Kontrolowana przez
PiS spółka chce zbudować 140-metrowy biurowiec na działce, o którą upomina się
rodzina dawnego właściciela. Inwestycję pilotują sekretarka prezesa, jego
kierowca i zaprzyjaźniona specjalistka od weków.
Michał Krzymowski
Kto nie zna
miejskich planów, wzruszy ramionami. Niebieski budynek pomazany sprejem ze
schodami przeciwpożarowymi i pustym parkingiem. Dookoła pofabryczne tereny,
dziurawy asfalt. Ale w rzeczywistości niewiele jest w Warszawie cenniejszych
adresów niż róg Towarowej i Srebrnej. Okolica za kilka lat przemieni się w
centrum biurowe stolicy, naszpikowane wieżami, w których będzie pracować 30
tys. ludzi. Powstanie tu tyle biur, ile w sumie ma cała Łódź. Do tego nowa
galeria handlowa, rozmiarami dorównująca stołecznej Arkadii. W ratuszu mówią o
tym miejscu: „rejon ulicy Twardej”. O działki biją się najwięksi gracze na
warszawskim rynku nieruchomości - Skanska, Griffin Real Estate, Ghelamco, Penta, HB Reavis. Nic
dziwnego - to centrum miasta, ze stacją metra, torami tramwajowymi i szybką
koleją na lotnisko.
Tu, w sercu kolejnego Mordoru (tak warszawiacy nazywają największą dziś
dzielnicę biurową przy ul. Domaniewskiej), kontrolowana przez Jarosława
Kaczyńskiego spółka Srebrna chce postawić 140-metrową wieżę ze szkła. A inwestycji
patronuje fundacja nieżyjącego prezydenta.
PANI JANECZKA, PANI
BASIA
W Srebrnej od lat
działają zaufani ludzie Kaczyńskiego. Do niedawna spółką kierował
Kazimierz Kujda, od którego szef PiS w 2014 roku pożyczył 25 tys. zł.
Gdy partia doszła do władzy, Kujda
został szefem podległego rządowi Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki
Wodnej, a prezesurę w spółce objęła jego żona Małgorzata.
W zarządzie zasiadają też kierowca i asystent Kaczyńskiego Jacek
Cieślikowski oraz prawniczka Janina Goss. Goss jest postacią cienia, ale ma
niebagatelną pozycję. W czasach pierwszej partii braci Kaczyńskich z lat 90.,
czyli Porozumienia Centrum, z prywatnych pieniędzy opłacała partyjny lokal i
przez lata przyjaźniła się z mamą prezesa. Woziła jej kasztany na reumatyzm,
robótki ręczne, marmolady i mieszanki ziół zebranych na łące koło domu. Kiedy
Jadwiga Kaczyńska podupadła na zdrowiu, Jarosław zaciągnął u Goss 200 tysięcy
zł pożyczki.
Goss nie zasiada we władzach
partii, ale budzi postrach. Gdy w swoim futrze z norek pojawia się w siedzibie
partii przy ul. Nowogrodzkiej, z drugi schodzą jej nawet ministrowie. W
przeszłości zdarzało jej się wyzwać działacza czy spoliczkować młodego posła.
Wobec Kaczyńskiego bywa stanowcza, ale odnosi się do niego z troską. Poprawia
mu krawat, strząsa pyłki z marynarki, przywozi słoiki z konfiturami. Kaczyński
często mówi, że Goss należy traktować z szacunkiem ze względu na jej zasługi,
ale do jej pomysłów można podchodzić z
umiarem, bo gdyby to pani Janeczka decydowała o kształcie PiS, to w partii
zostałyby dwie osoby: ona i on.
W Srebrnej działa jeszcze Barbara Skrzypek, sekretarka przedstawiona w
serialu „Ucho prezesa”. Ma dwa udziały w tej spółce, a jej syn Marcin - jeden.
Gdy trzeba szybko działać, to ona bierze sprawy w swoje ręce. Kiedy w lutym
zeszłego roku Kujda obejmuje posadę w NFOŚiGW, pani Basia szybko zwołuje zgromadzenie
wspólników. Pojawia się na nim w pojedynkę, ale za to w trzech rolach: jako
wspólnik, reprezentant głównego udziałowca, którym jest Instytut Lecha
Kaczyńskiego, i pełnomocnik syna. Najpierw wyznacza Kujdę na protokolanta, a
potem odwołuje go z funkcji prezesa i powołuje na to stanowisko jego żonę.
Wszystko zostaje w rodzinie, Srebrna może działać dalej.
SREBRNA ŻYŁA ZŁOTA
Dla PiS inwestycja na
Srebrnej to drażliwy temat.
Ludzie z Nowogrodzkiej uwłaszczyli się na tym
terenie na początku lat 90., a dziś mogą zbić na nim gigantyczny majątek. -
Mieć ziemię w rejonie Twarde j to siedzieć na żyle złota. Po uzyskaniu
pozwolenia na budowę wieżowca działka będzie warta 120-130 mln zł - twierdzi
przedsiębiorca z branży deweloperskiej.
Człowiek związany ze spółką: - Plany wobec tej działki snuliśmy od lat.
Pomysł był prosty: zdobyć potrzebne pozwolenia i zburzyć budynek, który
dzisiaj tam stoi. Mając działkę gotową pod zabudowę, wystarczyłoby znaleźć
inwestora, wnieść ziemię aportem i rozpocząć budowę. Tyle że przez lata
buksowaliśmy. A to brakowało jakiegoś dokumentu, a to ktoś z Nowogrodzkiej
zgłaszał konkurencyjną koncepcję. Skąd mieliśmy wziąć inwestora? Chętni sami
się do nas zgłaszali, tyle że za każdym razem rozmowy kończyły się na pierwszej
kawie. Kierownictwo spółki było mało konkretne, odstraszało kontrahentów.
Korowody w spółce kończą się w 2014 roku. Ludzie ze Srebrnej na początek
składają wniosek o wykreślenie budynku z gminnej ewidencji zabytków. -
Ewidencja to poziom niżej niż rejestr, coś w rodzaju przedpokoju. Jeśli jakaś
budowla wydaje się ciekawa, ląduje właśnie tu. Z formalnego punktu widzenia
taki wpis nie chroni przed wyburzeniem, ale dla właściciela jest problematyczny.
Podczas rozbiórki protestują aktywiści miejscy, pojawiają się pytania z mediów
- wyjaśnia warszawski samorządowiec.
Latem 2015 roku, w trakcie kampanii parlamentarnej, stołeczny
konserwator zabytków Piotr Brabander wykreśla Srebrną z ewidencji. Los budynku
pieczętuje ekspertyza zamówiona przez spółkę, do której przychyla się
konserwator. Mimo że obiekt pochodzi z przełomu XIX i XX wieku, to według
opinii jego wartość historyczna jest zerowa. Autorem opracowania jest historyk
sztuki prof. Jakub Lewicki, który po dojściu PiS do władzy otrzyma
posadę mazowieckiego konserwatora zabytków.
Z kolei Brabander zostanie
zdymisjonowany przez prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz. - Zbyt łatwo
godził się na burzenie zabytkowych budynków. Sprawę Srebrnej też można uznać za
dyskusyjną - mówi urzędnik warszawskiego ratusza.
W międzyczasie Srebrna występuje o dwa kolejne dokumenty: opinię
środowiskową (do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska) i warunki zabudowy
(znów do ratusza). We wnioskach spółka ujawnia swoje zamiary. Chce postawić
36-piętrowy biurowiec (dla porównania nieodległy Marriott ma 40 kondygnacji),
z podziemnym parkingiem na blisko 500 samochodów i częścią usługowo-handlową.
Korzystną decyzję środowiskową spółka dostaje w marcu 2017 r., a na warunki
zabudowy zwane wuzetką jeszcze czeka.
Rozmówca z ratusza: - Mamy kłopot z tą wuzetką. 140 metrów w tym miejscu
to bardzo dużo. Nasze założenie jest takie, że najwyższe wieżowce mają stać w
okolicach Dworca Centralnego. Im dalej na zachód, tym budynki powinny być
niższe. Na budynek 70-metrowy moglibyśmy się zgodzić. 140 metrów to trochę za
dużo. Poza tym sama bryła też budzi zastrzeżenia. Wysokie budynki powinny być
smukłe, a nie zwaliste.
Ale z punktu widzenia Srebrnej im wieżowiec bar dziej pękaty, tym więcej
będzie można na nim zarobić. Liczy się powierzchnia biurowa, a nie smukłość.
ZAMRAŻARKA KUJDY
Wątpliwości dotyczące projektu
Srebrnej warszawski ratusz zaczyna sygnalizować na początku roku. W odpowiedzi
do władz miasta docierają pogłoski, że mogą mieć kłopot z uzyskaniem 600 min
zł unijnej dotacji na budowę spalarni śmieci. Dla Warszawy to fatalna
wiadomość: brak dofinansowania oznacza konieczność zaciągnięcia komercyjnego kredytu,
wyższe opłaty za odbiór śmieci i protesty mieszkańców.
O przyznaniu dotacji decyduje NFOSiGW, którym kieruje były prezes
Srebrnej Kazimierz Kuj da (dziś szefową spółki jest jego żona). Mija kilka
tygodni i plotka się sprawdza: Fundusz odkłada wniosek miasta do zamrażarki. Z powodów formalnych. „Ocena wniosku została wstrzymana na maksymalny okres 120
dni” - czytamy w odpowiedziach na pytania „Newsweeka .
- Poczuliśmy się przyparci do muru. Tym bardziej że tymczasem do urzędu
dotarł życzliwy z sugestią, że moglibyśmy potraktować sprawę wuzetki jako
transakcję wiązaną - twierdzi miejski urzędnik.
W lutym stołeczny dodatek „Gazety Wyborczej wiąże sprawę Srebrnej z
dotacją na spalarnię, nazywając to zapętlenie „nelsonem warszawskim”. Kujda w
e-mailu do „Newsweeka” twierdzi jednak, że łączenie wuzetki ze spalarnią jest
niedopuszczalną insynuacją.
SPRYTNE UWŁASZCZENIE
W trzypiętrowym budynku
przy Srebrnej 16 mieściły się przed wojną biura
fabryki kotłów należącej do Towarzystwa Akcyjnego Zakładów Mechanicznych
Bormann i Szwede. Działka, na której stoi gmach, w 1943 roku została
rozparcelowana na mniejsze kawałki i sprzedana. Dwa i pół roku później w wyniku
dekretu Bieruta komunistyczne władze znacjonalizowały cały teren. Z czasem
Srebrna 16 trafiła do partyjnego wydawnictwa RSW Prasa-Książka-Ruch.
Po upadku komuny na mocy decyzji komisji likwidacyjnej RSW Porozumienie
Centrum otrzymuje trzy budynki: gmach „Expressu Wieczornego”
w Al. Jerozolimskich, znajdujący się na jego tyłach biurowiec przy ul.
Nowogrodzkiej, w którym dziś mieści się siedziba PiS, i właśnie budynek na
Srebrnej. „Piekielnie wstyd mi się dzisiaj do tego przyznać, ale sądziłem, że
przydziały (...) mają być za darmo” - przyzna po latach Kaczyński w książce
„Porozumienie przeciw monowładzy”. Kiedy okaże się, że za obiekty trzeba
zapłacić - choć tylko ułamek ich wartości rynkowej - jego ludzie obmyślają
inżynierię finansową i uruchamiają koneksje. Powstaje Fundacja Prasowa
Solidarność, która bierze budynki w dzierżawę. A do gmachu w Alejach Jerozolimskich
wprowadza się państwowy bank BPH kierowany przez związanego z PZPR Janusza Quandta - prywatnie zaprzyjaźnionego z prominentnym politykiem PC
Maciejem Zalewskim. Bank płaci za 13 lat z góry. I właśnie dzięki tym
pieniądzom Fundacja może nabyć budynki. Oczywiście bez przetargu i za grosze.
Pomaga w tym tzw. lex
Glapiński, ustawa przygotowana przez Adama
Glapińskiego, współzałożyciela PC i ówczesnego ministra, który dziś kieruje
Narodowym Bankiem Polskim.
Gdy Porozumienie Centrum
idzie na dno, Fundacja przepoczwarza się w czapę dla sieci spółek, które
przejmują jej majątek. Tak powstaje Srebrna, dzisiejszy właściciel budynków
przy Al. Jerozolimskich i
Srebrnej (w tym drugim biurowcu siedzibę mają dziś m.in. europosłowie Prawa i
Sprawiedliwości; za wynajem lokalu płaci europarlament). W chudych latach
firma staje się przechowalnią dla bezrobotnych działaczy i ich rodzin. Po
katastrofie w Smoleńsku Fundacja Prasowa - wciąż niezmiennie kontrolowana
przez szefa PiS - przeistacza się w Instytut Lecha Kaczyńskiego.
W praktyce jednak niewiele się zmienia. Należąca do Fundacji, a potem
Instytutu spółka Srebrna cały czas zarabia na biurowcach. I cały czas świadczy
przysługi prezesowi PiS. Kilka lat temu „Newsweek” ujawnił, że Srebrna wynajęła
dwa domy sąsiadujące z żoliborską posesją Kaczyńskiego. W jednym z nich mieści
się dziś prywatna izba pamięci nieżyjącego prezydenta.
Tymczasem o działkę przy Srebrnej zaczynają się upominać dzieci dawnego
współwłaściciela, który po wojnie padł ofiarą dekretu Bieruta.
- Nasz ojciec miał fabrykę papy na Twardej i kupił od zakładu Bormann i
Szwede teren przy Srebrnej - mówi jeden ze spadkobierców, prosząc o
anonimowość. - Walczymy o tę działkę od 15 lat. W resorcie infrastruktury i
sądach, na razie, niestety, bez skutku.
- Czy ktoś ze spółki Srebrna kontaktował się z państwem. Może proponowano spłatę kawałka działki, do której
mają państwo roszczenia?
- Nie, cisza. Szkoda, bo politycy PiS deklarują się jako obrońcy pokrzywdzonych
obywateli. A przecież my jesteśmy prawowitymi spadkobiercami, nie kupiliśmy od
nikogo roszczeń. Nasze nazwiska można znaleźć w sądzie. Zresztą nie chodzi tu o
żadne wielkie pieniądze, nasz udział w tej działce jest bardzo mały.
Zapytaliśmy spółkę Srebrna, czy w związku z zamiarem budowy wieżowca
jej władze rozważają spłatę spadkobierców współwłaściciela terenu, na którym
planowana jest inwestycja. Nie dostaliśmy odpowiedzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz