Jarosław Kaczyński
dla swojego nowego państwa buduje nową historię Polski, niszcząc historyków,
muzea i naukowe instytucje, które zamiast tworzeniem partyjnej propagandy chcą
się zajmować badaniem przeszłości
Kto rządzi
historią, w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniejszością, w tego
rękach jest przeszłość” - to pochodzące z powieści „1984” ostrzeżenie George’a Orwella przed polityką historyczną autorytaryzmów Jarosław
Kaczyński wziął sobie do serca jako pozytywną wskazówkę. Pragnie rządzić historią,
by umocnić rządy swej partii.
NASZ CZERWIEC LEPSZY
Miesięcznice smoleńskie - osłaniane przez policję i
finansowane Z budżetu - odbywają się na
ulicach, w urzędach państwowych, w jednostkach wojskowych, a nawet spółkach
skarbu państwa rządzonych przez beneficjentów religii smoleńskiej.
Smoleński mit ma mobilizować zwolenników PiS przeciw Platformie, niszczyć
legitymizację III RP, ale przede wszystkim usunąć ze zbiorowej świadomości
oczywistą wiedzę o faktycznej przyczynie tamtej katastrofy, jaką była próba
lądowania na lotnisku w Smoleńsku mimo fatalnych warunków atmosferycznych,
wyłącznie po to, by Lech Kaczyński mógł tam rozpocząć swą kampanię wyborczą.
Jednak front rozpoczętej przez prawicę przebudowy pamięci historycznej
Polaków jest o wiele szerszy. 4 czerwca nie jest dla władzy godną upamiętnienia
rocznicą odzyskania niepodległości w 1989 roku. Dzień wyborczego zwycięstwa
Solidarności jest bagatelizowany w przemówieniach Kaczyńskiego i Macierewicza,
w propagandzie PiS-owskich mediów, a nawet w deklaracjach nowego szefa IPN
Jarosława Szarka, który stwierdził, że „Instytut nie zamierza upamiętniać tej
rocznicy częściowo wolnych wyborów”. Władza chce piarowsko przykryć tamtą
rocznicę pamięcią innego 4 czerwca - nocy teczek z 1992 roku, kiedy to Sejm
odwołał rząd Jana Olszewskiego, który wraz z Antonim Macierewiczem próbował
posłużyć się materiałami SB do szantażowania polityków, ten alternatywny 4
czerwca jest w nowej poetyce historycznej bardziej godnym upamiętnienia etapem
walki o prawdziwą niepodległość, która w mitologii partii Kaczyńskiego
rozpoczyna się dopiero po opanowaniu przez nią państwa.
Jednocześnie Kaczyński i Macierewicz wygłaszają „pogadanki historyczne”
skierowane przeciw Lechowi Wałęsie, którego w najnowszej historii Polski jako
budowniczego niepodległości mają zastąpić oni sami oraz Lech Kaczyński.
Jarosław Kaczyński na uczelni Tadeusza Rydzyka mówił o sobie i swym politycznym
otoczeniu jako o „małej grupie, która po roku 1989 walczyła na rzecz polskiej
suwerenności i w obronie polskiej tożsamości”, dlatego „można ją porównać z
żołnierzami wyklętymi, bo byli kontynuatorami ich walki”.
Zatrzymanie Władysława Frasyniuka w czasie smoleńskiej kontrmanifestacji
i postawienie mu zarzutu „naruszenia nietykalności fizycznej funkcjonariusza”
staje się zamknięciem kręgu, na początku którego trzy dekady temu mentor
Zbigniewa Ziobry, sędzia Andrzej Kryże, skazywał działaczy Ruchu Obrony Praw
Człowieka i Obywatela na kary więzienia za „pobicie funkcjonariuszy”, a ulubiony
jurysta Jarosława Kaczyńskiego Stanisław Piotrowicz przygotowywał akty
oskarżenia przeciw działaczom Solidarności i kolporterom bibuły.
LEŻAŁO ODŁOGIEM
Profesor Andrzej Paczkowski, jeden z najwybitniejszych
badaczy stanu wojennego, nie ma złudzeń, że
polityka historyczna rządzącej prawicy służy doraźnej walce o władzę. Jego
zdaniem „zastępowanie 4 czerwca
1989 r. przez noc teczek, podobnie
jak wypychanie Wałęsy z historii Solidarności jest sposobem delegitymizowania
III RP, polityką spalonej ziemi, na której wszystko będzie można zbudować od
nowa”. Zauważa, że „działaniami Kaczyńskiego i PiS w polityce bieżącej rządzi
logika walki, a nie logika negocjacji, dlatego ta sama logika rządzi ich wizją
historii; stąd popularność żołnierzy wyklętych. niechęć do Okrągłego Stołu czy
wyborów 4 czerwca, które były zwycięstwem wynegocjowanym”.
Jednak odwoływanie się wyłącznie do tradycji walki, przegranych powstań
czy tragicznych w skutkach konfederacji (rok 2018 będzie z inicjatywy posłów
PiS rokiem konfederacji barskiej, która bezpośrednio zaowocowała pierwszym
rozbiorem Polski) ma swoje konsekwencje. - Większość z nich była przegrana
- zauważa z goryczą Paczkowski - zatem ich
upamiętnianiu musi towarzyszyć zachwyt moralnym zwycięstwem przy przegranej
materialnej, militarnej, nieraz połączonej z tragicznymi kosztami dla kraju i
ludności cywilnej.
Tę ocenę potwierdza prof. Paweł Machcewicz, który w takim
ustawieniu priorytetów polityki historycznej PiS widzi jedną z przyczyn
zniszczenia stworzonego przez jego zespół Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
- Gdy posłowie PiS przeprowadzali sąd nad naszym muzeum - wspomina Machcewicz
- Joanna Lichocka zaatakowała mnie za pacyfizm i
nadmierne eksponowanie cywilnych ofiar wojny. Nazwała to przyjęciem
perspektywy cywilnej, którą nie wiedzieć czemu uznała za perspektywę niemiecką.
Zespołowi Machcewicza zarzucano, że nie wydobył roli wojny jako „okazji
do wychowania młodych Polaków, nauczenia ich pomysłowości i heroizmu „ - Niestety, len sposób widzenia wojny kojarzy mi się
wyłącznie z nazistowskimi koncepcjami wychowania młodzieży - mówi były dyrektor Muzeum II Wojny Światowej.
Przypomina, że stworzone z inspiracji Lecha Kaczyńskiego Muzeum Powstania
Warszawskiego przetrwało bez problemów za czasów rządów PO. - Wraz ze swoim
kierownictwem bardziej skłonnym do gloryfikowania tradycji powstańczej.
Tymczasem pod władzą Jarosława Kaczyńskiego żaden pluralizm w badaniu i
prezentowaniu historii nie jest możliwy - mówi Machcewicz. Dowodzi tego nie
tylko los Muzeum II Wojny Światowej, gdzie zatrudniani są dzisiaj kolejni
asystenci posłów PiS - Jarosława Sellina i Andrzeja Jaworskiego, ale także upartyjnienie
Instytutu Pamięci Narodowej.
Sympatyzujący z prawicą prof. Antoni Dudek mówi, że „politycy
zawsze próbowali wpływać na działalność IPN”. Ale ponieważ władze Instytutu
były wybierane nie tylko przez nich, lecz także przez środowisko historyków,
udało się obronić pluralizm i swobodę prowadzenia badań. - Po przejęciu przez
PiS władzy w IPN pluralizm się skończył - mówi Dudek. Ludzie sympatyzujący z tą
partią objęli wszystkie miejsca w Kolegium IPN, dokonano czystki na
stanowiskach kierowniczych i wyrzucono łudzi najbardziej niewygodnych, bo
prowadzili badania nad Jedwabnem czy pogromem kieleckim.
Dudek uważa, że Jarosław Kaczyński wszedł na pole opuszczone wcześniej
przez elity III RP.
Jego zdaniem „w latach 90. bano się historii
najnowszej, widziano w niej potencjał konfliktu”.
Jan Skórzyński, historyk i publicysta, autor jednej z najciekawszych
biografii Lecha Wałęsy, też uważa, że błędem założycieli III RP było
nieustanowienie 4 czerwca jako święta odzyskania niepodległości. Jednak z
zarzutem ucieczki elit III RP przed historią nie zgadza się profesor Andrzej
Friszke, autor najważniejszych monografii poświęconych różnym formom oporu
społecznego w PRL. Przypomina, że w latach 90. żarliwe dyskusje na temat PRL,
opozycji demokratycznej i Solidarności toczyły się na łamach „Tygodnika
Powszechnego”, „Gazety Wyborczej” czy „Więzi”. Rozwijało się też archiwum
historyczne KARTY. A to, że historią nadmiernie nie zajmowało się państwo,
Friszke uważa raczej za zaletę, szczególnie w kontekście tego, co robi PiS.
Jego zdaniem błędem było jednak nieoddanie sprawiedliwości kombatantom opozycji
demokratycznej i NSZZ Solidarność. - Liderzy opozycji czy związku - mówi
Friszke - którzy w nowej Polsce poszli w wielką politykę, bali się
kombatanctwa, chcieli uniknąć patologii legionistów Piłsudskiego czy działaczy
ZBOWiD.
Przy okazji zapomniano o szeregowych działaczach związkowych, drukarzach,
kolporterach, uczestnikach strajków, którzy zapłacili za opór i nie doczekali
się ani symbolicznego uznania, ani materialnego zadośćuczynienia.
KOMBATANCI WE WŁASNEJ
WYOBRAŹNI
Dlaczego najbardziej radykalną wersję historii jako walki
przyjęło akurat środowisko Jarosława Kaczyńskiego? Jest w nim podobna jak w
każdym innym postsolidarnościowym obozie politycznym proporcja ludzi aktywnych
kiedyś w opozycji i tych, którzy w PRL siedzieli cicho. Można nawet rzec, że
Kaczyński szczególnie chętnie otacza się klasycznymi oportunistami.
Jak mówi Andrzej Friszke: - Ludzie, którzy obawiali się realnych
zaangażowań politycznych, chętnie zaakceptują taką wersję historii, w której
PSL, PPS, Mikołajczyk, pierwsza Solidarność, a nawet polskie państwo
podziemne, którego przywódcy wzywali po wojnie do zakończenia walki zbrojnej -
wszyscy oni byli zbyt „miękcy”, skompromitowani przez kontakty z władzą.
Symboliczne poparcie dla najbardziej radykalnego oporu zwalnia oportunistów z
poczucia winy za to, że na żaden akt sprzeciwu się nie zdobyli.
Friszke zwraca też uwagę na inny element PiS-owskiej polityki historycznej,
a mianowicie wymazywanie liderów i wszelkich elit: AK-owskich, opozycyjnych
czy solidarnościowych. - Ofiarą padł nie tylko Wałęsa. Nie pamięta się też
o Grocie-Roweckim, nie wspomina o Niepokólczyckim czy
Fieldorfie, nie mówiąc już o Mikołajczyku - zauważa historyk.
Liderzy i członkowie elit idą na śmietnik historii. Liczy się tylko
„prosty żołnierz" albo „szary człowiek”. Na tle tej anonimowej masy
własne miejsce w historii zachowają tylko bracia Kaczyńscy.
I ewentualnie Antoni Macierewicz.
Cała reszta „elit” uwikłana jest w agenturalność albo w „spisek z Magdalenki”.
Jak jednak przypomina Andrzej Paczkowski: „Tylko dwóch ludzi z solidarnościowej
reprezentacji przy Okrągłym Stole uczestniczyło we wszystkich spotkaniach w
Magdalence, a byli to Tadeusz Mazowiecki i Lech Kaczyński”.
ZŁA HISTORIA MATKĄ
ZŁEJ POLITYKI
Historyczne kłamstwo podporządkowane interesowi rządzącej
partii to „fałszywa historia jako mistrzyni złej polityki”, przed którą
ostrzegał Polaków twórca krakowskiej szkoły historycznej Józef Szujski. Na tej
fałszywej historii, gdzie bycie żołnierzem wyklętym czy walka w skazanym na
klęskę powstaniu są jedynym i największym powodem do chwały, niezależnie od
kosztów - ludzkiego życia, zdruzgotanego kraju - wychowane zostanie pokolenie
naszych dzieci.
Ukształtowanym przez politykę historyczną prawicy kibolom Legii
rzucanie butelkami po piwie w kierunku trybuny, gdzie siedzi platformerski
prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, może się wydawać tym samym co rzucanie
butelkami z benzyną w niemieckie tygrysy. Nie wiedzą, że za prawdziwy opór
płaci się prawdziwą cenę. Nie powiedzą im tego „żołnierze wyklęci” w rodzaju
Piotrowicza czy Ziobry. Dziś żyją w historycznym kłamstwie stosunkowo wygodnie
i bez ryzyka, dopóki jakaś realna historyczna tragedia nie sprawi, że w tym
kłamstwie zginą.
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz