszanie wręcz go wzmocniło. Odwołując go, Jarosław musiałby przyznać rację salonowi, a to nie wchodzi w grę. W dłuższym okresie może to Kurskiego oczywiście osłabić, bo odwołanie festiwalu to cios dla TVP, ale dziś Jacek może spać spokojnie.

KUZYN JEDZIE NA ŻOLIBORZ
Sierpień 2016 roku. W głównej siedzibie PiS trwa narada, pod­czas której świeżo upieczony szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański, zdeklarowany przeciwnik Kurskiego, nalega na wyrzucenie obecnego prezesa TVP.
   Dzień później na posiedzeniu Rady Joanna Lichocka - posłan­ka PiS związana ze środowiskiem „Gazety Polskiej”, także nie­chętnym Kurskiemu - zgłasza uchwałę o usunięciu szefa TVP. Gdy wniosek zostaje przejęty, Czabański informuje dziennikarzy o wy­niku głosowania. Po przerwie w obradach Rada ma wybrać tymczasowego prezesa, który pokieruje telewizją do października! W kuluarach mówi się, że pewniakiem jest Małgorzata Raczyńska, przyjaciółka rodzi­ny Kaczyńskich i była szefowa TVP1, któ­ra jeszcze niedawno prowadziła wywiady w telewizji internetowej PiS.
   W trakcie przerwy Czabański i Licho­cka zostają wezwani na Nowogrodzką. Na miejscu czeka na nich Kaczyński, który każe wszystko odkręcać. Mówi, że zgodził się na wyrzucenie Kurskiego, ale dopiero na jesieni, po rozstrzygnięciu konkursu na nowego prezesa. Czabański i Lichocka jak niepyszni wracają na obrady i przyj­mują nową uchwałę, w myśl której szef TVP zakończy swoją pracę, tyle że nie od razu, ale dopiero w październiku.
Rozmówca zbliżony do rządu: - Kurski nie miał łatwej sytuacji. Oprócz Czabańskiego i „Gazety Polskiej” cały czas zwalcza go także wicepremier Piotr Gliński, który już w połowie 2016 r. szukał następcy Ja­cka. Proponował prezesurę TVP chociażby Jackowi Karnowskiemu, redaktorowi naczelnemu „wSieci”.
   Karnowski jednak odmówił. Całe jego środowisko - redakcje tygodnika i portalu wPolityce.pl, a przede wszystkim kontrolu­jący je senator PiS Grzegorz Bierecki - od kilku miesięcy było już w sojuszu z szefem TVP.
   Wtedy, latem 2016 r., do sprzymierzeńców Kurskiego nale­ży jeszcze kuzyn prezesa PiS Jan Maria Tomaszewski, formal­nie doradca zarządu TVP. Za każdym razem, gdy szef telewizji popada w tarapaty, Tomaszewski jedzie na Żoliborz i go bro­ni. W zamian oczekuje wpływu na decyzje podejmowane przez kierownictwo stacji.
   Dwa miesiące po szarży Czabańskiego Kurski znów czuje się pewnie Kilka dni przed rozstrzygnięciem konkursu na prezesa TVP Newsweek” przygotowuje tekst o wpływach Tomaszew­skiego i związanego z nim szefa Agencji Produkcji Telewizyj­nej i Filmowej Wojciecha Hoflika. Kurski wykorzystuje to jako pretekst. Wyrzuca Hoflika i zabiera Tomaszewskiemu posadę doradcy. Kuzyn trafia na boczny tor: traci przestronny gabinet, służbowy samochód i ląduje w redakcji Teatru Telewizji. - Ja­cek rozegrał to bardzo brutalnie. Póki był w potrzebie, korzystał z wpływów Janka. Gdy poczuł się silniejszy, zaczął opowiadać, że wokół kuzyna coś się dzieje. „Kręcą się przy nim dzienni­karze - mówił - nie ma wyjścia, trzeba go na jakiś czas odsu­nąć”. To „na jakiś czas” oczywiście trwa do dziś. Sprytne to było - opowiada rozmówca zbliżony do TVP.

KUKIZ REKRUTUJE DZIENNIKARZY
Posiedzenie klubu Kukiz’15 kilka miesięcy temu. - Wynego­cjowaliśmy sobie wpływ na obsadę portalu Tvp.info - informuje swoich posłów Paweł Kukiz. - Jeśli znacie jakichś dziennikarzy, przekażcie mi ich CV. Szukamy kandydatów na szefa serwisu i członków zespołu.
   Posady dla nominatów ruchu ma zapewnić wiceprezes TVP Maciej Stanecki, który trafił na Woronicza dzięki rekomendacji Kukiza. - Od dawna stawiamy na internet, więc portal wydawał się dla nas idealnym miejscem. Stanecki obiecywał, że znajdą się tam miejsca dla naszych ludzi - mówi jeden z posłów. Inny przyznaje: - Sam przekazałem Pawłowi jedno CV, ale człowiek nie dostał pracy. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Może Kukiz miał innych kandydatów.
   W lutym szefem portalu Tvp.info został były publicysta „Rzeczpospolitej” Dominik Zdort, który w 2015 roku za­słynął tekstem „Dokąd deportować Tatarów”. Snuł w nim rozważania nad stopniem asymilacji tej kilkutysięcznej spo­łeczności i zastanawiał się, czy polscy Tatarzy mogą stanowić zagrożenie terrorystyczne. „Ostrożność nie zaszkodzi. Mam na­dzieję, że tatarskimi wyznawcami islamu opiekują się troskliwie odpowiednie polskie służby” - pisał.
   Członek ruchu zapewnia: - Stanecki dużo nam obiecywał, ale na końcu się na nas wypiął. Żaden z naszych ludzi nie trafił ostatecznie do portalu. Paweł ma tatarskie korzenie i nie przy­łożyłby ręki do nominacji dla Zdorta. Miał mu za złe tamten skandaliczny tekst.
   Czy rzeczywiście muzyk i polityk prosił swoich posłów o CV kandydatów na szefa portalu Tvp.info i członków zespołu redakcyjnego?
   - Taka sytuacja rzeczywiście mogła mieć miejsce pod koniec zeszłego roku - przyznaje w rozmowie z „Newsweekiem” Kukiz.
   - To był czas, gdy się jeszcze błędnie łudziłem, że będziemy mieć wpływ na TVP.
   - A ma pan jeszcze kontakt ze Staneckim?
   - Nie rozmawiałem z nim od pół roku. Na to, co się dzieje w te­lewizji, patrzę dziś bardzo krytycznie. To tuba propagandowa PiS, nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
   Poseł z klubu Kukiz’15: - Czy szukając kandydatów do pracy w portalu, chcieliśmy zadbać o własną propagandę? Nie nazwał­bym tego w ten sposób. Może czasem napisaliby tam o nas coś dobrego, tylko tyle.
   Stanecki ostatecznie odbił od Kukiza i podryfował w kierun­ku Kurskiego. Dziś, jak twierdzą ludzie z ruchu, muzyk całkowi­cie stracił kontrolę nad swoim nominatem. - Stanecki lubi blichtr. Służbową limuzynę, gabinet, podróże. Kurski się w tym połapał - go kupił. Wysyła go w zagraniczne delegacje i w zamian oczeku­je lojalności. Wysługuje się nim, załatwia jego rękami wszystkie kontrowersyjne kwestie. Jak coś się wywróci, to Stanecki zostanie zrzucony z sań - twierdzi współpracownik Kukiza.
   Polityczne rozstanie ze Staneckim pieczętuje sam Kukiz. W styczniu składa do CBA doniesienie o nieprawidłowościach w dziale TVP, za który odpowiada jego były nominat. Kontro­la trwa.

KURSKI KONTRA RESZTA ŚWIATA
Lista osób i frakcji PiS, które są dziś przeciw Kurskiemu, robi wrażenie. To: - Piotr Gliński („Wiadomości” atakują żonę wicepremiera za pracę w organizacji pozarządowej), - środowisko „Gazety Polskiej” (ludzie Tomasza Sakiewicza oskarżają Kurskiego o potajemne związki z ludźmi Romana Giertycha; mają mu też za złe niewystarczające otwarcie TVP na ich kadry.
   - Rada Mediów Narodowych (Czabański od początku był w kon­flikcie z Kurskim), - kuzyn prezesa Kaczyńskiego (do dziś nie odzyskał utraconych wpływów),
   - Paweł Kukiz.
   Jest też na tej liście od niedawna drugi najbardziej wpływowy polityk PiS, czyli Joachim Brudziński. Kurski naraził mu się kil­ka tygodni temu, wyrzucając jego protegowanego Piotra Licho­tę, dotychczasowego szefa Telewizyjnej Agencji Informacyjnej.
   Po swojej stronie Kurski ma tylko grupę kojarzoną z tygodni­kiem „wSieci”. To wpływowe środowisko w mediach, ale nie­koniecznie w partii. Jego lider Grzegorz Bierecki od dwóch lat pozostaje na politycznym aucie. Ludzie senatora nie weszli ani do rządu, ani do państwowych spółek. Wyjątek stanowi Ma­ciej Łopiński, który po odejściu z Pałacu Prezydenckiego tra­fił do rady nadzorczej TVP. Dla szefa telewizji jest on dziś tym, kim jeszcze do niedawna był kuzyn. Gdy Kurski wywołuje po­żar, Łopiński pierwszy jedzie na Nowogrodzką, aby go gasić.
- Gdy przed laty Jacek zdradził i popadł w niełaskę, to Maciek pierwszy wprowadził go potem do Kaczyńskiego. Jarosław ceni Łopińskiego, z jakiegoś niezrozumiałego powodu uważa go za eksperta do spraw mediów, ale to nie jest zaplecze, które mogłoby zapewnić przetrwanie - opowiada polityk PiS.
   Tak naprawdę Kurski jest dziś osamotniony. Powiedzieć, że nie stoi za nim żadna frakcja, to mało. Kurski w rzeczywistości nie ma dziś w Sejmie nawet jednego zaprzyjaźnionego posła, dzięki któremu mógłby próbować prowadzić grę polityczną. Dla Kaczyńskiego to sytuacja idealna. Kurski jest pod ostrzałem i nie ma jak się bronić, więc jego los jest w rękach szefa PiS. Dzięki temu telewizja jest na każde skinienie. Dopóki Kurski będzie lo­jalny, dopóki będzie, jak sam siebie kiedyś nazwał, „bulterierem prezesa”, dopóty będzie pracować w TVP.
   Poseł PiS: - To, co się dzieje w samej stacji, nie ma znacze­nia, nie jest żadnym kryterium oceny. Dlaczego? Bo prezes nie ogląda telewizji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz