czwartek, 29 czerwca 2017

Nowa, lepsza przeszłość



Jarosław Kaczyński dla swojego nowego państwa buduje nową historię Polski, niszcząc historyków, muzea i naukowe instytucje, które zamiast tworzeniem partyjnej propagandy chcą się zajmować badaniem przeszłości

Kto rządzi historią, w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniej­szością, w tego rękach jest przeszłość” - to po­chodzące z powieści „1984” ostrzeże­nie George’a Orwella przed polityką historyczną autorytaryzmów Jarosław Kaczyński wziął sobie do serca jako po­zytywną wskazówkę. Pragnie rządzić hi­storią, by umocnić rządy swej partii.

NASZ CZERWIEC LEPSZY
Miesięcznice smoleńskie - osła­niane przez policję i finansowane Z budżetu - odbywają się na ulicach, w urzędach państwowych, w jednost­kach wojskowych, a nawet spółkach skarbu państwa rządzonych przez bene­ficjentów religii smoleńskiej.
   Smoleński mit ma mobilizować zwo­lenników PiS przeciw Platformie, nisz­czyć legitymizację III RP, ale przede wszystkim usunąć ze zbiorowej świa­domości oczywistą wiedzę o faktycznej przyczynie tamtej katastrofy, jaką była próba lądowania na lotnisku w Smoleń­sku mimo fatalnych warunków atmo­sferycznych, wyłącznie po to, by Lech Kaczyński mógł tam rozpocząć swą kam­panię wyborczą.
   Jednak front rozpoczętej przez pra­wicę przebudowy pamięci historycznej Polaków jest o wiele szerszy. 4 czerwca nie jest dla władzy godną upamiętnie­nia rocznicą odzyskania niepodległości w 1989 roku. Dzień wyborczego zwycię­stwa Solidarności jest bagatelizowany w przemówieniach Kaczyńskiego i Ma­cierewicza, w propagandzie PiS-owskich mediów, a nawet w deklaracjach no­wego szefa IPN Jarosława Szarka, któ­ry stwierdził, że „Instytut nie zamierza upamiętniać tej rocznicy częściowo wol­nych wyborów”. Władza chce piarowsko przykryć tamtą rocznicę pamięcią inne­go 4 czerwca - nocy teczek z 1992 roku, kiedy to Sejm odwołał rząd Jana Olszew­skiego, który wraz z Antonim Macierewi­czem próbował posłużyć się materiałami SB do szantażowania polityków, ten al­ternatywny 4 czerwca jest w nowej po­etyce historycznej bardziej godnym upamiętnienia etapem walki o prawdzi­wą niepodległość, która w mitologii par­tii Kaczyńskiego rozpoczyna się dopiero po opanowaniu przez nią państwa.
   Jednocześnie Kaczyński i Macie­rewicz wygłaszają „pogadanki histo­ryczne” skierowane przeciw Lechowi Wałęsie, którego w najnowszej historii Polski jako budowniczego niepodległo­ści mają zastąpić oni sami oraz Lech Ka­czyński. Jarosław Kaczyński na uczelni Tadeusza Rydzyka mówił o sobie i swym politycznym otoczeniu jako o „małej grupie, która po roku 1989 walczyła na rzecz polskiej suwerenności i w obronie polskiej tożsamości”, dlatego „można ją porównać z żołnierzami wyklętymi, bo byli kontynuatorami ich walki”.

   Zatrzymanie Władysława Frasyniuka w czasie smoleńskiej kontrmanifestacji i postawienie mu zarzutu „naruszenia nietykalności fizycznej funkcjonariu­sza” staje się zamknięciem kręgu, na po­czątku którego trzy dekady temu mentor Zbigniewa Ziobry, sędzia Andrzej Kryże, skazywał działaczy Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela na kary więzienia za „pobicie funkcjonariuszy”, a ulubio­ny jurysta Jarosława Kaczyńskiego Sta­nisław Piotrowicz przygotowywał akty oskarżenia przeciw działaczom Solidar­ności i kolporterom bibuły.

LEŻAŁO ODŁOGIEM
Profesor Andrzej Paczkowski, jeden z najwybitniejszych badaczy stanu wojennego, nie ma złudzeń, że polityka historyczna rządzącej pra­wicy służy doraźnej walce o władzę. Jego zdaniem „zastępowanie 4 czerwca
1989 r. przez noc teczek, podobnie jak wypychanie Wałęsy z historii Solidar­ności jest sposobem delegitymizowania III RP, polityką spalonej ziemi, na któ­rej wszystko będzie można zbudować od nowa”. Zauważa, że „działaniami Ka­czyńskiego i PiS w polityce bieżącej rzą­dzi logika walki, a nie logika negocjacji, dlatego ta sama logika rządzi ich wizją historii; stąd popularność żołnierzy wy­klętych. niechęć do Okrągłego Stołu czy wyborów 4 czerwca, które były zwycię­stwem wynegocjowanym”.
   Jednak odwoływanie się wyłącznie do tradycji walki, przegranych powstań czy tragicznych w skutkach konfedera­cji (rok 2018 będzie z inicjatywy posłów PiS rokiem konfederacji barskiej, która bezpośrednio zaowocowała pierwszym rozbiorem Polski) ma swoje konsekwen­cje. - Większość z nich była przegrana - zauważa z goryczą Paczkowski - za­tem ich upamiętnianiu musi towarzy­szyć zachwyt moralnym zwycięstwem przy przegranej materialnej, militarnej, nieraz połączonej z tragicznymi koszta­mi dla kraju i ludności cywilnej.
   Tę ocenę potwierdza prof. Paweł Machcewicz, który w takim ustawie­niu priorytetów polityki historycznej PiS widzi jedną z przyczyn zniszczenia stworzonego przez jego zespół Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. - Gdy posłowie PiS przeprowadzali sąd nad na­szym muzeum - wspomina Machcewicz - Joanna Lichocka zaatakowała mnie za pacyfizm i nadmierne eksponowanie cy­wilnych ofiar wojny. Nazwała to przy­jęciem perspektywy cywilnej, którą nie wiedzieć czemu uznała za perspektywę niemiecką.
   Zespołowi Machcewicza zarzucano, że nie wydobył roli wojny jako „okazji do wychowania młodych Polaków, na­uczenia ich pomysłowości i heroizmu „ - Niestety, len sposób widzenia wojny kojarzy mi się wyłącznie z nazistowski­mi koncepcjami wychowania młodzieży - mówi były dyrektor Muzeum II Wojny Światowej.
   Przypomina, że stworzone z inspiracji Lecha Kaczyńskiego Muzeum Powsta­nia Warszawskiego przetrwało bez prob­lemów za czasów rządów PO. - Wraz ze swoim kierownictwem bardziej skłon­nym do gloryfikowania tradycji powstań­czej. Tymczasem pod władzą Jarosława Kaczyńskiego żaden pluralizm w bada­niu i prezentowaniu historii nie jest moż­liwy - mówi Machcewicz. Dowodzi tego nie tylko los Muzeum II Wojny Świato­wej, gdzie zatrudniani są dzisiaj kolejni asystenci posłów PiS - Jarosława Sellina i Andrzeja Jaworskiego, ale także upar­tyjnienie Instytutu Pamięci Narodowej.
   Sympatyzujący z prawicą prof. Anto­ni Dudek mówi, że „politycy zawsze pró­bowali wpływać na działalność IPN”. Ale ponieważ władze Instytutu były wy­bierane nie tylko przez nich, lecz także przez środowisko historyków, udało się obronić pluralizm i swobodę prowadze­nia badań. - Po przejęciu przez PiS władzy w IPN pluralizm się skończył - mówi Dudek. Ludzie sympatyzujący z tą par­tią objęli wszystkie miejsca w Kolegium IPN, dokonano czystki na stanowiskach kierowniczych i wyrzucono łudzi naj­bardziej niewygodnych, bo prowadzili badania nad Jedwabnem czy pogromem kieleckim.
   Dudek uważa, że Jarosław Kaczyński wszedł na pole opuszczone wcześniej przez elity III RP. Jego zdaniem „w la­tach 90. bano się historii najnowszej, wi­dziano w niej potencjał konfliktu”.
   Jan Skórzyński, historyk i publicysta, autor jednej z najciekawszych biogra­fii Lecha Wałęsy, też uważa, że błędem założycieli III RP było nieustanowienie 4 czerwca jako święta odzyskania nie­podległości. Jednak z zarzutem uciecz­ki elit III RP przed historią nie zgadza się profesor Andrzej Friszke, autor naj­ważniejszych monografii poświęconych różnym formom oporu społecznego w PRL. Przypomina, że w latach 90. żar­liwe dyskusje na temat PRL, opozycji demokratycznej i Solidarności toczy­ły się na łamach „Tygodnika Powszech­nego”, „Gazety Wyborczej” czy „Więzi”. Rozwijało się też archiwum historyczne KARTY. A to, że historią nadmiernie nie zajmowało się państwo, Friszke uważa raczej za zaletę, szczególnie w kontekście tego, co robi PiS. Jego zdaniem błędem było jednak nieoddanie sprawiedliwości kombatantom opozycji demokratycz­nej i NSZZ Solidarność. - Liderzy opozy­cji czy związku - mówi Friszke - którzy w nowej Polsce poszli w wielką politykę, bali się kombatanctwa, chcieli uniknąć patologii legionistów Piłsudskiego czy działaczy ZBOWiD.
   Przy okazji zapomniano o szerego­wych działaczach związkowych, dru­karzach, kolporterach, uczestnikach strajków, którzy zapłacili za opór i nie doczekali się ani symbolicznego uzna­nia, ani materialnego zadośćuczynienia.

KOMBATANCI WE WŁASNEJ WYOBRAŹNI
Dlaczego najbardziej radykalną wersję historii jako walki przyjęło akurat środowisko Jarosława Kaczyńskiego? Jest w nim podobna jak w każdym innym postsolidarnościowym obozie politycznym proporcja ludzi ak­tywnych kiedyś w opozycji i tych, którzy w PRL siedzieli cicho. Można nawet rzec, że Kaczyński szczególnie chętnie otacza się klasycznymi oportunistami.
   Jak mówi Andrzej Friszke: - Ludzie, którzy obawiali się realnych zaangażo­wań politycznych, chętnie zaakceptu­ją taką wersję historii, w której PSL, PPS, Mikołajczyk, pierwsza Solidarność, a na­wet polskie państwo podziemne, którego przywódcy wzywali po wojnie do zakoń­czenia walki zbrojnej - wszyscy oni byli zbyt „miękcy”, skompromitowani przez kontakty z władzą. Symboliczne poparcie dla najbardziej radykalnego oporu zwal­nia oportunistów z poczucia winy za to, że na żaden akt sprzeciwu się nie zdobyli.
   Friszke zwraca też uwagę na inny ele­ment PiS-owskiej polityki historycz­nej, a mianowicie wymazywanie liderów i wszelkich elit: AK-owskich, opozycyj­nych czy solidarnościowych. - Ofiarą padł nie tylko Wałęsa. Nie pamięta się też o Grocie-Roweckim, nie wspomina o Niepokólczyckim czy Fieldorfie, nie mówiąc już o Mikołajczyku - zauważa historyk.
   Liderzy i członkowie elit idą na śmiet­nik historii. Liczy się tylko „prosty żoł­nierz" albo „szary człowiek”. Na tle tej anonimowej masy własne miejsce w hi­storii zachowają tylko bracia Kaczyńscy.
I ewentualnie Antoni Macierewicz. Cała reszta „elit” uwikłana jest w agenturalność albo w „spisek z Magdalenki”.
   Jak jednak przypomina Andrzej Pacz­kowski: „Tylko dwóch ludzi z solidar­nościowej reprezentacji przy Okrągłym Stole uczestniczyło we wszystkich spot­kaniach w Magdalence, a byli to Tadeusz Mazowiecki i Lech Kaczyński”.

ZŁA HISTORIA MATKĄ ZŁEJ POLITYKI
Historyczne kłamstwo podporząd­kowane interesowi rządzącej partii to „fałszywa historia jako mistrzyni złej polityki”, przed którą ostrzegał Polaków twórca krakowskiej szkoły historycz­nej Józef Szujski. Na tej fałszywej histo­rii, gdzie bycie żołnierzem wyklętym czy walka w skazanym na klęskę powstaniu są jedynym i największym powodem do chwały, niezależnie od kosztów - ludzkie­go życia, zdruzgotanego kraju - wycho­wane zostanie pokolenie naszych dzieci.
   Ukształtowanym przez politykę histo­ryczną prawicy kibolom Legii rzucanie butelkami po piwie w kierunku trybu­ny, gdzie siedzi platformerski prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, może się wy­dawać tym samym co rzucanie butelka­mi z benzyną w niemieckie tygrysy. Nie wiedzą, że za prawdziwy opór płaci się prawdziwą cenę. Nie powiedzą im tego „żołnierze wyklęci” w rodzaju Piotrowi­cza czy Ziobry. Dziś żyją w historycznym kłamstwie stosunkowo wygodnie i bez ryzyka, dopóki jakaś realna historyczna tragedia nie sprawi, że w tym kłamstwie zginą.
Cezary Michalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz