Kontrolowana przez
rząd prokuratura prowadzi kilka śledztw, w których przewijają się nazwiska
czołowych polityków PO. Działacze PiS liczą, że kiedy zaczną się zatrzymania,
notowania ich partii wzrosną
Renata Grochal
Za chwilę będzie
się działo. Prokuratorskie śledztwa wchodzą w fazę realizacji. Szczęki wam
pospadają, kto dostanie zarzuty - zaciera ręce ważny polityk PiS. Prezes
Jarosław Kaczyński mówił niedawno podczas sejmowej debaty, że „młyny
sprawiedliwości mielą powoli, ale mielą”, co było skierowane do opozycji.
- Zaraz po wyborach usłyszałem od jednego pisowca: chłopie, jak myślisz,
że czegoś nie zrobią, że do czegoś się nie posuną, to oni pójdą jeszcze dalej -
opowiada Stanisław Gawłowski, sekretarz generalny PO.
Z ustaleń „Newsweeka” wynika, że jedno ze śledztw, którymi szczególnie interesują się w PiS, krąży właśnie
wokół Gawłowskiego, wiceministra środowiska w rządzie Donalda Tuska. Dotyczy korupcji
przy przetargach w zachodniopomorskim zarządzie melioracji. Prowadzi je
zamiejscowy wydział Prokuratury Krajowej w Szczecinie. Wydziały, które powstały
po przemianowaniu prokuratur apelacyjnych na regionalne, mają prowadzić
najpoważniejsze śledztwa w kraju. Są oczkiem w głowie ministra sprawiedliwości
Zbigniewa Ziobry.
Prokurator Aldona Lema, szefowa zachodniopomorskiego wydziału, mówi mi,
że sprawa jest bardzo poważna, dokumentacja zajmuje dwa pokoje. Zarzuty
postawiono już kilkunastu osobom, ale wśród nich nie ma Gawłowskiego. Jest za
to jego znajomy, dyrektor zachodniopomorskiego zarządu melioracji Tomasz P,
były działacz PO. Po kilku miesiącach w areszcie P. zaczął sypać. Zeznał, że dostał
200 tys. złotych łapówki od Krzysztofa B., niegdyś wspólnika pasierba
Gawłowskiego, w zamian za korzystne rozstrzygnięcia przetargowe.
Gawłowski przyznaje, że zna Tomasza P., czasem nawet
się spotykali. Ale zapewnia, że nigdy na żadne przetargi nie wpływał.
- Za pasierba ręczę na tysiąc procent. Nie działał w branży
melioracyjnej. Prowadził z B. spółkę turystyczną, ale się pokłócili -
opowiada.
Mówi, że kiedyś był spokojny, że nie postawią mu zarzutów, bo nie ma za
co. Ale prawnicy uświadomili mu, że może dostać zarzuty nawet bez dowodów.
- Szukają na mnie haków. Wykorzystają wszystkie możliwe sposoby, żeby
postawić mi zarzuty. A praprzyczyną jest Rydzyk - mówi Gawłowski. Twierdzi, że
odkąd Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska, w którego radzie nadzorczej zasiadał
jako wiceminister, cofnął dotację 26 milionów złotych dla ojca Rydzyka, on stał
się osobistym wrogiem redemptorysty. Decyzję podjął co prawda zarząd Funduszu,
ale Rydzyk wini Gawłowskiego.
- O mnie Rydzyk mówił w Radiu Maryja częściej niż o Tusku. Jestem
gwałciciel, złodziej, wszystko padło na tej antenie. Donald się śmiał: „Co ty
takiego zrobiłeś temu Rydzykowi, że on cię nienawidzi bardziej niż mnie” -
wspomina Gawłowski. Znajomy biskup powiedział mu, że Rydzyk jest mściwy i
nigdy mu tego nie daruje: - Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, co to znaczy, ale
dziś już wiem.
Gdy PiS doszło do władzy, Rydzyk dostał odszkodowanie, a do prokuratury
trafiło doniesienie w sprawie wstrzymania dotacji. Gawłowski już dwa razy był
przesłuchiwany w charakterze świadka.
- Dzisiaj nie tylko Tusk jest wzywany do prokuratury, ale także wielu
byłych ministrów rządu PO. Siemoniak, Arłukowicz, Karpiński (były minister
skarbu). Wszyscy już zeznawali w jakiejś sprawie - wylicza Gawłowski.
Gdy słyszy, że na jesieni zaczną się zatrzymania, stara się nie myśleć,
że padnie na niego: - Tak się dzieje w państwach totalitarnych, gdzie używa
się prokuratury i sądów do walki z opozycją.
- A jeśli pana zamkną? - pytam.
- Nie jest tak, że się co rano z tym budzę, ale myślę, że to też trzeba
będzie przeżyć. Miło nie będzie. Najtrudniejsza będzie walka z wiatrakami,
trzeba będzie udowadniać, że się nie jest wielbłądem - odpowiada mój rozmówca.
Gawłowski uważa, że PiS nie zdecyduje się uderzyć w przewodniczącego PO
Grzegorza Schetynę, chociaż premier Beata Szydło sugerowała kiedyś publicznie,
że powinien odpowiedzieć za infoaferę. - Gdyby aresztowali lidera opozycji,
bylibyśmy jak Białoruś. PiS się na to nie zdecyduje, bo to by wywołało
protesty w całej Europie - przewiduje sekretarz generalny PO.
DZIWNA NOWELIZACJA
Niedawno CBA na zlecenie katowickiej prokuratury
regionalnej przesłuchało europosła PO Adama Szejnfelda. Do Katowic
trafiają sprawy, na których najbardziej zależy ministrowi Ziobrze. Szefem
tutejszej prokuratury regionalnej jest zaufany Ziobry, Tomasz Janeczek, za
poprzednich rządów PiS szef Prokuratury Apelacyjnej.
Szejnfeld został wezwany, bo w 2011 r. kierował komisją Przyjazne
Państwo, która pracowała nad nowelizacją Kodeksu spółek handlowych. Chodzi o
wykreślenie z Kodeksu art. 585, czyli działania na szkodę
spółki. Prokuratura i CBA sprawdzają, czy w czasie prac legislacyjnych nie
doszło do nadużycia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków. Postępowanie
kazała wszcząć Prokuratura Krajowa.
Jak pisała w 20JI r. „Rzeczpospolita”, Sejm zmienił przepisy tuż przed
rozpoczęciem procesu biznesmena Ryszarda Krauzego, który był oskarżony o
działanie na szkodę własnej spółki. Sąd musiał sprawę umorzyć. Po nowelizacji
ściganie togo przestępstwa jest możliwe tylko wtedy, gdy znajdzie się
pokrzywdzony, który złoży wniosek.
Projekt nowelizacji tego artykułu dostał w styczniu 2011 r. ówczesny
minister sprawiedliwości z PO Krzysztof Kwiatkowski. Wręczyli mu go
przedstawiciele Naczelnej rady Adwokackiej na noworocznym przyjęciu w
siedzibie Polskiej Rady Biznesu. Według „Rz” na przyjęciu był in.in. Krauze, ale jogo rzecznik zapewniał gazetę, że nie
podejmował on żadnych działań w sprawie zmiany art. 585.
Przedstawiciele Rady Adwokackiej poinformowali Kwiatkowskiego, że ten sam
projekt został przekazany marszałkowi Sejmu Grzegorzowi Schetynie. Tak trafił
do komisji Szcjnfelda.
Prokurator Ireneusz Kunert, rzecznik katowickiej prokuratury
regionalnej, mówi mi, że proces legislacyjny w tej sprawie toczy! się
dwutorowo - w Ministerstwie Sprawiedliwości, a także w komisji Przyjazne
Państwo. Ib dziwna procedura, bo zwykle projekt jest jeden - rządowy albo
poselski. Jednak prace nad projektem poselskim trwają krócej, bo omija się
konsultacje społeczne.
Szejnfeld o sprawie rozmawiać nie chce. W SMS napisał mi tylko, że CBA
nie poinformowało go nawet o tym, że jest jakieś śledztwo. Na pytanie,
dlaczego komisja w ogóle zajęła się nowelizacją tego artykułu, nie
odpowiedział.
Na spotkanie zgodził się za to były minister sprawiedliwości Krzysztof
Kwiatkowski, dziś prezes NIK. Ma już postawione zarzuty w sprawie ustawiania
konkursów na stanowiska kierownicze w NIK. Twierdzi, że jest niewinny, a nagrania,
które opublikowały media, zostały zmanipulowane. Chce jak najszybszego procesu,
żeby wykazać to w sądzie.
PiS najchętniej by się Kwiatkowskiego pozbyło. NIK
jest jedną z trzech ostatnich instytucji - obok Sądu Najwyższego i Rzecznika
Praw Obywatelskich - których partia rządząca jeszcze nie kontroluje. Politycy
PiS mieli już nawet kandydata na prezesa Izby, posła Wojciecha Szaramę. Jednak
ze zmiany nic nie wyszło, bo Kwiatkowski - mimo prokuratorskich za- rzutów -
nie zrezygnował z urzędu.
Już w saloniku obok gabinetu Kwiatkowskiego widać, że NIK jest wciąż
poza zasięgiem Pis. W ministerstwach
od razu po wygranych przez tę partię wyborach zlikwidowano prenumeraty kilku
gazet i tygodników. Zamawiane są tylko tytuły sympatyzujące z PiS: „Gazeta
Polska Codziennie”, „wSieci” i „Do
Rzeczy”. NIK prenumeruje wszystkie gazety: od „Naszego Dziennika” przez
„Gazetę Polską” po „Wyborczą” , „Newsweek” czy „Politykę”.
Kwiatkowski zapewnia, że nowelizacja Kodeksu spółek handlowych
nie była pisana pod Krauzego. Mówi, że nie miał pojęcia o tym, że ten artykuł
może dotyczyć tego przedsiębiorcy. W życiu nie rozmawiał z nim osobiście, a
projekt, który dostał na przyjęciu Naczelnej Rady Adwokackiej, od razu
przekazał Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego, która mu doradzała. Komisja
Przyjazne Państwo zasięgała opinii komisji kodyfikacyjnej podczas prac nad
ustawą i komisja zaopiniowała zmiany pozytywnie.
- Uchylony przepis dawał bardzo szerokie pole do interpretacji.
Prokurator, w oparciu o własne przekonanie, że doszło do działania na szkodę
spółki, mógł wszczynać śledztwa i stawiać zarzuty każdej osobie uprawnionej do
decydowania o sprawach spółki. A przecież to właściciele prywatnych firm
sami powinni oceniać, czy zostało przekroczone dopuszczalne ryzyko
gospodarcze i czy ponieśli szkodę - argumentuje prezes NIK.
Nie chce odpowiedzieć na pytanie,
czy śledztwo uważa za polityczne. Tak samo jak Szejnfeld mówi, że nie miał pojęciu, iż w ogóle jest prowadzone,
nie został dotąd wezwany na świadka.
Jednak nawet gdyby Kwiatkowskiemu postawiono zarzuty, to z
funkcji prezesa NIK odwołać go nie można. Zgodnie z prawem kadencję
przerywa się tylko w trzech przypadkach: skazania, śmierci prezesa albo
choroby trwale uniemożliwiającej wykonywanie obowiązków.
A -
jak mówią współpracownicy Kwiatkowskiego - prezes ostatnio bardzo
dba o siebie. Zaczął zdrowo się odżywiać, trzy razy w tygodniu ćwiczy w
siłowni. Jego kadencja kończy się w 2019 r., już po wyborach parlamentarnych.
ŁAPÓWKA ZNOWU DO WYJAŚNIENIA
Ponownie przed
prokuratorem nudzie się tłumaczyć szef klubu PO Sławomir Neumann, były
wiceminister zdrowia. Także w jego przypadku interweniowała Prokuratura
Krajowa. To na jej polecenie Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze
ponownie wszczęła śledztwo w sprawie podejrzenia przyjęcia łapówki przez
Neumanna. Jak mówi mi jeden z prokuratorów, krajówka uznała, że „nie wszystkie
istotne okoliczności zostały wyjaśnione”. Jakie? Nie wiadomo.
Postępowanie umorzono w 2014 r. Wszczęto je po anonimowym zawiadomieniu,
że wiceminister zdrowia przyjął 50 tys. zł łapówki od prezesa centrum
medycznego. Informator sugerował, że
w zamian miał wpływać w NFZ na decyzje, które będą korzystne
dla tej placówki przy kontraktowaniu usług na leczenie okulistyczne.
Neumann zapewnia, że żadnej łapówki nie
wziął, a w anonimie napisano, że przyjął pieniądze w restauracji, w której
nigdy nie był. Na tej podstawie prokuratura, jeszcze za czasów Andrzeja
Seremeta, czyli niezależna od
rządu, prześwietliła jego e-maile, telefony, SMS-y, konta i nic nie znalazła. -
Zebrali tyle dokumentów i nic! - Neumann pokazuje na biurku stertę na
pół metra; - Teraz też nic nie znajdą, bo nic nie ma.
Jego zdaniem PiS odgrzewa sprawę, by „Wiadomości” TVP mogły o niej mówić. - Postępowanie zostało wznowione w
marcu, ale się nic przebiło. Kilka dni przed majowym Marszem Wolności TVP zaczęła o nim trąbić, żeby pokazać, że w PO są sami
złodzieje. Dla PiS prokuratura, służby i obsyfianie ludzi to są normalne
narzędzia polityczne. PiS szło do wyborów z hasłem, że nas posadzą, a my dalej
chodzimy po ulicach. Muszą pokazać swojemu elektoratowi, że coś się dzieje -
uważa Neumann. Jego zdaniem śledztwo ponownie wszczęto także po to by
służby mogły założyć mu podsłuch na telefon.
- Niech stawiają mi zarzuty. Mam to w nosie. Nie można dać się zwariować.
Ale już dzisiaj radzę
prokuratorom, którzy dadzą się Ziobrze złamać: bierzcie od swoich szefów
polecenia na piśmie, bo jak wygramy wybory, to was rozliczymy - zapowiada.
Jego zdaniem nawet jeśli prokuratura będzie stawiać zarzuty politykom
PO, to elektorat anty-PiS i tak w to nie uwierzy. Bo ludzie znają PiS i
ich metody. Pamiętają, że gdy Lech Kaczyński został prezydentem Warszawy,
wysłał setkę donosów do prokuratury. - Czy ktoś został skazany? Nie. Chodzi o
to, żeby prokuratura się tym zajmowała i żebyśmy się musieli tłumaczyć mówi Neumann. Opowiada, że gdy ostatnio grał z Tuskiem w piłkę, usłyszał
od szefa Rady Europejskiej, że i 011 się spodziewa zarzutów, za cokolwiek.
- Tusk uważa, że PiS najchętniej do- . prowadziłoby do jego skazania,
tak by go wyeliminować z walki o prezydenturę
kraju w 2020
r. To samo dotyczy Hanny Gronkiewicz-Waltz - mówi Neumann. Jednak w PiS jest coraz większe zniecierpliwienie, że
śledztwo w sprawie nieprawidłowości przy reprywatyzacji w Warszawie się ślimaczy.
Prokuratura Regionalna we Wrocławiu nie przesłuchała nawet prezydent stolicy.
Jeden z prokuratorów mówi mi, że na razie nie ma żadnych podstaw do przedstawienia
(Gronkiewicz-Waltz zarzutów. Dlatego - jak przyznają w PiS - Sejm powołał
właśnie komisję ds. dzikiej reprywatyzacji, na której czele stanął przyboczny
Ziobry Patryk Jaki. To on ma zapewnić partii igrzyska. Ho przecież nie chodzi o
to, żeby złapać króliczka, tylko żeby go gonić. I to najlepiej do wyborów.
Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuń