poniedziałek, 5 czerwca 2017

Polowanie na Platformę



Kontrolowana przez rząd prokuratura prowadzi kilka śledztw, w których przewijają się nazwiska czołowych polityków PO. Działacze PiS liczą, że kiedy zaczną się zatrzymania, notowania ich partii wzrosną

Renata Grochal

Za chwilę będzie się działo. Prokuratorskie śledztwa wchodzą w fazę realizacji. Szczęki wam pospadają, kto dostanie zarzuty - zaciera ręce ważny polityk PiS. Prezes Jarosław Kaczyński mówił niedawno podczas sej­mowej debaty, że „młyny sprawiedliwości mielą powoli, ale mielą”, co było skiero­wane do opozycji.
   - Zaraz po wyborach usłyszałem od jednego pisowca: chłopie, jak myślisz, że czegoś nie zrobią, że do czegoś się nie posuną, to oni pójdą jeszcze dalej - opo­wiada Stanisław Gawłowski, sekretarz generalny PO.
   Z ustaleń „Newsweeka” wynika, że jed­no ze śledztw, którymi szczególnie interesują się w PiS, krąży właśnie wokół Gawłowskiego, wiceministra środowiska w rządzie Donalda Tuska. Dotyczy ko­rupcji przy przetargach w zachodniopo­morskim zarządzie melioracji. Prowadzi je zamiejscowy wydział Prokuratury Kra­jowej w Szczecinie. Wydziały, które po­wstały po przemianowaniu prokuratur apelacyjnych na regionalne, mają prowa­dzić najpoważniejsze śledztwa w kraju. Są oczkiem w głowie ministra sprawiedliwo­ści Zbigniewa Ziobry.
   Prokurator Aldona Lema, szefowa za­chodniopomorskiego wydziału, mówi mi, że sprawa jest bardzo poważna, do­kumentacja zajmuje dwa pokoje. Zarzu­ty postawiono już kilkunastu osobom, ale wśród nich nie ma Gawłowskiego. Jest za to jego znajomy, dyrektor zachodniopo­morskiego zarządu melioracji Tomasz P, były działacz PO. Po kilku miesiącach w areszcie P. zaczął sypać. Zeznał, że do­stał 200 tys. złotych łapówki od Krzysz­tofa B., niegdyś wspólnika pasierba Gawłowskiego, w zamian za korzystne rozstrzygnięcia przetargowe.
   Gawłowski przyznaje, że zna Toma­sza P., czasem nawet się spotykali. Ale zapewnia, że nigdy na żadne przetargi nie wpływał.
   - Za pasierba ręczę na tysiąc procent. Nie działał w branży melioracyjnej. Pro­wadził z B. spółkę turystyczną, ale się po­kłócili - opowiada.
   Mówi, że kiedyś był spokojny, że nie po­stawią mu zarzutów, bo nie ma za co. Ale prawnicy uświadomili mu, że może do­stać zarzuty nawet bez dowodów.
   - Szukają na mnie haków. Wykorzysta­ją wszystkie możliwe sposoby, żeby po­stawić mi zarzuty. A praprzyczyną jest Rydzyk - mówi Gawłowski. Twierdzi, że odkąd Narodowy Fundusz Ochrony Śro­dowiska, w którego radzie nadzorczej za­siadał jako wiceminister, cofnął dotację 26 milionów złotych dla ojca Rydzyka, on stał się osobistym wrogiem redemptory­sty. Decyzję podjął co prawda zarząd Fun­duszu, ale Rydzyk wini Gawłowskiego.
   - O mnie Rydzyk mówił w Radiu Mary­ja częściej niż o Tusku. Jestem gwałciciel, złodziej, wszystko padło na tej antenie. Donald się śmiał: „Co ty takiego zrobiłeś temu Rydzykowi, że on cię nienawidzi bardziej niż mnie” - wspomina Gawłow­ski. Znajomy biskup powiedział mu, że Rydzyk jest mściwy i nigdy mu tego nie daruje: - Wtedy nie zdawałem sobie spra­wy, co to znaczy, ale dziś już wiem.
   Gdy PiS doszło do władzy, Rydzyk do­stał odszkodowanie, a do prokuratury trafiło doniesienie w sprawie wstrzyma­nia dotacji. Gawłowski już dwa razy był przesłuchiwany w charakterze świadka.
   - Dzisiaj nie tylko Tusk jest wzywany do prokuratury, ale także wielu byłych ministrów rządu PO. Siemoniak, Arłukowicz, Karpiński (były minister skarbu). Wszyscy już zeznawali w jakiejś sprawie - wylicza Gawłowski.
   Gdy słyszy, że na jesieni zaczną się za­trzymania, stara się nie myśleć, że padnie na niego: - Tak się dzieje w państwach to­talitarnych, gdzie używa się prokuratury i sądów do walki z opozycją.
   - A jeśli pana zamkną? - pytam.
   - Nie jest tak, że się co rano z tym bu­dzę, ale myślę, że to też trzeba będzie przeżyć. Miło nie będzie. Najtrudniejsza będzie walka z wiatrakami, trzeba będzie udowadniać, że się nie jest wielbłądem - odpowiada mój rozmówca.
   Gawłowski uważa, że PiS nie zdecy­duje się uderzyć w przewodniczącego PO Grzegorza Schetynę, chociaż pre­mier Beata Szydło sugerowała kiedyś publicznie, że powinien odpowiedzieć za infoaferę. - Gdyby aresztowali lide­ra opozycji, bylibyśmy jak Białoruś. PiS się na to nie zdecyduje, bo to by wywo­łało protesty w całej Europie - przewi­duje sekretarz generalny PO.

DZIWNA NOWELIZACJA
Niedawno CBA na zlecenie katowi­ckiej prokuratury regionalnej prze­słuchało europosła PO Adama Szejnfelda. Do Katowic trafiają sprawy, na których najbardziej zależy ministrowi Ziobrze. Szefem tutejszej prokuratury regionalnej jest zaufany Ziobry, Tomasz Janeczek, za poprzednich rządów PiS szef Prokuratu­ry Apelacyjnej.
   Szejnfeld został wezwany, bo w 2011 r. kierował komisją Przyjazne Państwo, któ­ra pracowała nad nowelizacją Kodeksu spółek handlowych. Chodzi o wykreślenie z Kodeksu art. 585, czyli działania na szkodę spółki. Prokuratura i CBA spraw­dzają, czy w czasie prac legislacyjnych nie doszło do nadużycia uprawnień lub nie­dopełnienia obowiązków. Postępowanie kazała wszcząć Prokuratura Krajowa.
   Jak pisała w 20JI r. „Rzeczpospolita”, Sejm zmienił przepisy tuż przed rozpo­częciem procesu biznesmena Ryszarda Krauzego, który był oskarżony o działa­nie na szkodę własnej spółki. Sąd musiał sprawę umorzyć. Po nowelizacji ściganie togo przestępstwa jest możliwe tylko wte­dy, gdy znajdzie się pokrzywdzony, który złoży wniosek.
   Projekt nowelizacji tego artykułu do­stał w styczniu 2011 r. ówczesny minister sprawiedliwości z PO Krzysztof Kwiat­kowski. Wręczyli mu go przedstawiciele Naczelnej rady Adwokackiej na nowo­rocznym przyjęciu w siedzibie Polskiej Rady Biznesu. Według „Rz” na przyjęciu był in.in. Krauze, ale jogo rzecznik zapew­niał gazetę, że nie podejmował on żad­nych działań w sprawie zmiany art. 585. Przedstawiciele Rady Adwokackiej poin­formowali Kwiatkowskiego, że ten sam projekt został przekazany marszałkowi Sejmu Grzegorzowi Schetynie. Tak trafił do komisji Szcjnfelda.
   Prokurator Ireneusz Kunert, rzecz­nik katowickiej prokuratury regionalnej, mówi mi, że proces legislacyjny w tej spra­wie toczy! się dwutorowo - w Minister­stwie Sprawiedliwości, a także w komisji Przyjazne Państwo. Ib dziwna procedu­ra, bo zwykle projekt jest jeden - rządowy albo poselski. Jednak prace nad projek­tem poselskim trwają krócej, bo omija się konsultacje społeczne.
   Szejnfeld o sprawie rozmawiać nie chce. W SMS napisał mi tylko, że CBA nie poinformowało go nawet o tym, że jest ja­kieś śledztwo. Na pytanie, dlaczego ko­misja w ogóle zajęła się nowelizacją tego artykułu, nie odpowiedział.
   Na spotkanie zgodził się za to były minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, dziś prezes NIK. Ma już po­stawione zarzuty w sprawie ustawiania konkursów na stanowiska kierownicze w NIK. Twierdzi, że jest niewinny, a na­grania, które opublikowały media, zostały zmanipulowane. Chce jak najszybszego procesu, żeby wykazać to w sądzie.
   PiS najchętniej by się Kwiatkowskie­go pozbyło. NIK jest jedną z trzech ostat­nich instytucji - obok Sądu Najwyższego i Rzecznika Praw Obywatelskich - któ­rych partia rządząca jeszcze nie kontrolu­je. Politycy PiS mieli już nawet kandydata na prezesa Izby, posła Wojciecha Szaramę. Jednak ze zmiany nic nie wyszło, bo Kwiatkowski - mimo prokuratorskich za- rzutów - nie zrezygnował z urzędu.
   Już w saloniku obok gabinetu Kwiat­kowskiego widać, że NIK jest wciąż poza zasięgiem Pis. W ministerstwach od razu po wygranych przez tę partię wyborach zlikwidowano prenumera­ty kilku gazet i tygodników. Zamawia­ne są tylko tytuły sympatyzujące z PiS: „Gazeta Polska Codziennie”, „wSieci” i  „Do Rzeczy”. NIK prenumeruje wszystkie gazety: od „Naszego Dzienni­ka” przez „Gazetę Polską” po „Wybor­czą” , „Newsweek” czy „Politykę”.
   Kwiatkowski zapewnia, że noweliza­cja Kodeksu spółek handlowych nie była pisana pod Krauzego. Mówi, że nie miał pojęcia o tym, że ten artykuł może doty­czyć tego przedsiębiorcy. W życiu nie roz­mawiał z nim osobiście, a projekt, który dostał na przyjęciu Naczelnej Rady Ad­wokackiej, od razu przekazał Komisji Ko­dyfikacyjnej Prawa Karnego, która mu doradzała. Komisja Przyjazne Państwo zasięgała opinii komisji kodyfikacyjnej podczas prac nad ustawą i komisja zaopi­niowała zmiany pozytywnie.
   - Uchylony przepis dawał bardzo sze­rokie pole do interpretacji. Prokurator, w oparciu o własne przekonanie, że do­szło do działania na szkodę spółki, mógł wszczynać śledztwa i stawiać zarzu­ty każdej osobie uprawnionej do decy­dowania o sprawach spółki. A przecież to właściciele prywatnych firm sami po­winni oceniać, czy zostało przekroczo­ne dopuszczalne ryzyko gospodarcze i czy ponieśli szkodę - argumentuje prezes NIK.
Nie chce odpowiedzieć na pytanie, czy śledztwo uważa za polityczne. Tak samo jak Szejnfeld mówi, że nie miał pojęciu, iż w ogóle jest prowadzone, nie został dotąd wezwany na świadka.
   Jednak nawet gdyby Kwiatkowskiemu postawiono zarzuty, to z funkcji pre­zesa NIK odwołać go nie można. Zgodnie z prawem kadencję przerywa się tylko w trzech przypadkach: skazania, śmier­ci prezesa albo choroby trwale uniemoż­liwiającej wykonywanie obowiązków.
A - jak mówią współpracownicy Kwiat­kowskiego - prezes ostatnio bardzo dba o siebie. Zaczął zdrowo się odżywiać, trzy razy w tygodniu ćwiczy w siłowni. Jego kadencja kończy się w 2019 r., już po wy­borach parlamentarnych.

ŁAPÓWKA ZNOWU DO WYJAŚNIENIA
Ponownie przed prokuratorem nu­dzie się tłumaczyć szef klubu PO Sła­womir Neumann, były wiceminister zdrowia. Także w jego przypadku in­terweniowała Prokuratura Krajowa. To na jej polecenie Prokuratura Okręgo­wa w Jeleniej Górze ponownie wszczęła śledztwo w sprawie podejrzenia przyję­cia łapówki przez Neumanna. Jak mówi mi jeden z prokuratorów, krajówka uzna­ła, że „nie wszystkie istotne okoliczności zostały wyjaśnione”. Jakie? Nie wiadomo.
   Postępowanie umorzono w 2014 r. Wszczęto je po anonimowym zawiado­mieniu, że wiceminister zdrowia przy­jął 50 tys. zł łapówki od prezesa centrum medycznego. Informator sugerował, że w zamian miał wpływać w NFZ na decy­zje, które będą korzystne dla tej placów­ki przy kontraktowaniu usług na leczenie okulistyczne.
   Neumann zapewnia, że żadnej łapówki nie wziął, a w anonimie napisano, że przy­jął pieniądze w restauracji, w której nigdy nie był. Na tej podstawie prokuratura, jeszcze za czasów Andrzeja Seremeta, czyli niezależna od rządu, prześwietliła jego e-maile, telefony, SMS-y, konta i nic nie znalazła. - Zebrali tyle dokumentów i nic! - Neumann pokazuje na biur­ku stertę na pół metra; - Teraz też nic nie znajdą, bo nic nie ma.
   Jego zdaniem PiS odgrzewa sprawę, by „Wiadomości” TVP mogły o niej mó­wić. - Postępowanie zostało wznowio­ne w marcu, ale się nic przebiło. Kilka dni przed majowym Marszem Wolności TVP zaczęła o nim trąbić, żeby pokazać, że w PO są sami złodzieje. Dla PiS proku­ratura, służby i obsyfianie ludzi to są nor­malne narzędzia polityczne. PiS szło do wyborów z hasłem, że nas posadzą, a my dalej chodzimy po ulicach. Muszą po­kazać swojemu elektoratowi, że coś się dzieje - uważa Neumann. Jego zdaniem śledztwo ponownie wszczęto także po to by służby mogły założyć mu podsłuch na telefon.
   - Niech stawiają mi zarzuty. Mam to w nosie. Nie można dać się zwariować.
Ale już dzisiaj radzę prokuratorom, któ­rzy dadzą się Ziobrze złamać: bierzcie od swoich szefów polecenia na piśmie, bo jak wygramy wybory, to was rozliczymy - zapowiada.
   Jego zdaniem nawet jeśli prokuratu­ra będzie stawiać zarzuty politykom PO, to elektorat anty-PiS i tak w to nie uwie­rzy. Bo ludzie znają PiS i ich metody. Pa­miętają, że gdy Lech Kaczyński został prezydentem Warszawy, wysłał setkę donosów do prokuratury. - Czy ktoś zo­stał skazany? Nie. Chodzi o to, żeby pro­kuratura się tym zajmowała i żebyśmy się musieli tłumaczyć mówi Neumann. Opowiada, że gdy ostatnio grał z Tu­skiem w piłkę, usłyszał od szefa Rady Europejskiej, że i 011 się spodziewa za­rzutów, za cokolwiek.
   - Tusk uważa, że PiS najchętniej do- . prowadziłoby do jego skazania, tak by go wyeliminować z walki o prezyden­turę kraju w 2020 r. To samo dotyczy Hanny Gronkiewicz-Waltz - mówi Neu­mann. Jednak w PiS jest coraz większe zniecierpliwienie, że śledztwo w sprawie nieprawidłowości przy reprywatyzacji w Warszawie się ślimaczy. Prokuratu­ra Regionalna we Wrocławiu nie prze­słuchała nawet prezydent stolicy. Jeden z prokuratorów mówi mi, że na razie nie ma żadnych podstaw do przedstawie­nia (Gronkiewicz-Waltz zarzutów. Dlate­go - jak przyznają w PiS - Sejm powołał właśnie komisję ds. dzikiej reprywaty­zacji, na której czele stanął przyboczny Ziobry Patryk Jaki. To on ma zapewnić partii igrzyska. Ho przecież nie chodzi o to, żeby złapać króliczka, tylko żeby go gonić. I to najlepiej do wyborów.

1 komentarz: