Raz w miesiącu czas
się w Polsce zatrzymuje, Prezydent rezygnuje z meczu reprezentacji, szefowa
rządu odkłada obowiązki. Zjeżdżają się ministrowie i zlatują eurodeputowani.
Prezes wszystko obserwuje z drugiego rzędu, zza prowadzących go pań
Michał Krzymowski
Rytm
miesięcznicy wyznaczają msze. Ta poranna - odprawiana w kościele seminaryjnym,
tuż obok pałac u prezydenckiego - zaczyna się o ósmej. W porównaniu z
wieczornym nabożeństwem jest skromniejsza i bardziej kameralna.
- Sąsiedztwo pałacu zostało wybrane z rozmysłem. Jarek mówi, że modlimy
się w miejscu, z którego prezydent wyruszał w swoją ostatnią podróż. (Idy
zaczynaliśmy obchodzić miesięcznice, powtarzał, że to dla niego bardzo
osobista chwila. Domagał się, by w tym nabożeństwie uczestniczyli głównie ci,
którzy znali Leszka i Marylkę. Z czasem to się zmieniło. Teraz, gdy jesteśmy
przy władzy, chce, żeby przychodziło jak najwięcej ludzi - opowiada
współpracownik szefa PiS.
Inny dodaje: - Obecność podczas
tej mszy jest polityczną deklaracją. Dla wielu osób to także okazja, by się
pokazać, przypomnieć prezesowi o swoim istnieniu.
JADZIA RECYTUJE DLA PREZESA
Ruch w kościele zaczyna się jeszcze przed
ósmą. Na plebanię schodzą się politycy - witają się z księżmi, przygotowują
do mszy. Najwcześniej pojawia się poseł Maciej
Małecki, minister w Kancelarii Premiera odpowiedzialny za nadzór nad spółkami
skarbu państwa, który jak co miesiąc będzie służyć do mszy. Przebiera się w
komżę, odmawia modlitwę i upewnia się, że nic brakuje lektorów do odczytania
lekcji, wykonania psalmu i wezwania wiernych do modlitwy. Sprawdzenie
obecności jest formalnością, bo chętnych do wystąpienia nigdy nie brakuje.
Podział ról podczas mszy od kilku lat jest niezmienny. Czytanie mszalne
należy do europosła Karola Karskiego, który podobnie jak minister Małecki
przed nabożeństwem idzie na plebanię i sprawdza, który fragment Pisma Świętego
będzie odczytywać. Czasem ćwiczy go na głos.
Psalm zawsze wykonuje nowosądecka posłanka Anna Paluch, była działaczka
Porozumienia Centrum, absolwentka szkoły muzycznej i dyrygent chórów a
cappella.
Najwięcej osób zgłasza się do modlitwy wiernych. Zdarza się, że
wezwanie z ambony odczytują najważniejsze osoby w państwie: marszałek Senatu
Stanisław Karczewski, minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak,
wicemarszałek Sejmu (i numer dwa w PiS) Joachim Brudziński. Czasem -
deputowany Ryszard Czarnecki, posłowie Jolanta Szczypińska, Marek Suski.
Obowiązkowym punktem tej części mszy jest występ Jadwigi Wiśniewskiej.
Choć eurodeputowana wchodzi na ambonę z małą karteczką, to zawsze recytuje
swoją kwestię z pamięci i z przejęciem: „Módlmy się za duszę śp. Jadwigi Kuczyńskiej,
kobiety o wielkim sercu i szlachetnej duszy, matki, która wychowała swych
synów w umiłowaniu Boga i ojczyzny. Niech dobry Bóg wynagrodzi jej laską
oglądania swojego oblicza każdą chwilę dobrze przeżytego życia, trudu i cierpienia.
Niech wiara w zmartwychwstanie będzie nadzieją dla dotkniętych smutkiem i
pustką po odejściu mamy i babci”.
Polityk PiS, uczestnik comiesięcznych mszy: Wiśniewska nie znała dobrze
pani Jadwigi, nic wiem nawet, czy kiedykolwiek dłużej z nią rozmawiała, ale
swoją kwestię recytuje z taką emfazą, jakby cały czas była pogrążona w żałobie.
Jadzia jest bardzo emocjonalna. Pamiętam, że podczas pogrzebu mamy prezesa
zanosiła się od płaczu.
Inny: - Teatralna mina, głos, jakby miała się zaraz rozpłakać. Dla mnie
to przesada, jeden-dwa tony za wysoko. Jadzia robi to dla prezesa.
Poseł Marek Suski: - Ja tego tak nie odbieram. Jadwiga Wiśniewska z
wykształcenia jest polonistką i po prostu ma talent recytatorski.
PANIE GRAJĄ CIAŁEM
Jarosław Kaczyński słucha Wiśniewskiej w pierwszym rzędzie U jego boku siedzą premier Szydło
(jeśli jest na mszy) i minister Błaszczak. Dalej Brudziński. Karczewski i
marszałek Sejmu Kuchciński. W kolejnych rzędach mniej ważni ministrowie i
parlamentarzyści.
Po mszy prezes składa wieniec pod pałacem prezydenckim i z partyjną
delegacją jedzie na Powązki. Tam też wszystko odbywa się zgodnie z
comiesięcznym rytuałem - najpierw złożenie kwiatów przy pomniku smoleńskim, a
potem wspólne przejście i modlitwa przy kwaterze Jadwigi Kaczyńskiej, gdzie
znajduje się także symboliczny grób pary prezydenckiej.
Wieczorna msza - ta bardziej uroczysta - odbywa się na Starym Mieście,
w archikatedrze. Wezwanie do modlitwy odczytują między innymi znana z serialu
„Plebania” aktorka Katarzyna Łaniewska, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”
Tomasz Sakiewicz i poseł Andrzej Melak. Prezes siada przed ołtarzem po lewej
stronie. Choć zajmuje skromne miejsce w drugim rzędzie, to w jego ławce ciśnie
się pół rządu: premier Szydło, wicepremierowie Piotr Gliński i Mateusz
Morawiecki, minister obrony Antoni Macierewicz i tradycyjnie Mariusz
Błaszczak. Blisko Jarosława starają się być także jego kuzyn Jan Maria Tomaszewski,
prezes Orlenu Wojciech Jasiński i szef Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski.
Wieczorne msze należą do najważniejszych wydarzeń w życiu partii. Od
niedawna zaczął się na nich pojawiać nawet koordynator ds. służb specjalnych
Mariusz Kamiński, choć - jak twierdzą partyjni koledzy - jest ateistą. Dalej
siadają szef MSZ Witold Waszczykowski, minister sportu Witold Bańka, przewodniczący
klubu PiS Ryszard Terlecki i prezes TVP Jacek Kurski (raz przyszedł w towarzystwie
swojego zastępcy Macieja Staneckiego, oddelegowanego do Telewizji przez ruch
Kukiza).
Tłum wylewa się z kościoła przed dwudziestą. Zanim ruszy w kierunku
pałacu, musi uformować się czoło „demonstracji żałobnej”, jak o comiesięcznych
marszach mówi Jarosław Kaczyński. Na przedzie, całą szerokością ulicy, sunie
barier „Smoleńsk - Pamiętamy!”, zazwyczaj niesiony przez same kobiety. W górę
idą brzozowe krzyże, dłonie złożone w symbol zwycięstwa i transparenty: „Mord
katyński. Mord smoleński”; „Brońcie krzyża od Giewontu do Bałtyku”; „Jarosław. Jesteś wielki”; „KOD. Kaci
Ojczyzny Dogłębni”.
Kaczyński ustawia się w drugim szeregu, zaraz za kobietami z banerem.
Zanim ruszy, towarzyszące mu posłanki stoczą dyskretną walkę o pozycję. - Niby
wszystko odbywa się grzecznie i z uśmiechem, ale to klasyczna gra ciałem. Kto
będzie pierwszy, kto się lepiej przepchnie, ten znajdzie się bliżej szefa -
opowiada polityk PiS. Człowiek zbliżony do Nowogrodzkiej dodaje: - Nasze panie
taki obrały sposób na funkcjonowanie w polityce. Zorientowały się, że fizyczna
obecność w pobliżu prezesa idzie w parze z budowaniem
pozycji politycznej.
Wśród walczących pań są: eurodeputowana Anna Fotyga, rzeczniczka partii
Beata Mazurek, posłanki Anna Krupka, Izabela Kloc i doradca zarządu TVP Małgorzata Raczyńska. Jeśli w marszu idzie Beata Szydło,
to miejsce przy prezesie jest zarezerwowane dla niej.
Współpracownik Kaczyńskiego, z przekąsem: - Jestem pełen podziwu dla
Beaty. Nie przepuści żadnej okazji, żeby znaleźć się w pobliżu Jarosława. Pojawia
się na prawie każdej miesięcznicy, do tego 18. każdego miesiąca, w rocznicę pochówku,
jeździ na Wawel. Jak ona znajduje na to czas? Przecież jest premierem!
MECZ? PREZYDENTOWI NIE WYPADA
Jeśli Beaty Szydło jednak
nie ma, to prezesa z obu stron obstawiają Fotyga i Krupka. Mężczyźni - ministrowie i parlamentarzyści - idą dopiero
w trzecim rzędzie, przemieszani z prywatną ochroną prezesa. - Podczas
miesięcznic pojawia się około dziesięciu
funkcjonariuszy obstawy. Gdy byliśmy w opozycji, pochód dodatkowo ochraniali
ludzie Macieja Wąsika [obecnie ministra w Kancelarii Premiera - red.]. Dziś
zajmuje się tym policja, której z czoła marszu dogląda szef MSZ Mariusz
Błaszczak - opowiada polityk PiS.
Na Krakowskim Przedmieściu scenografia już czeka: portret prezydenta na
sztaludze, wojskowa asysta, ułożony na chodniku krzyż ze zniczy i wieniec zostawiony
po porannej mszy. Obok mikrofon na statywie i podest obciągnięty czarnym,
żałobnym suknem - dzięki niemu Jarosław nie musi już wdrapywać się na prowizoryczną
drabinkę.
Gdy pochód dociera pod pałac prezydencki,
za barierkę wchodzi za prezesem tylko kilkanaście osób. Reszta musi zostać w
tłumie. Przemówienia prezesa z miesiąca na miesiąc stają się krótsze i brutalniejsze.
Kiedyś jeszcze wspominał ofiary katastrofy, dziś już tylko pokrzykuje do
wrogów i grozi im palcem w powietrzu. Padają oskarżenia o furię, nienawiść do
Polski, głupotę, agenturalność.
Gdy Kaczyński schodzi z podestu, czas na kolejny rytuał: stojący za
barierką współpracownicy prezesa intonują jego imię. Po chwili w rytm oklasków
skanduje już cały tłum. W pierwszym rzędzie tradycyjnie klaszczą same panie:
Fotyga, Krupka, Mazurek i związana z klubami „Gazety Polskiej” posłanka Anita
Czerwińska.
Miesięcznice odbywają się nic tylko przed pałacem prezydenckim, ale też
w środku. Dziesiątego każdego miesiąca Andrzej Duda składa kwiaty pod tablicą
upamiętniającą Lecha Kaczyńskiego, jego małżonkę i współpracowników, (idy
miesięcznica wypada w weekend i prezydent odpoczywa w Krakowie, robi to w jego
imieniu któryś z ministrów. Choć Duda nie pojawia się tego dnia na mszach, to
bardzo się pilnuje. Nie wszystkie wydarzenia mogą w miesięcznicę trafić do
jego kalendarza. Rozmówca z pałacu: - W poprzednią sobotę reprezentacja Polski
grała na Stadionie Narodowym. Andrzej chciał iść na mecz, bo akurat został w
Warszawie, ale był dziesiąty. Uznał, że mu nie wypada, i obejrzał mecz w
telewizji.
MAKS WPŁACA 40 TYSIĘCY
„Celem comiesięcznych marszów modlitewnych
jest zbudowanie dwóch pomników. I ten cel wydaje się bliższy niż kiedykolwiek.
Może uda się je odsłonić za rok, na ósmą rocznicę? Bardzo na to liczę” -
stwierdził Jarosław Kaczyński w marcowym wywiadzie dla portalu Onet.pl.
Oba pomniki - prezydenta i ofiar katastrofy - mają powstać z pieniędzy
prywatnych darczyńców. Zbiórkę od roku prowadzi komitet społeczny, na czele
którego stoi Jarosław Kaczyński. Pomnik Lecha początkowo miał stanąć przed
pałacem prezydenckim, ale komitet dwa miesiące temu znienacka ogłosił nową
lokalizację - kilkadziesiąt metrów dalej, za Hotelem Europejskim.
Komitet zebrał na razie ok. 1,5 min zł. Z naszych informacji wynika, że
na liście darczyńców widnieją nazwiska czołowych polityków i menedżerów z
państwowych spółek. Rekordzistą jest członek zarządu PKO BP i były poseł PiS
Maks Kraczkowski, który na samym początku akcji wpłacił 40 tys. zł. Większe
kwoty przelali także wicepremier Mateusz Morawiecki i zaprzyjaźniony z prezesem
PiS szef Orlenu Wojciech Jasiński.
- Na postawienie obu pomników potrzeba w sumie 3-4 min zł - mówi
„Newsweekowi” poseł Marek Suski, członek komitetu.
- Spółki skarbu państwa są szczodre?
- Nie. Zdecydowana większość środków pochodzi od osób fizycznych. Jest
trochę wpłat od firm, ale wyłącznie prywatnych. Państwowe nie dają pieniędzy.
- Może pan podać nazwiska dziesięciu najhojniejszych darczyńców?
- Pełne zestawienie będzie do wglądu na portalu MSWiA, ja nie chcę
nikogo wymieniać. Darowizny to osobista sprawa każdego wpłacającego.
…
Poseł PiS: - Miesięcznice nie skończą się wraz
z odpowiednim upamiętnieniem Lecha. Może będzie to się inaczej nazywać, może
zamiast chodzić pod pałac, będziemy składać kwiaty pod jego pomnikiem? Ale
msze na pewno będą się dalej odbywać. A jeśli Jarosław będzie się na nich
pojawiał, to za nim przyjdą pozostali. Karski, Suski, Błaszczak, Fotyga. Część
z nich od Smoleńska była na każdej z 86 miesięcznic. Dosłownie na każdej. Nagle
mieliby przestać chodzić? Nie wierzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz