Wojna domowa w obozie
PiS. Menedżerowie PZU i politycy biegają na skargę do Jarosława Kaczyńskiego, w
ruch idą służby specjalne, agencje czarnego PR, prywatni detektywi, donosy. W
tle próba przejęcia „Gazety Wyborczej’
W PZU od pół roku
trwa brutalna walka PiS-owskich frakcji. Najważniejsi politycy w państwie -
prezydent, premier, szef partii rządzącej, minister skarbu, prokurator
generalny, szef CBA i wicemarszałek Sejmu - wpychają do giełdowej spółki
członków swych rodzin i kolegów. A prezes PZU w ferworze walki strzela partii w
kolano: kontrolowana przez niego firma sprzedaje funduszowi inwestycyjnemu George’a Sorosa akcje Agory.
DOCISNĄĆ AGORĘ, ZGASIĆ,
PODDUSIĆ
8 czerwca, dzień po informacji kupnie przez fundusz
akcji wydawcy „gazety”. W
sympatyzującym z rządem portalu wPolityce.pl
publicysta Piotr Skwieciński snuje przypuszczenia: „Wygląda mi to na
wyprzedzające zabezpieczanie się przed ewentualnymi nieprzyjaznymi akcjami
Skarbu Państwa (którego spółki same mogłyby kupić te akcje, by w różny sposób
szkodzić »GW«)”.
W siedzibie PZU nominaci PiS gryzą się: co będzie, gdy wyjdzie na jaw,
że to oni wypuścili z rąk akcje Agory?
- Nie wiem, dlaczego zbyliśmy te udziały, nie taki był plan - denerwuje
się w rozmowie z „Newsweekiem” polityk PiS (musi zachować anonimowość).
I przyznaje: - Już w okolicach
wyborów pod okiem Dawida Jackiewicza rozważaliśmy warianty dociśnięcia Agory.
To były prace studyjne, raczej niewinne. Planowaliśmy wprowadzenie swojego
człowieka do rady nadzorczej, żeby zyskać wgląd w papiery spółki. Chcieliśmy
wiedzieć, co się stanie, jak im zgasimy reklamy. Ile wtedy pociągną? Co jeszcze
trzeba by zrobić, żeby odcięło im tlen?
Politycy PiS wiedzą, że do
przyduszenia „Wyborczej” wystarczy wcisnąć odpowiedni guzik w PZU. Jesienią
2015 r., gdy partia idzie po władzę, fundusz spółki Złota Jesień jest
największym akcjonariuszem Agory. Ma kilkanaście procent akcji.
Po co PiS miałoby dociskać Agorę?
Żeby stępić krytykę wydawanej przez nią „Gazety Wyborczej”.
ZRÓBMY IM JESIEŃ ŚREDNIOWIECZA!
Grudzień 2015 roku. Dawid
Jackiewicz, pod którego okiem w PiS prowadzono „prace studyjne w sprawie
dociskania Agory”, jest już ministrem skarbu. Na jego polecenie państwowe
spółki wycofują reklamy z „Gazety Wyborczej”. Urzędy centralne rezygnują z jej
prenumeraty (to samo spotyka m.in. „Newsweek”), a rząd ogłasza, że w ogóle nie
będzie publikował komunikatów w prasie ogólnopolskiej.
W „Gazecie” martwią się, że PiS dokończy rozpoczętą przez Platformę nacjonalizację
OFE, które są dominującą siłą w akcjonariacie Agory. - Boimy się, że przejmą
nam pismo - przyznaje na zamkniętym spotkaniu w Warszawie jeden z ważnych
akcjonariuszy spółki.
Sprawa żyje też na prawicy. Publicyści Cezary Gmyz i Rafał Ziemkiewicz
zastanawiają się na Twitterze: lepiej, żeby PZU rzuciło akcje na rynek i
zrobiło Agorze jesień średniowiecza? A może powinno się wykupić resztę
udziałów i przejąć redakcję? Ktoś rzuca pomysł, żeby naczelnym został Jacek
Kurski, przynajmniej wszystko zostanie w rodzinie.
Fundusze emerytalne mają ok. 38 proc. głosów na walnym zgromadzeniu. Teoretycznie
to więcej głosów niż Agora Holding, w której są założyciele „Gazety”. W
statucie spółki jest jednak haczyk.
- Agora Holding zawsze będzie mieć
pełną kontrolę, bo ma akcje imienne, a OFE tylko na okaziciela. Akcje imienne
rządzą, na jedną przypada aż pięć głosów na walnym. Do tego żaden akcjonariusz
posiadający te na okaziciela nie może wykonywać więcej niż 20 proc. głosów -
tłumaczy nasz rozmówca zbliżony do spółki. Założyciele „Gazety” wiele lat temu
zabezpieczyli się przed dociskaniem Agory.
CZY ZNA PAN SOROSA?
Fundusz Sorosa kupił w sumie 11 proc. akcji Agory. Po Warszawie
rozchodzi się plotka, że w gronie sprzedających była Grupa PZU. Dowodów nie
ma, ale wśród polityków PiS zaczyna krążyć donos na prezesa PZU: „Michał
Krupiński jako zaufany człowiek amerykańskiej finansjery został zatrudniony w
banku inwestycyjnym, w którym Soros miał udziały (...). Dokształcał się na Columbia
University, z którym bardzo silnie związany jest George Soros”.
Donos jest kuriozalny, ale 14 czerwca Krupiński wysyła faks do Dariusza
Krzewiny, szefa rady nadzorczej PTE PZU zarządzającego Złotą Jesienią. Pyta:
„Czy istnieją jakiekolwiek
powiązania ekonomiczne/towarzyskie między George’em Sorosem
lub osobami związanymi z jego funduszem a osobami związanymi z podjęciem
decyzji o zbyciu akcji (...)?
Dlaczego akcje Agory zostały zbyte, skoro wiedział pan, iż PTE został poproszony
o sugestie kandydatów na niezależnego członka rady nadzorczej tej spółki?
Dlaczego zarząd PZU, w tym moja osoba, nie został o tej transakcji
odpowiednio wcześniej poinformowany?
Jakie wcześniej podjął pan kroki,
aby tego rodzaju sytuacji zapobiec? Czy sprawa była omawiana na radzie nadzorczej
PTE SA?”.
Na odpowiedź Krzewina dostaje kilka godzin.
PREZES ZASTAWIA PUŁAPKĘ
Nasz informator wyjaśnia: - Soros zgłaszał się po
akcje agory dwa razy. Za pierwszym Andrzej Sołdek
z PTE spuścił go na drzewo. Za drugim już nie mógł, bo oferta była bardzo
korzystna - ponad 30 min zł za kilka
procent akcji. Gdyby nie sprzedał, można by mu
postawić zarzut działania na niekorzyść spółki. Ten dokument, który
zdobyliście, to rozpaczliwa dupokrytka. Ma pokazać, że Krupiński został w sprawie
Agory wywiedziony w pole.
I że nie jest człowiekiem Sorosa.
- Przed kim ma go chronić to pismo?
- Przed PiS-owcami.
Krzewina odpowiada Krupińskiemu, że o powiązaniach z Sorosem nic nie
wie. W sprawie ujawniania informacji o transakcji
konsultuje się z prawnikami spółki. Ci są zdziwieni - uważają, że pismo
prezesa narusza ład korporacyjny. Doradzaj ą, by nie odpowiadać na pytania
- transakcję. Krzewina nie odpowiada.
Inny rozmówca: - O transakcji Agory nie mieli prawa wiedzieć ani rada
nadzorcza Złotej Jesieni, ani tym bardziej prezes PZU. Żądając w tej sprawie
informacji na piśmie, Krupiński się skompromitował. Wydał polecenie służbowe,
które de facto było nakłanianiem do popełnienia przestępstwa.
- Czy to możliwe, że Krupiński dowiedział się o zbyciu akcji dopiero z
prasy?
- Nie wiem, ale na zdrowy rozum informacja musiała do niego dotrzeć [PZU
zapewnia „Newsweek”, że prezes grupy nie wiedział o transakcji, ale na pytanie,
czy Sołdek nieformalnie sygnalizował plan zbycia akcji, nie odpowiada - przyp.
red.].
- W takim razie, po co pismo do Krzewiny? - pytamy.
- Chodziło o pułapkę. Jeśli Sołdek i Krzewina odpowiedzą, to znaczy, że
złamali ład i można ich wyrzucić. Odmówią? Tym bardziej trzeba się ich pozbyć.
Sołdek i Krzewina pracowali w PZU jeszcze za rządów Platformy, są na wojennej
ścieżce z Krupińskim. Po transakcji na akcjach Agory obaj muszą odejść. W
międzyczasie ekipa Krupińskiego wciela w życie prace studyjne z czasu wyborów:
PTE PZU zgłosi swojego kandydata do rady nadzorczej Agory i zapewni PiS-owskiej
ekipie dostęp do dokumentacji spółki.
POSADY DLA WIERNYCH
Krupiński to typ prymusa: biegle zna cztery języki, w
wieku 25 lat został wiceministrem skarbu, na
koncie ma m.in. pracę w Banku Światowym i Merrill Lynch. Szybko skraca dystans
i proponuje przejście na „ty”. Rozmówców przytłacza posturą i sposobem bycia.
Chętnie opowiada o keynesizmie i sypie cytatami z Miltona Friedmana. Do gości,
także tych dopiero poznanych, zwraca się krótkim: „Przyjacielu”.
Znajomy: - Kiedy pierwszy raz go słuchasz, myślisz: „Wow! Facet zna
chyba pół świata”. Ale przy kolejnym spotkaniu zaczynasz się zastanawiać: „Czy
on przypadkiem nie fantazjuje?”.
Wraz z Krupińskim do PZU wkracza kilkunastoosobowa ekipa. Sam prezes od
lat jest związany z tzw. grupą krakowską skupioną wokół Zbigniewa Ziobry.
Razem z nim w zarządzie meldują się Robert Pietryszyn i Beata Kozłowska-Chyła.
Pierwszy jest wrocławskim przyjacielem ministra skarbu i byłego rzecznika PiS
Adama Hofmana; druga była doradczynią Przemysława Gosiewskiego - nowy prezes przedstawia ją jako swoją sojuszniczkę.
Krupiński cieszy się też wsparciem sekretarza rady nadzorczej Macieja
Zaborowskiego. To kolejny członek „grupy krakowskiej” - znajomy Ziobry i adwokat
dziennikarki „Gazety Polskiej” Doroty Kani. Na prośbę szefa PiS prezes PZU
wstawia do rady nadzorczej PZU Życie Andrzeja Urbańskiego. Na dobrze płatne
posady trafiają była podwładna Kaczyńskiego jeszcze z „Tygodnika Solidarność”
Dorota Macieja, protegowany Joachima Brudzińskiego Piotr Głod, szef założonego
przez Ziobrę stowarzyszenia Katon Marcin Szuba, żona ministra sprawiedliwości
Patrycja Kotecka, żona prezydenckiego przyjaciela Aleksandra Agatowska, były oficer CBA Tomasz
Cichoń i polecany przez ludzi z CBA Grzegorz Janas.
POSTAĆ Z TARASU
Szarą eminencją w spółce jest Witold Ziobro. Nie pełni żadnej funkcji, ale bywa na 24. piętrze siedziby
spółki, gdzie urzęduje prezes. Opowiada jeden z menedżerów grupy: - Wchodzę kiedyś
na spotkanie do prezesa, a po tarasie kręci się jakiś facet. Przysłuchuje się
naszej rozmowie i nic nie mówi. Pomyślałem, że to ochroniarz, ale potem ktoś
mi pokazał jego zdjęcie w internecie. To był brat prokuratora generalnego.
Według „Gazety Wyborczej” Krupiński i Witold Ziobro poznali się podczas
pracy w europarlamencie. Witold Ziobro nie chce opowiadać o znajomości z
prezesem PZU - zastrzega, że jest osobą prywatną, nie pracuje w państwowej
spółce, i straszy pozwem sądowym. W archiwalnych artykułach na jego temat
można znaleźć, że wspólnym punktem w biografiach jego i Krupińskiego jest
Instytut Kościuszki. Ziobro był jednym z jego założycieli, a Krupiński - wiceprezesem.
Jak ustalił „Newsweek”, PZU i Instytut łączą dziś biznesowe zależności.
Instytut jest organizatorem imprezy poświęconej cyberbezpieczeństwu, a PZU
jednym z jego partnerów strategicznych. Spółka nie chce podać, ile wydała na tę
imprezę, ale z prospektów, do których dotarliśmy, wynika, że pakiet dla
partnera głównego forum kosztuje 45 tys. zł, a dla strategicznego (jak PZU)
cena jest negocjowana indywidualnie. Witold Ziobro nie odpowiada, czy
rozmawiał w PZU o wsparciu. Twierdzi tylko, że
nie pracuje już w Instytucie. To prawda. Organizacją kieruje dziś wspólna
znajoma Ziobry i Krupińskiego. W Krakowie
oprócz stowarzyszenia działa jeszcze spółka Instytut Kościuszki. Jednym z jej
wspólników jest wspomniany Maciej Zaborowski, dziś członek rady nadzorczej PZU.
GAZ? JA HANDLOWAŁEM FIRANKAMI
Na 24. piętrze PZU robi się nerwowo. Wystarczyło kilka posiedzeń zarządu, by starzy pracownicy
spółki zorientowali się, kto gra z kim i
przeciw komu. Gdy prezes przechadza się po korytarzu z Witoldem Ziobrą, jego
zastępca Robert Pietryszyn demonstracyjnie wprowadza do siedziby wiceprezesa
PiS Adama Lipińskiego. Starcie PiS-owców z Krakowa z PiS-owcami z Wrocławia
wisi w powietrzu.
Jedna z pierwszych narad nowego zarządu. Krupiński mówi, że przyszedł
czas oszczędnego gospodarowania. Cięcia będą głębokie, z posiedzeń władz mają
nawet zniknąć kanapki. Wtrąca się Pietryszyn: - Michał, a ten twój wyjazd do Davos to ile kosztował?
Kilka tygodni później Wrocław przypuszcza niespodziewany atak. Pietryszyn
dogaduje się z członkami rady nadzorczej. Ci z zaskoczenia usuwają z władz
stronnika prezesa Pawła Surówkę. Do zarządu wchodzą Sebastian Klimek i Maciej
Rapkiewicz. Obaj mają menedżerskie doświadczenie, ale ich kandydatury przynoszą
w teczce politycy. Klimka wsadza Jackiewicz, a Rapkiewicza - premier Szydło.
Nowi wzmacniają frakcję wrocławską.
Mecz dopiero się zaczął, a Kraków już przegrywa trzema bramkami.
Krupiński pędzi na skargę do prezesa PiS. W PZU rozchodzi się, że na
Nowogrodzkiej doszło do konfrontacji: Jarosław Kaczyński posadził naprzeciw
siebie ministra skarbu z prezesem i kazał im się tłumaczyć. Starcie ponoć
wygrywa Krupiński.
Kraków zaczyna odrabiać straty. Prezes każe sobie przynieść teczki
personalne wszystkich członków zarządu. Po ich przejrzeniu wzywa jednego z
menedżerów spółki i rozmawia o Krzewinie: - Wie pan, gdzie on pracował w 1987
roku? W Tekstylimpkesie. To centrala handlu zagranicznego. Wie pan, gaz, WSI...
Menedżer idzie do Krzewiny i pyta, czy to prawda. - Jaki gaz? Ja
handlowałem firankami!
Podczas zarządów prezes zaczyna
się powoływać na ustalenia z „okolicami głównego akcjonariusza”. Gdy Kozłowska-Chyła
dopytuje, kiedy dojdzie do zmiany regulaminu zarządu, prezes odpowiada
enigmatycznie: - Jeszcze to negocjuję z ważnymi osobami w państwie.
Co to za osoby? PZU przysyła skąpe wyjaśnienie: sformułowania odnoszą
się do ministra skarbu i jego zastępców.
Menedżer ze spółki mówi drwiąco: - Przecież w firmie wszyscy wiedzą, że
Krupiński lata do Kaczyńskiego. Z ministrem walczy, nie rozmawia.
W DRODZE DO TOALETY
Wrocław nie daje za wygraną. Na jego stronę przechodzi Kozłowska- Chyła, a po siedzibie
zaczynają krążyć plotki, że Krupiński na weekendy lata do Stanów i Wielkiej
Brytanii. Oraz że spółka na jego polecenia korzysta z usług detektywa. W piśmie
do „Newsweeka” biuro prasowe zapewnia, że prezes nie wykorzystuje budżetu
spółki do celów prywatnych, a umowa z detektywem obowiązuje jeszcze od czasów
poprzedniego zarządu.
W maju z zarządu PZU odchodzi Pietryszyn, ale zwycięstwo Krupińskiego
jest pozorne. W miejsce Pietryszyna pojawia się poseł PiS Andrzej Jaworski. To
wzmocnienie frakcji wrocławskiej: Jaworski ma opinię zdolnego intryganta, a
do tego cieszy się wsparciem Radia Maryja.
Kilka tygodni temu biuro PiS na Nowogrodzkiej. W sekretariacie prezesa
na swoją kolej długo czeka szef PZU. Trudno powiedzieć, by był mile widziany
- gdy Kaczyński wynurza się z gabinetu, Krupiński
słyszy: - Po co pan tu znowu przyszedł?! Czego pan chce?!
Polityk PiS: - Wojna w PZU początkowo bawiła prezesa. Jedni donosili na
drugich, więc on wiedział wszystko o wszystkich.
Ale z czasem sprawa nabrzmiała i zaczęła go za bardzo
absorbować. Dlatego tak zareagował.
Pracownik PZU: - W firmie żartujemy, że Kaczyński nakrzyczał na naszego
prezesa w drodze do toalety. Dramat. Prezes giełdowej spółki czekał jak petent
w poczekalni u posła Kaczyńskiego, a na końcu i tak został ofukany.
Upokarzające!
Inny: - Krupiński myśli, że tylko on ma dostęp do prezesa, a nie wie, że
swoje dojście ma też Kozłowska. Prosi o spotkanie i po dwóch dniach jest w
gabinecie.
FERRARI W „GAZECIE POLSKIEJ”
Połowa czerwca. Kraków sięga do głębokiej rezerwy. Ludzie służb, których Krupiński ściągnął do spółki, piszą
zawiadomienie do CBA. Dzień później do siedziby wkraczają agenci Biura - wynoszą
dokumenty dotyczące projektu informatycznego, a w świat idzie informacja, że
PZU mógł stracić nawet 200 min zł. Ludzie Krupińskiego dbają o odpowiednią
oprawę medialną: szczegóły firmowego audytu ujawnia „Gazeta Polska”, a jej
naczelny apeluje w artykule wstępnym, by pozwolić młodemu prezesowi działać.
Jak? To proste. Należy usunąć z zarządu tych, którzy przeszkadzają, bo to
„ludzie starych układów”.
Dwa dni później temat kontynuuje „Gazeta Polska Codziennie”, w której
ukazują się zdjęcia dyrektora finansowego Klimka wyjeżdżającego z firmowego
parkingu pożyczonym ferrari. Samochód należy do kancelarii odszkodowawczej
procesującej się z PZU. W jej władzach zasiada szef Nowoczesnej Ryszard Petru.
Kilkadziesiąt godzin przed publikacją Klimek i Kozłowska-Chyła zostają
wyrzuceni z zarządu PZU Życie. Funkcję prezesa obejmuje tam Surówka - ten sam,
którego dwa miesiące wcześniej wyrzucono z władz całej grupy. Kraków znów
prowadzi.
Polityk PiS: - Za nami dopiero kolejna bitwa, wojna trwa nadal. A Wrocław
na pewno nie powiedział ostatniego słowa.
Michał Krzymowski, Wojciech Cieśla Mariusz Gierszewski (Radio ZET)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz