wtorek, 21 czerwca 2016

Na smyczy prezesa



Zbigniew Ziobro w kilka miesięcy uzyskał imponujące wpływy nie tylko w prokuraturze, lecz także w służbach i państwowym biznesie. A to początek. Szeryf IV RP dopiero się rozkręca.

Michał Krzymowski

Narada Zbigniewa Ziobry ze współ­pracownikami, kilka miesięcy temu. W latach 2005-2007 byliśmy od­ważni. Teraz musimy być odważni i rozważni - mówi minister sprawied­liwości. Zamiast zagrzewać do walki z układem, nakazuje umiar i przestrze­ga: za nieudokumentowane wnioski o areszt tymczasowy będzie wyciągać konsekwencje, włącznie z wyrzucaniem prokuratorów z pracy.
   Na innym spotkaniu Ziobro zadziwia swoich współpracow­ników jeszcze bardziej. Zapowiada ograniczenie występów w telewizji i decyduje, że twarzą resortu będzie jego zaufany zastępca Patryk Jaki.

PUKANIE DO DRZWI PIS-U
- Ziobro się zmienił? - pytam człowieka z Nowogrodzkiej.
   - Na pewno chce sprawiać takie wrażenie. Najpierw wy­rzucenie z PiS, a potem klęska jego Solidarnej Polski podob­no nauczyły go pokory, ale Jarosław twierdzi, że ta nagła zmiana stylu to wynik ich ustaleń. Biorąc Ziobrę do rządu, Kaczyński zakazał mu medialnych szarż i zażądał większej wstrzemięźliwości.
   Prezes PiS w rozmowach ze współpracownikami zapew­nia, że wszystko, co robi minister, odbywa się za jego wiedzą. Twierdzi, że od kilku miesięcy prowadzi Ziobrę „na krótkiej smyczy”.
   Czy rzeczywiście?
   Zaraz po wyborach parlamentarnych Ziobro zapowiada najbliższym współpracownikom, że niebawem wstąpi do Pra­wa i Sprawiedliwości. Prosi, żeby w związku z tym zostawić pracę w strukturach Solidarnej Polski i wstrzymać się z przyjmowaniem do partii nowych członków, - Wbrew pozorom chętnych nie bra­kowało. Dobijali się do nas ludzie, którzy z różnych powodów nie mogli się dostać do PiS, a chcieli dołączyć do obozu zjednoczonej prawicy - twierdzi jeden z parlamentarzystów.
   Od wyborów mija jednak ponad pół roku, a Ziobro nadal stoi na czele Solidarnej Polski. Jego współpracownicy zapewniają, że fuzja jest kwestią czasu, ale na razie nie trzeba się z nią spie­szyć, bo współpraca w koalicji układa się bez zarzutu, a sondaże są zadowalające. Według marcowego bada­nia CBOS zaufanie do ministra sprawiedli­wości deklaruje 39 procent respondentów, a do prezesa PiS - 36.
   Ludzie z centrali PiS na Nowogrodzkiej widzą to jednak inaczej. Ich zdaniem czas gra na niekorzyść Solidarnej Polski, której dzia­łacze niedługo będą musieli zabiegać o miej­sca na wspólnych listach samorządowych.
Dlatego Ziobro miał sondować możliwość powrotu na stanowisko wiceprezesa PiS i wprowadzenia swoich ludzi do rady poli­tycznej tej partii. Wybrał jednak zły moment na stawianie żądań, bo PiS jest w przededniu kongresu, na którym delegaci mają wybrać Kaczyńskiego na kolejną kadencję. Wyło­nione zostaną też władze partii: kongres wytypuje radę polityczną, a rada - komitet polityczny. - Wpuszczenie drugiego lisa do kurnika w takim momencie byłoby głupotą.
Ziobro zacząłby eskalować żądania, trzeba by negocjować z nim liczbę miejsc w kierow­nictwie dla ludzi Solidarnej Polski. Jarosław chce tego uniknąć - mówi człowiek z otocze­nia Kaczyńskiego. - Zresztą sytuacja, w któ­rej Zbyszek jest poza partią, a wyborcy i tak uważają go za PiS-owca, jest dla nas bardzo wygodna. Nie może zwrócić się przeciw prezesowi i jest na jego łasce.

GORLIWI ŻOŁNIERZE MINISTRA
Minister sprawiedliwości w telewizji pojawia się rzadziej niż kiedyś, a jeśli już zwołuje konferencje prasowe, to przedsta­wia na nich projekty ustaw przygotowane przez resort: zakaz odbierania dzieci z powodu biedy, rejestr gwałcicieli i pedofilów, konfiskatę nielegalnych majątków (według prawników noweli­zacja jest niezgodna z konstytucją i pełno w niej niedoróbek) czy nowe prawo o komornikach.
   Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że zachowywanie umiaru przychodzi mu z trudem. Kilka tygodni temu wystąpił na konfe­rencji prasowej, podczas której przekazał swoje „500 +” niepeł­nosprawnemu chłopcu. - Wyszły z niego dawne instynkty. Można było to przeprowadzić subtelniej; przekazać pieniądze i dać prze­ciek do tabloidu. Ale nie, on musiał zrobić show przed kamerami śmieje się znajomy poseł.
   Wcześniej Zbigniew Ziobro napisał prowokacyjny list do unij­nego komisarza Giinthera Oettingera i groził sędziom Trybunału Konstytucyjnego „konsekwencjami prawnymi”. Głośnym echem (zwłaszcza w rządzie) odbiła się też jego grudniowa konferen­cja, na której zapowiedział wszczęcie śledztwa dotyczącego pry­watyzacji Kieleckich Kopalni Surowców Mineralnych (KKSM), producenta kruszyw wykorzystywanych przy budowie auto­strad. KKSM upadły w 2014 roku, przyczynił się do tego kierowa­ny wówczas przez Mateusza Morawieckiego bank BZ WBK, który nie zgodził się na objęcie wierzytelności spółki układem rozkłada­jącym w czasie spłatę zadłużenia.
   - Mam nadzieję, że Ziobro nie będzie wy­korzystywać tego postępowania przeciwko Mateuszowi, w którym wielu widzi przyszłe­go premiera i nadzieję prawicy - mówi po­lityk sympatyzujący z wicepremierem Morawieckim.
   Wbrew deklaracjom Kaczyńskiego o „krótkiej smyczy” i kontroli nad Ziobrą, szef Solidarnej Polski w ciągu kilku ostat­nich miesięcy bardzo poszerzył swoje wpły­wy - po cichu i bez rozgłosu. W efekcie jego władza wykracza dziś poza kompetencje mi­nistra sprawiedliwości. Buduje potężne im­perium władzy, którego fundament stanowią prokuratura i służby specjalne. Nad tą pierw­szą Ziobro objął nadzór dopiero w kwietniu, ale już zdążył przeprowadzić w niej kadrową rewolucję: obsadził swoimi ludźmi kierow­nictwo prokuratury krajowej (jej szefem zo­stał jego wieloletni współpracownik Bogdan Święczkowski), wymienił grupę prokurato­rów pracujących przy sprawie smoleńskiej (nie dopuścił do niej śledczych rekomen­dowanych przez szefa MON Antoniego Ma­cierewicza), wskazał nowych prokuratorów regionalnych i najważniejszych okręgowych.
   - Ziobro kieruje się prostą zasadą. W pierwszej kolejności sta­wia na lojalnych i sprawdzonych ludzi, a w drugiej - awansuje młodych, ambitnych śledczych. Jeśli człowiek, który do tej pory zajmował się włamaniami, nagle dostaje odpowiedzialne stano­wisko w okręgu czy regionie, to w naturalny sposób staje się gor­liwym żołnierzem swojego protektora - twierdzi znajomy szefa Solidarnej Polski.

PROKURATOR, FAN KUKIZA
Wśród awansowanych przez Zbigniewa Ziobrę jest między innymi nowy prokurator regionalny w Gdańsku Andrzej Golec, który do tej pory był śledczym prokuratury rejonowej i pracow­nikiem IPN W czasach IV RP Golec był delegowany do Warszawy, gdzie pomagał przy śledztwie dotyczącym szpitala MSWiA, w któ­rym pracował doktor Mirosław G. (o postawionym mu zarzucie zabójstwa na konferencji poinformował Zbigniew Ziobro słowa­mi „już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”). Gdańska prokuratura pod jego rządami nie tylko ściga przestęp­ców, lecz także udziela się na Twitterze. Wśród obserwowanych przez nią kont są instytucje publiczne, dziennikarze i jedna partia - oczywiście Prawo i Sprawiedliwość.
   Inny protegowany ministra to Paweł Wilkoszewski - jego były asystent, który wczasach IV RP zasłynął tym, że poleciał wojsko­wym śmigłowcem do Gdańska, by przesłuchać ówczesnego pre­zesa PZU Jaromira Netzla w sprawie przecieku z afery gruntowej. Wilkoszewski od dwóch miesięcy kieruje Prokuraturą Okręgową w Warszawie. To newralgiczne miejsce, trafia tu najwięcej zawia­domień dotyczących polityków.
   Mówi jeden ze śledczych: - Wiatach 2005- -2007 najważniejsze sprawy kierowano do zdominowanej przez ludzi Święczkowskiego Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach. Dziś taką rolę zaczyna odgrywać Białystok.
   Na czele tamtejszej prokuratury regio­nalnej od dwóch miesięcy stoi Elżbieta Pie­niążek, była funkcjonariuszka CBA. Władzę w prokuraturze okręgowej objął z kolei Ma­rek Czeszkiewicz. To były dyrektor rzeszow­skiej delegatury biura, który - jak wynika z jego błoga - w czasie zeszłorocznych wy­borów prezydenckich publicznie zaanga­żował się w kampanię Pawła Kukiza. Portal tvn24.pl niedawno poinformował, że do bia­łostockiej prokuratury przekazano śledztwo dotyczące interesów żony byłego funkcjona­riusza Centralnego Biura Antykorupcyjnego Tomasza Kaczmarka, słynnego „agenta Tomka”. Nadzoruje je Elżbieta Pieniążek, która pracowała w CBA w tym samym czasie co Kaczmarek. Do Białegostoku trafiła też głośna afera korupcyjna na Wojskowej Aka­demii Technicznej.
   Polityk PiS: - Obsadzenie Białegostoku ludźmi z CBA mogło być elementem tar­gu z koordynatorem do spraw służb Mariu­szem Kamińskim. W zamian Ziobro dostał miejsce w kierownictwie biura. Powierzono je Grzegorzowi Ocieczkowi, który w czasach pierwszego PiS był wiceszefem ABW.
   Do prokuratury i służb niedługo dołączy jeszcze sądownictwo, którego reformę przygotowuje zespół nadzorowany przez Zio­brę. Kształt zmian na razie jest nieznany, ale jedno jest pewne: wpływ ministra na trzecią władzę na pewno się zwiększy.

ŁAPANKA
Ważni dla budowania imperium Ziobry są jego parlamentarzy­ści (w sumie SP wprowadziła na Wiejską ośmiu posłów i dwóch senatorów), urzędnicy administracji centralnej (dyrektor gene­ralny Kancelarii Premiera Tomasz Buława pracował w czasach pierwszych rządów PiS z Ziobrą w Ministerstwie Sprawiedliwo­ści), no i należąca do Solidarnej Polski Beata Kempa, drugi obok Ziobry członek rządu Beaty Szydło.
   Ale prawdziwe konfitury są w spółkach skarbu państwa.
   Spotkanie na Nowogrodzkiej, Jarosław Kaczyński opowia­da gościom o dorobku ostatnich miesięcy: - Jesteśmy w sytuacji Francji, która w 1945 roku przejęła spod niemieckiej okupacji Alzację-Lotaryngię i musiała tam stworzyć nową administrację. My wyzwoliliśmy państwo spod rządów Platformy i też potrzebujemy tysięcy nowych prezesów, dyrektorów i pracowników.
   Menedżerowie wyzwalający państwowe spółki spod okupacji PO to w większości nominaci PiS, ale „dobra zmiana” obejmuje także ludzi kojarzonych ze Zbigniewem Zio­brą. Wśród nich są:
   • Patrycja Kotecka - dyrektor marketingu wLink4, spółce PZU; żona ministra
   • Michał Krupiński - prezes PZU, przyjaciel Zbigniewa Ziobry i jego brata Witolda
   • Andrzej Romanek - wiceprezes spółki Tauron Ekoserwis, były szef gabinetu politycz­nego       Ziobry i były poseł Solidarnej Polski
   • Kamil Kamiński - wiceprezes Tauronu i szef rady nadzorczej Kraków Airport, przy­jaciel Zbigniewa Ziobry i protegowany Bea­ty Szydło
   • Bartłomiej Litwińczuk - członek rad nad­zorczych Grupy Azoty i Polskiego Holdingu Obronnego, były pełnomocnik prawny Zbi­gniewa Ziobry w procesach cywilnych
   • Łukasz Kroplewski - wiceprezes PGNiG, były szef Solidarnej Polski w województwie zachodniopomorskim
   • Paweł Śliwa - członek rady nadzorczej PGE, radny sejmikowy PiS, były szef sądu ko­leżeńskiego Solidarnej Polski
   • Maciej Zaborowski - członek rady nadzor­czej PZU, były pełnomocnik Zbigniewa Zio­bry w procesie cywilnym
   • Marcin Szuba - członek rady nadzorczej PZU Życie, prezes stowarzyszenia Katon, za­łożonego przed laty przez Ziobrę
   • Mariusz Andrzejewski - szef rady nadzor­czej PKP PLK, krakowski znajomy ministra.
   Znajomy Ziobry: - Nabór do spółek przypomina łapankę. Sta­nowisk do obsadzenia jest mnóstwo, a ławka PiS jest krótka. Tym bardziej że w radach nadzorczych mogą zasiadać tylko osoby, któ­re zdały specjalne egzaminy, albo adwokaci. A że Zbyszek wywo­dzi się ze środowiska prawniczego, to kandydatów mu nie brakuje.
   Człowiek z Nowogrodzkiej: - Ziobro dopiero się rozkręca. Na razie z wyczuciem sprawdza, jak daleko może się posunąć, ale gdy tylko poczuje swoją siłę, to z tej owczej skóry wyjdzie stary Zby­szek. Ten z czasów IV RP.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz