niedziela, 26 czerwca 2016

Ambasadorowie wyklęci



Do Budapesztu pojedzie tłumacz z węgierskiego, do Londynu krakowski radny z listy PiS, do Moskwy akademicki znawca Rosji. W MSZ trwa wielka wymiana ambasadorów. - Wymiatanie elit - mówią odwoływani

Jacek Pawlicki

Miotła w MSZ pojawia się po każdej zmianie rządu. Ale obecne zmiany to coś wię­cej - to kompletna wymiana dyplomatycznych elit, osta­teczna rozprawa z tym, co PiS nazywa „korpora­cją Geremka i Bartoszewskiego”. Jak tłumaczy mi jeden z weteranów polskiej służby zagranicznej, „zamiast zawodowych dyplomatów z wielolet­nim stażem kluczowe placówki obejmować będą ludzie z naukowego zaplecza PiS albo drugiego garnituru MSZ”. Wszystko odbywa się w ramach zwyczajowej rotacji.
   - W dyplomacji zawsze była krótka ławka, ale teraz ławki już nie ma. Z ulicy biorą - mówi jeden z dyplomatów z ponad ćwierć wiekowym stażem. Należy do grupy około 30 ambasadorów, którzy w najbliższym czasie wrócą do Polski. To mniej więcej jedna trzecia wszystkich przedstawicieli Polski za granicą. Wymieniani są też konsulowie generalni i szefowie Instytutów Polskich. Resort zmian nie tłumaczy - przynajmniej oficjalnie.
   Dyplomata, z którym rozmawiam, prosi o za­chowanie anonimowości. Wraca do centrali MSZ przy al. Szucha w Warszawie, a tam zapewne spę­dzi najbliższe lata w pokoiku na piętrze zarezer­wowanym dla „ambasadorów wyklętych”, jak z przekąsem nazywają ich w MSZ. Dzięki swym poprzednikom, którzy nie wypracowali jasnych przepisów i zasad dotyczących ambasadorskich nominacji i powrotów, Waszczykowski ma dodat­kowy bat. - Ludzi z wieloletnim stażem ambasa­dorskim można zgnoić, np. zsyłając ich na jakieś marne stanowisko z pensją 3 tys. złotych - mówi mi jeden z weteranów z alei Szucha. Kilkoro spo­śród wracających do Polski ambasadorów mówi, że Waszczykowski i tak jest lepszy od Anny Fotygi, szefowej dyplomacji poprzedniego rządu PiS. Może dlatego, że większość odwoływanych zna osobiście, bo sam związany jest z MSZ od lat 90.
- Za Fotygi można było stracić stanowisko tylko dlatego, że zajęło się złe miejsce w samochodzie - opowiada jeden z rozmówców. - Witek wciąż się mityguje i jest nawet krytykowany przez PiS, że zbyt wolno wprowadza „dobrą zmianę” w MSZ.
Minister nie ma jedynie litości dla tych, któ­rzy związani byli z poprzednim szefem resortu Radosławem Sikorskim. To osobista zadra. Sześć lat temu Sikorski wyrzucił go z MSZ za nielojal­ność oraz ujawnienie niektórych szczegółów ne­gocjacji z USA w sprawie tarczy antyrakietowej.

ZADRY
To dlatego w atmosferze skandalu kończy misję ambasador w Waszyngtonie Ryszard Schnepf, który przed wyjazdem był wiceszefem resortu kierowanego przez Sikorskiego i z któ­rym Waszczykowski już wcześniej był skonflikto­wany. Obecny szef resortu twierdzi, że wszystko odbywa się zgodnie z planem (Schnepfowi mijają zwyczajowe cztery lata we wrześniu), a w jednym z wywiadów powiedział, że „stanowisko ambasa­dora nie jest stanowiskiem pracy chronionej, to jest stanowisko wyjątkowego zaufania, ambasa­dorowi musi ufać prezydent, premier, minister”. W innym zarzekał się, że powodem odwołania
Schnepfa nie było wcale to, że ten przy­jął w Waszyngtonie prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskie­go. Nie wiadomo jeszcze, kto będzie następcą Schnepfa.
   Za zbyt bliskie relacje z Sikorskim przed terminem odwołani zostali konsul ge­neralna w Londynie Ilona Węgłowska-Hajnus (ledwie po kilku miesiącach na stanowisku, oficjalnie za zbyt późne prze­słanie protokołów z wyborów 2015 r.) i am­basador w Kanadzie Marcin Bosacki (były dziennikarz „Gazety Wyborczej”, a potem rzecznik Sikorskiego). Na cenzurowanym znaleźli się też ludzie związani z Donal­dem Tuskiem i kojarzeni z katastrofą smo­leńską - na przykład szef jego kancelarii Tomasz Arabski (swe odwołanie w grud­niu ub.r. z placówki w Madrycie nazwał „nieeleganckim, ale przyzwoitym”).
   Odwołany został też Marek Prawda, przedstawiciel Polski przy UE w Brukse­li. Jego „winą” było prawdopodobnie to, że wyróżnił się w dyplomatycznej bata­lii o stanowisko szefa Rady UE dla Tuska. Ten świetny fachowiec z ponad 20-letnim stażem w dyplomacji (poprzednio był ambasadorem w Niemczech) nie ko­mentuje swojego odwołania. - Ambasa­dora odwołuje się czasem kilka miesięcy przed upływem kadencji, czasem kilka miesięcy po jej upływie - mówi jedynie. W MSZ czekało na niego stanowisko do­radcy jednego z kluczowych departamen­tów, gdzie nie miałby żadnego wpływu na podejmowane decyzje. Wystartował więc za namową szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera w konkur­sie na szefa Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Warszawie i wygrał.

AKADEMICKA FALA
W maju w trybie nagłym z placówki przy Stolicy Apostolskiej odwołano Piotra Nowinę-Konopkę, byłego wice­przewodniczącego Urzędu Komitetu In­tegracji Europejskiej, a potem dyrektora Parlamentu Europejskiego. Też nie ko­mentuje przyczyn swego odwołania, ale wystarczy sięgnąć do wywiadu z 2013 ro­ku, w którym Waszczykowski - wów­czas polityk opozycji - ostro go krytyku­je: „To jest po prostu działacz polityczny, to nie jest ekspert od czegokolwiek”. Te­raz Waszczykowski już jako minister wy­syła do Watykanu Janusza Kotańskiego, o którym wiadomo głównie to, że pisuje do miesięcznika „wSieci Historii”, udziela się na forach kościelnych i pisze wiersze.
O wrażliwości przyszłego poety ambasa­dora wiele mówi wiersz „Polaczek 2010”.  
„Odlewa się / na zdjęcia umarłych / rzu­ca spermą w krzyż / symuluje kopulację / do wtóru maryjnych pieśni / oblewa wód­ką kobiety / jego patroni / klepią go za to upierścienioną dłonią / po wypasionym / czerwonym od śmiechu / pysku”. 
Zna­jomy poety mówi mi, że bywał na przyję­ciach w jego domu, gdzie „nie brakowało wódki i upierścienionych dłoni”...
   Na ambasadora w Berlinie szykowany jest Andrzej Przyłębski, profesor poznań­skiego UAM i członek Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyń­skiego, intelektualnego zaplecza PiS w sto­licy Wielkopolski. Przyłębski zastąpi tam zawodowego dyplomatę z długim stażem, Jerzego Margańskiego. Jako badacz Hei­deggera i autor artykułów o niemieckiej hermeneutyce ma niewątpliwe osiągnię­cia. Doświadczenie dyplomatyczne jed­nak raczej nikłe - tyle że za rządów AWS
był attache ds. kultury i nauki w Berlinie. Zasiada za to w Narodowej Radzie Roz­woju prezydenta Dudy i jest mężem sędzi wybranej przez PiS do Trybunału Konsty­tucyjnego. Sejmowa komisja spraw zagra­nicznych pozytywnie zaopiniowała jego kandydaturę, ale utrącić ją może Ceza­ry Gmyz tekstem zamieszczonym w ty­godniku „Do Rzeczy”, który twierdzi, że w latach 1979-1980 Przyłębski był tajnym współpracownikiem SB. Sam kandydat na ambasadora stanowczo temu zaprzecza.

DYPLOMACJA TO KASTA
Inne kluczowe nominacje owiane są tajemnicą ale z kilku źródeł udało mi się ustalić, że Witolda Sobkowa (doświad­czony dyplomata, były wiceszef MSZ) ma zastąpić w Londynie prof. Arkady Rzegocki, politolog z UJ, radny Krakowa z listy PiS (startował jako bezpartyjny kandy­dat Polski Razem). Nie ma wciąż następ­cy ambasadora Andrzeja Byrta w Paryżu (wiadomo jedynie, że rozważano kandyda­turę Bronisława Wildsteina). Wracają też ambasadorowie z Brukseli, Rzymu i szef przedstawicielstwa RP przy NATO.
   Źródła w MSZ twierdzą, że do Moskwy pojedzie Włodzimierz Marciniak, sowietolog, profesor prywatnej uczelni z Nowe­go Sącza, były członek Narodowej Rady Rozwoju z nominacji Lecha Kaczyńskie­go. To dobry znawca Rosji, ale człowiek dość introwertyczny i bez doświadcze­nia w dyplomacji. Zastąpi tam Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz, która sama chciała wracać do Warszawy.
   Z placówki w Budapeszcie wraca po prawie sześciu latach ambasador Roman Kowalski (w MSZ od 1986 r.). MSZ nie ujawnił jeszcze, kto ma go zastąpić, ale udało mi się dowiedzieć, że będzie to Je­rzy Snopek, literaturoznawca z PAN. Zna Węgry - w latach 1985-1990 wykładał li­teraturę polską na jednej z uczelni w Bu­dapeszcie. - To niezły tłumacz, ma żonę Węgierkę, ale nie wiem, czy to odpowied­nia kandydatura na politycznie najważ­niejszą dla PiS placówkę w sojuszniczym Budapeszcie? - zastanawia się jeden z moich rozmówców z Szucha. - Dyplo­maci to swoista kasta, która działa na pod­stawie określonych kodów zachowania. Takich ludzi jak Snopek nikt nie będzie słuchał w stolicach i nie będą oni w stanie załatwić niczego ważnego dla Polski.
   Obawy potwierdza były wiceszef MSZ Rafał Trzaskowski (PO). - Obecny rząd potrzebuje jak największej liczby wiary­godnych profesjonalistów do tłumaczenia swoich racji i prowadzenia delikatnych ne­gocjacji, pozbywanie się profesjonalistów to kolejny strzał w stopę - komentuje.
   Jeden z weteranów polskiej dyplomacji zwraca uwagę, że PiS nie prowadzi prak­tycznie żadnej polityki zagranicznej. Rola ambasadorów ograniczy się do dyploma­cji historycznej (promocja dorobku Lecha Kaczyńskiego) i wizerunkowej (w Polsce demokracja nie jest zagrożona).
   Co na to poprzednicy Waszczykowskiego? - Samo odwoływanie ambasadorów nie jest problemem. W dyplomacji rotacja to norma. Istotne pytania są inne: kiedy to następuje, dlaczego, co się dzieje z dyplo­matami po powrocie do centrali i kto ich zastępuje - komentuje Włodzimierz Ci­moszewicz, szef MSZ na początku tego wieku. On sam przez trzy lata kierowania MSZ odwołał przed terminem czterech ambasadorów - zawsze chodziło o ja­kieś ważne nieprawidłowości w ich pra­cy. - Regułą powinno być, że ambasador reprezentuje państwo, a nie rząd, co jest podkreślone przez powołanie na to sta­nowisko przez prezydenta. Oczywiście to rząd prowadzi politykę zagraniczną i am­basador musi ją realizować. Jeśli wśród tak licznie odwoływanych teraz ambasa­dorów jest wielu, w przypadku których dzieje się to przedwcześnie i bez jasnych powodów, to jest to problem - mówi.
   Zdaniem Cimoszewicza „niejasne re­guły gry niszczą instytucję, jaką jest dy­plomacja”. - Za poprzednich rządów PiS odwoływano wielu wybitnych ambasado­rów i kierowano ich do pracy w archiwum. Była w tym głupia małostkowość, chęć do­kuczenia tym ludziom, a zarazem niezwy­kła wprost strata dla dyplomacji i MSZ. Marnotrawiono wyjątkowy potencjał tych ludzi. Chciałbym wierzyć, że teraz tak nie będzie, ale kilka dni temu spotka­łem jednego z obecnej fali i okazuje się, że pracuje w bibliotece - mówi Cimoszewicz.
   Były premier i szef naszej dyplomacji przypomina, że kluczowa jest kwestia na­stępców odwoływanych ambasadorów. Dobry dyplomata powinien mieć odpo­wiednie przygotowanie merytoryczne - warsztatowe - a to ostatnie zdobywa się przez gromadzenie doświadczenia.
   - Znam oczywiście udane przyjścia do MSZ z zewnątrz, ale to było zrozu­miałe ćwierć wieku temu. Teraz trudniej to zaakceptować - mówi Włodzimierz Cimoszewicz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz