Za wygiętą żaluzją w
oknie zapuszczonego biurowca, przy stole z badylami, siedzi prezes. Ręce
zaplótł na brzuchu i popatruje. Między gorzką herbatą a tortem od działaczki o
sarnim spojrzeniu decyduje o losach Polski
Wojciech Cieśla, Michał Krzymowski, Paweł Reszka
Najważniejsi
ludzie w codziennym życiu prezesa PiS to dwaj asystenci-kierowcy Jacek
Cieślikowski i Jacek Rudziński, pani Basia, pracownik sekretariatu Radosław
Fogiel i działaczka PiS Janina Goss. Z dwutygodnika
„Gala” z 2010 r.: „Zostali przyjaciele, którzy są wspaniali, wspierający,
niezwykle serdeczni. Jest pani Basia [Barbara Skrzypek, sekretarka prezesa
- przyp. red.], przyjaciółka domu. (...) Są
moi polityczni przyjaciele. Nie czuję się sam”.
Dzięki tym „politycznym przyjaciołom” Jarosław Kaczyński żyje pod
kloszem. Chodzą za niego do sklepu, zamawiają mu garnitury, kupują karmę dla
kota i przynoszą wydruki z internatu. Wożą go w gości oraz na groby mamy i
brata. Wiążą mu krawaty, czyszczą marynarki z paprochów i dostarczają wypłatę.
Bo nawet jeśli Jarosław Kaczyński ma konto, to z niego nie korzysta. Sejmową
pensję odbiera w kasie. - Może to robić sam albo przez jednego z Jacków, który
przywozi mu kopertę z pieniędzmi. Prezes oczywiście ma portfel, ale kilka lat
temu widziałem, jak wyciągnął z marynarki kopertę, a z niej banknot. Jak w
„Uchu prezesa” - opowiada jeden z posłów.
JAREK, ODMELDOWUJĘ SIĘ
Kaczyński jest
człowiekiem starej daty, dba o formy. Ale
gdy dwa miesiące temu w drzwiach jego gabinetu stanął Bartłomiej Misiewicz,
wyjątkowo nie podniósł się z fotela. - Niech pan wyjedzie z kraju nakazał mu.
Gdy młody odpowiedział, że nie wy- jedzie, bo mu się w Polsce podoba, prezes
odprawił go na drugie piętro. Tam politycznej egzekucji dokonali na nim Joachim
Brudziński, Marek Suski i Karol Karski.
Normalnie Kaczyński wita gości na stojąco, uściskiem ręki. Kto ściska go
pierwszy raz, może się zdziwić, że ten 68-latek ma tak młode dłonie. Gładkie i
niespracowane, jak u 30-latka. Gdy się zasiądzie do stołu, gospodarz nabierze
czujności; odchyli się na krześle, zaplecie ręce na brzuchu, zmruży powieki i
będzie popatrywał nagości.
Przy tym stole, na którym stoi złocisty wazon z suszonym kwiatem.
zapadają najważniejsze decyzje w państwie. Stąd prezes daje sygnał do ataku na
Trybunał i wypuszcza strzały w kierunku Komisji Europejskiej. Tu upadają rządy
i rodzą się kariery. Przez ten stół przechodzą nazwiska prezesów państwowych
spółek.
Czasem los człowieka zależy od humoru naczelnika państwa. Współpracownik:
- Minister skarbu przyjeżdża z kartką z nazwiskami kandydatów do spółek.
Prezes pyta: „Ten to kto?”, „A tamten po co? . Jak człowiek dostaje czerwone
światło, po miesiącu można spróbować jeszcze raz. Jak prezes wstał lepszą nogą,
to przepuści delikwenta.
Odrębnym zagadnieniem jest, jak dostać się do gabinetu prezesa. Dla
jednych tamą nie do przebrnięcia jest wideofon przy wejściu, dla innych pani
Basia. Kilkanaście miesięcy temu jeden z posłów usłyszał od niej: Chciałabym
pana wcisnąć, ale prezes taki zajęty. Mam tu 180 osób przed panem.
Poseł: W tej poczekalni, pod drzwiami, widziałem poważne osoby. Siedzą
spocone jak szczury z mętnym wzrokiem. Upokarzający widok. Ryszard Czarnecki
na początku swej kariery w PiS przesiedział pod drzwiami gabinetu kilka
tygodni. Tylko po to, by się pokazać i ukłonić. Z czasem prezes zaczął go
zapraszać, przeszedł z nim na „ty”, a nawet oddelegował go do rady nadzorczej
spółki córki Srebrnej, co jest najwyższym stopniem wtajemniczenia. Dziś
pozycja Czarneckiego jest mocna, co nie znaczy, że może spocząć na laurach.
Kilkanaście miesięcy temu, u prezesa trwa narada. Wtem uchylają się drzwi i
ukazuje się okrągła twarz Czarneckiego: - Jarek, jestem już po radzie, 'tylko
się odmeldowuję, cześć!
Inni wchodzą dzięki sprytowi. Czekają, aż przewalą się najgorsze tłumy,
i przychodzą po zmierzchu, gdy robi się luźniej.
Można też przybyć z podarkiem. Prezes Orlenu Wojciech Jasiński
kilkanaście miesięcy temu przyjechał z olejnym portretem Lecha Kaczyńskiego.
Wszedł bez problemu.
Można wreszcie wpaść mimochodem. To też sposób Jasińskiego: rączka w
kieszeni, marynarka zawieszona na palcu i rozkołysany chód na pierwsze piętro,
gdzie urzęduje Kaczyński. Jak się uda. to się uda. Jeśli nie - w tył zwrot. Na
luzie i bez obciachu.
CZY PAN DZWONI Z DŻUNGLI?
Kto zna PiS, wie, że
w życiu partii najważniejsze są imieniny pani Basi. Z samego rana pierwszy z
życzeniami ustawia się do niej wiceszef partii Joachim Brudziński. Po nim
schodzą się pracownicy z drugiego piętra, panie z księgowości, kierowcy i
ochroniarze. Przybywa róż i bombonierek. Po duży bukiet posyła prezes, ciągną
parlamentarzyści, ministrowie, działacze. Do wieczora biuro będzie tonąć w
kwiatach i czekoladkach.
Mówi poseł: - Po pierwsze, dla kogo pani Basia, dla tego pani Basia. Dla
większości to „pani dyrektor” [Barbara Skrzypek formalnie jest dyrektorem
biura prezydialnego PiS - przyp. red.]. Po drugie, nie każdy może przyjść do
niej z kwiatami, bo nie każdego tu wpuszczą. Jest wideofon, od którego odbija
się wielu posłów. Są zbyt nieistotni. I po trzecie, od pewnego poziomu po
prostu musisz złożyć pani Basi życzenia. Nie wyobrażam sobie, żeby liczący się
członek rządu nie przyjechał tego dnia z kwiatami.
To, że Kaczyński żyje otoczony partyjnym kordonem, czasem jest powodem
nieporozumień. Kilka lat temu, udając się z wizytą do Wielkiej Brytanii,
prezes poważnie trapił się kosztami noclegu w Londynie: „Przecież hotel musi
tam kosztować z tysiąc funtów!”. Innym razem, rozmawiając przez telefon ze znajomym
politykiem, będącym akurat w Dominikanie, nie mógł wyjść ze zdumienia: - Jak to
jest pan w dżungli? Przecież rozmawiamy przez telefon.
Człowiek z PiS: - Oczywiście miał świadomość istnienia roamingu,
wiedział, że można dzwonić do siebie, będąc w Europie. Ale na drugiej półkuli?
To przekraczało jego wyobrażenie.
W świecie Jarosława Kaczyńskiego drobnostki urastają do rangi
problemów. Historia zżycia biura: prezes podchodzi do jednego z młodych
pracowników sekretariatu. W ręku trzyma wyprasowany stuzłotowy banknot. Pyta,
czy można by mu kupić książkę, o której czytał
w gazecie. - Ale wie pan, podobno trudno ją zdobyć - zasępia się.
Pracownik: - Kupiliśmy ją w 15 minut w Empiku. Była też dostępna we
wszystkich księgarniach internetowych.
Ranek. Pierwsi schodzą się pracownicy biura prasowego, po nich dział
organizacyjny, księgowość i sekretariat prezesa. Szef przyjeżdża ostatni. Koło
wpół do jedenastej na odrapany dziedziniec wtaczają się dwie skody z
przyciemnianymi szybami. W jednej, prowadzonej przez któregoś z Jacków, na
przednim fotelu jedzie Jarosław Kaczyński. W drugiej - obstawa opłacona przez
partię.
Auta zatrzymują się przy niewidocznym z ulicy tylnym wejściu.
Ochroniarz otwiera drzwi, prezes bierze teczkę z dokumentami i bialo-niebieską
klatką schodową kieruje się do gabinetu na piętrze. Po drodze mija dział
księgowości i uchylone drzwi pokoju, zza których dochodzą dźwięki radyjka.
Urzęduje tu Anna Salamon, długoletnia pracownica partii. W biurze nikt nie
wie, czym się zajmuje ta miłośniczka muzyki pop i solarium. Ale też nikt nie
dopytuje. Salamon jest nie do ruszenia, bo była z prezesem od pierwszych lat
PC. Szef nie da jej ruszyć.
Do gabinetu Kaczyński dostaje się tylnymi drzwiami. Wejście jest
dyskretne i wygodne - goście mogą czekać w sekretariacie i nie wiedzieć, że
Jarosław już jest w środku.
Gdy skoda robi kółko i zjeżdża do podziemnego garażu, prezes jest już w
sercu partii. Jest też bezpieczny. Od strony ulicy Nowogrodzkiej od świata
oddzielają go cztery śluzy - portier na parterze, wideofon na piętrze,
ochroniarz za drzwiami i pani Basia w sekretariacie. W klatce od podwórza jest
drugi wideofon i krata zamykana na kłódkę, a w pokoju koło księgowości dwóch
kolejnych ochroniarzy.
Dzień pracy zaczyna się od przejrzenia prasy (na wnikliwą lekturę czas
będzie w domu. w nocy) i szklanki herbaty. „Kawy nie piję - wyznał przed laty
prezes w tygodniku „Wprost”. - To niedobry napój, wstrętny. Piję herbatę. Ci,
co nie piją, nie wiedzą, co to szczęście. Dobra herbata była według
starożytnych nektarem”.
Jego szczęście to zwykła ekspresowa, w papierowej torebce. Kiedyś
słodził ją pięcioma łyżeczkami, mieszał w odwrotnym kierunku i na końcu
wybierał ulepek pozostały na dnie. Dziś musi uważać na cukier, więc pije
gorzką. Dziennie siedem-osiem szklanek.
Bywalec biura: - Gdy goście proszą o kawę,
czasem nalewa też sobie szklankę czystego mleka. Albo prosi o colę, ale
koniecznie w pokojowej temperaturze ze względu na gardło. Z tych samych powodów w
gabinecie nie wolno włączać klimatyzacji ani otwierać okna.
Inny: Gorąc mu nie przeszkadza. Ludzie mogą płynąć, a on siedzi w
marynarce, krawacie, pozapinany na wszystkie guziki i nawet kropli potu nie uroni. Podczas spotkań lubi też mieć
na stole sok z czerwonych pomarańczy. Rozcieńcza go gazowaną wodą Żywiec. To
taki jego rytuał: „O, z ujęcia w Mirosławcu! Pilsko byłoby lepsze”.
NIEZNOŚNE ODGŁOSY JEDZENIA
Na Nowogrodzkiej mówi
się, że prezes pracuj spotkaniami. Na
terminy nie zważa, przez co za drzwiami gęstnieje kolejka interesantów.
Ministrowie i prezesi giełdowych spółek cisną się między wnęką na ksero,
drzwiami a wieszakiem. Gdy oczekiwanie się przedłuża, goście mogą poczytać
miesięcznik „Wiara, Patriotyzm i Sztuka” nadsyłany przez wydawnictwo Biały Kruk
albo kobiece pisemko, które po przeczytaniu odłożyła któraś z sekretarek. -
Można też poprosić o kawę, ale pani dyrektor podaje ją tylko niektórym gościom,
tym najważniejszym - opowiada poseł.
Stałym punktem dnia jest obiad. Posiłek przynosi portier lub któryś z
Jacków z Błękitnego Barku znajdującego się w sąsiednim biurowcu, gdzie przed
laty mieściła się siedziba „Expressu Wieczornego". Dziś po
redakcji nie ma śladu, budynek należy do spółki Srebrna, kontrolowanej przez
ludzi PiS. Barek to salka na sześć stolików. z fototapetą przedstawiającą
panoramę Warszawy i lodówką na napoje. Botwinka za 4,50, pomidorowa i żurek po
4złote. Kotlet nadziewany fetą i warzywami, filet drobiowy z mozzarellą - 14. I
jeden z przysmaków prezesa: schabowy z ziemniakami i surówką za 15 zł. () tym.
co będzie jadł prezes, decyduje pani Basia Wie, że szef nie lubi ryżu ani
wymysłów, za to przepada za ziemniakami. Na
czas obiadu Kaczyński zamyka się w
ślepej kuchni, nie wolno mu wtedy przeszkadzać. Je w samotności, prosto ze
styropianowego pudełka. - Kiedyś przez pomyłkę tam wszedłem. Zaskoczony podniósł
wzrok znad jedzenia, więc przeprosiłem i szybko się wycofałem. Dlaczego je
sam? Nie wiem, może chce mieć chwilę spokoju - mówi
jeden z pracowników biura.
Dawny współpracownik: - Kiedyś
mi przyznał, że nie lubi jeść w towarzystwie.
Denerwują go odgłosy jedzenia.
Były minister: - Z tego powodu nie przepadał za Kancelarią Premiera. „Nie lubię tu
być, wszyscy przychodzą i ciągle mi tu chrupią” - mówił. Do szału doprowadził
go kiedyś obiad z Andrzejem Lepperem, który za bardzo mlaskał.
Po obiedzie - z powrotem na spotkania. Wystrój gabinetu jest oszczędny.
Nad drzwiami czarnobrązowy krzyż, w oknach zaciągnięte rolety, jak w „Uchu
prezesa”, biurko z komputerem. Ale nawet jeśli Kaczyński umie go włączyć (co
wcale nie jest pewne), to nigdy tego nie
robi. Kiedyś sprzątaczka niechcący wyłączyła go z kontaktu i komputer
długo stal bez prądu; zauważono to przez przypadek. 'I o, że komputer stoi nieużywany,
nie znaczy, że prezes nie korzysta z internetu. Korzysta na wydrukach. Materiały najczęściej przygotowuje
mu 35-let- ni pracownik sekretariatu Radosław Fogiel. Czasem ludzie przychodzą
też ze swoimi laptopami. Prezes ogląda,
czyta, ale się nie dotyka. Jeśli coś pisze, to ręcznie. W jednym z wywiadów
powiedział, że najlepiej mu się myśli z piórem w ręku, co jest pewną nieścisłością,
bo pisze długopisem.
- Stawia straszne kulfony. Jedyną osobą, która umie je odczytać, jest
Kasia Lubiak. Gdyby nie ona, nie powstałby żaden dokument programowy. To
zaufana dziewczyna, jeszcze z PC. Przez lata pracowała w sekretariacie,
niedawno awansowała na dyrektora zarządzającego partii - opowiada pracownik.
Lubiak zasiada dziś w radzie nadzorczej należącej do Srebrnej spółki Forum,
która wydaje „Gazetę Polską”.
Co do odręcznego pisania: Kaczyński dostał od jednego z działaczy
eleganckie pióro. Człowiek po kilku miesiącach, podczas wizyty na Żoliborzu,
spostrzegł, że prezentem bawi się Fiona, kotka prezesa.
Na prawo od biurka prezesa stoją doniczka z chińską różą i sekretarzyk.
Na nim - patriotyczne artefakty, popiersie Piłsudskiego i metalowy orzeł
wzbijający się do lotu. Naprzeciw, pod drugą ścianą, komoda z telewizorem i DVD. Prezes umie go uruchomić, ale jeśli trzeba przełączyć na
satelitę, potrzebuje pomocy.
Przed laty telewizor grał częściej. Podczas narad wyłączano w nim głos,
co pewnego razu doprowadziło gospodarza do przykrej konstatacji. Prezes
spojrzał na ekran, który akurat wypełniała sylwetka Andrzeja Olechowskiego. -
Gdybym miał jego wygląd, mógłbym góry przenosić - oznajmił ze smutkiem.
Dziś telewizor gra od święta - na przykład, gdy trzeba sprawdzić
frekwencję na partyjnym marszu, podawaną przez stacje informacyjne. Ale ogólnie
prezes nie czerpie z telewizji wiedzy o polityce.
- O wieczorach wyborczych w USA czy we Francji czyta w relacjach - mówi poseł
PiS. Pewnym punktem są też dla niego opracowania polskich think tanków, z których najwyżej ceni Ośrodek Studiów Wschodnich.
Jego wydawnictwa często leżą na biurku, ułożone w staranny stosik.
Na ścianie za telewizorem wisi mapa z miejscami polskich bitew i nazwiskami wodzów. Pod mapą stoi zdjęcie pary
prezydenckiej, a na sąsiedniej ścianie wisi fotografia Lecha Kaczyńskiego z kampanii
wyborczej w 2005 r.: uśmiechnięty siedzi przy biurku nad papierami. - Był na
nim napis „Prezydent IV RP”, ale po śmierci Leszka go usunęliśmy - opowiada
jeden z działaczy. - Gdzie robiono to zdjęcie? W studiu. To udawany gabinet,
nigdy nie istniał.
Gabinet na Nowogrodzkiej jest dużo skromniejszy od tego ze studia. Jeśli
już coś go zdobi, to wota dziękczynne od narodu: szabla na ścianie, portret
papieża Polaka, drewniana figurka wąsatego górala.
WIZAŻYSTĘ WYPROWADZIĆ
Naprzeciw okna stoi
szafa, w której prezes trzyma piwo, wino Kadarkę i sprezentowane nalewki. Przy wyjątkowych okazjach częstuje nimi gości. Kiedyś robił
to częściej, ale gdy mama zachorowała, złożył na Jasnej Górze śluby, że nie
będzie pić mocnego alkoholu. Po piwo i wino sięga z rzadka.
Obok szafy znajduje się toaleta z prysznicem. W środku stoją perfumy,
dezodorant, szampon przeciwłupieżowy, zapasowy garnitur, kilka koszul.
Wszystko kupione przez partię lub podarowane przez działaczy.
Kilka lat temu, podczas kampanii wyborczej, sztab namówił Kaczyńskiego
na spotkanie z wizażystą, którym okazał się młody, metroseksualny mężczyzna.
Podczas zdejmowania miary prezes stracił cierpliwość, wyszedł z gabinetu i
dopadł na korytarzu jednego ze współpracowników. - Kończymy to spotkanie,
proszę zabrać tego pana - poprosił. Wizażystę wyprowadzono.
Kolejnego krawca, tym razem już poważniejszego i w słusznym wieku,
ściągnął były rzecznik Adam Hofman. Kaczyński pozwolił mu się zmierzyć i uszyć
kilka garniturów. - Prezes nosi je do dziś. Tylko skarbnik miał później kłopot,
jak to zaksięgować, żeby nie było skandalu, że partia kupuje szefowi ubrania -
opowiada człowiek z Nowogrodzkiej. - Buty, skarpety i czasem koszule kupuje
Jarosławowi Janina Goss, działaczka i przyjaciółka domu. Czasem daje mu też
swoje przetwory. Prezes odstawia je do szafy albo oddaje współpracownikom. Sam
używa soków do herbaty.
Inny dodaje: - Kosmetyki w łazience są praktycznie nieużywane. „Nie
wiem, po co mi to kupują?” - śmieje się czasem. A oni kupują, bo chcą mu się
podlizać. Małgorzata Raczyńska, była szefowa telewizyjnej Jedynki, dziś
doradca zarządu TVP,
od czasu do czasu przyjeżdża do partii z
tortem. Kiedyś od niej usłyszałem: „Z tej połówki mogę częstować, ale druga
jest dla prezesa i Basi”.
Na Nowogrodzkiej takie podarki nikogo nie dziwią. Kilka lat temu, gdy
Kaczyński wybierał się z gospodarską wizytą do Słupska, posłanka Jolanta
Szczypińska umieściła na Facebooku zdjęcie swojego wypieku z podpisem: „Panie
prezesie, Słupsk już czeka. Ciasto rabarbarowe gotowe”.
Działacz: - Nieśmiałość Jarka wobec kobiet jest legendarna. Czasami w
sekrecie pyta współpracowników: „A co ona tak na mnie patrzy? Widzicie to
sarnie spojrzenie?”.
ZOSTAWIA PO SOBIE PORZĄDEK
Stół stoi na prawo od
wejścia. Prezes udziela przy nim wywiadów,
naradza się ze współpracownikami, a przed konferencjami jest malowany przez
partyjną makijażystkę. Kilka lat temu PiS kupiło specjalny kuferek z kosmetykami
i wysłało na kurs make-upu działaczkę Annę Krupkę. Umiejętnie nakładając
podkład i puder, dziewczyna wkradła się w
laski prezesa i w 2015 r. dostała się do Sejmu.
Stół jest bardzo prosty, w przeciwieństwie do konfiguracji korzystających
z niego osób. Gościom nie wolno siadać pod ścianą, od strony drzwi prowadzących
na korytarz, bo to miejsce zarezerwowane dla prezesa. Po przekątnej siada
zazwyczaj Joachim Brudziński lub premier Beata Szydło, a obok, naprzeciw
Jarosława - koordynator ds. służb specjalnych. Najmniej chętnych jest do
zajmowania miejsca obok prezesa. Kaczyński lubi sadzać tu szefa MSWiA Mariusza
Błaszczaka. - Ty, Mariusz, tutaj - zwraca się do niego czasem. Gdy ludzi jest
więcej, najmłodszy wychodzi tylnymi drzwiami do salki konferencyjnej po
dodatkowe krzesła. Zimą wazon z badylami zastępuje na stole mała choinka z
lampkami. Jedzenie się na nim nie pojawia, nikt w gabinecie nie chrupie.
Wieczór. Po siedemnastej Nowogrodzka pustoszeje. Pani Basia wychodzi z
biura, jako jedyna poza prezesem jest odwożona do domu partyjnym samochodem.
Kaczyński zostaje sam z Radosławem Foglem i ochroniarzami. Gości podejmuje
osobiście. Może podać herbatę lub pokazać, gdzie stoi ekspres do kawy: - Jak
umiesz włączyć, to proszę.
Gość: - Gdy obsługi już nie ma, prezes sam odbiera telefon. Ale zawsze
zmienia głos, bo czasem dzwonią tu także wariaci i natręci.
Przed wyjściem do domu - bywa, że nawet koło drugiej w nocy - zawsze zostawia po sobie porządek. W kuchni jest zmywarka,
ale nigdy z niej nie korzysta. Zmywa pod bieżącą wodą i odkłada szklanki na
suszarkę. Gdy jest wcześnie, daje któremuś z Jacków kartkę z listą zakupów.
Dopiero po nich jest zabierany do domu.
WOAL
Stoimy kilkadziesiąt
metrów od siedziby PiS. Podobnych budowli
z epoki Gierka w centrum miasta stoi sporo. Tr/y piętra, kilka reklam na
elewacji. Wygięte od słońca brązowe listwy udają lekki, ażurowy woal, którym
ktoś kazał pozasłaniać okna. Gdzieniegdzie białe klocki klimatyzatorów. Aby
odgadnąć, że to główna kwatera partii rządzącej, trzeba się natrudzić: szyld
prywatnej lecznicy, reklama knajpy, baner klubu bilardowego, tablica z nazwą
studia fotograficznego. Logo PiS gubi się wśród kilku innych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz