Po
wyjściu Beaty Szydło z gabinetu na Nowogrodzkiej poirytowany prezes pyta: Czyim
ona jest premierem, moim czy Ziobry?
Wojciech Cieśla, Michał Krzymowski, Paweł
Reszka
Lipcowy kongres Prawa i Sprawiedliwości
będzie doniosłym wydarzeniem w życiu partii. Prezes wygłosi przemówienie, nakreśli
strategię, a delegaci przyjmą napisany przez niego program.
Takiego święta nie
może nic zepsuć. Na przykład: gdyby któryś z mówców dostał dłuższe oklaski niż
prezes, byłaby katastrofa. Dlatego we wstępnym planie kongresu oprócz przemowy
Jarosława Kaczyńskiego są jeszcze tylko dwa wystąpienia: koalicjantów
Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina. Pierwszy to nawrócony zdrajca, a drugi był
w Platformie - można więc być spokojnym, że żaden nic dostanie gromkich owacji.
Co innego - Beata Szydło.
I właśnie dlatego
jej wystąpienia w planie kongresu nie przewidziano. - Jeśli media to
rozdmuchają, jej przemówienie może się jeszcze pojawić, żeby nie dawać nikomu
pożywki, ale na dziś tak to wygląda. Rolą Beaty będzie oklaskiwanie prezesa - mówi
polityk PiS.
PREZES I BELZEBUBY
Prezes najbezpieczniej
czuje się w partyjnej siedzibie. Poza biurem żartuje czasem - „atakują
belzebuby”, ale na Nowogrodzkiej jest spokój. W świecie Kaczyńskiego
najważniejsze są komfort i stabilizacja, wszystko odbywa się według
sprawdzonego schematu. Każdego ranka przyjeżdża do siedziby, zdejmuje płaszcz, dostaje
herbatę i zaczyna urzędowanie. Kto ten porządek spróbuje zakłócić, tylko go
zdenerwuje.
- Mieliśmy kiedyś
takiego europosła Mieczysława Janowskiego. Chłop był kiepsko zorientowany w
partyjnych realiach - opowiada poseł PiS.
- W 2009 r. Jarosław wyciął go z listy, więc Mietek
przyjechał aż z Podkarpacia, żeby zawalczyć o miejsce. Chciał być cwany, więc
ustawił się o 8 rano na parkingu. Nikt mu nie powiedział, że prezes o tej
porze jeszcze przewraca się z boku na bok. O 10.30 auto z prezesem wreszcie
wjechało. - Panie prezesie, mogę na dwa słowa? - zagaił Mietek.
- Nie. I drzwi się zatrzasnęły.
Polityk PiS: - Jarosław nie lubi być zaskakiwany. Gdy jedzie
w teren i jakiś szeregowy poseł chce z nim porozmawiać, to powinien najpierw
zadzwonić do pani Basi i to zasygnalizować. Wtedy prezes podczas wizyty może
zamienić z nim parę zdań. W przeciwnym razie przy łapaniu za rękaw może
ofukać.
PREZES CZYTA LISTY
Polityk PiS: - Jarosław jest jak przedwojenny profesor, który miał gabinet w
domu. Zakładał garnitur, buty i siedział w pracy osiem godzin. Tak samo
Kaczyński: skoro dostaje wypłatę za bycie posłem i prezesem, to przychodzi do
biura. Siedzi i pracuje.
- Czyli co robi?
- Zachowuje się jak urzędnik. Przyjmuje interesantów albo
czyta korespondencję. Jest w Polsce ostatnią instancją. Kiedyś pisało się do
KC PZPR, dziś pisze się „I)o Pana Prezesa”. Piszą wszyscy - od członka PiS w
terenie do szeregowego obywatela. A Kaczyński czyta to wszystko i dekretuje:
„Przekazać ministrowi i zażądać natychmiastowej odpowiedzi”.
Urzędnik jednego z ministerstw: - Takich interwencji od
prezesa mamy kilkadziesiąt. W różnych, przeważnie drobnych sprawach.
Dzięki czytaniu korespondencji i dokumentów wpływających na Nowogrodzką Kaczyński nabywa
wiedzy o otaczającym go świecie. Gdy kilka lat
temu stwierdził, że za rządów Platformy ubyło Polaków wypoczywających
nad Bałtykiem, Jacek Kurski,
wówczas europoseł, wyjaśnił, że prezes po raz ostatni był na plaży w 1966 r.,
ale ma dostęp do dobrych statystyk. Były polityk PiS: - Przed laty Jarosław
dowiedział się o sprawie Olewnika z listu. Inni politycy jeszcze o niczym nie
wiedzieli, a on już znał tę historię.
Same listy to za mało. Prezes lubi sprawy niedostępne dla
innych, okryte tajemnicą. Tak przed laty budował sobie pozycję Zbigniew Ziobro.
Pierwszy PiS-owski minister sprawiedliwości przywoził na Nowogrodzką akta
sprawy mafii paliwowej. Gdy sprawa wyszła na jaw, wybuchła afera. Ziobro dostał
zarzuty. Prokurator przesłuchiwał też Kaczyńskiego, a jego przeciwnicy
polityczni grozili mu Trybunałem Stanu za nieformalne wpływanie na tok śledztw.
Tym razem Kaczyński i Ziobro się zabezpieczyli. Zgodnie z
artykułem 12 nowego prawa o prokuraturze śledczy mogą przedstawić dowolnej osobie
„informacje dotyczące konkretnych spraw, jeżeli informacje takie mogą być
istotne dla bezpieczeństwa państwa i jego
prawidłowego funkcjonowania”. Ludzie z otoczenia ministra przyznają, że przepis
został przygotowany z myślą o pośle z
Żoliborza. Dzięki niemu Kaczyński może dostawać dziś informacje ze śledztw
całkiem legalnie. Z danych, jakie przekazała nam Prokuratura Krajowa
nadzorowana przez Ziobrę, wynika, że w ciągu roku prezes PiS otrzymał
informacje o 13 toczących się postępowaniach. Wszystko to świeże sprawy, w większości wszczęte już za
rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Czym interesował się Jarosław Kaczyński? Zajmowało go
m.in. śledztwo w sprawie Marcina Dubienieckiego, byłego męża jego bratanicy
Marty Kaczyńskiej. Prosił o informacje z postępowań dotyczących reprywatyzacji
w Warszawie (również takich, o których niesłyszała opinia publiczna) i w Małopolsce.
Pytał też o niegospodarność na Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu czy
rzekome niedopełnienie obowiązków przez prezydenta Przemyśla.
Zbigniew Ziobro nie jest widywany na Nowogrodzkiej. Ale
jego prawa ręka z Prokuratury Krajowej, Bogdan Święczkowski (przez
podwładnych nazywany Godzillą), przyjeżdża do prezesa służbowym samochodem.
Czy to on przywozi akta prezesowi? Nie wiadomo. Prokuratura Krajowa nie
odpowiedziała na nasze pytanie w tej kwestii.
PREZES KOLEKCJONUJE DONOSY
Innym źródłem wiedzy prezesa o świecie są donosy. Czasami granica między listem a donosem
jest cienka.
- Osoba z klubu parlamentarnego PiS: - Stworzył
się już swoisty rytuał. Chętnych do spotkania z prezesem jest wielu, a prezes
nie może przyjąć każdego.
I to jest doskonały pretekst, żeby
zostawić coś na piśmie. Wystarczy włożyć do koperty i powiedzieć w
sekretariacie: „To dla pana prezesa”. Dotrze. Prezes prawie na pewno przeczyta.
Lubi to.
Polityk PiS: - Już nawet forma jest ustalona. Imię i
nazwisko osoby, o którą chodzi. Funkcja i cel napisania donosu. Prezes czasami
używa tych pisemek. Rozmawia z kimś, patrzy w oczy. Następnie jakby od
niechcenia sięga do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciąga karteczkę
złożoną na cztery. - O! Co tutaj o panu napisali?! - mówi i obserwuje reakcję.
Tematem na donos może być wszystko. Związki z PO,
znajomość z przeciwnikami politycznymi, przesłuchiwanie w jakiejś sprawie w
charakterze świadka, a także obyczajówka: zdrady małżeńskie, rozwody, przemoc
w rodzinie...
Najlepsze zdanie, jakie można wypowiedzieć podczas rozmowy
z Jarosławem Kaczyńskim, brzmi: „A słyszał pan, co mówią o...”. Prezes przepada
bowiem za ploteczkami. Niektórzy budowali sobie pozycję na tym, że zawsze byli
gotowi do dostarczania mu nowych informacji. Widzieli, że na to zawsze znajdzie
czas.
Były polityk PiS: - Wystarczy coś niezobowiązującego: „X
podobno nie lubi zwierząt”; „Y i Z w Brukseli lubią wpaść do burdelu”;
„Widziałem go na kawie z tym redaktorem, a potem ukazał się tekst...”.
Znajomy Kaczyńskiego: - Plotki muszą
być specyficznie skonstruowane. Trzeba pamiętać, że Jarosław widzi świat w
barwach czarno-białych. Albo jesteś z nim albo przeciw niemu. Krytyka, nawet
najbardziej delikatna, może zostać uznana za atak: „Oni nas atakują”;
„Zostaliśmy zaatakowani”; „Ciągłe ataki”. Warto więc zwracać uwagę na kierunki
możliwych ataków z zewnątrz. W sprawach partyjnych należy być ostrożniejszym.
- Dlaczego?
- Tu nie należy nic robić na siłę. Bo wtedy on zacznie
podejrzewać ciebie. Najlepiej coś wrzucić bardzo delikatnie, prezes jest bowiem
wyczulony na każdy sygnał.
- Czyli jak?
- „Do niego na
kongresie ustawiła się taka duża kolejka. Dlaczego?”; „Ona ciągle się z nim
spotyka. Może coś knują?”. Żaden sygnał nie przechodzi ot, tak. Ludzie, którzy
dobrze znają prezesa, korzystają na tym.
Przez nieumiejętną obsługę prezesa sznur na własną szyję
ukręciła Beata Szydło. Stało się to w czasie konfliktu Mateusza Morawieckiego
ze Zbigniewem Ziobrą o obsadę szefa PZU. W marcu wicepremier, korzystając z
wyjazdu Kaczyńskiego do Londynu, przeprowadził w spółce rewolucję. Doprowadził
do usunięcia prezesa firmy Michała Krupińskiego związanego z Ziobrą.
Polityk PiS: - Beata przybiegła do prezesa ze łzami w
oczach i mówi, że odwołanie człowieka Ziobry trzeba odkręcić. Jeśli nie, to
ona poda się do dymisji.
- Ale dlaczego? - pyta prezes.
- Zbyszek mnie naciska. Nie jestem w stanie mu odmówić.
No, i prezes dał jej wolną rękę. Morawiecki stracił
formalny wpływ na PZU, ale problem został. - Czyim ona jest premierem, moim czy
Zbyszka? - pytał Kaczyński.
O odkręcenie zmian w PZU zabiegała Beata Szydło, ale
starał się też sam Ziobro.
Opowiada nam jeden z polityków PiS: - Krupiński wyleciał ze spółki, prokuratura odmówiła
wszczęcia postępowania dotyczącego znieważenia Kaczyńskiego pod Wawelem. Chwilę
później doszło do kolejnego przesilenia, górę znów wzięła frakcja Ziobry i
szefem spółki został człowiek Ziobry, Paweł Surówka. I śledztwo zostało jednak
wszczęte.
Sprawdzamy daty: po odmowie wszczęcia śledztwa PZU był pod
nadzorem Morawieckiego tylko trzy dni. A gdy prezesem został Surówka,
wystarczył jeden dzień i postępowanie wznowiono.
PREZES PODZIWIA APARTAMENT
Najlepsze są jednak plotki obyczajowi:. Te prezes chłonie jak gąbka. Lubi
słuchać, kto ma romans, kto wychował się w patologicznej rodzinie, kto ma wśród
bliskich kryminalistę, a kto zgromadził podejrzanie duży majątek. Sam też lubi
wygłaszać sądy - najczęściej krytyczne. Zdarza się, że wykorzystuje plotki do
skłócania ludzi ze swego otoczenia: - Ja w to nie wierzę, ale według jednego z
naszych partyjnych kolegów (tu pada nazwisko) finansowanie pańskiej kampanii
budzi poważne wątpliwości.
Czasem wystarczy drobiazg, by zasiać niepokój w sercu
prezesa. Jednego z prawicowych dziennikarzy związanych ze SKOK-ami prezes wraz
z kierowcą odwozili służbową skodą do domu. Potem komentował wśród znajomych:
- No, pięknie mieszka. Chyba nie jest taki ideowy, jak się maluje.
Oceny polityczne mieszają się z wątkami osobistymi. Nawet
tusza czy nieprzyjemny zapach nie uchodzą uwagi prezesa i często wracają w jego opowieściach. Pomówieni muszą
walczyć o swoje, zabiegać o kontakt, próbować się wybielić. Polityk PiS: -
Mamy takiego posła Szymona Giżyńskiego. Wielki chłop, ze dwa metry, wszędzie chodzi z lekko
porwaną torbą podróżną, w której nie wiadomo co nosi. Strasznie boi się
prezesa. W 2009 r. został zawieszony w prawach członka, bo koleżanka doniosła
na niego Jarkowi w jakiejś sprawie. Szymon snuł się po Nowogrodzkiej z tą
torbą, cały trząsł się ze strachu.
PREZES I LUDZIE
Jarosław Kaczyński ma dwa oblicza. W prywatnych kontaktach potrafi być
czarujący. Mówi jego znajoma: - Rytm jego życia wyznaczają miesięcznice i wyjazdy
na Wawel. Stan niekończącej się żałoby. Śmierć brata zmieniła go, utwardziła.
Jednak nie jest tak samotny, jak wszyscy myślą. Od tragedii smoleńskiej wziął
odpowiedzialność za Martę Kaczyńską i jej dwie córki. Lubi przebywać z
dziećmi. Jest idealnym wujkiem, dowcipnym, tolerancyjnym. To zupełnie inny
Jarosław.
Kaczyński lubi też chodzić na kolacje do znajomych, być
podejmowany w domach, lubi, jak mu się ugotuje coś dobrego. Bywa u Ryszarda
Czarneckiego i Ryszarda Legutki w Krakowie.
Pojawia się u pierwszej żony Czesława Bieleckiego, ojej domu mówi, że to
„ostatni warszawski salon”. Wpada też do mecenasa Wiesława Johanna na Bemowo na strogonowa.
Ale na Nowogrodzkiej prezes się zmienia. Potrafi być
bezwzględny, wymierzać precyzyjne ciosy, tak, żeby bolało. Były
współpracownik: - Jarosław w jakimś sensie jest wyprany z emocji. W
przeciwieństwie do Leszka, który w nerwach potrafił wybuchnąć, nazwać człowieka
łajdakiem, świnią, zagrozić, że więcej nie odbierze od niego telefonu.
Jarosław jest znacznie spokojniejszy. Siedzi za biurkiem. Dobiera słowa bardzo
bolesne.
- Na przykład?
- „Pan, zdaje się, nie ogarnia tego problemu intelektualnie
i to jest dla mnie bardzo przykra wiadomość. Albo zrobił pan to specjalnie,
celowo”.
- Robi to przy innych?
- Bardzo często. Lubi poniżać. Może na przykład ni stąd, ni
zowąd zapytać: „Ile ty głosów dostałeś w wyborach? Bo rozmawialiśmy niedawno o
tobie - byłeś ostatni czy przedostatni?”.
Jednak Kaczyński nigdy nie zachowuje się źle wobec kobiet;
jest wobec nich szarmancki. Polityk PiS: - Wyniósł to z domu. Lubi też ludzi
bez zaplecza, bo są mu oddani. Czuje się z nimi bezpieczny. Szczególną atencją
obdarza profesorów. Może przez pamięć brata. Problem w tym, że naukowcy rzadko
znają się na polityce.
PREZES I JEGO DWÓR
Były doradca PiS: - Kto wie, jak rozmawiać z Kaczyńskim, może naprawdę wiele. On z jednej strony jest
niesłychanie podejrzliwy, z drugiej naiwny jak dziecko. Czasami można mu
wcisnąć dowolną głupotę. W 2009 r. wizytował Ostrołękę. Podczas spotkania
jeden z mieszkańców powiedział, że Słowacja od czasów przyjęcia euro przeżywa
ciężki kryzys. Dowód? Człowiek leciał niedawno na urlop i z samolotu
zauważył, że Polska jest w nocy rozświetlona, a Słowacja wygląda jak czarna
dziura.
Opowieść trafiła prezesowi do przekonania, bo dwa dni
później podczas konferencji prasowej na Nowogrodzkiej powiedział: - Niektórzy
odwołują się do Słowacji. To proszę, można się przyjrzeć, jak się leci
samolotem. Z powietrza widać, ile tam się świateł pali w porównaniu z Polską.
Temat wieku, schedy i następstwa to w PiS tabu. Oficjalnie
szef partii jest zdrowy, pełen sił witalnych i będzie rządzić zawsze.
Nieoficjalnie? Wiadomo, że coraz częściej niedomaga.
Czas się dla niego nie zatrzymał. Dlatego na zapleczu trwa
nieformalny konkurs na następcę, ustawianie się w blokach startowych i wyścig
do ucha prezesa, kombinowanie, jak zwrócić na siebie uwagę.
Polityk PiS: - Niektórzy chcą się popisać za wszelką cenę.
Ktoś np. nagadał prezesowi, że kilka rządów może nic poprzeć Donalda Tuska na
stanowisko szefa KE. Prezes uwierzył, wezwał Waszczykowskiego i kazał mu
działać. Potem nikt nie był w stanie mu powiedzieć, że trzeba włączyć hamulce,
bo za chwilę wpieprzymy się w bagno.
Jrosław Kaczyński obiecał już kilku młodszym politykom, że
będą jego następcami. Usłyszeli to Joachim Brudziński i Mateusz Morawiecki.
Polityk PiS: - Brudziński wie o Morawieckim, Morawiecki
o Brudzińskim. A gdzie Macierewicz, ambitny Ziobro albo najbardziej lojalny ze
wszystkich Błaszczak? Każdy by chciał, ale się nie przyznaje. A Kaczyński to
uwielbia - rzuca piłeczkę i obserwuje. Co się stanie? Kto na kogo się rzuci?
Gdy wkoło trwa polityczna burza, prezes lubi posiedzieć
sobie w gabinecie i spokojnie przeglądać gazetkę. Albo pogadać z jakimś dawnym
znajomym o starych czasach w PC.
A za drzwiami szaleją emocje, toczy się walka frakcji, bo
otoczenie Kaczyńskiego to typowy dwór, który stara się przypodobać władcy -
choć nie zawsze rozumie jego kaprysy.
Polityk PiS: - Taki na przykład Krzysztof Jurgiel ogólnie
cieszy się zaufaniem prezesa. Jarosław bywał u niego na Podlasiu na kolacjach,
chwalił talent kulinarny jego żony. Ale kilka tygodni temu coś się zacięło.
Nie może się dostać na spotkanie. I nie wie, dlaczego. Pewnie ktoś doniósł, że
za dużo PSL-owców powpuszczał do agencji rolnych.
Znajomy prezesa: - Następcy! Oni myślą, że Jarosław odda
im berło, a Jarosław lubi zapytać: „Pamiętacie, kto zbudował Europę?”. Przecież
nie trzydziestolatkowie, ale sędziwi mężowie stanu Schumann i Adenauer. To ważna anegdota.
Mówi o tym, że prezes się nigdzie
nie wybiera, nie zamierza oddawać ani kawałeczka władzy.
PREZES I JEGO PISARZE
Jarosław Kaczyński jest wielbicielem książek. Czyta szybko i z wielką pasją. Jeden z gości przyniósł mu
kiedyś dzienniki Alberta Speera. To cegła na
ponad 500 stron. Prezes wziął ją wieczorem, a następnego dnia już dyskutował
o całej książce, sypał szczegółami. Kiedyś ze smutkiem wyznał jednemu ze
współpracowników: - A wiesz, że ja na przykład nie pójdę do księgarni, żeby kupić
sobie książkę?
- Dlaczego nie?
- Jeszcze ktoś na mnie nakrzyczy!
Prezes niechętnie wychodzi z Nowogrodzkiej. Lubi tylko
długie podróże samochodem ze swoim kierowcą. Wspomina je czasami po latach.
Minister jego rządu: - Pamiętam, jak czasem opowiadał: „A kiedyś to jechaliśmy
ze 300 kilometrów. A tam w lichej salce paliła się jedna żarówka i czekały na
nas dwie osoby”.
Podczas podróży autem obserwuje Polskę przez szybę.
Były doradca: - Może ją komentować. Oceniać. Jest
szczęśliwy, bo Polska zza szyby nie zrobi mu przykrości. Nie zaatakuje go. Nie
rozczaruje. Jest dokładnie taka, jak ją sobie wyobraża.
Z książek prezes najbardziej lubi historyczne. Podczas
spotkań z przyjaciółmi sypie anegdotami z biografii Józefa Stalina i Mao
Tse-tunga. Ma ulubioną historię, którą przywołuje zawsze, gdy ktoś straci miarę
w narzekaniu na działaczy PiS. - Wie pan, co w podobnej sytuacji usłyszał
Aleksiej Surkow? - zagaja. I opowiada, jak do Stalina przyszedł kiedyś na
skargę poeta Surkow, działacz Związku Pisarzy ZSRR: - Literaci to straszna
swołocz. Ten pederasta, tamten pijak, inny złodziej.
A Stalin na to: - Na dzień dzisiejszy nie mogę wam zapewnić
innych pisarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz