Pod rękę z diabłem
Jest
tylko jeden duży europejski kraj, w którym ISIS osiągnęło prawie wszystkie
swoje cele. To Polska.
Nie były tu nawet potrzebne
zamachy. Wystarczyła władza gotowa, by ubić na nich polityczny interes.
Zamachy są być może celem samym w sobie dla zwyrodnialców, którzy ich
dokonują. Ale dla Państwa Islamskiego są jedynie środkiem do osiągnięcia
prawdziwych celów. Wywołać strach. Ten, biorąc pod uwagę sondaże, rzeczywiście
w Polsce zapanował. Wzbudzić u niemuzułmanów nienawiść do muzułmanów i islamu.
I to się u nas udało - wystarczy posłuchać polityków rządzącej partii oraz
przejrzeć prawicowe portale i różne internetowe fora. Dalej, wzbudzić w muzułmanach
przekonanie, że są znienawidzeni. Im jest mocniejsze, tym większe
prawdopodobieństwo, że ulegną wpływom ISIS. Celem naczelnym zaś jest osłabienie
zachodnich demokracji. Oczywiście, PiS demontuje demokrację bez pomocy ISIS,
ale trudno nie odnieść wrażenia, że zamachy są mu bardzo na rękę w forsowaniu
rządów silnej ręki.
Paryż, Bruksela, Nicea, Sztokholm, Berlin, Manchester, Londyn - po
każdym z zamachów z wypowiedzi polityków PiS i tekstów na prawicowych portalach
aż bije jakieś koszmarne schadenfreude pomieszane z satysfakcją,
że znowu będzie można szczuć i straszyć uchodźcami w ramach nie-
sformalizowanego Instytutu Straszenia i Szczucia (w skrócie ISIS). W
wypowiedziach tych pełno jest pogardy dla zachodnich państw, zachodnich norm i
odruchów charakterystycznych dla zachodnich społeczeństw. Gromadzą się,
składają wiązanki kwiatów, wyrażają solidarność z ofiarami i wolę zachowania
jedności, malują coś tam kredkami na ulicach. No, naiwniacy, nasz szeryf z
Legionowa Błaszczak już by pokazał, jak się walczy z terroryzmem tym wszystkim
amatorom z MI6 i innych instytucji wywiadowczo-śledczych.
Po ostatnim zamachu w Londynie już nie tylko Merkel, Macron czy Trudeau, ale nawet Putin mówił o „ataku szokującym w swym okrucieństwie i
cynizmie”. W Polsce zaś mieliśmy jedno z najbardziej odrażających wystąpień
polskiego polityka po 1989 roku - pamiętamy panią Szydło z jej skierowanymi do
Europy wezwaniami, by wstała z kolan, i jej pokrzykiwanie, by skończyć z
polityczną poprawnością. Szydło nie jest sama. Oto prezydent Trump, który wstał z kolan przy pomocy Kremla, wezwał, by
„skończyć z polityczną poprawnością”. Ale wśród krytyków zachodnioeuropejskich
państw są nie tylko Trump
i Szydło. Skrytykował je też najwyższy
przywódca duchowy Iranu, ajatollah Chamenei. Towarzystwo zaiste znakomite.
Kilka dni temu krewni ofiar paru ostatnich zamachów w Wielkiej Brytanii
skierowali apel do polityków, by ci niewykorzystywali ich żałoby do podsycania
nienawiści. Do Polski zapewne on
nie dotarł. Zaglądam na główną stronę PiS-owskiego portalu wPolityce.pl, a tam aż trzy teksty w związku z zamachami. W jednym
cytuje się Miriam
Shaded (imigrantkę), która przekonuje, że
nie istnieje islam pokojowy (o czym świadczą zapewne liczne zamachy dokonane
przez polskich Tatarów). Jacek Karnowski przekonuje, że „nakłanianie
społeczeństw do przyjęcia imigrantów jest braniem odpowiedzialności za śmierć i
cierpienie ofiar zamachów (imigranci i uchodźcy z ostatnich lat nie stali za
żadnym z zamachów). Witold Gadowski zaś orzeka, że celem zamachów może być
Polska, szczególnie Przystanek Woodstock. Bingo.
Minister Błaszczak do znudzenia powtarza, że władza PiS gwarantuje Polakom bezpieczeństwo, ale przez zupełny przypadek Przystankowi Woodstock może nie zagwarantować. Bo zamachy nam nie grożą, chyba że na imprezie organizowanej przez Owsiaka. Jak wiadomo, samochodem czy pociągiem można przyjechać z Zachodu do Polski tylko na Przystanek Woodstock. Instrumentalizowanie rasizmu islamofobii i generowanego przez polityków strachu weszło właśnie na poziom najwyższy. Oto na oficjalnej stronie internetowej PiS w związku z Przystankiem Woodstock pada pytanie: „Czy chcecie, by w Polsce odbyła si9 impreza z udziałem muzułmańskich emigrantów?”. Prezydent Duda proponuje zaś referendum w sprawie uchodźców, przez przypadek w roku 2019, by szowinizm i rasizm zaprząc do kampanii wyborczej. A może tak referendum w sprawie Dekalogu i przykazania: kochaj bliźniego swego?
Minister Błaszczak do znudzenia powtarza, że władza PiS gwarantuje Polakom bezpieczeństwo, ale przez zupełny przypadek Przystankowi Woodstock może nie zagwarantować. Bo zamachy nam nie grożą, chyba że na imprezie organizowanej przez Owsiaka. Jak wiadomo, samochodem czy pociągiem można przyjechać z Zachodu do Polski tylko na Przystanek Woodstock. Instrumentalizowanie rasizmu islamofobii i generowanego przez polityków strachu weszło właśnie na poziom najwyższy. Oto na oficjalnej stronie internetowej PiS w związku z Przystankiem Woodstock pada pytanie: „Czy chcecie, by w Polsce odbyła si9 impreza z udziałem muzułmańskich emigrantów?”. Prezydent Duda proponuje zaś referendum w sprawie uchodźców, przez przypadek w roku 2019, by szowinizm i rasizm zaprząc do kampanii wyborczej. A może tak referendum w sprawie Dekalogu i przykazania: kochaj bliźniego swego?
Oczywiście, trudno się dziwić, że partia, która od lat gra trumnami
smoleńskimi, gra uchodźcami. Szczucie i straszenie opanowała przecież do
perfekcji. Kościół głosami swych ważnych przedstawicieli apeluje o pomoc
uchodźcom, ale już antyuchodźczych wypowiedzi polityków PiS nie potępia.
Prawda, Kościół bardzo umocnił ostatnio swoją pozycję w Polsce. Niestety, w tym
samym czasie najwyraźniej maleją wpływy Chrystusa wśród Polaków.
Jarosław Kaczyński powiedział kiedyś, że ZChN to droga do dechrystianizacji
Polski. Sam znalazł krótszą i zamienił ją w autostradę, jedyną, która powstała
za rządów PiS.
Tomasz Lis
Dla wolności i dobrobytu
Ci z
Was, którzy czytają te felietony, być może zauważyli mą lekką obsesję na
punkcie Hitlera, nazistów i III Rzeszy. Ostatnio postanowiłem poszperać sobie
w tym, co mówiła i pisała nazistowska elita. Czemu? Bo w dzisiejszym świecie naziści
stali się abstrakcyjnymi popkulturowymi monstrami, czymś między zombi, mutantami i najeźdźcami z kosmosu. A to przecież byli
bardzo sprawni i nowocześni politycy, którzy w jednym z najważniejszych państw
Europy i świata zdobyli władzę w demokratyczny sposób i utrzymali ją przez 12
lat, gotując światu piekło.
Trudno nie przyznać racji Adolfowi Hitlerowi, gdy mówił: „Dajcie mi pięć
lat, a nie poznacie Niemiec”. Trudno się nie zadumać, gdy przypomni się słowa
wypowiedziane przez niego na zjeździe niemieckich prawników: „Mnie nie
interesuje prawo, mnie interesuje sprawiedliwość".
Joseph Goebbels: „Nie zamierzamy wykorzystywać radia jedynie do naszych
celów partyjnych. Chcemy, by było w nim miejsce na rozrywkę, sztukę, gry,
zabawy i muzykę. Ale wszystko powinno mieć związek z teraźniejszością.
Wszystko powinno łączyć się z tematem naszej wielkiej odbudowy albo
przynajmniej nie stawać tej sprawie na drodze”.
Goebbels o USA: „Amerykańska prasa ma szczególną przyjemność w
krytykowaniu Niemiec w zakresie humanitaryzmu, cywilizacji, praw człowieka i
kultury. Ma pełne prawo, by to robić. Ich człowieczeństwo i humanitaryzm w
najbardziej żywej formie widać w linczach. Ich cywilizację widać w
niebotycznych gospodarczych i politycznych skandalach. Ich prawa człowieka
widać w jedenastu czy dwunastu milionach bezrobotnych, którzy najwyraźniej
wybrali sobie taki los. A ich kulturę widać tylko w tym, co zawsze zapożycza
się od starych europejskich narodów”.
Z ulotki wyborczej autorstwa Goebbelsa: „Przywrócenie Niemcom honoru.
Bez honoru nikt nie ma prawa do życia. Naród, który zastawił swój honor,
zastawił też swój chleb. Honor to fundament każdej ludzkiej społeczności.
Utrata honoru jest prawdziwą przyczyną utraty wolności. To jest to, czego
żądamy!”.
Z tekstu Goebbelsa opublikowanego niespełna rok przed dojściem NSDAP do
władzy: „Ten, kto sprzeciwia się bratobójczej walce, kto szuka wyjścia z chaosu
i zamieszania, będzie głosował na Adolfa Hitlera! On reprezentuje budzący się
niemiecki idealizm, on jest rzecznikiem
narodowej aktywności, on jest nosicielem nadchodzącej odnowy gospodarczej i
społecznej. Dlatego wołamy: daj Adolfowi Hitlerowi władzę, aby obywatele
Niemiec ponownie otrzymali to, co jest im należne. Dla wolności i dobrobytu!”.
Z przemówienia Hermanna Goringa: „Wszystko upadło. Gdziekolwiek by
spojrzeć - wszystko jest pozbawione treści, zepsute, zaczyna gnić. Małe kroki
już zostały podjęte. Trochę już uprzątnęliśmy i mamy już fundamenty, na
których da się budować. Ale zniszczenia sięgają daleko za horyzont, nieużytki
i rui nysą wszędzie. Wy, przyjaciele, jesteście przyzwyczajeni do ciężkiej
pracy i dlatego w nadchodzących dniach mamy tylko jedno hasło: praca, praca i
jeszcze więcej pracy dla narodu i naszej ojczyzny, która musi zostać
odbudowana”.
Znowu Hitler: „Gdziekolwiek sięgnie nasz triumf, zawsze będzie jedynie
punktem wyjścia do nowej walki”.
Mamy coś i dla kobiet z ust szarmanckiego Fiihrera: „Nic ma nic
piękniejszego od wychowania sobie młodego stworzenia: dziewczyna w wieku
osiemnastu, dwudziestu lat jest miękka jak wosk. Mężczyzna musi mieć możliwość,
aby na każdej dziewczynie odcisnąć swoją pieczęć. Kobieta chce tego samego!”.
Heinrich Himmler zaś wiedział,
czego chcą homoseksualiści: „Niektórzy homoseksualiści uważają, że to. co oni
robią, jest ich prywatnym życiem. Lecz życie seksualne nie jest już prywatną
sprawą, ponieważ dotyczy przeżycia narodu. Dlatego też wszyscy musimy
zrozumieć, że nie możemy tej chorobie pozwolić rozwijać się w Niemczech i
musimy ją zwalczać”.
Joachim von Ribbentrop podkreślał moralną siłę Trzeciej Rzeszy: „Państwo
narodowosoejalistyczne wydaje rokrocznie miliard marek na Kościół katolicki,
czym nie mogłoby się poszczycić żadne inne państwo”.
Reinhard Heydrieh rozczulał się zaś dziełami wodza: „To niemal
przekracza możliwości jednostki, lecz musimy być twardzi jak granit, aby
dzieło naszego Fiihrera nie poszło na marne. Kiedyś, po wielu latach ludzie
będą nam wdzięczni za to, co wzięliśmy na swoje barki”.
Historia, jak wiadomo, niczego i nikogo nie uczy, ale przyznacie, że
jest ciekawa?
Marcin Meller
Tak mi dopomóż Bóg!
Może to być szok dla moich czytelników, ale
nie ma co ukrywać, że każdy człowiek może się zmienić, przeżyć objawienie i
wyciągnąć wnioski ze swojego dotychczasowego postępowania. Zacznę od oświadczenia.
Kocham Prawo i Sprawiedliwość, a Pana Jarosława Kaczyńskiego najhardziej.
Jestem zwolennikiem nic tylko wszystkich zmian w mojej ojczyźnie, lecz także
sposobów, w jaki są wprowadzane. Chciałbym Trybunału Konstytucyjnego w
obecnym kształcie do końca mojego życia. Chciałbym, żeby sędziowie skazywali
tak, jak każe im Prawo i Sprawiedliwość. Chciałbym, żeby nie było wolności
słowa, bo wolność słowa jest zgubą, a wolność artystyczna może tylko
deprawować. Marzę o tym, żeby w Polsce żyli jedynie biali ludzie. Najwyższy
czas, ażeby ONR ze swoimi sztandarami przeniósł się do Sejmu. Jestem za
likwidacją KOD, wszystkich organizacji zasilanych finansowo wstrętnymi, obcymi
pieniędzmi, a środowiska LGBT - jeśli nie znajdzie się inny sposób - pozamykałbym
w specjalnych ośrodkach. Jestem za nową konstytucją dającą absolutną władzę
Jarosławowi Kaczyńskiemu, tylko proszę o podpowiedz, czy chce być Prezydentem,
Premierem czy Naczelnikiem Państwa. Wierzę w zamach, a Pana Berczyńskiego
uważam za kandydata do Orderu Orla Białego. Mam nadzieję, że to oświadczenie
wystarczy, ażebym objął jakieś wysoko płatne stanowisko w ważnej spółce skarbu
państwa. Mam dodatkowe atuty. Nie mam żadnych kompetencji ani wykształcenia.
Nie znam się na radach nadzorczych ani na niczym konkretnym. Moja przeszłość
artystyczna idzie w zapomnienie. Chcę być prezesem albo co najmniej
wiceprezesem spółki, w której jest bardzo dużo pieniędzy. Będę lojalny i będę
wykonywał wszystkie polecenia. Mam nadzieję, że moja prośba spotka się n
odpowiednich władz ze zrozumieniem. Oświadczam też, że nie chciałbym swoją
obecnością zagrozić osobom, które już są obsadzone. Nie jest ważne, co o mnie
myślą. Chcę nareszcie zrobić prawdziwą karierę. Tak mi dopomóż Bóg!
Krzysztof Materna jest satyrykiem, aktorem, reżyserem i producentem
telewizyjnym
O!
Mój
kolega Alex Kłoś, dziennikarz, muzyk, karateka i człowiek ciekawy
świata, wziął kiedyś udział w
reklamie, która mi się bardzo spodobała. Siedział na ławce z kumplem i w
pewnej chwili powiedział: „Wiesz, ja już w życiu wszystko widziałem”. Chwila
ciszy, po czym kumpel: „Tak? A to?” i pokazuje na samochód. I wtedy Alex zdziwiony mówi: „O!”.
Codziennie rano zaglądam do gazet i internetu w nadziei. że coś mnie
tak zaskoczy i nie będzie to czyjaś niespodziewana śmierć albo nowa forma
zamachu. Węszę za wiadomościami, które tchną we mnie nadzieję, że jeszcze nie
wszystko stracone. Nie musi być to coś wielkiego - czasem wystarczy sprytny pomysł, który przewietrzy mózgi i
da nowe otwarcie. Kiedy przed laty konflikt USA -
Chiny nabrzmiał do niebezpiecznych rozmiarów, wydawało się, że nic go już nie
rozwiąże, poza guzikiem nuklearnym. I wtedy ktoś zaprosił drużynę amerykańskich
pingpongistów do Pekinu na mecz. Choć trudno w to uwierzyć - to było właśnie
wielkie „O!”. Sportowców w Chinach przyjęto przyjaźnie, lody stopniały, nawiązano
dialog i wkrótce Nixon
jako pierwszy prezydent USA w historii
odwiedził komunistyczny Pekin.
Sytuacja w Polsce przypomina duszną celę bez wyjścia. A przecież jakieś
wyjście musi istnieć, tylko z nieznanych powodów nikt go nie widzi. W czasach
komuny też nikt takiego nic widział i potem nagle trrrach! - stało się w
kilkanaście dni. Więc czemu dziś, gdy jesteśmy mądrzejsi, tego wyjścia nie
widać? Odpowiem wam krótko: dzięki mediom. Wszystko, co wiecie o Polsce, wiecie
z mediów. Jeżeli słyszycie w kółko „Kaczyński, Brudziński, Schetyna, złodzieje,
Szydło, Antoni, Petru, Kukiz, Kaczyński, Kempa, Duda, Schetyna, Kaczyński,
Petru, Kaczyński...” - obsada jak marnym filmie. Ten film to samogrający biznes
medialny wciskany nam dzień w dzień, lansujący polityczne miernoty do poziomu
gwiazd. Otrzymujemy telenowelę na najpodlejszym poziomie, która wciąga lepiej
niż dopalacze. Mediów nie interesuje zmiana scenariusza. Bójki się świetnie
sprzedają, media nie szukają „O!”, choć miały je kiedyś na stole. Gdy zmarł
Jan Paweł II, ten biznes na moment stanął i przez tydzień żyliśmy odcięci od
zaraźliwej agresji - pamiętacie, jak było pięknie?
Prezentowany w mediach teatr polityczny ukazywany jest jako gra
zamknięta, na którą nie mamy wpływu. Dlaczego? Dlatego, że większość
komentatorów medialnych bierze w niej udział. Są graczami, a w najlepszym
wypadku kibicami jednej ze stron. Dopiero gdy następuje
transmisja z senackiej komisji USA - wszyscy mają poczucie zażenowania, gdyż
widać, że polska polityka jest na dnie.
Gdy pod koniec ubiegłego wieku w sporcie zrobiło się nudno, młodzi
ludzie zaczęli wymyślać własne nowe dyscypliny. Pojawiły się skateboardy,
wyczynowe rowery do akrobacji, w końcu skoki ze stratosfery. Dziś na stadionach
przy wielotysięcznej widowni zamiast lekkoatletów walczą mistrzowie gier
komputerowych. Świat się zmienia. Myślę, że was zaskoczyła ta nagła zmiana tematu.
I o to chodzi. O nieszablonowe myślenie.
Wyobraźcie sobie świat bez PiS i PO. Trudne? Pisałem niedawno o
hipotetycznym pokoleniowym dogadaniu się młodych polityków z różnych
liberalnych partii. Gdyby odrzucili staruchów, odeszli ze swoich ugrupowań i
zjednoczyli się w nowy twór pod wodzą Kohorta Biedronia - powstałaby nowa siła
i zapewniam, że porwałaby młodzież. A młodzież to potężny elektorat jutra.
Niestety, taka decyzja wymaga charakteru, pokory i wyobraźni. Szczerze? Nie
sądzę, by tego dokonali. Będą się tłuc pod starymi sztandarami do końca w
nadziei, że wygrają jakieś wy bery, wślizgiem wejdą do Sejmu i zostaną
nakarmieni paroma mandatami mniej lub więcej. Ale Polska nadal będzie tkwić w
zaduchu. Więc może ci, do których apelowałem, są za starzy, by to poczuć?
Mówi się, że młodzi są mało aktywni. Nieprawda! Są wspaniali i chętni do
twórczego działania, byle nie ze zdemoralizowanymi politykami. Na niedawnej paradzie
równości szły przez Warszawę dziesiątki tysięcy barwnych, młodych ludzi. Na
Woodstocku będą ich setki tysięcy. Młodzi przykuwali się do maszyn w obronie
Puszczy Białowieskiej. Walczą poza systemem. Politycy próbują podpinać się pod
nich. wikłać ich w swoje gierki, ale młodzi są wyczuleni na fałsz. Wiedzą, że
to nie ich gra. Kiedy oferuje im się nikczemną jatkę dziecięcą w Sejmie -
wzbudza to w nich odrazę. Oni potrzebują nowych idei. Nowych dróg. Nowych
przywódców. Własnych. Nasłuchuję. Juk dadzą głos - powiem „O!".
Zbigniew Hołdys
Dusza Mariusza Młota
Jest jasne, że rząd
polski, bez względu na ewentualne sankcje, żadnych uchodźców w systemie unijnej
relokacji nie przyjmie. Zresztą, uchodźcy i migranci z obozów i tymczasowych
kwater w różnych krajach Europy Zachodniej są na ogół dość dobrze poinformowani
o tym, gdzie warto, a gdzie nie warto się osiedlać, i do Polski raczej
dobrowolnie nie przyjadą. Nawet gdyby organizacjom humanitarnym czy Kościołowi
udało się ściągnąć jakąś grupę, choćby na leczenie, będą tu narażeni na akty
agresji. Jeśli wpisy internetowe są jakimś odzwierciedleniem społecznych
nastrojów, nad Polską wisi atmosfera pogromu. Dziś trzeba się martwić przede
wszystkim nie o nieobecnych uchodźców, ale o tych nielicznych, zwłaszcza
fizycznie rozpoznawalnych„obcych" którzy już na terenie Rzeczpospolitej
są. Nie wiem, czy żyjący tu cudzoziemcy, szczególnie muzułmanie, są świadomi,
że w Polsce nie jest już tak samo jak przed rokiem czy dwoma, że władze tego
kraju i ich aparat propagandy „czystość etniczną" podniosły do rangi
ideologii państwowej.
Partia rządząca nawet nie ukrywa, że wokół
hasła obrony Polski i Polaków przed uchodźcami zamierza budować swoją kampanię
polityczną przez najbliższe dwa lata; z prawdopodobną kulminacją w referendum
połączonym z wyborami do parlamentu. To może być dobra strategia, zważywszy na
łatwość wzbudzania, nie tylko w Polsce, nastrojów ksenofobicznych i zlepiania
ich z patriotyzmem. Ale ma też spore koszty polityczne, ekonomiczne, etyczne,
wizerunkowe, którymi partia będzie się z nami dzielić. Dla PiS pewnie najmniej
uciążliwe są koszty etyczne; i nie chodzi już nawet o demonstracyjny brak
empatii czy solidarności, ale o uzależnienie sukcesu tej strategii od
powodzenia kolejnych zamachów terrorystycznych na Zachodzie. Tylko w ten sposób
można bowiem podtrzymywać, uwiarygodniać i importować strach. (Niemcy wymyślili
określenie na swoistą satysfakcję czerpaną z cudzego nieszczęścia, które nas
ominęło - Schadenfreude). Tu pewnym kłopotem może być coraz bardziej otwarty
konflikt owego Schadenfreude z przekazem Kościoła, nie tylko Watykanu, ale i
ważnej części hierarchii w Polsce. Z kazań kard. Kazimierza Nycza czy prymasa
Wojciecha Polaka z okazji Bożego Ciała wynikało, że Kościół ma coraz większy
moralny problem z akceptacją instrumentalnego traktowania uchodźców przez
władze PiS.
Ale PiS nie może się ugiąć: przyjazd do
Polski choćby kilkudziesięciu ofiar wojny, a zwłaszcza matek z dziećmi, gdyby
udało się otworzyć tzw. korytarze humanitarne, mógłby znacznie odmienić społeczne
nastroje. Taktyka „zero uchodźców na polskim terytorium" jest więc
warunkiem skuteczności straszenia hordami islamistów. Słowo „hordy" jest
tu zresztą ważne, bo konotuje bezosobową masę prymitywnych, agresywnych
podludzi, czyli idealnego symbolicznego wroga. Mariusz Błaszczak tak się
ostatnio w szerzeniu imigranckiej grozy zapędził, że skojarzyła mu się (ze
sobą?) postać Karola Młota, który w VIII w. obronił chrześcijaństwo
właśnie„przed islamskimi hordami" (Mariusz Młot?). Tu z kolei pewnym
kłopotem dla PiS byłoby, całkiem prawdopodobne, wycofanie się Unii z
nieskutecznego mechanizmu automatycznej relokacji migrantów oraz systemu
sankcji. Dla rządu jest najlepiej, jeśli Komisja Europejska sprawia wrażenie,
że chce nam narzucić kwoty imigracyjne, bo wtedy strach przed islamskim
terrorem można miksować z retoryką obrony suwerenności i narodowego interesu. A
kłopot w tym, że strach trzeba dowieźć aż do wyborów 2019 r.
Wreszcie, są i pułapki samej retoryki.
Doświadczyła tego po raz kolejny Beata Szydło, która po wykpiwanym sejmowym
wystąpieniu „Europo, wstań z kolan!" teraz zrobiła globalną medialną
karierę przemówieniem w Oświęcimiu. Zdanie „Auschwitz w dzisiejszych niespokojnych
czasach to wielka lekcja tego, że trzeba czynić wszystko, aby uchronić
bezpieczeństwo i życie swoich obywateli', przejdzie do kronik pisowskiej epoki.
Stosując zwykłą, typową np. dla prostych maturalnych zadań analizę kontekstową,
trudno mieć wątpliwość co do istoty tego przekazu: ponieważ według PiS
bezpieczeństwu własnych obywateli zagrażają głównie terroryści wywodzący się
spośród obcych kulturowo migrantów, więc to „uchodźcy" byliby równoważnikami
hitlerowców. Wariant interpretacyjny, że imigrantów, jak Żydów, trzeba by
zamykać w obozach, żeby „nie zagrażali i nie zarażali'; wydaje się dla Pani
Premier jeszcze bardziej kompromitujący. Tak czy owak - moralny horror. Słowa
- nawet jeśli nie taka była ich intencja - znaczą i PiS może boleśnie odczuć
etyczną i estetyczną izolację również wśród europejskiej prawicy, która nie
chce być posądzana o neofaszyzm. A to bardzo ograniczy rządowi, i tak nie za
duże, pole manewru w polityce unijnej.
Tylko Prezes mógłby nakazać powściągnięcie
języków czy rozpoczęcie jakiejś dyplomatycznej gry w kwestiach migracyjnych,
ale jak właśnie zadeklarował w liście do Klubów Gazety Polskiej, każdy atak na
PiS jest dowodem słuszności przyjętej linii. Jeśli tak, to znaczy, że mimo
wysokiej politycznej ceny strategii straszenia uchodźcami Prezes pokłada wiarę
w Polakach, a przynajmniej w swoich wyborcach. Zdaje się przekonany, że wbrew
oburzeniu różnych „liberalnych środowisk" zdoła utrzymać, a nawet
podnieść, poziom niechęci do obcych, wzmocnić nieufność wobec Unii,
spacyfikować opór Kościoła, skutecznie zaszantażować opozycję, mentalnie domknąć
Polskę w jej odrębności, wyjątkowości, swojskim rasizmie i egoizmie. I może
mieć rację. Rekordowa popularność Beaty Szydło i Andrzeja Dudy, sondaże
ujawniające rosnącą niechęć wobec migrantów i Unii wskazują, że być może Prezes
lepiej zrozumiał duszę Polaka niż prozachodni moderniści, liberałowie,
demokraci, naiwni altruiści. Im większą głupotę, bezczelność, pazerność,
pogardę dla prawa, państwa i innych obywateli demonstruje PiS, tym wyższe i
bardziej stabilne wydają się notowania partii. Spór o uchodźców jest więc w
istocie sporem o polską duszę.
Jerzy Baczyński
Wyrzynanie
Demon postępu i nowoczesności pustoszy
Europę Zachodnią - tę straszliwą prawdę wyłuszczył od ołtarza w Boże Ciało
metropolita gdański abp Głódź. My na szczęście jesteśmy inną częścią Europy i
żaden postęp ani nowoczesność Polakom duszy nie zamącą. Naszymi wartościami,
na wieki wieków amen, niech będą ciemnota, prostactwo, nienawiść, kalectwo
moralne, Radio Maryja i prof. Szyszko z kopertą od córki leśniczego dla
ministra Błaszczaka.
Oto w Spale odbył się wielki 12. zjazd Klubów Gazety
Polskiej. Periodyk ten znany jest między innymi z przepysznych okładek, np.
Donalda Tuska w faszystowskim mundurze. Na zjeździe obecni byli: ci dwaj od
koperty, Andrzej Duda, Mateusz Morawiecki, Witold Waszczykowski, Antoni
Macierewicz... O czym dyskutowali? Na pewno nie o postępie i nowoczesności.
Szukali odpowiedzi na najważniejsze pytania nurtujące Jarosława Kaczyńskiego:
skąd się bierze nienawiść do PiS i co się wydarzyło w Smoleńsku? To drugie
pytanie wciąż pozostaje bez odpowiedzi - mówił szef MON. Badania, by „zamknąć
tę straszliwą kartę, nie tracąc honoru narodowego oraz zdolności do rozwoju i
wzmacniania państwa polskiego”, mają potrwać jeszcze co najmniej rok, więc
wymagają dodatkowych funduszy. Badania Antoniego Macierewicza wciąż jeszcze się
nie zaczęły.
A skąd się bierze
nienawiść do PiS? A stąd, uważa prezes, że jego partia się nie poddaje, nie
wyhamowuje, nie zbacza z wytyczonej drogi. Rzeczywiście, przerażająco gładko im
idzie - wyrzynanie trzeciej władzy, wolności, kultury i Puszczy Białowieskiej
oraz straszenie uchodźcami-terrorystami. Haniebny tego przykład dała premier
Szydło, przemawiając w dawnym obozie Auschwitz. Bez żadnych trudności wykorzystała
hekatombę, która przeszła do historii świata, by promować obowiązującą dziś
pisowską politykę, uwłaczającą wszelkim zasadom moralnym. Nawet komisarz
ludowy Jacek Kurski oblał się w tej sprawie dodatkową warstwą betonu i żenujący
fragment przemówienia Beaty Szydło usunął z anteny TVP.
Tymczasem wychodzą na jaw kolejne przypadki
znęcania się policji nad zatrzymanymi. W niewyjaśnionych dotąd okolicznościach
na posterunku w Częstochowie zmarł 63-letni Austriak. W Lublinie panowie władza
razili prywatnym (już wiedzą, że służbowe są z kamerami) paralizatorem skutego
kajdankami Francuza. Śledztwa w tych sprawach się toczą. Ciekaw jestem, czy
doczekamy ich uczciwego zakończenia. Oby nie było tak jak ze sprawą Igora
Stachowiaka - dziennikarze wciąż podają nowe, niewygodne dla władzy szczegóły,
a resort Błaszczaka i Zielińskiego wygodnie milczy. Wyręczył ich dopiero
kolega z rządu Patryk Jaki, wskazując (w TVN24) zupełnie nową, jakże kuszącą
linię śledztwa. Otóż po pierwsze - nikt niczego przez ponad rok w tej sprawie
nie ukrywał. Po prostu rodzina Stachowiaka żądała opinii kolejnych biegłych, a
ponieważ biegli pracują wolno, to śledztwo stało w miejscu. Poza tym,
kontynuował wiceminister sprawiedliwości, nikt nie wie, jak wyglądało samo
zatrzymanie mężczyzny - a miał on przy sobie narkotyki i na wrocławskim rynku
bił się z policjantami. Aż boję się pomyśleć, co dalej mogłoby paść z ust
Patryka Jakiego. Że policja nie miała innego wyjścia?
To ja już - zechce cytowany na początku abp
Głódź wybaczyć - wolę spustoszenie, które w Europie czynią postęp i
nowoczesność. Przynajmniej wiadomo, że rządzi nimi demon. U nas rządzi prezes
Kaczyński, który na czerwcowej miesięcznicy smoleńskiej dał się porwać
entuzjazmowi wiernych i wraz z nimi skandował: Jarosław! Jarosław!
Stanisław Tym
Ile dywizji ma Zagajewski
Adam Zagajewski - jeden z największych
współczesnych poetów - jako pierwszy Polak otrzymał prestiżową hiszpańską
nagrodę Księżniczki Asturii w dziedzinie literatury, przyznawaną od 37 lat.
Wiadomość ta przeszła w Polsce bez większego echa, „Polki i Polacy”
entuzjazmowali się akurat zwycięstwem piłkarzy nad Rumunią, minister kultury
walczył z festiwalem MALTA, a tabloidy polowały na fotografię ciężko chorej
aktorki. Nie było słychać gratulacji ze strony wicepremiera od kultury i
sztuki, media nie przyniosły jego listu, który prawdopodobnie nie powstał. O
kwiatach także nie słyszałem. Pytałem ministerstwo, ale ponieważ jest to resort
kultury, więc odpowiedzi nie dostałem. Być ministrem kultury to sztuka.
Zagajewski to nie
tylko wiersze, eseje, powieści, przekłady, publicystyka, to nie tylko poeta
buszujący w chmurach, ale i obywatel, który stąpa po ziemi. „Talent nie zwalnia
od odpowiedzialności moralnej” - powiedział. Na moim biurku leży pożółkły już
wycinek niewielkiego artykuliku Zagajewskiego „Panie i panowie, faszyzm jest
blisko” („GW” 25.03.2016 r.). Zwracając się do rządzących, pisał: „wasze
zachłanne, fanatyczne próby błyskawicznego opanowania władzy we wszystkich
dziedzinach życia publicznego, od Trybunału Konstytucyjnego, prokuratury,
sądów powszechnych i służby cywilnej po media i stadniny koni, mogą się
kojarzyć tylko z jednym, z faszyzmem, rozumianym jako typ idealny, w sensie
nadanym temu terminowi przez Maxa Webera. Różnica jest całkiem spora. Opinia publiczna
cywilizowanego świata nie jest dotknięta amnezją i wie, że połączenie nacjonalizmu,
populizmu, kłamstwa i autorytaryzmu nazywa się tak właśnie. To jest zapowiedź
faszyzmu. Możliwość faszyzmu...”. Kończąc, Zagajewski pisał: „Ja was nie lubię,
ale nie mówię, że jesteście faszystami. A jednak weszliście na drogę, która
prowadzi do faszyzmu”.
Uczulenie na
faszyzm nie jest tylko dolegliwością „rozhisteryzowanej opozycji” w Polsce.
Podobne obawy występują np. w USA. Znany poeta i krytyk Adam Kirsch przypomniał
kilka dni temu w „NYT” słowa niechętnego krytyce Donalda Trumpa: „Nieliczna
grupa przegranych uważa, że wie wszystko i chce dyktować każdemu, jak żyć, co
robić i co myśleć”. Wspólnym wątkiem propagandy faszystowskiej - pisze Kirsch
- jest twierdzenie, że parlamenty to „izby gadulstwa”, gdzie przemowy i jałowa
krytyka nie pozwalają działać skutecznie. „Faszyzm obiecał zastąpienie
pluralizmu - jednością. „Jeden naród, jedno państwo, jeden przywódca«, czyli
debata jest zbędna” - pisze Kirsch (bo prowadzi do „imposybilizmu” - jak mówią
w PiS).
Zagajewski nie
ukrywa, co myśli o „dobrej zmianie”. Kłopot z poezją jest taki, że jej nie
można „zdemokratyzować”, jak to się usiłuje robić z prawem i z sądami. Suweren
sonetu nie napisze. Można poetę sekować, można go skreślić z listy
zapraszanych przez instytuty polskie za granicą, można mu nie przypiąć orderu,
wykreślić z lektur szkolnych, nie wysłać na targi książki w Londynie, można
wreszcie zlustrować do trzeciego pokolenia, ale nawet mgr Przyłębska
„okaleczonego świata” nie opisze.
Kilka tygodni temu
miałem zaszczyt być wśród publiczności na wręczeniu profesor Ewie Łętowskiej
Nagrody PEN Clubu. Ceremonia ta nabrała rozgłosu ze względu na (fałszywy, na
szczęście) alarm bombowy, jaki otrzymała policja, która ewakuowała nas
wszystkich z Domu Literatów na Krakowskim Przedmieściu. Komu mogło zależeć na
tym, żeby uhonorowanie znanej konstytucjonalistki nie doszło do skutku? Przecież
byle szczeniak czy żartowniś raczej nie wiedział o elitarnej i wąskiej imprezie
PEN Clubu na piętrze domu pisarza? Kto więc to zrobił? I czy to będzie metoda
na nieprawomyślne zgromadzenia? Podobno policja została zawiadomiona drogą
mailową z adresu jakiejś placówki naukowej. Ciekawe, czy i kiedy MSWiA ustali
sprawcę i zabierze głos w tej sprawie.
Zanim nas
ewakuowano, prawdziwą bombą była laudacja na cześć Ewy Łętowskiej, wygłoszona
przez Adama Zagajewskiego. Poeta mówił prozą: „fakt, a raczej cała ich seria,
że rządzące obecnie ugrupowanie, które przybrało wzniosłą i kłamliwą nazwę,
usiłuje zniszczyć niezależność władzy sądowniczej, łamie konstytucję i zmierza
do paraliżu całego systemu państwowego legalizmu, sprawił, że - teraz już będę
mówił tylko za siebie - dostrzegłem, że prawo j est piękne”. Trzeba dopiero
zagrożenia, żeby to zobaczyć, żeby się o tym przekonać - dopowiadał.
Ewa Łętowska należy
do grona „wielkich prawników odrodzonej Polski” - Adama Strzembosza, Andrzeja
Zolla, Marka Safjana, Jerzego Stępnia, Małgorzaty Gersdorf. „Stworzyli oni w
świadomości społecznej nową postać, otoczonego powszechnym szacunkiem strażnika
praworządności, strażnika i pedagoga, uczącego, czym może być, powinna być, w
żywej praktyce, zasada legalizmu. W PRL takiej funkcji nie było, z oczywistych
powodów, a pod aktualnymi rządami też wkrótce nie będzie już potrzebna, jako
że wszyscy działający publicznie powinni się podporządkować woli jedynej tylko
partii, jednej tylko osoby. Jedna partia, jeden przywódca. Jeden naród”.
Jakiś minister czy inny autokrata może
zapytać, ile ten Zagajewski ma dywizji, kogo reprezentuje, bo chyba nie
suwerena? Poeta odpowiada skromnie, że jeżeli cokolwiek reprezentuje, to ten
„szczególny świat literatury, garbusów, na pół zagrzebanych w papierach, moli
książkowych. A jednak ci mieszkańcy bibliotek bacznie obserwują wydarzenia w
przestrzeni publicznej (ponieważ w zasadzie interesuje ich wszystko, nie tylko
książki)”.
Słuchając
Zagajewskiego, pomyślałem, że poeci - podobnie jak prawnicy - zaczynają
niebezpiecznie podnosić głowę. Gdzie jest powiedziane, że Zagajewski wielkim
poetą jest? Że Paryż? Że Houston? Że Chicago? Że „New Yorker”, gdzie zaraz po
11 września ukazał się jego wiersz „Spróbuj opisać okaleczony świat”? Że
właśnie w Stanach w renomowanym wydawnictwie ukazała się jego kolejna książka.
Przecież to ulubieniec zachodnich salonów. Ileż on ma dywizji? I co zrobi
minister, jeśli poeta dostanie nagrodę.
Daniel Passent
Odwrót populistów?
Populistom nie wolno ulegać, ale trzeba się wsłuchać w dręczące
społeczeństwo niepokoje. Bo nawet jeśli są irracjonalne, to istnieją i mają
wpływ na politykę.
Wygrana prezydenta Emmanuela Macrona i jego
ruchu we Francji, dobre notowania Angeli Merkel w Niemczech i przegrana Geerta
Wildersa w Holandii budzą nadzieję, że fala populizmu w Europie opada. Partie
populistyczne, których popularność jeszcze niedawno szybko rosła, słabną. Są
rozrywane personalnymi konfliktami i tracą poparcie na rzecz mających silne
struktury mainstreamowych konkurentów. Dotyczy to UKIP w Wielkiej Brytanii,
Frontu Narodowego we Francji czy PVV w Holandii. Radykalizm w wielu
europejskich krajach jest w odwrocie. Czy w Polsce też się cofnie?
Jednym z powodów
słabnącego poparcia dla partii populistycznych są poprawiające się w Europie
nastroje społeczne. Rosną pozytywne oceny UE i spada chęć do ewentualnego
opuszczania jej. Przebieg i konsekwencje brexitu mogą zaś zniechęcić do
wybierania podobnej drogi. Niektórzy sądzą też, że to zachowanie Donalda Trumpa
i podejrzenia o jego współpracę z Rosją czy konflikty interesów stają się
przestrogą przed osobami głoszącymi zwodnicze hasła i szkodliwe obietnice.
Inaczej mówiąc,
populizm w działaniu, konkretne decyzje i zachowania polityków są najlepszym
ostrzeżeniem przed populistami. O ile nie jest już za późno, bo „mądry
Brytyjczyk po szkodzie”, czyli po referendum w sprawie brexitu może jedynie
żałować swojej decyzji przy urnie. Wpływ na nastroje mają również lepsze w
wielu krajach wyniki gospodarki, które wyraźnie przekładają się już dziś na
samopoczucie badanych (Pew Research Center, Eurobarometr).
Rosnący populizm pokazał także z całą
dobitnością, jak dużą rolę w utrzymaniu demokracji odgrywają silne,
przestrzegające zasad, instytucje: parlament, sądy, niezależna prokuratura,
Trybunał Konstytucyjny. I podstawowa zgoda w społeczeństwie, że zasad demokratycznych
nie wolno łamać. Populiści w silnych demokracjach grają więc zgodnie z
regułami, wygrywając bądź przegrywając. Wymieniają elity, ale nigdzie nie
doprowadzili do obalenia stolika, na którym toczy się gra. Zmieniali ludzi u
władzy, odkręcali decyzje poprzedników, ale nie zmieniali reguł demokracji. W
Wielkiej Brytanii referendum odbywało się w ramach przyjętych zasad, a ton
kampanii nadawały zakorzenione od wielu lat partie. Sąd Najwyższy w Londynie
orzekł, że nie wystarczy werdykt głosowania ludowego, aby wyjść z Unii, i
obronił prawo parlamentu do podjęcia wiążącej decyzji w tej sprawie.
W USA wygrana Trumpa oznaczała dużą zmianę
polityki i wymianę sporej części elit. Ale dzięki silnym instytucjom
demokratycznym nie naruszono porządku prawnego i konstytucji. Dlatego dziś
prokuratorzy stanowi bronią zasad i sprzeciwiają się zakazowi wjazdu
cudzoziemców, a komisja senacka sprawdza, czy w kampanii wyborczej urzędujący
prezydent i jego sztab grali fair. Jeśli okaże się, że nie - zakwestionuje jego
wybór i doprowadzi do usunięcia go ze stanowiska, zgodnie z obowiązującymi
zasadami.
Jarosław Kaczyński
i Viktor Orban stanowią tu wyjątek, ponieważ dążą do zmiany reguł i
rozmontowania instytucji demokratycznych. Prawo i Sprawiedliwość robi to pod
hasłem reformy sądownictwa. Niezależność Trybunału Konstytucyjnego i
apolityczność prokuratury znikła, trójpodział władzy jest kwestionowany. W
Polsce rządzący uderzają w struktury, w istotę demokracji i dlatego marsz
populizmu może być trudny do cofnięcia. Stąd tak ważny jest stosunek obywateli
do tych działań i postawy społeczne. Poparcie dla poszczególnych partii
niewiele się zmienia, ale rośnie poparcie dla demokracji, dla organizacji
pozarządowych i uczestnictwo w ich inicjatywach. Rośnie aktywność społeczna i kulturalna.
Pesymistyczne postrzeganie gospodarki kraju
i jej przyszłości napędza populizm i sprzyja głosowaniu na partie radykalne.
Czy zatem obecny wzrost zadowolenia Polaków z sytuacji ekonomicznej
kraju oraz własnej, a także spadek bezrobocia, przekują się w poparcie
rządzących? Czy wręcz przeciwnie - złagodzą populistyczne nastroje? To się
okaże.
Kluczowe jest
wysokie poparcie, jakim cieszy się członkostwo Polski w UE. Dla Polaków Unia
jest nie tylko źródłem dobrobytu, ale też gwarantem bezpieczeństwa i obrońcą
instytucji demokratycznych. PiS, rozmontowując te instytucje, nieuchronnie
wchodzi w konflikt z Europą. Przekonuje przy tym, że to Unia jest wrogo
nastawiona do naszego kraju. Ale postępując w ten sposób, partia Kaczyńskiego
zderza się z wciąż wysokim poparciem Polaków dla Unii.
Dlatego obóz władzy
musi grać na nucie antyimigracyjnej, pokazując, że broni Polaków przed
„szaleństwem unijnych elit”.
Bo choć w Europie i Polsce odnotowuje się poprawę nastrojów,
to nie zniknęły społeczne obawy, które napędzały populizm. Lęk przed
globalizacją, przed „obcymi”, splecione ze strachem przed terroryzmem i
uchodźcami są silne w świadomości społecznej.
Te obawy wyrażały osoby popierające brexit, Donalda Trumpa
czy Marine Le Pen. Trudno je rozwiać, ponieważ nie mają związku z liczbą
uchodźców w danym kraju.
Choć Polska
praktycznie nie przyjmuje uchodźców, strach przed nimi należy do
najsilniejszych wśród państw UE (PEW Research Center). Można te lęki nazwać
irracjonalnymi, ale nie zmienia to faktu, że są one w naszym społeczeństwie
obecne i sprzyjają głosowaniu na nacjonalistów oraz populistów.
Napływ uchodźców to jeden z najważniejszych
problemów, który musi rozwiązać Unia Europejska. To zasadnicza próba sprawności
instytucji unijnych, ale również test na gotowość do współpracy i solidarność.
Jednak program przesiedlenia uchodźców wymaga współpracy na poziomie
europejskim - a im większy strach przed obcymi, tym chętniej społeczeństwa
uciekają się do prostych metod. I odwołują się do własnych rządów, nie
wspierając rozwiązań na szczeblu europejskim. Jednak zamykanie się i budowa murów,
choć najprostsze, wcale nie wyciszają lęków. Szczególnie gdy dodatkowo
napędzają je żerujący na tych obawach populiści.
Jesteśmy w
kluczowym dla Europy momencie. Nie wolno populistom ulegać, ale trzeba wsłuchać
się w niepokoje dręczące wiele osób. Osłabienie ruchów radykalnych nie powinno
oznaczać powrotu w stare koleiny. Przeciwnie. Europejscy demokraci muszą
proponować własne, realistyczne sposoby rozwiązania problemów społecznych. I co
dzień do nich przekonywać.
Lena kolarska-Bobińska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz