wtorek, 28 czerwca 2016

W poczekalni u Kaczyńskiego


Wojna domowa w obozie PiS. Menedżerowie PZU i politycy biegają na skargę do Jarosława Kaczyńskiego, w ruch idą służby specjalne, agencje czarnego PR, prywatni detektywi, donosy. W tle próba przejęcia „Gazety Wyborczej’

W PZU od pół roku trwa brutalna wal­ka PiS-owskich frakcji. Najważ­niejsi politycy w państwie - prezydent, premier, szef partii rządzącej, minister skarbu, pro­kurator generalny, szef CBA i wicemar­szałek Sejmu - wpychają do giełdowej spółki członków swych rodzin i kolegów. A prezes PZU w ferworze walki strzela partii w kolano: kontrolowana przez nie­go firma sprzedaje funduszowi inwesty­cyjnemu George’a Sorosa akcje Agory.

DOCISNĄĆ AGORĘ, ZGASIĆ, PODDUSIĆ
8 czerwca, dzień po informacji kupnie przez fundusz akcji wy­dawcy „gazety”. W sympatyzującym z rządem portalu wPolityce.pl publicy­sta Piotr Skwieciński snuje przypuszcze­nia: „Wygląda mi to na wyprzedzające zabezpieczanie się przed ewentualnymi nieprzyjaznymi akcjami Skarbu Państwa (którego spółki same mogłyby kupić te ak­cje, by w różny sposób szkodzić »GW«)”.
   W siedzibie PZU nominaci PiS gryzą się: co będzie, gdy wyjdzie na jaw, że to oni wypuścili z rąk akcje Agory?
   - Nie wiem, dlaczego zbyliśmy te udziały, nie taki był plan - denerwuje się w rozmowie z „Newsweekiem” poli­tyk PiS (musi zachować anonimowość).
I przyznaje: - Już w okolicach wyborów pod okiem Dawida Jackiewicza rozwa­żaliśmy warianty dociśnięcia Agory. To były prace studyjne, raczej niewinne. Planowaliśmy wprowadzenie swojego człowieka do rady nadzorczej, żeby zy­skać wgląd w papiery spółki. Chcieliśmy wiedzieć, co się stanie, jak im zgasimy reklamy. Ile wtedy pociągną? Co jeszcze trzeba by zrobić, żeby odcięło im tlen?
Politycy PiS wiedzą, że do przyduszenia „Wyborczej” wystarczy wcisnąć od­powiedni guzik w PZU. Jesienią 2015 r., gdy partia idzie po władzę, fundusz spółki Złota Jesień jest największym akcjonariuszem Agory. Ma kilkanaście procent akcji.
Po co PiS miałoby dociskać Agorę? Żeby stępić krytykę wydawanej przez nią „Gazety Wyborczej”.

ZRÓBMY IM JESIEŃ ŚREDNIOWIECZA!
Grudzień 2015 roku. Dawid Jackie­wicz, pod którego okiem w PiS pro­wadzono „prace studyjne w sprawie dociskania Agory”, jest już ministrem skarbu. Na jego polecenie państwowe spółki wycofują reklamy z „Gazety Wy­borczej”. Urzędy centralne rezygnują z jej prenumeraty (to samo spotyka m.in. „Newsweek”), a rząd ogłasza, że w ogó­le nie będzie publikował komunikatów w prasie ogólnopolskiej.
   W „Gazecie” martwią się, że PiS do­kończy rozpoczętą przez Platformę na­cjonalizację OFE, które są dominującą siłą w akcjonariacie Agory. - Boimy się, że przejmą nam pismo - przyznaje na za­mkniętym spotkaniu w Warszawie jeden z ważnych akcjonariuszy spółki.
   Sprawa żyje też na prawicy. Publicy­ści Cezary Gmyz i Rafał Ziemkiewicz za­stanawiają się na Twitterze: lepiej, żeby PZU rzuciło akcje na rynek i zrobiło Ago­rze jesień średniowiecza? A może powin­no się wykupić resztę udziałów i przejąć redakcję? Ktoś rzuca pomysł, żeby na­czelnym został Jacek Kurski, przynaj­mniej wszystko zostanie w rodzinie.
   Fundusze emerytalne mają ok. 38 proc. głosów na walnym zgromadzeniu. Te­oretycznie to więcej głosów niż Agora Holding, w której są założyciele „Gaze­ty”. W statucie spółki jest jednak haczyk.
- Agora Holding zawsze będzie mieć peł­ną kontrolę, bo ma akcje imienne, a OFE tylko na okaziciela. Akcje imienne rządzą, na jedną przypada aż pięć głosów na wal­nym. Do tego żaden akcjonariusz posiada­jący te na okaziciela nie może wykonywać więcej niż 20 proc. głosów - tłumaczy nasz rozmówca zbliżony do spółki. Zało­życiele „Gazety” wiele lat temu zabez­pieczyli się przed dociskaniem Agory.

CZY ZNA PAN SOROSA?
Fundusz Sorosa kupił w sumie 11 proc. akcji Agory. Po Warszawie rozchodzi się plotka, że w gronie sprze­dających była Grupa PZU. Dowodów nie ma, ale wśród polityków PiS zaczyna krążyć donos na prezesa PZU: „Michał Krupiński jako zaufany człowiek ame­rykańskiej finansjery został zatrudniony w banku inwestycyjnym, w którym Soros miał udziały (...). Dokształcał się na Co­lumbia University, z którym bardzo sil­nie związany jest George Soros”.
   Donos jest kuriozalny, ale 14 czerwca Krupiński wysyła faks do Dariusza Krze­winy, szefa rady nadzorczej PTE PZU za­rządzającego Złotą Jesienią. Pyta:
    „Czy istnieją jakiekolwiek powiąza­nia ekonomiczne/towarzyskie mię­dzy George’em Sorosem lub osobami związanymi z jego funduszem a oso­bami związanymi z podjęciem decyzji o zbyciu akcji (...)?
   Dlaczego akcje Agory zostały zbyte, skoro wiedział pan, iż PTE został po­proszony o sugestie kandydatów na nie­zależnego członka rady nadzorczej tej spółki?
   Dlaczego zarząd PZU, w tym moja oso­ba, nie został o tej transakcji odpowied­nio wcześniej poinformowany?
Jakie wcześniej podjął pan kroki, aby tego rodzaju sytuacji zapobiec? Czy sprawa była omawiana na radzie nadzor­czej PTE SA?”.
   Na odpowiedź Krzewina dostaje kilka godzin.

PREZES ZASTAWIA PUŁAPKĘ
Nasz informator wyjaśnia: - Soros zgłaszał się po akcje agory dwa razy. Za pierwszym Andrzej Sołdek z PTE spuścił go na drzewo. Za dru­gim już nie mógł, bo oferta była bardzo korzystna - ponad 30 min zł za kilka procent akcji. Gdyby nie sprzedał, moż­na by mu postawić zarzut działania na niekorzyść spółki. Ten dokument, który zdobyliście, to rozpaczliwa dupokrytka. Ma pokazać, że Krupiński został w spra­wie Agory wywiedziony w pole. I że nie jest człowiekiem Sorosa.
   - Przed kim ma go chronić to pismo?
   - Przed PiS-owcami.
   Krzewina odpowiada Krupińskiemu, że o powiązaniach z Sorosem nic nie wie. W sprawie ujawniania informacji o transakcji konsultuje się z prawnika­mi spółki. Ci są zdziwieni - uważają, że pismo prezesa narusza ład korporacyjny. Doradzaj ą, by nie odpowiadać na pytania - transakcję. Krzewina nie odpowiada.
   Inny rozmówca: - O transakcji Agory nie mieli prawa wiedzieć ani rada nad­zorcza Złotej Jesieni, ani tym bardziej prezes PZU. Żądając w tej sprawie in­formacji na piśmie, Krupiński się skompromitował. Wydał polecenie służ­bowe, które de facto było nakłanianiem do popełnienia przestępstwa.
   - Czy to możliwe, że Krupiński dowie­dział się o zbyciu akcji dopiero z prasy?
   - Nie wiem, ale na zdrowy rozum informacja musiała do niego dotrzeć [PZU za­pewnia „Newsweek”, że prezes grupy nie wiedział o transakcji, ale na pytanie, czy Sołdek nieformalnie sygnalizował plan zbycia akcji, nie odpowiada - przyp. red.].
   - W takim razie, po co pismo do Krze­winy? - pytamy.
   - Chodziło o pułapkę. Jeśli Sołdek i Krzewina odpowiedzą, to znaczy, że złamali ład i można ich wyrzucić. Odmó­wią? Tym bardziej trzeba się ich pozbyć.
   Sołdek i Krzewina pracowali w PZU jeszcze za rządów Platformy, są na wo­jennej ścieżce z Krupińskim. Po transak­cji na akcjach Agory obaj muszą odejść. W międzyczasie ekipa Krupińskiego wciela w życie prace studyjne z czasu wyborów: PTE PZU zgłosi swojego kandydata do rady nadzorczej Agory i zapewni PiS-owskiej ekipie dostęp do dokumentacji spółki.

POSADY DLA WIERNYCH
Krupiński to typ prymusa: biegle zna cztery języki, w wieku 25 lat został wiceministrem skarbu, na kon­cie ma m.in. pracę w Banku Światowym i Merrill Lynch. Szybko skraca dystans i proponuje przejście na „ty”. Rozmów­ców przytłacza posturą i sposobem bycia. Chętnie opowiada o keynesizmie i sypie cytatami z Miltona Friedmana. Do gości, także tych dopiero poznanych, zwraca się krótkim: „Przyjacielu”.
   Znajomy: - Kiedy pierwszy raz go słu­chasz, myślisz: „Wow! Facet zna chyba pół świata”. Ale przy kolejnym spotka­niu zaczynasz się zastanawiać: „Czy on przypadkiem nie fantazjuje?”.
   Wraz z Krupińskim do PZU wkracza kilkunastoosobowa ekipa. Sam prezes od lat jest związany z tzw. grupą krakow­ską skupioną wokół Zbigniewa Ziobry. Razem z nim w zarządzie meldują się Robert Pietryszyn i Beata Kozłowska-Chyła. Pierwszy jest wrocławskim przy­jacielem ministra skarbu i byłego rzecz­nika PiS Adama Hofmana; druga była doradczynią Przemysława Gosiewskiego - nowy prezes przedstawia ją jako swoją sojuszniczkę.
   Krupiński cieszy się też wsparciem se­kretarza rady nadzorczej Macieja Zabo­rowskiego. To kolejny członek „grupy krakowskiej” - znajomy Ziobry i adwo­kat dziennikarki „Gazety Polskiej” Do­roty Kani. Na prośbę szefa PiS prezes PZU wstawia do rady nadzorczej PZU Życie Andrzeja Urbańskiego. Na dobrze płatne posady trafiają była podwładna Kaczyńskiego jeszcze z „Tygodnika So­lidarność” Dorota Macieja, protegowany Joachima Brudzińskiego Piotr Głod, szef założonego przez Ziobrę stowarzysze­nia Katon Marcin Szuba, żona ministra sprawiedliwości Patrycja Kotecka, żona prezydenckiego przyjaciela Aleksandra Agatowska, były oficer CBA Tomasz Cichoń i polecany przez ludzi z CBA Grze­gorz Janas.

POSTAĆ Z TARASU
Szarą eminencją w spółce jest Wi­told Ziobro. Nie pełni żadnej funkcji, ale bywa na 24. piętrze siedziby spółki, gdzie urzęduje prezes. Opowiada jeden z menedżerów grupy: - Wchodzę kie­dyś na spotkanie do prezesa, a po tarasie kręci się jakiś facet. Przysłuchuje się na­szej rozmowie i nic nie mówi. Pomyśla­łem, że to ochroniarz, ale potem ktoś mi pokazał jego zdjęcie w internecie. To był brat prokuratora generalnego.
   Według „Gazety Wyborczej” Krupiń­ski i Witold Ziobro poznali się podczas pracy w europarlamencie. Witold Zio­bro nie chce opowiadać o znajomości z prezesem PZU - zastrzega, że jest oso­bą prywatną, nie pracuje w państwo­wej spółce, i straszy pozwem sądowym. W archiwalnych artykułach na jego te­mat można znaleźć, że wspólnym punk­tem w biografiach jego i Krupińskiego jest Instytut Kościuszki. Ziobro był jednym z jego założycieli, a Krupiński - wiceprezesem.
   Jak ustalił „Newsweek”, PZU i Instytut łączą dziś biznesowe zależności. Instytut jest organizatorem imprezy poświęco­nej cyberbezpieczeństwu, a PZU jednym z jego partnerów strategicznych. Spółka nie chce podać, ile wydała na tę impre­zę, ale z prospektów, do których dotar­liśmy, wynika, że pakiet dla partnera głównego forum kosztuje 45 tys. zł, a dla strategicznego (jak PZU) cena jest nego­cjowana indywidualnie. Witold Ziobro nie odpowiada, czy rozmawiał w PZU o wsparciu. Twierdzi tylko, że nie pracu­je już w Instytucie. To prawda. Organiza­cją kieruje dziś wspólna znajoma Ziobry i Krupińskiego. W Krakowie oprócz sto­warzyszenia działa jeszcze spółka Insty­tut Kościuszki. Jednym z jej wspólników jest wspomniany Maciej Zaborowski, dziś członek rady nadzorczej PZU.

GAZ? JA HANDLOWAŁEM FIRANKAMI
Na 24. piętrze PZU robi się nerwowo. Wystarczyło kilka posiedzeń zarządu, by starzy pracownicy spółki zorientowali się, kto gra z kim i przeciw komu. Gdy prezes przechadza się po korytarzu z Witoldem Ziobrą, jego zastępca Robert Pietryszyn demonstracyjnie wprowadza do siedziby wiceprezesa PiS Adama Lipińskiego. Star­cie PiS-owców z Krakowa z PiS-owcami z Wrocławia wisi w powietrzu.
   Jedna z pierwszych narad nowego za­rządu. Krupiński mówi, że przyszedł czas oszczędnego gospodarowania. Cię­cia będą głębokie, z posiedzeń władz mają nawet zniknąć kanapki. Wtrąca się Pietryszyn: - Michał, a ten twój wyjazd do Davos to ile kosztował?
   Kilka tygodni później Wrocław przy­puszcza niespodziewany atak. Pietry­szyn dogaduje się z członkami rady nadzorczej. Ci z zaskoczenia usuwa­ją z władz stronnika prezesa Pawła Surówkę. Do zarządu wchodzą Seba­stian Klimek i Maciej Rapkiewicz. Obaj mają menedżerskie doświadczenie, ale ich kandydatury przynoszą w tecz­ce politycy. Klimka wsadza Jackiewicz, a Rapkiewicza - premier Szydło. Nowi wzmacniają frakcję wrocławską.
   Mecz dopiero się zaczął, a Kraków już przegrywa trzema bramkami. Krupiński pędzi na skargę do prezesa PiS. W PZU rozchodzi się, że na Nowogrodzkiej do­szło do konfrontacji: Jarosław Kaczyń­ski posadził naprzeciw siebie ministra skarbu z prezesem i kazał im się tłuma­czyć. Starcie ponoć wygrywa Krupiński.
   Kraków zaczyna odrabiać straty. Pre­zes każe sobie przynieść teczki personal­ne wszystkich członków zarządu. Po ich przejrzeniu wzywa jednego z menedże­rów spółki i rozmawia o Krzewinie: - Wie pan, gdzie on pracował w 1987 roku? W Tekstylimpkesie. To centrala handlu zagranicznego. Wie pan, gaz, WSI...
   Menedżer idzie do Krzewiny i pyta, czy to prawda. - Jaki gaz? Ja handlowa­łem firankami!
Podczas zarządów prezes zaczyna się powoływać na ustalenia z „okolicami głównego akcjonariusza”. Gdy Kozłowska-Chyła dopytuje, kiedy dojdzie do zmia­ny regulaminu zarządu, prezes odpowia­da enigmatycznie: - Jeszcze to negocjuję z ważnymi osobami w państwie.
   Co to za osoby? PZU przysyła skąpe wy­jaśnienie: sformułowania odnoszą się do ministra skarbu i jego zastępców. Mene­dżer ze spółki mówi drwiąco: - Przecież w firmie wszyscy wiedzą, że Krupiński lata do Kaczyńskiego. Z ministrem wal­czy, nie rozmawia.

W DRODZE DO TOALETY
Wrocław nie daje za wygraną. Na jego stronę przechodzi Kozłowska- Chyła, a po siedzibie zaczynają krążyć plotki, że Krupiński na weekendy lata do Stanów i Wielkiej Brytanii. Oraz że spółka na jego polecenia korzysta z usług detektywa. W piśmie do „Newsweeka” biuro prasowe zapewnia, że prezes nie wykorzystuje budżetu spółki do celów prywatnych, a umowa z detektywem obowiązuje jeszcze od czasów poprzed­niego zarządu.
   W maju z zarządu PZU odchodzi Pie­tryszyn, ale zwycięstwo Krupińskiego jest pozorne. W miejsce Pietryszyna po­jawia się poseł PiS Andrzej Jaworski. To wzmocnienie frakcji wrocławskiej: Ja­worski ma opinię zdolnego intrygan­ta, a do tego cieszy się wsparciem Radia Maryja.
   Kilka tygodni temu biuro PiS na No­wogrodzkiej. W sekretariacie preze­sa na swoją kolej długo czeka szef PZU. Trudno powiedzieć, by był mile widziany - gdy Kaczyński wynurza się z gabinetu, Krupiński słyszy: - Po co pan tu znowu przyszedł?! Czego pan chce?!
   Polityk PiS: - Wojna w PZU począt­kowo bawiła prezesa. Jedni donosili na drugich, więc on wiedział wszystko o wszystkich. Ale z czasem sprawa na­brzmiała i zaczęła go za bardzo absorbo­wać. Dlatego tak zareagował.
   Pracownik PZU: - W firmie żartujemy, że Kaczyński nakrzyczał na naszego pre­zesa w drodze do toalety. Dramat. Prezes giełdowej spółki czekał jak petent w po­czekalni u posła Kaczyńskiego, a na koń­cu i tak został ofukany. Upokarzające!
   Inny: - Krupiński myśli, że tylko on ma dostęp do prezesa, a nie wie, że swoje dojście ma też Kozłowska. Prosi o spot­kanie i po dwóch dniach jest w gabinecie.

FERRARI W „GAZECIE POLSKIEJ”
Połowa czerwca. Kraków sięga do głębokiej rezerwy. Ludzie służb, któ­rych Krupiński ściągnął do spółki, piszą zawiadomienie do CBA. Dzień później do siedziby wkraczają agenci Biura - wyno­szą dokumenty dotyczące projektu infor­matycznego, a w świat idzie informacja, że PZU mógł stracić nawet 200 min zł. Ludzie Krupińskiego dbają o odpowied­nią oprawę medialną: szczegóły firmowe­go audytu ujawnia „Gazeta Polska”, a jej naczelny apeluje w artykule wstępnym, by pozwolić młodemu prezesowi działać. Jak? To proste. Należy usunąć z zarządu tych, którzy przeszkadzają, bo to „ludzie starych układów”.
   Dwa dni później temat kontynuu­je „Gazeta Polska Codziennie”, w której ukazują się zdjęcia dyrektora finansowe­go Klimka wyjeżdżającego z firmowego parkingu pożyczonym ferrari. Samochód należy do kancelarii odszkodowawczej procesującej się z PZU. W jej władzach zasiada szef Nowoczesnej Ryszard Petru. Kilkadziesiąt godzin przed publika­cją Klimek i Kozłowska-Chyła zostają wyrzuceni z zarządu PZU Życie. Funk­cję prezesa obejmuje tam Surówka - ten sam, którego dwa miesiące wcześniej wyrzucono z władz całej grupy. Kraków znów prowadzi.
   Polityk PiS: - Za nami dopiero ko­lejna bitwa, wojna trwa nadal. A Wroc­ław na pewno nie powiedział ostatniego słowa.
Michał Krzymowski, Wojciech Cieśla Mariusz Gierszewski (Radio ZET)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz