Do Budapesztu
pojedzie tłumacz z węgierskiego, do Londynu krakowski radny z listy PiS, do
Moskwy akademicki znawca Rosji. W MSZ trwa wielka wymiana ambasadorów. -
Wymiatanie elit - mówią odwoływani
Jacek Pawlicki
Miotła
w MSZ pojawia się po każdej zmianie rządu. Ale obecne zmiany to coś więcej -
to kompletna wymiana dyplomatycznych elit, ostateczna rozprawa z tym, co PiS
nazywa „korporacją Geremka i Bartoszewskiego”. Jak tłumaczy mi jeden z
weteranów polskiej służby zagranicznej, „zamiast zawodowych dyplomatów z
wieloletnim stażem kluczowe placówki obejmować będą ludzie z naukowego
zaplecza PiS albo drugiego garnituru MSZ”. Wszystko odbywa się w ramach
zwyczajowej rotacji.
- W dyplomacji zawsze była krótka ławka, ale teraz ławki już nie ma. Z
ulicy biorą - mówi jeden z dyplomatów z ponad ćwierć wiekowym stażem. Należy do
grupy około 30 ambasadorów, którzy w najbliższym czasie wrócą do Polski. To
mniej więcej jedna trzecia wszystkich przedstawicieli Polski za granicą.
Wymieniani są też konsulowie generalni i szefowie Instytutów Polskich. Resort
zmian nie tłumaczy - przynajmniej oficjalnie.
Dyplomata, z którym rozmawiam, prosi o zachowanie anonimowości. Wraca
do centrali MSZ przy al. Szucha w Warszawie, a tam zapewne spędzi najbliższe
lata w pokoiku na piętrze zarezerwowanym dla „ambasadorów wyklętych”, jak z
przekąsem nazywają ich w MSZ. Dzięki swym poprzednikom, którzy nie wypracowali
jasnych przepisów i zasad dotyczących ambasadorskich nominacji i powrotów,
Waszczykowski ma dodatkowy bat. - Ludzi z wieloletnim stażem ambasadorskim
można zgnoić, np. zsyłając ich na jakieś marne stanowisko z pensją 3 tys.
złotych - mówi mi jeden z weteranów z alei Szucha. Kilkoro spośród wracających
do Polski ambasadorów mówi, że Waszczykowski i tak jest lepszy od Anny Fotygi,
szefowej dyplomacji poprzedniego rządu PiS. Może dlatego, że większość
odwoływanych zna osobiście, bo sam związany jest z MSZ od lat 90.
- Za Fotygi można było stracić
stanowisko tylko dlatego, że zajęło się złe miejsce w samochodzie - opowiada
jeden z rozmówców. - Witek wciąż się mityguje i jest nawet krytykowany przez
PiS, że zbyt wolno wprowadza „dobrą zmianę” w MSZ.
Minister nie ma jedynie litości
dla tych, którzy związani byli z poprzednim szefem resortu Radosławem
Sikorskim. To osobista zadra. Sześć lat temu Sikorski wyrzucił go z MSZ za
nielojalność oraz ujawnienie niektórych szczegółów negocjacji z USA w sprawie
tarczy antyrakietowej.
ZADRY
To dlatego w atmosferze skandalu
kończy misję ambasador w Waszyngtonie
Ryszard Schnepf, który przed wyjazdem był wiceszefem resortu kierowanego przez
Sikorskiego i z którym Waszczykowski już wcześniej był skonfliktowany. Obecny
szef resortu twierdzi, że wszystko odbywa się zgodnie z planem (Schnepfowi
mijają zwyczajowe cztery lata we wrześniu), a w jednym z wywiadów powiedział,
że „stanowisko ambasadora nie jest stanowiskiem pracy chronionej, to jest
stanowisko wyjątkowego zaufania, ambasadorowi musi ufać prezydent, premier,
minister”. W innym zarzekał się, że powodem odwołania
Schnepfa nie było wcale to, że ten
przyjął w Waszyngtonie prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego.
Nie wiadomo jeszcze, kto będzie następcą Schnepfa.
Za zbyt bliskie relacje z Sikorskim przed terminem odwołani zostali
konsul generalna w Londynie Ilona Węgłowska-Hajnus (ledwie po kilku miesiącach
na stanowisku, oficjalnie za zbyt późne przesłanie protokołów z wyborów 2015
r.) i ambasador w Kanadzie Marcin Bosacki (były dziennikarz „Gazety
Wyborczej”, a potem rzecznik Sikorskiego). Na cenzurowanym znaleźli się też
ludzie związani z Donaldem Tuskiem i kojarzeni z katastrofą smoleńską - na
przykład szef jego kancelarii Tomasz Arabski (swe odwołanie w grudniu ub.r. z
placówki w Madrycie nazwał „nieeleganckim, ale przyzwoitym”).
Odwołany został też Marek Prawda, przedstawiciel Polski przy UE w Brukseli.
Jego „winą” było prawdopodobnie to, że wyróżnił się w dyplomatycznej batalii o
stanowisko szefa Rady UE dla Tuska. Ten świetny fachowiec z ponad 20-letnim
stażem w dyplomacji (poprzednio był ambasadorem w Niemczech) nie komentuje
swojego odwołania. - Ambasadora odwołuje się czasem kilka miesięcy przed
upływem kadencji, czasem kilka miesięcy po jej upływie - mówi jedynie. W MSZ
czekało na niego stanowisko doradcy jednego z kluczowych departamentów, gdzie
nie miałby żadnego wpływu na podejmowane decyzje. Wystartował więc za namową
szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera w konkursie na
szefa Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Warszawie i wygrał.
AKADEMICKA FALA
W maju w trybie nagłym z placówki przy Stolicy Apostolskiej odwołano Piotra Nowinę-Konopkę, byłego wiceprzewodniczącego Urzędu
Komitetu Integracji Europejskiej, a potem dyrektora Parlamentu Europejskiego.
Też nie komentuje przyczyn swego odwołania, ale wystarczy sięgnąć do wywiadu z
2013 roku, w którym Waszczykowski - wówczas polityk opozycji - ostro go
krytykuje: „To jest po prostu działacz polityczny, to nie jest ekspert od
czegokolwiek”. Teraz Waszczykowski już jako minister wysyła do Watykanu
Janusza Kotańskiego, o którym
wiadomo głównie to, że pisuje do miesięcznika „wSieci Historii”, udziela się na
forach kościelnych i pisze wiersze.
O wrażliwości przyszłego poety
ambasadora wiele mówi wiersz „Polaczek 2010”.
„Odlewa się / na zdjęcia umarłych / rzuca spermą w krzyż / symuluje kopulację / do wtóru maryjnych pieśni / oblewa wódką kobiety / jego patroni / klepią go za to upierścienioną dłonią / po wypasionym / czerwonym od śmiechu / pysku”.
Znajomy poety mówi mi, że bywał na przyjęciach w jego domu, gdzie „nie brakowało wódki i upierścienionych dłoni”...
„Odlewa się / na zdjęcia umarłych / rzuca spermą w krzyż / symuluje kopulację / do wtóru maryjnych pieśni / oblewa wódką kobiety / jego patroni / klepią go za to upierścienioną dłonią / po wypasionym / czerwonym od śmiechu / pysku”.
Znajomy poety mówi mi, że bywał na przyjęciach w jego domu, gdzie „nie brakowało wódki i upierścienionych dłoni”...
Na ambasadora w Berlinie szykowany jest Andrzej Przyłębski, profesor
poznańskiego UAM i członek Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego,
intelektualnego zaplecza PiS w stolicy Wielkopolski. Przyłębski zastąpi tam
zawodowego dyplomatę z długim stażem, Jerzego Margańskiego. Jako badacz Heideggera
i autor artykułów o niemieckiej hermeneutyce ma niewątpliwe osiągnięcia.
Doświadczenie dyplomatyczne jednak raczej nikłe - tyle że za rządów AWS
był attache ds. kultury i nauki w
Berlinie. Zasiada za to w Narodowej Radzie Rozwoju prezydenta Dudy i jest
mężem sędzi wybranej przez PiS do Trybunału Konstytucyjnego. Sejmowa komisja
spraw zagranicznych pozytywnie zaopiniowała jego kandydaturę, ale utrącić ją
może Cezary Gmyz tekstem zamieszczonym w tygodniku „Do Rzeczy”, który
twierdzi, że w latach 1979-1980 Przyłębski był tajnym współpracownikiem SB. Sam
kandydat na ambasadora stanowczo temu zaprzecza.
DYPLOMACJA TO KASTA
Inne kluczowe nominacje owiane są tajemnicą ale z kilku źródeł udało mi się ustalić, że
Witolda Sobkowa (doświadczony dyplomata, były wiceszef MSZ) ma zastąpić w
Londynie prof. Arkady Rzegocki, politolog z UJ, radny Krakowa z listy PiS
(startował jako bezpartyjny kandydat Polski Razem). Nie ma wciąż następcy
ambasadora Andrzeja Byrta w Paryżu (wiadomo jedynie, że rozważano kandydaturę
Bronisława Wildsteina). Wracają też ambasadorowie z Brukseli, Rzymu i szef
przedstawicielstwa RP przy NATO.
Źródła w MSZ twierdzą, że do Moskwy pojedzie Włodzimierz Marciniak,
sowietolog, profesor prywatnej uczelni z Nowego Sącza, były członek Narodowej
Rady Rozwoju z nominacji Lecha Kaczyńskiego. To dobry znawca Rosji, ale
człowiek dość introwertyczny i bez doświadczenia w dyplomacji. Zastąpi tam
Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz, która sama chciała wracać do Warszawy.
Z placówki w Budapeszcie wraca po prawie sześciu latach ambasador Roman
Kowalski (w MSZ od 1986 r.). MSZ nie ujawnił jeszcze, kto ma go zastąpić, ale
udało mi się dowiedzieć, że będzie to Jerzy Snopek, literaturoznawca z PAN.
Zna Węgry - w latach 1985-1990 wykładał literaturę polską na jednej z uczelni
w Budapeszcie. - To niezły tłumacz, ma żonę Węgierkę, ale nie wiem, czy to odpowiednia
kandydatura na politycznie najważniejszą dla PiS placówkę w sojuszniczym
Budapeszcie? - zastanawia się jeden z moich rozmówców z Szucha. - Dyplomaci to
swoista kasta, która działa na podstawie określonych kodów zachowania. Takich
ludzi jak Snopek nikt nie będzie słuchał w
stolicach i nie będą oni w stanie załatwić niczego ważnego dla Polski.
Obawy potwierdza były wiceszef MSZ Rafał Trzaskowski (PO). - Obecny rząd
potrzebuje jak największej liczby wiarygodnych profesjonalistów do tłumaczenia
swoich racji i prowadzenia delikatnych negocjacji, pozbywanie się
profesjonalistów to kolejny strzał w stopę - komentuje.
Jeden z weteranów polskiej dyplomacji zwraca uwagę, że PiS nie prowadzi
praktycznie żadnej polityki zagranicznej. Rola ambasadorów ograniczy się do
dyplomacji historycznej (promocja dorobku Lecha Kaczyńskiego) i wizerunkowej
(w Polsce demokracja nie jest zagrożona).
Co na to poprzednicy Waszczykowskiego? - Samo odwoływanie ambasadorów
nie jest problemem. W dyplomacji rotacja to norma. Istotne pytania są inne:
kiedy to następuje, dlaczego, co się dzieje z dyplomatami po powrocie do
centrali i kto ich zastępuje - komentuje Włodzimierz
Cimoszewicz, szef MSZ na początku tego wieku. On sam przez trzy lata
kierowania MSZ odwołał przed terminem czterech ambasadorów - zawsze chodziło o
jakieś ważne nieprawidłowości w ich pracy. - Regułą powinno być, że ambasador
reprezentuje państwo, a nie rząd, co jest podkreślone przez powołanie na to stanowisko
przez prezydenta. Oczywiście to rząd prowadzi politykę zagraniczną i ambasador
musi ją realizować. Jeśli wśród tak licznie odwoływanych teraz ambasadorów
jest wielu, w przypadku których dzieje się to przedwcześnie i bez jasnych
powodów, to jest to problem - mówi.
Zdaniem Cimoszewicza „niejasne reguły gry niszczą instytucję, jaką jest
dyplomacja”. - Za poprzednich rządów PiS odwoływano wielu wybitnych ambasadorów
i kierowano ich do pracy w archiwum. Była w tym głupia małostkowość, chęć dokuczenia
tym ludziom, a zarazem niezwykła wprost strata dla dyplomacji i MSZ.
Marnotrawiono wyjątkowy potencjał tych ludzi. Chciałbym wierzyć, że teraz tak
nie będzie, ale kilka dni temu spotkałem jednego z obecnej fali i okazuje się,
że pracuje w bibliotece - mówi Cimoszewicz.
Były premier i szef naszej dyplomacji przypomina, że kluczowa jest
kwestia następców odwoływanych ambasadorów. Dobry dyplomata powinien mieć odpowiednie
przygotowanie merytoryczne - warsztatowe - a
to ostatnie zdobywa się przez gromadzenie doświadczenia.
- Znam oczywiście udane przyjścia do MSZ z zewnątrz, ale to było zrozumiałe
ćwierć wieku temu. Teraz trudniej to zaakceptować - mówi Włodzimierz
Cimoszewicz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz