czwartek, 30 czerwca 2016

Gabinet strachów



Niewidzialna ręka rynku dobrze działa wtedy, kiedy jest wsparta przez widzialną rękę państwa - przekonuje wicepremier Mateusz Morawiecki. Tylko czy ta widzialna ręka musi być zaciśnięta w pięść? - pytają przedstawiciele polskiej gospodarki.

Funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego wkroczyli nie­dawno do wszystkich urzędów marszałkowskich w kraju. Przez kilka najbliższych miesięcy będą kontrolowali wydatkowanie pieniędzy unijnych. To nietypowa akcja, bo wyspecjali­zowanych kontrolerów unijnych funduszy jest już wielu. Zajmują się tym m.in. urzędy kontroli skarbowej, NIK, minister rozwoju, Europejski Trybunał Obrachunkowy.
   To klasyczne „trałowanie”, tłumaczą eks­perci. CBA ciągnie sieci w nadziei, że coś wyłowi. Nawet jeśli nie będą to przypadki korupcji, nadające się do procesowej ob­róbki, to może znajdą się punkty zaczepie­nia do innych akcji. Wśród samorządowców panuje przekonanie, że akcja CBA jest przygrywką do uderzenia w lokalne sa­morządy, których większość jest w rękach opozycji. Może doprowadzi to do przedter­minowych wyborów? W ostateczności coś
się przecież znajdzie, choćby do obróbki medialnej, która umocni wiarę wyborców, że rząd musi zrobić porządek, bo w samo­rządach dzieje się źle.

   CIECH na grillu
   CBA ma dziś wiele politycznych zadań. Najważniejsze wiążą się ze sprywatyzo­wanymi spółkami, które już przed wybo­rami zostały wytypowane przez polity­ków PiS do odzyskania. Pisaliśmy o tym w POLITYCE już w styczniu („Skarb z od­zysku”), wyliczając, kto znalazł się na ce­lowniku: CIECH, Przedsiębiorstwo Wy­dawnicze Rzeczpospolita, Kopalnia Węgla Brunatnego Adamów, spółka Meble Emi­lia, Zakłady Górniczo-Hutnicze Bolesław, Polskie Koleje Linowe, PKP Energetyka.
   Z większością tych spółek wiąże się jakiś polityczny interes, który sprawia, że są te­raz intensywnie grillowane. W przypad­ku CIECH chodzi o osobę nieżyjącego już Jana Kulczyka, którego luksembur­ska spółka kupiła kontrolny pakiet akcji. Nielegalnie nagrane w trakcie tzw. afery podsłuchowej rozmowy Kulczyka z po­litykami PO nie dostarczyły dowodów jakiejś korupcji, ale może coś się jednak znajdzie w papierach? W przypadku ko­palni Adamów na celowniku jest Zygmunt Solorz-Żak, właściciel zespołu elektrow­ni Pątnów-Adamów-Konin, a także - co ważne - telewizji Polsat. Wydawnic­two Rzeczpospolita jest intensywnie roz­pracowywane z uwagi na właściciela Grze­gorza Hajdarowicza, nie tylko ze względu na jego kontakty z politykami PO, ale tak­że dlatego, że zorientowany przez długi czas na PiS dziennik (to tam były słynne publikacje o trotylu w Tu-154) zmienił w dość niezależne medium. A Polskie Ko­leje Linowe? Bo prezes Kaczyński przed wyborami obiecał góralom, że odzyska dla nich kolejkę na Kasprowy. Natomiast PKP Energetyka trafiła na warsztat CBA z inicjatywy Krzysztofa Tchórzewskiego, ministra energii, który jest urlopowanym pracownikiem tej spółki.
   Grillowanie poszczególnych spółek jest na różnych etapach. Najintensywniej to­czy się ostatnio w przypadku CIECH. Pi­saliśmy już o akcji CBA, w trakcie której funkcjonariusze weszli do biur chemicz­nej spółki oraz do Kulczyk Holding w celu zabezpieczenia dokumentacji. Wśród firm, które odwiedzili, była także spółka public relations Cross Media PR, która pracuje dla CIECH i Kulczyk Holding.
   - Kiedy o 7.00 rano przyszło do mnie CBA, by zabezpieczyć mój laptop i tablet, zapytałem, czy na miejscu już jest Telewi­zja Republika - opowiada prezes Cross Media PR Andrzej Długosz. -„Jestem ofice­rem, pan mnie obraża”, usłyszałem. Kiedy o 9.30 TV Republika podała, że było u mnie CBA, i wymieniając z imienia i nazwiska, poinformowano, że„na razie mam status świadka”, usłyszałem od oficera: „nie mam z tym nic wspólnego”. Długosz dodaje, że w ten oto prosty sposób został pozbawio­ny nie tylko sprzętu komputerowego (CBA go nadal analizuje), lecz także trzeciej czę­ści klientów, którzy przestraszeni zerwali umowy. Być może to był cel?
   - Tu nie chodzi o CIECH - wyjaśnia je­den z ekspertów zaangażowanych w akcję odzyskiwania spółek. - CBA przeszukuje komputery Długosza z nadzieją, że znajdzie w nich coś, co przyda się do sprawy £ PKP Energetyka. Cross Media pracowały dla tej spółki. Ministrom Tchórzewskiemu i Adamczykowi bardzo zależy, by unieważ­nić tę prywatyzację. Z PKP Energetyka ministrowie mają problem, bo składali już do prokuratury doniesienie, ale pro­kuratura nie znalazła powodów do śledz­twa. Na dodatek ostatnio NIK pozytywnie oceniła prywatyzację spółki. Podważenie transakcji będzie trudne, chyba że uda się coś nowego wytrałować.

   Apetyt na owoce
   Przeszukiwanie komputera świadka z nadzieją, że znajdzie się coś, co przyda się do innych spraw, wygląda na nielegal­ne gromadzenie dowodów. To tzw. owoce zatrutego drzewa, czyli dowody, których dotychczas nie można było wykorzystać procesowo, ale ostatnia reforma Kodeksu postępowania karnego (POLITYKA 25) przewiduje już legalizację dowodów uzy­skanych np. przy okazji podsłuchów pro­wadzonych w innych sprawach.
   Prywatny biznes drży na myśl o ko­lejnych idących tym śladem zmianach, choć pani premier uspokaja, że tylko nie­uczciwi mają się czego obawiać. Uczciwi mogą spać spokojnie. Problem tylko taki, że kryteria oddzielające jednych od dru­gich robią się coraz bardziej płynne. Cho­dzi o to, by nikt nie czuł się zbyt pewnie. Konsekwencje, jakie to pociąga, mogą być za to dramatyczne.
   Dotyczy to zwłaszcza tzw. konfiskaty rozszerzonej, która pozwoli prokuraturze (w praktyce Zbigniewowi Ziobrze) na za­jęcie majątku w trakcie niezakończonego postępowania karnego. Nie chodzi tylko o pojedyncze przedmioty, ale nawet całe przedsiębiorstwo, „które służyło lub było przeznaczone do popełnienia przestęp­stwa”. Przed zakończeniem postępowania prokurator będzie mógł ustanowić zarząd­cę przymusowego.
   Prokuratorzy opiniujący projekt bardzo go pochwalili, ale sędziowie sądów okrę­gowych nie zostawili na nim suchej nitki. Zarzucają m.in. stosowanie nieostrych i ocennych kryteriów czy też wprowadze­nie odpowiedzialności karnej podmiotów zbiorowych (np. spółek), nieistniejącej w polskim systemie.
   Rząd PiS ma więc problem nie tylko z sędziami Trybunału Konstytucyjnego, ale też sądów powszechnych. Nie dorośli do „dobrej zmiany”. Dlatego ich samych czeka zmiana, bo wiceminister sprawiedli­wości Łukasz Piebiak szykuje reformę są­downictwa. „Gazeta Polska” zachwyca się jego planem: „Odejście wstań spoczynku ponad 80 sędziów Sądu Najwyższego zaczynających kariery w czasach ko­munizmu. Uderzenie po kieszeni nie­rzetelnych sędziów w ramach odpowie­dzialności dyscyplinarnej. Rozbicie sitw skupionych wokół prezesów sądów, które nie będą już mogły rozdawać przywilejów, gdyż sędziowie obu instancji zarabiać będą tyle samo”.

   Kontroli mniej więcej
   Konfiskata rozszerzona wbrew pozorom nie jest wynalazkiem PiS. To rozwiązanie stosowane w wielu krajach, służące walce z przestępczością zorganizowaną i nawet rekomendowane przez Unię Europejską. Chodzi o pozbawienie sprawców prze­stępstw ekonomicznej bazy dla ich dzia­łalności kryminalnej. Jak zwykle jednak diabeł tkwi w szczegółach, w procedurach i kontroli. Arbitralność władzy stwarza nie­ograniczone pole do szantażu wobec każ­dego źle widzianego przedsiębiorcy.
   Dziś np. wielkim problemem są wyłu­dzenia podatku VAT. To dochodowy sektor zorganizowanej przestępczości. Koniecz­ne są zmiany prawa - tłumaczy rząd. Nie tylko karnego, ale także licznych innych ustaw, zwłaszcza podatkowych. I tych, które dają nowe uprawnienia służbom specjalnym (podsłuchy, inwigilacja itp.).
   Szykuje się też wojna z tzw. agresywną optymalizacją podatkową, czyli tworze­niem zagranicznych spółek tylko po to, by przy ich pomocy obniżać zobowiązania podatkowe w kraju. Na celowniku znalazły się ceny transferowe, czyli transakcje po­między powiązanymi ze sobą firmami pro­wadzone po sztucznie ustalanych cenach tylko po to, by płacić niższe podatki. Przed­siębiorcy już od lipca (mali od stycznia) mają obowiązek przekazywania do urzę­dów skarbowych drogą elektroniczną swo­jej ewidencji VAT (jednolity plik kontrolny - JPK), aby skarbówka mogła na bieżąco kontrolować i poprzez kontrole krzyżo­we wyłapywać nadużycia. Zajmie się tym nowa (uzbrojona) służba-Kr aj owa Admi­nistracja Skarbowa.
   - Od pół roku obserwujemy wzmożoną aktywność kontrolną aparatu skarbowego. Kolejne projekty zmian systemu podatko­wego - w wielu przypadkach uzasadnione i potrzebne - przygotowywane są w po­śpiechu - zauważa Andrzej Puncewicz, doradca podatkowy, partner w firmie Crido Taxand.
- Towarzyszy temu me­dialna aktywność przedstawicieli resortu finansów budząca niepokój wśród przed­siębiorców. Wiele osób już się gubi, co się zmieniło, a co jest dopiero w fazie projektu. Obawiają się, że nieprecyzyjność przepisów lub ich wykładni może zaszkodzić nie tyl­ko ich firmom, ale też im samym. Konse­kwencje (łącznie z więzieniem) są bowiem coraz poważniejsze.
   Przedsiębiorcy od dawna skarżą się, że państwo zastawia na nich pułapki i za­męcza nieustannymi kontrolami, któ­re dezorganizują działalność i narażają na koszty. Dlatego Ministerstwo Rozwoju przygotowało pakiet 100 usprawnień dla firm, obiecując m.in. ograniczenie liczby i czasu kontroli. Jednocześnie resort fi­nansów wydał szefom skarbówek instruk­cję, by skuteczniej dociskały podatników. Plan przewiduje nie tylko zwiększenie liczby kontroli, ale także wymaga, by wię­cej osób było prawomocnie skazanych.

   Zły i dobry policjant
   Minister rozwoju kreuje się więc na do­brego policjanta, obiecując rozluźnienie rygorów, gdy minister finansów jest złym, przykręcającym śrubę. - Niemal połowa polskich przedsiębiorców nie jest przygo­towana do kontroli skarbowej. Zwłaszcza do obowiązku dostarczania jednolitych plików kontrolnych. To będzie spore wy­zwanie informatyczne dla mniej szych firm i w efekcie może narazić je na kary- prze­widuje Piotr Ciski, prezes firmy Sage.
   Niestety, coraz wyraźniej widać, że pań­stwowy aparat kontrolny - jawny i niejawny- oraz prokuratura stają się narzędziem politycznym. Oto np. Prokuratura Okręgo­wa w Warszawie wszczęła właśnie śledz­two w sprawie przekroczenia uprawnień przez Marcina Korolca, byłego ministra środowiska. W 2012 r. miał on nie dopu­ścić do wycięcia Puszczy Białowieskiej, co ograniczyło pozyskanie drewna i przy­czyniło się do rozwoju pasożytów. Grozi mu za to do 5 lat więzienia.
   W tym samym czasie Komisja Euro­pejska wszczęła postępowanie przeciw Polsce w związku z planami obecnego ministra środowiska Jana Szyszki wycinki puszczy. Zarzut dotyczy naruszenia dy­rektyw siedliskowej i ptasiej, za co grożą dotkliwe kary finansowe. Jest więc praw­dopodobne, że jednocześnie Trybunał Sprawiedliwości skaże Polskę za wycięcie puszczy, a polski sąd Korolca za niewycięcie. To sygnał dla biznesu, by za bar­dzo nie pokładał nadziei w prawie unij­nym: zanim Strasburg albo Luksemburg pochylą się nad sprawą, zajmie się wami nasz prokurator.
   Sprawa Korolca jest jedną z wielu, w któ­rych nowa władza rozlicza poprzedników. Część z nich dotyczy górnictwa, zwłaszcza upadku Kompanii Węglowej. Pospieszny audyt przeprowadzili tam tzw. społeczni eksperci wskazani przez ministra Tchoórzewskiego. Wśród doniesień do pro­kuratury wiele jest zasadnych zarzutów ukazujących, jak nieudolnym zarządcą jest państwo. Audytorzy zarzucają m.in., że kopalnie wynajmowały zewnętrzne spółki, płacąc im astronomiczne wyna­grodzenia, albo inwestowały w wydobycie tam, gdzie należało z niego zrezygnować. Tyle że taką politykę dyktowały górnicze związki, a zarządy się do tego stosowały, bo ekonomia była na drugim planie. In­strukcja z Warszawy była prosta – dbać o spokój społeczny.
   To samo robi dziś nowa władza, tylko na większą skalę. Jednocześnie zamie­rza surowo rozliczyć poprzedników. Ale to broń obosieczna, bo każdy państwowy menedżer z politycznego nadania musi mieć świadomość, że za kilka lat i on może stanąć przed prokuratorem i tłu­maczyć się z podejmowanych dziś na po­lecenie z góry, nieracjonalnych ekono­micznie decyzji. Świadomość przyszłej karnej odpowiedzialności może być paraliżująca. A przecież rola państwa w gospodarce ma rosnąć. Wicepremier Gowin wzywa nawet do nacjonalizowania banków.
   - Tylko nieliczni menedżerowie są świa­domi ryzyka- wyjaśnia jeden z urzędni­ków Ministerstwa Skarbu. - Większość ma silną polityczną motywację i wiarę, że obecny układ polityczny długo się nie zmieni. Stąd poczucie rewolucyjnej misji i przekonanie, że nie można się dziś kiero­wać przyziemnymi kwestiami, jak interes spółki i akcjonariuszy. Gdyby prezes PGE dostał polecenie zbudowania elektrowni jądrowej, następnego dnia podpisałby stosowną decyzję.
   Politycy wydają się bardziej świado­mi ryzyka, na jakie wystawiają swoich nominatów. W Ministerstwie Skarbu pojawił się więc pomysł zmiany Kodek­su spółek handlowych, tak by prezesów zwolnić z odpowiedzialności karnej za działanie na szkodę spółki, jeśli stały za tym ważne politycznie powody.
   Biznes w napięciu obserwuje, jak nowa władza - nie niepokojona przez Trybunał Konstytucyjny - rozbudowuje swój ar­senał. Wszyscy wiedzą, że jeśli w pierw­szym akcie dramatu na ścianie zawiśnie strzelba, to w ostatnim ktoś musi z niej strzelić. A strzelb szybko przybywa.
Adam Grzeszak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz