poniedziałek, 26 czerwca 2017

Jarosław, jesteś wielki



Raz w miesiącu czas się w Polsce zatrzymuje, Prezydent rezygnuje z meczu reprezentacji, szefowa rządu odkłada obowiązki. Zjeżdżają się ministrowie i zlatują eurodeputowani. Prezes wszystko obserwuje z drugiego rzędu, zza prowadzących go pań

Michał Krzymowski

Rytm miesięcznicy wyzna­czają msze. Ta poranna - odprawiana w kościele seminaryjnym, tuż obok pałac u prezydenckiego - zaczyna się o ósmej. W porówna­niu z wieczornym nabożeństwem jest skromniejsza i bardziej kameralna.
   - Sąsiedztwo pałacu zostało wybrane z rozmysłem. Jarek mówi, że modlimy się w miejscu, z którego prezydent wyruszał w swoją ostatnią podróż. (Idy zaczynali­śmy obchodzić miesięcznice, powtarzał, że to dla niego bardzo osobista chwi­la. Domagał się, by w tym nabożeństwie uczestniczyli głównie ci, którzy znali Leszka i Marylkę. Z czasem to się zmie­niło. Teraz, gdy jesteśmy przy władzy, chce, żeby przychodziło jak najwięcej lu­dzi - opowiada współpracownik szefa PiS.
Inny dodaje: - Obecność podczas tej mszy jest polityczną deklaracją. Dla wielu osób to także okazja, by się pokazać, przy­pomnieć prezesowi o swoim istnieniu.

JADZIA RECYTUJE DLA PREZESA
Ruch w kościele zaczyna się jeszcze przed ósmą. Na plebanię schodzą się po­litycy - witają się z księżmi, przygoto­wują do mszy. Najwcześniej pojawia się poseł Maciej Małecki, minister w Kance­larii Premiera odpowiedzialny za nadzór nad spółkami skarbu państwa, który jak co miesiąc będzie służyć do mszy. Prze­biera się w komżę, odmawia modlitwę i upewnia się, że nic brakuje lektorów do odczytania lekcji, wykonania psal­mu i wezwania wiernych do modlitwy. Sprawdzenie obecności jest formalnoś­cią, bo chętnych do wystąpienia nigdy nie brakuje.
   Podział ról podczas mszy od kilku lat jest niezmienny. Czytanie mszalne nale­ży do europosła Karola Karskiego, który podobnie jak minister Małecki przed na­bożeństwem idzie na plebanię i sprawdza, który fragment Pisma Świętego będzie odczytywać. Czasem ćwiczy go na głos.
   Psalm zawsze wykonuje nowosąde­cka posłanka Anna Paluch, była działacz­ka Porozumienia Centrum, absolwentka szkoły muzycznej i dyrygent chórów a cappella.
   Najwięcej osób zgłasza się do modli­twy wiernych. Zdarza się, że wezwanie z ambony odczytują najważniejsze osoby w państwie: marszałek Senatu Stanisław Karczewski, minister spraw wewnętrz­nych Mariusz Błaszczak, wicemarszałek Sejmu (i numer dwa w PiS) Joachim Bru­dziński. Czasem - deputowany Ryszard Czarnecki, posłowie Jolanta Szczypiń­ska, Marek Suski.
   Obowiązkowym punktem tej części mszy jest występ Jadwigi Wiśniewskiej. Choć eurodeputowana wchodzi na am­bonę z małą karteczką, to zawsze recytu­je swoją kwestię z pamięci i z przejęciem: „Módlmy się za duszę śp. Jadwigi Ku­czyńskiej, kobiety o wielkim sercu i szla­chetnej duszy, matki, która wychowała swych synów w umiłowaniu Boga i ojczy­zny. Niech dobry Bóg wynagrodzi jej laską oglądania swojego oblicza każdą chwilę dobrze przeżytego życia, trudu i cierpie­nia. Niech wiara w zmartwychwstanie bę­dzie nadzieją dla dotkniętych smutkiem i pustką po odejściu mamy i babci”.
   Polityk PiS, uczestnik comiesięcznych mszy: Wiśniewska nie znała dobrze pani Jadwigi, nic wiem nawet, czy kiedy­kolwiek dłużej z nią rozmawiała, ale swoją kwestię recytuje z taką emfazą, jakby cały czas była pogrążona w żałobie. Ja­dzia jest bardzo emocjonalna. Pamiętam, że podczas pogrzebu mamy prezesa zano­siła się od płaczu.
   Inny: - Teatralna mina, głos, jakby mia­ła się zaraz rozpłakać. Dla mnie to przesa­da, jeden-dwa tony za wysoko. Jadzia robi to dla prezesa.
   Poseł Marek Suski: - Ja tego tak nie od­bieram. Jadwiga Wiśniewska z wykształ­cenia jest polonistką i po prostu ma talent recytatorski.

PANIE GRAJĄ CIAŁEM
Jarosław Kaczyński słucha Wiś­niewskiej w pierwszym rzędzie U jego boku siedzą premier Szydło (jeśli jest na mszy) i minister Błaszczak. Dalej Bru­dziński. Karczewski i marszałek Sejmu Kuchciński. W kolejnych rzędach mniej ważni ministrowie i parlamentarzyści.
   Po mszy prezes składa wieniec pod pa­łacem prezydenckim i z partyjną delega­cją jedzie na Powązki. Tam też wszystko odbywa się zgodnie z comiesięcznym rytuałem - najpierw złożenie kwiatów przy pomniku smoleńskim, a potem wspólne przejście i modlitwa przy kwa­terze Jadwigi Kaczyńskiej, gdzie znaj­duje się także symboliczny grób pary prezydenckiej.
   Wieczorna msza - ta bardziej uro­czysta - odbywa się na Starym Mieście, w archikatedrze. Wezwanie do mod­litwy odczytują między innymi znana z serialu „Plebania” aktorka Katarzyna Łaniewska, redaktor naczelny „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz i poseł An­drzej Melak. Prezes siada przed ołta­rzem po lewej stronie. Choć zajmuje skromne miejsce w drugim rzędzie, to w jego ławce ciśnie się pół rządu: premier Szydło, wicepremierowie Piotr Gliński i Mateusz Morawiecki, minister obrony Antoni Macierewicz i tradycyjnie Ma­riusz Błaszczak. Blisko Jarosława starają się być także jego kuzyn Jan Maria To­maszewski, prezes Orlenu Wojciech Ja­siński i szef Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski.
   Wieczorne msze należą do najważniej­szych wydarzeń w życiu partii. Od nie­dawna zaczął się na nich pojawiać nawet koordynator ds. służb specjalnych Ma­riusz Kamiński, choć - jak twierdzą par­tyjni koledzy - jest ateistą. Dalej siadają szef MSZ Witold Waszczykowski, mini­ster sportu Witold Bańka, przewodni­czący klubu PiS Ryszard Terlecki i prezes TVP Jacek Kurski (raz przyszedł w towa­rzystwie swojego zastępcy Macieja Staneckiego, oddelegowanego do Telewizji przez ruch Kukiza).
   Tłum wylewa się z kościoła przed dwu­dziestą. Zanim ruszy w kierunku pałacu, musi uformować się czoło „demonstra­cji żałobnej”, jak o comiesięcznych mar­szach mówi Jarosław Kaczyński. Na przedzie, całą szerokością ulicy, sunie ba­rier „Smoleńsk - Pamiętamy!”, zazwyczaj niesiony przez same kobiety. W górę idą brzozowe krzyże, dłonie złożone w sym­bol zwycięstwa i transparenty: „Mord katyński. Mord smoleński”; „Brońcie krzyża od Giewontu do Bałtyku”; „Jaro­sław. Jesteś wielki”; „KOD. Kaci Ojczyzny Dogłębni”.
   Kaczyński ustawia się w drugim sze­regu, zaraz za kobietami z banerem. Za­nim ruszy, towarzyszące mu posłanki stoczą dyskretną walkę o pozycję. - Niby wszystko odbywa się grzecznie i z uśmie­chem, ale to klasyczna gra ciałem. Kto bę­dzie pierwszy, kto się lepiej przepchnie, ten znajdzie się bliżej szefa - opowiada polityk PiS. Człowiek zbliżony do Nowo­grodzkiej dodaje: - Nasze panie taki obra­ły sposób na funkcjonowanie w polityce. Zorientowały się, że fizyczna obecność w pobliżu prezesa idzie w parze z budo­waniem pozycji politycznej.
   Wśród walczących pań są: eurodeputowana Anna Fotyga, rzeczniczka partii Beata Mazurek, posłanki Anna Krupka, Izabela Kloc i doradca zarządu TVP Mał­gorzata Raczyńska. Jeśli w marszu idzie Beata Szydło, to miejsce przy prezesie jest zarezerwowane dla niej.
   Współpracownik Kaczyńskiego, z przekąsem: - Jestem pełen podziwu dla Beaty. Nie przepuści żadnej okazji, żeby znaleźć się w pobliżu Jarosława. Poja­wia się na prawie każdej miesięcznicy, do tego 18. każdego miesiąca, w rocznicę po­chówku, jeździ na Wawel. Jak ona znaj­duje na to czas? Przecież jest premierem!

MECZ? PREZYDENTOWI NIE WYPADA
Jeśli Beaty Szydło jednak nie ma, to prezesa z obu stron obstawiają Fotyga i Krupka. Mężczyźni - ministrowie i parlamentarzyści - idą dopiero w trze­cim rzędzie, przemieszani z prywatną ochroną prezesa. - Podczas miesięcznic pojawia się około dziesięciu funkcjona­riuszy obstawy. Gdy byliśmy w opozycji, pochód dodatkowo ochraniali ludzie Ma­cieja Wąsika [obecnie ministra w Kance­larii Premiera - red.]. Dziś zajmuje się tym policja, której z czoła marszu doglą­da szef MSZ Mariusz Błaszczak - opo­wiada polityk PiS.
   Na Krakowskim Przedmieściu sceno­grafia już czeka: portret prezydenta na sztaludze, wojskowa asysta, ułożony na chodniku krzyż ze zniczy i wieniec zosta­wiony po porannej mszy. Obok mikrofon na statywie i podest obciągnięty czarnym, żałobnym suknem - dzięki niemu Jaro­sław nie musi już wdrapywać się na pro­wizoryczną drabinkę.
Gdy pochód dociera pod pałac prezy­dencki, za barierkę wchodzi za preze­sem tylko kilkanaście osób. Reszta musi zostać w tłumie. Przemówienia preze­sa z miesiąca na miesiąc stają się krótsze i brutalniejsze. Kiedyś jeszcze wspominał ofiary katastrofy, dziś już tylko pokrzyku­je do wrogów i grozi im palcem w powie­trzu. Padają oskarżenia o furię, nienawiść do Polski, głupotę, agenturalność.
   Gdy Kaczyński schodzi z podestu, czas na kolejny rytuał: stojący za barierką współpracownicy prezesa intonują jego imię. Po chwili w rytm oklasków skan­duje już cały tłum. W pierwszym rzędzie tradycyjnie klaszczą same panie: Foty­ga, Krupka, Mazurek i związana z klu­bami „Gazety Polskiej” posłanka Anita Czerwińska.
   Miesięcznice odbywają się nic tyl­ko przed pałacem prezydenckim, ale też w środku. Dziesiątego każdego miesią­ca Andrzej Duda składa kwiaty pod tabli­cą upamiętniającą Lecha Kaczyńskiego, jego małżonkę i współpracowników, (idy miesięcznica wypada w weekend i pre­zydent odpoczywa w Krakowie, robi to w jego imieniu któryś z ministrów. Choć Duda nie pojawia się tego dnia na mszach, to bardzo się pilnuje. Nie wszystkie wyda­rzenia mogą w miesięcznicę trafić do jego kalendarza. Rozmówca z pałacu: - W po­przednią sobotę reprezentacja Polski grała na Stadionie Narodowym. Andrzej chciał iść na mecz, bo akurat został w Warszawie, ale był dziesiąty. Uznał, że mu nie wypada, i obejrzał mecz w telewizji.

MAKS WPŁACA 40 TYSIĘCY
„Celem comiesięcznych marszów modlitewnych jest zbudowanie dwóch pomników. I ten cel wydaje się bliższy niż kiedykolwiek. Może uda się je odsło­nić za rok, na ósmą rocznicę? Bardzo na to liczę” - stwierdził Jarosław Kaczyń­ski w marcowym wywiadzie dla portalu Onet.pl.
   Oba pomniki - prezydenta i ofiar ka­tastrofy - mają powstać z pieniędzy pry­watnych darczyńców. Zbiórkę od roku prowadzi komitet społeczny, na cze­le którego stoi Jarosław Kaczyński. Po­mnik Lecha początkowo miał stanąć przed pałacem prezydenckim, ale komi­tet dwa miesiące temu znienacka ogłosił nową lokalizację - kilkadziesiąt metrów dalej, za Hotelem Europejskim.
   Komitet zebrał na razie ok. 1,5 min zł. Z naszych informacji wynika, że na li­ście darczyńców widnieją nazwiska czołowych polityków i menedżerów z państwowych spółek. Rekordzistą jest członek zarządu PKO BP i były poseł PiS Maks Kraczkowski, który na samym początku akcji wpłacił 40 tys. zł. Więk­sze kwoty przelali także wicepremier Mateusz Morawiecki i zaprzyjaźniony z prezesem PiS szef Orlenu Wojciech Jasiński.
   - Na postawienie obu pomników potrzeba w sumie 3-4 min zł - mówi „Newsweekowi” poseł Marek Suski, członek komitetu.
   - Spółki skarbu państwa są szczodre?
   - Nie. Zdecydowana większość środ­ków pochodzi od osób fizycznych. Jest trochę wpłat od firm, ale wyłącznie pry­watnych. Państwowe nie dają pieniędzy.
   - Może pan podać nazwiska dziesięciu najhojniejszych darczyńców?
   - Pełne zestawienie będzie do wglą­du na portalu MSWiA, ja nie chcę nikogo wymieniać. Darowizny to osobista spra­wa każdego wpłacającego.

Poseł PiS: - Miesięcznice nie skoń­czą się wraz z odpowiednim upamiętnie­niem Lecha. Może będzie to się inaczej nazywać, może zamiast chodzić pod pa­łac, będziemy składać kwiaty pod jego pomnikiem? Ale msze na pewno będą się dalej odbywać. A jeśli Jarosław będzie się na nich pojawiał, to za nim przyjdą pozostali. Karski, Suski, Błaszczak, Fotyga. Część z nich od Smoleńska była na każdej z 86 miesięcznic. Dosłownie na każdej. Nagle mieliby przestać chodzić? Nie wierzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz