Niewidzialna ręka rynku dobrze działa
wtedy, kiedy jest wsparta przez widzialną rękę państwa - przekonuje wicepremier
Mateusz Morawiecki. Tylko czy ta widzialna ręka musi być zaciśnięta w pięść? -
pytają przedstawiciele polskiej gospodarki.
Funkcjonariusze
Centralnego Biura Antykorupcyjnego wkroczyli niedawno do wszystkich urzędów
marszałkowskich w kraju. Przez kilka najbliższych miesięcy będą kontrolowali
wydatkowanie pieniędzy unijnych. To nietypowa akcja, bo wyspecjalizowanych
kontrolerów unijnych funduszy jest już wielu. Zajmują się tym m.in. urzędy
kontroli skarbowej, NIK, minister rozwoju, Europejski Trybunał Obrachunkowy.
To klasyczne „trałowanie”, tłumaczą eksperci. CBA ciągnie sieci w
nadziei, że coś wyłowi. Nawet jeśli nie będą to przypadki korupcji, nadające
się do procesowej obróbki, to może znajdą się punkty zaczepienia do innych
akcji. Wśród samorządowców panuje przekonanie, że akcja CBA jest przygrywką do
uderzenia w lokalne samorządy, których większość jest w rękach opozycji. Może
doprowadzi to do przedterminowych wyborów? W ostateczności coś
się przecież znajdzie, choćby do
obróbki medialnej, która umocni wiarę wyborców, że rząd musi zrobić porządek,
bo w samorządach dzieje się źle.
CIECH
na grillu
CBA ma dziś wiele politycznych zadań. Najważniejsze wiążą się ze
sprywatyzowanymi spółkami, które już przed wyborami zostały wytypowane przez
polityków PiS do odzyskania. Pisaliśmy o tym w
POLITYCE już w styczniu („Skarb z odzysku”), wyliczając, kto znalazł się na celowniku:
CIECH, Przedsiębiorstwo Wydawnicze Rzeczpospolita, Kopalnia Węgla Brunatnego
Adamów, spółka Meble Emilia, Zakłady Górniczo-Hutnicze Bolesław, Polskie
Koleje Linowe, PKP Energetyka.
Z większością tych spółek wiąże się jakiś polityczny interes, który
sprawia, że są teraz intensywnie grillowane. W przypadku CIECH chodzi o osobę
nieżyjącego już Jana Kulczyka, którego luksemburska spółka kupiła kontrolny
pakiet akcji. Nielegalnie nagrane w trakcie tzw. afery podsłuchowej rozmowy
Kulczyka z politykami PO nie dostarczyły dowodów jakiejś korupcji, ale może
coś się jednak znajdzie w papierach? W przypadku kopalni Adamów na celowniku
jest Zygmunt Solorz-Żak, właściciel zespołu elektrowni Pątnów-Adamów-Konin, a
także - co ważne - telewizji Polsat. Wydawnictwo Rzeczpospolita jest
intensywnie rozpracowywane z uwagi na właściciela Grzegorza Hajdarowicza,
nie tylko ze względu na jego kontakty z politykami PO, ale także dlatego, że
zorientowany przez długi czas na PiS dziennik (to tam były słynne publikacje o
trotylu w Tu-154) zmienił w dość niezależne medium. A Polskie Koleje Linowe?
Bo prezes Kaczyński przed wyborami obiecał góralom, że odzyska dla nich kolejkę
na Kasprowy. Natomiast PKP Energetyka trafiła na warsztat CBA z inicjatywy
Krzysztofa Tchórzewskiego, ministra energii, który jest urlopowanym
pracownikiem tej spółki.
Grillowanie poszczególnych spółek jest na różnych etapach.
Najintensywniej toczy się ostatnio w przypadku CIECH. Pisaliśmy już o akcji
CBA, w trakcie której funkcjonariusze weszli do biur chemicznej spółki oraz do
Kulczyk Holding w celu zabezpieczenia dokumentacji. Wśród firm, które
odwiedzili, była także spółka public relations Cross Media PR, która
pracuje dla CIECH i Kulczyk Holding.
- Kiedy o 7.00 rano przyszło do mnie CBA, by zabezpieczyć mój laptop
i tablet, zapytałem, czy na miejscu już jest Telewizja Republika -
opowiada prezes Cross Media PR Andrzej Długosz. -„Jestem oficerem, pan mnie
obraża”, usłyszałem. Kiedy o 9.30 TV Republika
podała, że było u mnie CBA, i wymieniając z imienia i nazwiska, poinformowano,
że„na razie mam status świadka”, usłyszałem od oficera: „nie mam z tym nic
wspólnego”. Długosz dodaje, że w ten oto
prosty sposób został pozbawiony nie tylko sprzętu komputerowego (CBA go nadal
analizuje), lecz także trzeciej części klientów, którzy przestraszeni zerwali
umowy. Być może to był cel?
- Tu nie chodzi o CIECH - wyjaśnia jeden z ekspertów
zaangażowanych w akcję odzyskiwania spółek. - CBA
przeszukuje komputery Długosza z nadzieją, że znajdzie
w nich coś, co przyda się do sprawy £ PKP Energetyka. Cross Media
pracowały dla tej spółki. Ministrom Tchórzewskiemu i Adamczykowi bardzo zależy,
by unieważnić tę prywatyzację. Z PKP Energetyka ministrowie mają problem,
bo składali już do prokuratury doniesienie, ale prokuratura nie znalazła
powodów do śledztwa. Na dodatek ostatnio NIK pozytywnie oceniła prywatyzację
spółki. Podważenie transakcji będzie trudne, chyba że uda się coś nowego
wytrałować.
Apetyt na owoce
Przeszukiwanie komputera świadka z nadzieją, że znajdzie się coś, co
przyda się do innych spraw, wygląda na nielegalne gromadzenie dowodów. To tzw.
owoce zatrutego drzewa, czyli dowody, których dotychczas nie można było
wykorzystać procesowo, ale ostatnia reforma Kodeksu postępowania karnego
(POLITYKA 25) przewiduje już legalizację dowodów uzyskanych np. przy okazji
podsłuchów prowadzonych w innych sprawach.
Prywatny biznes drży na myśl o kolejnych idących tym śladem zmianach,
choć pani premier uspokaja, że tylko nieuczciwi mają się czego obawiać.
Uczciwi mogą spać spokojnie. Problem tylko taki, że kryteria oddzielające
jednych od drugich robią się coraz bardziej płynne. Chodzi o to, by nikt nie
czuł się zbyt pewnie. Konsekwencje, jakie to pociąga, mogą być za to dramatyczne.
Dotyczy to zwłaszcza tzw. konfiskaty rozszerzonej, która pozwoli
prokuraturze (w praktyce Zbigniewowi Ziobrze) na zajęcie majątku w trakcie
niezakończonego postępowania karnego. Nie chodzi tylko o pojedyncze przedmioty, ale nawet całe przedsiębiorstwo,
„które służyło lub było przeznaczone do popełnienia przestępstwa”. Przed
zakończeniem postępowania prokurator będzie mógł ustanowić zarządcę
przymusowego.
Prokuratorzy opiniujący projekt bardzo go pochwalili, ale sędziowie
sądów okręgowych nie zostawili na nim suchej nitki. Zarzucają m.in. stosowanie
nieostrych i ocennych kryteriów czy też
wprowadzenie odpowiedzialności karnej podmiotów zbiorowych (np. spółek),
nieistniejącej w polskim systemie.
Rząd PiS ma więc problem nie tylko z sędziami Trybunału Konstytucyjnego,
ale też sądów powszechnych. Nie dorośli do „dobrej zmiany”. Dlatego ich samych
czeka zmiana, bo wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak szykuje reformę
sądownictwa. „Gazeta Polska” zachwyca się jego planem: „Odejście wstań
spoczynku ponad 80 sędziów Sądu Najwyższego zaczynających kariery w czasach komunizmu.
Uderzenie po kieszeni nierzetelnych sędziów w ramach odpowiedzialności
dyscyplinarnej. Rozbicie sitw skupionych wokół prezesów sądów, które nie będą
już mogły rozdawać przywilejów, gdyż sędziowie obu instancji zarabiać będą tyle
samo”.
Kontroli mniej
więcej
Konfiskata rozszerzona wbrew pozorom nie jest wynalazkiem PiS. To
rozwiązanie stosowane w wielu krajach, służące walce z przestępczością
zorganizowaną i nawet rekomendowane przez Unię Europejską. Chodzi o pozbawienie
sprawców przestępstw ekonomicznej bazy dla ich działalności kryminalnej. Jak
zwykle jednak diabeł tkwi w szczegółach, w procedurach i kontroli. Arbitralność
władzy stwarza nieograniczone pole do szantażu wobec każdego źle widzianego
przedsiębiorcy.
Dziś np. wielkim problemem są wyłudzenia podatku VAT. To dochodowy sektor
zorganizowanej przestępczości. Konieczne są zmiany prawa - tłumaczy rząd. Nie
tylko karnego, ale także licznych innych ustaw, zwłaszcza podatkowych. I tych,
które dają nowe uprawnienia służbom specjalnym (podsłuchy, inwigilacja itp.).
Szykuje się też wojna z tzw. agresywną optymalizacją podatkową, czyli
tworzeniem zagranicznych spółek tylko po to, by przy ich pomocy obniżać
zobowiązania podatkowe w kraju. Na celowniku znalazły się ceny transferowe,
czyli transakcje pomiędzy powiązanymi ze sobą firmami prowadzone po sztucznie
ustalanych cenach tylko po to, by płacić niższe podatki. Przedsiębiorcy już od
lipca (mali od stycznia) mają obowiązek przekazywania do urzędów skarbowych
drogą elektroniczną swojej ewidencji VAT (jednolity plik kontrolny
- JPK), aby skarbówka mogła na bieżąco kontrolować i
poprzez kontrole krzyżowe wyłapywać nadużycia. Zajmie się tym nowa (uzbrojona)
służba-Kr aj owa Administracja Skarbowa.
- Od pół roku obserwujemy wzmożoną aktywność kontrolną aparatu
skarbowego. Kolejne projekty zmian systemu podatkowego - w wielu przypadkach
uzasadnione i potrzebne - przygotowywane są w pośpiechu - zauważa Andrzej
Puncewicz, doradca podatkowy, partner w firmie Crido Taxand.
- Towarzyszy temu medialna aktywność przedstawicieli resortu finansów budząca niepokój wśród przedsiębiorców. Wiele osób już się gubi, co się zmieniło, a co jest dopiero w fazie projektu. Obawiają się, że nieprecyzyjność przepisów lub ich wykładni może zaszkodzić nie tylko ich firmom, ale też im samym. Konsekwencje (łącznie z więzieniem) są bowiem coraz poważniejsze.
- Towarzyszy temu medialna aktywność przedstawicieli resortu finansów budząca niepokój wśród przedsiębiorców. Wiele osób już się gubi, co się zmieniło, a co jest dopiero w fazie projektu. Obawiają się, że nieprecyzyjność przepisów lub ich wykładni może zaszkodzić nie tylko ich firmom, ale też im samym. Konsekwencje (łącznie z więzieniem) są bowiem coraz poważniejsze.
Przedsiębiorcy od dawna skarżą się, że państwo zastawia na nich pułapki
i zamęcza nieustannymi kontrolami, które dezorganizują działalność i narażają
na koszty. Dlatego Ministerstwo Rozwoju przygotowało pakiet 100 usprawnień dla
firm, obiecując m.in. ograniczenie liczby i czasu kontroli. Jednocześnie resort
finansów wydał szefom skarbówek instrukcję, by skuteczniej dociskały
podatników. Plan przewiduje nie tylko zwiększenie liczby kontroli, ale także
wymaga, by więcej osób było prawomocnie skazanych.
Zły i dobry
policjant
Minister rozwoju kreuje się więc na dobrego policjanta, obiecując
rozluźnienie rygorów, gdy minister finansów jest złym, przykręcającym śrubę. - Niemal
połowa polskich przedsiębiorców nie jest przygotowana do kontroli skarbowej.
Zwłaszcza do obowiązku dostarczania
jednolitych plików kontrolnych. To będzie spore wyzwanie informatyczne dla
mniej szych firm i w efekcie może narazić je na kary- przewiduje Piotr Ciski, prezes firmy Sage.
Niestety, coraz wyraźniej widać, że państwowy aparat kontrolny - jawny
i niejawny- oraz prokuratura stają się narzędziem politycznym. Oto np.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła właśnie śledztwo w sprawie
przekroczenia uprawnień przez Marcina Korolca, byłego ministra środowiska. W
2012 r. miał on nie dopuścić do wycięcia Puszczy Białowieskiej, co ograniczyło
pozyskanie drewna i przyczyniło się do rozwoju pasożytów. Grozi mu za to do 5
lat więzienia.
W tym samym czasie Komisja Europejska wszczęła postępowanie przeciw
Polsce w związku z planami obecnego ministra środowiska Jana Szyszki wycinki
puszczy. Zarzut dotyczy naruszenia dyrektyw siedliskowej i ptasiej, za co
grożą dotkliwe kary finansowe. Jest więc prawdopodobne, że jednocześnie
Trybunał Sprawiedliwości skaże Polskę za wycięcie puszczy, a polski sąd Korolca
za niewycięcie. To sygnał dla biznesu, by za bardzo nie pokładał nadziei w
prawie unijnym: zanim Strasburg albo Luksemburg pochylą się nad sprawą, zajmie
się wami nasz prokurator.
Sprawa Korolca jest jedną z wielu, w których nowa władza rozlicza
poprzedników. Część z nich dotyczy górnictwa, zwłaszcza upadku Kompanii
Węglowej. Pospieszny audyt przeprowadzili tam tzw. społeczni eksperci wskazani
przez ministra Tchoórzewskiego. Wśród doniesień do prokuratury wiele jest
zasadnych zarzutów ukazujących, jak nieudolnym zarządcą jest państwo. Audytorzy
zarzucają m.in., że kopalnie wynajmowały zewnętrzne spółki, płacąc im
astronomiczne wynagrodzenia, albo inwestowały w wydobycie tam, gdzie należało
z niego zrezygnować. Tyle że taką politykę dyktowały górnicze związki, a
zarządy się do tego stosowały, bo ekonomia była na drugim planie. Instrukcja z
Warszawy była prosta – dbać o spokój
społeczny.
To samo robi dziś nowa władza, tylko na większą skalę. Jednocześnie
zamierza surowo rozliczyć poprzedników. Ale to broń obosieczna, bo każdy
państwowy menedżer z politycznego nadania musi mieć świadomość, że za kilka lat
i on może stanąć przed prokuratorem i tłumaczyć się z podejmowanych dziś na polecenie
z góry, nieracjonalnych ekonomicznie decyzji. Świadomość przyszłej karnej
odpowiedzialności może być paraliżująca. A przecież rola państwa w gospodarce
ma rosnąć. Wicepremier Gowin wzywa nawet do nacjonalizowania banków.
- Tylko nieliczni menedżerowie są świadomi ryzyka- wyjaśnia
jeden z urzędników Ministerstwa Skarbu. - Większość ma silną polityczną
motywację i wiarę, że obecny układ polityczny długo się nie zmieni. Stąd
poczucie rewolucyjnej misji i przekonanie, że nie można się dziś kierować
przyziemnymi kwestiami, jak interes spółki i akcjonariuszy. Gdyby prezes PGE
dostał polecenie zbudowania elektrowni jądrowej, następnego dnia podpisałby
stosowną decyzję.
Politycy wydają się bardziej świadomi ryzyka, na jakie wystawiają
swoich nominatów. W Ministerstwie Skarbu pojawił się więc pomysł zmiany Kodeksu
spółek handlowych, tak by prezesów zwolnić z odpowiedzialności karnej za
działanie na szkodę spółki, jeśli stały za tym ważne politycznie powody.
Biznes w napięciu obserwuje, jak nowa władza - nie niepokojona przez
Trybunał Konstytucyjny - rozbudowuje swój arsenał. Wszyscy wiedzą, że jeśli w
pierwszym akcie dramatu na ścianie zawiśnie strzelba, to w ostatnim ktoś musi
z niej strzelić. A strzelb szybko przybywa.
Adam Grzeszak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz